Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Zoja

5 posters

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Zoja - Page 2 Empty Re: Zoja

Pisanie by Will Nie Cze 12, 2011 2:55 pm

Nie wiem co takiego strasznego było w byciu moim niewolnikiem, gdybym nie był sobą, sam nim bym został. Ba, błagałbym o ta posadę i naprawdę dziwiłem się Florianowi, że z takim chłodem podchodzi do tego wszystkiego. Przecież wiem, że gdzieś tam w głębi swojej płytkiej duszy, wiedział jaka jest prawda i zdawał sobie sprawę z tego, że kogokolwiek uczynię swoim niewolnikiem ten będzie najszczęśliwszą osobą na świecie. Take są prawa natury, prawa norweskiej dżungli, prawa wyższej rasy utalentowanych. Nic nie jest w stanie być nad tym, stanie się jak ma się stać. Wprawdzie rzeczywiście mógłbym zwyczajnie kogoś zatrudnić i mu płacić, wiele osób w tych ciężkich czasach potrzebowało dodatkowych pieniędzy. Ale wtedy nie byłoby już takiej zabawy, a przecież ona liczyła się w tej chwili najbardziej. W końcu miałem jakiś cel w wymyślaniu sobie niewolników. Oni mają mi dostarczyć szczęścia, który ostatnimi czasy nie potrafiłem osiągnąć. Czy chęć szczęścia jest zła? Nie, dlatego nikt nie ma prawa mówić ani myśleć o mnie w brzydki sposób. Bo to mnie jedynie krzywdzi.
- Dobra, daruj już sobie Florian. Doskonale wiem, że ty jedynie chcesz wszystko robić przeciwko mnie. Ale ja nie pozwolę i będę się trzymał swojego planu - oznajmiłem niezbyt miło, ale cóż. Florian mimo tego, że darzyłem go ogromną przyjaźnią zaczął mnie już dzisiaj wkurzać. Nawet jego ciepłe słowa na koniec naszej rozmowy (bo ewidentnie był to koniec, skoro ja tak postanowiłem), nie dały radę mnie udobruchać. Mógł mnie chwalić jeszcze pół godziny, a ja bym nie uległ. Zdecydowanie dzisiaj przesadził i ja musiałem mieć ostatnie słowo. - Owszem chciałem, i skoro usłyszałem nie pozostaje mi nic innego jak teraz wyjść, być mógł przyzwyczaić się do swoich nowych poglądów. Wiem, że taka diametralna zmiana w twojej psychice musi być niebywale ciężka. Ale nie bój się, dam ci czas. Wszystko będzie dobrze.
Wychodząc poklepałem go jeszcze krzepiąco po ramieniu. Biedny Florian, on to ma dopiero okropne życie. Nie zazdroszczę, nie zazdroszczę.

/ do franczeski
Will
Will
debeściak


Powrót do góry Go down

Zoja - Page 2 Empty Re: Zoja

Pisanie by Will Pią Lip 08, 2011 3:21 pm

/ z kuchni

Po co ja tu w ogóle lazłem? Bardzo dobre pytanie i uzasadnione. Skoro Florian wyraził się jasno na temat zakończenia naszej wielkiej przyjaźni, a ja sam postanowiłem się z tym jakoś uporać i przeżyć te okropne chwile w samotności (dobra, tu akurat przesadzam, bo samotność to coś zupełnie nie dla mnie). Więc po co? Też musiałem się nad tym głębiej zastanowić jak już postanowiłem, że tutaj wpadnę. I jedyne co mi do głowy przychodziło to to, że chcę zabrać od Floriana swoje rzeczy. Brzmiało to jakbym z nim zrywał, czy coś, więc nie do końca ładny to był powód. Nie zadowalał mnie. Niestety z braku lepszego musiałem na niego przystać. Przecież nie powiem, że przyszedłem się płaszczyć i błagać o przebaczenie. No weźcie przestańcie. A co było tak na serio powodem mojego przybycia? Chyba chciałem po raz ostatni upewnić się, czy to wszystko jest na serio. Bo wiecie, można zablokować czyjś numer, zwyzywać go w internecie. Ale jednak nic nie zastąpi rozmowy w cztery oczy.
Po wydarzeniach z dzisiejszego ranka chyba powinienem pamiętać o pukaniu, ale niestety nie takie szczegóły mi teraz były w głowie. Kto by pamiętał o takich bzdetach w sytuacji gdzie jego przyjaźń wali się na łeb na szyję. No kto? Normalny człowiek, z głębokimi uczuciami na pewno nie.
- O, ty - powiedziałem trochę nieprzytomnie gdy zamiast Floriana zastałem w pokoju jego współlokatorkę. No pięknie. Z przejęcia sobie nawet imienia nie potrafiłem przypomnieć. Co za chuj. Przyjrzałem się jej jeszcze raz uważniej i wtedy do mnie coś dotarło. Coś z czego wcześniej nie zdawałem sobie sprawy. Już wiedziałem dlaczego pozwolono Florianowi zamieszkać w tym pokoju z tą osobą. Bo ta osoba wcale nie była kobietą. Zajebiście dobrze się kamuflowała i dlatego na pierwszy rzut oka tego nie zauważyłem, ale teraz już wiedziałem. W porównaniu z Florence Zordon był mistrzem kamuflażu, był jeszcze bardziej zagubiony niż mój poprzedni przyjacie...ciółka. Zordon, tak to właśnie on. - Ale to dobrze, że to ty - dodałem w końcu uśmiechając do niego rozglądając po pokoju. - Tamtej nie ma? Ma wrócić? Wiesz coś o tym?
Will
Will
debeściak


Powrót do góry Go down

Zoja - Page 2 Empty Re: Zoja

Pisanie by Zoja Pią Lip 08, 2011 5:29 pm

/ no skok /

Niewyglądanie na swój wiek naprawdę ma wiele plusów. Zacznijmy od tego, że jeśli podobali mi się faceci choćby po tej dwudziestce wcale nie marudzili, że smarkula ich zaczepia. Znaczy potem marudzili jak przyhamowywałam, gdy zaczynało się robić ciekawiej, ale jednak to była moja decyzja i nie czułam się odrzucona. To oni się tak czuli. Ale że przy okazji zawsze wychodził na jaw mój młody wiek to oddychali z ulgą. Ale było coś jeszcze fajniejszego: mogłam pójść tam gdzie chciałam, bo nikt się nie czepiał, że gówniarzy tu nie wpuszczają. No i tak dzisiaj bawiłam się w Tromso z normalnymi Norwegami, a nie z tymi wszystkimi dziwakami, którzy po pijaku przestawali się kontrolować z mocami (tutaj ja robiłam za takiego dziwaka, ale czy to ważne?), więc było naprawdę fajnie. Szkoda, że mój niezbyt trzeźwy umysł nad ranem pociągnął mnie do mej własnej sypialni. Trzeba było pójść do Sigrid. Trzeba było. Miałam tam milutki materacyk i w ogóle. Ale nie. Skręciłam do siebie i jak gdyby nigdy nic ściągnęłam z siebie ciuchy i wlazłam pod kołderkę niemal od razu zasypiając. Nie na długo. To zawsze były te widoki, które chciałam totalnie pominąć, ale nie. Przylazł ten dupek, który wyzywał Florence od facetów i przez to się okazało, że ona była z kimś. Kto wymyślił te pokoje dwuosobowe? Jakiś debil.
Praktycznie podskoczyłam, gdy nagle usłyszałam męski głos. Siedząc po turecku na łóżku i wgapiona w ekran komputera zupełnie nie zauważyłam, że nie jestem tu sama.
- Ja, a ty się zaraz stąd wyniesiesz - oznajmiłam buntowniczo. To jego winiłam za widoki z rana. Zresztą nawet nie wiedziałam czy to rano było. Durny dzień polarny i nagle nie wiesz jaka jest godzina. Nic się nie dało poznać bez zegarka. Idiotyzm. - Nie wiem gdzie jest. Nie pilnuje jej - ucięłam, zamykając laptopa. - A ty na serio powinieneś sobie pójść. Będzie zła jak się tu na ciebie natchnie. - Moje spojrzenie nie należało do zbyt przychylnych. No jak tak można wpadać komuś do pokoju jak do swego? Ciekawe czy byłby zadowolony jakbym ja mu tak wskoczyła do jego? O ile jeszcze bym się nie bała podobnych rzeczy czynić. Tam musiało być przerażająco.
Zoja
Zoja
wielkie mi halo


Powrót do góry Go down

Zoja - Page 2 Empty Re: Zoja

Pisanie by Will Pią Lip 08, 2011 9:08 pm

Oschłe przywitanie, że aż się łezka w oku kręci na wspomnienie tego wspaniałego uczucia jakie miewałem zawsze gdy Florian do mnie tak mówił. To naprawdę było trudne przeżywać to właśnie w taki, a nie inny sposób. O wiele prościej było gdy to ja decydowałem o tym z kim chce się przyjaźnić a z kim nie. Inne rozwiązanie dostarczało mi jedynie okropnych rozterek i zaczynałem nawet myśleć o tak okropnych rzeczach jak udanie się do jakiegoś psychiatry po pomoc. Oczywiście pigułkową, bo za chuj nie zamierzałem się przed nikim otwierać w taki sposób. Znaczy, gdyby to zapewniało jakiś podryw, to bym się otworzył. Ale pewności nie miałem.
- Nie musisz dwa razy powtarzać, Zordon. Zaraz się stąd wynoszę. Tylko jedna sprawa... - oznajmiłem zupełnie nie zauważając, że zwróciłem się tym dziwnym mianem do... Ogólnie nie wiedziałem jak określić osobę taką jak Zordon, więc samo to słowo musiało wystarczyć. Dlatego z góry przepraszam za powtórzenia. Uczyniłem jeszcze parę kroków w głąb pokoju, alby dotrzeć do regału gdzie stały różne duperele. Jaki przedmiot mogłem uznać za swój? Bo oczywiście żadnych swoich nie widziałem, nawet nie miałem pewności, czy tam były. Bo nawet jakbym coś zostawił to Florian bez mrugnięcia okiem wyrzuciłby to tego samego dnia. Dlaczego wcześniej nie zauważyłem jaki podły z niego chuj? Coś naprawdę złego musiało usiąść mi na głowę i przesłonić cały świat. - Nie natknie się, zapewniam. I całkowicie rozumiem dlaczego jej nie śledzisz, powiedz mi mój drogi, jakim sposobem wytrzymujesz z takim kimś w pokoju? No weź, samo to wydarzenie z rana. Nie wkurza cię to, że sprowadza tutaj swoich gejo-kochanków? - odwróciłem się w stronę Zordona przeszywając go spojrzeniem. Nadal miałem puste ręce. Niedługo coś podkoszę i zabiorę do siebie. Nie, nie byłem jakimś ukrytym kleptomaniakiem. Ta mała kolekcja pod moim łóżkiem to tylko w ramach moich ćwiczeń co do talentu. Łapię sobie za jakiś przedmiot i przypominam jakieś miłe wspomnienia. Przecież to takie niewinne.
Will
Will
debeściak


Powrót do góry Go down

Zoja - Page 2 Empty Re: Zoja

Pisanie by Zoja Pią Lip 08, 2011 9:29 pm

Miałam ochotę zazgrzytać zębami. I niech się debil cieszy, że moja moc nie zrobiła tego za mnie. Megagłosne zgrzytanie zębów, dobierające ze wszystkich stron, na pewno nie byłoby dla niego miłe. Dla nikogo nie było. Nie znosiłam, gdy moc wymykała mi się spod kontroli, ale czasem to było takie śmieszne.
- Że co? - wyrwało mi się, gdy usłyszałam z jego ust... zordon? On właśnie do mnie powiedział zordon? - Powtórz co żeś powiedział - oświadczyłam z buntowniczą miną, szybko podnosząc się z łózka. Z bosymi stopami pogoniłam za nim, gdy ruszył tak po prostu do półek. Mówiłam mu, że ma sobie pójść, a nie panoszyć się jak po swoim. I jeszcze z jaką pewnością siebie mówił. Normalnie miałam ochotę mu przyłożyć w ten pusty łeb i następnie wykopać za drzwi, a akurat do tego byłam zdolna. Jako taka mała zojka chadzałam bardziej z chłopakami niż z dziewczynami i bić się umiałam. To jakieś rodzinne było, za wyjątkiem delikatnego Kostka, który muchy by nie skrzywdził. Ale i tak lubiłam stryjaszka.
- Nie przypominaj mi nawet - wymamrotałam. Serio zaraz się na stałe wyprowadzę do Siri, bo ona się przynajmniej z nikim nie pieprzyła i tam będę miała od tego spokój. - I zaraz. Czy ty durniu mówisz do mnie w rodzaju męskim? Odjebało ci do reszty? Do każdej tak teraz mówisz? - Trzymajcie mnie, bo na serio mu przypierdolę. Zordon. Rodzaj męski. Powtarzaj się dureń. Powtarzaj się. - Nie dotykaj niczego - warknęłam. Dobra, byłam zła. Założyłam ręce na piersi co by nie korciło mnie bicie go i z wściekłą miną czekałam, aż się wyniesie. Zaraz uruchomię syrenę i już nie będzie miło.
Zoja
Zoja
wielkie mi halo


Powrót do góry Go down

Zoja - Page 2 Empty Re: Zoja

Pisanie by Will Pią Lip 08, 2011 9:54 pm

Jego reakcja była słodka i taka... Dziecinna. A ile Zordon miał w ogóle lat? Coś mi świtało, że któregoś dnia Florian mi wspominał jednocześnie wyzywając mnie od pedofilii i zboczeńców, bo gdzieżby się dla Floriana liczyła dojrzałość wewnętrzna, której ja zazwyczaj się trzymałem i nie zwracałem zupełnej uwagi na datę urodzenia. Bo o czym ona niby świadczy? Każdy ma swoje tępo, w którym staje się gotowy na uznanie go pełnoprawnym obywatelem. Wtedy już ponosi za siebie odpowiedzialność, ale też pozwala by inny patrzyli na ciebie jak na równego sobie. Od Zordona ta pewność aż wylatywała uszami. Byłem z niego dumny, ale tak na wszelki wypadek na razie chyba jednak powstrzymam się od męskiego rodzaju. Ale od Zordona już nie, przepraszam mój drogi. Siła wyższa.
- Nie unoś się tak, spokojnie - powiedziałem łagodnym tonem kładąc swoje dłonie na jego ramionach i patrząc mu w oczy. Kontakt wzrokowy to podstawa. Oczywiście dotykałem go bez żadnych podtekstów, no weźcie, nie zawsze muszę sprawdzać co działo się złego w kogoś przeszłości. To, ze popala po kontach i ma specjalną kryjówkę w pokoju na używki, wcale nie jest takie ciekawe. Mogłem wcale tego nie wiedzieć. - Nazwałem cię po imieniu, czy to coś złego? - zapytałem, oczywiście umyślnie omijając jego rozkaz, bo przecież nie będę powtarzał. Może uzna, że się przesłyszał. Kto wie? Szczęście lubiło stać po mojej stronie, byłem jego takim ulubieńcem, rozpieszczał mnie kiedy tylko może. W nagrodę za to, że tyle przeszedłem w swoim życiu.
Oczywiście wiedziałem, że w końcu końców odtrąci moje dłonie, a może nawet uczyni o wiele poważniejszą rzecz. Nie powiem, że się nie bałem. Jakieś odrobiny zdrowego rozsądku mi pozostały. Wiedziałem, że coś mi tam grozi, więc musiałem odrobinę obniżyć z tonu. Okazać współczucie.
- Dobrze, nie będę wspominał skoro sprawia ci to tak wielką przykrość. Ale wiedz, że jeśli nie masz gdzie się przespać nocą to z chęcią ci odstąpię swojego łóżko i sam pójdę do jakiegoś salonu. Przegonię nawet Dimitriego - zaoferowałem się i sam od niej odsunąłem. - Nie mam zamiaru niczego dotykać, chciałem tylko zabrać coś swojego.
Will
Will
debeściak


Powrót do góry Go down

Zoja - Page 2 Empty Re: Zoja

Pisanie by Zoja Pią Lip 08, 2011 10:18 pm

No i dobra. Była dziecinna. I niewyspana. I zła. Miałam prawo, prawda? Każdy miał czasem prawo do dziecinnego zachowania. Zwłaszcza, gdy się miało lat szesnaście, a wszyscy wokół więcej. No wiem, wiem. Jakbym polazła do mojej grupy wiekowej odkryłabym, że jestem tam jedną z doroślejszych, ale z tymi starszymi robiłam za dziecko. Wygląd jedno, a zachowanie drugie. Niezbyt fajnie. Bo ja nie lubiłam ludzi w swoim wieku i tych młodszych. Za mało rozrywkowi. Albo inaczej: oni to myśleli, że szaleją. Dzieciarnia i nic więcej.
- A ty możesz spokojnie sobie stąd pójść? - zapytałam, starając się oddychać równomiernie i robić to inne zalecane w takich momentach gówno. Najchętniej to ja bym zapaliła teraz, ale nie mogłam, bo pan starszy tutaj był i jeszcze by naskarżył. - A wydawało mi się, że mówisz zordon. Mówili już na mnie zolandia, zozolek, próbowali zoffilia. Nie lubię tego - objaśniałam. Skoro miałam być spokojna to prosze bardzo. Nawet nie strącałam jego dłoni, bo zapomniałam jaką on ma moc, a przecież Florence mnie przed nim ostrzegała. Skoro złość nic nie pomagała to naprawdę mogłam się na chwilę uspokoić, by go stąd wyrzucić i potem spokojnie zapalić. Chyba się od tego uzależniałam niczym maks, ale ja jeszcze potrafiłam zachować umiar, a on już zupełnie nie.
- Z ciebie na serio jest straszny lizus - zauważyłam. Takie moje spostrzeżenie, które mogłam nie mówić głośno. Powoli dzięki jego zachowaniu przypominały mi się ostrzeżenia Florence. Szkoda, że w większości przypadków zbyt późno. Bo on widział przeszłość. Kurna źle. Dotykał mnie przecież. Dotykał moich rzeczy. Co za ciekawski kretyn. - Poza tym pedofilu nigdy nie zobaczysz mnie w swoim pokoju - Musiałam to dodać co by sobie jakiś durnot nie myślał. No bo ja taka głupia i naiwna, że dam mu się zatargać do pokoju. No jasne. Na pewno spałby wtedy na kanapie. Idiota. -No jasne. Tu nie ma twoich rzeczy. - I znów wkurzone spojrzenie. Jak zwykle chciał coś buchnąć i sobie w spokoju macać. - Coś jeszcze czy wreszcie sobie pójdziesz?
Zoja
Zoja
wielkie mi halo


Powrót do góry Go down

Zoja - Page 2 Empty Re: Zoja

Pisanie by Will Pią Lip 08, 2011 10:45 pm

Nadal mnie wyganiała, a przecież wiedziała, że zaraz sobie idę. Co za niecierpliwe stworzenie. Przecież nie zamierzałem tu przebywać zbyt długo, choć z chęcią bym poczekał na powrót Floriana. Skoro jednak Zordon tak twardo, po męsku, stał przy swoim to nie sposób było odmawiać, kłócić się. Już za chwilę, za sekundę ruszę w kierunku drzwi, żegnając się i wyrażając jeszcze raz wyrazy współczucia co do okropnego współlokatora. Tak zrobię. Ale jeszcze zanim to nastąpi będę kontynuował tą jakże ciekawą rozmowę.
- Przecież wiem jak się nazywasz, nie wymyślałbym tak okropnych przezwisk. Zolandia? Co to w ogóle jest? Kto jest aż tak głupi? - zapytałem. Bo przecież taką odpowiedzią wcale nie przeczyłem, że właśnie tak zwróciłem się do Zordona. Zresztą co było w tym takiego złego? Jego imię, zwykłe imię. Gdy ktoś mówił do mnie Will ani trochę się nie burzyłem. Nawet jak przeinaczali na Billa. Spoko, zniosę. Czemu nie? Och, Zordon, gdybyś tylko wiedział jakie to ja mam wobec ciebie czyste przyjazne intencje to byś się zdziwił.
Bo na serio. O ile dzisiaj rano miałem straszną ochotę na Julię, choć starałem się nie myśleć o tym w taki sposób, to teraz na Zordona ani trochę. Albo ten pokój tak działał, albo Florian przesłał na niego jakieś negatywne fale, że na serio widziałem w nim faceta, albo już nie wiem co. Są na tym świecie rzeczy, które nawet filozofom się nie śniły. Nie ma co gdybać.
- A więc w twoim mniemaniu jestem lizusem, pedofilem, kleptomanem i dręczycielem? Nie uważasz, że to trochę śmieszne? - zapytałem z lekką nutka sarkazmu w głosie. Gdy to tak wszystko połączyło się w jedno to brzmiało naprawdę absurdalnie i trudno było się z tym zgodzić. - Rozumiem, że trudno jest ignorować gadanie osoby, z którą się mieszka. Trudno nie wierzyć we wszystko co mówi. Ale czy nie zasłużyłem choć trochę na zrozumienie? Czy nie zasłużyłem na czyste konto? Każdy powinien oceniać mnie według własnych kryterium, a nie polegać na zdaniu tylko jeden osoby. Która niestety nie jest odpowiednią osobą, do wyciągania takich wniosków.
Odszedłem od niej parę kroków by zbliżyć się do okna i spojrzeć w słońce. Odwróciłem się do niej plecami, tak kochałem takie dramaty.
- Ja nie idę za opinią tłumu i ani razu nie nazwałem cię smarkulą, czy latawicą, więc fanie by było jakbyś ty też się powstrzymywała.
Will
Will
debeściak


Powrót do góry Go down

Zoja - Page 2 Empty Re: Zoja

Pisanie by Zoja Sob Lip 09, 2011 10:14 am

- No pewnie, bo Zordon to takie mądre - odcięłam się. Akurat zolandia przez moment mi się podobała, więc naprawdę nie życzyłam sobie, by mi akurat to przezwisko obrażał. Poza tym Cook nie był głupi. On, Will głupi był. - Mówisz Zoja albo twój słuch ucierpi - poinformowałam go, skupiając się, by wytworzyć jedną ze swoich iluzji wokół niego. Sama nie wiedziałam co mu zaprezentować z opanowanym już dźwięków. Dałam wycie wilków. Głodnych wilków. Nic strasznego przecież. Słuch cierpiałby gdyby uruchomiła mu tam syreny alarmowe bardzo, bardzo głośne. W moim przekonaniu przezwiska i inne śmieszne określenia na ludzi były dla tych, którzy się lubili lub też nienawidzili, a ja na tego tutaj miałam jak na razie wyjebane, chociaż całkiem umiejętnie poczynał sobie u mnie grabić.
Westchnęłam poirytowana ostatnimi siłami powstrzymując się, by coś mu nie zrobić. Wokół mnie popłynęła jakaś klasyczna, spokojna muzyka, której on zdaje mi się nie słyszał, ale to i tak nie pomagało.
- Dręczyciela sam wymyśliłeś - Bo jak na razie nic takiego mu nie zarzucałam, a on mógł się słodko uśmiechać, ale ja wiedziałam swoje. Kretyn. Gdy odwrócił się do mnie plecami po tej swojej jakże dramatycznej gadce zrobiłam głupią minę i wściekła wróciłam do łóżka, by wreszcie włożyć buty. Jakbym zamierzała go wykopać to z nimi na nogach będzie prościej i tyle. Poza tym z nimi na nogach byłam z nim równa. - Piękne, piękne. Mam zacząć klaskać? Także dowiedz się... Willu? - Nie ma to jak zapomnieć imię w takim momencie, ale sobie przypomniałam, także nic się nie stało. - Że moja opinia o tobie to również ocenienie tego co aktualnie odstawiasz. Bo jakbyś nie zauważył to wpadanie do cudzego pokoju i rządzenie się jakby się było u siebie nie sprawia, że inne osoby mają cię za wspaniałą i uroczą. Raczej coś przeciwnego. - Zacisnęłam ręce w pięści. Nie byłam latawicą. To nie ze mną pełno panienek miało wspomnienie z jednej nocy. - Proszę bardzo. Jestem młoda, ale nie pewno nie jestem latawicą. - Kolejne wściekłe spojrzenie. Dupek jakich mało. - Długo zamierzasz tu sterczeć? Wiesz ja coś robiłam nim tu wpadłeś. - Niech będą dzięki Stwórcy, że poczyniłam zapasy moich waniliowych djarumów, bo chyba bym tu dzisiaj ześwirowała. Muzyka uspokajająca się nasiliła, ale dalej nie działała.
Zoja
Zoja
wielkie mi halo


Powrót do góry Go down

Zoja - Page 2 Empty Re: Zoja

Pisanie by Will Sob Lip 09, 2011 11:26 am

Zordon naprawdę niepotrzebnie się pieklił, robił jakąś wielką awanturę z niczego. To naprawdę było nie na miejscu. I strasznie mi się nie podobało. No bo kurwa, ten mały na serio myślał, że pozjadał wszystkie rozumy i jest w stanie mnie załatwić paroma zdaniami. Wprawdzie sam dałem mu właśnie tak odczuć, ale to nie zmieniało postaci rzeczy. Za bardzo się panoszył i naprawdę nie zdawał sobie sprawy z tego jaki jest upierdliwy. Nawet bardziej od Floriana, a to już był wyczyn. Ale spokojnie, przecież wszystko przed nami, wszystko się jeszcze może wydarzyć. Ja jestem cierpliwą osobą i naprawdę jestem zdolny pójść na jakieś ugody by osiągnąć swój wymarzony cel. Szkoda, że tak mało osób postępowało w podobny sposób. Zamiast tego uciekali się do tak prostackich zachowań jak iluzje wycia wilków. No weźcie. To mnie miało przerazić?
- Nie boję się piesków, uwierz. I oczywiście, że będę się do ciebie zwracać jak należy, nie śmiałbym inaczej. Zawsze mówię do wszystkich tak jak na to zasługują - odpowiedziałem spokojnie już zbliżając się do drzwi. Chyba nadszedł koniec dzisiejszej zabawy, choć nie powiem by była przednia. Musiałem tylko jeszcze wyprostować parę rzeczy, bym nie odchodził pozostawiając paru niedomówień, które potem przyniosłyby mi same szkody. - Nie rozumiem co rozumiesz poprzez odstawianie. Próbę zmiany mojego wizerunku, który błędnie pojmujesz? Chęć nawiązania pozytywnych relacji? Jeżeli tak to mam pewne obawy co do ciebie. A gdy mówiłem o latawicy, to chodziło mi o to, że do ciebie tak nie mówię, bo nie sądzę tak o tobie. Choć różne rzeczy docierały do moich uszu. Nie rozumiem dlaczego wszystko musisz przekręcać tak by wyjść na swoje - westchnąłem. Choć właściwie, co ja własnie teraz robiłem? Ale nieważne. Tu nie chodzi o mnie, a jedynie o nastawienie Zordona do mojej osoby, które po prostu musi ulec zmianie. Po prostu nie może stać się inaczej.
Złapałem za klamkę i otworzyłem drzwi nie obracając się już w kierunku Zordona. Wyszedłem bez słowa. Ale gdy już znikłem z jego zasięgu wzroku wyciągnąłem dwie spinki do włosów, które zakosiłem z biurka już na początku mojej wizyty. Kochałem swoje zręczne palce.
/do kolejnej ofiary
Will
Will
debeściak


Powrót do góry Go down

Zoja - Page 2 Empty Re: Zoja

Pisanie by Zoja Sob Lip 09, 2011 11:37 am

Ceniłam sobie fakt, że pokoje były nasze i wedle ustalonych zasad nikt tak po prostu sobie nie wpadł do obcego i grzebał mu po rzeczach, także moje pieklenie się wcale nie było o nic, ale przecież szanowny pan Donovan w życiu by tego tak nie zobaczył. Niewychowany cham, udający, że jest całkiem inaczej. Ale dobrze, że się nie bał wilków. Wilki to była tylko prezentacja tego co potrafię. Marna, i owszem, bo to był mój strach. Powinnam się bardziej skupiać na osobie, której chce coś pokazać. Sylvester lubi mi wytykać moje zapatrzenie w siebie. Ale tutaj każdy taki jest.
- To świetnie - warknęłam. Florence zasługiwała na Floriana, tak? Co za debil i jeszcze się do tego przyznawał. Kolejna wada dupak Willa: plótł za dużo kłamstw i sam się w nich gubił.
- Dupek - podsumowałam całą jego wypowiedź, ale dopiero, gdy wyszedł. Niech już sobie nie myśli, że tak łatwo doprowadził mnie do stanu, gdy sama nie wiedziałam co plotę. Jeszcze żeby to był pierwszy raz, gdy tak po prostu tu wpadł i pozwiedzał szafki. Nie. On tak robił za każdym razem, a dzisiaj to już była jego druga taka wizyta. Co za typ. Ale dobrze. Byłam sama, więc mogłam spod łóżka wyciągnąć paczkę, którą przypadkiem kopnęłam tam wczoraj. Wyciągnęłam jednego papierosa i wyszłam na balkon zapalić. Muzyka wokół mnie przybrała na siłę, wygrywając jakieś ponure tony. Jak ja nienawidziłam takich pewnych siebie dupków, którzy myśleli, że każda poleci na jedno ich skinienie.

/ nie wiem /
Zoja
Zoja
wielkie mi halo


Powrót do góry Go down

Zoja - Page 2 Empty Re: Zoja

Pisanie by Will Wto Wrz 20, 2011 5:06 pm

/ ze swego zacnego pokoju

To, że czekałem na choćby skinięcie palcem Floriana w moim kierunku, byłoby wielkim pomówieniem. Nie myślcie sobie, że z utęsknieniem wyczekiwałem tej chwili, w której w końcu minie mu foch i się zwyczajnie, przyjaźnie do mnie odezwie. Ja William Donovan miałbym czekać na takie rzeczy? Naprawdę uważacie, że nie miałem nic lepszego do roboty niż takie poniżanie się? Ja? Przecież mój kalendarz pękał w szwach. Obijałem się od jednego pokoju do drugiego, od jednych drzwi do kolejnych i nie miałem dosłownie ani sekundy dla siebie! W końcu musiałem być przykładnym przyjacielem i interesować się co u moich najbliższych. Czy Gvan w końcu nie stroi fochów i żyje w sposób bardziej ucywilizowany. Czy Francesca nie wplątała się w jakieś kłopoty i czy przypadkiem nie ma za dużo słodyczy w swoim pokoju (strach pomyśleć co by było gdyby utyła!). Czy Delilah nadal rozpacza po swoim chłopaku. Czy Yael przypadkiem nie oddaliła się za bardzo od siostry bym mógł z nią spokojnie porozmawiać. Czy Bubble nadal siedzi w bibliotece i czeka z utęsknieniem na moje pojawienie się. Czy James przypadkiem nie śledzi każdego mojego kroku. A nawiązując do tego ostatniego. To głównie dzięki przygodzie z nim w roli głównej, miałem jeden sekrecik, który niemal na sto procent zapewniał mi wkupienie się w łaski Floriana. Bo Florian chciał go znać. I gdy tylko mnie o tym zapewnił przyleciałem do niego jak w podskokach, choć jak wiadomo, wcale nie czekałem na żaden znak pozwalający mi się do niego zbliżyć. Gdybym chciał to bym sam z siebie przyszedł. Ale czy nie lepiej wpraszać się jak już się jest uzbrojonym w pewne cenne fakty? Takie było moje zdanie.
Popchnąłem drzwi, które były mi tak znajome. One chyba też mnie znały bo nawet skrzypnięciem nie zaprotestowały bym nie wchodził do tej jaskini rozpusty. Bo jak inaczej nazwać pokój Floriana i Zordona? W tych oto czterech ścianach niemal co dzień gwałciły się wszystkie zasady biologi. I nikt nie potrafił temu zaradzić. DO TEJ PORY. Bo w tej oto porze, o tej godzinie, wkraczam ja. I niech mi Bóg świadkiem, że zaprowadzę tutaj porządek.
- Mam wrażenie jakbym rok tutaj nie był! - zawołałem na wejściu omijając takie ceregiele jak zwykłe 'cześć' czy 'co u ciebie?'. - Och! Nowe narzuta! - wskazałem w kierunku łóżka Floriana, a następnie usadziłem na nim swój szanowny, zgrabny tyłek.
Will
Will
debeściak


Powrót do góry Go down

Zoja - Page 2 Empty Re: Zoja

Pisanie by Florence Czw Wrz 22, 2011 11:53 pm

No dobrze, naprawdę miałam zamiar uparcie ignorować Willa mniej więcej do końca mojego życia, albo przynajmniej dopóty, dopóki nie będę miała możliwości pochwalić mu się w odległej przyszłości absurdalnie drogim i pięknym pierścionkiem zaręczynowym, i to wcale nie dlatego, żeby mógł cieszyć się ze mną moim szczęściem, ale tylko po to, by pokazać mu, jak doskonale radzę sobie bez niego. Problem w tym, że to zadanie już samo w sobie nie było łatwe, a dodatkowo ten cholerny kretyn znał mnie doskonale i miał pełną świadomość, jak mnie podejść i zmiękczyć. Dlatego właśnie miał przody. Skłamałabym gdybym powiedziała, że cała ta wielka akcja pod tytułem Mieć Wyjebane Na Donovana szła mi gładko od początku, ale powiedzcie sami, czy komukolwiek łatwo byłoby ignorować taką personę jak on? Potrafił być irytujący i naprzykrzający się do tego stopnia, że nawet ja z moją upartością nie mogłam wiecznie radzić sobie z traktowaniem go jak powietrze. Czasami zastanawiałam się tylko jakim cudem w ogóle ma do tego wszystkiego siły - zawsze chciałam go zapytać, jak udaje mu się tak dobrze gospodarować czasem i znajdować odpowiednie momenty zarówno na denerwowanie wszystkich dookoła, jak i bałamucenie niewinnych, nieletnich dziewczyneczek o nieskalanych duszyczkach. Bo wydawało mi się, że właśnie z tych dwóch podstawowych czynników składała się cała jego egzystencja. Czasami zastanawiałam się poważnie, jakim cudem w ogóle udawało nam się przyjaźnić; w końcu na dobrą sprawę poza krajem pochodzenia i kilkoma wspólnymi znajomymi mieliśmy ze sobą niewiele wspólnego. No dobrze, może i Will należał do klasy społecznej i majątkowej którą w pełni akceptowałam, ale mimo wszystko, był Williamem Donovanem. Chłopcem, który do niedawna jeżdżenie po pijanemu uważał za doskonały pomysł, a wszelkiego rodzaju drogie i gustowne prezenty, jakie dawałam mu na święta (licząc oczywiście, że odwdzięczy mi się z odpowiednią nawiązką) wrzucał beznamiętnie do tego swojego burdelu zwanego pokojem, niezależnie od tego, czy były to jakieś głupie bokserki, czy też nowiuteńki rolex. Ba, nie miał również zielonego pojęcia, jak odpowiednio powinno zachowywać się przy stole (nie mówiąc już o tak elementarnych zasadach jak który nóż służy do czego i w jakiej kolejności używa się ułożonych sztućców) ani nie potrafił dobrze odróżnić pięknych, markowych butów od zwykłych podróbek z pierwszego lepszego bazaru. Widać różnicę? Na pewno. A to tylko jedna z wielu kwestii, w których byliśmy od siebie zupełnie różni.
W każdym razie, ignorowanie Williama Donovana szło mi zaskakująco dobrze (choć w głębi ducha musiałam przyznać, że nieraz łapałam się na tym iż niemal automatycznie chwytałam swojego iphone'a, by wystukać do niego jakąś głupią wiadomość albo zapytać, co robi) do momentu, kiedy pewnego dnia nie wdałam się z nim w głupią pogawędkę na fotoblogu. Od kiedy tylko ujrzałam jego komentarz pod zdjęciem Zojki - musiałam przyznać, że nieco mnie relacja między tą dwójką interesowała, po pierwsze ze względu na poczucie odpowiedzialności nad młodą Berliozówną, a po drugie (chociaż do tego tak łatwo bym się nie przyznała), bo trochę bolało mnie, że tak szybko znalazł sobie zastępstwo do zasypywania durnymi uwagami - uparcie powtarzałam sobie, by nie reagować, ale nie mogłam. Palce po prostu same rwały mi się do klawiatury, kiedy tylko przeczytałam ten obrzydliwy i chamski komentarz Willa. Na litość boską, ta dziewczyna miała tylko szesnaście lat, a do tego była moją współlokatorką! Czy Donovan naprawdę stoczył się w swoich dziwnych upodobaniach tak nisko, że w jego zdeprawowanym umyśle kreowały się tylko takie wizje? I czy nie mógł pojąć, że to naprawdę nie było zabawne? Cóż, nieistotne. Po prostu wiedziałam, że mój komentarz, który notabene złamał tyle dni zupełnej ciszy między nami, wywoła jakąś reakcję ze strony Willa. Reakcję, która być może zaowocuje jeśli nie spotkaniem, to chociaż rozmową na poziomie. I choć najpierw łudziłam się, że uda mi się po prostu kazać Williamowi spieprzać, szybko porzuciłam te złudne nadzieje. Kogo ja próbowałam w ogóle oszukać? Wszak Will, jak to Will, oczywiście doskonale wiedział jak mnie zwabić. I jeśli chcecie znać moje zdanie to powiem, że Donovan nie mógł sobie tego lepiej wykombinować. Cudze sekrety, w dodatku takie, które mam na wyciągnięcie ręki były moją słabością. W końcu, jak zawsze powtarzałam, pozycja społeczna i wpływ na innych w dziewięćdziesięciu kilku procentach zależała od tego, jak wiele wiedziało się na temat osób trzecich. Wszelkiego rodzaju manipulacje, drobne szantaże, wygadanie odpowiednich rzeczy odpowiednim osobom, rozpuszczanie plotek... Tak, słowa miały naprawdę wielkie znaczenie we współczesnym świecie. W każdym razie, temu pieprzonemu dupkowi udało się przyciągnąć moje zainteresowanie, w związku z czym w swej łaskawości zaprosiłam go do pokoju. Nie żeby nie bywał tutaj od naszego 'rozstania' - w końcu, jak już wspominałam, obecnie obrał sobie za nową ofiarę młodą Zojkę i z tego co wiedziałam od czasu do czasu wpadał do naszego skromnego lokum, by powiedzieć jej kilka przemiłych słów. Dla niej też miał kretyńską ksywkę i ją też uwielbiał denerwować o każdej porze dnia i nocy, co wywoływało we mnie nieprzyjemne uczucie... cóż, zazdrości. Oczywiście nigdy w życiu nie przyznałabym się do tego publicznie - ba, długo mi zajęło, by w ogóle pogodzić się samej z tą myślą - jednak taka była prawda. Zawsze uważałam, że nie ma nic gorszego niż tak beznadziejny przyjaciel jak Will i jego docinki. A jednak istniało coś nieporównywalnie gorszego - jego brak. Oh, co za kretyn. Jakim cudem udało mu się doprowadzić do tego, że znów miałam zamiar z nim rozmawiać? Nie mogłam w to uwierzyć. Czekając, aż łaskawie dowlecze się tutaj ze swojego piętra - a byłam pewna, że nie zajmie mu to długo i że moja cierpliwość nie będzie nastawiona na długą próbę - biłam się z myślami, raz po raz analizując swoje postępowanie. Z jednej strony cieszyłam się, że znów będziemy ze sobą rozmawiać, ale z drugiej byłam na siebie zła, ponieważ się ugięłam. Co prawda nie mogłam spodziewać się, że będę ignorowała Willa do końca życia, ale mimo wszystko nie wytrzymałam aż tak długo, jak bym sobie tego życzyła. Postawiłam sobie jednak jeden jasny cel - nie miałam zamiaru od razu po jego wejściu (ani kiedykolwiek) rzucać mu się na szyję i błagać, by łaskawie wyjawił mi tę wielką tajemnicę, o której wspominał. Ba, nie miałam nawet zamiaru dawać mu do zrozumienia, że jego osoba cokolwiek dla mnie znaczy. Co jak co, ale na to nie mogłabym sobie pozwolić nawet kosztem nieposiadania jakichś informacji. Florence Mitchell po prostu nie płaszczyła się przed innymi, ot co.
- Daruj sobie, Donovan. Dobrze wiem, że byłeś tu nie dalej niż parę dni temu, Zoja mi mówiła - odparłam chłodnym, wyniosłym tonem, kiedy William wparował do pomieszczenia, nawet nie obracając się od lustra. Z tego całego stresu i natłoku myśli musiałam skupić się na czymś innym niż Will, a że nie miałam czasu na jogę ani szybką medytację, musiałam zadowolić się zajęciem myśli poprzez ogarnianie swojej garderoby. Łączenie przyjemnego z pożytecznym, ot co! W chwili gdy do pokoju wpadł William, jak zwykle bez żadnego kulturalnego powitania i najmniejszego skrępowania, byłam zajęta przymierzaniem swojej nowej koktajlowej sukienki Stelli McCartney i decydowaniem, które z moich butów najlepiej do niej pasują. Kiedy rozwalił się na łóżku, spojrzałam na niego krótko przez odbicie w lustrze i natychmiast zwróciłam spojrzenie gdzieś indziej, z trudem powstrzymując się od uśmiechu. Cóż, naprawdę brakowało mi Donovana, jego wiecznego nieogarnięcia, przechwałek, durnych uwag i nawet samego sposobu, w jaki rozwalał się na łóżku, gdy zaczynał bez opamiętania jechać po wszystkich i wszystkim. Z rozmysłem ignorując gościa, przejrzałam się dokładnie w lustrze. Poprawiłam włosy, upewniłam się, że nie rozmazał mi się makijaż, zmieniłam jedną parę szpilek na drugą, by zobaczyć, które lepiej pasowały - wszystko to robiłam w milczeniu, zupełnie, jakby Williama nie było w pomieszczeniu. Niech lepiej zastanowi się nad swoim postępowaniem. W końcu, dokonawszy ostatnich poprawek wyglądu i przejrzawszy się dokładnie z każdej strony, co najmniej tak jakbym wybierała się na jakąś wielką galę, a nie tylko przymierzała ostatnio zakupione rzeczy, odwróciłam się niespiesznie do mojego ex-bffa.
- Więc - zaczęłam w końcu neutralnym tonem, przybierając jak najbardziej zblazowany i obojętny wyraz twarzy dla zamaskowania faktu, że w głębi duszy umierałam ze zniecierpliwienia, by poznać tę jego tajemnicę - Co to za sekret, którym chcesz się podzielić? - zapytałam, krzyżując ręce na piersiach i wbijając w niego oczekujące spojrzenie. Za nic na świecie nie chciałam dać mu tej satysfakcji, że to on będzie tą stroną, która robi łaskę dzieląc się jakimiś informacjami. Cóż, gdybym była po kłótni z jakąś normalną osobą zaliczającą się do grona moich przyjaciół - to jest z Miką, z Yves, albo z Aną (choć, jak wiadomo, mimo iż oficjalnie nikt o tym nie mówił, nasza przyjaźń ostatnimi czasy miała się coraz gorzej i gorzej, poważnie nadszarpnięta całym dawnym nieporozumieniem z Maksem) - od razu po zakopaniu topora wojennego rzuciłabym się do wymieniania informacjami, co się u kogo działo w czasie kłótni i co się u kogo zmieniło, jednak z Williamem było inaczej. Nie miałam najmniejszego zamiaru pokazywać mu, że w ogóle mi zależy. Generalnie przyjaźń z taką osobą jak on w żadnym stopniu nie dała się wcisnąć w żadne szablony pozytywnych relacji. Przeciwnie; gdyby ktoś zobaczył nas razem na ulicy, prędzej doszedłby do wniosku, że jesteśmy parą nienawidzących się wrogów zmuszonych jakąś okrutną siłą do spędzania razem czasu, a nie tak zwanymi bffami. Może to dlatego chciałam zakończyć tę przyjaźń? Wtedy nie uświadamiałam sobie jeszcze, jak bardzo będzie mi tego brakować. Czy to nie chore?
Florence
Florence
gold digger


Powrót do góry Go down

Zoja - Page 2 Empty Re: Zoja

Pisanie by Will Pią Wrz 23, 2011 5:30 pm

Nie będę wam teraz wyjawiał powodu, który mną kieruję, bo to nie ma większego sensu. Jeszcze byście się niepotrzebnie rozpłynęli nad głębią i delikatnością mojej duszy, a wbrew pozorom wcale bym tego nie chciał. Ja naprawdę ceniłem sobie szczere komentarze i opinie. Nie potrzebne mi było takie wychwalania mojej osoby nad niebiosa, w końcu sam dobrze wiedziałem jak wielkim byłem człowiekiem. Dlatego odpuśćmy sobie emocje jakie mną kierowały gdy postanowiłem przywołać tą oto tutaj małą retrospekcję. Jeszcze zanim zacznę: przyznać się kto nie lubi takich zabiegów? Znaczy kto nie lubi retrospekcji? Czy tylko ja podnoszę wyimaginowaną rękę do góry? Hmm, w sumie nie wiem czemu się dziwię, że jestem w tym sam, bo kto jeszcze by mógł przebywać aktualnie w moich myślach? Jakiś niezdecydowany słuchacz, który nie do końca wie, czy mu się chce dowiadywać wszystkiego co tu jest/będzie zawarte? Nie sądzę żeby jednak taki istniał. Ale fakt faktem, byłem skazany jedynie na siebie w mojej głowie, na szczęście nie przeszkadzało mi to w niczym. A już szczególnie nie przeszkadzało w gawędzeniu o mojej przeszłości i skutkach jakie ona wywarła na moje teraźniejsze ja. Retrospekcja będzie podzielona na dwie części, nie żeby było łatwiej ją zrozumieć, ale dlatego bo inaczej się nie da. Zaczynajmy.
Miałem dziesięć lat, a moje życie wyglądał jak jeden wielki koszmar. Ale to nie jest wcale żadna nowość, że miałem ciężkie dzieciństwo. Mały, płochliwy i niezbyt piękny dzieciak otoczony przez doskonały, snobistyczny świat NY. Moje życie ograniczało się do spania, udania się do znienawidzonej prywatnej szkoły, powrotu do domu, korepetycji i siedzenia w pokoju wymyślając sobie nieistniejących przyjaciół. Owszem, w wieku dziesięciu lat miałem wymyślonych przyjaciół, musiałem w końcu jakiś mieć, skoro nikt istniejący mnie nie chciał. Rodzice zajęci pracą i zabawą ze swoimi bogatymi przyjaciółmi nie zwracali na mnie uwagi, więc gadać sobie w pustkę mogłem ile tylko zapragnąłem. I tak robiłem. Tyle że wtedy służba dziwnie na mnie spoglądała, oczywiście nie rzucając na głos ani jednego komentarza, wylałbym ich bez mrugnięcia okiem. Nadszedł jednak dzień, w którym do drzwi naszego apartamentu zapukała najnowsza korepetytorka, nie spodziewałem się, że rodzice odważą się na kogoś takiego jak ona, ale widocznie zraziłem do siebie już taką ilość nauczycieli, że zwyczajnie nie mieli zbyt wielkiego wyboru. Korepetytorka miała na imię Bethany Mosbey, ale kazała na siebie mówić Beth. Nie miałem nic przeciwko, a najmniej przeciwko miałem jej skąpym bluzkom ukazujący ten cudowny widok, który po dziś dzień został mi w pamięci. To tak jakby zapoczątkowało moją fascynację kobiecymi atrybutami, ale nie do końca w tej retrospekcji mi chodzi. Chciałbym zaznaczyć tu bardzo dziwną rzecz, która na początku znajomości z Florianem nie dawała mi spokoju, dopiero z jakimś czasem udało mi się nauczyć ją kontrolować. Dla jasności spróbuję opisać wam Beth. Miała około sto siedemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, ale stale chodziła w wysokich butach, cudnie wystukując rytm uderzając obcasami. Zazwyczaj swoje jasne włosy spinała na czubku głowy w luźny kok, ale i tak niektóre pasemka swobodnie zwisały. Może i nie wyglądała na dziewczynę z wybiegu, bardziej na taką słodką dziewczynę z sąsiedztwa, ale ten urok mnie powalał. Jak ja w ogóle mogłem się wtedy skupiać na nauce, przebywając z nią w jednym pomieszczeniu, to ja nie wiem. W każdym razie opis jej wyglądu miał wprowadzić do tego, że gdy poznałem Floriana to zajebiście mi ją przypominał. Wtedy oczywiście nie wiedziałem jeszcze o jego dwupłciowości, ale teraz już wiedziałem. Tyle że teraz istniał kolejny problem, dosyć świeży nawet. A dokładniej pojawił się on wraz z implantami Floriana, które jeszcze bardziej upodobniły go do mojej doskonałej Beth. Pewnie jesteście ciekawi jeszcze jak dokładniej skończyła się historia mojej seksownej nauczycielki. Cóż, chyba nie lubiła dzieciaków, które stale gapią się tam gdzie nie powinni. Moim zdaniem to był główny powód jej odejścia, nie to, że oskarżyłem ją o molestowanie gdy odepchnęła mnie, gdy próbowałem całkiem niewinnie się do niej przystawić. No co? Potrzebowałem miłości jak niczego innego w tamtym okresie. Nikt nie zaprzeczy. Miałem wrażenie, że coś jeszcze chciałem przekazać w tej pierwszej retrospekcji, ale nie mogę sobie przypomnieć. Cóż, pozostańmy na tym, że dzięki tej gadaninie nakreśliłem mniej więcej jakie okropne miałem dzieciństwo i poczuliście odrobinę współczucia dla mojej osoby. Dlatego teraz bez ceregieli przejdę do drugiej retrospekcji, odrobinę bardziej współczesnej, do której już nawiązywałem parę chwil temu. Chodzi mi tu o pierwsze spotkanie z Florianem. Miałem wtedy jakieś piętnaście, szesnaście lat i niezbyt wielki bagaż doświadczeń w sferze relacji damsko-męskich. Tak już będąc całkowicie szczery, to dopiero zaczynałem obracać się w tym lepszym świecie. A to wszystko dzięki temu, że w końcu, po tylu modlitwach, po tylu błaganiach, zacząłem wyglądać jak przystojny młody mężczyzna, a nie jakiś zmutowany chomik, którego postanowił potrącić samochód. Całe szczęście, że nie będziecie mieli okazji zobaczyć mnie w takiej postaci. Dokładnie w dniu szesnastych urodzin spaliłem wszystkie dowody mojego nieudanego dzieciństwa. Oczywiście zdawałem sobie sprawę, że Florian widzi we mnie atrakcyjnego, bogatego chłopaka, który idealnie nadawał się na takiego, z którym można by się pokazywać w różnych miejscach. Tak naprawdę musiało być. Tyle że ja wtedy nie do końca traktowałem Floriana poważnie, ot jakaś dziewczyna spotkana na przyjęciu wydanym przez ich rodziców w jednym z hoteli w NY. Tak, kojarzyłem Floriana jeszcze sprzed naszej małej wycieczki do Norwegii. Ale wtedy, w Stanach nie interesowałem się takimi małolatami, co ledwie trzynastkę skończyły. Teraz uważam, że byłem wyjątkowo głupi. Zapytacie, a może i nie, dlaczego ja o tym wszystkim mówię? Wniosek jest prosty: by uzmysłowić wszystkim, że nie zawsze pierwsze wrażenie jest właściwe, nie zawsze trzeba się trzymać samych pozorów. A już tym bardziej nie należy dać się zwieść takim ulotnym uczuciom wywołanym zabłąkaną myślą, jak to stało się z Florianem. Bo czym innym jak nie głupotą było zerwanie ze mną wszelkich kontaktów? Całe szczęście, że już nabrała rozumu.
- Kto? - zapytałem odrobinę wybity z rytmu, gdy Florian wspomniał coś o jakiejś dziewczynie. Przykro było mi to przyznawać, ale niestety, mimo swojej opinii nie kojarzyłem wszystkich dziewcząt z imion, choć naprawdę bym chciał by tak było. Dlatego nie wiem co Florian miał na myśli, gdy wspominał o jakiejś Soni, czy czymś takim. W każdym razie owszem, pierwsza część jego wypowiedzi zgadzała się z prawdą, tylko z małym szczegółem, którego nie potrafiłem sobie podarować. - Owszem byłem, ale pod zupełnie innym kontem. A ja jestem szczególnie wrażliwy na takie drobiazgi jak to dla kogo jestem w danym miejscu. Na przykład jeżeli przychodzę do kuchni w celi spotkania się z Francescą to największą uwagę zwracam na jakoś i ilość składników, z których te dobre dziewczę może mi przyrządzić ciastka, natomiast gdy idę tam, bo wiem, że mogę tam złapać Anę, to z kolei muszę przypomnieć sobie gdzie dokładnie schowałem jakieś słodkości, które w razie czego pozwolą mi poskromić ukrytego w niej szatana. Idąc dalej tym tropem, jeżeli odwiedzam ten pokój w celu wyedukowania młodego Zordona to nawet nie pamiętam, że jest to również twój pokój. Ale teraz już to wiem i mogę z przyjemnością podziwiać wyposażenie twojej szafy. Rozumiesz coś z tego? - zapytałem na wszelki wypadek, bo jednak skomplikowane rzeczy nigdy nie były mocną stroną Floriana. Ale ja byłem bardzo cierpliwy i w razie czego miałem jeszcze zapasowy przykład, który mógłby jej odrobinę pomóc. Nazywałem ten przykład przykładem dla głupków. W skrócie PeDeGie*. Ale oprócz cierpliwości miałem też w sobie wiarę, że jednak może mój kochany Florian podszkolił się odrobinę przez ostatnie dni w kojarzeniu faktów. Byłbym bardzo uradowany tą wiadomością.
Lubiłem ładne ubrania, naprawdę. Może tak na pierwszy rzut oka nie było tego po mnie widać, ale tak było. Lubiłem drogie i wygodne rzeczy, ale od czasu do czasu owszem spodobało mi się coś z niższej półki. To było w sumie jak z kobietami. Najbardziej ceniłem sobie te niewinne, nieskalane, nieśmiałe. Ale gdy takie były zajęte to musiałem się godzić z losem i zadowalać się przykładowo jakimś ładnym chłopakiem. Heh, przesadzam. To, że raz tak zrobiłem wcale nie robiło z tego reguły. Zazwyczaj podczas swoich słabszych dni zadowalałem się jakimiś niezbyt wyróżniającymi się z tłumu dziewczynami. Ale wróćmy jednak do ubrań. Gdy Florian podszedł do szafy i zaczął coś robić w pierwszej chwili byłem w szoku, bo pomyślałem sobie, że będzie tam sprzątał. Niczego tak bardzo się nie brzydziłem jak sprzątania, w NY nie musiałem się tym martwić, ale tutaj w rezydencji trzeba było o siebie zadbać. Dlatego musiałem pewnego dnia popytać tu i ówdzie, kto tutaj potrzebuje najbardziej kasy, a potem zaproponować mu kosmiczną sumkę za to by co pewien czas zaglądał do mojego pokoju, sprzątał i przede wszystkim zachował dyskrecję. Oj nie dowiecie się prędko kim jest ta osoba. Ale za to już niedługo Florian dowie się całkiem innej ciekawej rzeczy na mój temat. potrzebuję tylko jednego by w końcu otworzyć te całe kółko zwierzeń, ZAINTERESOWANIA. Bo Florian wcale go nie przejawiał gdy tak latał i oglądał się w lustrze. Bo jak się okazało on wcale nie sprzątał w szafie, a przymierzał sukienki. Nie, nie nazwę go tym razem brzydko. Jestem zbyt podekscytowany tym, że w końcu mogę z nim rozmawiać, by psuć to wszystko głupimi komentarzami.
- Wiesz, gdy się człowiek stara otworzyć przed drugim człowiekiem to zazwyczaj jest mu trudno. A już cholernie jest mu trudno, gdy nie wie czy może zaufać tej drugiej osobie. Czy ja mogę ci zaufać? Nie, nie odpowiadaj. Po prostu mi to jakoś udowodnij. Uśmiechnij się do mnie jakoś przyjaźniej, czy to tak wiele? - poprosiłem. W końcu nie byłbym sobą, gdybym nie starał się przejąć panowania nad sytuacją. To ja miałem sekret i to ja miałem przewagę. Jedyną wadą tego układ było to, że Florian też miał coś w rękawie, nie wiedziałem tylko, czy będzie aż tak podły by to wyciągnąć i obrócić przeciwko mnie. Chodziło o jego przyjaźń. Bo czy nie byłem w stanie zrobić wszystko by to odzyskać? Najchętniej zrobiłbym taki deal, moja tajemnica w zamian za odnowienie naszych relacji. Chyba sprawiedliwie?

*PDG - mój ulubiony nowy przedmiot w szkole, którego skrót wręcz kocham, bo tak wiele pomysłów mamy by rozwinąć te literki <333
Will
Will
debeściak


Powrót do góry Go down

Zoja - Page 2 Empty Re: Zoja

Pisanie by Florence Czw Paź 06, 2011 10:23 pm

- Z-o-j-a - przeliterowałam, obróciwszy się gwałtownie w stronę Williama, i skrzyżowałam ręce na piersiach, piorunując go wzrokiem. - Ta zbuntowana szesnastolatka od Berliozów? Oh, zapomniałam, dla ciebie to przecież Zordon czy coś równie niedorzecznego - prychnęłam. Przypomniałam sobie o tym idiotycznym przezwisku, które Donovan nadał mojej częściowej - częściowej, ponieważ częściej jej nie było, niż była - współlokatorce. Zapytacie skąd mogłam wiedzieć o kretyńskich imionach nadawanych przez Williama, skoro teoretycznie zerwaliśmy wszelkie kontakty? Raz, photoblog Zojki. Dwa, sama zainteresowana. Cóż, pomimo całej swojej postawy butności i niezależności mała Berliozówna od czasu do czasu najwyraźniej musiała ponarzekać na swój okrutny los, to jest na dzień, w którym poznał tak irytującego osobnika jak William Donovan, i najczęściej steków jej wyzwisk pod adresem mojego ex-bffa musiałam wysłuchiwać właśnie ja. No cóż, bądź co bądź, kto mógł lepiej zrozumieć jej sytuację niż osoba, która przez długi czas przechodziła to samo? W tajemnicy jednak musiałam przyznać, że choć zawsze pocieszałam Zoję, tłumaczyłam jej, że Will jest kretynem, którym nie warto w ogóle się przejmować i starałam się jak najbardziej obrzydzić jej jego osobę, czasami czułam się nieco... cóż, dotknięta, że ten z takim powodzeniem zastąpił sobie mnie. Do tego miałam niejasne przeczucie, że William doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Powiedzcie sami - czy takie przyczepienie się do akurat mojej współlokatorki nie było ciosem poniżej pasa? Moim skromnym zdaniem to był chwyt tak samo podły jak przespanie się z facetem najlepszej przyjaciółki (wiem, to zabawne, że akurat ja podaję podobny przykład, ale czy to moja wina, że w życiu zdarzały się naprawdę dziwne zbiegi okoliczności i wypadki, na które nie miało się najmniejszego wpływu?) albo przyjście na bal charytatywny w identycznej koktajlowej sukience, co organizatorka, choć doskonale wiedziało się o tym, iż będzie ona ubrana właśnie w taką kreację. Mimo wszystko nie mogłam odmówić mu skuteczności. Gdyby zadawał się z jakimiś dziewczętami żyjącymi w pokojach znajdujących się daleko od mojego, tak, by nie docierało do mnie zbyt dużo plotek na jego temat, pewnie udałoby mi się wytrzymać bez zastanawiania nad końcem naszej przyjaźni znacznie dłużej. A tak? Już wymiękałam. Cholerny kretyn.
- Tak, Will, rozumiem doskonale - odparłam nie do końca zgodnie z prawdą prawie automatycznie, na chwilę znów skupiając się na swoim lustrzanym odbiciu. Cóż, byłam pewna, że Williama tak naprawdę średnio obchodziło, czy zrozumiałam tę jego wymyślną metaforę. Właściwie nie sądziłam by w całej Norwegii istniała jakakolwiek osoba, która byłaby w stanie ogarnąć jego pokrętny tok rozumowania, o dziwnych upodobaniach nie wspominając. Nawet wolałam się nie zastanawiać, jaką niewinną dziewczynkę mógł zbałamucić w ostatnim czasie. Westchnęłam ciężko, usłyszawszy jego kolejne słowa. A więc do tego zmierzał. Widzicie, może i zwykły szary śmiertelnik naprawdę pomyślałby, że Willowi chodzi wyłącznie o ponowne nawiązanie jakiegoś zaufania oraz nici sympatii, ale ja znałam go zbyt dobrze, by nabrać się na tę altruistyczną postawę. Niemal od razu pojęłam, do czego zmierza - chciał mi wyjawić swój sekret, owszem, ale w zamian za to chciał... cóż, najwyraźniej jego życzeniem było to, bym ponownie normalnie zaczęła się do niego odnosić. Zamilkłam na chwilę, zastanawiając się poważnie nad tą kwestią. Musiałam wszystko szybko przekalkulować. Czy warto było poświęcić tyle ciężkiej pracy nad ignorowaniem Donovana, porzucić swoją dumę i narazić się na kolejne dni pełne durnych uwag oraz głupich komentarzy dla poznania jednej tajemnicy, która wcale nie musiała okazać się taka super, jak to przedstawiał Will? Cóż, odpowiedź rysowała się bardzo prosto - tak. W końcu sekrety i cudze sprawy były tym, co lubiłam najbardziej.
- No dobrze, mój drogi - westchnęłam ciężko. Czułam się pokonana. Odsunęłam się od lustra i podeszłam do niego, a potem usiadłam obok i uśmiechnęłam się najszerzej jak się dało. - No więc jak widzisz, właśnie się do ciebie uśmiecham, i mam zamiar czynić to tak długo, jak tylko będziesz potrzebował, by poczuć się komfortowo i opowiedzieć mi o swoim problemie. Oczywiście będę cię wspierać dopóty, dopóki będzie to konieczne, dlatego też dobrze ci radzę, uwierz wreszcie w moją wrodzoną życzliwość i porozmawiajmy - odparłam najbardziej świergotliwym tonem, na jaki tylko było mnie stać i przy okazji zanotowałam w pamięci, by przestać się uśmiechać zanim rozbolą mnie policzki. Innymi słowy, dałam Donovanowi niewerbalny przekaz, że okej, niech mu będzie, przystaję na wszystko, czego zażąda, byle tylko powiedział mi o co chodzi. - Może przejdziesz do sedna? - podsunęłam z nadzieją, niecierpliwym gestem obracając pierścionek na palcu. Cóż, chciałam już wiedzieć, o co chodzi. Jeśli William Donovan sam się zjawia, by zakopać topór wojenny, i od wejścia informuje, że ma jakąś tajemnicę, sprawa zapowiada się naprawdę interesująco.
Florence
Florence
gold digger


Powrót do góry Go down

Zoja - Page 2 Empty Re: Zoja

Pisanie by Will Pią Paź 07, 2011 6:37 pm

Ech, czy wszyscy musieli aż z tak wielką zawziętością upierać się nad tym, ze nieodpowiednio zawracam się do Zordona? Co innym do tego? To jest sprawa pomiędzy nim, a mną. Pomiędzy naszymi skromnymi osobami oraz tym jaka dokładniej relacja nas łączy. Bo miałem jednak coraz większe wątpliwości co do tego, czy tak naprawdę chce dalej zagłębiać się w to bagno, powszechnie znane jako życie Zordona. Owszem, niesamowicie bym się cieszył gdybym całkiem przypadkiem wyciągnął go z niszy społecznej, na samą górę łańcucha pokarmowego. Byłbym szczęśliwy niczym tuż po zaliczeniu jakiejś młodej zrozpaczonej blondyneczki. Ale powiedzmy sobie szczerze: czy ja naprawdę jestem najwłaściwszą osobą do tego przeznaczoną? Zwłaszcza podczas kiedy sam przeżywam tak intensywne emocje spowodowany zmianami w moim życiu? Nie, zmiany to nieodpowiednie słowo, właściwsze wydaje się: jednorazowe, nieprzewidziane zdarzenie, które może przynieść nieoczekiwane skutki w moim rozumowaniu. Osoba o nie do końca stabilnym podłożu emocjonalnym nie powinna się zajmować problemami obcych. Skądże. Taka osoba powinna najpierw skupić się na sobie, by potem ewentualnie móc pomagać. Nie chce byście teraz pomyśleli, że skoro w końcu odzyskałem Floriana to szukam byle powody by porzucić Floriana, że bestialsko pozostawiam go na pastę losu. Nie powinniście tak myśleć. Bo ja tam głęboko, gdzieś w środku swojego kruchego serduszka, cierpiałem niesamowicie na samą myśl jak niesamowicie okropną decyzję muszę powziąć. Rozklejało mnie to.
Oczywiście dzięki mojej niesamowitej umiejętności skrywania emocji, mogłem bez żadnej widocznej zmarszczki na czole, machnąć ręką na poprzedni temat rozmowy i zająć się tym istotniejszym. Znaczy wyjawianiem sekretów Florianowi.
- Widzisz? Gdy siedzisz tu tak obok mnie od razu atmosfera robi się o wiele przyjemniejsza i aż chce się opowiadać! Nie obrazisz się jak odrobinę rozwlokę swoją opowieść, by przedstawić ci wszystkie istotne detale? - zapytałem, ale doskonale znałem odpowiedź, więc gdy tylko zaczerpnąłem powietrza kontynuowałem. - Wiodłem sobie swoje normalne życie wypełnione codziennymi czynnościami, choć trzeba przyznać, że odrobinę mnie dobijało każde wspomnienie o tobie, więc nie wiem czy mogę nazwać swoje działanie w owym okresie normalny. Funkcjonowałem z dnia na dzień pocieszając się w ramionach moich znajomych, niestety żadna nie była mi tak bliska jak ty. Jedna nawet podzielała moją rozpacz, bo sama niedawno straciła chłopaka. Choć nie wiem czy mogę porównywać naszą przyjaźń do czyjegoś romansu. W każdym razie później wyślę ci coś ciekawego na telefon dotyczącej tej sprawy. Nie, nie przerywaj mi, już przechodzę do sedna. Byłem tak zrozpaczony, taki zdruzgotany tym wszystkim co mnie otaczało i wtedy to się stało. Na pewno chcesz wiedzieć, bo to jednak może być dla ciebie zaskoczenie. I dodatkowo całkiem psuje mój autorytet co do tych wszystkich porad jakich ci udzielałem. Kompletnie niszczy. Ale cóż ja też jestem człowiekiem - westchnąłem ciężko. Widziałem jak wkurwiam Floriana tym laniem wody, ale nie potrafiłem inaczej. Opowiadanie swoich przeżyć bez odpowiednich wstępów i dygresji mijało się z celem. - Już mogę? Jeszcze raz uprzedzam, że wyznanie ci tego wcale nie będzie takie dla ciebie dobre. Ech... - jeszcze jedna pauza. - Przespałem się z Jamesem.
Will
Will
debeściak


Powrót do góry Go down

Zoja - Page 2 Empty Re: Zoja

Pisanie by Florence Pią Paź 07, 2011 10:10 pm

Z sekundy na sekundę robiło się coraz ciekawiej, ponieważ z reguły kiedy William zaczynał rozwlekać swoją opowieść zamiast od razu się chwalić (najczęściej jego rewelacje były niczym innym jak przechwałkami, jaką cnotkę udało mu się zbałamucić i pozbawić niewinności tym razem, co na ogół udowadniał wykonanymi zdjęciami, pomimo moich licznych zapewnień, iż tego typu fotki w ogóle mnie nie interesują i wyłącznie zaśmiecają mój telefon) oznaczało to, że zwyczajnie czuł się zakłopotany. Albo, że informacja, którą miał się podzielić była dla niego niewygodna i za wszelką cenę starał się odwlec moment jej przekazania. Przyznaję, że kiedy zaczął zagłębiać się w detale, co rusz zbaczając z tematu i poruszając naprawdę dziwne kwestie, takie jak nieumyślne porównywanie naszej przyjaźni do związku, pomyślałam, że może tak naprawdę nie ma żadnej tajemnicy, a William wymyślił całą tę sprawę z sekretem, żeby znów zaskarbić sobie moją sympatię i doprowadzić do tego, byśmy znowu ze sobą rozmawiali. Gdyby to zrobił, na pewno już nigdy w życiu bym się do niego nie odezwała. Na szczęście jednak po licznych zawiłościach jego opowieść zaczęła chylić się ku końcowi, za co dziękowałam w myślach sile wyższej.
W czasie jego pasjonującej historyjki wstałam z łóżka i wygładziwszy brzeg sukienki, zaczęłam przechadzać się po pokoju, nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Odzwyczaiłam się od obecności Donovana w moim lokum, choć musiałam przyznać, że ponowne usłyszenie jego zawiłych monologów w tych czterech ścianach działało na mnie kojąco. Pokiwałam ze zniecierpliwieniem głową, gdy zapytał czy może wreszcie wyjawić mi tę niesamowitą tajemnicę i wtedy ponownie nabrałam wątpliwości, czy nie wkręcał mnie tą całą sprawą.
A potem umarłam.
Naprawdę, kiedy William rozpoczął zdanie od słów 'przespałem się' nie spodziewałam się niczego niezwykłego. Ale kiedy padło imię 'James', zamarłam, nie mogąc wydusić z siebie słowa ani nawet zareagować. Po prostu wpatrywałam się przez dłuższą chwilę w Donovana chcąc sprawdzić, czy może sobie żartuje. Naprawdę William Donovan przespałby się z facetem? Pomimo swojej całej niby-pogardy dla pedałów, licznych żartów na ich temat, pomimo całego swojego rzekomego uwielbienia dla delikatnych, niewinnych dziewczątek... To był po prostu absurd. W końcu zdobyłam się na pierwszą reakcję, jaka przyszła mi do głowy - wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem, którego nie mogłam przezwyciężyć przez dobrą minutę czy dwie. Ja wiem, że pewnie musiało to urazić Willa, ale mimo wszystko to było silniejsze ode mnie.
- Ty... Will... przespałeś się z Jamesem? - wydusiłam z siebie w końcu, opanowawszy się na tyle, by złapać normalny oddech. To wszystko brzmiało na największą niedorzeczność świata. - Wybacz, wiem, że powinnam cię wspierać - Nie miałam wpływu na to, że w moim głosie pobrzmiewała ironia - ale ja w to po prostu nie uwierzę. Niby jakim cudem mogłoby dojść do tego, że ty zabrałbyś się za jakiegokolwiek przedstawiciela płci męskiej? Od kiedy twoim ideałem nie są niewinne, wstydliwe dziewczęta o wyglądzie aniołków? I nie, nie mówię tego po to, żebyś zabierał się za zbieranie dowodów - Do dziś nie byłam w stanie zrozumieć jego obsesji na punkcie wysyłania mi zdjęć swoich ofiar, co moim zdaniem było dosyć chorym zapędem - tylko po prostu stwierdzam fakt. Od kiedy jesteś gejem, co, Donovan? - zapytałam ze śmiechem, krzyżując ręce. Może mnie wrabiał. Choć to oznaczało, że był znacznie lepszym aktorem, niż przypuszczałam.
Florence
Florence
gold digger


Powrót do góry Go down

Zoja - Page 2 Empty Re: Zoja

Pisanie by Will Sob Paź 08, 2011 10:51 pm

Czasami miałem wątpliwości czy jakiekolwiek tematy mogłyby być dla mnie niewygodna. Zwłaszcza po tym doświadczeniu z Jamesem. Patrząc na to jak wielkim homofobem byłem przed tą małą przygodą, można byłoby pomyśleć, że każde bliższe spotkanie z facetem powinno by mnie nie tylko przyprawić o mdłości, ale również sprawić, że chciałbym siedzieć i zmywać z siebie ten wyimaginowany bród przynajmniej z sześć godzin pod prysznicem. Ale jak widać nic takiego się nie stało. Więc może tak naprawdę nie byłem homofobem? Byłem jakimś ukrytym niehomofobem. Ale na pewno nie byłem gejem. To trzeba będzie wyjaśnić Florianowi, ale za chwilę. Teraz jeszcze przez sekundę skupmy się na tym dlaczego ja w ogóle chciałem rozmawiać o tym z Florianem. Powód odzyskania jego zaufania i przyjaźni był dobry, ale chyba niewystarczająco. Spróbowałem przez moment zgłębić się w swoją własną psychikę w poszukiwaniu odpowiedzi, ale naprawdę niewiele mogłem odnaleźć. Żeby do końca zrozumieć motywy jakie mną kierowały chyba bym musiał oddać się na chwilę sztukom medytacji lub cokolwiek innego. Ale w tej chwili nie miałem na to czasu. W każdym razie zdołałem coś z siebie jeszcze wykrzesać, coś zrozumieć. Ja po prostu uważałem przelecenia faceta za coś w rodzaju wyczynu, dzięki któremu zdobyłem jeszcze więcej doświadczenia. Nie chcę powiedzieć, że nagle miałem powód żeby uważać siebie za kogoś lepszego od innych. Ale właśnie tak było, nie inaczej.
- Powtórzę byś nie miała wątpliwości: Tak, przespałem się z Jamesem. Z mężczyzną - oznajmiłem spokojnym tonem jeszcze raz. To jak Florian nie chciał uwierzyć w to co słyszy było nawet słodkie. Takie niewinne. Ale przecież on sam powinien mnie najlepiej zrozumieć, w końcu sam stale sypiał z mężczyznami, powinien rozumieć pobudki jakie mną kierowały. Choć w połowie. Niestety znałem na tyle dobrze Floriana, by wiedzieć, że nie warto oczekiwać od niego czegokolwiek o wyższych lotach, bo można się zawieść jak na nikim innym. Kiedy najbardziej będziesz go potrzebować on cię zostawi na pastwę losu i sam sobie radź z takimi emocjami jakie targały mną podczas tej całej schadzki z Jamesem. - I dla jasności, kochanie, nie zmieniłem swoich upodobań pod żadnym kątem. Nadal uważam słodkie blondyneczki za najcudowniejsze stworzenia pod słońcem, a jedynym stosunkiem seksualnym dwóch osób tej samej płci jaki potrafię oglądać to dwie laski. Nie przypisuj mi od razu plakietki z napisem gej. Raz w dupę to nie pedał, zapamiętaj - wyjaśniłem w końcu to co już dawno zamierzałem wyjaśnić. Nie mógłbym spać po nocach gdyby Florian nie usłyszał właśnie tego. Musiał wiedzieć, że nawet jeżeli przespałem się z jakimś chłopakiem, to on wcale nie miał u mnie szans. Nie ważne jak korzystne wydały mu się moje jednorazowe przygody, ja nie spojrzę na niego inaczej niż na przyjaciela. Oczywiście nie będę mu tak tego mówił na sucho. Jeszcze by się biedak załamał, a przecież go potrzebowałem. Do czego konkretnie? No na pewno nie do tego by wydawał o mnie opinie. Dobra uściślę: by nie wydawał o mnie złych opinii. Możliwe, że chciałem by przyznał, że ja, William Donovan, wcale nie jestem jakimś zgrzybiałym stereotypem pedofila, że gdzieś tam głęboko kryje się ja, który chce doświadczać różne rzeczy, ja otwarty na wszystko.
Może byłbym odrobinę bardziej poważnie brany w tym co mówiłem, gdybym naprawdę wyglądał na takiego co potrzebuje wsparcia i pomocy, ale niestety. Podczas całej zarówno swojej jak i florianowej wypowiedzi uśmiechałem się jak jakiś głupek. Szczerzyłem się na każde słowo, jakby przynosiło mi to wielką, nieopisaną radość. Nie potrafiłem to w sobie stłumić i zwyczajnie cały entuzjazm wypełzał ze mnie wszystkimi możliwymi sposobami. Och, biedny ja.
- Cóż, pewnie teraz zamierzasz podzielić się moimi sekretami z najlepszymi przyjaciółkami, ech... Skorzystałbym o wiele bardziej gdybym ci nie wyjawiał takich sekretów, ale nic nie poradzę, że jedynie ty, w moim odczuciu, jesteś w stanie mnie zrozumieć i zaakceptować w pełni takim jakim jestem. Bo jesteś?
Will
Will
debeściak


Powrót do góry Go down

Zoja - Page 2 Empty Re: Zoja

Pisanie by Florence Pon Paź 10, 2011 10:56 pm

A więc nie kłamał. Naprawdę, mój ex-bff, do niedawna homofob jakich mało, znany ze skłonności do pedofilii oraz zamiłowania do delikatnych cnotek (chyba nie wmówicie mi, że James wpisywał się w ten kanon?) przespał się z facetem. William Donovan miał skłonności homoseksualne. I nieważne jak wiele razy powtórzyłby mi teraz te utarte frazesy w stylu 'raz w dupę to nie pedał' albo 'tylko eksperymentowałem, to nic takiego, więc nie wyobrażaj sobie za dużo na temat mojej orientacji'. Gdyby był w stu procentach heteroseksualnym facetem, nie przespałby się z innymi przedstawicielem płci brzydkiej, bo męskie ciało zwyczajnie nie pociągałoby go na tyle, by to zrobić. Nie, nie mogłam o tym myśleć w jakiś dokładniejszy sposób; wyobrażenie Williama w łóżku z kimkolwiek - w sumie nie musiałam sobie go nawet wyobrażać, w końcu często popisywał się jakimiś dziwnymi zdjęciami ze swojego telefonu - przyprawiało mnie o mdłości, a co dopiero on z drugim facetem. Fuj. W każdym razie nie byłam żadnym znawcą w dziedzinie eksperymentów czy orientacji seksualnej, ale rozmawiałam kiedyś na ten temat z moim fryzjerem, Valentine'm. Tłumaczył mi, że żaden facet, który pójdzie do łóżka z innym facetem nie jest w stu procentach hetero i że warto do takich zarywać, bo obojętnie jak bardzo by się nie zapierali, istnieje szansa, że ulegną. Cóż, może powinnam dać mu namiary na Donovana? W końcu nie miałam jeszcze okazji jakoś odpłacić mu się za te wszystkie niewybredne żarciki w moim kierunku.
- Daruj sobie, Donovan. Jeśli będziesz miły to twój sekrecik pozostanie między nami, jasne? Nie mam zamiaru od razu wyskoczyć z pokoju i latać po rezydencji, drąc się, że jesteś technicznie rzecz biorąc gejem, albo przynajmniej bi. Naprawdę, mam bardziej interesujące rzeczy do roboty. Z łaski swojej jednak daj sobie spokój z tymi psychologicznymi zagrywkami w stylu 'jesteś moją jedyną nadzieją' albo 'tylko ty mnie rozumiesz', bo się na to nie nabiorę - wywróciłam oczami. Czasami Donovan był taki przewidywalny.
I cóż, pogadaliśmy jeszcze, a potem Will wreszcie sobie poszedł. Zapewne na podryw do jakiegoś obskurnego baru dla transwestytów i drag queens.

/przeskoczek
Florence
Florence
gold digger


Powrót do góry Go down

Zoja - Page 2 Empty Re: Zoja

Pisanie by Konstanty Pią Mar 16, 2012 7:51 pm

/nohej

Doszło do tego, że siedzę pod drzewem, przechadzam się w cieniu olbrzymich świerków, w niezbyt ciepły wiosenny wieczór. Wiosna mnie wita w najlepszy ze swoich sposobów, lecz ja nie jestem w stanie się jej odwdzięczyć. Moje życie jest błahe, nie zapisze się na kartach historii, tego już jestem pewien. Nie jestem kimś, kto potrafi dowodzić kimkolwiek, nie mówiąc tu już o większych grupach, nie jestem muzykiem, bo nie mam na to odwagi, nie jestem budowniczym, który chociaż w swoich dziełach pozostanie na długo. A już tym bardziej nie jestem kimś zdolnym popełnić jakąś zbrodnię, nawet jeżeli by chodziło o zabójstwo tyrana. Ale powodem tego jest już moja własna mentalność. Mimo swojej niskiej przydatności jednak przechadzam się, a tło moich przechadzek stanowią ściany rezydencji. Skoro idę, skądś przybywam, dokądś podążam. Błahe lecz są. Nie godne zapamiętania - jedyne jakie posiadam. Zawiłe jest porozumienie duszy i ciała, jeszcze bardziej niepoprawne to co aktualnie moje ciało nie pozwala ukryć duszy. Tak się złożyło, że jestem i patrzę, obserwuję co się dzieje. Przede mną ptak zakręca spirale, skrzydłami macha w powietrzu, zostawia cień przed moimi stopami. Gdy mam taki widok przed oczami opuszcza mnie cała pewność, że to co ważne jest ważniejsze od nieważnego. Czy lot ptaka jest ważniejszy od tego, że aktualnie przeżywam najważniejsze godziny w swoim życiu, a nawet nie jestem w stanie uspokoić oddechu?
Uciekłem od Gerdy, uciekłem od ptaków, uciekłem do Zoi, bo jej twarz zobaczyłem z daleka. Już nawet nie chodziło o to, że paliła stojąc na balkonie. Wydała się po prostu dobrym miejscem do ucieczki.
Zapukałem.
- Zoja? To ja, emmm, Kostek - przemówiłem cicho do drzwi. Wolałem by wiedziałam.
Konstanty
Konstanty
urocza dziewica


Powrót do góry Go down

Zoja - Page 2 Empty Re: Zoja

Pisanie by Zoja Pią Mar 16, 2012 8:15 pm

Noc była piękna. Podziwiałam ją, siedząc na balkonie i paląc papierosa, bo pokój miał być strefa wolną od dymu, chociaż nigdy nią nie był, mimo to dzisiaj postanowiłam dotrzymać obietnic niezadymiania sypialni. Wszak noc była taka piękna. Chyba poczynało mi się udzielać od Elliota w przeróżnych sprawach, bo jak do tej pory nawet nie zwracałam uwagi na porę dnia, można nawet rzec, że wolałam poranki, chociaż mało kiedy byłam przytomna o poranku lub na tyle nie zmęczona by wiedzieć co robię, gdy słonko dopiero wstawało, ale jednak tę porę wolałam, takie moje dziwactwo. Aż do teraz. Teraz odnalazłam urok wieczoru, zwłaszcza spędzanego tak jak teraz. Kto inny mógłby papieros zastąpić notatnikiem oraz ołówkiem, może sztalugą z farbami, ja wolałam bezczynność. Kimże byłam by stworzyć coś wielkiego? Nikim i totalnie mi to nie przeszkadzało. Lecz nieważne było czy to poranek czy wieczór, ważne, że wyglądał tak jak wyglądać powinien. Nienawidziłam gdy wszystko było albo cholernie jasne, albo cholernie ciemne. Dla równowagi powinni być inaczej. Poza tym przez wieczne noce chodziłam ponura i wiecznie zaspana, a przez wieczny dzień może i jakby opalona ale też z wielkimi worami pod oczami, weź tu śpij, gdy słonko zagląda do ciebie przez okno.
Konstantina dojrzałam, gdy zbytnio przechyliłam się, by przekonać się czy zobaczę co się dzieje w pokoju pode mną. Naiwne z mej strony, bo oczywiście nic nie zdołałam dostrzec, tylko się rozchichotałam na widok Kostka pod drzewem, gdyby mnie teraz zobaczył z papierosem w ręku, w pozie iście samobójczej pewnie zrobiłby swoją jedyną w rodzaju kostkową minę i powiedział coś jednego w swoim rodzaju i bardzo kostkowego. Odsunęłam się od balkonu, walcząc z pokusą przywołania go do siebie przy pomocy swych sztuczek. Późno było, nie pora na odwiedziny stryja. Zmarszczyłam brwi, gdy już przy kolejnym papierosie, (to wszystko było winą Elliota, który twierdził, że wcale nie trzeba odmawiać sobie przyjemności, a wręcz przeciwnie cieszyć się nią ile da) usłyszałam wyraźne pukanie do drzwi i potem głos Kostka. Miał szczęście, że Florence nie było. Chyba spaliłby się ze wstydu, widząc ją w koszuli nocnej.
Otworzyłam drzwi i z szerokim uśmiechem, wciągnęłam go do środka. Zaraz przy drzwiach go porzuciłam, wiedząc, że i tak z początku będzie skrępowany by wejść dalej, ostatnio miał piękny wgląd w szufladę z bielizną.
- Zupełnie jakbyś był moim sekretnym kochankiem - Ze śmiechem, rzuciłam się na łóżko. - Och uważaj, jeśli mój ojciec się dowie, niechybnie zabije cię, a mnie biedną poślę do klasztoru! - Pisnęłam, przechylając się w poprzek, by odnaleźć popielniczkę, sporo ich się kryło przy łóżkach. Wszak w sypialni miałam nie palić. Dopiero wtedy przyjęłam porządniejszą pozycje, czyli siadłam po turecku i spojrzałam uważniej na Konstantina. Odechciało mi się chwilowo żartów.- Coś się stało?
Zoja
Zoja
wielkie mi halo


Powrót do góry Go down

Zoja - Page 2 Empty Re: Zoja

Pisanie by Konstanty Sob Mar 17, 2012 2:42 pm

Nie znałem współlokatorki Zoi i całe moje szczęście. Nigdy nie czułem się swobodnie w towarzystwie takich osób, już nawet nie wspominając o tym jak czasem potrafiły się one ubrać. Owszem widok koszuli nocnej wystraszyłby mnie pewnie do tego stopnia, że umarłbym na miejscu, leczy zawsze mogłoby być gorzej. Przecież takie osoby jak Florence nie tylko sypiały w takich strojach, sypiały też... Nie, nie mam aż tyle siły by wymówić tego nawet w myślach. Bardzo dobrze, że w tej chwili nawet nie miałem zamiaru nad tym się głębiej zastanawiać.
W tej chwili męczyło mnie wspomnienie rozmów z Zojką. I choć uwielbiałem ją jak tylko mogłem, to zazwyczaj niezbyt dobrze kończyły się nasze spotkania. W myślach nazywałem takie chwile rozmowami z kamieniem, choć doskonale wiedziałem, że Zoja obraziłaby się gdybym ją na głos porównał do skały. Nic nie zmieniało jednak faktu, że była tym kamieniem, który gdy tylko próbuję się do niego dostać, zbywa mnie tłumacząc się swoim szczelnym zamknięciem. Nie ważne czy Zoja byłaby rozbita na części nadal byłaby szczelnie zamknięta, nawet gdyby była starta na proch, również by mnie nie wpuściła. Mimo tego, że jej powierzchnia była w całej okazałości zwrócona do mnie, to wnętrza nie byłem w stanie poznać. I choć starałem się nigdy nie poddawać, starałem się do niej dotrzeć, to nie zmieniało ani jej ani mnie. Zresztą co taki ja mogłem dla niej zrobić? Wchodziłem i wychodziłem zawsze z pustymi rękami, jedyną moją siłą były słowa, lecz i one zawsze stanowiły pewną siłę nie do okiełznania.
Za dużo myślę, za mało gadam. Właśnie dlatego cały czas dawałem się zaskakiwać w ten sposób.
- Co..? Ko..ko-kochanek? A-a-a-ale przecież... Co? - stałem tak w drzwiach nie potrafiąc zrozumieć jej słów. Ale to też była jej wina. Przecież mnie znała i wiedziała, że nie powinna się witać ze mną w taki sposób, bo wybijałem się z rytmu i trudno mi było potem znów wskoczyć na swój tor. Ech... I co miałem zrobić. Jednak wszedłem do środka, bo już sam nie wiedziałem co mogliby sobie ludzie pomyśleć, skoro Zoja wygłasza takie mowy. - Stało się? Powinno się coś stać? - nie potrafiłem odnaleźć myśli. Lecz moje myśli za to doskonale potrafiły odnaleźć mnie. I dlatego po chwili zastanowienia już wiedziałem co się stało i mogłem o tym powiedzieć. - Wyznałem Gerdzie co do niej czuję.
Konstanty
Konstanty
urocza dziewica


Powrót do góry Go down

Zoja - Page 2 Empty Re: Zoja

Pisanie by Zoja Sob Mar 17, 2012 4:44 pm

Skała? Ja skała? Naprawdę mogłabym komukolwiek przypominać coś tak okropnego i brzydkiego jak skała? Kostek mnie nie kochał, zdecydowanie. Znaczy pewnie mogłabym tak pomyśleć, gdybym znała jego myśli, ale ich nie znałam i to wcale nie tak, że magiczne łapki właśnie smykają po klawiaturze, żeby pisać moje myśli, co to nie. A magiczne łapki za dużo przed kompem siedziały i mają deprechę po zakończeniu gry o tron. Także do rzeczy.
Roześmiałam się z jego miny. Miałam wspaniały humor, bo noc była piękna, a ja miałam pokój tylko dla siebie i jak ostatnia ofiara nie zaprosiłam tutaj Elliota, sek w tym, że pewnie uznałby to za zachętę do śmielszych czynów, ale ja przecież mialam ledwo siedemnaście i wcale nie chciałam jeszcze tego robić, znaczy tak mi się wydawało. Oczywiście wiedziałam, że kochany Elliot mnie kocha i szanuje i nic wbrew mnie nie zrobi, ale na pewno musiał się męczyć, więc nie mogłam go jeszcze dodatkowo nękać i spraszać tu po nocy? Niech się Kostek cieszy, że kochanek to tylko żarty. Cholernie zabawne, że nie pochwycił dowcipu, ale z drugiej strony to przez to musiałam przestać się śmiać. Bo naprawdę wyglądał jakoś dziwnie i wychwyciłam to od razu.
- Ha! - Zakrzyknęłam, praktycznie zeskakując z łóżka i podbiegając do stryjka, by go mocno uściskać. Wspięłam się na palce (jakże by niewielu mężczyznach musiałam to czynić!) i cmoknęłam go w policzek. - Wreszcie. Przysięgam, że jeszcze trochę i bym się postarała was jakoś spiknąć i oboje wiemy jakby to się skończyło, więc dobrze, żeście sobie sami poradzili. - Plotłam jak najęta, ucieszona z jego szczęścia. Nie odpuściłam póki nie zatargałam go do swego łóżka i nie posadziłam na posłaniu. Sama zajęłam się szukaniem czegoś by uczcić ten moment, ale w porę przystopowałam. Cholerny pijak ze mnie, a usilnie staram się zostać dziewicą co chyba dobrym połączeniem nie jest, przynajmniej mocną głowę miałam, więc powodzenia niewyżyci, łatwo się nie dam. Ale wracając do mej głupoty: Konstanty i picie! Co ja sobie myślałam? - Zaraz. - Wyprostowałam się, patrząc z góry na biednego i z pewnością skołowanego przez moje zachowanie Kostka. - Poradziliście sobie, tak? - Wbiłam w niego uporczywe spojrzenie, przysięgam, że jak mi się waży zaprzeczyć to mu krzywdę zrobię.
Zoja
Zoja
wielkie mi halo


Powrót do góry Go down

Zoja - Page 2 Empty Re: Zoja

Pisanie by Konstanty Sro Mar 21, 2012 8:22 pm

Oj, depresje i zdołowanie po skończeniu pierwszego sezonu są znane i innym, niestety nic na to nie da się zaradzić, bo zamysły autorów, czy to seriali, czy książek, nigdy nie są zbadane. Nawet w takim miejscu jak to, czyli naszej miłej grze, nic nie poradzisz gdy sobie autor coś wymyśli. Podsumowując można by nawet dojść do wniosku, że wszystkie przykrości jakie doznałem ja, Konstanty, są przewinieniem właśnie jakiejś większej siły. I niestety nie jestem w stanie z tym walczyć, bo zostałem stworzony własnie jako taki słabeusz. Marny okruch dnia dzisiejszego, którego każdy ruch uzależniony jest od najsłabszych podmuchów wiatru, od nasilenia światła słonecznego, od ilości widocznych gwiazd na niebie.
Czekałem z utęsknieniem momentu kiedy w końcu Zoja odsunie się ode mnie, bo ten uścisk w żadnym wypadku nie był na miejscu. Choć Zoi wydawało się inaczej, nie było powodu do radości, a jedynie rozpaczy. Powinna to zobaczyć po mojej minie, po postawie mojego ciała, albo chociaż po tonie w jakim wypowiedziałem ostatnie zdanie, lecz nie zauważyła. Może to była moja wina? Może zbyt często wyglądałem jak zmora, jak ktoś kto właśnie przeżył największą tragedię swojego życia i już nie można było być w stanie odróżnić kiedy jestem szczęśliwy? Może szczęście odleciało ode mnie jak ptaki, które tak niedawno zresztą obserwowałem? A może szczęście nigdy nie chciało mieć ze mną nic wspólnego i omijało mnie szerokim łukiem? To była najwłaściwsza z odpowiedzi.
Nie wiedziałem co oznaczało słowo "poradzić sobie" w tym wydaniu. Ogólnie nic nie wiedziałem, miałem wielką pustkę w głowie. Jestem kim jestem - niepojętym przypadkiem, który nie potrafi pojąć innych przypadków.
- Nie wiem... Ja..ja... Uciekłem - odpowiedziałem Zoi zgodnie z prawdą. Chciałbym jej zdać całe sprawozdanie z tego co własnie przeżyłem, z tego jak bardzo czułem się obdarty z wszelkiej godności, z możliwości posiadania sekretów, które niby zżerały mnie od środka, ale były moje. Tylko moje i mogłem z nimi robić wszystko to co tylko chciałem. A w tamtym momencie nie mogłem. Stało się coś strasznego i wyznałem Gerdzie swe uczucia. To nie mogło się dobrze skończyć.
Po co ja to wszystko mówiłem Zoi? Przecież ona nie może mi pomóc! Nikt nie może...
Usiadłem na kancie jej łóżka i utkwiłem wzrok w podłodze.
Konstanty
Konstanty
urocza dziewica


Powrót do góry Go down

Zoja - Page 2 Empty Re: Zoja

Pisanie by Zoja Pią Mar 23, 2012 5:05 pm

Przysięgam, że znałam wiele przypadków totalnych problemów z nawiązaniem kontaktów z drugą osoba, ale Konstanty chyba był w tym wybitny, zwłaszcza jeśli posiada takie zdolności odnośnie aur i świetnie zna się na innych. Tak on zdecydowanie był w tym niezwykły i w tym momencie było mi go okropnie szkoda. Mimo to nie wytrzymałam i podeszłam, by przyłożyć mu w ramię. Nie jakoś mocno, ale na pewno z nerwem.
- Jak mogłeś uciec! - Tak wiem, śmiech na sali. Przecież sama nie zrobiłam tego samego. Zagryzłam wargę, zdając sobie sprawę, że przecież w podobnej do kostkowej sytuacji zwiałam z miejsca zbrodni, ale przynajmniej to nie ja powiedziałam, że kocham przed ucieczką. Westchnęłam i usiadłam obok niego. - Stryjek jak możesz ze swoimi superzdolnościami nie zauważać, że... - Urwałam. Takie wtrącanie się mogło nie przynieść wiele dobrego. Potrząsnęłam głową, by znaleźć inny temat. - Naprawdę nie zmuszaj mnie bym się w to wpakowała, bo po waszym wspólnym szczęściu. - Uśmiechnęłam się do niego słabo, wyobrażając sobie jak bardzo by się z pewnością znienawidzili gdybym naprawdę spróbowała udowadniać im, że oboje są głupkami, bo od dawna się kochają, ale żadne nie wykona kroku. Naprawdę było mi smutno z powodu kłopotów tej pary. Obojgiem się przejmowałam i już nie mogłam się doczekać, gdy wreszcie pojmą, że są dla siebie stworzeni. Bo byli.
- Przestań uciekać, dobrze Kostek? - Jeszcze gorzej smutno, bo przecież sama nie umiałam się dobrze dostosować do tej rady. Byłam kamieniem i tyle. Miałam ochotę go przytulić i pocieszyć, ale pewnie tylko gorzej bym zrobiła. Konstanty był specyficzny i przekonany o swojej niżej pozycij względem innych, a przecież to nie było prawdą.
Zoja
Zoja
wielkie mi halo


Powrót do góry Go down

Zoja - Page 2 Empty Re: Zoja

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach