Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Schody

+4
Will
Vincent
Lizzie
Mistrz Gry
8 posters

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Schody Empty Schody

Pisanie by Mistrz Gry Wto Sty 25, 2011 12:34 am

Schody Tumblr_ldmechOdF81qcfl10
Bo jakoś dostać się do królestwa dziewczyn trzeba.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
~ * ~


Powrót do góry Go down

Schody Empty Re: Schody

Pisanie by Lizzie Sob Sty 29, 2011 9:14 pm

/ z emopyłu zapożyczonego od gg xd /

Cóż taka bezbronna biedna osóbka jak na mogła robić całymi daniami sama w rezydencji, gdy wokół otaczały ją same osły nie zdolne do wysilenia swojej ograniczonej wyobraźni by odpowiednio się ze mną pobawić? Czy naprawdę to takie trudne udawać przez godzinę kucyka pony bym mogła przejechać wzdłuż i wszerz całą rezydencję? Nie sądzę, przecież wystarczy jedynie zacisną język i znosić moje komentarze co do niezbyt miarowego chodu. A wiedziałam o czym mówię, w końcu odkąd nauczyłam się chodzić rodzice pozwalali mi chodzić na stadninę. Wprawdzie bałam się koni i nawet się do nich nie zbliżyłam, ale wiedziałam jak prawidłowo powinny chodzić. Ba! Można nawet powiedzieć, że byłam w tej dziedzinie znawcą podobnie jak w każdej innej.
W każdym razie aktualnie zostałam porzucona przez mojego kucyka pony i siedziałam sobie na schodach w ustach trzymając truskawkowo-śmietankowego chupa-chupsa. Bo innych nie tolerowałam. No kolę byłam w stanie znieść, ale inne to już było zło.
Czemu siedziałam na schodach? Odpowiedź jest prosta: czekałam na jakąś ofiarę, a może nawet na kogoś fajniejszego. Bo się nudziłam okropnie.
Lizzie
Lizzie
słit bejbi


Powrót do góry Go down

Schody Empty Re: Schody

Pisanie by Vincent Sob Sty 29, 2011 10:31 pm

/ dupy od nikogo niepożyczanej, mojej własnej, osobistej i prywatnej /

Wczorajszego wieczoru byłem naprawdę płodnym artystą. Pięć portretów! Tyle namalowałem podobizn pięknych dam, które w mym sercu będą gości po wsze czasy. Najważniejszej z nich pozwoliłem sobie poświęcić dwa płótna. Gdy skończyłem pracować dużo czasu zajęła mi kontemplacja i zachwycanie się mymi fantastycznymi dziełami i absolutnie najpiękniejszymi w świecie obiektami, które przedstawiały. Obiektami?! Jak śmiałem nazwać tak te wspaniałe istoty! Oh, jestem parszywą gnidą, nie powinienem nawet spoglądać na nie skoro mam czelność tak się wyrażać o tych przecudnych kobietach, które powinny swymi anielskimi stopami stąpać po płatkach róż, w swych zwiewnych szatach przemierzać komnaty pięknego pałacu czekając na prawdziwego mężczyznę, a nie takiego parszywca jak ja.
Westchnąłem ciężko schodząc po schodach z królestwa dziewcząt. Jestem niezwykle zadowolony z możliwości mieszkania tam i bycia jedynym mężczyznom, który może bezkarnie przemierzać korytarze na piętrze będąc zapraszanym od pokoju do pokoju, a nie przeganianym gdzie pieprz rośnie. Przebywanie w towarzystwie tych niezwykłych osóbek jest balsamem dla mej zbolałej duszy.
-Witaj, witaj przecudna Elżbieto. - Uśmiechnąłem się widząc najcudowniejsze zjawisko jakie widzieli wszyscy ludzie kiedykolwiek stąpający po ziemskim padole.
-Czy Ci nie zbyt zimno? Tu na tych schodach? Nie sądzę by było dla Ciebie zdrowe siedzenie w takim przeciągu. - Jakiś półgłówek otworzył okno! Jakże śmiał narażać tyle pięknych stworzeń na możliwość zziębnięcia i rozchorowania się?! To nie do pomyślenia. Bluzgałem na tego parszywca w myślach i zamknąłem okno.
Vincent
Vincent
~ * ~


Powrót do góry Go down

Schody Empty Re: Schody

Pisanie by Lizzie Sob Sty 29, 2011 10:48 pm

Czekanie upływało mi na uważnym obserwowaniu ściany naprzeciwko oraz konsumowaniu mojego ulubionego lizaka. Nie żeby to było najciekawsze z wszystkich zajęć, ale jednak, co innego można było robić w tak nudnym miejscu jak to? Chyba jedynie święta Rita od rzeczy niemożliwych wiedziała. Ale ja nie byłam żadną świętą, a wręcz przeciwnie. W swoim jakże krótkim życiu zdołałam już tyle razy zaczepić o ciemna stronę mocy, że niektórzy złoczyńcy mogli mi zazdrościć. I nie zamierzałam wcale zbaczać z tej drogi, a więc i kolejne czyny wcale nie przybliżały mnie do świętości.
- Vincent! - zawołałam uradowana widzą jego jasną czuprynę, która jak dawno niewidziane słońce rozświetliła mój dzień swoim nadejściem. Nie ważne ile minęło od naszego ostatniego spotkania ja zawsze i wszędzie bardzo mocno tęskniłam za swoim pięknym królewiczem. Na dodatek nawet nie zdążył przyjść, a już rozsiewa swoją troskę nad moją osobą wtak przecudny i urokliwy sposób, aż się chciało poderwać ze schodów i rzucić na niego przytulając tak mocno jak przytulam swojego misia-zdzisia tuż przed zaśnięciem. I nie ważne, że zapewne jestem już za duża na takie rzeczy. Jestem najmłodsza w całej rezydencji więc należy mi się taka chwila z moich przytulakiem. - Ty zawsze o wszystkim pomyślisz - zaświergotałam z pięknym szerokim uśmiechem w stronę chłopaka mrużąc słodko oczka i wyjmując lizaka z buzi. Bo w końcu z tak ważną osobą nie można było rozmawiać jednocześnie jedząc. Przecież byłam uczona jak się zachowywać w towarzystwie.
Wstałam ze schodów poprawiając swoją sukienkę, by wyglądać odpowiednio schludnie. Przy Vincencie zawsze starałam się wyglądać jak najlepiej, choć do tej pory nigdy nie czułam przy nikim takiej powinności. Widocznie tak to jest gdy się NAPRAWDĘ kogoś lubi.
- Co dziś robiłeś? - zapytałam słodkim głosem pełnym zaciekawienia. Chłopak zawsze robił coś ciekawego więc proszę mi się nie dziwić, że się bardzo tym interesowałam.
Lizzie
Lizzie
słit bejbi


Powrót do góry Go down

Schody Empty Re: Schody

Pisanie by Vincent Sob Sty 29, 2011 11:28 pm

Odwróciłem się od okna, by móc napawać się urodą mej towarzyszki, która właśnie w uroczy sposób poprawiała ułożenie swej sukienki fantastycznie podkreślającej je urodę, świeżość i dziewczęcość.
-Wyglądasz przecudownie. - pozwoliłem sobie na mały, niewinny komplement, który nawet w jednej setnej nie oddawał mego zachwytu nad tą oto przepiękną istotą.
Elisabeth jest zawsze przeurocza i taka niewinna w tym swoim 'czynieniu zła' gdy dorośnie i nieco dojrzeje zrozumie jaka jest teraz słodka i urocza planując objecie władzy nad całym światem i ludzkością go zamieszkującą.
-Właściwie to dopiero co wstałem, tak więc nie zdążyłem jeszcze niczym konkretnym się zająć.- Wzruszyłem ramionami i rozłożyłem bezradnie ręce oczyma prosząc mą ukochana o wybaczenie mi, że nie mogę jej zająć jakąś ciekawa historyjka.
Vincent
Vincent
~ * ~


Powrót do góry Go down

Schody Empty Re: Schody

Pisanie by Lizzie Sob Sty 29, 2011 11:42 pm

Komplementy to było coś co mogłam słuchać na okrągło i to bez żadnej przerwy. Zwłaszcza z jego strony, bo brzmiały tak przeuroczo, że aż chciało się skakać ze szczęścia. Ba! Pewnie gdyby nie to, że Elizabeth Delacour nigdy się nie rumieni teraz bym spłonęła pięknym krwawym rumieńcem, na takie skromne pochlebstwo. Ale jednak zachowałam na całe szczęście normalną buźkę, jedynie przeszytą przez piękny uśmiech poświęcony jedynie jemu. Bo go lubiłam. Był fajny! W przeciwieństwie od reszty tłumków w tej zapchlonej budzie! My byliśmy pięknymi szczeniaczkami z świetlaną przyszłością w reklamach tv karmy dla piesków, a oni nic nie wartymi pchłami, których niebawem się pozbędziemy, gdy tylko nabędziemy odpowiedni środek antypchłowy. Świat należy do nas!
- Dziękuję - odpowiedziałam nadal pamiętając o odpowiednich zasadach wychowania. - To nic nie szkodzi - kontynuowałam swoją wypowiedź. - Jeszcze mamy przecież cały dzień by coś porobić razem - oczywiście z premedytacją zaakcentowałam mocno ostatnie słowo, by Vin wiedział, że jak już go spotkałam to nie zamierzam się dać tak łatwo spławić. Znaczy... Pewnie gdyby oznajmił grzecznie, że nie ma czasu i mnie przeprosił za to, to bym nic nie zrobiła, a nawet z uśmiechem powiedziała, że nic się nie stało. Ale miałam nadzieję, ze tak nie zrobi. Naprawdę liczyłam na jego towarzystwo dzisiejszego dnia. - Chciałbyś? - zapytałam niewinnym tonem z lekka nutką nadziei.
Lizzie
Lizzie
słit bejbi


Powrót do góry Go down

Schody Empty Re: Schody

Pisanie by Vincent Wto Lut 01, 2011 8:36 pm

Słowa mej ukochanej były doprawdy nektarem dla mych spragnionych tego typu stwierdzeń uszu. Miałem nadzieję, że się nie przesłyszałem, a ma słodka naprawdę powiedziała o o nas. Że porobimy coś razem. Doprawdy czy można wyobrazić sobie piękniejsze chwile niż te spędzane z mą piękną Elżbietką? Nie! Po stokroć nie!
- Oczywiście, że bym chciał. Spędzanie z tobą dnia będzie dla mnie doprawdy zaszczytem - stwierdziłem, jakże poważnie. Myślami już wybiegałem naprzód. Jednakże ogarniająca nas ciemność oraz nasz młody wiek trochę utrudniał mi wymyślenie nam odpowiednio wspaniałego zajęcia na cały dzień razem. Razem. Czyż to nie brzmi wspaniale? Już wiedziałem co trzeba zrobić. Jako młody mężczyzna czułem się z tym odrobinę źle, ale pomimo to uznałem, że muszę zapytać. Może jednak warto spełniać życzenia mej damy serca zamiast na siłę ją uszczęśliwiać?
- Także na co masz ochotę? Wybierzemy się, gdzie zechcesz, lecz tylko w obrębie rezydencji.
Vincent
Vincent
~ * ~


Powrót do góry Go down

Schody Empty Re: Schody

Pisanie by Lizzie Wto Lut 01, 2011 8:58 pm

Zaklaskałam w dłonie podskakując lekko z radości. W tej chwili zachowywałam się jak każda zwykła siedmiolatka, ale na swoje usprawiedliwienie pragnę dodać, że ten obok tak na mnie wpływał. Sprawiał, że czułam się niczym niewinny aniołek o czystej duszy, który zasługuje na to by wszyscy wlepiali w niego swe ślepia i podziwiali jego niezwykłość. Tyle że tym razem w dobrym tego znaczeniu, bo było też złe. Czasami czułam, że wszyscy są zaślepieni przez moją wielkość i głównie się mnie boją, a raczej mojego talentu.
- Z tobą również - uśmiechnęłam się do niego uroczo jeszcze raz poprawiając sukienkę, to chyba nazywało się zakłopotanie. Musiałam natychmiast z tym przestać! Zbyt bardzo wczuwam się w rolę idealnej dziewczynki dla Vincenta. - Może... - zaczęłam niepewnie mając nadzieję, że Vinc nie będzie uważał mojego pomysłu za głupi. Tego bym nie zniosła. Oczywiście nie zaproponuję mu udania sie do mojego pokoju i oglądanie maskotek, to by było poniżej naszego poziomu. Nie mogę również zaproponować mojego ulubionego zajęcia, a mianowicie knucia zwyrodniałych planów w moim pamiętniczku. A przecież tak niedawno jeszcze przez głowę przechodziło mi milion różnych pomysłów na zabawę z Vinniem. - Nie uważasz, że ty byłbyś lepszy w wmyślaniu czegoś naprawdę ciekawego? Liczę na ciebie - wybrnęłam końcu. Miałam nadzieję, że chłopiec się postara.
Lizzie
Lizzie
słit bejbi


Powrót do góry Go down

Schody Empty Re: Schody

Pisanie by Vincent Sro Lut 02, 2011 8:26 pm

Sam nie wiem skąd odnalazłem w sobie taką odwagę, ale patrząc na mego aniołka, pomyślałem sobie, że jest przynajmniej odrobinę zakłopotana przez to co mówię. Może zbyt odważny pomysł, ale czy to nie byłoby cudowne gdyby naprawdę tak się działo? Myśl, że me uwielbienie może być przynajmniej w małym stopniu odwzajemnienie była doprawdy wspaniała.
- Może? - powtórzyłem za nią, nie mogąc się doczekać, by usłyszeć te wszystkie pomysły na wspólne spędzenie dnia. Razem spędzimy dzień. Razem. Tym słowem mógłbym się jeszcze długo rozkoszować, lecz nie pora na to. - Miło mi, że masz do mnie takie zaufanie. - Zamilkłem na moment, by się zastanowić co mógłbym zrobić ze swą najwspanialszą z muz. Tylko patrząc na nią miałem w głowie gotowych tyle obrazów. Aż poczynałem żałować, że nie zabrałem ze sobą żadnego szkicownika. Nawet w tak niedogodnym, bo sztucznym oświetleniu, Elizabeth wyglądała świetnie. Jak ona to robiła? Jak te wszystkie piękne damy tego dokonywały? Może nie powinienem tak wprowadzać dygresji do własnych myśli, gdy to miałem zastanawiać się jak moglibyśmy spędzić wspólne chwile, ale co dziwne dzięki tej dygresji wpadłem na idealny pomysł dla naszej dwójki. - Może poobserwujemy ludzi na korytarzu? Dorośli wiecznie gdzieś się spieszą i są przy tym naprawdę zabawni. - Oczywiście mój anioł na to przystał, więc poszliśmy.

/ jakiś tam korytarz podobno /
Vincent
Vincent
~ * ~


Powrót do góry Go down

Schody Empty Re: Schody

Pisanie by Go?? Wto Lip 05, 2011 6:18 pm

/huhu! pierwszy post także nie spaść z krzeseł! /

Pomyślałam, że miło byłoby choć na chwilę opuścić swój pokój zawalony ksiązkami i innymi, różnymi dziwnymi rzeczami na rzecz przewietrzenia się, ale gdy tylko doszłan do połowy schodów odechciało mi się wszystkiego. Przeklęta grypa. Że też musiała dopaść akurat mnie, akurat wtedy kiedy zrobiło się cieplej, kiedy wszyscy jak zwykle korzystali z życia. Miałam dosyć bezsensownego napastowania chusteczek higienicznych różnymi obrzydliwymi substancjami, które wydobywały się z mojego nosa, no i miałam dosyć tego, że żadna czekolada nie smakowała tak jak zawsze, a nawet więcej - każda jedna była ochydna. Kompletnie wyssana z jakichkolwiek chęci do czegokolwiek usiadłam na schodach i westchnęłam tak głośno, że mogłabym zbudzić nawet umarłego, ale po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że nie miałabym żadnych szans, bo wszyscy umarli pewnie bawią się na jakimś super świetnym balu dla truposzów, a ja... siedzę na schodach jak ten osamotniony burak i smarkam w chusteczkę z nadrukiem przedstawiającym postacie Loony Tunes. Super świetnie bajerancko.
Anonymous
Go??
Gość


Powrót do góry Go down

Schody Empty Re: Schody

Pisanie by Will Wto Lip 05, 2011 6:34 pm

/z pokoju jakiegoś

Nie byłbym sobą gdybym już rano nie zrobił czegoś co by mi zapewniło dobry humor już na starcie. Tym razem to było odwiedzenie Floriana, zauważenie go z jakimś gejem, wygłoszenie wielkiej mowy o tym jak mi wstyd chcąc wyrazić wszystkie targające mną uczucia, które strasznie żałowały karygodnego czynu jaki popełniłem. Przemowa trwała półtorej minuty zanim Florian złapał jakieś prześcieradło (nie wiem czemu zakrył piersi, skoro ich nie ma) i ruszył mnie wyprowadzać. Skoro to tak to proszę bardzo! Więcej nie będę taki miły jak mnie traktują w tak podły sposób. Ruszyłem w kierunku schodów nucąc coś sobie w myślach kiedy zauważyłem blond włoski. Każdy ma w sobie coś co działa na niego jak czerwona płachta na byka. W moim przypadku można było powiedzieć, że tą czerwoną płachtą były niewinne dziewczęcia, które siedziały samotnie na schodach i wyglądały jakby właśnie płakały. Czy mógł być cudowniejszy widok? Raczej nie. Gdy podszedłem i byłem w stanie dostrzec kawałek twarzy aniołka, od razu ją rozpoznałem. Piękna Julia, delikatne niewiniątko, które kiedyś dawno temu (wcale nie jestem pedofilem) podarowało mi parę namiętnych całusów! Doskonale pamiętałem o tym jaka była cudowna! Te piersi, te uda, te włosy, te oczy. Szkoda tylko, że zupełnie nie pamiętałem jaka była z charakteru.
- Julie złotko! Coś się stało? - zapytałem zatroskany siadając obok niej i łapiąc ją za dłoń. A nie. Nie płakała. To katar. Kurwa. Widocznie wcale nie miałem takiego szczęścia jak myślałem. Mimo wszystko nie zamierzałem zrezygnować z rozmowy z tak cudną osobą. To by było kompletnie głupie. - Czemu siedzisz tak samotnie na schodach? - nadal miałem bardzo zatroskany ton. W sumie to można by uznać, że choroba wcale nie jest najgorsza, choć gorsza od płaczu. Gdy płacze - się pociesza, gdy choruje - się opiekuje (choć wtedy trzeba jednak trzymać się daleko od ust, bo jednak zarazić się można).
Will
Will
debeściak


Powrót do góry Go down

Schody Empty Re: Schody

Pisanie by Go?? Wto Lip 05, 2011 7:16 pm

Smarkając sobie w chusteczkę kompletnie nie słuchałam co dzieje się wokół mnie. Pochłonął mnie ten cudowny, bajkowy świat z królikiem Bugsem, Twettiem i Sylvestrem. Zdecydowanie nie miałam serca znęcać się nad biedakami z kreskówki więc ostatni raz wytarłam nos i zwinęłam chusteczkę, wsadzając ją do kieszeni liliowego sweterka. Ogólnie wyglądałam raczej jak wymemłana przez krowę i wypluta jakąś chwilę wcześniej, dokładnie zdawałam sobie z tego sprawę, ale kiedy jakiś uroczy głos dobiegł zza mych pleców poczułam się taka piękna i w ogóle, choć z całym czerwonym nosem. Odwróciłam się by sprawdzić kto to taki i moja mina od razu nieco zrzedła. William. Ach, tak. Uroczy, to prawda, ale straszny lanser... niestety. A mogło być tak fajnie. No ale dobra, nie mając większego wyboru co do towarzystwa stwierdziłam, że chyba jednak bardziej opłaca się pogadać z nim niż z obsmarkaną chusteczką do nosa, a raczej z rysunkowymi stworzonkami na jej rogach.
- Hej Will - rzuciłam trochę od niechcenia, ale po chwili pozbierałam się i wysiliłam na subtelny uśmiech, zdecydowanie nie dwuznaczny, po prostu przyjacielski - Wiesz abo mi się wydaje albo raczej nikomu nie jest przyjemnie przebywać obok chorej - wyznała przygryzając dolną wargę - Mam Grypę, ale cholernie nie chce mi się siedzieć w pokoju. Jest tam gorzej niż.... - o nie... nie chciałam użyć tego słowa, ale tak jakoś wyszło - ... w burdelu. - mimowolnie rzuciłam spojrzenie na jego usta, kiedyś tak pociągające i ponętne, dziś... no dobra, wciąż tak samo pociągające i ponętne, ale mimo wszystko już nie dla mnie. A czy ich chciałam? Boże, kto by nie chciał, ale jako szanująca się, typowa Julia nie mogłam dać się ponieść emocjom, prawda?
Anonymous
Go??
Gość


Powrót do góry Go down

Schody Empty Re: Schody

Pisanie by Will Wto Lip 05, 2011 7:29 pm

Nie lubiłem papierowych chusteczek, zwłaszcza takich z rysunkami. Czasami gdy już nie miałem wyjścia, a bylem chory i musiałem się taką posłużyć, dręczyła mnie myśl, że ten barwny obrazek pozostawi jakiś brzydki kolorowy ślad na moim nosi psując całość mojego wyglądu. Nie żebym kiedykolwiek o niego dbał. Nawet jak nie dbam jestem zajebisty. Nie muszę się niczym przejmować i mogę z pełnym zaangażowaniem skierować swoje zatroskanie w kierunku takich osób jak Julie.
- Całkiem nie rozumiem takich ludzi, pozostawić taką biedną istotę jak ty samej sobie? To okropne. Ale przecież mogłaś pomyśleć o mnie, ja zawsze służę pomocą - zapewniłem. Pewnie gdyby nie to, że jednak trochę bałem się tych zarazków, które mogą się na mnie przenieść w każdym momencie, ucałowałbym jej dłoń czy jakaś inna duperela. Romantyzm to coś co kobiety lubią, a ja nim lubię ociekać. Nawet jak jest to kiczowate jak nie wiem co i doskonale zdaje sobie z tego sprawę. No, ale nie dziś. Dziś trzymam swoje usta przy sobie.. - Też bym nie potrafił wysiedzieć w jednym miejscu, uwierz mi. - No chyba, że odwiedzałaby mnie jakaś fajna pielęgniarka. Ale to tylko moje fantazje. - Rozumiem cię. Choć nie sądzę, że aż tak źle jest w twoim pokoju. - Próbowałem sobie przypomnieć z kim mieszka Julie, ale jeżeli nie mieszkała z Ronją to raczej nie miała burdelu w pokoju. Ale co ja tam wiem, przecież świat stale mnie zaskakuje. Na przykład zaskoczył gdy pozwolił Florianowi mieszkać z kobietami, kiedy Ana mimo tego, że jestem dla niej taki dobry mnie wyzwała. - Mógłbym coś dla ciebie zrobić, moja droga? Nie wiem, wezwać jakiegoś uzdrowiciela?
Will
Will
debeściak


Powrót do góry Go down

Schody Empty Re: Schody

Pisanie by Go?? Wto Lip 05, 2011 7:55 pm

Spojrzałam na niego unosząc w górę jedną brew. Był zaskakujący. Kompletnie nie spodziewałam się takiego zainteresowania, chęci pomocy, a już na pewno nie ze strony Willa. Słysząc jego deklarację uśmiechnęłam się kącikowo, może trochę złośliwie.
- Tak, racja, nie raz to udowodniłeś. - przekrzywiłam głowę by mieć na niego zdecydowanie lepszy widok, w końcu popatrzeć to nie grzech, a w tym przypadku nawet przyjemność. - Ale nie wszyscy są taką idealną matką Teresą z Kalkuty jak ty - dodałam rozbawionym głosem po czym ponownie wytarłam sobie nos. Zaczynało mnie to doprowadzać do szału. Ślęczałam tak z paczką chusteczek od kilku dni i miałam szczerze dość. A co do romantyzmu, to wcale nie był kiczowaty. Był jedynie na wyginięciu i cholernie go brakowało, ale nikt nie chciał się do tego przyznać, zupełnie jakby to była jakaś parszywa choroba... weneryczna. Resztę wypowiedzi Willa puściłam mimo uszu. Jakoś nie wydawały mi się to tematy, które chciałabym ciągnąć, a przynajmniej nie były to tematy warte ciągnięcia. Kiedy jednak usłyszałam jego pytanie od razu klapnęłam dłonią w swoje czoło.
- Boże! Ale ze mnie idiotka! - rzuciłam, a raczej warknęłam gniewnie - Męczę się z tą beznadziejną chorobą od kilku dni i kompletnie zapomniałam, że istnieje ktoś taki jak uzdrowiciel. Boże. Co za idiotka. - mruknęłam raz jeszcze patrząc na chłopaka... mężczyznę, w zasadzie kompletnie nie wiedziałam gdzie go zakwalifikować był przecież młody, ale nie na tyle by być chłopczykiem... ale mężczyzna kojarzył mi się raczej... z własnym tatą, albo chociaż kimś starszym, wiele starszym ode mnie. William był sporo starszy, ale chyba jeszcze nie na tyle, by nazywać go mężczyzną, co najwyżej facetem...
- Poza tym... od kiedy tak przejmujesz się biednymi chorymi? Zawsze masz jakiś cel... a teraz? Jestem chora... chcesz się zarazić i wywołać napady troski u jakiejś uroczej dziewczyny? A może co innego? - zerknęłam na niego ściągając brwi - Jestem chora - zastrzegłam od razu bojąc się, że jednak jego cel znacznie różni się od zwykłego zarażenia. Pewnie zrobiłam z siebie kretynkę, jak zawsze. By to jakoś zamaskować, zmieniłam temat.
- A znasz jakiegoś? Znaczy się... uzdrowiciela, który obecnie nie jest zajety własnymi sprawami?
Anonymous
Go??
Gość


Powrót do góry Go down

Schody Empty Re: Schody

Pisanie by Will Wto Lip 05, 2011 8:17 pm

Nie wiem czemu, ale w jej wypowiedzi usłyszałem jakiś podtekst, który ani trochę mi się nie spodobał. Nie lubiłem podtekstów i w moim przekonaniu ani razu w swoim życiu ich nie użyłem (oczywiście moje przekonanie daleko miało się od rzeczywistości i całkowicie było uzależnione od sytuacji w jakiej się znajdowałem). Wcale nie chciałem by wszyscy sądzili, że cokolwiek udowadniam (choć przecież, powiedzmy sobie szczerze, wszystko robiłem na pokaz), a tym bardziej nie chciałem by utożsamiali mnie z kimś tak wspaniałym jak Matka Teresa! Choć nie powiem, to było zajebiście miłe i gdyby nie poważniejsze sprawy na mojej głowie porządnie bym się zawstydził i kazał by przestała mnie tak wychwalać, bo przecież nie zasługuję. A gdzie tam. W tej chwili byłem przekonany o tym, że jestem skromnym pomocnym chłopcem (jedna z moich ulubionych osobowości jakie pozwalałem sobie od czasu do czasu z siebie uwalniać).
- Och kochanie, jaka idiotka, co ty mówisz! - zawołałem zdegustowany jej słowami. - Nie wolno ci tak o sobie nawet myśleć. To, że zapomniałaś jest przecież całkowicie zrozumiałe. Choroba często tak wpływa na człowieka, naprawdę. Nie przejmuj się. Ważne, że w końcu na mnie wpadłaś i teraz jesteś już w bezpiecznych rękach. Zadbam o ciebie - zapewniłem. Zawsze dotyka mnie bardzo głęboko jak ktoś mnie ocenia w ten sposób w jaki Julie właśnie teraz mi przedstawiła. Jakbym nie miał serca. A przecież czy to takie złe, że dbam o swoje przyjaciółki w każdej chwili swojego istnienia jedynie dla tego, że wszystkie je kocham? Przecież to by była okropna strata gdyby jakiejkolwiek cokolwiek się stało. Chciałbym je wszystkie otoczyć i ochronić od całego zła tego świata (całe szczęście, że gdybym o zrobił to przecież od siebie bym ich nie ochronił). No bo co ja mogłem chcieć od takiego rozkosznego aniołka jak Julia? Uznanie mnie jako swojego boga i idola zupełnie by wystarczyło. Ale trzeba to ubrać w ładniejsze słowa. - Moim jedynym celem jaki postawiłem sobie w życiu jest miłość i przyjaźń. Wiem, że te słowa mogą brzmieć śmiesznie zwłaszcza dzięki okropnym plotkom jakie o mnie chodzą, ale ja naprawdę nie widzę świata poza tymi pojęciami. Czy twoja przyjaźń nie jest naprawdę wielką zapłatą za moją drobną, zupełnie nic nie znaczącą pomoc? Oczywiście udzieliłbym ci jej nawet jakbyś się nie zgodziła - zakończyłem dosyć smutno i przez chwilę przestałem spoglądać w stronę Julii, a jedynie popatrzyłem przed siebie. Tak by dopełnić dramatu. - A więc ostatnio u uzdrowicieli jest lekkie zamieszanie z powodu odejścia Maksa... - I dobrze! Tak brzydko zachować się przy Anie! To nie wypada! - Um, w tej chwili mogę ci jedynie doradzić Deavendrę, ale idąc do niego trzeba się przygotować na wielką dawkę dosyć.... Dziwnych rzeczy. Najlepiej nie iść do niego samotnie, zwłaszcza jak się jest taką pięknością jak ty.
Will
Will
debeściak


Powrót do góry Go down

Schody Empty Re: Schody

Pisanie by Go?? Wto Lip 05, 2011 8:39 pm

Coraz dłużej, coraz uważniej wsłuchując się w słowa Williama chyba zaczęłam się go trochę bać. Czy o taki romantyzm zawsze mi chodziło? Romantyzm graniczący wręcz z szaleństwem albo obsesją? (a przynajmniej w tej chwili tak właśnie to odbierałam). Nie wiem, ale w żadnym wypadku nie chciałam zrazić do siebie Williama, a tym bardziej zranić. Kiedy zadecydował i stwierdził, że o mnie zadba od razu się uśmiechnęłam, mimowolnie, automatycznie. Był miły, nie wiedziałam... a raczej nie pamiętałam. A szkoda. Takich nie można spotkać na każdym rogu ulicy (chyba, że Sezamkowej).
- To miłe - przyznałam szczerze, kompletnie nie powstrzymując odczuć wobec Amerykanina. Po co miałam kogokolwiek oszukiwać? To było bez sensu, zwłaszcza jeśli ktoś jako jedyny z niewielu poświęcał ci czas kiedy tego potrzebowałaś. To prawda, że zawsze miałam go za bezdusznego podrywacza, jakich ostatnio pełno krąży po rezydencji, ale najwyraźniej się myliłam, i to zdecydowanie myliłam... a może jedynie pogrywał? Może bawił się mną w najlepsze, jedynie udawał? Jak zwykle mogłam być naiwna, jak zwykle mogłam dać się omotać... ale nawet jeśli, wolałam to niż szorstkie odrzucenie jego pomocy, na prawdę.
- Williamie, ja nigdy, przenigdy nie wierzyłam w plotki i wydaje mi się, że w twoim przypadku również powinnam skupić się na faktach i własnych odczuciach - znowu wzięło mi się na wyznania - Nie mam najmniejszego zamiaru nie zgadzać się na przyjaźń, skoro póki co wydajesz się być w porządku. - dodałam po chwili, dokładnie dobierając słowa - Nie będę cię osądzać - dokończyłam nie przestając lustrować go wzrokiem. Kiedy spojrzał przed siebie coś złapało mnie za serce. Przesadzam, jak zwykle za bardzo się przejmuję... i kto tu jest Matką Teresą?
- Wiesz, możemy pójść do niego razem, o ile tylko masz czas i chęci mi towarzyszyć, bo choć nie wierzę w to co mówią ludzie to mam dziwne przeczucie, że ten chłopak może być... dziwny? Tak... dziwny. Ale wiesz... chwilowo mam większe priorytety... na przykład zjadłabym coś, wstąpimy do kuchni? - złapałam go za dłoń i uśmiechnęłam się pociesznie, wstając ze schodów i nabierając nowych sił. Pociągnęłam go za rękę by również wstał, raczej nie chciałam usłyszeć słów odmowy, bo nieźle mnie nastraszył, a jednak nie chciałam pozostać chora... już dłużej bym tego nie wytrzymała.
Anonymous
Go??
Gość


Powrót do góry Go down

Schody Empty Re: Schody

Pisanie by Will Wto Lip 05, 2011 8:59 pm

Oczywiście, że miłe. Miły to jedno z moich imion, choć tak szczerze jakbym je wszystkie wymienił to połowa, a nawet większość, byłaby kłamstwami, w które albo ja ślepo wierzyłem, albo inni. Dobra, wszystkie te imiona takie by były. Dlatego lepiej je nie wymieniać i pozostać przy samym Williamie Donovanie. Bo to bez jakiegokolwiek dodatku zajebiście brzmi. Nie żebym w tej chwili się wychwalał, bo nie mam czym. A zresztą. I tak doskonale wszyscy o tym wiedzieli.
Nie rozumiałem tylko jednego, dlaczego mój szósty zmysł, który nigdy nie mylił się jeżeli chodziło o kobiety, mówił mi, że Julia z jakiegoś powodu mnie się boi. Czy naprawdę nie było widać mojego szczerego zaangażowania? Przecież tak się starałem, uważałem na każde słowo. Ale spokojnie, nie od razu Rzym zbudowano. Przecież wiedziałem, że najlepszą metodą jest metoda małych kroczków. No chyba, że dziewczyna jest pijana albo w depresji. Julia nie przejawiała nic z tych rzeczy, więc małe kroczki.
- Nawet nie wiesz jak mnie to cieszy - odpowiedziałem jej gdy zapewniła mnie o tym, że nie wierzy w plotki. Wspaniale, choć jeszcze nie do końca jej wierzyłem co do tego czy nie wierzy. Zacznę wierzyć, gdy sam sobie uwierzę do końca. Ale to już moja osobista sprawa. - Plotki to choroba naszych czasów i trzeba walczyć z nią jak z twoim przeziębieniem. No patrz jak się złożyło, ja chcę zawalczyć o twoje zdrowie, a ty walczysz by wierzyć w prawdziwego mnie. To naprawdę słodkie - stwierdziłem. Nie wiem jaki sens miało to porównanie, ale niesamowicie mi się spodobało. Jak się tak na nie popatrzyło z góry to naprawdę było dobre. I głębokie. Uwielbiałem wychodzić na głębokiego człowieka. Oby tylko dalej to ciągnąć i przypadkiem nie gapić się za długo na jej piersi. Głupie przyzwyczajenie.
- Czyli masz apetyt? - zainteresowałem się słysząc jej propozycję odwiedzenia kuchni. - To bardzo dobrze wróży! Może nawet nie będziesz potrzebowała uzdrowiciela? Kto wie. Odwiedzimy kuchnię, a ja w tym czasie dowiem się gdzie przypadkiem możemy spotkać tego dziwnego człowieka. Bo raczej nie sądzę by siedział w salonie. O ile w ogóle jest w rezydencji. A jak nie ma to się nie bój, jak obiecałem tak zrobię. Zaopiekuję się tobą - zapewniłem po raz kolejny.
Will
Will
debeściak


Powrót do góry Go down

Schody Empty Re: Schody

Pisanie by Go?? Wto Lip 05, 2011 9:31 pm

Nie dość, że był przystojny, miły, romantyczny to jeszcze był głęboki. Nie rozumiem dlaczego ludzie mówili o nim w ten sposób, jeśli ja nie miałam się do czego przyczepić to chyba nikt nie powinien, prawda? Nie mówię, że jestem idealna, po prostu nie widzę w tym żadnego sensu. Uśmiechnęłam się do niego, chyba kiedy on się cieszył to i mi było miło, wesoło, tak czułam, a przynajmniej na zewnątrz, bo choroba wciąż dawała o sobie znać, choć czułam się lepiej ale nie chciałam wiązać polepszenia mojego stanu zdrowia z towarzystwem Donovana, nie popadajmy w paranoję.
- Jestem głodna jak jasna cholera, więc nie zarzekaj się już, że mi pomożesz tylko to zrób i ugotuj mi spagetti - "zarządałam" nie przestając się uśmiechać po czym ruszyłam w kierunku kuchni, powoli tak by Will mógł bez problemu do mnie dołączyć.
- Umiesz gotować, prawda? - zagadnęłam, a podróż do kuchni minęła nam właśnie na rozmawianiu o gotowaniu i jedzeniu, bo chwilowo nie miałam ochoty na nic innego, po prostu burczało mi w brzuchu i czułam, że jeśli zaraz nie zjem czegokolwiek może to się na nas obydwojgu źle odbić. Miałam ochotę na włoskie danie. Szkoda, że nie umiem gotować - pomyślałam - Bo w takim przypadku będę musiała testować jedzenie Williama albo zadowolić się kanapką z dżemem wiśniowym - co w sumie też nie było takie złe.

/kuchnia z Willem.
Anonymous
Go??
Gość


Powrót do góry Go down

Schody Empty Re: Schody

Pisanie by Will Wto Lip 05, 2011 10:11 pm

Jak mógłbym nie odwzajemnić tak wspaniałego uśmiechu jakim obdarzyła mnie Julia? Byłbym naprawdę wielkim głupcem, ba, gdybym takie coś wyczyniłbym pozwoliłbym Florianowi i jego wiernej i oddanej pannie (cholera kompletnie nie miałem pojęcia co ich łączyło, no nie ogarniałem i już, to chore) mówić do siebie kretynie. Zresztą mogli na mnie tak mówić, czemu nie. Niech ranią mnie, niech doprowadzają do depresji, niech trzymają od siebie z daleka, niech blokują numery. Jeśli coś mi się stanie (niedajboże) to później jedynie będą tego żałować! A przecież kolejny wypadek niczym ten z października, czy nawet pobicie przez niesłusznie rozwścieczonego brata bardzo łatwo. Całe szczęście ja miałem Julię, miałem Francescę, miałem nawet Anę. One sprawiały, że nadal chciałem być takim wspaniałym człowiekiem jakim byłem do tej pory. Jeszcze raz uśmiechnąłem się do Julii by zakryć wszystkie swoje smutki i odpowiedziałem:
- Nie jestem wyśmienitym kucharzem, ale dla ciebie wszystko. - Oczywiście kłamałem. Jakiegoś lata pojechałem na jakiś kurs gotowania do Francji (bo tam zawsze dużo wspaniałych kobiet jest) i nauczyłem się tego i owego. Lepiej jednak nie mówić co sie potrafi zawczasu, by wzmocnić efekt. - Chodźmy, chodźmy - pogoniłem ją i wstaliśmy ze schodów.

/ kuchnia
Will
Will
debeściak


Powrót do góry Go down

Schody Empty Re: Schody

Pisanie by Konstanty Sob Lis 12, 2011 8:32 pm

//////////////////////////

Tyle razy już powtarzałem ten sam drobny błąd, ten sam durny błąd i nie mogłem się nauczyć. Nie potrafiłem zapamiętać, że nie zawsze odpowiednie jest bujanie w obłokach, bo nie tylko sobie mogę krzywdę zrobić, ale i wielu osobom przebywającym w moim pobliżu. A własnie takie działanie mogło było najgorsze z najgorszych. Bo rozumiem, że ja mogłem się gdzieś zagapić i wpaść na ścianę, zagapić i nabić sobie guza. Ale co innego zupełnie, gdy przez moją nieświadomość innym coś się dzieje. Wtedy mój ból już rozbrzmiewa od środka, od głębokiego wnętrza. Przedziera się przez różne warstwy, by w rezultacie wybuchnąć gdzieś na zewnątrz w postaci złej aury. Oczywiście ja swojej aury nie widziałem, widziałem jedynie innych ludzi, ale doskonale potrafiłem sobie wyobrazić co w takiej mojej aurze może się zawierać i takie wyobrażenia wcale mnie nie pocieszały. Na pewno były to tak okropne kolory, że nikt normalny nie chciałby na mnie spojrzeć, a nawet zwrócić uwagi. Nawet bez brzydkiej aury, nikt nie był chętny by na mnie spojrzeć. I dobrze, wyśmienicie mi było tak jak jest. Schowany w cieniu, zupełnie nieważny. Zupełnie niekochany. Zwłaszcza niekochany przez jedną osobę.
Tą osobą oczywiście była Gerda. Bardzo łatwo było usłyszeć o niej czytając w moich myślach, choć niekoniecznie wiem, kto by w ogóle chciał w nich czytać. Były takie nijakie, takie nudne, wypełnione jedynie jedną myślą. Myślą o Gerdzie. Chciałem wiedzieć co ona w tym momencie robi, jaką ma minę, w którą stronę skierowane jest jej spojrzenie. Jaki ma humor. Co ostatnio przeczytała. Jaką piosenkę przeczytała. Jakie piękne zdanie ostatnio wypłynęło z jej cudownych ust. Właśnie jej usta miałem przed swoimi oczyma gdy schodziłem ze schodów i bardzo niefortunnie nastąpiłem na coś ostrego i straciłem swoją równowagę. Chciałem uchwycić się poręczy, by stanąć na nogach, ale przeceniłem swoją umiejętność łapania i minąłem się z nią o parę centymetrów. Schody miały nieprzyjemny zapach odświeżacza próbującego niefortunnie zatuszować zapach wielu stóp przebiegających tędy nieustannie. Okruchy leżące na schodach były okropnie duże i chyba pochodziły od krakersów, nie wiem, za długo im się nie przyglądałem, gdy powoli staczałem się z paru schodków. Bo właśnie to się stało gdy nie uchwyciłem się poręczy. Poleciałem najpierw na głowę, potem na plecy, uderzyłem się jakoś mocniej nosem, by potem wylądować na ostatnim schodku na czterech literach i zauważyć, że walnąłem w kogoś jeszcze. Na całe szczęście ta osoba nie spadła z takiej wysokości jak ja, dopiero zaczynała wchodzić po schodach, ale i tak czułem się okropnie przez to co zrobiłem.
- Boże moj - zawołałem zapominając na chwilę, by nie używać ojczystego języka. Poczułem jak coś ciepłego cieknie mi z nosa i szybko to wytarłem, by nie przeszkadzało mi w przyglądaniu się temu jak wielkich szkód mogłem zrobić tej biednej dziewczynie. - Nic ci się nie stało? Tak bardzo przepraszam! Izwinitie pażałsta! - wyjąkałem szybko wstając i próbując podać rękę dziewczynie by i ją podnieść. Ale wtedy zauważyłem krew na rękawie i poczułem jak zaczyna mi się kręcić w głowie. Musiałem usiąść.
Konstanty
Konstanty
urocza dziewica


Powrót do góry Go down

Schody Empty Re: Schody

Pisanie by Sofie Sob Lis 12, 2011 9:32 pm

Nigdy nie byłam osobą, którą można uznać za negatywnie nastawioną do życia. Właściwie, to do niczego negatywnie nastawiona nie byłam. No dobra, może trochę przesadziłam. Gardziłam przecież ludźmi, którzy byli chodzącymi melanżami i żyli dla alkoholu i skrętów. Fu, tak, na nich na pewno nigdy nie spojrzałabym z tą radosną iskierką w oczach i szerokim uśmiechem. Powrócmy jednak do mojej głównej myśli. Nie można powiedzieć, że byłam w Rezydencji od dawna. Kilka dni, może kilkanaście, wiecej na pewno nie, choć nie potrafiłam podać dokładnej ich ilości ponieważ zupełnie zgubiłam rachubę czasu. Nie mówię, że normalnie miałam w zwyczaju wiedzieć, jaki jest dzień i tak dalej, bo to była jedna z tych rzeczy, którymi nie warto się przejmować. Po co komu znać jaki dzień i jaka godzina? Lepiej skupiać się na ważniejszych sprawach, a nie zaprzątać sobie myśli takimi głupotami. Znów odbiegam od rzeczy, którą chciałam poruszyć. Otóż, zdałam sobie sprawę z tego, że doprowadzono mnie dzisiaj do stanu, w którym byłam na kogoś zła. A uwierzcie mi, ja rzadko bywałam zła na ludzi. Jednak znalazła się osoba, która swoją irytującą osobą, doprowadziła mnie do szału i sprawiła, że posłałam w jej stronę kilka niemiłych obelg. Rety, tak źle się po tym czułam, bo niepotrzebnie skrzyczałam jakieś zagubione dziewczę, która za mną biegało i pytało o każdą najdrobniejszą rzecz, głównie związane z Rezydencją. Co jak co, ale nie wiedziałam przecież o niej nic i kilka razy to wspomniałam, ale ta nadal się do mnie szczrerzyła i zadawała kolejne bezsensowne pytania.
Klębiąc w sobie poczucie winy, gdyż doprowadziłam kogoś do łez, snułam się przez korytarz, wpatrując w swoje kremowe balerinki, leniwie suwające po ziemii. W końcu dotarłam do schodów. Wspięłam się na pierwszy stopień. Potem na drugi. Potem na trzeci. Potem podniosłam nogę, aby znaleźć się na czwartym, ale wtem niespodziewanie, ni stąd ni zowąd, zjawił się ktoś zjeżdżający ze schodów. Z początku pomyślałam, że to jedno z tych niezrównoważonych dzieci używa ich jako zjeżdżalni i pewnie bym to zignorowała, pogrązając się nadal w swoich smutkach i rozmyślaniach. Jednak, tak się nie stało. Po pierwsze, owe spadające coś wcale nie było dzieckiem z ADHD i wyglądało na to, że nie planowało spadać ze schodów, a po drugie, pociągnęło mnie ze sobą, sprawiając, że zturlałam się z tych kilku stopni, upadając na ziemię.
Pewnie bym przeklnęła. Ale ja nie przeklinam, więc tylko skrzywiłam usta w grymasie, podnosząc się z podłogi i kładąc dłońz tyłu swojej głowy, gdzie się uderzyłam, a potem zerknęła w stronę swoich nóg i zauważyłam zaczerwienienie na piszczelu. No ładnie, normalna osoba pewnie wyszła by cało z takiego wypadku, a ja pewnie nabiłam sobie milion siniaków. Dopiero potem przypomniałam sobie, że to nie ja spowodowałam to, co się stało i spojrzałam w bok, dostrzegając chłopaka. No nie, najpierw jestem bezczelna, a teraz jeszcze zostaję arogancką i samolubną ignorantką, co za dzień. Poza tym, on chyba wcześniej coś mówił, ale nie zrozumiałam połowy słów, więc doszłam do wniosku, że pewnie miałam wstrząs mózgu czy coś. Nie zdziwiłabym się. Ale potem on stanął przede mną, żeby pomóc mi wstać, a ja zerknęłam na jego twarz i zauważyłam czerwoną substancję.
- O nie, o nie, Ty krwawisz! - zauważyłam spanikowym głosem, przykładając dłoń do ust i robiąc wielkie oczy. Pewnie zrobiłam się nieco blada, nawet bledsza niż byłam normalnie, choć na codzień ludzie pytali mnie czy nie mam anemii, bo moja skóra była niemal przezroczysta. Ale to była krew, a gdy gdzieś była krew, oznaczało to, że dzieje się coś złego.
Stałam już na swoich stopach i zauważyłam, że coś złego stało się z brunetek, bo jakby tracił równowagę, więc złapałam go pod ramię i usadziłam na pierwszym stopniu nieszczęsnych schodów. Nie wiem, czy wiecie, ale kiedyś brałam udział w szkoleniu z pierwszej pomocy, więc jeśli chodzi o reanimację, to można na mnie liczyć! Ale ja miałam nadzieję, że nigdy nie będę potrzebowała tej wiedzy.
- O Boże, pochyl głowę na dół, pochyl głowę na dół, o jezuuu, oddychaj, głęboko! - zaczęłam panikować wplatając w swoje myślenie na głos boga, chociaż wierząca, ani trochę nie byłam. Chyba nie wiedziałam, co robić i moja twarz na pewno to wyrażała, bo miałam na wpół otwarte usta, prawie nie mrugałam i rozglądałam się nerwowo. Potrzebowałam jakichś chusteczek, albo czegoś, żeby zatrzymać krwawienie, żeby się chłopak nie wykrwawił, bo miałabym go na sumieniu. Pewnie była to kara za moją niemiłą odzywkę rano. Jejku, obiecuję, że znów będę wszystkich kochać. Dojrzałam jakiegoś okularnika, siedzącego w kącie sąsiedniego pomieszczenia i paczkę chusteczek leżącą obok niego. Zerknąłam na bruneta, aby się upewnić, że jeszcze nie umarł i pobiegłam w tamą stronę, wracając po chwili ze zdobyczą, którą tak naprawdę ukradłam. Trudno, nie było czasu na przepraszanie. Usiadłam na schodku, tuż obok osoby, która tak właściwie była ofiarą tego wypadku i spojrzałam na nią.
- Rety, przepraszam. To pewnie moja wina, wszystko jest zawsze moją winą. Ale nie umieraj. No proszę, nie umieraj. Ja nie chcę nikogo zabijać. Zawsze chciałam być miła dla wszystkich, a tutaj o, przeze mnie ktoś się zabija spadając ze schodów - wyjęczałam, naprawdę myśląc, że to ja spowodowałam tak poważne obrażenia chłopaka. A poza tym krew, tam była krew, a ja krwi nie lubiłam. Ale postanowiłam przezwyciężyć się i nie zwracać na nią uwagi. Powinnam pewnie użyć chusteczek, które przed chwilą zabrałam od jakiegoś biednego chłopca, ale czułam się tak zmieszana, że już chyba zapomniałam, że ściskałam je w palcach.
Sofie
Sofie
zagubiona


Powrót do góry Go down

Schody Empty Re: Schody

Pisanie by Konstanty Nie Lis 13, 2011 1:21 pm

Kiedy miałem pięć lat po raz pierwszy załamałem sobie rękę. Było to niezbyt miłe wspomnienie, ale i tak co raz do niego wracam. Bo własnie tak jest z niemiłymi wspomnieniami, wraca się do nich w najmniej oczekiwanych momentach, a potem trudno się jest ich wyzbyć z myśli. A więc miałem pięć lat i właśnie nadszedł ten piękny okres, kiedy zima odchodziła w niepamięć, a wokoło każdy się cieszył z dłuższych dni i o wiele cieplejszej i z bardziej przyjaznej pogody. Wiosna była tym okresem kiedy Berliozowie zawsze pokazywali na co ich stać i ile energii w nich drzemie. Nawet ja, największy milczek w rodzinie, zawsze stojący z boku, albo chowający się za starszą siostrą, na wiosnę miałem więcej chęci do życia. Zaczynałem obserwować otaczający mnie świat z większym zaangażowaniem. Właśnie jednym objawem mojego zainteresowania przyrodą była pogoń, za młodym wróbelkiem, który chyba przeżył bardzo bliskie spotkanie z kotem, bo nie fruwał tak jak powinien. Cały czas unosił się i opadał, wzlatywał i myślało się, że już go się więcej nie zobaczył, ale ona zawsze wracał. Nie potrafił uciec. Strasznie mi się to kojarzyło wtedy ze mną, tak miałem pięć lat, ale i tak wtedy skojarzyło mi się to z moim położeniem. Też chciałem ulecieć gdzieś wyżej, ale mi to nie wychodziło. Zawsze moje uniesienia kończyły się bolesną karą z ręki ojca. Tak też i było tym razem, ale o dziwo ojciec nie miał z tym nic wspólnego. Z własnej woli wszedłem na dach naszego małego domu w pogoni za biednym wróblem i również z własnej winy spadłem z tego dachu prosto na ławkę stojącą pod domem. Nie wiem jakim cudem to przeżyłem, ale ponownie widziałem wściekłego ojca jak nigdy gdy został zmuszony wieźć mnie na ostry dyżur. Przez całą drogę musiałem wysłuchiwać jak wielką zakałą rodziny jestem i że jeszcze nigdy nie widział tak bardzo spedalonego chłopca jak ja. Obwiniał mnie o wszystkie swoje niepowodzenia, o najmniej istotne sprawy. A ja rzeczywiście czułem się temu wszystkiemu winny i żałowałem, że naprawdę ten wypadek nie skończył się tragicznie. Dla wszystkich byłoby wtedy łatwiej i przyjemnej.
W tej chwili też tak pomyślałem. Gdybym nie pojawił się w rezydencji na pewno nie namieszałbym tak w życiu Gasparda, nie dostarczał tyle problemów Maksowi i Miszy, dałbym więcej wolnego czasu Gerdzie przez co ułożyłaby sobie jakoś inaczej życie (bo ja na serio uważałem, że poprzez swoje samolubstwo ją ograniczam), no i oczywiście gdyby nie ja, to nie wydarzyłby się wypadek na schodach i nikt nie musiałby mi pomagać, nikt nie musiałby załamywać nade mną rąk i nikt nie miałby siniaków z mojej winy.
Nie potrafiłem jednak dostatecznie skupić się by porządnie przeprosić dziewczynę, nie miałem nawet siły by wstać i przecierpieć w samotności swój wypadek. Nadal kręciło mi się w głowie, nie tyle z bólu co z zapachu tej okropnej krwi. Niedawno miałem sen, w którym krew odgrywała główną rolę. Myślałem wtedy o tym, co by zrobić by walczyć z tym lękiem. No i oczywiście zastanawiałem się jakie znaczenie może mieć ten sen. Nigdy nie pomyślałbym, ze mógł mieć nawet znaczenie prorocze. Choć nie mogłem tak myśleć. To nie było odpowiednie. Rozczulanie się nad sobą to nie było do mnie podobne, musiałem jak najszybciej coś zrobić, by uwolnić tą biedną dziewczynę od siebie. Nie zmuszać jej by kradła dla mnie chusteczek.
- To nie jest twoja wina, tylko moja, na serio. Zagapiłem się i nie wiem jak to się stało. Przepraszam. Nie przejmuj się mną już. Ja sobie poradzę - wydusiłem z siebie w końcu ostatkiem sił przyciskając podarowane chusteczki do nosa. Uniosłem się trochę wyżej by spojrzeć na ofiarę mojej niezdarności, bo jednak trzymając głowę między nogami nie za wiele widziałem. A przecież musiałem zobaczyć jej aurę! Upewnić się, że nie wyczyniłem jej żadnych poważnych szkód. Zdiagnozować jej stan i jeszcze raz przeprosić z całego serca za tą całą sytuację. Leczy gdy tylko spojrzałem w jej oczy wypełnione troską o mój los, odczytałem też, że nie wolno mi takich rzeczy wyczyniać, że musiałem powrócić do poprzedniej pozycji. Wcale nie protestowałem, bo jednak nie tylko jej spojrzenie mi to mówiło. Również moje samopoczucie. - Jestem taką wielką niezdarą - jeszcze raz wydusiłem z siebie kierując swoje słowa do podłogi. Pewnie gdyby nie to, że krew wypływała mi z nosa to by pewnie napłynęła pod policzki i bym się zaczerwienił. A tak byłem blady jak ściana i z trudem łapałem powietrze. - Nieustannie zatruwam innym tylko życie. I to nie tylko przyjaciołom, ale też nieznajomym. Nie umiem nawet zejść ze schodów tak jak trzeba - ostatnie słowa wypowiedziałem już szepcząc, jakby do siebie. Ale potem czując, że powoli mi odchodzą zawroty głowy. Chciałem spojrzeć na nią ponownie. Ach ten głupi upór. - Przepraszam, zdradzisz mi swoje imię? Chciałbym cie przeprosić jak należy.
Konstanty
Konstanty
urocza dziewica


Powrót do góry Go down

Schody Empty Re: Schody

Pisanie by Sofie Nie Lis 13, 2011 3:00 pm

Prawda była taka, że byłam chodzącym nieszczęściem i przyciągałam przeróżne wypadki. Mimo tego, że starałam się kochać wszystko i wszystkich, wszyscy i wszystko tego nie odwzajemniało i co rusz stawiało mnie w sytuacjach, kiedy byłam albo ofiarą jakiegoś nieszczęsnego wydarzenie. Tak jak teraz. Chłopak twierdził, że to była jego wina, ale ja uważałam, że gdyby wcześniej nie odburknęła nieprzyjemnie czegoś do tamtej dziewczyny i nie wchodziła potem po schodach, a była zupełnie gdzie indziej, t by się nie stało i nikt by nie ucierpiał. Właściwie to z moim szczęściem, kiedyś zginę wchodząc po schodach, wychodząc z wanny czy po prostu idąc chodnikiem, bo pewnie się potknę, poślizgnę czy coś podobnego, upadnę na głowę i po prostu umrę. Jejku.
Prawda jest taka, że ja nie mam czegoś zwanego koordynacją ruchową. To pewnie dlatego, że moja mama uważała, że ważniejsze było, aby była mądra i wyedukowana niż sprytna. A ja zawsze chciałam grać w piłkę, jednak gdy tylko moja rodzicielka zauważyła, że wymknęłam się z domu, w tenisówkach, szortach i koszulce, z piłką pod pachą, od razu kazała mi wracać, przebrać się, wracać do książek i nie odstawiać trzody, bo tak się prawdziwa dama zachowywać nie powinna. To było bardzo nie w porządku. Przecież taka Penelopa, która była moją siostrą, mogła robić to, co się jej podobało, a ja nie. I właśnie dlatego kiedyś moja mama pozna się na swoim błędzie, gdy zadzwonią do niej i powiedzą, że znaleźli moje ciało leżące na ziemi, gdyż zginę w jakichś śmiesznych okolicznościach. Ale koniec, ja wcale nie chcę przecież mówić o śmierci. Zwłaszcza, że obok mnie siedział chłopak, któremu coś się stało i rozmyślanie na temat śmierci było bardzo nie na miejscu.
- Nie mogę się tak przestać Tobą przejmować, nie mów tak, bo i tak sobie nie pójdę, aż nie będzie z Tobą lepiej! A co jeśli byś zemdlał i nikogo nie byłoby w pobliżu? Poza tym, też uczestniczyłam w tym wypadku. Jestem... współofiarą - zastanowiłam się chwilę nad ostatnim słowem, bo nawet nie wiedziałam, czy takie było. Ale kto w takiej chwili myśli nad poprawnością słownictwa jakiego używa? Na pewno nie ja.
Tak naprawdę to nie zauważyłam, że brunet na mnie zerknął, bo w tym samym momencie prześlizgnęłam wzrokiem po swoich odsłoniętych nogach, już dawno posiniaczonych gdzieniegdzie nogach, doszukując się jakichś nowych stłuczeń. Pewnie pojawią się dopiero jutro. Nie powinnam chyba chodzić w spódnicach, tylko nosić długie spodnie, bo wyglądałam jak jakieś regularnie bite dziecko.
- W takim razie możemy przybić sobie piątkę - stwierdziłam wzruszając kościstymi ramionami, bo również byłam koszmarną niezdarą. Odwróciła wzrok od moich okropny, chudych i poobijanych nóg i spojrzałam w stronę chłopaka, przechylając delikatnie głowę.
- Nie mów tak, na pewnie przesadzasz - mruknęłam i dźgnęłam go delikatnie palcem w biodro, żeby nie gadał takich głupot. Nie lubiłam, gdy ludzie mówili o sobie takie rzeczy, aby być jeszcze bardziej przygnębionymi. Ja wolałam odgonić od siebie myśli o swojej beznadziejności i skupiać na pozytywach, bo zawsze jakieś są.
- Nie myśl teraz o przepraszaniu. Widzisz, że mam się bardzo dobrze, więc nie masz mnie za co przepraszać! - odpowiedziałam marszcząc przy tym nosek. - A moje imię to Sofie. - dodałam jeszcze. - Tylko nie próbuj nawet przepraszania! - wycelowałam w niego palcem wskazującym, mrużąc oczy i przybierając na twarz groźny wyraz, choć tak naprawdę wcale groźnie nie wyglądałam, a wręcz przeciwnie, zabawnie.
Sofie
Sofie
zagubiona


Powrót do góry Go down

Schody Empty Re: Schody

Pisanie by Konstanty Nie Lis 13, 2011 8:23 pm

Tuż po upadku stan mojego umysły można było opisać jako jedno ciągłe bębnienie przerywane jakimiś ostrymi przebłyskami pewnych obrazów. Właśnie jeden ten obraz, upadku z dachu, dość szczegółowo został opisany. Ale były również inne, o wiele mniej ważne, ale równie intensywne co ten pierwszy. Można było to porównać do oglądania starych fotografii i przypominania sobie anegdot z nimi związanych. Wiele starszych ludzi uwielbiało to robić, wspominać swoje największe sukcesy i porażki. Ja nie posiadałem żadnych starych fotografii, ale i tak często dawałem się ponieść moim wspomnieniom. Tyle że zazwyczaj to było z mojej własnej woli i nie było to tak intensywne, jak to tuż po wypadku. Na całe szczęście te przedziwne uczucie jakie mnie ogarniało powoli odchodziło w niepamięć pozostawiając po sobie jedynie fizyczny ból. Fizyczny ból był dla mnie do zniesienia, bo zdołałem w swoim, niby nudnym życiu, przecierpieć sporo bólu psychicznego, który się nie równał do tego. Był tylko takim panem Pikusiem. Wystarczyło go zignorować, postarać się o nim nie myśleć i skupić się na innych. To mi w miarę wychodziło, zwłaszcza gdy ktoś przy mnie wypowiadał takie ważne słowa.
- WSPÓŁOFIARĄ? - wyjęczałem naprawdę wystraszony tym słowem. Brzmiało ono bardzo tragicznie, nawet dramatycznie. Jeżeli ktoś przyznawał się do bycia współofiarą oznaczało, że on również odniósł pewne szkody w tym zajściu. Brzmienie tego słowa nawet wskazywało na to, że te szkody są na równi ze szkodami drugiego osobnika. Oznaczało to, że z dziewczyną nie jest za dobrze, w zasadzie jest z nią tak samo źle jak ze mną. Poczucie winy jakie mnie teraz ogarnęło miało rozmiary kolosalne. - Na pewno dobrze się czujesz? Może udajesz żeby się tobą nie przejmować? Nie bądź głupia. Jeżeli ci coś jest to nie możesz się mną zająć. Przyznaj się, proszę - zabrzmiałem naprawdę błagalnie i jeszcze raz spróbowałem wytrzeć swój nos. Już nową chusteczką, bo poprzednia była do reszty zmarnowana. Podobnie jak moja koszulka. Wyglądałem jakbym właśnie wrócił z jakiegoś pola bitwy, a nie zwyczajnie przewrócił się na schodach. Straszna ze mnie ofiara losu. Sofie nie powinna się mną przejmować, zasłużyłem sobie.
Westchnąłem ciężko zdając sobie sprawę, że skoro już się w miarę uspokoiłem, w miarę zacząłem racjonalnie myśleć i kalkulować to przecież wcale nie muszę pytać się dziewczyny o to jak się czuję. Już mogę podnieść głowę by na nią spojrzeć i zobaczyć komu właśnie zatruwam życie. Tak też zrobiłem. Uroda Sofie była naprawdę przeurocza. Oczywiście, nie chodziło o to, że w jakiś sposób chcę jej schlebić. Po prostu umiałem docenić piękno, które właśnie przebywało w moim pobliżu. Potrafiłem w miarę sprawiedliwie ocenić z jaką osobą mam do czynienia i co ją dokładnie wyróżnia z tłumu. Sofie wyróżniało jej nieśmiały uśmiech, który zamiast podnosić kąciki ust to je opadał. Ale to nadal był przepiękny uśmiech, który nadawał samych pozytywnych emocji jej buzi, która, może to dziwnie zabrzmi, miała dla mnie rysy rusałki leśnej. W świecie tego na głos nie wypowiem, ale właśnie tak było.
- Pozwolisz jednak, że powstrzymam się od przybijania tej piątki. Mogło by się to skończyć podobnie jak w miarę proste schodzenie ze schodów. Skończyć nieszczęśliwie. Zupełnie nie potrafię zapanować nad swoimi ruchami - westchnąłem.
Chyba jednak zbyt skupiłem się na wyglądzie Sofie, zamiast na jej aurze. Po prostu byłem zaskoczony jej urodą. Ale teraz już się zbiorę w sobie i postaram. Aura dziewczyny miała odcień wrzosu, ale to nie kolor mówił o jej stanie zdrowia, lecz sposób w jaki aura współgrała z jej cieniem. Na całe szczęście nic nie wskazywało na to by była bliska śmierci, albo chociaż jakoś poważniej uszkodzona. Podniosło mnie to na duchu i dlatego mogłem już z czystym sumieniem przystąpić do tego co zamierzałem zrobić bez względu na to czy Sofie tego chciała czy też nie. Tego wymagała moja kultura, nie wybaczyłbym sobie jakbym jej porządnie nie przeprosił.
- Sofie - zwróciłem się do niej przybierając już poważniejszy ton. - Ja, Konstanty, z całego swojego serca przepraszam ciebie za ten okropny incydent. Wszystko było moją winą i mam nadzieję, że nie zepsułem ci w ten sposób jakiś planów. Bo na pewno gdzieś zmierzałaś. Przepraszam i proszę być pozwoliła mi to jakoś wynagrodzić. Dobrze?
Konstanty
Konstanty
urocza dziewica


Powrót do góry Go down

Schody Empty Re: Schody

Pisanie by Sofie Wto Lis 15, 2011 5:10 pm

Ej, ja nie chciałam wystraszyć a po prostu nie potrafiłam znaleźć innego słowa.
- Oj, powinieneś się domyślić, co miałam na myśli - zrobiłam cierpiącą minkę, bo ja tak bardzo nie chciałam jeszcze go bardziej przygnębiać. Ja nie wiem, to wszystko było takie niesprawiedliwe. Wszystko nie tak. Chciałam być dobra dla ludzi, ale wszystko było nie tak jak powinno.
- Na pewno. Nic mi nie jest. Tylko kilka siniaków. Nic nowego - wzruszyła znów swoimi kościstymi ramionami i poczułam jak jeden z rękawów mojej bluzki nieco się zsunął i odsłonił moje ramię, więc pospiesznie go poprawiłam, bo ja nie lubiłam się tak obnażać ani chodzić z cyckami na wierzchu. Poza tym, nie miałam tyle pewności siebie, żeby bardzo dużo pokazywać. Spódnica do połowy uda to już była granica, której nie naruszałam, bo nigdy nie chciałam, aby przy każdym, nawet najmniejszym ruchu, cały świat oglądał moją bieliznę.
- Nieeeee - jęknęłam widząc do czego szykował się chłopak - Mówiłam, żadnego przepraszania - ale wyszło na to, że on miał moje słowa głęboko w poważaniu i tak zaczął przepraszać za to, co zrobił, co uważałam za zupełnie zbędne. Dlatego właśnie przyłożyłam dłonie do uszu i zacisnęłam mocno oczy, marszcząc przy tym czoło, nos i właściwie to całą twarz. Jednak nawet to nie sprawiło, że nie usłyszałam słów Kostka, bo chociaż zamykałam sobie uszy, to nic nie dało. Gdy skończył, ze zrezygnowaniem odsunęłam ręce i otworzyłam oczy, mrugając nimi kilkukrotnie, bo od takiego mocnego zaciskania, zaczęły mnie boleć.
Powstrzymałam się od powiedzenia, że właściwie to do żadnego specjalnego miejsca się nie wybierałam, dlatego, że nie miałam do kogo się wybierać. To takie smutne, bo ludzie nie zawsze podzielali mój entuzjazm do robienia wszystkiego i chyba nie podobał się im mój sposób bycia. To takie przykre, bo ja chciałam kochać wszystkich, a mnie nie kochał prawie nikt. Ale koniec emowania, znów przybrałam uśmiech na twarz, bo smucenie się jest bardzo nie w moim stylu. Bardzo nie w moim stylu.
- Wynagradzać? WYNAGRADZAĆ? Przecież Ty nie masz mi czego wynagradzać - powiedziałam zadzierając wyżej brodę. Nie to, że chciałam pokazać, że jestem lepsza od innych, bo dla niektórych to właśnie oznaczał taki gest. To byłą kwestia tego, że chciałam mu pokazać, że jestem cała, zdrowa, samowystarczalna, niezależna i nie potrzebuję wynagradzania. Chociaż zaraz, jeśli to miałaby być okazja, żeby jeszcze raz się z Kostkiem spotkać... dlaczego nie?
Moja głowa powróciła do normalnej pozycji, tak, że mogłam się teraz przyjrzeć chłopakowi. Nie to, że od razu bezczelnie zlustrowałam jego sylwetkę przeszywającym wzrokiem. Zrobiłam to nieco bardziej dyskretnie, niemal niezauważalnie dla niego prześlizgując spojrzeniem zielonych tęczówek po jego twarzy, na której było jeszcze trochę krwi, ale w sumie to już mnie to tak nie odrzucało, po jego koszuli, na której również byłą krew, a dalej właściwie nie musiałam patrzeć, bo po co mi wiedzieć jakie Kostek miał na sobie spodnie czy buty? Chociaż podobno buty jakie nosić mówią coś o Twojej osobowości. Jasne, tak jak wszystko inne, więc takie gadanie to tylko jakieś sranie w banie. Nie, muszę znaleźć inne określenie, to jest zbyt wulgarne. Hm, jak na złość przychodziły mi do głowy tylko brzydkie słowa, co było aż dziwne, bo ja brzydkich słów niemal nie używałam. Mama mówiła, że tak nie przystoi młodej damie. Chociaż to była trochę hipokryzja, dlatego, że sama na okrągło przeklinała, gdy się na coś albo na kogoś denerwowała. Szkoda tylko, że dopiero jakiś czas temu zdałam sobie z tego sprawę, wcześniej byłam w niej zakochana, bo była dla mnie wzorem do naśladowania i stosowałam się do każdej instrukcji jaką mi zleciła i cieszyłam z każdego komentarza jakim mnie obdarowywała, nawet jeśli były złośliwe, czy obrażające, ale ja je brałam za dobre rady. Byłam głupia i naiwna. Chyba trochę wydoroślałam. Ale tylko troszkę, bo przecież nadal rysuję tęcze i jednorożce w swoim notatniku, który trzymam pod łóżkiem, ale cicho, to sekret.
- Chociaaaaaaaż, jeśli aż tak bardzo chcesz mi to wynagrodzić, może skorzystam - odparłam przeciągając trochę pierwsze słowo, a potem posłałam mu uroczy uśmiech. Tylko nie pomyślcie sobie, że z nim flirtowałam, czy coś. O Boże, tylko nie to. Ja to nie z takich. Ja po prostu w każdej osobie widziałam potencjalnego przyjaciela i w stosunku do niemal wszystkich nowo poznanych ludzi starałam się tak milutko i sympatycznie zachowywać, żeby zdali sobie sprawę z tego jaką dobrą przyjaciółką bym była. To znaczy jestem. Bo, żeby nie było, ale mimo tego, że nie chodzi za mną grupka dziewcząt, które mnie wielbią i uważają za najlepszą osobę na świecie, jakichś tam przyjaciół mam. A nawet nie po prostu jakichś przyjaciół, bo, żebym kogoś nazwała przyjacielem, musiał ten ktoś być naprawdę wyjątkowy. O.
Sofie
Sofie
zagubiona


Powrót do góry Go down

Schody Empty Re: Schody

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry

- Similar topics
» Schody
» Schody
» Schody

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach