Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Schody

+4
Will
Vincent
Lizzie
Mistrz Gry
8 posters

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Schody - Page 2 Empty Re: Schody

Pisanie by Konstanty Wto Lis 15, 2011 8:31 pm

Domyślanie się czegokolwiek nigdy nie było mocną stroną. Musiałem się naprawdę mocno skupić by zrozumieć sytuacje, w których czasem znajdowałem się ze swojej winy, jak i z winy innych, albo też niczyjej, bo o takie się przydarzały. Najbardziej proste sprawy były dla mnie najtrudniejszymi, leczy gdy przychodziło do interpretacji zamotanej wypowiedzi jakiegoś poety to nie miałem z tym najmniejszego problemu. Nie miałem problemu gdy trzeba było opisać jakoś dokładniej jakiś kolor, czy pogodę, czy zwykły zapach. Umiałem odnaleźć tysiące słów w swoim ojczystym języku opisujące wygląd Sofie, opiewające jej mimikę, która była urocza niczym słońce toczące walkę z horyzontem podczas zachodu słońca. Czasem poddawało się jej bez wielkich widowisk, ale od czasu do czasu starało się zaćmić swoją wspaniałością wszystko naokoło. Podobnie było z jej mimiką. Gdy nie wyrażała emocji wszystko było zwyczajne i proste, lecz gdy chciała coś pokazać sprawa stawała się skomplikowana niczym analiza matematyczna, do której nawet nie chciałem podchodzić na odległość kilometra. Patrzyłem jak zafascynowany gdy zacisnęła oczy, nie chcąc słuchać moich przeprosin. Całe szczęście, że w porę się opamiętałem by przestać zachowywać się tak natarczywie i powróciłem do gapienia się we własne dłonie, które również były poplamione krwią. Byłem niemal pewien, że jakiś ślad zostanie na mojej twarzy w pamiątce po tym dziwnym upadku. Ale jaką mi robiła różnicę jedna mała zwada, na twarzy, gdy całość mnie była w takim opłakanym stanie. Wstydziłem się tego jak wyglądam, to nie była żadna nowość. Pewnie siedząc przy Sofie wyglądam jak jeden wielki troll, który uciekł ze służy najbardziej obrzydliwej wiedźmy na tym świecie.
I ja chciałem jej to cokolwiek wynagradzać? Ja miałem nadzieję, że przyjmie moje przeprosiny i zgodzi się, bądź nie bądź, na kolejne spotkanie z człowiekiem takim jak ja? Zawsze robiłem okropne pierwsze wrażenia. Nigdy nie udawało mi się wypaść na takiego jaki chciałem być. Choć z innej strony patrząc, sam nie wiedziałem jaki chciałem być. Ale to już odrębny problem.
- Oczywiście, że mam co wynagradzać. Naraziłem cię na siniaki. Czułbym się okropnie jakbym cię porządnie nie przeprosił, nie zrekompensował szkody, nie postąpił jak na porządnego człowieka przystało. Jeżeli ci to ułatwi sprawę to zgódź się chociaż by zaspokoić moje sumienie... - wymamrotałem łamiącym się głosem. Bardzo brzydko było grać na litość, na współczucie, ale nie widziałem wyjścia. Nie potrafiłem wymyślić niczego odpowiedniego do powiedzenia w takiej sytuacji. Naprawdę chciałbym by przy każdej tego typu okazji był dozwolony telefon do przyjaciela. Wtedy chwyciłbym za swoją komórkę i jak najszybciej zadzwonił do Maksa po poradę, co powinienem w takiej sytuacji zrobić. Choć zapewne jego rada byłaby tego typu bym korzystał z nadarzającej się okazji i obrócił Sofie na wszystkie możliwe sposoby. Obrócił, co za prostackie stwierdzenie. W sumie Maks by go nie użył. Użyłby pewnie jeszcze gorszego. No chyba, że byłby w jakimś lepszym humorze, wtedy potrafiłby się opanować. Ale co ja o tym myślałem, gdy i tak nie mogłem teraz nigdzie zadzwonić. Moja komórka leżała metr ode mnie, pod boczną ścianą. Zapewne wyleciała mi z kieszeni podczas upadku i już do reszty się rozbiła. To już czwarta w tym roku. - Zgodziłaś się? - zapytałem zdziwiony nie do końca zdając sobie sprawę z tego co słyszę. - To cudownie! Znaczy... Na tyle cudowne ile może być cudowne w perspektywie tego okropnego wydarzenia - poprawiłem się. - Tylko... Ja chyba nie do końca wiem jak by mogło wyglądać takie wynagradzanie... Może... Może lubisz kwiaty? - zapytałem z nadzieją. Już tyle razy wykorzystywałem Venus jako swoją osobistą kwiaciarnię, że czułem się okropnie. Ale może moja Afrodyta nie obrazi się jak jeszcze raz poproszę ją o pomoc? Ona jest taka wspaniała, z pewnością nie.
Konstanty
Konstanty
urocza dziewica


Powrót do góry Go down

Schody - Page 2 Empty Re: Schody

Pisanie by Sofie Sro Lis 16, 2011 3:48 pm

Trzeba przyznać, że pochlebiało mi zachowanie Kostka. Zazwyczaj każdy osobnik płci męskiej obchodził mnie szerokim łukiem, podśmiewał się ze mnie, albo wspominał coś na temat tego, jaka byłam grzeczna i że jedyne, co mi pisane to skończyć jak stara panna z milionem kotów w domu. Za to chłopak, którego właśnie spotkałam, sprawiał, że poczułam się nieco dowartościowana. Nie mówię, że mam niskie mniemanie o sobie uważam się za ostatniego, nic nieznaczącego śmiecia. Wręcz przeciwnie. Doskonale byłam świadoma tego, że wcale tak nie było. Co nie zmienia wcale faktu, że przy Konstantym poczułam się jeszcze lepiej. Spędzanie z nim czasu sprawiało mi przyjemność, nawet jeśli nasz spotkanie trwało od kilku czy kilkunastu minut. Zapomniałam już nawet o tym, jak bardzo byłam sobą zniesmaczona i tym, co zrobiłam wcześniej. Chętnie skorzystałabym z okazji, aby jeszcze raz być zepchniętą ze schodów przez spadającego bruneta. To brzmi trochę masochistycznie, ale taka była prawda.
Nie mogłam nie zgodzić się na wynagradzanie, niezależnie od tego, jak miało wyglądać. Widząc załamaną minę chłopaka i jego łamiący się głos, pękało mi serducho, bo ja nie potrafiłam patrzeć na czyjeś nieszczęście, nie mówiąc już o tym, że w tym wypadku, sama bym je spowodowała. Ale niech nikt nie myśli, że zostałam wzięta na litość. I tak bym się zgodziła, częściej czy później.
- Jak widzisz – odparłam, kiwając potakująco głową i szerząc się jak głupia, gdy moich uszu doszło pytanie, jakby Konstanty nie dosłyszał tego, co powiedziałam. Ale ja przecież mówiłam głośno, przynajmniej tak mi się zawsze wydawało. Zdałam, więc sobie sprawę tego, że był zdziwiony moją odpowiedzią. Rety, może nie byłam super obeznana w sprawach odnośnie randkowania, relacji męsko-damskich, ale on nie wyglądał na kogoś, przed kim uciekając dziewczyny. Był na swój sposób przeuroczy i jestem przekonana, że niejedna ślicznotka do niego wzdychała. I w związku z tym, właśnie coś do mnie doszło.
- Niee, nie chcę kwiatów, nie dawaj mi żadnych kwiatów. Co jeśli Twoja dziewczyna to zobaczy? No, bo na pewno masz dziewczynę. Jeszcze by coś sobie pomyślała, bo dziewczyny zazwyczaj są niemądre i robią problem z niczego i jeszcze coś by sobie ubzdurała i Cię znielubiła. Nie wspominając już o mnie. Ale ja nie chcę, żeby cię znielubiła twoja dziewczyna, naprawdę nie chcę. – powiedziałam, kręcąc głową i robiąc nieco zmartwioną minę. Byłam w Rezydencji od kilku dni, ale już zdążyłam zauważyć, że niemal każda osoba, którą mijałam, trzymała jakąś inną za rączkę, czy się do kogoś tuliła. I jak już wspominałam, nie zdawało mi się, żeby Kostek był jakimś samotny i nieszczęśliwy. No przecież wystarczyło na niego spojrzeć, miał w sobie coś, co sprawiało, że na moje usta wpłynął uśmiech, gdy przyjrzałam się rysom jego twarzy.
Jeszcze raz na niego zerknęłam, z naprawdę zmartwionym wyrazem twarzy, spod wachlarza gęstych rzęs. Nie, żeby były sztuczne czy coś, one po prostu naturalnie były takie długie i gęste, a ja nie miałam w zwyczaju na nie nakładać tony tuszu do rzęs. To samo z moją twarzą. Mocny makijaż i ja to coś, co zupełnie ze sobą nie grało i jeśli kiedykolwiek ktoś pomyślał, że nakładałam na siebie grubą tapetę to poważnie się mylił. Naturalność, o, to było dopiero coś. Chociaż właściwie to nie mam pojęcia, co moja opinia na temat tapetowania się miała wspólnego z tym, co się działo. Ale to tak po prostu czasami było. W momencie, kiedy nikt by na to nie wpadł, ja myślałam o rzeczach kompletnie nie dotyczących sytuacji w jakiej się znajdowała. Dziwne no.
Sofie
Sofie
zagubiona


Powrót do góry Go down

Schody - Page 2 Empty Re: Schody

Pisanie by Konstanty Czw Lis 17, 2011 7:41 pm

Zawsze byłem dosyć wrażliwy na przyrodę, od małego nie lubiłem gdy rodzeństwo deptało po kwiatach w ogródku, gdy łamali gałęzie pięknych starych drzew grając w piłkę, gdy bawili się w tą dziwną grę "kocha, lubi, szanuje" niszcząc najpiękniejsze okazy roślin, które rosły w pobliżu naszego domu. W końcu doszło do tego, że trudno było odnaleźć coś pięknego w tym otoczeniu, żeby ujrzeć coś poza trawami i chwastami trzeba było udać się na dłuższy spacer. Mi te spacery wcale nie przeszkadzały, w sumie stanowiły one moje główne zajęcie. Czasami wyruszałem gdzieś o świcie i nie było o mnie słychać przez cały dzień. Nie sądzę by ktoś to zauważył, no może poza wyjątkiem gdy chcieli się mną w czymś wysłużyć. Wtedy zaczęło się narzekanie na Kostka, wytykanie mu wszystkiego tego czego nie potrafił i prawienie mu godzinami morałów, które po bliższym przyjrzeniu się nie miały w zupełności sensu. Ile to razy ja miałem okazję powiedzieć im coś ważnego, coś co mogłoby zmienić ich poglądy, zmotywować. Ale gdy tylko się do tego zabierałem zapominałem słów, gubiłem się w zdaniach i zaczynałem się jąkać. W żadnym wypadku nie nadawałem się na nauczyciela czegokolwiek. Choć miałem jak najbardziej pozytywne zamiary. Zawsze miałem piękne zamiary co do wszystkiego, zdawałem sobie z tego sprawę. No może czasem zaistniał pewien wyjątek, przez który miałem potem wyrzuty sumienia, ale na ogół naprawdę byłem zadowolony ze swojej mentalnej przeszłości. To nie zmieniało jednak faktu, że większą część życia poświęciłem na spacery zamiast na pomaganie potrzebującym. Wolałem oglądać jak biedronka toczy walkę z kroplami wody, niczym Apollo ze wszystkimi swoimi przeciwnikami. Wolałem oglądać chmury przypominające kożuchy mleka rozlane na błękitnej płachcie. Wolałem tkwić w nierzeczywistości, bo ona zawsze mi dawała jakieś liche pocieszenie. Czego nie mogłem powiedzieć o realnym świecie, który w ciągu moich dziewiętnastu lat życia zdążył mi nie raz utrzeć nosa. Nawet już nie mówiąc o moim dzieciństwie z nadpobudliwym ojcem i resztą głośnego rodzeństwa. Nawet tu w rezydencji zdarzały się chwilę smutku i goryczy.
Wypowiedź Sofie własnie przywołała mi wspomnienia na temat moich uczuciowych przygód. Założyła z góry, że mam dziewczynę, gdy takowej nigdy nawet nie odważyłem się mieć. Jedyną dziewczyną o jakiej myślałem w ten sposób, jako o dziewczynie była Gerda. To oczywiste. Ale jednocześnie nie potrafiłem ignorować faktu, że jak do tej pory jedynym moim doświadczeniem miłosnym był jednak pocałunek z chłopakiem. Wspominając czasy gdy wydawało mi się, że mam odmienną orientację poczułem wstyd. Zwłaszcza z tego, że nawet wyznałem prawdę o swoich dziwnym myślach niektórym z moich przyjaciółek. Oczywiście one zachowały to w tajemnicy, postąpiły tak cudownie jak sobie nawet nie mogłem wyobrazić. Ale właśnie z powodu mojej głupoty w tamtych czasach miałem teraz ten pewien uraz, który strasznie utrudniał mi mówienie na głos o swoich pragnieniach, o swoim stanie cywilnym. Nawet nie wiem jak to dokładnie określić! Po prostu nie pozostawało mi nic innego niż się zawstydzić i jeszcze mocniej utkwić wzrok w podłodze badając jej fakturę i kształt.
- Nie mam dziewczyny - prawie wyszeptałem. A potem nabrałem powietrza w płuca starając się odrobinę ochłonąć i wrócić do poprzedniego stanu. To straszne, że nigdy nie udawało mi się rozmawiać z kimkolwiek bez zawstydzenia. No chyba, że z Gerdą. Ale ona była wyjątkowa. - Nie chcesz nawet kwiatka w doniczce? - zapytałem z nadzieją, ale co ja się łudziłem. - A może jesteś uczulona? To w takim razie wymyślę coś innego - obiecałem energicznie kiwając głową. Na tyle energicznie, że poczułem tępy uścisk w okolicach zatok i bezwiednie złapałem się za nos. Chyba jeszcze do końca nie otrząsnąłem się z tego upadku. Ale wystarczy żebym pamiętał by nie trząść głową i byłem pewny, ze nic mi nie będzie. Może oprócz jakiegoś śladu, ale to mało ważne. W tej chwili miałem inny problem. Jak jeszcze można przeprosić dziewczynę jeżeli nie kwiatami? Oczywiście przychodziły mi na myśl same najgłupsze rzeczy. - A może zabrałbym cię na jakieś ciastko? Gorącą czekoladę, herbatę? Może lody? Chciałabyś?
Konstanty
Konstanty
urocza dziewica


Powrót do góry Go down

Schody - Page 2 Empty Re: Schody

Pisanie by Sofie Nie Lis 20, 2011 11:01 am

Nie chciałam Kostka ani trochę zawstydzić, czy bardziej zmieszać i jak się okazało, niepotrzebnie poprowadziłam ten monolog na temat tego, co mogłoby się stać, gdyby jego potencjalna dziewczyna, które jak się okazało, wcale nie było, dowiedziała się, że on dałby mi kwiaty. Byłam po prostu głupia i zawsze bez potrzeby za dużo mówiłam, gdy już otwierałam usta, w innych wypadkach siedziałam cicho, kiwając głową i szeroko się uśmiechając, gdy inni o czymś opowiadali. Teraz też przesadziłam i poczułam się z tego powodu bardzo źle, więc z zakłopotania przygryzłam dolną wargę, co robiłam wręcz automatycznie. Tak jak i obgryzałam paznokcie, gdy się bardzo stresowałam, co było okropnym nawykiem, którego powinnam się pozbyć. Tak samo jak i na moich policzkach pojawiały się różowe wypieki, gdy ktoś prawił mi komplementy, co trzeba przyznać, często się nie zdarzało, ale jednak. O jakie to było irytujące.
Ale czułam, że musiałam coś zrobić, żeby chłopak poczuł się nieco lepiej i pewniej siebie, bo wyglądał na takiego zagubionego i smutnego, a ja nie lubiłam, gdy ludzie w moim towarzystwie się tak czuli, bo to sprawiało, że ja też źle się czułam.
- Ej, Kostek. Nie przejmuj się tak tym! Mi naprawdę nie trzeba nic dawać, żeby mi to wynagrodzić. Wystarczyłoby mi gdybyśmy po prostu coś razem zrobili. O! Dobry pomysł! Możemy pójść na lody! Pod warunkiem, że lubisz lody. Bo ja lubię, i to bardzo, a tak dawno nie jadłam lodów - przewróciłam oczami i zdałam sobie sprawę z tego, że rzeczywiście dawno nie miałam w ustach smaku lodów, ani czekolady, ani waty cukrowej, ani orzeszków w karmelu, ani niczego, co było takie dobre i słodkie, bo uważałam, że nie mogę tyle w siebie wpychać, bo nie chciałam wyglądać jak gruba krowa. To właśnie dlatego bardzo mało jadłam, a w niektórych miejscach moje kości wystawały zdecydowanie za bardzo. To jednak wszystko przez moją mamę, która kiedyś mi powiedziała, że miałam za grube nogi, aby nosić szorty. Co prawda miałam wtedy jakieś dziesięć lat, ale bardzo wzięłam tę uwagę do siebie i kilka lat później zdałam sobie sprawę, że chyba miała rację. Doszłam jednak do wniosku, że lody sprawiłyby, że i ja miałabym lepszy humor, jak i chłopak.
- Ale proszę, nie zamartwiaj się już tak. Nic się nie stało! - poprosiłam trzepocząc rzęsami i szeroko się do niego uśmiechając, bo jak dla mnie problemu nie było, bo ja problemów robić nie lubiłam i wolałam wszystko bezkonfliktowo rozwiązać i nie brałam głupiego spadnięcia ze schodów za celowe szkodzenie mi czy coś takiego. To był po prostu przypadek, a przypadki się zdarzają, niezależnie od nas i od tego, co chcemy, prawda?

ojejku, taki krótki w post ;cccc
aż mi głupio przy kostkowym
Sofie
Sofie
zagubiona


Powrót do góry Go down

Schody - Page 2 Empty Re: Schody

Pisanie by Konstanty Nie Lis 20, 2011 8:38 pm

Kamień mi spadł z serca, gdy przyjęła pozytywniej moją drugą propozycję, bo bym miał wielki problem z odnalezieniem kolejnej. Choć to oczywiste, że bym próbował, aż do tego momentu, w którym bym odniósł skutek. Szkoda, że nie mam aż tyle samozaparcia w innych sprawach, niż w takich. To było poniżające mieć świadomość tego, że jednak jest we mnie jakaś siła, która pozwala mi walczyć o swoje dobre imię, o swoją godność i co najważniejsze o zapewnienie innych tego co im się należy, ale ta siła już nie obejmuje sfery uczuciowej. Tam czuję się bezbronny niczym zwykły liść niesiony przez jesienny wiatr w kierunku jeziora, w którym najprawdopodobniej liść ten przez chwilę popływa na powierzchni by potem skończyć jako zgnilizna. Zapewne właśnie tak kiedyś skończę, samotny i zgniły. Ale póki co starałem się o tym nie myśleć. A nuż przesadzam i w przyszłości wcale nie będzie tak tragicznie? Nie mogłem być aż tak pewien swojego nieszczęścia. Bo czasami nawet z pozoru okropne rzeczy przeradzają się w coś pięknego, jak przykładowo znajomość z piękną Sofie.
- Już się nie przejmuję - skłamałem lekkomyślnie, ale momentalnie dopadły mnie wyrzuty sumienia i postanowiłem się poprawić. - Znaczy, postaram się nie przejmować. Obiecuję. Zresztą to nie będzie takie trudne, zwłaszcza że strasznie się cieszę, że się zgodziłaś! A może... Nie wiem czy zechcesz... Ale może... - zaciąłem się wahając przez chwilę, czy powiedzieć to co chcę powiedzieć, bo to jednak było trochę dziwne. I nie wiedziałem jak Sofie mogłaby zareagować, w końcu nie zna mnie na tyle, by się zgadzać. W dodatku nie miałem pewności, czy sobie poradzę. - Bo wiesz, moja mama, znaczy to było uwarunkowane tym, że raczej za wiele pieniędzy nie mieliśmy, ale moja mama robiła lody własnej produkcji, zawsze przyglądałem się jak szykowała składniki, rozdrabniała kostki lodu. Nic mi tak w życiu nie smakowało jak własnie to. Ja myślę... Myślę, że mógłbym coś takiego zrobić. Gdybym coś zrobił coś tak bardziej od serca od razu poczułbym się lepiej! Ale czy ty byś chciała? Jeżeli nie chcesz oczywiście możemy iść gdzieś w Tromso, choć jak ja zawsze wychodzę to od razu się gubię... - zakończyłem odrobinę załamanym głosem, bo zawsze im dłużej mówiłem tym bardziej się załamywałem, że coś mówię nie tak, że coś kręcę, że niepotrzebnie się staram, że mówię całkiem bez sensu. I zapewne tak było, choć przecież chciałem inaczej. Jestem okropnym rozmówcą, może Sofie jednak będzie wobec mnie łaskawa, do tej pory była, nawet za bardzo. Zdecydowanie jest za wspaniała jak na moją znajomą. Podobnie Gerda i Venus, i cała reszta.
Gdy tak się produkowałem, gdzieś za moimi plecami, na górze schodów było słychać czyjeś kroki. Bez zastanowienia wstałem robiąc miejsce na przejście, by nikt z mojego powodu nie musiał się przepychać. Zawsze schodziłem z drogi dla innych i to było już zachowanie odruchowe. Nieznajomy chłopak miną nas rzucając jakieś dziwne spojrzenie na moją poplamioną koszulę i na mój nos, a następnie puścił oczko do Sofie, co jakimś dziwnym przypadkiem, właśnie mnie naprawdę zawstydziło. Jak to jest możliwe, że wszystkim przychodzi z taka łatwością takie zachowanie? Ja prędzej bym umarł niż do kogoś mrugnął. Co widać w tym jaki bezradny jestem wobec Gerdy i swojej miłości do niej. Ale czy w tym przypadku mruganie byłoby odpowiednie? Z pewnością nie.
- To jak będzie? - zapytałem cicho wpatrując się we własne buty. Strasznie się denerwowałem.
Konstanty
Konstanty
urocza dziewica


Powrót do góry Go down

Schody - Page 2 Empty Re: Schody

Pisanie by Sofie Pią Lis 25, 2011 9:21 pm

Spojrzałam na Kostka, widząc jak nadal zmieszany był. Nie miałam pojęcia dlaczego tak było, ale zdałam sobie sprawę z tego, że to pewnie z mojego powodu, w pewnym stopniu. Wyglądało na to, że się wstydził, albo coś. Ja też się często wstydziłam, zwłaszcza, że od czasu moich dramatycznych wspomnień z dzieciństwa nie lubiłam pokazywać, że umiem coś więcej niż inni, albo, że mam coś więcej do powiedzenia, dlatego, gdy pytano mnie o opinię czy poradę, czasem wolałam się nie odzywać.
- Wcale nie, nie kłam. Nadal się zadręczasz – zauważyłam przekrzywiając głowę - Kostek – szturchnęłam go bardzo delikatnie łokciem. Jeszcze brakowało, żebym mocnym dźgnięciem uszkodziła mu żebra czy coś. – Spokojnie. Nie chcę, żebyś się czuł ze mną zakłopotany, czy jakoś nieswojo. Nie jestem wymagająca, ani jakaś niewiadomo jaka, żebyś musiał tak się bardzo wysilać, co jest urocze, ale naprawdę niczym się nie przejmuj. – powiedziałam i posłałam mu szeroki i miałam nadzieję, że również i przekonujący uśmiech, chociaż szczerze mówiąc, nie byłam wcale dobra w przekonywaniu kogokolwiek do tego, że miałam rację, czy do zrobienia czegoś. Zwłaszcza, że nie lubiłam, gdy ludzie robili coś wbrew sobie, z mojego powodu, bo nie lubiłam nikogo do niczego zmuszać. Ja w ogóle chyba wolałam pozostać w cieniu niż się wychylać i mówić więcej niż powinnam. Ale jak już mówiłam, spowodowane to było moimi traumatycznymi wspomnieniami z dzieciństwa. Jak teraz spoglądam na nie w wieku osiemnastu lat, bez wątpienia mogę uznac, że całe było traumatyczne i patologiczne, choć dla małej i głupie nie, było najnormalniejsze i najlepsze, nawet jeśli zmuszano mnie do uczenia się cały dzień i spania całą noc ani nie pozwalano mi na to, czego chciałam. Jak dobrze, że trochę znormalniałam i nauczyłam się, jakie wartości są w życiu ważne. Co prawda mało kto podzielał moje skromne zdanie, ale ważne, że ja wiedziałam to, co wiedziałam i w to wierzyłam.
- I z wielką chęcią spróbowałabym domowych lodów! Naprawdę, bo wiesz… - nie zdążyłam dokończyć, bo minął nas jakiś chłopak, a ja byłam zbyt skupiona na odpowiadaniu na kostkową propozycję, że go nie zauważyłam, więc musiał chwilę poczekać, aż zwróciłam na niego uwagę i podkuliłam nogi, żeby umożliwić mu przejdzie. A potem on puścił mi oczko. Rety, po co on to zrobił? Poczułam się bardzo zmieszana i poczułam jak gorące stały się moje policzki, które pewnie się już zaróżowiły. No pewnie, tylko tego mi brakowało. Spuściłam głowę, tylko na moment ją unosząc, aby upewnić się, że owy pan już sobie poszedł, ale nie powróciłam do poprzedniej pozycji. Zawsze bardzo wstydziłam się, gdy się rumieniłam. Uważałam to za coś złego i niepożądanego. Poza tym, to było takie ironiczne, bo przed chwilą mówiłam Kostkowi, aby się nie wstydził, a teraz sama miałam ochotę się schować, dlatego, że jakiś chłopak, którego nawet nie znałam, mrugnął do mnie, a potem jeszcze się uśmiechnął. Nie wiem. Nie potrafiłam sobie wyobrazić jak czuły się te wszystkie dziewczyny, które specjalnie zwracały na siebie uwagę nosząc bardzo skąpe ubrania, robiąc to i tamto, żeby wszyscy przedstawiciele płci męskiej się na nie gapili. Coś z nimi było nie tak. Na pewno. To przecież nie było normalnie.
- Przepraszam – powiedziałam przepraszając za swoje dziwne zachowanie, co było nieco stłumione przez moje włosy, które opadły na moją twarz. Nabrałam głęboki oddech, wypuściłam powoli powietrze z płuc i poczułam, że rumieńce chyba zniknęły, a potem uniosłam głowę. Odgarnęłam z oczu pojedyncze kosmyki włosów i spojrzałam na bruneta.
- I jestem jak najbardziej za – potwierdziłam jeszcze, odnośnie lodów, bo naprawdę spodobał mi się ten pomysł. Był chyba nawet lepszy niż kwiaty.
Sofie
Sofie
zagubiona


Powrót do góry Go down

Schody - Page 2 Empty Re: Schody

Pisanie by Konstanty Sob Lis 26, 2011 9:52 am

Trudno było mi się do tego przyznać, ale akurat przy Sofie aż tak bardzo skrępowany się nie czułem. W ciągu tego krótkiego spotkania zdołałem ją do tego stopnia polubić, że nawet się już tak bardzo nie jąkałem. Owszem, mój sposób wypowiadania się pozostawiał wiele do życzenia, ale nie potrafiłem stwierdzić bym czuł się bardziej skrępowany w towarzystwie Sofie niż w innym, z prostej przyczyny, bo tak nie było. Wręcz przeciwnie, w pewnej chwili chyba poczułem się odrobinę swobodniej, bo w innym razie nie zaproponował bym jej tego co zaproponowałem. Bałbym się przełamać. A tu proszę, rozmawiam z nią jakbym znał ją już od jakiegoś czasu i wcale nie poznał w właśnie przed chwila w taki okropny sposób. I jakbym nie rozmawiał z nią w tak bardzo publicznym miejscy jakim są schody. Bo właśnie takie one były. Zazwyczaj bałem się przebywać w miejscach gdzie cały czas ktoś przechodzi, gdzie ktoś się spieszy. Po korytarzach starałem się przemykać najszybciej jak potrafię, w kuchni przebywałem jedynie parę sekund dziennie, dobra minut, tyle by tylko zabrać coś do zjedzenia lub picia a potem uciec w bardziej ukryte miejsce. Owszem, trzeba wziąć również tą okoliczność, że przed chwilą uderzyłem się w głowę i mogę nie do końca panować nad sobą i nad swoimi myślami, ale raczej nie sądzę. W moim wyobrażeniu człowiek nie potrafiący odnaleźć myśli nie zachowuje się tak jak ja. Bo bardzo często nie potrafię ich odnaleźć. Czyżby takie wypadki dobrze mi robiły? Aż strach myśleć. Bo mimo swoich wielu wad nigdy nie byłem zwolennikiem samookaleczania się.
- To wspaniale. Cieszę się, że dasz mi szansę - powiedziałem odrobinę ciszej przytłumiony czyimś niedalekim towarzystwem. I chociaż chłopak zapewne już nas nie słyszał to ja nadal czułem jego tak jakby towarzystwo. W sumie w tej chwili poczułem towarzystwo wszystkich osób jakie mogły nas otaczać. Przecież całkiem możliwe jest to, że ktoś może nas obserwować, ktoś mógł przechodzić całkiem niedaleko i usłyszeć parę naszych słów. Mógł nas zobaczyć i zrezygnować z pierwotnej drogi jaką obrał, by nam nie przeszkadzać. Wiele rzeczy jest możliwe.
Dlatego tak bardzo lubiłem miejsca położone z dala od wszystkiego, uwielbiałem swoje samotnie. Bo tam były naprawdę małe szanse by mnie ktoś obserwował, by ktoś zwracał na mnie uwagę. Właśnie tak mogę być do samego końca sobą. Oczywiście zdarza się, że i do samotni kogoś innego, znaczy Gerdę, ale przy Gerdzie też do końca mogłem być sobą. Dobra, nie do końca końca, bo jednak przed nią też byłem zmuszony coś ukrywać. Nawet nie wyobrażacie sobie jakbym chciał mieć kogoś bym nie musiał przy nim niczego udawać. Niestety na razie jedyną opcją był Maks, a z nim niestety czasami bałem się rozmawiać.
- Czyli... mam rozumieć... że jesteśmy umówieni? Tylko na kiedy? Bo chyba nie teraz...? - zapytałem jednocześnie patrząc na swoją zakrwawioną koszulkę. To było głupie pokazywać się ludziom w takim stanie. Dlatego uznałem, że lepszym wyjściem byłoby gdybym jednak umówił się z Sofie na konkretny termin. Lubiłem się umawiać z ludźmi, bo przyjemnie było myśleć, że ma się jakieś plany. Z drugiej jednak strony zdenerwowanie jakie towarzyszyło mi przed każdym spotkaniem bywało wykańczające.
Konstanty
Konstanty
urocza dziewica


Powrót do góry Go down

Schody - Page 2 Empty Re: Schody

Pisanie by Sofie Nie Lis 27, 2011 7:19 pm

- Z wielką przyjemnością, że z Tobą spotkam po raz kolejny! - odparłam jeszcze z wyczuwalnym entuzjazmem w głosie i szerokim uśmiechem na ustach, gdy tamten dziwny chłopak już sobie odszedł. Przed odwróceniem, zmierzył jeszcze wzrokiem moją sylwetkę, a ja poczułam jego spojrzenie prześlizgujące po moich odsłoniętych nogach. Następnym razem założę spodnie, bo pewnie moja twarz znów się zarumieniła. Jejku, to takie irytujące. Znów musiałam nabrać głęboki oddech zanim ponownie spojrzenie moich zielonych tęczówek zawisło gdzieś w okolicach oczu Kostka.
- Na jutro! Albo nie, na pojutrze! Spotkajmy się tutaj, w tym samym miejscu, pojutrze o... - zastanowiłam się nad jakąś godziną, która by zachęcająco brzmiała - dwunaste! Ale dwunastej w południe, nie w nocy przypadkiem, bo to by było głupie. Dobrze? - poruszyłam brwiami, w górę i w dół.
- A teraz ja muszę już iść, a Ty idź się lepiej przebrać! - stwierdziłam po chwili, podnosząc się ze schodka i obciągając spódniczkę, żeby przypadkiem za dużo nie pokazała, jednocześnie zerkając na zakrwawioną koszulę bruneta. Raczej nikt nie chciał widzieć chłopaka chodzącego po Rezydencji w takim stanie. Nie, żeby ogólnie źle się prezentował, bo gdy tak na niego spoglądałam, wyglądał naprawdę bardzo dobrze. Aż dziwne, że nie był jakimś zadufanym w sobie lalusiem, bo zazwyczaj panowie, którzy wyglądali lepiej niż inni lubili bufonować i obnosić się ze swoją urodą. A najgorsze było jak wszystkimi pomiatali i na wszystkich spoglądali z góry, uważając się za innych. Ale mimo tego, że to spotkanie było krótkie i początkowo trochę niefortunne, definitywnie Konstanty taki nie był.
Naprawdę musiałam już iść, bo przypomniałam sobie, że powinnam coś zrobić, dlatego właśnie postanowiłam się zebrać i pójść. Jeszcze raz spojrzałam na Kostka.
- Do zobaczenia - odparłam z szerokim uśmiechem, wciąż szczerząc zęby jak jakieś odmóżdżone dziecko. Nachyliłam się i objęłam go na pożegnanie, a potem odwróciłam się na piętach i poszłam w swoją stronę, wesołym, żwawym krokiem, znikając za rogiem. Normalnie nie miałam w zwyczaju być wylewną ze swoimi uczuciami, ani przytulać się do dopiero co poznanych osób, ale nie wiem dlaczego to zrobiłam. Chyba dlatego, że tak bardzo polubiłam bruneta i nie bałam się go przytulić. Aż dziwne.

// i poszła gdzieś tam
Sofie
Sofie
zagubiona


Powrót do góry Go down

Schody - Page 2 Empty Re: Schody

Pisanie by Konstanty Nie Lis 27, 2011 8:27 pm

Jutro było dla mnie dobrym terminem. Podobnie jak pojutrze i w poniedziałek. I w sumie cały następny tydzień. To oczywiste, że nie miałem żadnych planów, bo ktoś taki jak ja ich nie potrzebuje. No i też nie dane jest mu takich mieć. Żyje z dnia na dzień mając nadzieję, że ktoś zaszczyci go rozmową, ktoś pozwoli mu się do siebie zbliżyć. Nie chcę tu oczerniać moich przyjaciół, bo to naprawdę wspaniali ludzie, tyle tylko, że ja sam nie jestem ich wart. Właśnie przez takie myśli poczułem, że może niepotrzebnie nalegałem na to spotkanie z Sofie. Przecież ona wcale nie musi chcieć, ba, na pewno nie chce. Stara się tylko mnie pocieszyć, bo wzbudziłem w niej litość swoją niezdarnością. Byłem okropny zmuszając ją do tego, ale teraz już za późno by coś cofnąć.
- Do zobaczenia, Sofie - również pożegnałem się z dziewczyną. Strasznie miękko wymawiałem jej imię, aż sam się sobie zdziwiłem. Dodatkowo wymówiłem je w moim ojczystym języku przez co wyszło mi Sofija. Miałem nadzieję, że nie słyszała jak brzydko zabawiłem się je imieniem, bo mogłoby się to jej nie spodobać. Podobnie jak mi kiedyś nie podobało się zdrobnienie Kostek, póki nie usłyszałem, że to może też zabrzmieć z miłością. Nieważne.
Podniosłem się i ruszyłem w stronę swojego pokoju. Naprawdę potrzebowałem zmiany ubrania.

////kaniec
Konstanty
Konstanty
urocza dziewica


Powrót do góry Go down

Schody - Page 2 Empty Re: Schody

Pisanie by Jeremy Sro Mar 28, 2012 6:54 pm

Mama dużo razy mówiła żebym sam tak za dużo nie chodził po rezydencji, bo nie wiadomo na kogo można się natknąć. Nawet jeżeli teraz byłem tutaj jedynie w odwiedzinach u cioci. Bo teraz tu nie mieszkaliśmy. I choć zazwyczaj słuchałem się mamy to w tym przypadku strasznie często się zapominałem. Nie wiedziałem dlaczego. Siedziałem sobie w pokoju kolorując kolorowanki z kucykami, które dostałem od Justina (on chyba nie wiedział, że dla chłopaków nie kupuje się takich kolorowanek, no ale głupio było mi to mówić, no to je kolorowałem - bo jeszcze Justinowi przyszłoby do głowy sprawdzić, czy je kolorowałem, a jakby zobaczył, że nie kolorowałem to by mi też zrobiło się głupio), no to siedziałem i nagle usłyszałem kroki za drzwiami. Pomyślałem, że to tata i wyjrzałem. Ale to nie był on tylko jakaś dziewczyna z śmiesznie kolorowymi włosami. Nigdy nie widziałem takich śmiesznie kolorowych włosów więc niewiele myśląc ruszyłem za nią nawet nie zamykając za sobą drzwi. Dziewczyna zeszła ze schodów, ja też zszedłem, a nawet zeskoczyłem dwa ostatnie stopnie, ale wtedy dziewczyna się obróciła i spojrzała na mnie jakoś tak dziwnie. I chyba po raz pierwszy zrozumiałem o co mamie chodziło z tym, że nie wiadomo na kogo można się natknąć w rezydencji. Bo ta dziewczyna nie tylko miała śmiesznie kolorowe włosy ale nawet miała takie ukośne źrenice. I niebieski wyraz twarzy. Od razu skojarzyła mi się z jednym kucykiem z tej kolorowanki, którą dostałem od Justina i stanąłem jak wryty. Może on wcale nie był taki głupi dając mi ją? Może chciał mi o czymś powiedzieć? To było zastanawiające, ale zanim zdołałem się poważniej zastanowić dziewczyna fuknęła na mnie i uciekła. I zdałem sobie sprawę, że znów wyszedłem z pokoju nic nie mówiąc nikomu.
Pozostawało mi tylko szybko się zawrócić i wrócić zanim ktokolwiek zauważy moją małą ucieczkę, ale tak się stało, że moje zawrócenie było odrobinę za szybkie i na kogoś wpadłem. A tym kimś był strasznie wysoki ktoś.
- Przepraszam, nie chciałem! - krzyknąłem automatycznie, bo im ktoś był wyższy tym głośniej do niego mówiłem. Bo mój głos musiał przecież dotrzeć wyżej. Proste.
Chciałem podnieść głowę wyżej by zobaczyć kim był ten wyższy ktoś, ale kaptur mojego stroju pandy był trochę za duży i opadł mi na oczy. Ale i tak nie zamierzałem zacząć inaczej się ubierać.
Jeremy
Jeremy
dżemorek


Powrót do góry Go down

Schody - Page 2 Empty Re: Schody

Pisanie by Shaque Sro Mar 28, 2012 7:19 pm

/od Julka

Normalnie szkoda mi było tego sukinsyna. Kiepska sprawa kiedy przyjaciel ma problem, a ty nie jesteś w stanie mu pomóc. Bo pewnie obydwoje wiedzieliśmy, ze akurat ja Luciusowi nie pomogę tak permanentnie. Nie byłem przecież tym, który mógłby go tulić wieczorami, kurwa. A przecież Ianelle mu nie oddam, ba, nie pożyczyłbym jej na minutę ani jemu, ani nikomu innemu. Kurwa, musiałabym go wtedy zabić. Też kiepska myśl. Przez nią aż zatęskniłem za moją dziewczyną. Nie żebym wiązał Nell z morderstwem. Bardziej chodzi o to pożyczanie, rzecz jasna. Pewnie poszedłbym do niej teraz gdyby nie to małe, co wpadło mi pod nogi. Prawie wpadło. Tylko się obiło.
Jeremyego rozpoznałem po pandzie. Inne dzieciaki takich rzeczy nie noszą. Zresztą mógłbym go rozpoznać też po wieku, bo chociaż ten ciągle się zmienia to w rezydencji nie ma zbyt wielu kilkulatków.
I chociaż normalnie minąłbym dzieciaka bez słowa, to teraz, wiedząc kim jest, coś nakazywało mi się zatrzymać i kurwa, nie wiem, oddać matce. Odruchowo się rozejrzałem, ale Yvy nie było w pobliżu. Chwała Bogom, ojca dzieciaka też nie. Jego jakoś niespecjalnie lubię spotykać. Kucnąłem przy Jeremym, co by nie musiał aż tak głowy zadzierać, a ja wręcz przeciwnie.
-Nic się nie stało. To gdzie twoja mama, Mały?-zapytałem oczywiście w trosce o niego, nie po to żeby ją tu spotkać, to przecież jasne.
Shaque
Shaque
~ * ~


Powrót do góry Go down

Schody - Page 2 Empty Re: Schody

Pisanie by Jeremy Sro Mar 28, 2012 7:33 pm

Ja wiedziałem kim jest wysoki! Tylko przez chwilę zapomniałem, ale już wiedziałem. To był Indianin! Ostatnio chciałem mieć strój Indianina, ale tata powiedział, że to już jest niemodne. Fajniejsi są Dżedaje, ale ja nie wiem. Chyba obaj mieli jakieś plusy co nie? I Indianie i Dżedaje? Nie chciałbym mieć tylko stroju rycerza, bo czytałem, że oni nosili na sobie kilkadziesiąt kilo. A przecież z takimi kilo nie można było zeskakiwać z paru ostatnich schodków chcąc dogonić dziewczynę z kolorowymi włosami, która i tak na nas już fuknęła i sobie gdzieś poszła. Nie było jej widać.
Ale chciałbym mieć miecz rycerza. I Dżedaj. I indiańskie... Zaraz czekaj.
- Czym walczą Indianie? - zapytałem na głos bo takie burze w mózgu często nie dawały mi spokoju i kazały zadawać najdziwniejsze pytania. Czasami zdarzało się, że niektórzy nie chcieli mi odpowiadać więcej na pytania, jakby istniał jakiś limit i ja go niechcący przekroczyłem. Ale u Indianina nie miałem chyba go jeszcze wyczerpanego. Dlatego też uśmiechnąłem się od ucha do ucha czekając na odpowiedź. Bardzo chciałem wiedzieć czym walczą Indianie, a gdzie bym znalazł lepsze źródło informacji niż to? Niebywała okazja! - A tak poza tym to nie jestem mały, tylko Jerry! Nie mogę być mały, bo w każdej chwili mogę urosnąć - pochwaliłem się. Mama mówiła żebym nie rozpowiadał za wiele na swój temat obcym ludziom, ale on nie mógł być obcy. Widziałem jakieś jego zdjęcia u mamy.
Jeremy
Jeremy
dżemorek


Powrót do góry Go down

Schody - Page 2 Empty Re: Schody

Pisanie by Shaque Sro Mar 28, 2012 7:57 pm

No tak, czego się spodziewać po takim dzieciaku jak nie głupich pytań? Niestety fakt był tai, ze współcześni Indianie walczyli tym samym co wszyscy inni, pewnie mało satysfakcjonująca odpowiedzieć jak dla dziecka, dlatego zapewne powinienem sięgnąć korzeni. Dziwne, że obchodziło mnie satysfakcjonowanie takiego gówniarza, nie? Dziwne, ale chyba logiczne. Jest JEJ synem, patrzy na mnie JEJ oczyma.
-Indianie strzelają z łuków, albo dmuchawek. Mogę cię tego nauczyć jak podrośniesz.-zapewniłem, mając nadzieję, ze ze strzelaniem z łuku jest jak z jazdą na rowerze, nie zapomina się. Strzelania z dmuchawki nie szło zapomnieć. Po prostu się dmucha. -Mają jeszcze toporki.-dodałem, chcąc trochę uatrakcyjnić Indian. O dziwo obojętne mi było co Mały miał sądzić o Indianach, ale już nie tak 'o dziwo', nie było mi całkiem obojętne co miałby sądzić o mnie. Pewnie jeszcze pożałuję tej troski, ale trudno, niech się dzieje.
-No tak, mój błąd. Coś tam słyszałem o tym, ze możesz urosnąć w każdej chwili.-głupio gdybym nie słyszał, szczególnie kiedy mały jest kinetykiem, jak i ja. Właściwie mógłbym kiedyś z nim popracować nad tym jego 'talentem'. Może nawet powinienem, jak na 'reprezentanta' przystało? No kurwa. Uśmiechnąłem się do niego, snując te jakże wspaniałomyślne plany.
-Fajna sprawa z tym rośnięciem, co?-rzuciłem, ostatecznie rezygnując z odprowadzania go tam skąd przyszedł. Przynajmniej na tę chwilę.
Shaque
Shaque
~ * ~


Powrót do góry Go down

Schody - Page 2 Empty Re: Schody

Pisanie by Jeremy Sro Mar 28, 2012 8:12 pm

Patrzyłem się w niego jak w obrazek, bo był fajnym obrazkiem. Indiańskim. Tylko trochę innym bez pióropusza, za to mówił fajne rzeczy, które powodowały macę kolejnych pytań, których zwyczajnie trzymać w sobie nie potrafiłem. Musiałem wiedzieć więcej.
- Łuk to ja wiem jak wygląda! I strzały! Ale czy toporek to taki nóż? Taki prostokątny szeroki nóż? Znalazłem taki raz w kuchni, ale mi zabrali i zabronili grzebać w szufladach. A chciałem tylko znaleźć płatki - wzruszyłem bezradnie ramionami. Dorośli tak czasem mieli, że niepotrzebnie się denerwowali. Wystarczyło tylko postawić nogę nie tak jak trzeba, zajrzeć za do takiego pudełka z kablami, albo wyjść nie mówiąc nic nikomu z pokoju. O właśnie, w zasadzie nie odpowiedziałem na jego pytanie o mamę głównie z tego powodu, że nie chciałem by mam wiedziała, że gdzieś chodziłem sam. On by mógł jej powiedzieć. Dorośli tak mieli, że trzymają się razem i donoszą na dzieci. Trochę niesprawiedliwe. Poza tym wcale nie chciałem wracać do mamy gdy mam okazję porozmawiać z Indianinem na poważne tematy. - A dmuchawki? Jak one wyglądają? Jak słomki do picia? Raz Justin uczył mnie wystrzeliwać zżuty papier przez rozebrany długopis. Zostawiliśmy masę śladów na suficie w pokoju cioci! Ale mamie się nie spodobało.
Przestąpiłem z nogi na nogę jeszcze raz poprawiając kaptur. Zdecydowanie był za duży. Jestem pewien, że gdybym miał pióropusz on wcale by mi tak nie spadał.
- Noooo, nie do końca fajna, wiesz. Bo czasami rosnę w drugą stronę i wtedy mama mi zakłada pieluchy. A ja jestem za duży na pieluchy, rozumiesz - skrzywiłem się. Nie wiedziałem po co to mówię, ale fajnie mi się rozmawiało z tym Indianinem. A jak zaczynało być fajnie to zaczynałem się zapominać.
Jeremy
Jeremy
dżemorek


Powrót do góry Go down

Schody - Page 2 Empty Re: Schody

Pisanie by Shaque Sro Mar 28, 2012 8:47 pm

Choć sam przed sobą najczęściej czuję się ostatnim durniem, to przed Jerrym czułem się w chuj mądry. Jakoś przy dzieciaku nie zastanawiałem się nad tym co i jak zjebałem, może trochę nad tym ile matki ma w sobie, ale starałem się to szybko urywać, żeby być fair wobec Nell. Ale czymże są takie problemy w porównaniu z odróżnieniem tasaka od toporka, nie? I właśnie czułem się mądry, bo mogłem mu coś przekazać. Nie mylić z lepszy, bo to, ze więcej wiedziałem nie czyniło mnie lepszym. Właściwie to, ze dłużej żyłem czyniło mnie gorszym, bo zdążyłem więcej zjebać. Ale chuj z tym, tak tylko sobie pierdolę z przyzwyczajenia.
Mały mówił dużo, szybko i to jeszcze tym tonem dociekliwego dziecka, który zwykle prowokował mnie do urwania głowy dociekliwemu dziecku. Oczywiście nie tym razem. Pierdolona panda.
-Nie, Jerry. Ten nóż to tasak, a płatków lepiej szukać w szafkach, niż w szufladach.-wyjaśniłem.-Toporek wygląda jak siekiera. Jest trochę mniejszy. Wiesz jak wygląda siekiera?-zapytałem, siadając przy okazji na schodach.
-Dmuchawki wyglądają tak jak mówisz. Tylko są dłuższe niż słomki i drewniane.-uściśliłem. No dobra, nie był takim głupim dzieciakiem jak zwykle dzieciaki, skoro domyślił się co to dmuchawka. To dobrze. Będę mógł mówić, w razie gdyby ktoś zapytał, że toleruję go bo jest mądry, a nie bo jest synem tej a nie innej osoby.
-Jasne, rozumiem.-odpowiedziałem z przejęciem. Ostatnim razem widziałem go właśnie w pieluchach, ale nie było sensu zawstydzać syna Yves. Byłby sens gdyby był synem kogoś innego, owszem. Ale przecież nie jest. Niestety.-Musisz się po prostu nauczyć nad tym panować, rozumiesz.-poradziłem, chociaż takie rady bez jakiejś dodatkowej instrukcji są gówno warte. Na szczęście dzieciak miał parę lat i mógł tego nie zauważyć.
Shaque
Shaque
~ * ~


Powrót do góry Go down

Schody - Page 2 Empty Re: Schody

Pisanie by Jeremy Czw Mar 29, 2012 5:44 pm

- Szuflady są niżej i fajniej się je otwiera, nie sądzisz? - bo ja sądziłem, że sądził. Wyglądał na mądrego faceta, a to musiało oznaczać, że musiał się ze mną zgadzać w paru sprawach. Bo ja też w końcu byłem fajny. Nie to co inne dzieci, co tylko płaczą. Widziałem już takie. Znaczy nie chciałbym się jakoś wywyższać czy coś tylko tato mówił mi, że mądrzy ludzie znają swoją wartość i wtedy wszystko co fajne przychodzi samo. Nie wiedziałem co dokładnie ma na myśli, ale tak mówił. - Wiem, siekiera! Teraz już wiem! Czy ty ty masz taki toporek? Bardzo chciałbym go zobaczyć! I nauczyć się obsługiwać, to nie może być trudne, na pewno. Tylko nie mów, że nauczę się jak podrosnę, bo ja mogę podrosnąć nawet za godzinę, więc jaki to ma sens czekać! Mogę już! - zapewniłem, chociaż mało kto nabierał się na taki argument. Warto było spróbować. Zresztą Indianin jakoś tak wyglądał jakby nawet wiedział więcej na temat mojego talentu niż ja, więc może przed chwilą się wygłupiłem. No trudno!
Wsadziłem rączki do kieszonek pandzianego kostiumu i zacząłem się bujać przenosząc ciężar ciała z nogi na nogę. Nie potrafiłem długo stać w jednym miejscu. To mnie po prostu WY-KAŃ-CZA-ŁO. Nie rozumiałem jak dorośli (w sensie nastolatki) mogą całe dnie spędzać oglądając coś w telewizji, albo w tych salach gier. Przecież to musiało być niesamowicie nudne! Przecież ja nawet pięć minut w pokoju nie usiedziałem, chociaż obiecałem. Uhuhu, ciekawe czy już mnie szukają? Całkiem możliwe.
- Spoksik proszę pana! Dam radę się nauczyć. Ja się uczę bardzo szybko. Umiem już czytać i w ogóle. Pisać trochę mniej, ale na komórce już lepiej! Chyba nie zostanę malarzem jak ciocia, bo kreślę jak kura pazurem. Wiesz, że nie widziałem jeszcze nigdy kury? Chciałbym zobaczyć jak wygląda na żywo. Albo krowa - zamilkłem na chwilę. Jakoś nie potrafiłem zwracać się do starszych na pan i pani, choć się starałem. Zawsze wychodziło na to, że mówię na ty. Ale nikt jeszcze na mnie nie krzyczał, więc nie może być to takie niegrzeczne jak mówiła ciocia. - Jakiej wysokości są krowy?
Jeremy
Jeremy
dżemorek


Powrót do góry Go down

Schody - Page 2 Empty Re: Schody

Pisanie by Shaque Czw Mar 29, 2012 6:30 pm

-W szafkach mieści się więcej.-odpowiedziałem. Co jak co, ale szuflady nigdy od szafek lepsze nie będą z jednej przyczyny. Nie trzyma się w nich jedzenia. A Jerry przyzna mi rację, kiedy tylko podrośnie. Na tą chwilę nie musiałem go przekonywać, bo to przecież dziecko i wie swoje. Nie musiałem mu też przytakiwać. Albo i powinienem, bo to dziecko, tylko nie specjalnie byłem tego nauczony. Wiem, ze większość świata ma do dzieci specyficzne podejście. Znaczy typowe jak do dziecka. Ustąp, zgódź się, mów specjalnym tonem, jak do upośledzonego. A dzieci upośledzone nie były. Powinno się mówić do nich normalnie, nie zgadzać z nimi jak z normalnych człowiekiem i wyjaśniać to co chcą wiedzieć w sposób taki jaki jest, a nie na pszczółkach i takich innych. Znaczy.. ja właściwie nic o tym nie wiem i nie powinienem swoich teorii sprawdzać na nie swoim dziecku. Z tym, ze to dziecko okazało się całkiem sprytne, więc z szacunku do niego nie powinienem traktować go jak ułomnego.
-Nie mam toporka. Moglibyśmy poszukać jakiejś małej siekiery. I nawet nie musimy czekać aż podrośniesz jeśli twoja mama się zgodzi.- bo przecież nie mógłbym dać się przekonać na to jego 'zaraz urosnę'. Sorry Młody.
A przy okazji muszę zapamiętać, żeby z następnego wypadu do domu wrócić z jebanym toporkiem i łukiem. Na serio myślałem o tym, żeby go nauczyć tego używać. A co, kurwa. Czemu nie.
-Możesz mówić mi Shaq-odparłem, nieco porażony tym jego 'pan'. To zupełnie nie pasowało do mojego wychowania, gdzie do każdego mogłem zwracać się po imieniu. Czemu miałbym innym tego zabraniać? Szczególnie kiedy to znacznie ułatwia życie. Wiem co mówię.
-Powiem ci szczerze, ze kury nie są jakieś specjalnie ciekawe. Krowy bardziej, chociaż jest głównym plusem jest to, ze dają mleko. Lubisz?-zapytałem i wstałem. Wyciągnąłem przed siebie rękę i chwile szukałem odpowiedniej wysokości. Ostatni raz stałem obok krowy lata temu, ciężko było mi określić jej wysokość, szczerze mówiąc, ale skoro musiał wiedzieć..
-Gdzieś takiej wysokości.-powiedziałem, w końcu odnajdując tą odpowiednią, jak na moje oko, wysokość.-Mniej więcej.
Shaque
Shaque
~ * ~


Powrót do góry Go down

Schody - Page 2 Empty Re: Schody

Pisanie by Jeremy Pią Mar 30, 2012 5:38 pm

No z tą informacją nie mogłem walczyć. W szafkach rzeczywiście więcej się mieściło i nawet ja się raz tam zmieściłem gdy bawiłem się w chowanego. No ale to przecież nie świadczyło o tym, że większe jest lepsze i że szafki są lepsze od szuflad. Bo nie są. No i widziałem tez takie duże szuflady, że były większe od szafek w kuchni rezydencji. Gdy namówiłem mamę by kupiła mi normalne łóżko, a nie kołyskę. W końcu byłem duży.
Skrzywiłem się nieznacznie słysząc, że on nie ma toporka. Jaki z niego był Indianin skoro nie miał podstawowej swojej broni. Przecież wiadomo, że każdy rycerz nosi miecz, każdy dżedaj - świetlny miecz, każdy kosmiczny przywódca - laser. To nie wypadało nie posiadać broni, nie tylko przy sobie, ale w ogóle. A gdyby tak teraz ktoś nas zaatakował, to jakbyśmy się obronili? Znaczy ja tam o ataku raczej nie myślałem, ciocia by mnie zabiła gdyby się dowiedziała, że wyszedłem bez pozwolenia i na dodatek zostałem napadnięty. Jejku, to się robi coraz bardziej groźne.
- Szkoooooda, że nie masz. Ale siekierka też ujdzie! - zawołałem już bardziej entuzjastycznie, przecież nie będę grymasił. Mógł wcale nie chcieć mi pokazać. Albo co gorzej - on mógł być tym napastnikiem. Ale nie był. - A pójdziemy jeszcze dzisiaj, Shaq? Mama na pewno nie będzie miała nic przeciwko! - zawołałem ucieszony. Choć tak do końca to nie byłem pewien.
Uważnie się przyjrzałem wysokości jaką wskazał i w sumie się zawiodłem. Ja tam myślałem, że jednak są większe. Takie większe od Shaqa, bo przecież skoro tyle mleka jest na świecie, to krowy muszą być duże i dużo go dawać. No nic, może przynajmniej tygrysy okażą się takiego rozmiaru jak myślę. Już niedługo mam zamiar to sprawdzić, bo podobno jest tygrys w rezydencji. Nie wiedziałem gdzie go tylko znaleźć. Może Shaq wiedział.
- Mleko jest ok. A wiesz może gdzie mogę znaleźć tygrysa?
Jeremy
Jeremy
dżemorek


Powrót do góry Go down

Schody - Page 2 Empty Re: Schody

Pisanie by Shaque Sob Mar 31, 2012 9:55 am

Chyba dostrzegłem jakiś zawód na jego buźce na wieść o tym, ze toporka jednak nie ma. No trudno. Taki już był ze mnie Indianin bez toporka. Tak zwany współczesny Indianin. Aż dziwne, że ciągle jeszcze miałem tipi i łapacz snów. Jak to pierwsze czasem mi się przydawało, to to drugie wisiało na ścianie pokoju tylko przez wzgląd na to, ze było jedynym co miałem po ojcu. Niby też bez sensu, bo ani specjalnie mi go nie brakowało, ani go nie kochałem, ani nie nienawidziłem.. tylko głupio mi było wyrzucić. O dziwo nie doszukiwałbym się w tym nawet jakiegoś sentymentu. Może zwyczajna przyzwoitość? Nie wyrzuca się prezentów, czy coś takiego? No mniejsza.
-Mam wrażenie, ze twoja mama może się mimo wszystko nie zgodzić. Powie, ze jesteś za młody, albo coś takiego.-trochę przekłamałem z tym 'mam wrażenie'. Nie miałem wrażenia, byłem pewny. I trochę to słabe z mojej strony, że spychałem decyzję i niezadowolenie dziecka tylko na Yvy. Trzeba było gówniarza nie kusić. Westchnąłem więc cicho, postanawiając odstawić słabość na bok i się narazić.
-I w sumie bym się z nią zgodził.-dodałem.-Ale i tak możemy jej zapytać.- bo może jednak. Nie chciałem mu odbierać nadziei, nie? Ani też dawać złudnej, ale kurwa, to było dziecko. On i tak zaraz sobie znajdzie jakiś inny obiekt zainteresowania niż toporek. No, już ma. Tygrys.
-Musiałbyś pytać u zmiennokształtnych.-odpowiedziałem, bo ni chuja, nie miałem pojęcia gdzie ten gości co zmienia się w tygrysa może spędzać wolne chwile. Nie mógł chcieć konia? Zaprowadziłbym go do Luciusa i tyle. On ma nawet lepsze podejście do dzieciaków. Tylko, ze teraz się zjebał i wzdycha do jakiejś kurewki. Żaden to dobry przykład dla dzieciaka.
-Może zanim poszukasz tygrysa chciałbyś.. coś zjeść?-no to poszedłem na łatwiznę. Plan był taki, żeby posadzić go przy kuchennym stole, dać jakieś płatki i zawołać Yves, albo kogokolwiek, kto miał się nim teraz zajmować, a dał ciała. Ja nie byłem opiekunką. Na pewno nie dziś. Dodatkowo nie miałem fajek i jeszcze zostałem zmuszony do tego, żeby ich nie mieć. W sumie miałem powody, żeby się wkurwiać, a tak pięknie sobie z nimi radziłem, bo przy dziecku nie wypada. Poprawka. Przy akurat tym dziecku nie wypada.
Shaque
Shaque
~ * ~


Powrót do góry Go down

Schody - Page 2 Empty Re: Schody

Pisanie by Jeremy Sob Mar 31, 2012 9:05 pm

- Mylisz się Shaq, ty nie znasz tak dobrze mojej mamy jak ja! Na pewno się zgodzi! - musiałem brzmieć szczerze, bo jakbym nie brzmiał to bym jeszcze zasiał zwątpienie, a tego nie mogłem zrobić, bo wtedy z kolei mogłoby dojść do tego, że wcale Shaq by mi nie pokazał jak się posługiwać siekierką, a ja bardzo, ale to bardzo nie lubiłem gdy raz ktoś lub coś narobi mi nadziei, a potem był taki wielki klops. To było zwyczajnie nie fair wobec mnie. Tak samo tata, obiecuje i obiecuje, że mnie nauczy jeździć autem, a ostatnio to nawet nigdzie mnie nie chce zabierać, co dopiero sadzać za kierownicą. A przecież byłbym świetnym kierowcą. Ćwiczyłem na grze i miałem same najlepsze wyniki, pobiłem nawet Reida, co go bardzo nie zadowoliło! - Po po raz setny powtarzam, wiek tu nie ma nic do czego - pokręciłem energicznie głową jakbym tłumaczył to małemu dziecku, a nie Indianinowi, który przewyższał mnie wzrostem przynajmniej osiemnastokrotnie. Albo dwudziesto. Nie znałem się zbytnio na mnożeniu. - W sumie to nawet nie musimy jej pytać, taki jestem pewien - machnąłem lekceważąco ręką. Niech wie, że to naprawdę błahostka, a co!
Czemu zapytałem właściwie o tygrysy? Hmm, to jest sprawa na dłuższą pogawędkę. Mogłem przecież zapytać o lamparty. Albo zebry. Ale zapytałem o tygrysy. W sumie to była taka sprawa, że lubiłem Tygryska. No znacie go, taki co skacze na ogonie. Ale raz mi wujek Cook powiedział, że to nie musi być wcale ogon, tylko coś co o wiele lepiej stoi. No to bym się chciał dowiedzieć co tak stoi u Trygrysków. No i tyle.
- Koniecznie tam zapytam - pokiwałem głową. Dobrze mówił, tam by było najlepiej zacząć. Tam albo w zoo. - Zjeść? Masz coś konkretnego na myśli? - zainteresowałem się nagle. - Bo jakby zacząć o tym mówić to zjadłbym sajgonki. Umiesz zrobić sajgonki?
Jeremy
Jeremy
dżemorek


Powrót do góry Go down

Schody - Page 2 Empty Re: Schody

Pisanie by Shaque Pon Kwi 02, 2012 6:42 am

No i chuj. Prawie mi szczena opadła na ten jego komentarz. Normalnie poczułem się nim DOTKNIĘTY. Szczególnie, ze dzieciak miał rację. I to jeszcze palnął mi racją, której zwykle do siebie nie dopuszczałem. Mrugnąłem oczyma z lekkim niedowierzaniem. Oczywiście, ze nie znałem dobrze jego mamy. Zawsze wydawało mi się, że znam, ale nie znałem. Zawsze robiła inaczej niż mogłem przewidzieć. Obierałem strategię, która miała ogromne szanse na powodzenie w moim mniemaniu. W jej była chyba najgorszą z możliwych. Jego mama, moja kiedyś przyjaciółka i ciągle niestety obiekt westchnień. Nie znałem jej wcale. Zacisnąłem usta, nie pozwalając wyjść na światło dzienne słowom, które teraz cisnęły mi się na język. Przecież nie powiem Małemu, żeby się jebał.
-Nie znam.-przytaknąłem. Nie znałem jej na tyle, że właściwie jak przed chwilą pewny byłem, ze nie dałaby sześciolatkowi siekiery do reki, tak teraz bym się aż tak nie zdziwił, gdyby jednak dała.
-Dlatego musimy zapytać, bo ja nie jestem pewien.-dodałem jeszcze po chwili, żeby trochę zneutralizować sytuację.
-I myślałem bardziej o płatkach z mlekiem.-przyznałem szczerze, narażając Jerryego na kolejne rozczarowanie. Sajgonki. Kurwa. Jasne. Niestety jestem tym typem, który wychodzi z założenia, ze sajgonki się zamawia, a nie robi. -Albo chociaż naleśniki.-umiałem zrobić naleśniki. Chyba. Widziałem kilka razy jak je robiła Nell. Z tego co pamiętam, to nic trudnego.
Shaque
Shaque
~ * ~


Powrót do góry Go down

Schody - Page 2 Empty Re: Schody

Pisanie by Jeremy Pon Kwi 02, 2012 8:35 pm

- No widzisz. Po za tym pytanie jej zajęłoby zbyt wiele czasu. Bo jej nie ma w rezydencji. Jest w domu - rzuciłem całkiem naturalnie, po raz kolejny święcie przekonany o własnych racjach. Naprawdę miałem wrażenie, że jedynie sekundy dzieliły mnie od tego, by Shaq mi całkowicie zaufał i już więcej nie wypytywał o mamę. To tylko komplikowało sprawę, a ja wcale nie chciałem by była skomplikowana. Chciałem się tylko nauczyć posługiwać siekierką, może nawet nią rzucać, może nawet do ruchomego celu, do ruchomego celu którym mógłby być Shaq. Znaczy nie żebym chciał by mu się coś stało, byłem pewien, że nie jestem mu w stanie zagrozić. No niby jak. Nie potrafiłbym się tak nauczyć celnie rzucać od razu. Może po godzinie. Albo kwadransie. Kwandrans to kupa czasu.
Po raz kolejny się skrzywiłem. Nie będzie sajgonek, szkoda. Chciałem jeszcze zapytać o curry z kurczaka, ale się powstrzymałem. Shaq chyba nie był kucharzem, to nie będę mu niepotrzebnie zawracać głowy. Jeszcze by zmienił zdanie na temat siekierki.
- Naleśniki brzmią wyśmienicie! Maaarzyłem o naleśnikach - chyba trochę przesadziłem z tym udawanym entuzjazmem, ale może nie zauważył. - Powiedz mi Shaq, jak jesteś wysoki? - zadałem pytanie zupełnie oderwane z kontekstu. Ale mnie to nurtowało. Chciałbym juz być taki wysoki jak on. Życie byłoby łatwiejsze. Chociaż nie mam co narzekać. Jak na niespełna roczne dziecko jestem całkiem wysoki i rozgadany. A czasem bywam nawet wyższy.
Jeremy
Jeremy
dżemorek


Powrót do góry Go down

Schody - Page 2 Empty Re: Schody

Pisanie by Shaque Sro Kwi 04, 2012 1:59 pm

Na Bogów, przodków i chuj wie kogo jeszcze. Czy dzieci powinny być tak wytrwałe? Ile razy jeszcze miałem dawać mu do zrozumienia, ze ta siekiera nie przejdzie? Właśnie, może w tym problem. On zwyczajnie nie rozumiał. Był dzieckiem.
Zaczynałem mieć zbrodnicze myśli. To chyba przez brak fajek i brak świętego spokoju. Jakby się tak zastanowić, mógłbym ulec Małemu. Dać mu w dłoń siekierę i liczyć na to, ze nie wbije sobie jej w czoło. A jakby sobie wbił, to musiałbym go zakopać w jakimś odległym lesie. Tak normalnie to bym dziecku takiego czegoś nie zrobił. Nienormalnie też bym nie zrobił. Nie jestem jakimś kurwa psychopatą. Ani durniem. Przecież mamy tu zbyt wielu jasnowidzów, żeby jakakolwiek zbrodnia przeszła niezauważona. Takimi myślami tylko daję znać o swoim człowieczeństwie. Tak, Shaq, jesteś tylko marnym człowiekiem, a twoja cierpliwość ma granice. Poza tym, kurwa, nie możesz sobie zapalić. Nie możesz nawet porzucać 'kurwami', bo przy dziecku nie wypada. A zatem gnij w swojej własnej frustracji. I chuj.
-No to nie będzie siekiery.-odpowiedziałem licząc na to, ze to będzie wystarczająco jasny przekaz.
-W takim razie chodźmy zrobić ci naleśniki.-zdecydowałem, wskazując ręką kierunek KUCHNIA. Obojętnie czy faktycznie marzył o naleśnikach, czy nie. Musiałem go czymś zająć, żeby mnie nie wkurwiał. I jasne, że mogłem go oddać komuś. Jeśli nie Yves to pewnie jej siostrze, bo z kim innym miałby tutaj być. Właściwie mogłem go zapytać z kim był. Mogłem się go pozbyć w kilka minut. Każdy normalny człowiek by to zauważył. Każdy normalny zauważyłby też, że wcale nie chciałem się go pozbywać, więc dobrze, ze poza nami nie było tu nikogo innego. Bo gdyby był i zapytał o co mi właściwie chodzi, odpowiedziałbym, żeby się odpierdolił, bo nie mógłbym się przyznać, że nie potrafię pogonić kogoś kto patrzy jak Yv. W międzyczasie myślałem jeszcze o tym, że szkoda, ze mały nie jest mój. Może gdyby doszło do czegoś kiedy była okazja to by był, ale nie jest. A Nell zabiłaby mnie za takie myśli. A przynajmniej nie byłaby zadowolona. Nie chciałem jej nie zadowalać. Mimo wszystkich myśli jakie kołatały mi się w tym durnym łbie, to oczywiste, ze Nell była moim Słońcem. Jedynym.
-Co?-uniosłem brew. Dość ciężkie pytanie. Najpierw przetworzyłem je w głowie, a później.. i tak nie wiedziałem jakiej odpowiedzi oczekiwał.
-Nie jestem aż tak wysoki. Jedz dużo to może mnie przerośniesz.-chuj tam, chuj. Z braku pomysłu musiałem odpowiedzieć wymijająco.
Shaque
Shaque
~ * ~


Powrót do góry Go down

Schody - Page 2 Empty Re: Schody

Pisanie by Jeremy Sro Kwi 04, 2012 6:18 pm

Nigdzie się nie ruszyłem. A w zasadzie stałem jak zahipnotyzowany gdy pasły słowa "NIE MA SIEKIERKI". Jak to nie ma? Przecież byłem taki pewny, że wszystko idzie jak z górki i już mam Shaqa w garści. Przecież zawsze mi wszyscy ustępowali i wcale nie robili takich problemów. Jejku. Co się stało? Nie wiedziałem co się działo, ale wiedziałem jedno. Nie należało się poddawać. Trzeba było być upartym jak się chciało coś osiągnąć i właśnie taki zamierzałem być. Choć czy to jest takie bardziej niebezpieczne? A co jeśli jemu się wcale nie spodoba moje zachowanie i ten... W końcu nie znałem go tak wcale dobrze. To dopiero problem. Kurczę. Najchętniej zapytałbym mamy albo taty o poradę, ale ich przecież nie było. Zresztą jakby byli to by nie było problemu bo by się ich spytało, ale nie ma i jest problem.
- No dooobraaa, idziemy na naleśniki. Ale tematu siekierki jeszcze nie skończyliśmy! - oznajmiłem stanowczo uśmiechając się do ucha do ucha. Bo już wierzyłem w siebie i wcale się nie bałem. Strach był dla bab, a ja już byłem dużym chłopcem. Odważnym. No i w końcu ruszyłem się z miejsca idąc we wskazanym przez Shaqa kierunku. - Hm, ale nie wiesz czy nie chcesz powiedzieć? - drążyłem nadal temat wzrostu w drodze do kuchni. - To chyba nie tajemnica, co nie? Bo czasami dorośli mają strasznie dziwne tajemnice. Jak to do czego służą śmieszne waciane naboje u mamy w łazience. - Skrzywiłem się. Nie lubiłem nie wiedzieć, bo wtedy czułem się jeszcze głupszy niż jestem. Bo wszyscy mieli tyle doświadczeń, a ja tak mało. I nie mogłem nadrobić choć bardzo się starałem.
I weszliśmy do kuchni.

///Kuchnia - zaczniesz tam? <33
Jeremy
Jeremy
dżemorek


Powrót do góry Go down

Schody - Page 2 Empty Re: Schody

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Powrót do góry

- Similar topics
» Schody
» Schody
» Schody

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach