Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Yael

+5
Konstanty
Dimitri
Yael
Shaque
Yves
9 posters

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Yael - Page 3 Empty Re: Yael

Pisanie by Yves Pią Kwi 29, 2011 3:39 pm

Kostkowi chyba naprawdę coś się stało. Był cichy jak zwykle, ale to jego przybicie, ponura mina i zmęczenie wskazywały, że coś go męczy. Do tego te brednie o mnie? Fizycznie czuję się fantastycznie, tylko niestety ostatnimi czasy psychika mi szwankuje. Ale przecież Kostek 'diagnozuje', widzi nad nami latające światełka, czy też po prostu mrugamy mu różnymi kolorami, nie jestem pewna jak to działa, ale wiem, że Konstanty rozpoznaje nastrój i stan zdrowia. A skoro tak to może rzeczywiście coś mi dolega?
Wyjęłam dwie duże filiżanki i nalałam do nich wody z butelki po czym zagotowałam e w ciągu kilku sekund tylko poprzez wystawienie nad nimi dłoni. Uznałam, że Kostek potrzebuje jakiejś wesołej mieszanki, natomiast ja czegoś na uspokojenie. Tak więc zrobiłam jedną czarną z karmelem i pomarańczą i jedną zieloną z cytryną i melisą. Podałam chłopcu herbatę i siadając na kanapie zapytała.
- O czym ty mówisz? Przyznaję się bez żadnych nacisków, że z Twojego wywodu kompletnie nic nie rozumiem. - Pokręciłam głową i uniosłam pytająco brwi.
Yves
Yves
team dimitri


Powrót do góry Go down

Yael - Page 3 Empty Re: Yael

Pisanie by Konstanty Pią Kwi 29, 2011 4:33 pm

Nigdy nie ukrywałem się z tym, że byłem fanem wszelkiej herbaty i mógłbym pić jedną filiżankę za drugą przez cały dzień, zupełnie nie zwracają uwagi na to by spożywać inne pokarmy. To spokojnie by mi wystarczyło, plus dodatkowo uspokajało psychikę i pomagało choć tymczasowo się uspokoić. Gdy przesiadywałem u Yael zawsze korzystałem z jej propozycji, gdy pytała się mnie czy coś nie wypiję. Nigdy nie usłyszała z mojej strony odmowy, bo po prostu nie byłbym w stanie tego uczynić. Kiedyś może miałbym większe opory by przyjmować cokolwiek od obcej osoby, ale Yael z pewnością nie była mi obca. Yves trochę bardziej, ale z kolei zbyt bardzo byłem wcześniej rozpieszczany przez jej siostrę, by teraz nagle zmienić upodobania. Zresztą Yves wcale się o nic nie pytała, nie proponowała, tylko robiła swoje. Miałem wrażenie, że dziś jak nigdy przedtem jest wyjątkowo uczynna i... hm, opiekuńcza? Nie zauważyłem tego na pierwszy rzut oka, ale teraz byłem pewny. To było na swój sposób urocze i tak idealnie pasowało do tego stanu w jakim się aktualnie znajdowała. Szkoda tylko, że ja jak zwykle nie potrafiłem się dostatecznie jasno wyrazić. Bo to, że mnie nie rozumie to oczywiście była moja wina, bo kogo innego? Nigdy nie potrafiłem złapać odpowiedniego kontaktu z ludźmi, rozmowa z nimi była dla mnie męczarnią. To, że ostatnio lepiej mi szło o niczym nie świadczyło. W środku nadal jestem cholernie nieśmiały.
- Przepraszam, Yves, nie chciałem - powiedziałem rumieniąc się lekko. Nie lubiłem sprawiać, że ludzie zaczynali się motać i nie wiedzieli co jest grane. Zbyt często sam tak się czułem, by jeszcze innym sprawiać tą przykrość. Dodatkowo wcale nie wiedziałem, czy Yves chciała rozmawiać o tym, a co jeśli się tego wstydzi i woli udawać, że wszystko z nią w porządku? A może nie powiedziała jeszcze nikomu? Ukrywa to przed światem, a ja wszystko popsuję swoim talentem? Nie powinienem tego robić, to jej życie w końcu. Już i tak popsułem swoje. I chyba Gasparda. Dość złych uczynków jak na ten rok. - Jak chcesz nie powiem już ani słowa na ten temat - obiecałem, chcąc ratować swoje położenie. Oczywiście nie miałem pojęcia, że i tak się pomyliłem w swoich rozmyślaniach. Nie wińcie mnie, ostatnio miałem ciężkie dni.
Konstanty
Konstanty
urocza dziewica


Powrót do góry Go down

Yael - Page 3 Empty Re: Yael

Pisanie by Yves Pią Kwi 29, 2011 6:26 pm

Westchnęłam i napiłam się nieco bulgoczącej herbaty, zawsze podgrzewam sobie wszystko i picie gotującej się herbaty to u mnie norma. Na chwilę zrezygnowałam z męczenia kostka, bo chyba sam nie wiedział o co mu chodzi. Pozwoliłam sobie na moment odpłynąć obserwując listki pływające w herbacianym naparze i pozostawiające za sobą ciemnozielone smugi, które szybko rozmywały się w wodzie lecz na tyle długo bym mogła odnaleźć w nich kształty przeróżnych stworów.
- Kostek... - Zaczęłam i zerknęłam na niego. - O co chodzi? Mówisz szyfrem, a ja go nie rozumiem. - Napiłam się herbaty wyginając usta w podkówkę i zastanawiając się o co może chodzić najmłodszemu Berliozowi. I... i jedyne co przyszło mi do głowy to to, że coś mi dolega. Jestem nieuleczalnie chora, albo mam psychozę, a on sądzi, że ja to już wiem.
- Hm... Wychodzi na to, że zdiagnozowałeś u mnie coś o czym nie mam pojęcia, ale sądzisz, że zdaję sobie z tego doskonale sprawę, bo mówisz jakbym wiedziała o co Ci chodzi. - W ciągu sekundy udało mi się ułożyć takie wnioski. Inaczej nie umiałam wytłumaczyć tej sytuacji. - Wiec może z łaski swojej powiedz mi o co chodzi? Kolorki mi się pozmieniały? Teraz mam kolor żółtaczki zamiast zdrowia,?
Yves
Yves
team dimitri


Powrót do góry Go down

Yael - Page 3 Empty Re: Yael

Pisanie by Konstanty Sob Kwi 30, 2011 12:33 pm

Nigdy nie odważyłbym się mówić szyfrem naprawdę, to nie było w moim stylu. Zawsze starałem się być ze wszystkimi szczery i mówić im to na co zasługują. Yves zasługiwała na to bym przestał w tej chwili kręcić i po prostu w końcu zrozumiał swój błąd. Nawet jeżeli nie miałem siły by się nad nim zastanawiać i szukać rozwiązania. Musiałem się postarać, by już więcej nie wprawiać Yves w zakłopotanie, bo chyba wprawiłem. Przynajmniej tak mi się wydawało.
- Przepraszam - powtórzyłem się spuszczając wzrok na ziemie. No na pewno to słowo wszystko naprawi, na pewno. Przebywanie ze mną, rozmowa ze mną musiała być straszną męczarnią. Nie potrafiłem nawet skonstruować ładnego zdania, które dałoby się zrozumieć. Ba, sam nie mogłem ogarnąć tej sytuacji.
No bo wszystko przedstawiało się tak: przyszedłem i od razu bez żadnych wątpliwości wiedziałem w jakim jest stanie. Na dodatek to był tak zaawansowany stan, że nie było możliwości, by Yves nie wiedziała co się z nią dzieje. Na sto procent. A teraz ona mówiła mi, że jest inaczej i nie wiedziałem co jej na to odpowiedzieć. Czy dalej udawała, by po prostu nie rozmawiać na ten temat? Czy może jednak mówiła prawdę i nie zdawała sobie sprawy, że jest w ciąży? W obu sytuacjach, kompletnie nie wiedziałem co powinienem zrobić.
- Naprawdę nie wiesz? - zapytałem zdezorientowany. - Nie tu nie chodzi o chorobę, nie jesteś chora. Nie miałem pojęcia, że jeszcze raz będę zmuszony poinformować kogokolwiek o tym, ale... Yves ty jesteś w ciąży, jak mogłaś nie domyślić się, przecież to trwa już jakiś czas.
Konstanty
Konstanty
urocza dziewica


Powrót do góry Go down

Yael - Page 3 Empty Re: Yael

Pisanie by Yves Sob Kwi 30, 2011 10:13 pm

Mogłabym spodziewać się każdej odpowiedzi: grypa, zapalenie opon mózgowych, odra, żółtaczka, marskość wątroby, ospa bezobjawowa, białaczka, kamica żółciowa, bezobjawowe zapalenie płuc, arytmia serca, psychoza, niedoczynność tarczycy, gruźlica, nerwica natręctw, psychoza, schizofrenia, choroba afektywna dwubiegunowa, torbiel jajnika, mononukleoza, toksoplazmoza, chlamydia, neurastenia, cukrzyca, nietolerancja laktozy, chłoniak, odma płucna czy nawet nowotwór... ale nie ciąża! Jak to w ogóle możliwe, że jestem w ciąży? Nie, nie jestem idiotką wiem, jak się zachodzi w ciążę, wiem nawet kto mi w tym pomógł, jednakże... to po prostu nie możliwe.
Spojrzałam na Kostka unosząc brwi i lekko rozchylając usta, z których zamiast jakichkolwiek słów wydałam ciche jęknięcie. Jego odpowiedź tak mnie rozstroiła, że nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Czekałam po prostu aż powie, że się pomylił, że żartuje lub cokolwiek innego, ale nic takiego nie zrobił tylko patrzył na mnie swoim smutnym, przepraszającym wzrokiem. Odłożyłam filiżankę na szafkę nocną i przez chwilę maltretowałam ją wzrokiem. Nadal nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. To przekraczało granice mojej zdolności do akceptacji tragizmu usłyszanej wiadomości. Westchnęłam cicho i ponownie zerknęłam na Konstantego.
- Na pewno? - Musiałam o to zapytać choć wiedziałam, że pokiwa twierdząco. - To okropne... - Jęknęłam odwracając głowę i wpatrując się w moje buty. - Ja nie mogę... Wyobrażasz sobie mnie z... - rozpostarłam ręce na odległość około pół metra czyli mniej więcej tyle ile mają noworodki. Wstałam i podeszłam do lustra. Nawet w tej falbaniastej sukience było widać że jestem chudzielcem, a nie dziewczyną, u której.... 'TO trwa już jakiś czas'. - Przecież ja nawet nie wyglądam... - Rozpostarłam ręce i spojrzałam na Kostka a potem na swój brzuch. Zaczęłam dokładnie analizować ostatnie miesiące. Żadnych mdłości, zachcianek, ciągłego parcia na pęcherz, nic... nawet okres mam tak nieregularnie, że nie sądziłam, że jego brak może być objawem. I co ja mam teraz zrobić? Iść do Lyytikainena? Nie ma mowy. Nie powiem mu. Albo mnie wyśmieje, albo wyzwie, albo wyrzuci i zacznie unikać, albo po prostu zwieje. Do Shaque'a? Po tym jak dostało się Ian wolę nie, na dodatek znów mnie unika. Do Justina? Nie mam pojęcia jakby zareagował i to jest najgorsze. Yael nie mam co szukać. Teraz mogłaby mnie tylko zdołować i jeszcze bardziej rozstroić. I tak zostałam z niczym, przecież do Any czy Miki nie pójdę, ani tym bardziej do Lemona, o wilkołakach to nawet nie wspomnę. Fantastycznie. Delikatnie mówiąc mam... przesrane. Przeczesałam włosy wpatrując się w odbicie brzucha w lustrze.
Czas się uspokoić, zewnętrznie byłam spokojna ale w środku szalała we mnie burza, a ognisko, które już od dawna trawi mnie od wewnątrz rozszalało się na dobre. Ogień... Pojawił się w styczniu. Może to tak ON daje o sobie znać? Rozgrzewa mnie od środka? Westchnęłam ponownie i założyłam szary żakiet. Jedyną zdublowaną rzecz w naszej wspólnej garderobie.
- Muszę gdzieś iść. - odwróciłam się do Kostka i uśmiechnęłam niepewnie. - Zaczekasz sam na Yael, dobrze? Powinna zaraz wrócić. - Znowu się uśmiechnęłam, żeby uważał, ze wszystko ze mną w porządku i wyszłam spokojnie z pokoju zabierając za sobą po drodze butelkę wody.
- Przekażesz je, że wrócę późno? I... i nic nie mów, no wiesz. - Poprosiłam zamiast pożegnania.

/ W pizdu /
Yves
Yves
team dimitri


Powrót do góry Go down

Yael - Page 3 Empty Re: Yael

Pisanie by Konstanty Nie Maj 01, 2011 4:48 pm

A więc jednak, nie wiedziała. Jak mogłem być taki głupi i nie domyślić się od razu? Ale nie, ja chciałem wyprzedzić wszystko, ulżyć jej nie rozmawiając wprost o jej ciąży, ale jedynie przez swoje nierozeznanie pogorszyłem sprawę. Jak mogłem być aż tak bardzo nieczuły? Naprawdę podle postąpiłem i naplułbym sobie sam w twarz, gdyby mogło to cokolwiek naprawić. Ale nie mogło, dlatego stałem jak kołek na środku pokoju słuchając co mówi Yves i jak przygląda się własnemu brzuchowi. Rzeczywiście nie wiele było po niej widać, a raczej nie niewiele, a wcale. Gdybym nie ta jej aura, którą już tak dobrze kojarzyłem dzięki Lil i Ian, również miałbym wątpliwości co do jej stanu i zaawansowania ciąży.
- Owszem, nie wyglądasz - przyznałem jej jeszcze rację. - Ale to już dziesiąty tydzień - wyjaśniłem, choć nie byłem do końca pewny swojej odpowiedzi. Mogłem się mylić o jeden lub dwa, nie byłem jakimś doskonałym ginekologiem, po prostu los sprawił, że po prostu wiedziałem niektóre rzeczy i podstawiał mi pod nos osoby, którym musiałem o tym mówić, choć wcale tego nie pragnąłem. Z chęcią żyłbym z dala od wszelkiej cywilizacji, a z przyjaciółmi kontaktował się jedynie listownie. Takie towarzystwo wystarczyło by mi naprawdę na długo. Nie byłbym zmuszony wchodzić w takie konwersacje, które jedynie dostarczają złych emocji osobom ze mną rozmawiającym. Bo właśnie tak było z Yves. Nic dobrego nie zrobiłem pojawiając się tutaj, a jedynie przewróciłem jej życie do góry nogami. Gdy rozmawiałem z Gerdą ta przekonała mnie całkowicie, że to nie moja wina, że Ian jest w ciąży, a to, że jej powiedziałem było jedynie plusem, bo dałem jej czas na przygotowanie się na przyjście dziecka. Więc teraz gdy rozmawiałem z Yves powinienem o tym pamiętać. Ale i tak czułem się okropnie. To nie ja powinienem mówić jej o takich rzeczach. Nie byłem nawet jej przyjacielem. Nie nadaje się do takich rozmów, powinna się zgłosić do kogoś innego.
Kiwnąłem głową gdy wychodziła nie odpowiadając nic. Rozumiałem, że chciała w tej chwili być sama, poukładać sobie to i owo w głowie. Ale przecież mogła mnie stąd wyprosić, naprawdę bym się nie obraził. A wręcz przeciwnie poczuł ulgę. A tak ponownie nie wiedziałem co z sobą zrobić. Naprawdę miałem czekać na Yael? By później krępować się, że coś przed nią ukrywam? To by było strasznie niezręczne. Dlatego nie czekając długo również opuściłem pomieszczenie.

/gdzieś
Konstanty
Konstanty
urocza dziewica


Powrót do góry Go down

Yael - Page 3 Empty Re: Yael

Pisanie by Yves Czw Maj 12, 2011 8:28 pm

/ tiruriruuu /

Wpadłam do pokoju zdyszana ledwo mogąc złapać oddech. Usiadłam na łóżku i schowałam głowę między kolanami, to podobno pomaga na zawroty głowy, ale chyba żyrafom. Mi zrobiło się jeszcze gorzej więc po prostu się położyłam. Ale tylko na chwilkę bo zaraz musiałam wstać by otworzyć okno. Było mi zbyt duszno. Ostatnio ciągle coś mi przeszkadzało. Ostatecznie zaczęło przeszkadzać mi to, że wszystko mi przeszkadza. Jak bardzo ześwirowałam przez te hormony?
Oparłam się o parapet i wdychając świeże, wiosenne zapachy, starałam się ignorować dźwięki z dołu. Powinnam się cieszyć. Przecież mamy wiosnę! Dni coraz dłuższe, więcej światła, zieleni i ciepła. Ptaszki śpiewają, przyroda się budzi do życia. Wszystko cudnie tylko jest jeden mały problem wielkości cytryny, który właśnie niemiłosiernie wierci się i wpycha w mój pęcherz.
Pognałam do łazienki i załatwiwszy sobie jeszcze upuszczenie krwi z nosa ( ah ten stres... niedługo znienawidzę czerwień...) uznałam, że mam na dziś dość i skierowałam się w stronę łóżka. Niestety nie zdążyłam nawet przygotować sobie miejsca do spania, gdy usłyszałam trzaśnięcie drzwiami, które przyprawiło mnie o palpitacje serca i leki zawrót głowy.


Ostatnio zmieniony przez Yves dnia Sob Maj 14, 2011 7:07 am, w całości zmieniany 1 raz
Yves
Yves
team dimitri


Powrót do góry Go down

Yael - Page 3 Empty Re: Yael

Pisanie by Dimitri Czw Maj 12, 2011 8:53 pm

/impreza Justinka

Jako iż wyszedłem z imprezy chwilę po Yves, a jej najwyraźniej bardzo się spieszyło, nie miałem pojęcia dokąd mogła pójść. Odpaliłem papierosa wspinając się po schodach - niby mieliśmy zakaz palenia, ale powiedzmy sobie szczerze, skoro Justin właśnie postanowił urządzić wyścig na rolkach, którego tor przebiegał praktycznie przez cały budynek rezydencji chyba jeden mały papieros nie był taką wielką sprawą? - i oparłem się o ścianę gdzieś na korytarzu, zastanawiając się dokąd mogła pójść. To było typowe dla Yves - cholera wie, co mogło jej odwalić. Ostatecznie postanowiłem zacząć od najbezpieczniejszej opcji, to jest jej pokoju, więc wyrzuciłem niedokończonego papierosa, który swoją drogą wcale a wcale nie pomógł mi się uspokoić, i ruszyłem pośpiesznie w kierunku jej lokum. Znalazłszy się na miejscu postanowiłem ominąć wszelkie grzecznościowe konwenanse i po prostu wszedłem do pokoju, a potem pierdolnąłem drzwiami nieco zbyt mocno, by zaakcentować swoją leciuteńką irytację. Kurwa. Miałem ochotę coś rozjebać. Przy wszelkiego rodzaju scysjach, szczególnie takich gdzie nie miałem pojęcia o co w ogóle chodzi, zawsze włączały mi się jakieś destrukcyjne skłonności. Komu jak komu, ale Yves chyba nie musiałem tego mówić.
- Yves, do kurwy nędzy, mogłabyś mi łaskawie powiedzieć o co ci znowu chodzi? Znowu coś źle zrobiłem? Znowu zachowałem się z jakiegoś powodu jak jebany przedszkolak? A może po prostu wkurzam cię samą swoją obecnością, do cholery jasnej? - zacząłem już od wejścia, ale kiedy spojrzałem na nią, mimowolnie nieco się ogarnąłem. Wyglądała na naprawdę... słabą? Nieszczęśliwą? Zmęczoną? Sam nie wiedziałem o co dokładnie mi chodziło, ale na pewno nie była to ta Yves z jaką zwykłem się zadawać. W pewnym sensie zrobiło mi się nawet jej trochę szkoda. Dobra, kurwa, miałem ochotę podejść i ją przytulić i zapewne zrobiłbym tak gdyby nie to, że najwyraźniej nie chciała żadnego kontaktu ze mną. I chociaż wyglądała krucho, to nie zmieniało faktu, że porządnie wkurwiało mnie takie zachowanie. Oparłem się o ścianę oczekując wyjaśnień.
Dimitri
Dimitri
zakonnik


Powrót do góry Go down

Yael - Page 3 Empty Re: Yael

Pisanie by Yves Czw Maj 12, 2011 9:23 pm

Zacisnęłam usta i przytrzymałam się ramy łóżka, gdy usłyszałam jego głos. Wiem, że mówił tylko trochę głośniej niż powinien, ale ja i tak niesamowicie się tym przejęłam. Westchnęłam cicho gdy zakończył jeszcze ostrzejszym tonem niż zaczął i mocniej zacisnęłam dłoń na poręczy. Spojrzałam na niego i oblizałam wyschnięte usta odbijając wzrok w bok. Nie mogłam już dłużej stać, nogi jak z waty odmawiały mi posłuszeństwa, więc opadłam prawie, że bezwładnie na łóżko i patrzyłam na niego próbując zebrać w sobie choć odrobinę odwagi lecz z każdą sekundą było coraz gorzej. Czemu musiał od razu wrzeszczeć? Czemu musiał robić aluzje do tamtej kłótni? Nie chciałam już do niej wracać i o niej myśleć. A podobno to kobiety mają manię wywlekania spraw, o których faceci woleliby już dawno zapomnieć. Czemu znów miałam jakieś durne załamanie i nie mogłam wydusić z siebie słowa? Czemu po prostu nie mogłam wstać i wykrzyczeć mu w twarz tego co się dzieje? Czyżbym aż tak bałam się jego reakcji? Nie miałam pojęcia jak mógłby zareagować. Każdy ze scenariuszy, które układałam sobie w głowie uwzględniał zawsze jedną rzecz: na końcu zostawałam sama, cała zapłakana.
Kiedy tak parzył na mnie i świdrował wzrokiem; przeszywał na wskroś nie wiedząc nawet, że rani mnie samym patrzeniem w ten sposób. Wiedziałam, że muszę TO z siebie wydusić i jeśli nie zrobię tego teraz to dowie się inaczej, a tego wolałabym uniknąć.
- Jestem w ciąży. - Wydusiłam w końcu.
Yves
Yves
team dimitri


Powrót do góry Go down

Yael - Page 3 Empty Re: Yael

Pisanie by Dimitri Pią Maj 13, 2011 1:28 pm

- Jesteś... co? - wydusiłem z niedowierzaniem, zanim w ogóle nasunęły mi się jakieś bardziej konstruktywne wnioski. Spodziewałem się, że chodzi o jakąś zupełną głupotę, jak to na ogół u kobiet bywa, ale informacja którą w końcu z siebie wydusiła była chyba ostatnią jakiej w życiu bym się spodziewał. Nie, kurwa, zaraz, ona nie mogła tego powiedzieć. Nie mogła. To była Yves, do kurwy nędzy, Ainworth, ona po prostu nie mogła być w ciąży. To było... kurwa, takie coś, co zmieniało ludziom życie o sto osiemdziesiąt stopni. Bierzesz ślub? Zawsze możesz się rozwieść, nie ma sprawy. Masz nowe rodzeństwo? W razie problemów nigdy nie musisz się z nim zadawać. Ale dziecko? Ciąża? Kurwa mać. Po prostu kurwa mać. Brakowało mi słów. I myśli. Byłem tak skołowany, że nie miałem pojęcia, co jej powiedzieć. Automatycznie zrobiło mi się cholernie źle, że tak na nią naciskałem z wyjaśnieniami, skoro na pewno miała lepsze rzeczy do roboty niż przejmowanie się kontaktami ze mną. Na przykład rozmowami z... I w tej chwili uderzyła mnie jeszcze jedna myśl, która ni chuja mi się nie spodobała. Skoro była w ciąży, to znaczy, że z kimś sypiała. Z kimś poza mną, bo z jej zachowania i milczenia wywnioskowałem, że mnie to wszystko w ogóle nie dotyczyło. Kurwa, naprawdę pieprzyła się z jakimś innym facetem? Ta myśl nie podobała mi się wcale a wcale a świadomość, że ów facet musi mieć teraz porządnie przejebane nawet nie poprawiała mi humoru.
- Yves, ja jebię, nie mogłaś bardziej uważać? Z jakim kretynem musiałaś pójść do łóżka żeby, kurwa, wpaść? - W dalszym ciągu nie ruszyłem się z mojego miejsca pod ścianą, próbując to wszystko jakoś ogarnąć. Póki co jednak nie mogłem dojść do żadnej sensownej konkluzji, ba, nie potrafiłem nawet pojąć tego wszystkiego. Yves w ciąży. W ciąży. Będzie matką. Ja jebię, niech ktoś mi powie, że to jakiś pierdolony sen.
Dimitri
Dimitri
zakonnik


Powrót do góry Go down

Yael - Page 3 Empty Re: Yael

Pisanie by Yves Pią Maj 13, 2011 5:07 pm

Czekałam spokojnie, aż przetrawi choć w nikłym stopniu tą dziwną wiadomość, która cały czas jeszcze do mnie porządnie nie dotarła. W myślach wertowałam strony wszystkich scenariuszy, które do tej pory zmaterializowały się w mej głowie. Było ich mnóstwo ale najwyraźniej jedna możliwość mi umknęła. Od razu uznał, że to nie jego. Przecież tak dobrze mnie zna, że może stwierdzić, że na pewno puściłam się gdzieś... bo on przecież nie mógł wpaść. Ta myśl tak mną wstrząsnęła, że od histerycznego płaczu powstrzymało mnie jedynie ogólne zmęczenie i apatia. Nie ma nic gorszego niż jedyny facet, któremu się oddałam, jedyny, który potrafi mnie tak zniewolić i sprawić, że moje zmysły szaleją, stwierdzający, może nie dosłownie, ale czytanie między wierszami w tym wypadku jest proste, że po prostu puściłam się z pierwszym lepszym i że to dziecko na pewno nie jest jego. Przymknęłam oczy i przeczesawszy dłonią włosy zerknęłam na niego próbując wyobrazić go sobie w roli ojca. Czy to jakiś żart? Mielibyśmy zostać rodzicami? Mielibyśmy być odpowiedzialni za istnienie małego stworzonka, które na początku swego życia byłoby od nas prawie całkowicie uzależnione? W tym momencie przez głowę przemknęła mi dziwna myśl. A gdyby tak oddać? To nawet byłoby rozsądne. Znalazłabym jakieś mile bezdzietne małżeństwo bardzo starające się o dziecko, które kochałoby tego brzdąca bardziej niż cokolwiek innego na Ziemi. Zmienialiby mu pieluszki, odprowadzali do przedszkola, nie zapominali o wywiadówkach...
I zrozumiałam, że to był najgłupszy pomysł na jaki wpadłam. I zapłakałam. Bo zrozumiałam, że chcę zmieniać pieluszki, chcę zapominać o wywiadówkach, chcę wstawać w nocy, chcę męczyć się z kolkami, chcę być opluwana dziecięcą papką, chcę się martwić pół nocy i co chwila wstawać by sprawdzić czy z maleństwem wszystko w porządku, chcę biegać do przedszkola na przedstawienia, chcę męczyć się z lataniem ciuszków i praniem pieluszek i kocyków. Chcę to maleństwo. Chcę. I nie obchodzi mnie co zrobi z tym faktem Dimitri. Nie obchodzi mnie czy będzie mi pomagał, czy rzuci to wszystko i już nigdy go nie zobaczę. Chcę moje maleństwo.
Otarłam łzę, która wymsknęła się spod mej powieki i wstałam. Musiałam przez chwilę się poruszać by dodać sobie odwagi. Powiem, mu a on zrobi co chce. I nie będę robić mu wyrzutów, winić, wyzywać. To jego życie, powinien mieć wybór, ja swojego dokonałam, nie będę mu mieć za złe jeśli ucieknie, przecież sama miałam taką ochotę. Westchnęłam i oparłam się dłońmi o ramę łóżka.
- Jesteś kretynem. - Stwierdziłam mając nadzieję, że zrozumie aluzję.
Yves
Yves
team dimitri


Powrót do góry Go down

Yael - Page 3 Empty Re: Yael

Pisanie by Dimitri Pią Maj 13, 2011 8:11 pm

Oh, nie. Kiedy dostrzegłem zmianę w jej twarzy i zrozumiałem, że lada chwila się rozpłacze błagałem jakąś cholerną siłę wyższą żeby tylko na to nie pozwoliła, żeby Yves się tutaj nie rozpłakała, żeby stało się cokolwiek innego niż to, że znów będę zmuszony oglądać jej łzy. Jak wielokrotnie powtarzałem, kobiecy płacz był jedną z tych kurewsko beznadziejnych rzeczy, których naprawdę nawet pomimo takiego a nie innego poczucia moralności nie mogłem znieść. Szczególnie, jeśli płaczącą kobietą była moja przyjaciółka. Szczególnie, kiedy tą osobą była Yvy, moja skrzydłowa, osoba, z którą zawsze zajebiście się dogadywaliśmy, z którą jako jedyną uwielbiałem mieć przy sobie zawsze i wszędzie nie tylko dla przyjemności stricte fizycznej, z którą mieliśmy układ najlepszy z możliwych, aż wszystko nagle się nie zjebało. Już miałem zamiar do niej podejść i jakoś ją pocieszyć, przebłagać, żeby tylko nie płakała, bo naprawdę pomimo mojego rzekomego skurwielstwa nie mogłem tego znieść, kiedy powiedziała coś na pozór tak głupiego i niepasującego do sytuacji, że zatrzymałem się w połowie ruchu i wbiłem w nią pełne niezrozumienia spojrzenie. Ten stan trwał jednak wyłącznie kilka sekund, które i tak osobiście wydawały mi się być wiecznością, zanim wreszcie przeanalizowałem całą naszą rozmowę i pojąłem, co chciała mi przekazać. I natychmiast tego pożałowałem. Jak nigdy, kurwa, w życiu żałowałem, że zostałem o czymś uświadomiony. Yves musiała zauważyć natychmiast, że zrozumiałem, bo momentalnie wyraz mojej twarzy przeszedł od swojego rodzaju zagubienia do... cóż, głębokiego szoku. Chciałem coś powiedzieć. Cokolwiek. Nawet otworzyłem usta, by jak zwykle popisać się wyszukanymi konstrukcjami zdań i elokwencją, jaką zwykłem wszystkim czarować, jednak jakimś cudem nie mogłem się wysłowić. Porzuciwszy bezcelową próbę zwerbalizowania jakiekolwiek myśli po prostu półprzytomnie odbiłem się od ściany i usiadłem na łóżku Yves, a potem podparłem łokcie na kolanach i ukryłem twarz w dłoniach, raz po raz mierzwiąc nerwowym gestem włosy. Próbowałem jakoś to wszystko ogarnąć. Kurwa. Kurwa. Kurwa. Kurwakurwakurwakurwa. Najgorsze było to, że im więcej kląłem - na ogół pomagało mi to chociaż częściowo rozładować emocje - tym gorzej się czułem. W ten sposób nie mogłem niczego naprawić. Tak właściwie, to obecnie nie mogłem już zrobić nic, żeby cokolwiek zmienić. Ja jebię. Pierwszy raz w całym życiu miałem poczucie całkowitej bezradności. Kto byłby na tyle okrutny, by chcieć zrobić ze mnie ojca? Ja? Ojciec? Nie potrafiłem być nawet synem, do kurwy nędzy. I właśnie wtedy, kiedy miałem się odezwać, powiedzieć cokolwiek, przyszła mi do głowy pewna myśl. Być może to moja podświadomość postanowiła wkroczyć i zająć mój umysł czymkolwiek innym niż to czego właśnie się dowiedziałem, ale fakt faktem, że owa myśl pojawiwszy się nie dała mi już spokoju. Yves unikała mnie od ponad dwóch tygodni. Zachowywała się dziwnie od dwóch tygodni. A skoro przyczyną jej zachowania - brawo, Lyytikainen, jebany Sherlocku - była właśnie... nie, kurwa, to nie mogło mi przejść przez myśl, TA sprawa, to znaczy, że musiała o tym wiedzieć dokładnie od takiego czasu. Ja pierdolę.
- Yves - zacząłem i odchrząknąłem, bo miałem tak sucho w gardle, że prawie brakowało mi głosu. Żałowałem, że bardziej się nie wstawiłem, może byłoby jakoś łatwiej. - Od kiedy o tym wiesz? - zapytałem, choć wiedziałem, że jedynie potwierdzi moje przypuszczenia. Odruchowo zacisnąłem dłonie w pięści walcząc ze sobą, by nie wkurwić się tak bardzo, jak to miałem w zwyczaju i nie podnieść głosu. Nie czekałem na odpowiedź. Wiedziałem, co mniej więcej mogę od niej usłyszeć i to mi wystarczyło. - Kiedy niby zamierzałaś mnie o tym łaskawie poinformować? Nie, może powinienem zacząć inaczej: w ogóle zamierzałaś to zrobić, czy może zmusiły cię do tego po prostu te okoliczności i gdybym za tobą nie poszedł, nie powiedziałabyś mi tego sama dopóki naprawdę nie byłoby sensu dłużej tego ukrywać? Uważasz, kurwa, że nie powinienem o tym wiedzieć? Ja pierdolę, Yvy, pierdolę, podobno mi ufasz, podobno jesteśmy pieprzonymi przyjaciółmi - Dobra, zjebałem sprawę z tym niewkurwianiem się i niepodnoszeniem głosu. Na szczęście udało mi się niczego nie rozjebać. Rzuciłem jej krótkie, pełne wyrzutu i irytacji spojrzenie, oczekując na jakąś reakcję.
Dimitri
Dimitri
zakonnik


Powrót do góry Go down

Yael - Page 3 Empty Re: Yael

Pisanie by Yves Pią Maj 13, 2011 9:13 pm

Chciałam być dzielna. Naprawdę. Chciałam spojrzeć mu w twarz i wysłuchać wszystkiego z kamienną twarzą, ale ledwo zaczął mówić, a mi już chciało się płakać i serce biło mi tak szybko, że czułam jakby zaraz miało wyskoczyć mi z klatki piersiowej. Pomimo, że na zewnątrz starałam się zachować spokój, w środku czułam, że rozpadam się na maleńkie kawałki, które naprawdę trudno będzie pozbierać. Nie znoszę, gdy się wnerwia na serio. Podczas docinków, w ramach zabawy, uważałam jego złoszczenie się za naprawdę słodkie. A teraz? Po prostu strasznie się go bałam. Bałam się jego zaciśniętych pięści, na których zaczęły uwydatniać się żyły, jego wściekłego wzroku, pełnego wyrzutu i pretensji.
- Dwa tyg... - Nie zdążyłam dokończyć bo zaczął mówić. Właściwie to krzyczeć. Jego zachowanie jeszcze bardziej mnie rozbiło i próbując powstrzymać łzy zachłysnęłam się powietrzem i już nie byłam wstanie wydać z siebie najmniejszego dźwięku. Gdy skończył ledwo stałam na nogach i poczułam, że jeśli nie usiądę to za chwilę zemdleję. Dodatkowo poczułam ścisk w dole brzucha, jak za każdym razem, gdy się denerwowałam. Dimitri siedział na łóżku, a ja nie miałam sił by ściągać z sofy ubrania, które na niej leżały, a także parę instrumentów, pewnie znalazłyby się tam jeszcze aparaty Yael. Sofa była jedynym miejscem w naszym pokoju, w którym panował istny bajzel. Ale nie o tym teraz, choć wolałabym spędzić trzy godziny na myśleniu o sofie niż trzy sekundy przy rozjuszonym Lyytikainenie, który oddycha tak ciężko, że zaczyna sapać jak lokomotywa. Jednakże nie wytrzymałabym dłużej na nogach. Po prostu usiadłam po drugiej stronie łóżka, tyłem do niego, co może było dobre, bo nie widziałam go, ale z drugiej strony, stresował mnie fakt, że widzę tylko tył jego głowy odbijającej się w lustrze. Westchnęłam głęboko i zaciskając dłonie na koronkowej narzucie wyjąkałam.
- Musiałam się przyzwyczaić, przyswoić to sobie. - Tak cicho nie wypowiedziałam jeszcze żadnego zdania, nawet nie byłam pewna czy usłyszał, choć miałam wielką nadzieję, że jednak nie będę musiała powtarzać. Westchnęłam i nie powstrzymywałam już łez, leciały ciurkiem, a ja trzęsłam się jak osika na wietrze. - Przeraża mnie ta myśl. - Bąknęłam. - Ty też. - Może nie powinnam była tego dodawać. Właściwie to od razu pożałowałam, że znalazłam w sobie odwagę by powiedzieć mu coś takiego. Jednakże przestałam się tym martwić, gdy nie mogłam już nadążyć z wysuszaniem łez. Nie kłopotałam się już tym i pozwalałam im spadać na moje dłonie ułożone na podołku.
Yves
Yves
team dimitri


Powrót do góry Go down

Yael - Page 3 Empty Re: Yael

Pisanie by Dimitri Pią Maj 13, 2011 11:00 pm

No kurwa. Tego mi jeszcze brakowało, żeby Yves rozpłakała się na dobre i znalazła w stanie graniczącym niemal z histerią. I chociaż naprawdę wkurwił mnie jej rażący brak elementarnego zaufania wobec mnie jako przyjaciela, które przecież powinno być fundamentem każdej przyjaźni, niezależnie od tego jak pojebanej, nie mogłem już kontynuować swojej tyrady. Szczerze powiedziawszy jej płacz był dla mnie ciosem poniżej pasa. Póki było to zaledwie kilka łez uronionych nad tą całą naszą najbardziej pojebaną na świecie sytuacją mogłem jeszcze zignorować jej nastrój i ciągnąć niezbyt uprzejme wykładanie swoich racji, jednak gdy doprowadziłem ją do stanu, gdzie wyglądała jakby zaraz miała zemdleć, jakby chciała być wszędzie, tylko nie tutaj i jakby była najbardziej nieszczęśliwą i zagubioną istotą na całym tym kurewsko beznadziejnym świecie, nie mogłem już tego zwyczajnie znieść. Wbiłem wzrok gdzieś w podłogę, by na nią nie patrzeć. Nie chciałem by wyrzuty sumienia spaliły mnie zaraz na miejscu; generalnie nie byłem przyzwyczajony do takich uczuć jak właśnie owe wyrzuty, dlatego ich obecność działała na mnie spotęgowana nowością tegoż doznania. Szczerze? Dużo fajniej było mieć wyjebane. Chociaż teraz nie było to możliwe. Nie wyobrażałem sobie żebym mógł teraz wyjść, pierdolnąć drzwiami i pójść się najebać, żeby zapomnieć o całej sprawie, choć miałem niebywałą ochotę by właśnie coś takiego zrobić. Nie mogłem zostawić tutaj Yvy, która właśnie siedziała do mnie tyłem jakby nie mając do mnie nawet na tyle zaufania, by usiąść obok, trzęsąc się i płacząc, taka cholernie bezbronna. W niczym nie przypominała mi teraz tej butnej Yves z którą godzinami potrafiliśmy docinać sobie nawzajem, wkurzać się i zajebiście bawić bez żadnych cholernych problemów. Być może to właśnie kontrast pomiędzy tymi dwoma wersjami Ainsworth tak bardzo mną wstrząsnął i sprawił, że nie mogłem tak po prostu jej tutaj zostawić. W dalszym ciągu siedziałem bez najmniejszego ruchu wbijając wzrok gdzieś w przestrzeń i słuchając jej tłumaczeń, które ciężko było zrozumieć przez cichy, słaby ton głosu, jakiego nie słyszałem jeszcze u niej nigdy. Ostatecznie znajdowałem się na neutralnym polu, oscylując gdzieś między lekkim zdenerwowaniem a względnym spokojem, przynajmniej dopóki nie usłyszałem jej kolejnych słów. Bała się mnie. Yves Ainworth, moja najlepsza przyjaciółka, najzwyczajniej w świecie się mnie bała. Czy mi się to wszystko naprawdę, kurwa, nie śniło? Jej uwaga, tak cicha i w zamierzeniu nie mająca na celu obrazić, a jedynie stwierdzić fakt, cholernie mnie dotknęła, choć nie miałem zamiaru otwarcie się do tego przyznać. Odwróciłem głowę i spojrzałem na nią; siedziała do mnie tyłem, ale nawet z takiej pozycji widziałem, jak bardzo się trzęsie. I było mi jej kurewsko szkoda. Jak mogła się mnie bać? Jak, do kurwy nędzy mogła sądzić, że byłbym w stanie cokolwiek jej zrobić? Nie mogłem tego pojąć. Naprawdę, kurwa, aż tak źle ją traktowałem? Że nie miałem prawa do ani odrobiny zaufania? Z minuty na minuty coraz bardziej przekonywałem się o tym, że najwyraźniej słowo przyjaciel w naszym przypadku nie miało racji bytu. Choć miałem cholernie wielką ochotę powiedzieć jej parę gorzkich słów ograniczyłem się do cichego westchnienia, a potem powoli, żeby przypadkiem jej nie wystraszyć - tak, ten ironiczny wniosek również nasunął mi się przez rozważania na temat jej całkowitego braku zaufania - przesunąłem się na materacu łóżka tak, by siedzieć w jej stronę i mieć ją na wyciągnięcie ręki, jednak nie pozwoliłem sobie na żaden dotyk. W końcu się mnie, kurwa, bała. Ja pierdolę.
- Powiedz mi kiedy dałem ci powody do strachu przede mną? - zapytałem cicho, bez pretensji, choć jednocześnie z dużą dozą goryczy w głosie. Miałem zamiar ową gorycz ukryć, jak wszystkie emocje które generalnie odczuwałem, jednak było to trudniejsze niż mogło mi się wydawać. Paradoksalnie w tym momencie bardziej przejmowałem się samym faktem jej podejścia do mnie, niż tym, że... była w ciąży. Na samą myśl o tym przełknąłem ślinę i ponownie zmierzwiłem włosy dłonią. Kurwa. Kurwa. Kurwa. No to mieliśmy przejebane. Odsunąłem na razie od siebie tę jakże optymistyczną konkluzję, skupiając się póki co na jednym problemie.
Dimitri
Dimitri
zakonnik


Powrót do góry Go down

Yael - Page 3 Empty Re: Yael

Pisanie by Yves Sob Maj 14, 2011 12:06 am

Ukryłam twarz w dłoniach powili oddychając i starając się względnie uspokoić, co wychodziło mi de facto niezwykle marnie. Jednakże nie mogłam spędzić tu wieczności zalewając się łzami i narażając się na jeszcze większy stres spowodowany obecnością denerwującego się moim bzdurnym zachowaniem Lyytikainena. Poczułam ruch materaca i automatycznie, wręcz bezmyślnie, skuliłam się nieco, nie wiedząc, że Dimitri po prostu chciał mi się przyjrzeć. Odsunęłam dłonie od mego lica i wpatrując się w nie próbowałam unormować oddech i bicie serca, a także ukoić skołatane nerwy chwilowym myśleniem o niczym. Z chwilowego podążania w otchłań mej wyobraźni wyrwało mnie pytanie Dimitra zadane z taką goryczą, że ponownie poczułam łzy napływające mi pod powieki i usłyszałam paskudny głos wydzierający w mej głowie ostre słowa: Jak mogłaś go tak potraktować?! Nie pomyślałaś, że poczuje się dotknięty?! Otuliłam się ramionami i spojrzałam w moje odbicie w lustrze, wyglądałam jak siedem nieszczęść, a czułam się jeszcze gorzej. Tuż obok mojej głowy zauważyłam głowę Czekoladowookiego, w jego oczach widziałam rozgoryczenie, wściekłość, szok i milion innych, targających nim emocji, których w tym momencie nie potrafiłam rozpoznać.
Otworzyłam usta, by się wytłumaczyć lecz z mych ust dobiegło tylko ciche jęknięcie. Potrzebowałam jeszcze chwili, by uspokoić się na tyle by móc zwerbalizować swe myśli. Pokiwałam przecząco głową mając nadzieję, że taka odpowiedź zadowoli go choć na chwilę.
- Nigdy. - W końcu wykrztusiłam z siebie. - Właściwie... raz, ale nie chcę do tego wracać. To była idiotyczna kłótnia. - Nota bene spowodowana wahaniami hormonalnymi wynikającymi z mojego stanu. - Czasem, gdy się zdenerwujesz... - Zaczęłam ale nie mogłam już utrzymywać z Dimitrim kontaktu wzrokowego przy pomocy lustra. Wgapiłam się w podłogę i dalej brnęłam w swych tłumaczeniach. - Masz taki dziwny wzrok... i zaciskasz pięści, skroń zaczyna Ci pulsować... - Zacisnęłam na chwilę powieki i odetchnęłam. - To na ogół nie jest skierowane w moim kierunku, ale i tak przerażasz mnie wtedy. - Nie miałam już sił by mówić względnie normalnym tonem więc ostatnie zdanie zostało wyszeptane.
Yves
Yves
team dimitri


Powrót do góry Go down

Yael - Page 3 Empty Re: Yael

Pisanie by Dimitri Sob Maj 14, 2011 12:42 am

Nie no, kurwa mać, teraz to już w ogóle przegięła. Ciężko przyszło mi przyjęcie do wiadomości samego faktu, że się mnie boi, a co dopiero, kiedy chwilę potem potwierdziła swoją teorię w praktyce i skuliła się, gdy tylko nieznacznie przesunąłem się w jej stronę. Tego, kurwa, było za wiele. Czy naprawdę tak cholernie źle traktowałem ją przez cały czas trwania naszej przyjaźni? Czy, kurwa, kiedykolwiek dałem jej do zrozumienia że mogę zrobić jej cokolwiek złego? Czy kiedykolwiek miała jakieś podstawy, żeby zacząć czuć się zagrożona w mojej obecności? Twardo utrzymywałem z nią kontakt wzrokowy za pomocą lustra, wbijając w nią pełne wyrzutu spojrzenie. Nawet nie wiedziałem, co mogłem powiedzieć jej w związku z tą całą sprawą. Co, kurwa, miałem zabronić jej się mnie bać? Impulsywna wściekłość na jej reakcję momentalnie minęła, ustępując miejsca jeszcze większemu rozgoryczeniu. Zajebista sprawa. I pomyśleć, że jeszcze piętnaście minut temu wszystko było takie piękne. Kurwa. Życie jednak lubiło jebać się w najmniej odpowiednich momentach. Słuchałem jej nieskładnych tłumaczeń z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, nie spuszczając z niej wzroku nawet wtedy, kiedy ona wbiła go gdzieś w podłogę. Nie powiedziała mi na dobrą sprawę nic konkretnego. Oh, kurwa, niespodzianka, faceci się wkurwiają. I wtedy tak wyglądają. To nie był żaden sensowny argument. Taka jest prawda. Niby powinienem wybaczyć jej z miejsca choćby przez wzgląd na to, że długi czas zadawała się z Reidem, a u niego przecież agresja wyrażała się przez "jesteś głupi, foch", ale nie mogłem. Naprawdę mnie to ruszyło.
- Dobra, nieważne. Skoro naprawdę tak mi nie ufasz, to okej, jak sobie życzysz - rzuciłem wypranym z emocji tonem. Najpierw miałem zamiar ją przytulić, bo podobno kontakt fizyczny pomaga się kobietom uspokoić w takich chwilach, ale nie to nie, kurwa, bez jebanej łaski. Skoro wolała żebym trzymał się z daleka to przecież nie będę jej zadręczał, żeby nie musiała żyć w ciągłym strachu przede mną. Te pełne rozgoryczenia i sarkazmu myśli przychodziły mi mimowolnie i doszedłem do wniosku, że takie przejmowanie się czymś to naprawdę chujowa sprawa. Nie żebym mógł coś na to poradzić. Odsunąłem się, wracając na swoje wcześniejsze miejsce i rozłożyłem ręce w nieco ironicznym geście, pokazując jej, że nie mam zamiaru już się do niej zbliżać. Znów odwróciłem się tyłem i wbiłem wzrok gdzieś w przestrzeń. - Mamy teraz gorsze problemy - mruknąłem niewyraźnie, przytłoczony nagłą ilością kurewsko złych i niemożliwych informacji. I pomyśleć, że mogłem teraz ścigać się na rolkach z bandą kretynów albo obracać jakąś dziewczynę. Choć nie, tego drugiego miałem, kurwa, dosyć. - Kto poza tobą... poza nami wie o tym wszystkim? - zapytałem obojętnie. Właściwie, w dalszym ciągu nie do końca potrafiłem zobrazować sobie i w pełni pojąć ogrom tej całej wiadomości.
Dimitri
Dimitri
zakonnik


Powrót do góry Go down

Yael - Page 3 Empty Re: Yael

Pisanie by Yves Sob Maj 14, 2011 1:30 am

Dziewczyno! Ogarnij się w końcu bo póki co wszystko się przez Ciebie sypie!
Nie mogłam znieść jego wzroku i tonu jego głosu. Jego zachowanie sprawiało, że miałam okropne wyrzuty sumienia. Nie chciałam by był na mnie zły, nie chciałam widzieć go tak rozgoryczonego, serce mi się krajało gdy mówił do mnie z takim wyrzutem. Odwróciłam się bokiem i wpatrzyłam w jego plecy. Nie miałam zamiaru się od niego odwracać. Nie powinnam była w ogóle tego robić. Przygryzłam dolną wargę. - Dimitri... - Westchnęłam cicho i przesunęłam się na środek łóżka. Chciałam go dotknąć, położyć rękę na ramieniu, poczuć go przy sobie lecz zatrzymałam się w połowie gestu słysząc, jak mówi o 'naszych problemach'? Potrząsnęłam głową lecz nie mógł tego widzieć. - Ja niczego od Ciebie nie wymagam, nie będę naciskać ani nie będę stawiać jakiś żądań. Chcę żebyś to wiedział. - Położyłam dłoń na jego ramieniu i oparłam się o ramę łóżka. Nie był to gest nachalny, w każdej chwili mógł mnie odtrącić, a ja pomimo poczucia odrzucenia nie miałam zamiaru robić mu wyrzutów. Kiedy zapytał o poinformowanych o moim stanie przez chwilę przestałam oddychać i mogłabym przysiąc, ze moje serce na chwilę przestało bić. Uznałam, że nie będę kłamać, choć prawdopodobnie nie rozpoznałby, ze zmyślam. - Pierwszy był Kostek, brat Maksa. On... widzi aury? Coś w tym stylu. Zauważył, że świecę się mu inaczej niż wszyscy i stwierdził, że... że... że jestem w ciąży. Potem byli Yael i Vinnie. - Westchnęłam ponieważ zostały mi do wymienienia osoby, na dźwięk imienia których Dimitri może nieźle się wściec. - Justin... nie bądź na niego zły. Poprosiłam, by nic Ci nie mówił bo musiałam sobie wszystko poukładać. - Szybko zaczęłam wyjaśniać i tłumaczyć się bo naprawdę nie chciałam by Reidowi się oberwało. - No i Shaque. - Dodałam niepewnie ściszając niego głos. Moja dłoń nadal spoczywała na jego ramieniu ale byłam pewne, że zaraz ją zrzuci.
Yves
Yves
team dimitri


Powrót do góry Go down

Yael - Page 3 Empty Re: Yael

Pisanie by Dimitri Nie Maj 15, 2011 8:41 pm

Nie odwróciłem się gdy wymówiła moje imię, chociaż wiedziałem że przesunęła się w moim kierunku. Nie chciałem na nią patrzeć, widzieć jej nieszczęśliwej mając pełną świadomość, że to właściwie wyłącznie moja wina, a do tego, że ona wcale tak naprawdę nie uważa mnie za przyjaciela. Kurwa, nie mogła uważać. Przyjaciele przecież sobie ufali. Jej kolejne słowa sprawiły, że poczułem się jeszcze gorzej, a dodatkowo moja złość na samą Yves wzrosła. Sam już nie umiałem ogarnąć całej tej ambiwalencji moich obecnych uczuć - z jednej strony miałem ochotę zrobić wszystko co tylko mogłem, żeby przestała wyglądać na tak nieszczęśliwą, żeby znów zaczęła się śmiać, żeby po prostu czuła się lepiej, ale z drugiej cholernie mnie wkurwiała swoimi zachowaniem i tego też nie mogłem zwyczajnie przemilczeć. Za kogo ona mnie w ogóle miała, do kurwy nędzy? Może i wykazywałem się drobnymi brakami jeśli chodziło o przejmowanie się ludźmi, ich uczuciami oraz problemami, no ale kurwa, jedynie w sytuacjach w których chodziło o słabo znane mi persony. Nie odpowiedziałem na jej uwagę, po raz kolejny poważnie urażony. Wolałem poczekać, aż odpowie mi na moje pytanie; z jej reakcji wywnioskowałem, że może mi się nie spodobać to co usłyszę. Jako iż nastrój miałem w chwili obecnej taki a nie inny, kolejna zła informacja do przyjęcia nie była dobrym pomysłem, ale mimo to słuchałem. No kurwa - czyżby Yves postawiła sobie za punkt honoru zdeptanie mojej dumy? Nawet ten ciotowaty brat Maksa wiedział, a ja nie. Choć akurat tę osobę skłonny byłem jej wybaczyć, bo nie miała na to wpływu. Rodzinę też potrafiłem zrozumieć. Dopiero usłyszawszy imię Reida drgnąłem nieznacznie i posłałem jej pełne milczącego wyrzutu spojrzenie. Tylko, kurwa, spokojnie, Dimitri, spokojnie. Musiałem powtarzać sobie to zdanie jak mantrę co kilka sekund, bo w przeciwnym razie naprawdę chyba bym coś rozjebał albo się na nią ponownie wydarł. A to byłoby doskonałym przykładem dlaczego się mnie boi i siłą rzeczy musiałbym przyznać jej rację. No ale Reid? Nawet on przeciwko mnie? Od kiedy niby słuchał próśb o dyskrecję? Od kiedy nie przylatywał od razu by przekazać wszystko czego się dowiedział? Kretyn. Gdybym miał pójść do niego teraz jeszcze raz, zamiast złożyć mu życzenia urodzinowe chyba spierdoliłbym go na tych jego pieprzonych wrotkach z najbliższych schodów. Nie, nie mógłbym, koniec z destrukcyjnymi myślami. Spokojnie. Spokojnie. Już prawie udało mi się przezwyciężyć kolejny napływ wściekłości, kiedy usłyszałem ostatnie imię z jej listy. I w jednej krótkiej chwili cały mój ciężko wypracowany spokój poszedł się jebać. Zrzuciłem jej rękę z mojego ramienia, wstając pośpiesznie z łóżka i odsunąwszy się na kilka kroków obróciłem się w jej stronę, by spojrzeć na nią z odległości.
- Shaque? Shaque? Niby dlaczego miał, kurwa, wiedzieć, zanim ja się dowiedziałem? I niby dlaczego to w ogóle jest jego sprawa? Nie, czekaj, wiem - Udałem, że się zastanawiam. - On jest w końcu taki cudowny, nie? On przynajmniej nic ci nie zrobi. - Nie było nic dziwnego w tym jak bardzo się wkurzyłem i chyba przyznałby to każdy normalny facet na świecie. Nie ma nic gorszego niż wjechać mężczyźnie na ambicję sugerując mu, że ktoś jest od niego po prostu lepszy. Szczególnie jeśli owym kimś jest ktoś, kogo nienawidzisz jak psa. - Jego nie musisz tak od razu spisywać na straty. Jego nie musisz się bać. A ja to ja. Jestem bezdusznym skurwielem, który na pewno będzie miał wyjebane i w ogóle nie zainteresuje się całą sprawą, jeśli nie zażądasz od niego pomocy. Dlatego też wspaniałomyślnie robisz mu tę wielką łaskę i zezwalasz, by miał to gdzieś. Jakie to, kurwa, altruistyczne z twojej strony. Ale dobrze wiem co sobie myślisz. Tu nie chodzi o to, czego ja bym nie chciał, tylko o to czego chciałabyś w tej całej sytuacji ty. Chciałabyś, żebym miał wyjebane i najlepiej gdzieś spierdolił, zajebiście bardzo byś tego chciała, bo wtedy mogłabyś bez zbędnych przeszkód rzucić się w ramiona temu pierdolonemu ostatniemu Mohikaninowi, twojemu prawdziwemu przyjacielowi, którego na całe szczęście nie musisz się bać, bo jest tak kurewsko idealny. Żałujesz, że nie spałaś z nim, tylko ze mną. Ale wiesz co? Chociaż bardzo bym chciał, nie mogę powiedzieć, że mam na tę całą sytuację wyjebane, ale nie mam zamiaru ci niczego utrudniać. Więc droga wolna. - Cholernie bardzo chciałem mieć na to wszystko wyjebane, ale po prostu nie potrafiłem. Ta myśl była naprawdę deprymująca, bowiem na ogół to właśnie w ignorowaniu wszystkiego (szczególnie tych ważnych spraw) byłem najlepszy. I moja reakcja to nie była żadna zazdrość, tylko... Właściwie nie miałem teraz żadnego konkretnego przykładu, ale to mogła być cała gama zupełnie innych emocji. Ja się w takie głupoty jak zazdrość nie bawiłem. - Po prostu tego, kurwa, nie ogarniam - dodałem nieco łagodniejszym, pełnym rezygnacji tonem i odwróciłem się w stronę okna, wbijając wzrok gdzieś w przestrzeń.
Dimitri
Dimitri
zakonnik


Powrót do góry Go down

Yael - Page 3 Empty Re: Yael

Pisanie by Yves Nie Maj 15, 2011 10:50 pm

Patrzyłam na niego i nie wierzyłam w to co mówił. Wstałam i sięgnęłam ręką do jego czoła po czym puknęłam w nie palcem.- Zachowujesz się jak pizda Lyytikainen. - Burknęłam. Moje postępowanie się w tym momencie było niesamowicie dziecinnie i miałam ochotę parsknąć śmiechem, ale tak własnie myślałam. Jak on mógł coś takiego powiedzieć mi prosto w oczy. Czemu w ogóle o tym pomyślał? Czy on naprawdę sądził, że mam go za ostatniego sukinsyna? Aktualnie miałam go za ostatnią pierdołę, która użala się nad sobą, gdy obok, zapylona przez niego dziewczyna odchodzi od zmysłów i ledwo może się pozbierać. Z tym ledwo trochę przesadziłam, bo aktualnie trzymałam się nieźle. Nawet byłam bliska wkurzeniu, a to oznacza, że ze mną lepiej. I czemu do cholery jasnej wypominał mi Szaka? Wiedziałam, że go wkurzy fakt, że dowiedział się wcześniej, ale nie sądziłam, że Dimitri będzie zachowywał się jak urażona panienka.
- Niczego nie żałuję, żadnego momentu spędzonego z Tobą. Tak samo jak nie żałuję momentów spędzonych z nim. Każdego z was uważam za cudownego i każdego z was uwielbiam, lecz z innych powodów. Lecz jedno was łączy. To, czym mnie niesamowicie wnerwiacie. ANGAŻOWANIE SIĘ. Może nie wyznajesz mi miłości tak jak on ale odbija Ci na samą myśl, że wolałabym jego od Ciebie, co jest dowodem na to, że w jakiś pokręcony sposób Ci na mnie zależy. - Westchnęłam i przyjrzałam się mu. Naprawdę dotknęło mnie, że mógł uznać, że mam go za gorszego. Ja po prostu chciałam dać mu możliwość wyboru, nie chciałam naciskać, chciałam by wszystko spokojnie przemyślał, ale najwyraźniej potrzebował jakiegoś kopniaka. Tylko teraz ponownie zaczęłam się rozstrajać już czułam zbliżającą się powódź łez.
- Rozumiem, że wcześniej przesadziłam i naprawdę mi przykro, że Cię uraziłam, ale mam do tego prawo, bo aktualnie TWÓJ SYN wylegujący się w mojej macicy działa tak na moją gospodarkę hormonalną, że najzwyczajniej w świecie świruję i nie potrafię zapanować nad moimi emocjami, odczuciami i nastrojem. Więc, skoro nie masz wyjebane, ogarnij się i zachowuj jak mężczyzna i nie rzucaj idiotycznych oskarżeń w stronę osoby, której zachowania obronne są w tym momencie nieco upośledzone ze względu na jej stan! - Znowu zaczęłam płakać jak nienormalna. To naprawdę było silniejsze ode mnie i strasznie chciałam, by Dimitri to zrozumiał i wykazał się odrobiną tolerancji dla mojego stanu psycho-fizycznego i nie doprowadzał mej duszy do jeszcze większego rozdarcia i załamania, bo potrzebowałam teraz kogoś kto nie będzie próbował mnie zrozumieć tylko przytuli i ukoi mój oszołomiony umysł pomimo tego, że tak strasznie go potraktowałam. To przecież nie moja wina, że zachowuję się tak strasznie irracjonalnie.
Yves
Yves
team dimitri


Powrót do góry Go down

Yael - Page 3 Empty Re: Yael

Pisanie by Dimitri Nie Maj 15, 2011 11:44 pm

Nie no, kurwa, ja już naprawdę za chuj nie wiedziałem jak mam z nią rozmawiać. Byłem całkiem miły - źle, wkurwiałem się - jeszcze gorzej. Tak samo Ainsworth; raz względnie spokojna, budująca składne wnioski, a sekundę później zachowująca się jak jebnięta, niedorozwinięta emocjonalnie pięciolatka. Co właściwie było poniekąd prawdą, bo z tymi jej emocjami poważnie coś było nie tak. I czego ona ode mnie do kurwy nędzy wymagała? Jakiegoś pierdolonego miłosierdzia? Że nagle zrozumiem, jakie mechanizmy rządzą niepodzielnie kobietą w ciąży i stanę się kimś zajebiście wyrozumiałym wobec jej zachowań? No przecież ja pierdolę. Nie umiałem ani nawet nie chciałem zrozumieć kobiet w normalnych okolicznościach, bo nie od dziś było wiadomo że z nimi i ich odczuciami ni chuj nie da się połapać, a co dopiero, kiedy chodziło o taką w ciąży. Na domiar złego znowu zaczynała płakać. Kurwa, kurwa, kurwa. Mnie to wszystko po prostu zaczynało przerastać, choć byłem uświadomiony o całej sytuacji od niecałych dziesięciu minut. Pięknie. Zajebiście. A było słuchać starych i pójść na jakiś pierdolony Harvard? Może nie byłbym w tej chwili przyszłym ojcem z popierdoloną sytuacją. Parsknąłem, słysząc jej słowa. Co ona w ogóle mówiła? To brzmiało jak wycięte z cholernej opery mydlanej. Jakbym rywalizował z tym jebanym mohikaninem o jej względy. A tak, rzecz jasna, nie było. Ta ciota mogła sobie kochać Yvy, ale mnie to tak naprawdę chuj obchodziło. Wkurwiał mnie i tak samą swoją obecnością. Nie, nie mogłem przyznać, że zależało mi na Yves, niezależnie od tego czy było to prawdą czy nie, bo chyba bym się wtedy zabił. W ciągu dziesięciu minut wszystkie moje życiowe zasady i plany poszłyby się jebać. Dlatego musiałem też ratować chociaż jedną z tych rzeczy, nawet jeśli chodziło wyłącznie o pozory. Co ona, nie znała mnie? Nie wiedziała, że źle reaguję na próby wmówienia mi jakie to mam uczucia?
- Niczego nie żałujesz? - powtórzyłem i pokusiłem się nawet o drwiący półuśmiech. - A wiesz, że może do cholery jasnej powinnaś, bo jakbyś nie zauważyła, właśnie stoimy w kurewsko złym punkcie. Powiedziałbym nawet, że jesteśmy nigdzie. Więc może powinna nasunąć ci się jedna myśl, jedna drobna refleksja, że owszem, jest chociaż jedna rzecz związana ze mną, której powinnaś żałować - Tego, że kiedykolwiek spaliśmy ze sobą. Kurwa. - I owszem, odpierdala mi na samą myśl o tym że wolisz jego, ale to tylko dlatego, że nie wiem jak nisko musiałbym upaść żeby być gorszym od kogoś takiego. Nie zawsze przecież musi chodzić o ciebie - To nie była do końca prawda, bowiem Yves miała na to wszystko znaczący wpływ, ale jak już mówiłem, nigdy nie lubiłem przyznawać takich rzeczy. Zresztą, do dziś sądziłem, że o tym wiedziała. Chwilę potem przeszła mi ochota na jakiekolwiek dalsze kłótnie, wypowiedzi, wyrzuty czy cokolwiek innego, bo Yves użyła tego zwrotu. Mój syn. I nagle odechciało mi się wszystkiego. Syn? Mój? Ja miałem mieć syna, poważnie? No przecież... kurwa. Kiedy Ainsworth mówiła, że jest w ciąży, po nitce do kłębka nasuwały się całe te pojebane refleksje o ojcostwie, ale kiedy zamiast posługiwać się zbędnymi eufemizmami powiedziała po prostu o 'moim synu' to wszystko nabrało jakiejś obrazowości. I szczerze? Cholernie nie spodobało mi się to wyobrażenie. Jaka siła wyższa byłaby na tyle okrutna żeby skazywać jakieś biedne dziecko na takiego ojca jak ja? Przecież ja się nie nadawałem do takich rzeczy. Nie umiałem nikim się opiekować, a już szczególnie nikim kto byłby aż tak od początku uzależnionym ode mnie. Raz w całym moim pierdolonym życiu spróbowałem zatroszczyć się o moją kuzynkę, to skończyło się na tym, że zjebałem sprawę. Nie mogłem być ojcem. Nie było szans, żebym w ogóle poradził sobie z czymś takim. Spierdoliłem sprawę nawet teraz, w pięć minut bo dowiedzeniu się o wszystkim, choć miałem przecież do czynienia wyłącznie z Yves, a nie z żadnym dzieckiem. Kurwa. Po prostu kurwa. Słowa 'twój syn' ściągnęły mnie w dół i pogrążyły w ponurym, niezwykle pesymistycznym zamyśleniu tak, że zupełnie nie skupiałem się na jej dalszych słowach. Splotłem dłonie na karku i odchyliłem głowę, wbijając spojrzenie gdzieś w sufit i błądząc myślami wokół tego całego tematu. To nie mogła być prawda. My? Jako rodzice? No przecież to był jakiś pierdolony żart. Czarny humor, jeśli patrzyło się z perspektywy tego, hm, dziecka. Zerknąłem na ponownie szlochającą Yves i niemal automatycznie skierowałem się ku niej, usiadłem obok i objąłem ją ramieniem, myślami dalej będąc gdzieś indziej. Wiedziałem, że miło byłoby ją jakoś pocieszyć, ale bądźmy szczerzy - w naszej sytuacji nie było czym się pocieszać. Mieliśmy przejebane na całej linii.
Dimitri
Dimitri
zakonnik


Powrót do góry Go down

Yael - Page 3 Empty Re: Yael

Pisanie by Yves Wto Maj 17, 2011 7:14 pm

Otarłam łzy i chwilę siedziałam koło niego wgapiając się w swoje stopy. Kiedy nic nie wiedział było zdecydowanie lepiej. Powinnam nic mu nie mówić, wyjechać, oddać je do adopcji... Przecież to wszystko jest jakby wyjęte z idiotycznego melodramatu. Ja nie nadaję się na matkę, on nie nadaje się na ojca. Oboje mieszkamy w wariatkowie, gdzie coś takiego jak prywatność praktycznie nie istnieje. Aż dziwi mnie, że jeszcze Rezydencja nie huczy od plotek o mnie. Chociaż może i huczy, przecież ostatnio prawie nigdzie się nie pokazywałam. Westchnęłam i zerknęłam na Dimitra.
- Powinieneś to przemyśleć... z dala ode mnie, tylko Cię rozpraszam. - Sama siebie rozpraszam, tylko niestety mam mały problem. Nie wyłączę sobie tych głupich hormonów, by na wszystko spojrzeć spokojnie i rozsądnie. - A jak już będziesz wiedział co z TYM zrobisz przyjdź i mi powiedz. - Wzruszyłam ramionami i przytuliłam się do niego na chwilę. Chciałam by zapach jego skórzanej kurtki, szamponu i papierosów jak zwykle zadziałał przyjemnie na moje samopoczucie, lecz najwyraźniej nie powinnam przebywać zbyt dużo czasu z palaczami, bo zakręciło mi się w głowie. Odsunęłam się starając się nie wyglądać na niezadowoloną i uśmiechnęłam się do niego niepewnie. - A ja powinnam odpocząć.
Wyszedł nic nie mówiąc, obrażony. A ja zostałam sama, czekając na Yael, by móc wypłakać się na jej piersi.

/ przeskok /
Yves
Yves
team dimitri


Powrót do góry Go down

Yael - Page 3 Empty Re: Yael

Pisanie by Will Wto Maj 24, 2011 8:15 pm

/pd any

Skoro Ana kazała mi iść za sobą to polazłem. Co ja się będę kłócić, przecież wnerwianie Any wcale mi nie jest na rękę. Nie jestem aż tak bardzo podłym człowiekiem, by świadomie wprawiać ją w złość. Choć odrobina jakiejś pozytywnej i pobudzającej energii by jej się przydała, by mogła spojrzeć na świat trochę jaśniej. Wiecie, ja w tych sprawach jestem nawet nieźle obeznany. Się zbiera energię i przekazuje, takie cuda niewidy. Ale zawsze to lepsze niż zła Anka zmierzająca by szukać prawdy. By rozgryźć wszystkie problemy, by rozwiązać zawiłości. Ogólnie niczym James Bond. A kim ja w takim razie byłem? Laską Bonda? No nie, bez cycek?
- Czuję się jak na jakiejś misji szpiegowskiej - wyznałem Anie zgodnie z prawdą, gdy byliśmy jeszcze przed drzwiami Yves, ale nie czekałem na odpowiedź, bo wiedziałem, że nie będzie ona wcale po mojej myśli. Co mi zostało? Zapukać i ładować się do pokoju bliźniaczek.
Ja miałbym nie być świadkiem tak ważnej i emocjonalnej sceny? A gdzie tam. Jeśli raz się czymś zaciekawiłem, to później trudno mi było odpuścić. Ciekawość zżerała mnie od środka niczym Anę. W tej chwili nasze pokrewieństwo jako brata i siostry dawało znać. Ta sama krew w końcu! Że niby bzdury plotę? Wcale że nie. Sama prawda. Ana to moja sister, a to, że czasem pogapię się w jej cycki tylko to utwierdza.
W każdym razie wszedłem do pokoju i od razu posłałem piękny uśmiech Yves, jakbym bywał tu codziennie na herbatce. A co!
- Yves, kochana, nie zgadniesz, ale Ana ma do ciebie kilka pytań! - mój ton wcale nie wskazywał na to jakie to pytania będą.
Will
Will
debeściak


Powrót do góry Go down

Yael - Page 3 Empty Re: Yael

Pisanie by Ana Sro Maj 25, 2011 11:02 am

/ z pokoju /

Nie spodziewałam się, że pójdzie za mną do samego końca, ale cóż. Chciał to mógł sobie iść. Yves chyba mu krzywdy nie zrobi. Zresztą niech robi co chce. Nawet bym liczyła na mały pokaz tańca płonącego Willa. Nie żebym była na niego zła. Skądże. Niech tylko przestanie pakować nos w nie swoje sprawy, bo to moje zajęcie i łatwo go nie oddam, a kilku wścibiarzy nosów w jednej, małej rezydencji być nie może. Mogę być tylko ja. Sporadycznie James, bo mam z kim ploteczki wymieniać. Will też, byleby się ode mnie odczepił w swej ciekawości. Małych wscibiarzy nosów, którzy tak szybko dzięki memu telefonowi i kontaktowi smsowemu dali mi namiary na Yves i Dymka, zapewniając, że tego drugiego aktualnie widzieć nie chce nikt, nie liczyłam. Oni byli bardzo, ale to bardzo potrzebni, by duzi wscibiarze mogli zadziałać.
- Nigdy więcej nie oglądaj Bonda, bo źle na ciebie wpływa - poinformowałam go, gdy byliśmy już na miejscu, a on podzielił się ze mną swym wielkim sekretem. Jakaś paranoja. Że on na serio wziął sobie do serca głupoty Cooka.
Prychnęłam, wchodząc za nim do pokoju.
- Will ty gamoniu. Siedź cicho i nie gadaj głupot. - Mogłam go sobie obrażać ile chciałam, bo on na każdego gamonia tylko się uśmiechał, uznając, że komplementuje go po swojemu czy inne bzdury robię. Mi w to graj. Przestałam zwracać na niego uwagę, odwracając się do przyjaciółki i uśmiechając nawet. - Dorwał się do mojego telefonu i wyczytał plotki Cooka. Wiesz, że ten rozpowiada, że w ciąży jesteś? - Nie widziałam sensu w bawienie się w powitania. Pytania jak leci. Bla bla bla. Skoro Donovan zaczął już temat to mogłam go ciągnąć. Oparłam ręce na biodrach i czekałam na śmiech Yves, jednocześnie ją obserwując. Jakaś wyjątkowo mizerna była. Jakby coś ją trapiło od środka. Nie za bardzo mi się to podobało. No i może to moje paranoje, ale byłam wręcz pewna, że jedna z wielu książek tutaj, konkretnie ta leżąca na parapecie, jakby czytająca ją osoba, ostatnio tam siedziała i gapiła się na krople deszczu co w tym pokoju pasowało do Yael, była o młodych matkach i wychowywaniu dzieci. Z tej odległości trudno było dojrzeć to, ale na okładce była kobieta tuląca niemowlę. Paranoje jak nic.
Ana
Ana
księżniczka


Powrót do góry Go down

Yael - Page 3 Empty Re: Yael

Pisanie by Yves Czw Maj 26, 2011 5:05 pm

/ z duuupy ;3 /

Kiedy wróciłam z kuchni nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Łóżko za miękkie, podłoga za twarda, sofa za mała, parapet za wąski; no i leżała na nim a durna książka, którą kupiła Yael i której nie miałam nawet ochoty oglądać z daleka, a co dopiero dotykać lub czytać. W ogóle nie rozumiałam czemu ten wolumin znalazł się w tym pokoju. Mój klonik chyba postanowił mnie katować wizją macierzyństwa, kiepski pomysł. Trzy godziny spędziłam na udawaniu, że nie siedzi na parapecie i nie wertuje , nie wczytuje się w te bzdury. Ledwo wyszła, a do pokoju wpadła Ana z Willem. Gdyby przyszli od tak pewnie bym zdzierżyła nawet godzinę ich męczenia ale oczywiście musieli zacząć od mojego 'ulubionego' tematu. Naprawdę nie miałam ochoty znów o TYM rozmawiać, ale najwyraźniej muszę zacząć przyznawać, że coś się dzieje ze mną... we mnie. Brr...
- No to zaraz wszyscy będą wiedzieć. - Skoro Cook już wie to zapewne zaraz rozejdzie się po całej Rezydencji. Naprawdę zaczynam żałować, że nie wyjechałam. Westchnęłam i po prostu rzuciłam się na łóżko. Teraz chyba będę musiała powrócić do trybu 'mam wszystko w dupie', ale biorąc pod uwagę całe stado szalejących w mym ciele hormonów, nie wiem czy dam radę zachować względny spokój. Kurwa. Sięgnęłam po poduszkę i przykryłam nią głowę.
Yves
Yves
team dimitri


Powrót do góry Go down

Yael - Page 3 Empty Re: Yael

Pisanie by Will Czw Maj 26, 2011 5:45 pm

Wiecie zazwyczaj nigdy bym nie uwierzył w cokolwiek co wypłynęło od Cooka, bo to nie jest najinteligentniejsze źródło informacji. Cook to tylko taki rekwizyt naszej rezydencji, który trzeba było czasami tolerować mimo odczuwalnej antypatii z obydwu stron. Ale nie byłbym wspaniałomyślnym Willem gdybym sobie z tym tak idealnie nie radził. Po prostu w większości ignorowałem to co mówił, choć to o ciąży Yves wydawało się wprost przekomiczne! Prawie tak komiczne jak to, że Yael by nagle oznajmiła mi o ciąży po naszym pierwszym razie (na pewno nie ostatnim). A właśnie, zadziwiające, że z takim spokojem pojawiłem się w jaskini ognistego smoczka, który w każdej chwili mógł mnie zamordować za domniemany gwałt na jej siostrze, który wcale nie był gwałtem a oznaką mojej miłości do niej. Chyba nie kwestionujecie moich uczuć, nie?
I kompletnie nie rozumiałem też postawy Any, skoro jak tak bardzo koleguje się z Cookiem, ze ten wysyła jej takie ploty smsem to powinna mu wierzyć. Mi Cook nic nie wysłał. Więc... Wszystko mówi samo za siebie. Ja tam wierzyłem i właśnie o to przed sobą miałem idealne potwierdzenie tego jaki to ja byłem inteligentny. Ana... Och gdzie się podziała twoja spostrzegawczość? Brak mi jej czasami. Bo wbrew pozorom nie lubiłem wychodzić na mądrzejszego. Ja, taki skromniś, mądrzejszy? Nie odważyłbym się.
- Ha! - krzyknąłem widząc jak Yves zakrywa się poduszką. - Ty mały niedowiarku - teraz zwróciłem się bezpośrednio do Any. No cóż, moje jakże głębokie uczucia wyrażające współczucie i całą resztę jeszcze się nie odezwały. Ale zapewniam, że gdzieś tam w środku tylko czekają by wybuchnąć. A wtedy... Wtedy będę taki jak zawsze.
Will
Will
debeściak


Powrót do góry Go down

Yael - Page 3 Empty Re: Yael

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach