Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Dziedziniec

+15
Wolfgang
Justin
Robbie
Penelopa
Jackie
Heidi
Janek
Zoja
Julek
Earth
Sybilla
Fitzwilliam
Chupa
Ianelle
Mistrz Gry
19 posters

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

Go down

Dziedziniec - Page 5 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Cook Sro Sty 18, 2012 6:07 pm

/z czehiii/

Ten Feluś to ma super. Jak mi tylko pokazał jak skacze z mojej czechiowej rezydencji aż tu, to się od niego nie odczepiłem, póki nie skoczył ze mną jeszcze po jakieś zapasy, nim mnie odstawił pod same drzwi pani smoczycy. Na nieszczęście dla Felusia jestem aż zbyt natrętny, bo skoczyliśmy po drodze do dwóch barów, znaleźliśmy miejsce na powitalny melanż dla mnie, wyjęczeliśmy naszego wspólnego ziomka o to, żeby ogarnął całe miejsce, muzykę i takie tam. Troche jebaliśmy, nawet bardziej, bo Czechia nie wyszła nikomu na dobre, nawet Izeczka miała trochę mniej czerwone włosy, a kiedy stałem przed drzwiami smoczycy, Feluś mi kazał już nigdzie nie iść. Śmiesznie, wreszcie może komuś coś kazać, bo wiecie on niby jest tym królewiczem, ale już mi się zdążył poskarżyć co ten cały Rangwald-ciota, nałożył na niego jakieś takie prawa, zakazy i rozporządzenia (serio użył takiego słowa!) i teraz Feluś już nie wie, do której toalety ma wchodzić! Bidul trochę, postanowiłem się go więc posłuchać, szczególnie, że lubiłem chodzić do smoczycy. Ona zawsze patrzała na mnie jak na największego debila na świecie, a jak siadałem na jej biurku dźgała mnie swoją ostrą laską z taką miną, że każdy by pozazdrościł. W każdym razie siedziałem na wypucowanym krzesełku, buchała ode mnie woń wiecznego melanżu, paczałem, BYŁEM ogólnie rzecz ujmując, aż tu wytacza się z jej gabinetu jakiś gostek. Żegnany uwagą z dźwięku podobną do moich pożegnań, uśmiechnął się pod nosem, kopnął drzwi i poszedł. To był Aszlej, ale jeszcze go wtedy nie znałem. Pozdrowiłem go, bo czemu nie?? Zresztą, śmiesznie, że u pani Dyrektor ostatnio taki ruch się zrobił! Wskoczyłem na nogi, minąłem cień Aszleja i otworzyłem drzwi. Ukłoniłem się nisko, pozwalając, żeby smoczyca wzięła drugi oddech. A potem zamknąłem drzwi i przyjąłem na klatę jej głośne wrzaski, przeklinania moich nieodpowiedzialnych poczynań..
A dziś rano pamiętam tylko, jak wyszedłem od niej, ktoś założył mi worek na łeb, wsadził w łapę zimną butelkę i pociągnął. Impreza była zajebista, coś mi miga, że skakałem z balkonu, coś mi miga, że robiliśmy jacuzzi w rzece, coś mi miga, że położyłem Aszleja spać ze staruszką, która mieszkała po sąsiedzku. Miga, miga, światełka, muzyczka, obudziłem się pod drzwiami Rezydencji. Moi ziomkowie dostarczyli mnie pod samą bramę, jakoś nad ranem, przespałem się trochę na mrozie, ale teraz znów się obudziłem, bo ktoś wychodził-wchodził-jebnął mnie w łeb. Zataczając się z deczka, wpadłem na dziedziniec i ległem na siedzeniu, zaraz czując, jak ktoś mi siada prawie na głowie.
- Kurfaaa- wrzasnąłem, odepchnąłem ten słodziachny tyłeczek, a potem pozdrowiłem Wolfiego - wczoraj go poznałem, spoko facet, spoko - i jakoś tak usiadłem, sam nie wiem jak, bo kręgosłup miałem chyba w kokardkę. - Tyyy... byłeś wczoraj, no nie! Super, super, że wpadłeś.. sorka, że nie pamiętam, ale ty jesteś facet mózg rozjebany no nie. Czy ja dobrze kontaktuje, że zostawiliśmy twojego kumpla w łóżku tej staruchy, co z nami wciągała?- zaśmiałem się, bo Aszlej był super i wgl, ale ta babuszka tak do niego lgnęła, że nie mogłem odmówić!
Cook
Cook
~ * ~


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 5 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Wolfgang Pią Sty 20, 2012 5:15 pm

Bałem się trochę spojrzeć na wykaz połączeń przychodząco-wychodzących, ale w końcu doszedłem do wniosku, że już za długo pozwoliłem sobie na beztroskę i może czas dowiedzieć się, czy przypadkiem nie jest się na pieńku z prawem albo coś. Odnalazłem jedynie kilka pijackich esemesów wymienionych z Dżeki, ale z przez ilość zawartych w nich wielu niezrozumiałych znaków, ciężko było wydobyć sens. Około dwunastej odebrałem telefon od nieznanego numeru, a chwilę przed drugą dzwoniłem do Asza. Nie wykluczałem opcji, że wczoraj przybibanżyliśmy razem, miałem też cichą nadzieję, że to nie była jakaś ostatnia wieczerza, i że ziomek jest jeszcze ciepły, i ma się dobrze. Tak się zaabsorbowałem tym telefonem, że prawie nie zauważyłem, że ładuję się z dupskiem na czyjąś facjatę. Jakiś piękniś zmacał mnie za tyłek i jak już dotarło do mnie, że do mnie mówi, zsunąłem słuchawki z uchów.
Fajnie, że się znaliśmy.
- Dojna krowo, ty ogarniasz, co się wczoraj stało? Bo wiesz, jak zostałem jakimś komendantem melanżu, to jeszcze o tym nie wiem. Mam chyba w mózgu czarną dziurę, która wszystko zasysa w nicość.
Czasami zastanawiałem się, czy przypadkiem ktoś z mojego bliskiego otoczenia po prostu nie trzyma w tajemnicy tego, że posiada moc kasacji pamięci i za każdym razem wykręca mi taki wyborny dowcip.
- Mówisz o Aszleju? Nocoty gadasz, że go zostawiliśmy nieprzytomnego do zmolestowania jakiejś niewyżytej, pomarszczonej kobiecie? Weź w ogóle, krzywda jakaś, WCZORAJ? - tak jakby próbowałem go zachęcić do zdradzenia czegokolwiek. Nie, żebym się palił do odkrycia wszystkich tajemnic wieczoru zatracenia, bo wiecie, pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć. Na przykład tej, przez którą moje szlachetne zakończenie pleców tak niemiłosiernie mnie dziś ściska z bólu.
Wolfgang
Wolfgang
komendant melanżu


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 5 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Cook Pon Sty 23, 2012 10:06 am

W sumie nie ogarniałem co się wokół mnie dzieje, jak tylko zadałem pytanie, straciłem zainteresowanie gościem tym przedemną. Troche złapałem nieogara, bo jak jestem skacowany to mniej ogarniam niż zazwyczaj. Paczałem sobie po niebie, nie lubiłem tego ciemna, ale z drugiej strony żadne słońce mi nie jebało w oczy, więc SPOKO było. Ej, co to ja mówiłem? Że zapomniałem o tym tu, ale skakał jak mała małpka i się aż zainteresowałem. Kurfaaa, co on pierdoli? Jakim jebanym komendantem.. ano, racja. Sam mu wciskałem garnek na łeb, zaśmiałem się bo to było śmieszne. Kluski mu się wplątały we włosy, jakaś inna dzikuskowa laska mu je potem jadła z głowy – głupiagłupia, ja bym tego żelu nie dotykał jęzorem, ale co mi tam. Się śmiałem, śmiałem, no BEKABEKA.
- Teee, no Aszlej, właśnie wiedziałem, że takie babskie imie mu nadali. Co za ludzie, co za ludzie. Ale nie ma tego co by na dobre nie wyszło, chociaż się go pamięta cnie. NO DO RZECZY – Szleja wpakowaliśmy tam no wiesz, do tej sąsiadki. Miała jedyne niezarzygane łóżko, więc nie pierdol, że złe rzeczy: byłem miły i poszukałem mu łóżka bez bełtowego! Jest mi winien coś supernowego, lepiej mu przekaż! – no właśnie, ten tu GOLF był kumplem Aszleja, szkoda mi było, że dopiero teraz się tu rzuciłem spowrtoem, bo fajne z nich były cipki, a ja w tej mojej Czechi miałem tylko pseudopunków. I od nich załapałem pseudoirokezika – heheheh, szkoda, ze się nie ściąłem, taki plan też był.
- I nie pytaj o wczoraj. Wczoraj nie ma, jutro nie ma. Dziś pijemy też, nie ma nawet rozmowy!
Cook
Cook
~ * ~


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 5 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Wolfgang Sob Sty 28, 2012 4:42 pm

Ciężkie życie, bo weźcie sobie rozmińcie – co, jeśli w nocy obracało was dziesięciu murzynków w spodenkach na szelkach (dupsko boli niemiłosiernie, spodziewam się najgorszego), a wy nic o tym nie wiecie, a drugiej jednak strony – są rzeczy, których n a p r a w d ę lepiej nie pamiętać. Ja na pewno nie chciałbym pamiętać o murzynkach, miałbym koszmary senne przez najbliższą dekadę. Z drugiej jednak strony pozornie błoga nieświadomość była trochę niekomfortowa i jakoś tak dziwnie to. Takie imprezy niszczą psychikę. I co gorsza coraz rzadkiej zdarzają się dupeczki, które po kilku kieliszkach wódy i jakimś koksie łatwo zaciągnąć do łóżka. Nie wiem czy one się rodzą jakoś odporne na moją moc czy co, ale mogłyby się ogarnąć, bo jak się za długo ma okres posuchy to ręce szybciej jakoś się męczą. Nie to, żebym nie lubił uprawiać miłości w pojedynkę, w końcu to seks z kimś, kogo się kocha, ale nowiecie.
- Chuj z ciepłym i czystym łuniem, tu rozchodzi się o cnotę mojego kumpla i jego stan psychiczny. Wolałbym już chyba spać w końskim łajnie niż dać się dotknąć jakiejś starej purchawicy - trochę srałem, kto by nie srał. W końcu mieszkam z gościem, troszczę się o niego. Jak ma kaca to np. przynoszę mu ciepłą zupę, bo dobry ze mnie murzyn hehe.
- Co ty mówisz nie pytaj, weź w ogóle, chcę wiedzieć, czy to była biba stulecia, czy tylko jakaś pipidówa, bo jak słabo było, to trzeba pokazać temu miastu, kto tu sieje rozpustę. Albo w sumie dobra, spoko PACIEŻA I MELANŻU NIE ODMAWIAM.
Kusiło, żeby zapytać czy wie, co może być z moim dupskiem, ale może to od tego skakania z balkonu, o którym w zasadzie nie mam pojęcia.
I w zasadzie to nie pamiętam jak gość na ma imię, ale nieważne. Jeszcze się dowiem.
Wolfgang
Wolfgang
komendant melanżu


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 5 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Cook Pon Lut 13, 2012 3:25 pm

Hahaha, śmiesznie gadał ten tu chłopiec. W sumie był może nawet SPOKO jak się zdążyłem skminić, i dlatego nie uświadomie go kto go obracał wczoraj w nocy. Sie wie takie rzeczy. Wiecie, jeszcze kiedyś to bym pewnie nie wiedział, ale teraz? Teraz mam Izeczkę i raczej staram się wiedzieć, że nie umoczyłem sobie gdzieś w jakimś roztworze bakterii. Nie chciałbym robić Izeczce problemów później. Jestem taki kosiany, że aż sam tego nie ogarniam. Ogólnie rzecz biorąc, było spoko i super.
aterazplumplumplum i zmieniamy czasy, ze się niby spotkali po innej imprezie, bo nie chce mi się akutalizować co wtedy było, a czego nie było, a ciekawiej jest z tym co jest teraz. I teraz, czyli w noc po urodzinach Feluśka, pewnie Cook już długo zna golfa i aszleja simpsona, więc się już nie muszą pytać jakiś "eeeee, a dasz mi swoje imie", tylko się znają i jest spoko.
Siedzieliśmy sobie, jaraliśmy i ogólnie rozprawialiśmy trochę o tym, że Golf znów nie wiedział co się z nim stało, a ja, jestem taki dobry, że znów mu nie powiem, że się przylizał z bratem tej całej Nessie. Ten jej brat był bardziej śliczniasty od niej, więc w sumie to się nie dziwiłem Wolfowi. Chociaż, jakby nie paczeć, to trudno zrozumieć czemu lizał się z tamtym gniazdogłowym, kiedy obok miał jakąś dziewuchę. No może i dziewcia, ale da się to chyba zmienić, co?
- Te, ogarnij. Aszlej się właśnie ze mną założył, że przerucha tą całą burakową od żywiołów - się zaśmiałem i odpisałem temu cipakowi na smska, żeby sobie nie pomyślał, że już nie chce go pieścić. - Wiesz, te co sie każdemu na kolana pakuje, a nigdy jej na imprezach nie ma, bo jej nikt nie chce zapraszać?
Golf to pewnie nawet nie wie, że właśnie gada ze swoim bffem. On nic nie kmini, co za buc.
Cook
Cook
~ * ~


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 5 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Wolfgang Sob Lut 18, 2012 12:58 pm

Haha lovam cie za Luniastego
+ sorki ale ja golfem nie pociągnę na pierwszej

Wolfek już chyba przywykł do przypadkowego seksu z jeszcze bardziej przypadkowymi osobami, no ale co miał zrobić, jak miał mordkę niczym rasowy przychlast i żadna dziunia się nie połasiła na takiego. Chociaż ponoć SEKS TO NIGDY NIE JEST PRZYPADEK. Ale taki Golf, co on tam może wiedzieć, przecież to stworzonko ma mózg wyżarty od permanentnego chodzenia kompletnie zwęglonym. Nic dziwnego, że się taki z Szalejem dobrał, w sumie to ciężko ogarnąć, który z nich się bardziej niszczy.
No a teraz jeszcze kumplował z Kukiem, już nawet wiedział, jak ten bananowy ziomek ma na imię, chociaż nigdy się wobec niego w podobny sposób nie wyrażał.
I może dobrze, że zaoszczędził Golfowi tej kompromitacji. Bo wbrew pozorom, ponieważ Wolfek częściej niż rzadziej zachowywał się tak, jakby przejawiał gejowskie zapędy, był całkowicie oddany kultowi hetero, ale już nieraz słuchał o sobie, że się na jakiś ślicznych chłopców rzucał, kiedy nie był w pełni władz umysłowych. Ale jemu się takie rzeczy wybaczało, on dzielnie przyjmował wszystkie obelgi, bo wierzył, że w głębi duszy taki Kuk wcale tak nie uważa, że to tak z SYMPATII.
- Tą napaloną? - Wolf pomyślał sobie, że to trochę nie w porządku, że jej nie zapraszają, bo on żył w przekonaniu, że gdyby nie był przydupasem (znaczy on lubił utrzymywać, że z Szalejem mają braterstwo krwi, ale każdy w Rezydencji widział, kto z tej dwójki błyszczy skurwysyństwem, a kto jest tylko tłem) to też by go nigdzie nie chcieli. Strasznie szkoda zrobiło mu się przez chwilę tej całej Graciarni, ale na dobrą sprawę bardzo mu z tego powodu było wszystko jedno. Bo ten, każdy orze, jak może, c’nie? Czy tam każdy kowalem swojego losu, ja nigdy nie byłam dobra w dziedzinie przysłowia polskie. – Weź mi nie mów, kijem bym jej nie tknął. Za bardzo się boję o moje przyrodzenie, jeszcze by się zwęgliło czy coś.


dobra, słabe troche ale nvmd.
Wolfgang
Wolfgang
komendant melanżu


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 5 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Mars Pią Mar 30, 2012 10:15 pm

/ z gdzieś.

Przywiodło mnie dziwne, duszące w piersi poczucie niespełnionego obowiązku, zostawionej gdzieś w tyle i zapomnieniu obietnicy. Miałem wrócić. Chyba.
Ze skórzaną torbą przewieszoną przez ramię i właściwie z niczym więcej zjawiłem się ni stąd ni zowąd, w dodatku bez wyraźnej przyczyny, tuż przed wejściem do Rezydencji. Rozejrzałem się dookoła, przyzwyczajając ponownie swoje oczy do tego przyjemnego dla wzroku budynku, po czym, nie zauważywszy nikogo ani niczego ciekawego, usiadłem na jednej z ławek ukrytej w gęstym żywopłocie. Wydobyłem z kieszeni telefon, porwałem się na wysłanie siostrze tak zwanego smsa, po czym porzuciłem znienawidzoną elektronikę na rzecz znacznie ciekawszych papierosów. Biała bibułka, czerwony ustnik o irytującym mnie ostatnio słodkim posmaku. Srebrna zapalniczka, po chwili bladoniebieski dym. Uśmiechnąłem się do siebie półgębkiem, w sposób, w który uśmiechać się może jedynie osoba szczerze ukontentowana, a jednocześnie zdająca sobie sprawę z faktu, jak bardzo czynność prowadząca do zadowolenia jest bezsensowna i bezcelowa. Gdyby się jednak bliżej w ten temat zagłębić, z pewnością doszłoby się do wniosku, iż całe ludzkie bytowanie, z pozoru tak piękne i głębokie (niczym kałuża), nie dąży właściwie do niczego konkretnego. Nikt dziś nie robi niczego dla siebie.
Obserwowałem leniwie sunący dym, od czasu do czasu wydmuchałem z ust kółeczko. Wtedy obserwowałem ze zdwojoną uwagą. Czasem tę uwagę odwróciło mignięcie czarnej plamy na mojej dłoni, zaraz po tym jednak przypominałem sobie o niedawno wykonanym tatuażu i chwilowy niepokój, jakoby coś się miało dziać z moją prawą ręką, mijał.
Mars
Mars
~ * ~


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 5 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Venus Pią Mar 30, 2012 10:40 pm

Javier musiał być przerażony. W jednej chwili doprowadzałam go do czerwoności, wnastępnej czytałam smsa, a już chwilę potem poprawiałam włosy w lustrze i wygładzałam sukienkę. Biedny. Patrzył na mnie, pytał czy coś jest nie tak. A gdy oświadczyłam, że wszystko jest właściwie najlepiej - nie usłyszłam nawet jak się uśmiecha - wybiegłam z pokoju. Korytarz nie przyjął mnie dobrze. Patrzyłam w oczy zniszczonych dziewcząt. One przypominały mi wszystko co robiłam a co przestałam robić, wszystko co mi się zdarzyło. Ostry makijaż. Zostawiłam klub, nie miałam bowiem czasu na prowadzenie czegoś co w obecnym stanie degeneracji społeczeństwa i tak nie miało racji bytu. Obiecywałam im spotkania, których nawet już nie planowałam. Podarte rajstopy. Cofam się myślami do ostatniego naszego spotkania. Wstydzę się, ale wymazałam te dni już z pamięci. Londyn był. Nie wraca. Wiszące koszulki. Moja rodzina. Ciekawe, czy ktoś już się z nim widział? Ciekawe czy Urane zdążyła go wyściskać, czy słyszał o tragedii Plutona, o problemach Merkurego. O moim szczęściu. O mojej hipokryzji. Nie, o niej nie słyszał nikt. Nawet ja o niej nie chce słuchać.
Wyglądam go oknami, ale nie ma dobrego widoku. Przyśpieszam, przeglądam stan każdego lustra. Czy czyte? Czy dalej fryzura trzyma się idealnie? Czy może napiszę, że mnie nie ma w mieście? W końcu już nie ma mojej bransoletki, nie może mnie znaleść.
Jest. Siedzi. Zbliżam się wpierw powoli, by ocenić szkody. Później czuję w sobie niepohamowaną potrzebę, ostatnie metry pokonuję w sprincie, rzucam mu się na szyję. Ale nie chcę mu broń Boże wyrzucić papierosa, więc próbuję robić to umiejętnie. Niepohamowana potrzeba teraz maluje mi szeroki uśmiech. Wciąż się boję, teraz mniej. Siadam obok, oglądam go.
- Mars, jestem taka szczęśliwa, że tu jesteś!- szczęście, tak to to. Ciekawe ile mi zajmie jeszcze milczenie. -Coś się stało? Postanowiłeś wrócić?
Jest nadzieja. Nie. To raczej obawa.
Venus
Venus
królowa śniegu


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 5 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Mars Sob Mar 31, 2012 4:19 pm

Nie. Nie słyszałem o niczym. Żyłem w błogiej nieświadomości na tym świecie, przeżywając rozterki swojego własnego. Nie cierpiałem z tego powodu, bo nauczyłem się jeszcze większej obojętności na kwestie, które nie dotyczyły mnie bezpośrednio. To samo prawo obowiązywało również rodzinę. Niestety.
Zaskoczyła mnie. Szczerze. Wybuchem radości, szczęścia i wahania, gdy przytuliła się gwałtownie, nie zapominając jednak o tym, że w palcach trzymam papierosa.
Wygiąłem usta w lekkim uśmiechu, cały czas patrząc w punkt przed sobą, jakbym głęboko nad czymś myślał. W rzeczywistości unikałem jednak spojrzenia siostry, próbując jak najdłużej utrzymać ten stan rzeczy.
- Nie wiem. Jestem w trakcie podejmowania decyzji. - mruknąłem w końcu, przygryzając lekko dolną wargę popękaną niemiłosiernie z powodu wiatru.
Nie wiedziałem jeszcze, czy zostanę w Rezydencji na długo. W ciągu ostatnich dni zwiedziłem (dosłownie) pół świata, goniąc za własnymi urojeniami i teraz planowałem osiąść gdzieś na dłuższą chwilę. Problem polegał na tym, że niekoniecznie chciałem powracać do starego życia.
Mars
Mars
~ * ~


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 5 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Venus Nie Kwi 01, 2012 9:14 pm

-Nie chcesz może wejść do środka? Nie wydaje ci się, że jest tu niezbyt ciepło? Wyglądasz na zmęczonego, coś się stało?- że przyjechał, że tu jest, że tak właśnie niepohamowanie rozprasza swą aurę. Na mnie, na to miejsce. Dlaczego tak na niego reagowałam? Bo był moim malutkim braciszkiem, który postanowił nie dawać znaku życia. Podczas Wigili rodzice tylko raz spytali o Marsa. Ale odpowiedź była jasna, czysta, chłodna. Teraz byłoby inaczej: wiele rzeczy uległo przemianie. Na przykład ja - nie musiałam już myśleć o nim jak o umarłym. Swoje cierpienie złożyłam na barkach Javiera, więc mi samej została beztroska radość z życia. Javier był mi doprawdy ratunkiem!
Wybucham śmiechem i z niedowierzaniem gładzę go po głowie. Ulotny gest, nie chcę go drażnić. On tu jest, to niemożliwe! Najchętniej schowałabym go i nie dzieliła się nim z nikim. Nie wiem po co, po prostu lubię kiedy jest. -Och, może tu ci było niedobrze! Nie tęskniłeś? A właśnke muszę pokazać ci nowy ogród! Na nowy rok poprzestawialiśmy z Javierem całą masę donic i stworzyliśmy śliczną antresolę z widokiem na góry. A co najlepsze! Żeby tam dojść trzeba znać specjalną drogę. Chciałbyś? Ja ci pokaże, oj tak!- już się ucieszyłam, bo miałam dla niego prezent na powitanie!
Venus
Venus
królowa śniegu


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 5 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Mars Sob Kwi 07, 2012 4:57 pm

- Jest ciepło. - rzuciłem, nie kryjąc przy tym lekko niegrzecznego zaskoczenia. Doprawdy byłem zimnolubnym stworzeniem. Spojrzałem na Venus, analizując jej osobę z perspektywy dziwadła, którym się stałem goniąc za czymś, co uciekało mi miedzy palcami jak dym z papierosa. Przez takie porównania palenie przestawało mi się powoli wydawać tak cudowne jak do tej pory. Wymamrotałem coś, iście zdegustowany i gwałtownym ruchem odrzuciłem niedopałek na trawę za plecami. Oczyma wyobraźni widziałem już bunt siostry. Och, gdybym był kimś innym z pewnością oberwałoby mi się za dewastowanie zieleniny. Byłem w stanie wyobrazić sobie i niemal widziałem, jak w jej oczach pojawiają się charakterystyczne iskierki zirytowania, usta wykrzywiają się w charakterystyczny tylko dla Venus kształt, a cała jej postać wykonuje serię dziwacznych półporuszeń. Po chwili zaczyna monologować na temat bezduszności wobec trawy, jej talentu, dbania o środowisko oraz innych równie, niestety, nieistotnych dla mnie bzdetach.
Ale byłem Marsem. Jej Marsem, młodszym bratem, który nota bene nigdy roli młodszego brata nie odgrywał. Słuszniejszym stwierdzeniem byłoby określenie go mianem starszego, bo wskazywać by na to mógł nie tylko wygląd, ale i troska, którą darzył ją przez lata. Jej Mars uśmiechnął się krótko, jakby przepraszająco, chociaż ona doskonale wiedziała, że przeprosiny w takiej sytuacji biłyby rekordy Marsowej nieszczerości.
- Javierem. - Nie spytałem, a jakby stwierdziłem, mrużąc lekko pociemniałe przez ostatnie tygodnie ślepia. Źrenice miałem zamglone, jakby dotknięte dziwną chorobą, a samo spojrzenie puste bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Nie mówiłem nic na temat sekretnej drogi do ogrodu. Sam bym ją znalazł. Właściwie wystarczyłoby, żebym tego chciał. Uśmiechnąłem się jednak znowu, tym razem z niewielką dozą szczerości, jednak grymas był jakby smutny. Och tak, próbowałem się tym tłumaczyć. Próbowałem pokazać, że coś uległo zmianie, że nie wróci do normy i nie jestem już tym samym Marsem, którym byłem. Stałem się dziwadłem. Boże, sam bym przed sobą uciekł. Gdybym mógł.
Mars
Mars
~ * ~


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 5 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Alessandra Nie Cze 03, 2012 6:51 pm

Dzień jak co dzień, zero mocniejszych wrażeń, czegokolwiek. Nudy. Prawdziwe zadupie. Przechadzki po parku, które wcześniej tak lubiła, stały się teraz dla niej przewidywalne, a ona rutyny nie cierpiała. Gdzie tu adrenalina? Chyba się zagubiła. Ciekawi byli tylko ludzi przewijający się przez Rezydencję. Poznają co dzień inne historie, moce, osobowości można było się w tym wszystkim pogubić, ale to właśnie był jej żywioł. Poznawanie, odkrywanie, rozmowa. Idąc długimi korytarzami, starała się zapamiętać każdą twarz, która rzuciła jej się w oczy. Zapamiętać każdy uśmiech, grymas, błysk w oku. Może kiedyś jej się to przyda? Kto wie...
Wychodząc na schody, przystanęła przy poręczy i rozejrzała się oczekując jakiejś bardziej znanej twarzyczki. Pudło. Że też woleli kisić się w pokojach, ogóry jedne. Mimowolnie "pyknęła" ustami, niczym rasowy Osioł ze Shreka, nieco zirytowana. Zeszła ze stopni, zeskakując z trzech ostatnich. Omal się nie wywaliła na beton, lecz w ostatnim momencie złapała równowagę rozkładając ręce na boki. Tak, właśnie w tej sytuacji, z jakiej baki w ogóle, przypomniała jej się zabawa z dzieciństwa, kiedy to udawała samolot... O matko. Jak najszybciej wyrzuciła z głowy tą myśl i wkładając wiecznie chłodne dłonie do kieszeni rozpinanej bluzy skierowała się w stronę drewnianej ławki. Wzrok skupiła na czubkach swoich zniszczonych trampek myśląc, że fajnie byłoby pojechać na konwent książek jej ulubionego pisarza Stephena Kinga. Tak... Marzenia.
Przysiadła na ławce po turecku, po czym palcami przeczesała swoje blond włosy. Siano nad sianami, kurde. Niech ktoś przyjdzie, bo będzie zmuszona do wparowania do pierwszego lepszego pokoju. Naprawdę. Nawet jeśli nie będzie znała osoby siedzącej sobie pod cieplutką kołderką to i tak kopniakiem wywali na dwór.
To nie był żart.
Alessandra
Alessandra
~ * ~


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 5 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Penelopa Nie Cze 03, 2012 7:59 pm

Prawdziwe zadupie. Miasto na samym końcu świata, tu nawet słońce nie chce zaglądać zbyt często. Tam właśnie, tam na górze, tam gdzie mróz mąci myśli, tam urodziła się i żyła Penelopa. Z dwójką rodzeństwa. Oni zabrali jej przy porodzie mózg, pewnie to dość dobre wytłumaczenie jej niesamowitej choroby głowy. Szaleństwa, które dopadło ją pierwszy raz.. Pamięta? Nie. Ona nie pamięta. Ale poniekąd urodziła się z szaleństem. Zapisane było w genach jej szaleństwo. I zabrali jej mózg. Nie miała jak walczyć.
Nie walczyła nigdy nikim. Nigdy nie umiała walczyć. Walka to zryw znaczący o tym, że chce się coś osiągnąć. A. Osiągnąć. Czyli jednak walczyła? Walczyłaś Penelopo?Zaprzeczasz, chociaż zarówno ty, jak i ja, obie znamy prawdę. Przez całe życie walczyłaś o miejsce w ich sercach. Mieli waszą trójkę, i choć dzielą was minuty, ty zawsze czułaś się najgorzej. Nikt nigdy nie zwracał uwagi na najmłodsze dziecko. Nic dziwnego, nic dziwnego, że wyrosłaś taka. Nikt cie nie pilnował. Prawda?
Nikt się nie dowie dlaczego dziś idziesz na śniadanie, a właściwie już obiad, od głównych drzwi. Dlaczego koncert miał być wczoraj, a odbył się dziś. Albo co się stało z butami w których wyszłaś. Wracasz zła. Ktoś cię podwiózł, ale masz to gdzieś, nie podziękujesz? Musisz, on ci każe. Podziękuj.
I ciągniesz się powoli do dziedzińca, tam mało ludzi tak ich mało. Rzucasz przymulone spojrzenie na osobę z jasnymi włosami. Jasne. Może kiedyś. Wyjmujesz w roztargnieniu liść ze swoich niebieskich, zielonych. Odrzucasz go, zapalasz. Nie wolno tu palić. Nieważne. Ważne. Musisz się słuchać.
Więc schowaj się obok osoby o jasnych włosach.
-Siema- przywitanie, jak miło że umiesz czasem być człowiekiem. -Która godzina
szybko szybko, bo przyjdzie twój brat, siostra twoja, albo albo albo ktoś kto zabroni ci palić
Penelopa
Penelopa
♥ ♥ ♥


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 5 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Alessandra Nie Cze 03, 2012 8:50 pm

Kilka różnych osób, kilka cieni rzuconych na jej ławkę i szybkie spojrzenia rzucone w stronę nieznajomej osoby, jednak żadnego znanego jej uśmiechu, nigdzie roześmianych oczu jej dobrych znajomych. Wielkie, okrągłe zero, nic, null. Nie ładnie tak zostawiać człowieka w potrzebie. Bardzo nieładnie, będzie chyba musiała ich wszystkich wychować. Matka chyba nie zdążyła. Do piekła z nią. Właśnie teraz przez rodzicielki swoich znajomych siedziała sama jak palec na jakieś głupiej, samotnej ławeczce. Tak, nienawidziła w tym momencie wszystkich matek. Cholera, jakie to było bez sensu.
Alessandra westchnęła znudzona, wyciągając przed siebie rękę tak by zasłonić Słońce. Zafascynowana ciepłymi kolorami, które w te sposób otoczyły jej palce, zaczęła przesuwać dłoń w różne strony, przyglądając się wiązkom światła przepychającym się przez jej palce. Słońce Pochłaniacz Czasu. Tak, właśnie takie imię dostała dziś ta wielka gwiazda. Przynajmniej minęło kilka dobrych sekund, wow, bez myślenia o matkach. Tępe dzidy.
Tak, dziw nad dziwami. Zła i niedobra Aless. Na co dzień miła, uśmiechnięta, pełna radości dziewczyna. Jednak z nudą nie potrafiła sobie poradzić. Ktoś musiał jej w tym pomóc. Albo coś, bo książki też lubiła. Jej kochanek King był na tej liście na pierwszej liście, naprawdę. Przyrzekam, na skauta, czy jak to się tam mówi. Mniejsza.
Ręka zaczęła jej powoli drętwieć, więc z lekkim rozczarowaniem opuściła ją, układając dłoń na kościstym kolanie. Cmoknęła - i znowu Osioł - rozglądając się dookoła. Nagle, och ironio, dlaczego, dostrzegła zbliżającą się dziewczynę. Chora. Chora dziewoja. Psychol. Nienormalna. Tak, te słowa same pojawiły jej się w głowie. Nie mogła jednak powstrzymać cisnące się na usta uśmiechu. Te niepewne kroki zielonowłosej, dziwny błysk w oku. No i możliwość ćwiczenia mocy na tej chorej. Wspaniale. Nic innego jak się śmiać i turlać po ziemi.
Nie odpowiedziała jej, po prostu uniosła na krótką chwilę do góry, witając w ten sposób dziewczynę. Wzruszyła ramionami na wzmiankę o godzinie i szybko dodała:
- Godzina naszej śmierci... - mruknęła. Spojrzała na zegarek znajdujący się na lewym nadgarstku. - Zostało nad 40 sekund, więc możesz mi jeszcze powiedzieć jaka jestem wspaniała i kochana. - dopowiedziała beznamiętnie, jakby komentowała właśnie pogodę. Tsa.
Alessandra
Alessandra
~ * ~


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 5 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Penelopa Pon Cze 04, 2012 10:00 am

Ociążałe ciało. Ociążało z grzechów. Brudna się czuła, czuła się nie dobrze. Ciało przestąpiło krok dwa kroki. Zaraz śmierć. I dobrze. Nie będzie czasu na umycie się, ale prysznica i tak nie jest godna. Taki więc koniec? Skończysz jak robal, jak karaluch. W brudzie. Z tego cieszy się, nie rozumie drugiej części.
-Pojebało cie?- rzuciła w stronę stogu siana. Tak apropo roli i uprawiania pola: Penelopa musi zadbać żeby znaleźć sobie innego rolnika, bo jak to mówią należy dbać o żyzność gleby. A temten był coraz bardziej monotonny. Oczywiście jednyny dobry kandydat nie był zainteresowany. Najprawdpodobniej niczym nie był zainteresowany, ale Penny bardzo ubolewała iż akurat jej nie zauważa. Oczywiście to było zrozumiałe. To czego chce się najmocniej nigdy nie przybywa.
Dym niebieską strużką objął jej twarz. Penelopa zza tej kuryny obserwowała blondynkę. Jej piegi. Jej słaby uśmiech, pojedyńcze nitki włosów zaplątujące się o siebie. Co mówiła? Po co mówiła? A dlaczego a po co i od kiedy. Dużo pytań w głowie Penny. Dużo pytań w głowie dziecka.
Penelopa
Penelopa
♥ ♥ ♥


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 5 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Alessandra Pon Cze 04, 2012 5:25 pm

Czekała i czekała na pochwałą, ale nie mogła się doczekać. Ani widu ani słychu słodkich słówek skierowanych w jej stronę. Szkoda, szkoda, Pencia zarobiłaby sporo plusów, a powiem wam, że z takim charakterem i dziwnym podejściem do życia panna P. mogłaby trochę się przyłożyć. No, to było nawet wskazane w jej przypadku, no powiedzmy sobie wprost - beznadziejnym przypadku, bo innego słowa na to zjawisko nie było. Chyba nawet Penelopa w jakimś stopniu zdawała sobie z tego sprawę, chociaż nie kwapiła się by z tym jakoś walczyć. Aless nie znała innej zielonowłosej. Tylko szaloną, nieco zagubioną i wiecznie niezrozumianą. Tak...
Słońce na krótką chwilę schowało się za szarymi chmurami, dając odpocząć biednym oczom blondynki. Mrużąc je przez cały ten czas, poczuła niemałą ulgę mogąc rozluźnić mięśnie twarzy. Kilka razy mrugnęła nerwowo, chcąc pozbyć się dziwnego mrowienia w kącikach oczu. Rozejrzała się dookoła podziwiając nienaturalnie soczyste kolory. Piękne, piękne, musiała przyznać. Uśmiechnęła się do siebie, przejeżdżając chłodnymi palcami po swoich zaróżowionym policzku. Skupiła się w końcu na swojej towarzyszce zabaw i nie spodobało jej się to co zobaczyła.
Dziki wzrok. Dziwnie wykrzywione usta. Postawa ciała. Nerwowe ruchy. Zdenerwowała się, ale tylko odrobinę i starała się by nie było tego po niej widać. Westchnęła głośno rozluźniając wszystkie mięśnie.
- Jeszcze nie. - odparła na tyle spokojnie, na ile pozwalała jej na niefortunna sytuacja. - A teraz się uspokój i siadaj. - rzekła władczo spoglądając w oczy dziewczynie. Penelopa mogła poczuć, nagłe rozluźnienie i delikatne szczęście przepełniające jej ciało i umysł. Uspokajała się. Z przed oczu znikła dziwna mgła, odsłaniając prawdziwe piękne świata. Spokojnie. Wszystko spokojnie.
Alessandra
Alessandra
~ * ~


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 5 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach