Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Dziedziniec

+15
Wolfgang
Justin
Robbie
Penelopa
Jackie
Heidi
Janek
Zoja
Julek
Earth
Sybilla
Fitzwilliam
Chupa
Ianelle
Mistrz Gry
19 posters

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Dziedziniec - Page 4 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Go?? Czw Paź 13, 2011 9:05 pm

//początek

Wpatrywanie się w swoje stopy wesoło dyndające gdy macham nogami siedząc na murku... zawsze byłam kreatywna, ale tym razem to przesadziłam. Nie lubię jak jest za jasno, to znaczy kiedyś lubiłam, ale od kiedy odkryłam że ciemność mi sprzyja, to zaczęłam unikać słońca. Ale w tej części Europy zbyt rzadko wychodzi słońce, żeby choć przez moment z niego nie skorzystać. Myślałam, że w Anglii jest deszczowo i pochmurnie... taaa, spróbujcie przyjechać do Norwegii. Lekki chłód i tak się próbował wkraść przez bluzę jaką miałam na sobie. I zamiast otulić się ramionami albo wrócić do budynku, pogłośniłam muzykę w odtwarzaczu i jeszcze bardziej intensywnie zaczęłam machać nogami. No i przesadziłam. Mało brakowało a spadłabym z murku na którym siedziałam. Zdusiłam przekleństwo. Byłam ciapą, zawsze nią byłam, ale mam wrażenie, że to się nasila z wiekiem. Dopiero po chwili zorientowałam się, że wokół mnie zrobiło się cicho. Zerknęłam na ziemię. Moja MP3 leżała na ziemi z pękniętą szybką wyświetlacza. Musiała mi wypaść gdy łapałam równowagę.
- Szlag! - tym razem nawet nie zamierzałam się powstrzymywać.
Anonymous
Go??
Gość


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 4 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Penelopa Nie Lis 20, 2011 5:49 pm

////

Deszcz kapał, kap kap. Deszcz parujących łez, a ich słony smak mogłam wymyśleć, lecz nie poczuć. Bo zanim zauważył ktoś łzę, nim jej mokra strona rozlała skrzętnie malowaną kreskę, łza zdążyła zniknąć. Nie było czasu na płacz, łzy zostawiam dla kogoś kto ich chce. Ja cierpię i cierpieć będę jeszcze chwilę, dwie.
Zsiadłam z głośno ryczącego motoru. Był wczesny poranek, wracałam do Rezydencji. Mój czarny książe sprzedał swój rydwan, lecz pozostawił rumaka. N rumaku wróciłam tego poranka. Nie wiem jak wyglądało dzisiejszej nocy wnętrze Rezydencji, gdyż całą noc spędziłam tam, w mieście, na poddaszu. Pośród cieni, pomazanych kartek, zapachu oleju. Wdychałam ciężki zapach, ale musiałam wrócić, musiałam. Co mnie przymuszało, och to proste. Mieszkałam przecież w tym mieście od urodzenia, a skoro były ze mną problemy, nikt nie miał oporów, by informować moich rodziców, zapraszać ich na comiesięczną herbatkę.
Uwolniłam niebieskie loki i oddałam mu kask. Nie patrzył na mnie tak jak powinien patrzeć. Był zbyt mądry, zbyt wrażliwy. Ale ja nie umiałam się oprzeć, pożegnałam się z nim szybko, rzucił pustą obietnicę, że dziś przyjedzie. Suche były moje łzy.
Gdy się odwróciłam, już nie chciałam płakać. Smętnie i powoli ruszyłam ku wejściu. Miałam na sobie ubranie, które miałam na sobie dwa dni temu, kiedy odjeżdżałam. Znalazłam się na dziedzińcu i prawie wpadłam na Robbiego. Braciszku, braciszku, czy wiesz kto nas odwiedził?
Przestraszyłam się Twego spojrzenia, uciekłam wzrokiem winna tej winy.
Penelopa
Penelopa
♥ ♥ ♥


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 4 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Robbie Nie Lis 20, 2011 7:55 pm

/rozdziewiczam postownie Robbiego.

Był czas, kiedy też znikałem niepostrzeżenie, na dłużej niż Penelopa. Uciekałem do dziewcząt które spotkałem zeszłej nocy, żeby nacieszyć się ich gładkimi udami i słodkimi ustami. Nie dbałem o czas i obowiązki, twierdząc, że kiedy indziej nie będę miał szansy się wyszaleć. Wtedy to Penny czekała na mnie cierpliwie na ganku domu, przekonując rodziców, że pojechałem z kolegami za miasto i na pewno niedługo wrócę. Kim bym więc był, jeśli bym się od niej teraz odwrócił? Nie wyszedł jej na spotkanie, żeby sprawdzić czy nic się jej nie stało i nie zaprowadził pod same drzwi pokoju, żeby mieć pewność że nie zabłądzi po drodze?
Nie miałem zamiaru jej prawić morałów. Ślepo wierzyłem w fakt, że kiedyś sama się opamięta, bez mojej pomocy. Ja dałem radę - zacząłem wcześniej, więc i wcześniej się z tego gówna wygrzebałem. Nie mogłem jej niczego zabronić, chociaż już nie raz korciło mnie, żeby zadzwonić do rodziców, do przyjaciół, do kogokolwiek, byleby tylko pomogli mi ją odrobinę ujarzmić. Wymykasz mi się spod kontroli, kochanie. Balansujesz na cienkiej linii, a ja nie wiem, czy zdołam Cię złapać.
- Kto to był? - zapytałem spokojnie, ani trochę pretensjonalnie, chociaż nie zdziwiłbym się, gdyby nie chciała wyjawić mi jego imienia. Możliwe, że by go nawet nie zapamiętała. W końcu był jej przelotną przygodą, odrobiną szczęścia od życia. Gdzieś w oddali było jeszcze słychać warkot silnika. Widząc jej chwilowych partnerów zawsze zastanawiałem się, czy wrócą. A jeśli tak, to czy ona będzie na tyle miłosierna, by znów wyjść im na spotkanie i nie rozczarować.
Objąłem ją delikatnie ramieniem, uważając, żeby nie mieć kontaktu z jej skórą. Ostatnią rzeczą jaką chciałem widzieć była wymiętolona siostra, jęcząca w ekstazie na środku dziedzińca. W innych okolicznościach może byłbym na tyle złośliwy, że wymusiłbym u niej te jęki i krzyki z pełną premedytacją, ale dzisiaj nie był odpowiedni dzień na takie wybryki. Deszcz siąpił z nieba i skutecznie odbierał chęci na cokolwiek, chociażby na uśmiech.
Robbie
Robbie
~ * ~


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 4 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Penelopa Nie Lis 20, 2011 8:34 pm

Będę go pamiętać, będę. Mimo wielu nudnych spotkań, których byłam gościem, było tylko mało tych drugich. On, on nim był. Był tym kim chciałam by był, był wszystkim był jednak nikim. Nie chcę kogoś. Bo mieć kogoś to nieustanne zajmowanie się, odpowiedzialność, a ja na to nie jestem gotowa. Chętna też nie. Chętna jestem na niego. On nie jest kimś, on jest nim. Ma nudną twarz z czarnymi nudnymi oczami. Ma wąs, wąs na którym wisi broda. Ma zęby, pożółkłe od tytoniu, zbyt szeroki jest by go przepuścić. Musisz się cofnąć.
-On. - odpowiedziałam, a choć chciałam odwrócić wzrok i spojrzeć w tył tam gdzie jeszcze drgało powietrze, nie zrobiłam tego. Z czystego lenistwa. W końcu ramiona mego brata tak miękko mnie przyjowały. Nie były ani wymagające, ani ulotne. Były, niezmiennie otwarte, trochę niebezpieczne. Zainteresowałam się suwakiem na kurtce brata. Pociągnęłam.
-Oddechem, oddechem chcę ci przekazać. Wiem że to niemożliwe, lecz on jest brudem, który zabrudził mi serce. Słuchaj, bo wzdycham lekko i znów zapominam słów znaczenia. Drga Twe serce czasem?- spytałam zerkając ku górze, gdzie na brodzie mego brata był schowany pieprzyk -Może czerwone usts niegdyś ci się przyśnią? Mogę sprawdzić, jeżeli chcesz- zaproponowałam, znów tuląc do siebie słodką nieświadomości szatę. To pozostałości z wieczora Trzech Króli.
Penelopa
Penelopa
♥ ♥ ♥


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 4 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Robbie Pon Lis 21, 2011 9:23 pm

Komfort w dorastaniu wraz z Penelopą polegał na tym, że nie miałem najmniejszego problemu ze zrozumieniem o co jej chodzi. Podczas gdy inni musieli przetworzyć wypowiedziane przez nią słowa co najmniej dwa razy, nim dotarło do nich o co chodzi, ja w mig pojmowałem sens wypowiedzi siostry. W końcu byliśmy razem z Sofie trojaczkami. Coś ktoś kiedyś przebąkiwał o kompatybilności mózgów?
- Już mi się nikt nie śni. Kiedyś.. kiedyś może. - przejechałem dłonią po wilgotnych i lekko napuszonych włosach Penny, badając z bliska ich kolor. Zastanawiałem się, kiedy wróci do swoich naturalnych, ciemnych. Ładne były. Przynajmniej można było powiedzieć, że jesteśmy rodzeństwem.
- Ale to nie było zakochanie. - pociągnąłem temat, skoro już go zaczęliśmy. A czy uczucie jakie żywiłem do owej dziewoi faktycznie tym zakochaniem nie było.. można się kłócić. W końcu z jakiegoś powodu krew mnie zalewała, kiedy widziałem jak inny facet zbliża się do niej na odległość mniejszą niż dwa metry, śniła mi się po nocach i niemal zaćpałem się na śmierć po tym jak mnie rzuciła. Z jakiegoś powodu nie potrafiłem już na żadną inną spojrzeć obiektywnie, od tamtego wydarzenia postrzegając wszystkie kobiety przez jej pryzmat. Wszystkie za mało piękne, podłe manipulantki, będące ze mną tylko i wyłącznie z jednego powodu, słyszalnego dokładnie podczas intymnych chwil w łóżku. Prawdziwa miłość nie istnieje. Zakochanie też nie. Chwilowe łopotanie serca minie, Penny. Jak wszystkie poprzednie.
- Zimno Ci? Albo Ci jeść zrobię. - odezwała się we mnie braterska troskliwość. Już niemal zapomniałem, że siostra wybyła mi z Rezydencji bez pozwolenia na jakieś dwa dni i że mogła być przemęczona, głodna albo co tam jeszcze. Na nieszczęście i rozterki miłosne nie mogłem nic poradzić, ale nawet nie próbowałem szukać rozwiązania. Moja gadanina i tak nie zdałaby się na wiele, bo Gracia prędzej czy później wróciłaby do swoich nieodłącznych towarzyszy, uszczęśliwiających i rozluźniających tabletek, do skondensowanej weny, przepustki do świata awangardowych artystów.
Robbie
Robbie
~ * ~


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 4 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Penelopa Czw Lis 24, 2011 9:43 pm

Niebieskie są nie tylko włosy, kolor ich jest wręcz jaskrawy przy smerfowych myślach, niebieskich migdałach, szafirach w mych oczach i błękitnej krwi arystokracji artyzmu. Sztuka dla której poświęcę swój żytwot i nie, nie miałam w dłoni węgla, nie czyściłam pasteli spod paznokci, a łokcie nie posłużą mi nigdy za prowizoryczną gumkę, którą będę zacierać nieudolne próby. Nie miałam też w dłoni trąbki, nie przyciskałam do ust jej zimnometalowego ustnika, moje palce nie przebierały szybciutko. Nie szyję, nie śpiewam, tańczę tylko w świetle księżyca, a ostatni raz gdy pisałam, nic nie wskazywało na zapędy ku poezji. Wielcy byliby niepocieszeni, iż nie podzielam ich zainteresowań. Ale sztuka i artyści, oni byliby niczym bez muz, ich natchnienia. Nie pcham się na miejsce muzy, artysta z przemądrzałą ideą zniknie przy mocniejszym powiewie wiatru. Ja jestem wrogiem artystów, ale ukochałam sztukę. Nazywam się wrogiem, gdyż unicestwiam ich płaski świati ochotę pokazania go lepszym. Pokazuje im ich najskrytsze pragnienie, co w rezultacie zabije ich powołanie. Rozleniwieni, nie będą próbować, świadomi, że nie zrobią tego lepiej.
-Wyparłeś je ze swojego serca, zapomniane uchowały się na dnie. Rozpamiętasz je jeszcze, zapamiętaj jeszcze, gdyżże znów stamtąd schowasz swój wzrok w ciemność, ona wyjdzie i w całej swej boskiej okazałości złamie ci serce kawałek po kawałku, bo będzie już się śnić komuś innemu. A ty jej nie. - przepowiednie, przepowiednie z moich ust. Naiwni, uważacie mnie za głupią, pustą. I tak, i nie. I bawię się bez śladu mądrości, i nie, bo wiem co masz na serca dnie.
A ja. A ja nie zqpomnę go. Nie, braciszku, nie tym tonem. Nie ta bajka. On jest jeden, jeden którego imienia znać nie muszę, bo nie zawracamy się do siebie słowami miłości. Przekleństwa, które wciskamy w każdą kłótnię, zabierają nam poczucie szacunku nazwajemnego. Ale póki nie rzucał we mnie, póki go nie uderzyłam, może było odwrotnie, ale póki to, wciąż jest jeszcze coś na kształt godności. A potem nagle godność traci zmiękczenia, twardości, traci dwie ostatnie, dwie z przodu i zostaje tylko to co jesteśmy my: dno.
Dziś jednak go kocham, boję się że moje serce pokryło się już brudami z jego brody. Jest tym, którego nie zaakceptuje moja rodzina, którego boją się przyjaciele, którego ty, mój braciszku, najchętniej wsadziłbyś za kratki za to co mi zrobił. Ale ja ci nie powiem. Nie chcę stracić serca, bo zamknięte w klatce mogłoby już z niej nie wyjść. W końcu me dłonie nieskalane węglem, czy pastelem, trąbki nie tykały.
-Czemu mówisz mi o takich rzeczach, gdy mnie duszą zapachy myśli z twej głowy. Jedzenie jest posiłkiem, jedzenie to rzecz druga, nie muszę być uzależniona od jedzenia, ty to wiesz. Zimno nie jest na tyle głodne, by mną dręczyć. Robbierobbie, Sofia chyba dzwoniła, sprawdź- wręczyłam mu drżącą z obawy o to co tam znajdzie, komórkę. Może Sofia wysłała mi już groźbliwe wiadomości, a może jedynie sobie wyobrażam, że się o mnie troszczy?
Penelopa
Penelopa
♥ ♥ ♥


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 4 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Robbie Pią Lis 25, 2011 7:27 pm

Niebieskie włosy, błękitna krew, kobaltowe myśli. Moja siostra zawsze postrzegała świat inaczej i w głębi duszy jej tego zazdrościłem, chociaż miałem pełną świadomość, że jej niekonwencjonalność nie przychodzi sama z siebie. Ale nie oszukujmy się: który z artystów stworzyłby swoje słynne dzieła bez małych wspomagaczy? Sam miałem okazję przekonać się, jak to jest płynąć na fali wymuszonego natchnienia. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek stworzył lepszy wiersz. Poeta ze mnie był żaden i mogła się o tym przekonać każda dziewczyna która przypadła mi do gustu, kiedy byłem jeszcze w okresie "szalonego romantyka". Szczerze mówiąc, wątpiłem czy którekolwiek z nas trojaczków miało wrodzony talent.. znaczy się, taki artystyczny. Bo że byliśmy utalentowani w inny sposób to można było zauważyć chociażby przez naszą obecność tutaj.
Milczałem jeszcze dłuższą chwilę po krótkiej przepowiedni. Wierzyć, czy nie? Z doświadczenia wiedziałem, że to zazwyczaj ja miałem rację i często to co mówiła Penny było jedynie nic nie znaczącą paplaniną. Niebieskowłosa miała swój świat i swoje kredki, nikt nie potrafił zrozumieć jej zachowań do końca, nawet Sofie czy ja. Niepojętym dla mnie było, że wiąże się z kimś tak (nazywajmy rzeczy po imieniu) obleśnym. Podobno nie ocenia się książki po okładce. Podobno miłość jest ślepa - ale nie zapominajmy, że tak na prawdę jej nie ma. Skoro Penelopa twierdziła, że go kocha, nie zamierzał jej wmawiać, że jest inaczej. Wkrótce sama powinna przekonać się o swoim, jakże oczywistym w moich oczach, błędzie.
- Samymi marzeniami się nie najesz. - postanowiłem zostawić temat mojej niedoszłej kochanki na później. Sprawę trzeba było przemyśleć na spokojnie, najlepiej samemu. Porzucanie rozmowy na rzecz rozmyślań nigdy nie było w dobrym tonie, nawet jeśli towarzyszką była siostra, którą dobre maniery raczej nie obchodziły. - Prędzej czy później zacznie Ci burczeć w brzuchu, więc gdybym był na Twoim miejscu, przemyślałbym sprawę dwa razy. Drugi raz nie będę pytał.
Z lekkim rozbawieniem przejąłem od niej telefon, żeby sprawdzić czy Sofia faktycznie wydzwaniała do siostry. Trzydzieści siedem nieodebranych połączeń i czternaście esemesów utwierdziło mnie w przekonaniu, że to najmłodsza z trojaczków troszczy się o Gracię najbardziej. Ja nie dzwoniłem, nie pisałem. Pojawiałem się tylko na wyraźne wezwanie albo, jak w tym przypadku, zupełnym przypadkiem. Odchrząknąłem znacząco, unosząc lekko brwi.
- Sofia chciała, żebyś w natychmiastowym tempie wróciła do Rezydencji. - uproszczona wersja kilkunastu wiadomości, z opuszczeniem słów podchodzących pod niecenzuralne, nie wyszła taka znowu straszna. - Chyba wypadałoby się jej zameldować, hm? - zasugerowałem delikatnie, zabierając się za kasowanie gróźb otrzymanych od "wybuchowej" siostruni.
Robbie
Robbie
~ * ~


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 4 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Penelopa Pią Lis 25, 2011 9:31 pm

Na pewno było ich mnóstwo, tych którzy tworzyli świat nie zmiękczając go używkami. Lecz jeżeli tak było, to było to ich powołaniem. Me jest inne. Me jest słabo rozwinięte, jeszcze nie jestem do końca uświadomiona jaki ma kształt. Jestem tylko przekonana, że ma boleć, ciąć, gryźć. A alkohol wyżera rany, wciągam półgodzinny spokój, a zatruwam płuca brudnym powietrzem. Nie będę nigdy tak wysoko jak tamci, nie.
Powietrzem, powietrzem. Nie najem się nim, racja. Ale nawet jeżeli odmówię Robbiemu, to zaraz dorwie mnie Sophia, zmusi do wzięcia prysznica, do wciśnięcia w siebie jakiejś bułki. Brat jest delikatniejszy, nie wejdzie ze mną do łazienki i nie każe się rozbierać. Kazirodztwo jest złe, lecz to ma jeszcze jedno dobre: nie zobaczy. Nie zobaczy siniaków na kolanach, nie ujrzy zadrapań na biodrach, nie będzie się pytał co mam na szyji. I dobrze, nie chcę tych pytań. Kazałyby mi odpowiadać w sposób, który zabrałby mi resztkę szacunku do siebie. Zadaję się ze zwierzęciem, wszyscy wiedzą, że to niebezpieczny twór. A ja się zadaję, a ja tęsknię. A ja choć płaczę suchymi kroplami, cięgle wracam. Nabieram siniaków, spadam w dół. Bo mnie on ciągnie, w dół.
Nie jest księciem. Czy ja wyglądam na kogoś, kto marzy o księciu? Macie go za bestię, brzydala. Macie go jednak tylko w spojrzeniu. Ja go dotykam, ja słucham jego przesyconych nienawiścią słów, ja godzinami patrzę jak poleruje swój motor.
-Nie zatrzymuję się by pomyśleć, biegnę, pędzę
po bezkresach niebieskich pól
brokatowych. Całe są w brokacie.
Mienią się, mienią, migoczą słowa
mego brata. Czy on wspominał o jedzeniu?
O dożywieniu? Och, nakarm mą niecierpliwą duszę, nakarm mnie wiadomością,
jestem zbyt ułomną by samej o tym myśleć
-przyznałam, po czym westchnęłam. Telefony, brzęczące wiadomości od rodzeństwa. Kiedy zabrzmiał tamtego wieczoru po raz pierwszy, akurat otwieraliśmy butelkę. On był niezainteresowany. Chciał mnie mieć brudną, pijaną, nieumiejącą stawić oporu. Poczekałam, aż siostra wyciszy się, po czym wyciszyłam ją. Usunęłam brzęczadło, przy kolejnym zaświecił się tylko wyświettlacz. Ale przy następnym miałam już w ustach palącą wodę. Przy następującym w kolejce, nie było mi dużo trzeba, miałam już dłonie zajęte czymś innym. Próbowałam odpalić.
By na kolejne dwa dni zapomnieć o świecie.
Wzruszyłam ramionami, bo czułam wciąż wielkie przywiązanie do siostry. Ona interesowała się mną, szukała mnie. Była straszna, lecz mój strach wzbudzał we mnie równocześnie szacunek. Och, Sophie to osoba którą najmocniej szanuję.
Penelopa
Penelopa
♥ ♥ ♥


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 4 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Robbie Wto Gru 06, 2011 9:35 pm

Co prawda, to prawda. Byłem delikatniejszy od Sofie. Nie potrafiłem wydrzeć się bezlitośnie na Penny, chociaż nie raz nachodziła mnie ochota, bo sam wiedziałem jak bardzo potrafi to człowieka zdenerwować. Starałem się do niej dotrzeć w inny sposób, jakkolwiek ukierunkować, jednocześnie nie narzucając zbytnio swojej woli. A jednak Penelopa nie należała do osób, które łatwo do czegoś przekonać. Żyła w swoim własnym świecie, przepełnionym złudzeniami i przenośniami, których nikt nie umiał zrozumieć. Nic ją nie obchodziło, co ktoś powie. Szanowała naprawdę niewielu. A ja właśnie za to ją szanowałem - za niezależność i umiejętność wyłamania się ze stereotypów. Wątpiłem jednak, bym miał zamiar jej to kiedykolwiek powiedzieć.
- Pomyśleć jest dobrze od czasu do czasu. - rzuciłem luźno, obejmując ją ostrożnie w talii. Bałem się zacisnąć mocniej palce, w obawie przed siniakami, jakie mogła nabyć. Mało to ich miała? Nie wiedziałem, co robiła przez swoje nieobecne noce. Nie pytałem, bo może i nie chciałem wiedzieć - na tym prawdopodobnie kończyła się moja braterska troska. O resztę troszczyła się Sofie, ja byłem tu tylko od pilnowania, aby wróciła, umyła się, zjadła i nie zgubiła w drodze od pokoju. To najmłodszej z trojaczków powierzałem kontrolę. I, zdaje się, była ona jedyną osobą, u której panowanie nad sobą mogłem zdzierżyć.
- Chodź. - popchnąłem ją delikatnie w stronę wejścia do Rezydencji - Może nie zjedli mi jeszcze tej sałaty z lodówki, zrobię Ci kanapkę. - robiłem dobre kanapki. Mówiłem już?


gniooooooot
Robbie
Robbie
~ * ~


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 4 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Jackie Wto Gru 27, 2011 5:13 pm

// przeskok?

Jako osoba, z reguły jestem niezbyt zaradna, ani życiowo mądra. Teraz też się popisałam pomysłowością. Po zeszłorocznej zimie, wszystkie szaliki, swetry, i co najważniejsze rękawiczki, poupychałam gdzieś na strychu, bo zajmowały mi pół szafy. Gdy przyszły mrozy i zaczęły mi marznąć palce, od razu tam pobiegłam, ale ku mojemu rozczarowaniu, nie znalazłam swojego pudła. Ktoś musiał mi je zabrać, dla siebie, albo uznać za śmiecie i je wyrzucić. Jak tak można? Nikt nie powinien ruszać nieswoich rzeczy, niezależnie od tego, gdzie je znalazł. W związku z tym, bardzo marzłam. A ja marznąć nie lubiłam. Dlatego właśnie, na ostatnią chwilę, zaraz przed tym jak pozamykali wszystkie sklepy w Tromso, przed wigilijnym wieczorem, ja udałam się na zakupy. Nie mówię, że byłam ich jakąś wielką fanką, ale po prostu było mi zimno. Możnaby po prostu powiedzieć, żebym nie wychodziła z pokoju. Ale ja nie potrafiłam siedzieć dłużej niż kilka godzin w budynku, świeżego powietrza.
W momencie, w którym przekraczałam bramę Rezydencji, podjadając ciepłe jeszcze prażone orzeszki w karmelu, które kupiłam po drodze, dostałam wiadomość od Justina, która swoją drogą sprawiła, że na moje usta wpełzł uśmiech. W ręce taszczyłam całą, wielką papierową torbę, z której wystawały szaliki i czapki. Postanowiłam poczekać na niego przed wejściem. Wskoczyłam, więc na murek, siadając na nim. Było mi bardzo przyjemnie, bowiem ubrana byłam w ogromny, gruby sweter, trzy pary skarpet, wielki szalik, który przysłanial pół mojej twarzy i najważniejsze, ciepłe rękawiczki. Zaczęłam podśpiewywać pod nosem piosenkę Beatelsów, do której bujałam nogami i bajecznie się uśmiechając, a co jakiś czas w moich ustach lądował kolejny orzech. Miałam wyśmienity humor. Mimo tego, że było zimno, ciemno i świątecznie.
Jackie
Jackie
team justin


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 4 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Justin Wto Gru 27, 2011 5:52 pm

/ z nieba

Wybiegłem co tchu z rezydencji zapinając w pośpiechu kurtkę na pozostałe trzy guziki. Bo wcześniej cztery, ale w swoim życiu doświadczyłem już wiele zaginięć rzeczy codziennego użytku, że nie zauważałem już takich braków. Na trzech guzikach kurtka też się dobrze trzymała. Zresztą co tam kurtka ważniejsze jak zawsze było nakrycie głowy, którym tym razem wcale nie był kapelusz a czapka. Z króliczymi uszami. Dostałem ją od Effy chyba z trzy lata temu, więc cud, że ją jeszcze posiadałem. W każdym razie ubieranie się w takim pośpiechu jak mój musiało zakończyć się z lekka tragicznie, bo nie patrząc gdzie lizę wlazłem na wyślizganą przez dzieciaki część podjazdu i wyjebałem się po całej długości. Przez chwilę leżałem bez ruchu dokładnie nie rozumiejąc co się ze mną stało i dlaczego nagle mnie tak wszystko boli, ale później już do mnie dotarło.
Gdzieś niedaleko słyszałem myśli Jackie co mnie wcale nie pocieszało.
- Czy ja zawsze muszę się jakoś glebnąć akurat w twojej obecności? - zapytałem dosyć głośno patrząc w niebo, bo gdzie indziej już nie miałem sił. Podobnie jak nie miałem sił się podnosić, bo wiedziałem czym jeszcze to może się skończyć. Przecież nie od dziś wiadomo, że podnosząc się ze śliskiej powierzchni natychmiast padasz drugi raz i jest z tego wielka polewka. Znaczy ja lubiłem powodować śmiech, niestety nie lubiłem mieć obitego całego ciała.
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 4 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Jackie Wto Gru 27, 2011 6:38 pm

Nie słyszałam, kiedy Justin się zbliżał. Za to, chwilę później, usłyszałam za sobą głośny huk, który sprawił, że odwróciłam się w tamtą stronę. Widząc chłopaka leżącego na lodzie, nie mogłam zrobić nic innego, jak głośno się zaśmiać. Nie powinnam śmiać się z czyjegoś nieszczęścia, ale nie mogłam się powstrzymać.
- Oj tam, nie mów, że to przeze mnie, bo źle się z tym czuję - powiedziałam, zgodnie z prawdą. Co by było, gdyby rzeczywiście okazało się, że to z mojej winy, w jakiś dziwny sposób chłopakowi coś się dzieje, gdy się do mnie zbliża? Musiałabym go szeroko omijać. A nie chciałam go przecież unikać.
Zostawiłam swoją zakupową torbę na ziemi, przy murku, wraz z do połowy pełnym opakowaniem orzeszków, a sama, wesołym krokiem udałam się w stronę Justina. Oczywiście, że nie udało mi się zrobić tego co zaplanowałam, gdyż chciałam do niego podejść i pomóc mu wstać. Potknęłam się o własne nogi, przez co się poślizgnęłam. Sama upadłam na ziemię. Zareagowałam na to wybuchem śmiechu. Coś wcześniej wspomniałam o tym, że nie można śmiać się z cudzego nieszczęścia. To pewnie dlatego mi też się to przetrafiło.
Śmiałam się głośno i długo. Jednak wylądowałam trochę dalej do chłopaka. Dlatego właśnie przeturlałam się w jego stronę, obtaczając się w lodo-śniegu, więc gdy w końcu na niego wpadłam, wyglądałam już bałwan.
- Czeeeeść - przeciągnęłam, gdy już przestałam chichotać, szczerząc szeroko zęby w uśmiechu, a potem cmoknęłam Reida w policzek. Chwilę wcześniej posmarowałam je czekoladową pomadką, więc istniało prawdopodobieństwo, jej odrobina została na jego twarzy. Ale przynajmniej jak ładnie pachniała!
Jackie
Jackie
team justin


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 4 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Justin Wto Gru 27, 2011 7:08 pm

Nie chodziło o to, że dokładnie przez nią się wywalałem, raczej, że właśnie w jej obecności. Pod żadnym pozorem przecież je nie mogłem oskarżać. Latem zawinił korzeń, w międzyczasie moje sznurówki, czy jakiś kot, a dzisiaj zawinił lód. To własnie były czynniki jakie obwiniałem. Zupełnie ode mnie i od Jackie niezależne, ale za to jak bardzo wpływało na to w jaki sposób prowadziliśmy rozmowy. Czyli zazwyczaj ja leżący bez siły by się podnieść i na dodatek tak poobijany, że już sam nie wiem co mówiłem. Z drugiej strony to mało kiedy wiedziałem, ale w takich wypadkach miałem przynajmniej na co zwalić winę i to nawet z sensem.
Wcale się nie obrażałem za ten wybuch śmiechu Jackie gdy mnie takiego zobaczyła, bo chwilę później sama podzieliła mój los. Ten się śmieje kto się śmieje ostatni! Czy coś takiego. Się trochę wystrachałem jej upadkiem, że nawet podniosłem się na łokciach zobaczyć w jakim jest stanie, ale chwilę później dostałem całusa od bałwana, wiec już nie Jackie była mi w głowie.
- No czeeeeeeeeść - przywitałem się ładnie uśmiechając. Strąciłem ręką śnieg z twarzy Jackie. - WIDZIAŁEM TWÓJ PREZENT!!! - krzyknąłem zdając sobie nagle sprawę z tego co miałem powiedzieć. Bo oczywiście przez wypadek zupełnie mi wypadło z głowy i bardziej sobie zaprzątałem głowę całusem niż prezentem. A przecież wypadało podziękować. - Normalnie kosmiczny! - przyznałem. - Skąd wiedziałaś, że właśnie o tym marzyłem? - zapytałem całkiem poważnie marszcząc czoło i patrząc na nią z lekkim podejrzeniem.
Ogólnie to musieliśmy śmiesznie teraz wyglądać leżąc na lodzie i gadając o bzdurach. Znaczy nie żebym uważał takie cudowny prezent za bzdurę tylko ten... A zresztą! Przecież nie pierwszy raz leżałem płasko na głównym dziedzińcu rezydencji. Raz się nawet z Natalie tu opalaliśmy tak, że potem miałem oprawki okularów przeciwsłonecznych odznaczony. No i majtki, ale to wiadomo. Pomyśleć by, że w Norwegii nie da się opalić. A da się! Jak chce się to się da!
Wszystko się da! Na przykład taka Jackie wcześniej traktowała mnie jak idiotę, a teraz sama leży ze mną w śniegu. Znaczy nadal tak trochę traktuje jak idiotę, ale to głównie przez to, ze też tym idiotą jestem.
- A tak w ogóle to cieplej się nie dało ubrać? - zapytałem z uśmiechem widząc jej dziwne różne części garderoby. Ja ze swoją skromną czapkę i kurtką nie miałem co się pokazywać. Nie miałem nawet szaliczeczka.
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 4 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Jackie Wto Gru 27, 2011 7:33 pm

Zmrużyłam oczy, kiedy Justin strzepał mi z twarzy płatki śniegu. Chociaż, pewnie nadal zostało ich trochę na moich rzęsach, czy grzywce. Swoją drogą, nie wiem, czy ktokolwiek zauważył, ale trochę ją podcięłam. Nie zasłaniała mi już pół twarzy i wcale nie musiałam jej odgarniać, żeby cokolwiek zobaczył. To było trochę męczące.
- Cieszę się bardzo, że Ci się spodobał - odparłam, wiercąc się chwilę na ziemi i układając tak, że było mi w końcu wygodnie. - Bo widzisz, ja nigdy nie byłam dobra w wybieraniu prezentów. - stwierdziłam zgodnie z prawdą. Co więcej, ja nawet rzadko kiedy świętowałam Boże Narodzenie. A jeśli nawet, co kilka lat wszystko się zmieniało i w każdym domu wszystko obchodziło się w inny sposób. No i nigdy nie byłam zbyt kreatywna jeśli chodzi o świąteczne podarunki. Chociaż, w tym roku całkiem mi się spodobała zabawa w Mikołaja.
- I ja też widziałam Twój prezent. Jest wspaniały. Dziękuję bardzo - posłałam mu kolejny uśmiech i po chwili doszłam do wniosku, że zasłużył też na coś więcej, niż tylko uśmiech. Dlatego właśnie uniosłam się na łokciach i złożyłam kolejnego buziaka na jego policzku. Potem wróciłam do poprzedniej pozycji, znów leżąc plackiem na ziemi. Przez chwilę patrzyłam się w niebo, ale potem musiałam przetrzeć oczy, bo wpadło mi do nich kilka śnieżynek.
- Gdybym mogła, ubrałabym się cieplej. Ale, gdy założyłam jeszcze jeden sweter, nie mogłam się ruszać, więc stwierdziłam, że trochę przesadziłam. - westchnęłam. Co prawda, nie było mi teraz zimno, ale pewnie zaraz poczuję tę minusową temperaturę. Zwłaszcza, że przecież leżałam na lodzie.
Przechyliłam głowę i zerknęłam na chłopaka.
- Justin, a Tobie nie jest zimno? Bo jeśli tak to mam reniferowy szalik z reniferowymi nausznikami. O tam, w torbie. Możesz je sobie ode mnie wziąć, bo i tak nie będę tego nosić. - powiedziałam. Nie chciałam przecież, żeby Reid marzł i potem chorował.
Jackie
Jackie
team justin


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 4 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Justin Wto Gru 27, 2011 9:14 pm

- Trudno w to uwierzyć, dzisiaj jesteś dla mnie mistrzem podarunków i nic tego nie zmieni - zapewniłem. Wprawdzie ja nie miałem na co narzekać, bo jak zwykle dostałem tony niepotrzebnego śmiecia od swoich znajomych, które każde z osobna pokochałem miłością dozgonną, bo co jeden to lepszy. Ale w podarowanych prezentach nie tylko liczyła się przecież jakość, ale też to od kogo się go odstało. Czasem nawet coś co już masz, albo coś co ci się nie podoba, może być najwspanialszym prezentem, bo dostałeś go własnie od Jackie. Rozumiecie. - Ty chyba mnie dziś za bardzo rozpieszczasz! - zawołałem, gdy dostałem od niej kolejnego buziaka. Na serio Jackie była dziś wspaniała. W tej chwili całkowicie zapomniałem o tym czym dokładnie miałem się dzisiaj zająć (pomaganie Anie) i zamiast tego cieszyłem się tylko tą chwilą mając nadzieję, że będzie trwała jak najdłużej. Ciekawe czy ktoś ma taką moc zatrzymywania chwil, zamrażania w czasie, zatrzymywania czasu, czy coś w tym stylu. Na pewno. Tylko znając życie nie było to w takim sensie jak ja chciałem, tylko w jakimś gorszym. - Ja też dziękuję. - dodałem na końcu wypuszczając powietrze i zamykając oczy. Czułem jak pojedyncze śnieżynki rozpuszczają mi się na twarzy i jakimś dziwnym sposobem myślenie o tym, ze Jackie też to czuje sprawiło mi przyjemność.
Wyobrażając sobie Jackie w o jednym swetrze za dużo pojawił mi się przed oczami obraz Ludwiczka, co w jednym odcinku ubrał się tak, że gdy nawet policja kazała mu opuścić rączki to nie mógł. I właśnie dlatego się zaśmiałem. Spróbowałem tak przypadkowo może przesłać swoją wizję Jackie, ale nadal nad tym nie panowałem, więc nie wiem jak by to ona mogła odebrać. Powinienem przestać się bawić w wielkiego telepatę i skupić na tym co słyszę, ale mi jak zwykle było za mało. Przecież gdybym się skupił na słyszeniu usłyszałbym tyle fajnych rzeczy jakie Jackie dzisiaj pomyślała. A może lepiej, że nie słyszałem, bo bym jeszcze nie wytrzymał, aż tyle tej dobroci.
- Jeszcze nie jest - odpowiedziałem jej zgodnie z prawdą. - Ale reniferowy szalik z reniferowymi nausznikami?! Chyba nie myślisz, że odpuściłbym sobie takiej okazji! - rzuciłem starając się podnieść. Ale skończyło się na tym że połowę drogi do murku przebyłem na czworaka. Wróciłem tu w bardzo podobny sposób. - Już jestem - wysapałem jakbym własnie przebiegł jakiś maraton, a nie pokonał parę metrów. - Czemu mówisz, ze nie będziesz ich nosić?
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 4 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Jackie Czw Gru 29, 2011 10:24 am

- Przecież są Święta - odparłam. Nie byłam wielką znawczynią świąt, ale wiedziałam, że w święta rozpieszczanie nie było niczym złym. W końcu chyba o to chodziło, żeby sprawić innym przyjemność. A swoją drogą, w tym roku sama wyjątkowo dobrze się bawiłam szukając prezentów. Chyba polubię Boże Narodzenie.
Leżąc na plecach, znów patrzyłam się w niebo, co jakiś czas mrugając oczami, żeby zrzucić z rzęs pojedyncze płatki śniegu. W pewnym momencie je przymknęłam. Było mi tak dobrze. Ale tylko przez chwilę, bo zaraz przed moimi oczami, ni stąd ni zowąd, pojawił się obraz Ludwiczka, który wyglądał jak bałwan, tak dużo miał na sobie ubrań. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że koszmarnie zabolała mnie głowa i na chwilę straciłam rachubę, co się działo i gdzie byłam. Pewnie bym się przewróciła, gdyby nie to, że leżałam na ziemi.
Otworzyłam z powrotem oczy i potrzęsłam głową, podnosząc się na łokciach. Jeszcze raz poczułam jakieś zawroty, ale zaraz wszystko się uspokoiło. Spojrzałam niepewnie na Justina.
- Co to do cholery było? Reid, Ty to zrobiłeś? Chciałeś mnie zabić, czy coś? - wybełkotałam, kładąc dłoń na swoim czole. Zamknęłam oczy i postarałam się uspokoić, biorąc kilka głębszych oddechów, aż poczułam, że czułam się tak dobrze jak wcześniej, przed tym czymś.
- Nie będę ich nosić, bo bardzo źle wyglądam w nausznikach - powiedziałam jeszcze, gdy Justin wrócił z zestawem, kóry wygrzebał z mojej torby z zakupami. Potem znów rzuciłam się na zlodowaciałą i pokrytą wartwą śniegu kostkę, przylegając do niej płasko plecami. Przypomniało mi się, że była jedna rzecz, o którą chciałam zapytać Reida. Była to rzecz bardzo ważna i istotna. A przynajmniej dla mnie. Dlatego właśnie odwróciłam głowę w jego stronę.
- Justin, mogę zapytać Cię o coś bardzo ważnego? - zapytałam, prosząc o zgodę na zadanie kolejnego pytania. Co było trochę głupie.
Jackie
Jackie
team justin


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 4 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Justin Czw Gru 29, 2011 4:37 pm

Ej, to że są święta jeszcze o niczym nie świadczy. Ludzie czasem zamiast w święta stawać się lepsi to jeszcze bardziej dziczeli i stawali się takimi Ebenezerami Scroodżami i nikt nie mógł na to poradzić. No ale ja tu miałem najmniej do narzekania, więc nie narzekałem. Zamiast tego cieszyłem się tak jak tylko umiałem. Czyli uśmiechając się i nucąc sobie pod nosem wszystkie świąteczne piosenki jakie znam robiąc bezsensowy remix. Jakbym był na miejscu Jackie to bym się kazał sam sobie zamknąć, bo to raczej, to co śpiewałem, za piękne nie było.
Ale widocznie moje śpiewanie nie było aż tak przerażające jak to co próbowałem zrobić myślami. Oczywiście na początku nie zrozumiałem, że się cokolwiek udało, ale po minie Jackie dało się wiele odczytać. No i po jej myślach. Jestem debilem. Nie powinienem takich rzeczy próbować w takim momencie, bo to wiadome, że nic nie wyjdzie.
- Ops - zdołałem z siebie tylko wydusić. - Sorki, nie sądziłem, że wyjdzie. - Marne to było usprawiedliwienie, ale lepsze choć takie niż żadne. W sumie to nie wiedziałem co jeszcze mogłem powiedzieć. - Ale żeby tak od razu o zabójstwo posądzać? Aż takiej wprawy nie mam. Choć było by zabawnie zadręczyć kogoś swoimi myślami na śmierć. - Tylko jedno pytanie: Co ja gadam? - Znaczy tak czysto teoretycznie, nie. Nie że mam jakieś mordercze zapędy. Jam potulny jak baranek. Ale mocno boli? Bo ja nie chciałem wiesz... Jak chcesz to pokaż gdzie boli to dam buziaka - zaoferowałem.
Moim zdaniem Jackie wyglądała pięknie we wszystkim, ale nie miałem ochoty się akurat teraz z nią kłócić. Bo by jeszcze zmieniła zdanie i mi zabrała nauszniki, a przecież były takie fajne. Już je pokochałem.
- Ale takie ważne ważne, czy mniej ważne, czy może średnio ważne? Znaczy dawaj skoro chcesz - uśmiechnąłem się do niej. Aktualnie siedziałem więc mogłem sobie na nią patrzeć ile tylko chcę. A lubiłem patrzeć. No i przy okazji lepiłem sobie kulkę ze śniegu, nie wiem po co.
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 4 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Jackie Czw Gru 29, 2011 5:17 pm

Jeszcze raz nabrałam sporo mroźnego powietrza w płuca, a po tym jak je wypuściłam, było już całkiem dobrze.
- Już nie boli - zapewniłam go, kiwając przy tym głową. - Ale nie rób tak więcej, proszę. - poprosiłam. Nie wiedziałam nawet wcześniej, że on tak potrafił. Właściwie to gdyby trochę poćwiczył, tylko musiałby znaleźć jakieś króliki doświadczalne, to mogłobyby całkiem fajne i przydatne. No bo sprytnie byłoby tak komuś przesłać jakieś myśli czy obraz, bez potrzeby wypowiadania się. Również mogłobyby być to trochę egoistyczne i wredne, żeby tak na przykład wspominać coś komuś o kimś w jego obecności.
Ale nie ma co teraz mówić o obgadywaniu w myślach. Istniała ważniejsza sprawa. - To raczej ważne, ważne - odpowiedziałam na jego pytanie. Dlatego własnie postarałam się przybrać bardziej poważny wyraz twarzy. Westchnęłam, zbierając się na powiedzenie tego, co miałam i w końcu otworzyłam usta.
- Reid, czy ja jestem Twoją... dziewczyną? - zapytałam, nieco wahając się przy ostatnim słowie. No dobra, może i nie była to kwestia egzystencjonalna. Jednak było to coś, co chciałam wiedzieć. Lubiłam przecież Justina. Nawet bardzo. Spędzaliśmy ostatnio razem mnóstwo czasu i w ogóle. A poza tym, wiadomo było, w jaki sposób on mnie lubił. Nie można, więc powiedzieć, że nasza relacja była zwykłą przyjaźnią, a nie chciałam nazywać go od razu swoim chłopakiem. Zwłaszcza, że nie byłam jakoś wyjątkowo doświadczona jeśli chodzi o takie sprawy. Bo nie wiem, czy wiecie, ale ja nigdy nie miałam chłopaka. Moje najbliższe relacje z płcią przeciwną kończyły się na dobrej przyjaźni. Ja zawsze uważałam, że faceci byli lepszymi przyjaciółmi niż dziewczyny. Ale koniec, odbiegam od tematu.
Przed tym jak zadawałam to oto ważne pytanie, podniosłam się tak, że siedziałam na ziemi, ze skrzyżowanymi nogami. Teraz wbiłam wzrok w swoje dłonie, a raczej wielkie szare rękawiczki, czekając na odpowiedź Justina. Nie wiedziałam nawet, czy powinnam była o to zapytać. Nie chcialam się przecież narzucać, ani nic.
Jackie
Jackie
team justin


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 4 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Justin Czw Gru 29, 2011 6:15 pm

- Nawet jak już tak do końca opanuje? - zapytałem z nadzieją. Bo tak to by było szkoda, że gdy już umiem to bym nie mógł wysyłać swoich myśli do wszystkich. Chociaż pewnie zanim to opanuje to już będę stary. Ale dobra. - Niech, będzie. Nie będę - potulnie obiecałem, choć w sumie kolejne myśli Jackie tak trochę dawały nadzieję, że jednak będę mógł. Nie będę jednak mówił hop zanim jeszcze nie przeskoczyłem. Taa jaasne. A ja to już jestem taki zapobiegawczy. Wiele miłych rzeczy można o mnie powiedzieć, ale na pewno nie to, że zawsze robiłem tak jak sam sobie obiecywałem. Prędzej dotrzymywałem obietnic złożonych komuś niż sobie. Bo one były jakieś takie bardziej materialne niż normalne. Ale dobra koniec z tymi bzdurami.
Moja śnieżka była zajebiście okrągła i twarda. Śnieżki zawsze się takie robiły gdy za długo się je macało, ale zazwyczaj w wojnie na śnieżki nie było czasu na macanie i wychodziło takie nie wiadomo co. Dlatego zawsze było lepiej przygotować jakiś zapas. Boże, ja zawsze zaczynałem myśleć o takich głupotach gdy gdziekolwiek padało słowo ważne. Od razu się zniechęcałem. Ale już dość. Dla Jackie mogłem się skupić.
- No, jesteś moją dziewczyną - odpowiedziałem zupełnie na luzie uśmiechając się do niej. - Nawet od jakiegoś czasu. Pytanie, czy ja jestem twoim chłopakiem. - Bo to była zasadnicza różnica moim zdaniem. Jeżeli ja czułem, że Jackie jest moją dziewczyną to mogłem ją tak nazywać. Ale nie mogłem mówić, że jestem jej chłopakiem, jeżeli ona sama tego nie wiedziała. Jestem mądry. Zajebiście mądry. Aż zdziwko. - No to jak jest? - Nie przestawałem się uśmiechać. Bo jednak nie czułem aż tak wielkiej ważności tego pytanie. Nie denerwowałem się ani nic. Po prostu było mi miło w towarzystwie Jackie. Nawet zajebiście miło. To oznacza jedno: że nawet ważne rozmowy z nią mogą być miłe. Czy ona nie jest zajebista?
No dobra, trochę też kłamałem co do tego pełnego luzu. Tak ociupinkę martwiłem się, że jednak Jackie nie będzie wiedziała co odpowiedzieć na moje pytanie, albo odpowie nie tak jak chcę. Choć z drugiej strony przecież i tak nie zmieniało to tego co ja myślę.
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 4 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Jackie Czw Gru 29, 2011 6:53 pm

Oj, miałam nadzieję, że Justin się domyślił, że mógłby znów próbować to robić, gdy już nauczyłby się jak. Nie miałabym wtedy nic przeciwko. W przeciwieństwie do teraz, bo nie chciałabym znów poczuć takiego koszmarnego zderorientowania i zawrotów głowy.
O, jak dobrze, że wcale Reida nie zniechęciłam swoim pytaniem. To znaczy taką miałam nadzieję, ale ten cały czas się uśmiechał, więc na to nie wyglądało. Ja nie umiałam czytać myśli, więc nie mogłam, tak jak on, dowiedzieć się, co tkwiło w jego głowie. Zdawałam się, więc na to, co widziałam, a słysząc jego odpowiedź, podniosłam głowę, ukazując swoją twarz, na której widniał szeroki uśmiech. Aż mi się zrobiło tak cieplej w okolicach klatki piersiowej, pewnie w serduszku.
- Tak. Chyba tak. To znaczy tak. Bez chyba. No wiesz, co mam na myśli. - troszkę mi się język poplątał, co było nieco dziwne, gdyż nigdy niemal nigdy nie czułam się w towarzystwie Justina jakoś niepewnie i nieswojo. Do swojej nijakiej wypowiedzi dołożyłam jeszcze kolejny uśmiech, nieco przepraszający za to, że nie mogłam się odpowiednio wysłowić. Aż musiałam przez to wszystko po raz kolejny głośno sobie westchnąć.
Gdzieś za nami, przez okno, kątem oka, dojrzałam, że bal świąteczny powoli się rozkręcał. Wiadome, było, że się na niego wybierałam. To znaczy, nie byłam wielką fanką bali, ale chętnie skorzystałabym z okazji, żeby tam pójść. W związku z tym, aby uniknąć kontynuacji naszej ważnej rozmowy, bo nie porafiłam takich prowadzić, a wiedziałam już to, co chciałam, podniosłam się szybko z ziemi, otrzepując tyłek ze śniegu.
- Chodź, jeżeli chcemy zdążyć na bal, powinniśmy się już na niego szykować - powiedziałam, szczerząc do Justina zęby i wyciągając w jego stronę dłoń, aby pomóc mu wstać. Nie chciałam, żeby znów się wywrócił na lodzie. Nie, że zawsze potrzebowałam sporo czasu, żeby się przebrać i nieco ogarnąć, ale dziś wyjątkowo postanowiłam nie wyglądać jak bezdomne dziecko, ot co.
Jackie
Jackie
team justin


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 4 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Justin Czw Gru 29, 2011 7:48 pm

W sumie to mało co potrafiło mnie zniechęcić. No chyba, że byłoby wielkie, owłosione, cuchnące i... Choć nie wiem co by mogło takie być. Ale musiałoby być naprawdę obrzydliwe, żeby mnie zniechęcić. O wiem! Jeszcze Cook i Ethan potrafili mnie czasem zniechęcić. Ale jakoś Jackie o to posądzić nie mogłem. Jackie to mnie nawet napędzała, choć ja do latania w tą i we wtą raczej nie musiałem mieć jakiś wielkich powodów. Powiedzmy, że Jackie napędzała mnie umysłowo, bo takich mądrych rzeczy jak te przed chwilą to ja dawno nie myślałem. I to tak z sam siebie. No dobra, napędzany przez Jackie, ale sam z siebie. Raz się ktoś tam w sumie ze mnie śmiał jak mówiłem mądre rzeczy, ale ja się nie zniechęcam wcale, dlatego od czasu do czasu mi się udaje.
- No wiem wiem. Kto może wiedzieć lepiej co masz na myśli niż ja? Powiem ci coś w sekrecie - nachyliłem się do niej zniżając głos do szeptu. - Strasznie mi się podobają twoje myśli - wyjawiłem. Czasami ludzie mieli straszny zamęt w mózgu, czasami mieli za bardzo poukładane. Ani tych, ani tamtych nie potrafiłem znieść. Ale w przypadku Jackie jej myśli strasznie mi tak pasowały do wszystkiego. Dopasowywały i nie mieszały z moimi. Pewnie gdybym był psychiczny powiedziałbym, że pasowały jak te dwie połówki jabłka. Ale nie byłem psychiczny akurat w tą stronę, wiec nie będę porywał się na takie bzdety. Chociaż czasami bzdety potrafiły być fajne. W tej chwili nie przychodzi mi nic do głowy, ale kiedyś podam przykład.
- Bal! - wyrwało mi sie trochę głośniej. Całkiem zapomniałem o tej całej sprawie, i że miałem przecież pomagać w przygotowaniach! Ana mnie chyba zabije ze trzy razy zanim mi wybaczy. O ile w ogóle wybaczy. - Zupełnie zapomniałem! A przecież miałem... - i się zaciąłem. Bo czy mogę powiedzieć Jackie o seksi mikołaju co mi Ana kazała się za niego przebrać? Czy niespodzianka będzie lepsza? I po co się zastanawiam? No jasne, że niespodzianki zawsze są lepsze!
Wstałem i otrzepałem się szybko ze śniegu. Coś czułem, że spodnie przez to taczanie się całkiem mi przemokły, ale miałem to gdzieś. Jackie chyba już chciała iść do środka, ale w ostatniej chwili złapałem ją za rękę.
- Poczekaj jeszcze chwilę - poprosiłem pochodząc bliżej. - Muszę... - ale nie dokończyłem, bo sam nie wiem co bym mógł powiedzieć. Pewnie jakieś same bzdury, więc lepiej będzie dla świata gdy zatrzymam je dla siebie i po prostu zrobię to co chcę zrobić. Pochyliłem się i tak normalnie pocałowałem Jackie. Nie jakiś buziak, tylko tak normalnie. W końcu była moją dziewczyną, a ja jej chłopakiem. Mogłem.
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 4 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Jackie Czw Gru 29, 2011 8:25 pm

Nie wiem, czy to było możliwe, ale mój uśmiech z każdą chwilą jeszcze się poszerzał. Ostatnio tak bardzo dużo się uśmiechałam. Choć po świętach, pewnie będą bolały mnie mięśnie na policzkach od ciągłego szczerzenia zębów, a na starość będę miała straszne zmarszczki. Chociaż nie warto jest myśleć o starzeniu się. Ja nie chcę nawet do końca dorastać, bo bycie nieodpowiedzialną dwudziestolatką w zupełności mi wystarczało. Nie wyobrażałam sobie brania życia na poważnie, pracowania, czy nawet wracania do domu, gdzie czekałaby na mnie gromadka dzieci. Chwila! Stop! Ja nie będę miała dzieci, przecież. No bo po co? Nie mówię, że dzieci nie byłyby fajne, ale czy wy wyobrażacie sobie mnie, nawet za te dziesięć, dwadzieścia lat, czytającą jakimś bachorom książki, chodzącą z nimi na spacerki, gotującą jakieś kaszki i tym podobne? Bo ja nie. Ja bym je przecież pogubiła i przypadkowo wygłodziła, a tego raczej nikt by nie chciał. Ale na dorosłość jeszcze przyjdzie czas. Oby przychodził jak najwolniej.
Co do teraźniejszości, nie znam się na myślach, więc szczerze mówiąc, nie wiem, co mogło być tak fajnego w moich. Jednak skoro te podobały się Justinowi, nie mogłam nic innego tylko zareagować na to z zadowoleniem. Czasami myślałam sobie jak bardzo chłopakowi jego talent wszystko ułatwia. I nie tylko jemu. No bo ja na przykład, jestem beznadziejna w ujmowaniu w słowa tego, co chcę komuś przekazać. A tu taki Justin, może bez problemu zorientować się, co mam na myśli, bez niepotrzebnego analizowania wszystkich moich gestów i słów.
Nie usłyszałam tego, co Reid wspomniał o balu, nawet jeśli dużo nie powiedział, bo zatrzymał się w połowie zdania, gdyż w tamtym momencie wróciłam pod murek, aby zabrać swoje rzeczy. Niestety, torebka z prażonymi orzeszkami wysunęła mi się z dłoni i upadła na ziemię, a jej zawartość się rozsypała. Trudno, stwierdziłam, że będzie z niej większy pożytek jeśli ją zostawię, niż zbiorę i wyrzucę. Przecież takie ptaki czy jakieś zwierzęta musiały też coś jeść.
Wesołych krokiem, powiedziałabym, że niemal w podskokach, zaczęłam zbliżać się do wejścia do budynku, ale zatrzymał mnie Justin, łapiąc za rękę. Nie do końca skojarzyłam, co miał zamiar zrobić. Nie, nie dlatego, że byłam głupia czy coś. Bo ja głupia nie byłam, naprawdę. Raczej dlatego, że właśnie zaprzątałam sobie głowę tym, co zrobić, żeby wyglądać jak człowiek na balu. A raczej jak dziewczyna. Bo nie wiem, czy zauważyliście, ale nie miałam w zwyczaju ubierać się w koronkowe sukienki czy buty na obcasach. Dowiedziałam się o zamiarach Reida w chwili, w której zdecydował się je zrealizować - składając na moich ustach pocałunek. Nie, nie, to wcale nie był pierwszy pocałunek w moim życiu, nic z tych rzeczy. Jednak było w nim coś, co sprawiło, że było w nim coś jakby wyjątkowego. Najprawdopodobniej dlatego, że był pierwszym pocałunkiem z Justinem. Sama nie wiem, dlaczego nie wydarzyło się to wcześniej, ale samo spędzanie z nim czasu sprawiało, że nie potrzebowałam pocałunków, aby być w pełni szczęśliwa. Swoją drogą, sama uważałam, że tego wieczoru przyszła najwyższa pora na to, żeby to się stało. Zwłaszcza, że było już bardziej niż mniej jasne, jak wyglądała nasza relacja. Problem tkwił w tym, że mimo tego, że może wyglądałam na Jacka cwaniaka, ja przecież byłam bardzo nieśmiała i wrażliwa. A nie chciałam się przecież nagle rzucić na chłopaka z pocałunkami, bo jeszcze bym go wystraszyła.
Po moich plecach przeszły ciarki. Możnaby się uprzeć, że spowodowany był tym, że było nieco zimno, ale ja uważam, że to przez Justina. Nie buntowałam się, nie wyrywałam, nic z tych rzeczy. Jedynie puściłam rączkę od swojej reklamówki, tak, że ta znalazła się na ziemi i stanęłam nieco na palcach, dlatego, że mimo wszystko, chłopak był ode mnie wyższy. Oddałam pocałunek, trochę go przedłużając, a w międzyczasie, moje dłonie znalazły się gdzieś w okolicy szyi Justina, czy może barków, obojczyków... Nie wiem, to nie było takie istotne.
Gdy w końcu pocałunek się zakończyć, odrobinkę się odsunęłam, kącikowo uśmiechając. - Wesołych Świąt - dodałam, a potem jeszcze raz uniosłam się na palcach i krótko musnęłam jego wargi swoimi. Fajnie było mieć chłopaka.
Jackie
Jackie
team justin


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 4 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Justin Czw Gru 29, 2011 11:30 pm

To jest trochę śmieszną sprawą, bo raczej tak dokładnie nie można tego wytłumaczyć. Można jedynie przybliżyć ogół, ale to chyba nie jest wystarczające. No przynajmniej ja bym nie chciał widzieć jedynie przybliżenia, po tym jak miałem całość dla siebie. Wiem jednak, że jesteście na straconej pozycji, bo nie jesteście mną i dlatego będę taki wspaniałomyślny na święta i wam chociaż te przybliżenie podaruję. A więc. Podczas pocałunku moje myśli całkowicie zostały zastąpione przez te jej, przez co... To zabrzmi trochę dziwne. Ale przez co przez około sekundę czułem jakbym całował sam siebie. Spoko możecie się śmiać, dla mnie też było strasznie szalone. Dlatego po tej sekundzie całkiem zablokowałem te całe czytanie w myślach, wnikanie do umysłu na rzecz skupienia się na normalnym całowaniu. I właśnie w tym momencie następuje to co chciałem wam przybliżyć. Pewnie większość z was się już całowała, wie jakie jest to uczucie. Może niektórzy się rozczarowali, niektórzy nie, ale to i tak nie było to coś co się stało. Bo moim zdaniem stało się coś bardzo fajnego. Bo ja się całowałem i z Yves, i z Misty, i z Earth i nawet z Aną. Ale z Jackie to jednak było coś innego. Nawet pomimo tego dziwnego początku. Nie jestem jakimś wielkim poetą, choć moje wierszyki są boskie, ale chodzi tu o takiego poetę prawdziwego. Dlatego opisać nie umiem co się stało. Pewnie Jackie sobie lepiej by poradziła, ale nie wiem bo odciąłem dopływ jej myśli. Tak było lepiej.
Ale wiecie, nie wszystko w tej sekundzie na początku było takie dziwne. Bo też dzięki temu choć przez tą krótką chwilę mogłem na serio zobaczyć jakiś zarys uczuć Jackie.
- Nawzajem - odpowiedziałem jej bo na bardziej złożone życzenia chyba nie było mnie stać. Co dziwnego, bo zazwyczaj moje życzenia nie miały końca, bo cały czas nachodziło mnie co bym komuś mógł życzyć. Dlatego ludzie mnie tak omijali dzisiejszego dnia, ale ja wcale nie miałem im tego za złe. - Ty się przypadkiem gdzieś nie spieszyłaś? - zapytałem uśmiechając się. Znaczy ja się cały czas uśmiechałem, ale teraz wyjątkowo czułem, ze ten uśmiech jest tylko dla Jackie.
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 4 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Jackie Pią Gru 30, 2011 3:04 pm

Przez to całe całowanie kompletnie zapomniałam o tym, że rzeczywiście się spieszyłam na bal. Gdyby nie to, że Justin mi przypomniał, pewnie nadal bym tak stała, wgapiając się w niego i szusząc zęby. Nie mówię, że było w tym coś złego i nieprzyjemnego. Wręcz przeciwnie. Nawet zapomniałam już o tym, że jeszcze przed chwilą było mi zimno.
- Masz rację, bal! - w ostatniej chwili powstrzymałam się od pacnięcia się dłonią w czoło, w ramach dezaprobaty dotyczącej mojej osoby, a zwłaszcza mojej pamięci i rozkojarzenia. - Chodź, idziemy - pociągnęłam Reida za rękę w stronę wejścia, gdzie się potem rozdzieliliśmy i umówiliśmy, że spotkamy się już na miejscu, czy gdzieś tam. Pobiegłam w podskokach do swojego pokoju, po drodze wystukując na telefonie wiadomość do Lie i potem zniknęłam za jego drzwiami.

// kończymy tutaj. jakby ci się chciało to możesz zacząć justinem w ogrodzie ;3
Jackie
Jackie
team justin


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 4 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Wolfgang Sro Sty 18, 2012 2:35 pm

/niewiadomoskąd/

Damn it. Nie ogarniam. Budzę się rano całkiem kulturalnie, bo w łóżeczku – a ileż to razy zdarzało się skończyć na klęczkach z głową w sedesie, albo pod stołem, najlepiej z facjatą udekorowaną markerowymi fallusami (niektórzy puszczali wodze fantazji i nadawali im imiona; sam czasem ścigałem się z Aszem, kto pierwszy wstanie i da radę namalować drugiemu fantastycznego penisa na ryjku – w tym przypadku moja umiejętność odpornego spania do późna okazała się newralgiczna w sposób dla mnie nie tyle niekorzystny, co upierdliwy – ale dzielnie znoszę te ciągłe upokorzenia). Wracając jednak do historii dnia (nie wiem jak można noc polarną dniem nazywać, ale spoko), jak już udało mi się unieść powieki, chociaż ilość etanolu, która nadal krążyła w mojej krwi skutecznie to utrudniała, zdałem sobie sprawę, że to nie moje łunio. Zwlokłem dupsko do łazienki, zrobiłem co musiałem i jak tak sobie wyglądałem przez okno, to dotarło do mnie, że widok jest jakiś odmienny i nie do końca odpowiada temu, jaki zwykle rozpościera się wokół rezydencji. Znajdowałem się w jakimś domku, sądząc po okolicy to musiało być Tromso. Beka, bo nie przypominałem sobie, żebym się tam wybierał… ostatnie, co pamiętałem to to, że wziąłem jakieś pigsy, zapiłem wódą i poszedłem w długą. Brawo ja, nawet nie czuję, gdy rymuję.
Czasem tak sobie myślę, że to trochę żałosne, tak niszczyć się dzień po dniu, mówię sobie Wolfie, pierdol te imprezy, bo kiedyś czeka cie afterpary w Hadesie. Aż wstyd później w lustro patrzeć, zwłaszcza, kiedy żyje się w przekonaniu, że była bombowa biba, a tu nagle wpadają znajomi z hasłem na ustach cotywczorajodjebałeś, wykonując przy tym dziwne gesty dłonią, jakby tak naprawdę chcieli powiedzieć mózg rozjebany. Także tego, imprezo, oddaj mi moją godność; wątrobo – przepraszam. Pobojowisko, które kalało moje oczy wskazywało na to, że impreza była przednia.
Kurtki mojej znaleźć nie mogłem, na polu zaś pizgało niemiłosiernie. W domu żywej duszy, to sobie przywłaszczyłem jakąś w kolorze fuksji i z buta ruszyłem w stronę, w którą wydawało mi się, że powinienem iść. Dobrze, że nikt mi słuchawek i ajpoda nie podpierdolił, to sobie mogłem zapuścić jakieś psychodisko i łiczhałs, od razu lepiej się szło. W końcu, po jakiejś godzinie, może później, znalazłem się na dziedzińcu. Wziąłem fajka sobie wetknąłem do ust i zapaliłem, po buszku uznając jednak, że prędzej wydam na świat boży wszystkie treści mojego żołądka, nim go skończę, ale żal było wyrzucać, bo ostatni. Więc paliłem.
Wolfgang
Wolfgang
komendant melanżu


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 4 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach