Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Kennedy i Pixie

+5
Blaise
Abimael
Pru
Dylan
Kennedy
9 posters

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Kennedy i Pixie Empty Kennedy i Pixie

Pisanie by Kennedy Sro Cze 20, 2012 10:36 pm

Kennedy i Pixie Tumblr_lnh9rotZRx1qzcupd
Kennedy
Kennedy
~ * ~


Powrót do góry Go down

Kennedy i Pixie Empty Re: Kennedy i Pixie

Pisanie by Dylan Czw Cze 21, 2012 11:29 am

Dylan nie potrafił normalnie chodzić po korytarzach, to wydawało mu się zawsze takie okropnie nudne. Jeden krok, drugi krok, trzeci... A wszędzie płasko i aż na płacz się zbiera kiedy trzeba po płaskim chodzić a nie jechać. Więc rzadko kiedy dawało się zauważyć Dylana na korytarzu, nie na desce. Dziś również ścinał zakręty powoli wędrując do Kenny. Znudziło już mu się dokuczanie Pru co do jej nowego super ekstra słit chłopaka o biberowej grzywce i uśmiechu jak z okładki Bravo. Ile można patrzeć jak bidula się zaczyna czerwienić i wstydzić i tłumaczyć, że to wcale nie jej chłopak. Ani ona nie chciała zmienić swojego zdania, ani Dylan i pozostawali w martwym punkcie. Z kolei Charlie gdzieś poszła na miasto, nie chcąc mówić gdzie, ale Charlie to Charlie, zawsze ma swoje mroczne sekrety. No ale po co ja o nich wszystkich mówię, zawsze tak muszę, a przecież to zupełnie niepotrzebne i czasami brzmi jakby to Kenny była ostatnim możliwym wyborem, co do tego z kim spędzić czas. A przecież wcale tak nie było.
Zatrzymał się przed drzwiami od jej pokoju i pociągnął za klamkę, ale drzwi o dziwo się nie ruszyły. Pociągnął jeszcze raz.
- Kenny, zamknęłaś się przede mną? - zapytał, a na twarzy miał zonka. Drzwi do pokoju Kenny zawsze były otwarte... Coś musiało być nie tak.
Już wymyślił z milion wytłumaczeń by wytłumaczyć to zjawisko, kiedy pacnął się mocno w czoło. Pchać, nie ciągnąć! I popchał drzwi znajdując się w kenozoicznym pokoju. Ten to dopiero ma mózg.
Dylan
Dylan
chillout


Powrót do góry Go down

Kennedy i Pixie Empty Re: Kennedy i Pixie

Pisanie by Kennedy Czw Cze 21, 2012 4:27 pm

Stworzenia okrągłe jak bułeczki z dwojgiem par oczu, chociaż niektóre były cyklopami, a jeszcze inne miały ich więcej, jak pająki. Patrzyła się na nią cała horda niebieskich, fioletowych, burgundowych, złotych i srebrnych, czarnych i białych potworów, które podkładały się ludziom pod buty, jakby ich przeznaczeniem było umrzeć sobie gdzieś na rozgrzanym, topiącym się asfalcie, albo przykurzonej miejskimi okruchami płycie chodnikowej. Nie wszystkie jednak trafiły do niej niczym bezpańskie psy do schroniska. Był jeden, mały i biały, nieszczególny z wyglądu, istotniejszy z historii. Napadła kiedyś na pogotowie krawieckie, gdzie miła pani właścicielka powiedziała, że jeśli potrzebuje skrawków materiałów, ma cały koszyk zbędnych. Z nożyczkami w dłoni odcinała kolejne nogawki i kieszonki, a kiedy usłyszała, by oszczędzić mankiety, wprost nie mogła się powstrzymać od tego, by nie postąpić wbrew zasadom. Znalazła skrawek niebieskiego rękawa z białym wykończeniem, ozdobiony małym guzikiem. Dwa proste cięcia, miała kolejną zdobycz do kolekcji i satysfakcję z postępowania wbrew prawu pogotowia krawieckiego.
Skupiała się na guzikach, bo za nią piętrzyły się stosy szkiców, które ukradkiem przemykały przez jej głowę, trącając odpowiednie trybiki, jednak nie na tyle silnie, by mogła ukończyć dzieło, z którego byłaby zadowolona. W ramach protestu siedziała więc do całego tego ustrojstwa tyłem, wierząc w to, że obraza na rzeczy martwe jest skutecznym sposobem na wywołanie w nich poczucia winy. To, zdaje się, miało z założenia działać na tej samej zasadzie, jak kopanie komputera w chwili, w której zawiesza się system. To nieistotne, ze w rezydencji było na pęczki osób, które takie problemy rozwiązywały małym palcem.
Prawie zapomniała, że spodziewała się tu lada chwila Dylana, siedziała więc dalej, zaklęta w słup soli, a dopiero usilnie dobijanie się do drzwi wyrwało ją z letargu. Czasami zazdrościła tym, których zdolności opierały się na kinetyce. W chwilach takich jak ta nie musiałaby się ruszać z miejsca.
- Zapomniałam, że je zamknęłam – powiedziała, wychylając swoje małe ciałko z wnętrza pokoju.
Swoją drogą zapomniałam brzmi dziwnie w ustach kogoś, kto posiada supermózg.
- Tylko uważaj, bo tam jest pole minowe.
Kennedy
Kennedy
~ * ~


Powrót do góry Go down

Kennedy i Pixie Empty Re: Kennedy i Pixie

Pisanie by Dylan Czw Cze 21, 2012 4:46 pm

Z deską pod pachą, z dredami związanymi w zgrabny koczek na czubku głowy i jak zwykle z wyśmienitym humorem Dylan znalazł się u Kenny. Lubił przebywać w czyimś pokoju bo to było prawie jak przebywanie w czyimś umyśle. Choć wiele osób w rezydencji robiło to nagminnie, to niestety Dylan mógł jedynie w ten sposób wniknąć w czyjąś psychikę i nacieszyć się, że ktoś ma bardziej zrytą psychikę niż on sam (ale tak tylko było w przypadku Kenny). Słuchając posłusznie jej polecenia Dylan starał się stąpać jak najdelikatniej po podłodze Kenny, co jego wielkie stopy zdecydowanie uniemożliwiały choć jak zwykle popylał boso. Nienawidził zakładać butów, podobnie jak ubrania, ale chodzenie bez tego pierwszego było bardziej bezpieczne niż bez obu, choć najchętniej Dylan pozbył by się wszystkiego. Pewnie was nie zdziwi jak w tej chwili ostrzegę was przed tym by nie wchodzić do Dylanowego pokoju bez pukania, zwłaszcza kiedy jego współlokator Mike wyjechał sobie do Londynu. Nawet sam Pan Bóg nie zgadnie w jakiej pozycji można zastać tam chłopaka.
- Spoko - odpowiedział lakonicznie Dylan. Wielkich słowotoków z byle powodów nie przejawiał. Znaczy kiedy coś miał do powiedzenia to mówił, ale w innych wypadkach trzeba było pogodzić się z tym, że jedynie uśmiechał się jak naćpany mając nadzieję, że ty pociągniesz temat i będziesz gadać za niego. Czasami tak mu się z lenistwa nie chciało gadać, że nawet nie chciał mówić o rzeczach koniecznych. Jak na przykład wytłumaczenie Kenny, że jednak nie zamknęła tylko on, pacan, otwierał drzwi nie w tą stronę, jak było wspomniane w poprzednim poście.
Dylan, kiedy w końcu przebrną przez busze i chaszcze, znalazł się w niebezpiecznym pobliżu dzieł Kenny i sobie nawet zagwizdał.
- Łahaha, ktoś tu się znów leni i nie kończy tego co zaczął - skomentował. Choć sam przecież nie był lepszy. No tyle tylko, że jak Dylan nie miał weny na jedną ze swoich prac to pokrywał ją drugą, nową. Nidy nie zostawiał niczego niedokończonego. Walnął się na łóżko Kenny, by już więcej nie lawirować pomiędzy guzikami i uśmiechnął się do niej. - Booooże, jak ja ostatnio okropnie się nudzę - wyznał.
Dylan
Dylan
chillout


Powrót do góry Go down

Kennedy i Pixie Empty Re: Kennedy i Pixie

Pisanie by Pru Sob Cze 23, 2012 9:51 am

Prudence w sumie nie ogarnęła do końca smsa Abiego, który wyrwał ją z chorej jazdy przedsennej, tego stadium dziwactwa maksymalnego i rozkojarzenia. A spała dużo tutaj - jak na ponad dwadzieścia cztery godziny spędzone w nowym środowisku zobaczyła mało, zobaczyła krótko i raczej snuła się niż chodziła, włóczykijskie zapędy odkładając na później, czas kiedy się wyśpi.
W czym wspomniana wiadomość Abiego przeszkodziła jej. Średnio kojarząca fakty i czasoprzestrzeń przyswoiła coś o kurwa wyjdź z tego pokoju, anemiczna nudziaro i pojękując i wkurwiając się odrobinę wygramoliła się z łóżka. Zbyt wygodnego.
- Zbrodniarz - rzuciła na powitanie niskim, złowróżbnym baaaardzo i niedojebanym tonem, podejmując wędrówkę za Abim, po kwadransie wykorzystanym na doprowadzenie się do stanu używalności i wyjściu z pokoju.
To, że spiknęli się z Blejsem nie zdziwiło ani zasmuciło jej ani trochę. Ale teraz nie pamiętała co robili, zanim znaleźli się z powrotem na korytarzu na piętrze.
Cisnęło się jej na usta pytanie dotyczące kierunku, w który zmierzają, ale preferowała najzwyczajniej uwiesić się Lewisowego ramienia i wykorzystanie rozsiewanej niekontrolowanie przez Amerykańca mocy fantastycznej i niezbędnej i koniecznej. Rozziewała się szeroko, przeczesując palcami rozpuszczone włosy i poczuła w sumie w pewien sposób jak poza lekkim otępieniem i zrelaksowaniem totalnym udziela się jej wyjebka mała, skromna. Na tyle konkretna, żeby odrzucić od siebie złe myśli i postarać doprowadzić się do pionu i ogaru.
- Znasz ich, Abi? - spytała odrobinę zaniepokojona, kiedy zatrzymali się przed drzwiami, na których połyskiwał numer siódmy. Albo nie połyskiwał. Może lewitował albo neonem był pierdolnięty. Dziwne, że czoło mi rozsadza.
Pru
Pru
~ * ~


Powrót do góry Go down

Kennedy i Pixie Empty Re: Kennedy i Pixie

Pisanie by Abimael Sob Cze 23, 2012 10:11 am

Abi w akcji. Właściwie nie ogarniał. Pierwszą jego myślą było obrazić się, zaszyć w pokoju i palićpalićpalić, aż jakimś dziwnym sposobem wywoła bielutki, puchaty śnieg, coby deska od snowboardu nie wyglądała tak żałośnie, oparta o ścianę w pokoiku, który… Którym w nich rzucono. I zapewne by to uskuteczniał, gdyby znalazł się tam sam i miał jakiegoś Xboxa obok siebie. Problem w tym, że mała kopia Aidena – nic nie mógł poradzić na taki tok myślenia, po prostu za bardzo mu to weszło w krew, - chociaż trochę mniej żywotny niż brat, tak czy tak zareagował bardzo obrazowo na wnętrzności jego walizki, krótkim „kurwa, stary”, co zapoczątkowało bardzo sprzyjające rozwijaniu się nowej znajomości palenie. Na aktywnie. Skąd już krótka droga do zwiedzania na własną rękę, co było wybitnie nie w stylu Abiego, a z drugiej strony… Skoro to miejsce miało bardziej na niego wyjebane, niż on na nie, trzeba było powziąć jakieś kroki, nie ważne jak desperackie.
- Nie, absolutnie – stwierdził, nie wahając się ani chwili i otwierając drzwi. Bo oczywiście w swoich wojażach nie zapomniał o Pru, która chyba jednak reagowała na zmianę otoczenia gorzej niż on, ale w sumie gdyby miał do towarzystwa malutką Valerie, która chyba nie ogarniała, tudzież tą Sokolicę, której ON totalnie nie ogarniał, też by się stoczył. – Ale to chyba nie jest kuchnia – stwierdził głośno, w bardzo awkward momencie stania w progu i gapienia się na zawartość pokoju, podczas gdy oni gapili się na nich.
Ale przecież miał prawo pukania do każdych drzwi, bo w końcu kołaczcie, a zostanie wam otworzone i droga do kuchni stanie przed wami otworem czy coś takiego. No głodny był, a to przecież poważna sprawa.
Abimael
Abimael
~ * ~


Powrót do góry Go down

Kennedy i Pixie Empty Re: Kennedy i Pixie

Pisanie by Dylan Sob Cze 23, 2012 10:23 am

Nudzenie się podobno jest dla ludzi mało inteligentnych, ale zdaniem Dylana każdy to kiedyś przeżywał i każdy radził sobie z tym jak tylko potrafił. W przypadku Dylana było to dręczenie jego znajomych, głównie w takim celu, by dostarczyli mu nowych inspiracji na graffiti i często zdarzało się tak, że właśnie tak mu pomagali, choć sami do końca nie zdawali sobie z tego sprawy. Na przykład Kenny, choć słowem się nie odezwała podczas gdy Dylan jęczał, a jedynie zajmowała się swoimi guzikami porozrzucanymi na podłodze to i tak powoli nasuwał mu się nowy obraz w głowie. Choć nie był jeszcze do końca uszczegółowiony. A wiadomo w pracach to szczegóły liczą się najbardziej. W celu odnalezienia właśnie tych małych skurczybyków Dylan wiercił się na łóżku Kenny, aż w końcu odnalazł najwygodniejszą pozycję. Czyli prościej mówiąc nogi na oparcie, głowa z dredami zwisa do ziemi. Świat do góry nogami zawsze wydawał się ciekawszy. Mniej realny, a Dylan to lubił. Czasami nawet jak dłużej pozostawał w tej pozycji krew mu napływała do mózgu jakby był na haju. Ale nigdy nie nastąpiło to tak szybko.
Dylan nie spodziewał się, że jeszcze ktoś wpadnie do Kenny. Gdyby wiedział może założyłby buty. No dobra, wcale by tego nie zrobił, ale mimo wszystko. Wolałby wiedzieć.
- Zoja? - zapytał patrząc na nich nadal do góry nogami. - Kim są twoi nowi przyjaciele? - zaśmiał się potem, bo usłyszał jak głupio brzmi jego pytanie. A później zaśmiał się drugi raz, bo to do końca chyba nie była Zoja. - Ej, Kenny ja mam zwidy, czy ktoś pomylił twój pokój z kuchnią?
W zasadzie szkoda, że to jednak nie była kuchnia. Dylan by coś zjadł. Ale nie trzeba tracić nadziei, w końcu Kenny zawsze mogła mieć jakieś zapasy.
Dylan
Dylan
chillout


Powrót do góry Go down

Kennedy i Pixie Empty Re: Kennedy i Pixie

Pisanie by Pru Sob Cze 23, 2012 10:51 am

Serio, to nie było fajne, jak ciepło wzbierało do mózgu i rozsadzało czoło od środka. Tak jakby tak pompowało się powietrzem. Albo wręcz przeciwnie - za małe było, żeby zdołało pomieścić jakąś.. rozgąbczającą się gąbkę. Co w sumie było mało autopropsowym porównaniem dla Sokolicy Naczelnej (mózg=gąbka?), ale zdawało się najbardziej adekwatnym i pierwszym na myśl przychodzącym.
Kiedy Abimael otworzył drzwi pokoju, przez chwilę jej wyobrażenie pokoju studenckiego zespoliło się wesoło z kuchniową wspominką Lewisa, wobec czego w jej główce (za małej FUUU) wykreowało się wyobrażenie dziwnej koniugacji wysepki, która mogłaby w kuchni istnieć i biurka, zawalonego papierami niezidentyfikowanymi, lodówki, w której mnóstwo organizerów i notatek się pałętało oraz piekarnika, którego przeznaczenie w gruncie rzeczy wiązało się z kserowaniem. Kosmos.
Dlatego zbita z tropu odrobinę była, kiedy wepchnięto ją siłą do pokoju, zdecydowanie realiami odbiegającymi od jej wyobrażenia. Nie pomogły jej również słowa chłopca, który chyba sparaliżowany był - tak sądziła - a których nie rozumiała. Dlaczego jego przyjaciele nie pomogą mu i nie zorganizują jakiegoś wózka inwalidzkiego? Dlaczego musi tak zwisać z tego fotela?
Przestraszonym, czujnym spojrzeniem zerknęła na dziewczę, które niepełnosprawnemu towarzyszyło, pewna, że o do niej swoje słowa zwraca Norweg. I uniosła wysoko brwi, kiedy ogarnęła, że to... do niej? CZEMU?
- O kim on mówi?- rzuciła teatralnym, głośnym szeptem, świdrując spojrzeniem.. każdego po kolei. - Kim jest Zoja...? - dodała głośniej, zauważając, że nie jest w stanie ruszyć się z miejsca. - Dlaczego nazywasz Abiego i Blaise'a moimi nowymi przyjaciółmi? - zakończyła histerycznie drżącym głosem. WTFFFFF
Pru
Pru
~ * ~


Powrót do góry Go down

Kennedy i Pixie Empty Re: Kennedy i Pixie

Pisanie by Blaise Sob Cze 23, 2012 11:24 am

Blaise zdecydowanie nieogarniał i było mu z tym przesłodko. Czuł jak z każdym oddechem oddala się od niego problem z Meredith i reszta cyrku, o której myśleć nie chciał. W zamian wreszcie widział się z Prudence, o którą się zamartwiać zaczął, bo znając jej zapędy krajoznawcze podejrzewał, iż wybyła na bardzo długi spacer, z muzyką w uszach, w poszukiwaniu zasięgu, coby się skontaktować z Anglią i którąś osobą tam czekającą na telefon/sms od niej.
W każdym razie byli sobie w trójkę, chociaż nie - w czwórkę. No bo on, Abi, Prudka i gastro. Przemakschujmocne, że aż Młodszemu w gardziołku zaschło i nie marzył o niczym innym niż o zupie ogórkowej.
Uchwycił się bluzki Sokolicy i wszedł za nimi do pokoju, z oczami otwartymi szerzej niż zwykle, co pewnie dla obserwatora pobocznego musiało wyglądać dziwnie. Bo i on kuchni się spodziewał. Ba! Był nawet pewien że w tym kierunku zmierzają, ściany wyglądały na takie, których jeszcze nie widział i cały świat troszkę inaczej wyglądał. Więc nie mogło to być miejsce które zdążył poznać, czyli skrzydło sypialniane.
Co za błąd, a jednak. Psikusy, wielkie psikusy. - Nie, to nie kuchnia - odparł, tak dla pewności, jakby to jeszcze nie do końca jasne było. Bo przyglądał się pokojowi, wciąż dopatrując się, czy może w którymś kącie aneksu nie ma, a na kuchence garnka zupy ogórkowej. Tak strasznie chciało mu się zupy ogórkowej.
- Zoja? Zmieniłaś imię, Pru? - zapytał i spojrzał na dziewczynę szczerze zdziwiony, po czym rozejrzał się po pokoju again i uznając za normalne chłopaka rozwalonego na fotelu w pozycji jakieś agonalnej, usiadł sobie na drugim fotelu.
Dlaczego nie było tu zupy ogórkowej? Tak strasznie chciało mu się jeść i pić, a zupa ogórkowa łączyłaby te dwie potrzeby i zaspokoiłaby je na raz. Coś pięknego! Jednak wcale nie przymknął teraz oczu, myśląc jak cudownie byłoby sobie talerz takiego dzieła gastronomicznego wciąć, a patrzył zaciekawiony na pomieszczenie. Zasyfione, artystycznie fantastycznie. Czyli, że podobało mu się i będzie się częściej wpraszał. Wspaniale.
- Czyj to pokój? Macie tu może ogórkową? - zapytał, patrząc na dredziastego, bo jakimś dziwnym procesem myślowym szybciej przyporządkował właśnie jemu panowanie nad ów pokojem.
Blaise
Blaise
~ * ~


Powrót do góry Go down

Kennedy i Pixie Empty Re: Kennedy i Pixie

Pisanie by Abimael Sob Cze 23, 2012 11:51 am

Czyli wychodziło na to, że z grona nieogarniających Abi ogarniał najlepiej. Co było wybitnie dziwne, biorąc pod uwagę, że Prudence mogła być tylko otępiona spaniem, gapieniem się w ścianę, czy co też tam praktykowała w towarzystwie Meredith i Valerie, albo sama. Których tu nie było, co bardzo na sumieniu pumiastego ciążyło, bo bądź co bądź był bardzo społeczny. W końcu byli z jednej szkoły i nie ważne jak bardzo mieli na siebie wylane na bernardowskich korytarzach, tu powinni trzymać się razem. A że on i młoda Leistner byli z tego samego bractwa, to powinni już niemal razem spać. Platonicznie oczywiście.
Zaśmiał się jednak krótko w odpowiedzi na prudensowską histerię, której – dla odmiany – oczywiście też nie ogarnął. Bo przecież zawsze była tak bosko ogarnięta, poinformowana i nie dała się ponieść, a tu teraz wkręcała sobie lepiej i skuteczniej, niż Blaise i Abi razem wzięci. A że młodszy Collier już się, wyraźnie nie zaproszony, rozgościł, to i Abi nie zamierzał stać w progu jak ten świadek Jehowy i wepchnął drobniutką Wright do środka.
- Wchodź Zoja, nie bądź dziwna – powiedział tylko z szerokim uśmiechem, przyjmując zmianę imienia jako coś zgoła naturalnego, skoro takimi prawami rządzi się to miejsce. Już tylko czekał aż nazwą go Andreas albo cholera wie jak, a Blaise’a Bernt i jazda, od dzisiaj będą Norwegami. – Nawet nie musi być ogórkowa, dam się zabić za zwykłego burgera – dodał do słów Colliera, z oczywistym przekonaniem, że w jego przypadku śmierć tak czy tak będzie bezbolesna, więc mógł sobie obiecywać. Swoją drogą dziwny to dość pomysł, ulokować ich w pokojach bez żadnych wytycznych względem kuchni, jadalni czy czegoś takiego, żeby co? Za miesiąc znaleźć ich przyschniętych do podłogi z głodu? – A tak w ogóle – zaczął, bo mu się przypomniał jego główny problem związany z tym wyjazdem. – Jest możliwość, że w ciągu miesiąca spadnie tu jakiś konkretny śnieg? – zapytał naiwnie, w dupie mając pory roku i prawa nimi rządzące. To cholerna północ. Nawet słońce tu nie zachodziło, GDZIEŚ musiały być lodowce.
Abimael
Abimael
~ * ~


Powrót do góry Go down

Kennedy i Pixie Empty Re: Kennedy i Pixie

Pisanie by Kennedy Sob Cze 23, 2012 12:23 pm

Tak to jest, jak się jest mną i odpisuje na posta godzinę po tym, jak się go przeczyta.
Kenny musiała być naprawdę dzielna, bo nigdy nie odczuwała szczególnego dyskomfortu, dajmy na to, paradując bez górnej części garderoby po mieszkaniu. Nie odczuwała go również, gdy w pobliżu znajdował się ktoś, kto umiłował sobie strój Adama. Dla niej nie istniało tabu. Na co robić aferę z czegoś, co znajduje się w każdym podręczniku od biologii dla szóstoklasisty. Na co robić aferę z czegoś, czym żyje każdy człowiek – zaspokajania najpierwotniejszych potrzeb. A seks był nią niewątpliwie. Jeśli nie, od razu miała podstawę, by takiemu delikwentowi nie ufać.
- Nie od razu Rzym zbudowano – zripostowała, niezbyt zgrabnie przeskakując między utworzonymi na dywanie plackami wolnymi od guzików. Gdyby nie była stworzeniem całkowicie pozbawionym gracji, mogłaby przywodzić na myśl jakąś nimfę, albo inną, filigranową istotę z baśni.
- Jak to możliwe, skoro ciągle oglądam na twoim blogu nowe prace? – przyłożyła opuszki palców do czoła, po czym zamaszyście rozłożyła ręce, wybałuszając przy tym oczy. Słowem – mózg rozjebany.
Długo sobie z Dylanem nie pogawędzili.
Kenny odwróciła się w stronę osób kotłujących się przy drzwiach osób, próbując przyporządkować twarze do imion, jednak miała nieodparte wrażenie, że całą tą wesołą gromadkę widzi pierwszy raz w życiu. Do głowy przyszło jej, że musieli być to uczniowie z St. Bernards – swoją drogą, Mike nie odezwał się do niej cały dzień, pewnie foczki tak mu zawróciły w głowie, że zapomniał, iż gdzieś na biegunie północnym ma brzydką siostrę. Ale to nic nie szkodzi.
Nagle cała ta boża gromadka rozpierzchła się po pokoju (żal było patrzeć na to, jak guziki lądują w najmroczniejszych czeluściach pod półkami, stołkami i innymi, trudnodostępnymi miejscami – to jednak nie jest w ogóle ważne) i dość łatwo zadomowiła w jej przybytku. Na całe szczęście Kenny była chyba największym przedstawicielem polityki pokoju na ziemskim padole, w sumie to nawet fajna sprawa, że trafili akurat do niej.
Tylko ona jeszcze nie ogarnęła, że męczy ich gastro.
- Fajnie, że wpadliście, ale nie mam ogórkowej – pomachała im jak dziesięciolatka i pewnie jak dziesięciolatka wyglądała też bez wykonywania podobnych gestów, ale jakoś nieszczególnie ją to trapiło. Zawsze pytali ją o dowód, kiedy kupowała sobie produkty niedozwolone dla wieku młodzieńczego, a ona zawsze z szerokim uśmiechem na twarzy uprzejmie okazywała dokument.
Sięgnęła łapką pod łóżko, ale, ze kończyny miała krótkie, musiała zanurkować tam cała. W końcu wynurzyła się, niczym bohater dzierżąc w dłoni jakieśtam chrupki, które kopsnęła potrzebującym.
-Djonizja to nie są, ale nie mam nic lepszego. Tylko mi nie mówcie, że oni was nie nakarmili? Bo domyślam się, że przyjechaliście z Londynu?
Słysząc znajome imię, uważniej przyjrzała się dziewczynie, która faktycznie była łudząco podobna do jednej z mieszkanek Rezydencji.
- Nie łudziłabym się, ale chyba mamy jakiś speców od manipulowania pogodą, może dałoby się coś z tym zrobić.
Kennedy
Kennedy
~ * ~


Powrót do góry Go down

Kennedy i Pixie Empty Re: Kennedy i Pixie

Pisanie by Mer Sob Cze 23, 2012 12:38 pm

Nie ogarniając całkiem na trzeźwo, Meredith zdołała zgubić się w Rezydencji dwa razy. Do pokoju trafiła gdzieś koło pierwszej, a obudziwszy się rano i nie zastawszy tam Valerie i Prudence, znowu z niego wyszła, ambitnie szukając kogoś znajomego, kogoś, kto mówiłby po angielsku z brytyjskim akcentem, kogoś, kogo znała chociażby z widzenia, mimo iż Abimaela i Valerie nie ogarniała zupełnie.
Pół dnia jakoś tak w sumie minęło, spotykała samych Norwegów, którzy nie rozumieli angielskiego. Traciła całą nadzieję, że cokolwiek ogarnie czy trafi do pokoju, z przypływu wisielczego nastroju nawet zaczęła snuć wizje, gdzie umiera z głodu i pragnienia w jakimś korytarzyku, a jej szkielet znajdują dopiero po kilkudziesięciu latach.
Na szczęście jednak w jakimś długim korytarzu zauważyła trójkę znajomych, wchodzących do jednego pokoju. Dumna z siebie - znalazła ich w końcu! - nie spiesząc się dotarła do tych drzwi i nie zwracając uwagi na numerek, wparowała do środka.
I zatrzymała się jak wryta, bo to na pewno nie był ich pokój.
- Ej, zamienili nam pokoje czy co? - spytała, z lekka zszokowana, patrząc na jakiś tłumek tutaj. Nieogarnieogarnieogar. - Ooooo, ale macie jedzenie! - zauważyła latające chrupki.
Ej super, zaczyna się impreza!
Mer
Mer
~ * ~


Powrót do góry Go down

Kennedy i Pixie Empty Re: Kennedy i Pixie

Pisanie by Pru Sob Cze 23, 2012 12:57 pm

Aha. Czyli że tu się nie ma czemu dziwić - bardzo pragnęła spełnić zalecenia Abiego. Żeby dziwna nie była. Nie chciała, ale tak się czuła. W sensie - nie dziwna tylko dziwnie, tak jakby wszystko nie do końca pasowało. A już zdecydowanie nie przyporządkowanie jej do tego ruskim zajeżdżającego imienia żeńskiego. Którego już zapomniała. Zazwyczaj jednak sugestie Abimaela Lewisa, realizowane z lekkim przymrużeniem oka i bez dosłownej interpretacji, zdawały się krzywdy nie czynić, a radować i dawać szczęście.
Doświadczała go w pewnym sensie - którego sama jeszcze nie rozumiała do końca. Jaranie z Chloe było inne. Były same zazwyczaj tudzież same+68277t4837264 pochodnych, obcych, pobocznych i bardzo nieistotnych postaci. W Crown na przykład. Albo tym undergroundowej miejscówie, gdzie ostatnio zachwytem nad Black Keysami się uniosła, słysząc jak zajebiście może brzmieć blues rock. I rozpaczając nad swoją ignorancją muzyczną - jak mogła ich wcześniej nie kochać?!
Palenie Maela było inne. Było mocne i było wykorzystywane tak, coby po konsumpcji do ludziów wybywać. I poznawać ich - średnio możliwe, jeśli się usta związują, aaaaaa. Co było dziwne, mniej więcej tak jak fakt nazywania Abiego "Maelem". Nawet w myśli.
Właściwie nie sądzę Blaise. Nie robię takich rzeczy jak zmiana. To nie ma sensu przecież. Ma?
Utkwiła wyczekujące spojrzenie w Jeleniu, dając mu kilka sekund na zastanowienie. Których nie wykorzystał, tj. wykorzystał w nadmiarze i przedłużył jeszcze. I około wtedy, kiedy decydowała się na jakiegoś subtelnego kopniaka ogarnęła, że, ejże, chyba Blejsik jej myśli nie usłyszał. Dlatego powtórzyła to samo - na głos - po czym zwróciła spizganą tłasz w kierunku Norwegów.
- Domyślna jesteś - zauważyła, doceniając błyskotliwość dziewczyny i nie potrafiąc ruszyć się z miejsca, dlatego wciąż stała w całkowicie zamkniętej, skurczonej pozycji z metr od drzwi. - Nie chciałabym być niegrzeczna, ale... kim jesteście? - zaśmiała się nerwowo, czując że dłużej nie zniesie tej persona non grata funkcji w tym pomieszczeniu. Nie z rozdzierającym czołem.
Pru
Pru
~ * ~


Powrót do góry Go down

Kennedy i Pixie Empty Re: Kennedy i Pixie

Pisanie by Dylan Sob Cze 23, 2012 1:15 pm

Pru? Dylan nie wiedział dlaczego mówili o Pru, kiedy Prudens zapewne znów ma jakąś super ekstra słodką randkę ze swoją podróbą bibera i nawet nie pomyśli by wpaść do Dylanka i pomóc mu ogarnąć dlaczego Zoja to Pru, a nowi gadają od rzeczy. Bo to na pewno byli nowy, widać nawet po stylu chodzenia. Styl chodzenia potrafił wiele powiedzieć o człowieku i Dylan tą zasadę bardzo dobrze ogarniał, tylko z racji swojego lenistwa nie lubił się nią dzielić z innymi. No bo tak przykładowo, każdy stary nie nowy, wiedziałby by uważać na guziki i nie niszczyć misternego zbioru Kennedy. Aż dziwne, że się nie wściekła. Dylan by się wściekł gdyby chodziło o jego prace. Ale mało kto chodzi po jego pracach, no chyba że ma jakieś moce spidermena i czepia się ścian.
- Hehehe, ale jesteś zajebiście podobna do Zoi! - zwrócił się do Pru siadając już po ludzku na łóżku, by zrobić miejsce dla tych nowych dziewczyn. Dylan lubił dziewczyny i lubił gdy siadały przy nim. Choć nie należał do jakiś podrywaczy. Po prostu lubił ludzi. Zwłaszcza dziewczyny. Ale o tym już była mowa. - Muszę ją zawołać, by to zobaczyła - oznajmił wyciągając komórkę, by napisać smsa. Musiał się powstrzymać by nie zrobić jej zdjęcia. Przy okazji napisał też do Prudens, bo o niej pomyślał jak usłyszał imię tej nowej Zoi. Kiedy już o kimś pomyślał to musiał się z tym kimś zobaczyć. Kolejne zboczenie, zaraz po chodzeniu na bosaka, które posiadał.
Nie wiem co ta cała zgraja miała do ogórkowej, może w Londynie to był jakiś przysmak, ale Dylan naprawdę by się zadowolił chipsami. Tyle, że Kenny mu poskąpiła, chamica. Znaczy, nie żeby prosił. Ta druga nowa dziewczyna, nie Zoja i nie jego Prudens, ani nawet ich połączenie, to wiedziała co zrobić i od razu się rzuciła. Już ją polubił.
- Jestem Dylan. To Kennedy - wskazał na nią palcem. - A to pokój Kennedy, w którym nie wiem czemu się znaleźliście, bo chyba nie dla chrupek - rzucił na luzie, ale jego spojrzenie, które rzucił do jedzenia wcale na luzie nie było. Było pełne pożądania.
Co do śniegu to Dylan wiedział gdzie go znaleźć. Ale nie powiedział.
Dylan
Dylan
chillout


Powrót do góry Go down

Kennedy i Pixie Empty Re: Kennedy i Pixie

Pisanie by Pixie Sob Cze 23, 2012 7:52 pm

Że tak powiem Pixie byłą wszędzie i nigdzie przez ostatni okres czasu. Ale tak się składa, że tam mała słodka lwica zawsze pojawia się we właściwym miejscu o właściwym czasie. Bynajmniej tak mi się wydaję. Ale to chyba dobrze? Ale dobra już piszę to pisze. trzeba ten tłum powiększyć o nasza biedną, małą zagubioną wesolutką Pixie, o!
A więc Pixie postanowiła sobie pójść do swojego pokoiku, żeby... a właściwie nie wiem po co. Pewnie jej się nudziło i postanowiła sprawdzić czy czegoś zaskakującego nie znajdzie w tym pomieszczeniu. I okazało się, że się nie zawiodła. Widząc ten dosyć spory już tłumek w tym małym pomieszczeniu lekko wybałuszyła oczy, ale mimo to weszła do środka, powiększając tym samym liczbę osób w środku, co było dosyć oczywistym zdaniem ale i tak postanowiłam to napisać, o.
Pixie spojrzała na Kennedy z lekkim, no dobra dosyć dużym "wtf" wypisanym na twarzy. Jednak jako iż była dobrą współlokatorką, która nie robi ludziom wątów po prostu weszła, usadowiła się na swoim łóżku i pochwyciła chrupki, które gdzieś tam się teraz wałęsały.
-Jakbyście potrzebowali więcej słodyczy to mam w szafie pochowane jakieś batoniki. - uśmiechnęła się lekko. I nie, ona wcale nie jest uzależniona od cukru i dlatego chowa przed ludźmi swoje zapasy. W ogóle.
Pixie
Pixie
rawr!


Powrót do góry Go down

Kennedy i Pixie Empty Re: Kennedy i Pixie

Pisanie by Blaise Sob Cze 23, 2012 8:19 pm

Wyciągnął się na fotelu, już generalnie czując się wyśmienicie. Patrząc na ściany widział jakieś dziwne, nieco ryjące mózg (na trzeźwo) i mocno mindfuckujące (teraz) grafiki, jednak czymś, co go intrygowało najmocniej w całym ekscentrycznym wystroju były... guziki. Którymi się wewnętrznie, jak to na niego przystało, zachwycił, zewnętrznie pozostając uśmiechniętym jelonkiem, który uważnie słuchał pozostałych. Pewka. Znaczy nie, że olewał. Imiona zarejestrował i uczynił wysiłki celem zakodowania sobie ich, bo mili ludzie - ludzie przydatni do przetrwania norweskiego skurwiela.
- Jestem Blaise i podoba mi się tu - powiedział głosem zapewne rozkosznym, kiedy to dziewczyny nazywają chłopaków "słodkimi". Nothing worse than that, ale teraz był w stanie przeżyć każde zdrobnionko w niego celowane z racji humoru fantastycznego. Czego nie zepsuła nawet Mery, przekraczająca próg pokoju (napiszę na mostku jeszcze Blejzem zt, ale to zaraz; nie opanowałam pisania dwóch wątków na raz 8D).
Natomiast szkoda mu się zrobiło Prudki, która stała przy wejściu jak największy wstydniś, dlatego dzięki niebiosom, że pokój wcale wielki nie był, a fotel blisko wejścia, że najpierw poklepał swoje kolana, z oczywistą sugestią klapnij se kobito a potem rękę do niej wyciągnął, bo na przerażoną taką bardzo confused wyglądała. I widział jej nieogarniające spojrzenie, podejrzewając iż będzie przez najbliższą godzinę rozkminiać nad wcześniej wspomnianą Zoją i czy aby przypadkiem ona na pewno Prudence Wright jest, skoro wszyscy na nią mówią Zoja. A chyba dokumentów nie brała, toteż już widział, jak pomocy w tej kwestii będzie potrzebowała, gdy się w kontemplacjach zagalopuje.
Kolejna osoba, którą znał zbyt dobrze. Jednak Pru pewny był, czego natomiast o reszcie bliskiego mu wszechświata by nie powiedział.
- Myśleliśmy, że to kuchnia - postanowił przejąć rolę wysłannika i przedstawiciela, dlatego też podjął temat patrząc na Dylana, uprzednio wzrokiem mierząc też Kennedy. Przyjaźnie ofc. W takim stanie był zwykle takim o potulnym i miłym barankiem. - Ale to super, że macie chrupki - odparł, gdy przechodnia paczka trafiła do niego i już sekundę później posyłał ją dalej, uprzednio garść biorąc. - Ja mam wódkę - dodał z uśmiechem, zanim do konsumpcji przystąpił i zza pazuchy szarej bluzy wyciągnął zgrabną zero-siódemkę. - Polska, przyjaciel brata jest Polakiem. Mało jak na tyle osób, ale nie wierzę, że żyjecie tu w abstynencji - zakończył, wódkę kierując w rąsie Prudence, ponieważ aż takim chamem nie był, żeby zaczynać, skoro kobiety mają w towarzystwie.
I byłoby cudownie gdyby spadł śnieg, znaczy tak sobie Blaise myślał. I jednocześnie o milionie innych rzeczy, jednocześnie czując też błogą swobodę i pustkę niemalże - mimo towarzystwa Mer. Czyli, że Norwegia... jarająco się zapowiada.
Blaise
Blaise
~ * ~


Powrót do góry Go down

Kennedy i Pixie Empty Re: Kennedy i Pixie

Pisanie by Prudence Sob Cze 23, 2012 9:33 pm

Wiadomość od Dylana wyrwała Prudence z tego, co właśnie robiła, choć nie było to nic ważnego. Ktoś mógłby powiedzieć, że było to właściwie nic, ale sama blondynka uważała, że rozpakowywanie filmów, w które właśnie się zaopatrzyła i układanie ich w szufladzie, w zależności od ich czułości było czymś arcyważnym. Jej pokój nie był już namiotem, a składowiskiem kolorowych ubrań, które walały się wszędzie, poza szafką, w której trzymała swoje analogiczne skarby. Swoją drogą, ostatnie nie zauważała nawet bałaganu. Skupiała się na innych rzeczach, a raczej na jednej.Tak długo jak nie brakowało jej ubrań, mogła przeskakiwać przez kupki, aby dotrzeć do łóżka. To nic strasznego. Mimo wszystko, rzuciła to, co robiła, gdy przeczytała smska od Dylana. Jak jej powiedział, że impreza to mógł się spodziewać, że zaraz się pojawi.
Wzmianka o jedzeniu jej też przypomniała o tym, że była głodna, więc po tym jak zbiegła ze schodów (wpadła przy tym na poręcz i wzbogaciła się o kolejnego siniaka na łokciu) wpadła do kuchni. Otworzyła lodówkę i przez chwilę tępo wpatrywała się w jej zawartość, starając się dowiedzieć, co mogła wziąć i co nadawało się do jedzenia. Szkoda tylko, że w lodówce było niewiele rzeczy, które nie były pokryte podejrzanie wyglądającymi zielonymi kropkami. Zamknęła ją, a potem rozpoczęła dalsze poszukiwanie. Ostatecznie trafiła na szufladę i obładowała się w pudełka i batoniki jakie znalazła, a potem z trudem doszła do pokoju Kenn, bo pudełko cynamonowych płatków przysłaniało jej drogę. Całe szczęście, że ktoś nie potrafił zamknąć za sobą drzwi i te zostały uchylone, to mogła je otworzyć przy pomocą swojego buta, którym je pchnęła.
- Dylan, powinieneś mnie wielbić do końca życia - odparła, a potem się zaśmiała. Trochę mało widziała, więc rzuciła to, co znalazła na jakieś łóżko, czy cokolwiek znalazła blisko siebie. Zawsze mogła rzucić to na podłogę, ale wolała nie ryzykować rozsypania się CYNAMONOWYCH PŁATKÓW, bo to byłaby przecież taka wielka strata.
- No, to gdzie ten klon Zoji? - zaśmiała przy tym, bo Dylan pewnie sobie tak żartował. Chciała jeszcze zapytać o imprezę, bo jej nie widziała, ale to dlatego, że patrzyła w złą stronę pokoju. Jak się obróciła to zobaczyła kilka osób, których twarzy nigdy wcześniej nie widziała. Choć jedna rzeczywiście zdawała się być dziwnie znajoma. - O, hej, jestem Prudence - przedstawiła się na wszelki wypadek, jakby się okazało, że nigdy wcześniej ich nie poznała, bo przecież ile razy myślała, że kogoś znała, a ten ktoś okazał się być nieznajomym.
Sięgnęła po karton pomarańczowego soku, który ze sobą przytargała, wraz ze wszystkim innym i odkręciła go, z zamiarem poczęstowania się. Całe szczęście, że rzuciła okiem na wnętrze zakrętki, bo to nie wyglądało zachęcająco. Skrzywiła się i zamknęła z powrotem sok, a potem rozejrzała się po pokoju, zastanawiając się, co z nim zrobić. Ostatecznie rzuciła go gdzieś za siebie. Nie widziała go więcej to nie było problemu. Najwyżej wylęgnie się z tego potwór i którejś ciemnej nocy wystraszy Kennedy.
Prudence
Prudence
zakochana


Powrót do góry Go down

Kennedy i Pixie Empty Re: Kennedy i Pixie

Pisanie by Pru Sob Cze 23, 2012 10:50 pm

Wykrzesanie z siebie wystarczającej porcji energii, która pozwoli jej podzielnej uwadze ogarnąć wszystkie wątki główne i poboczne z udziałem ludzi jej znanych i nie, okazywało się całkiem trudnym wyzwaniem. I serio chciała móc jednocześnie z Norwegami rozmawiać i z swoimi pobratymcami też i integrować się (bo już ładnie wyjaśniło się, że takie przeznaczenie m.in. wymiany calutkiej było), ale było ich dużo, wobec czego uznała, że skoncentruje się jedynie na tym co konieczne do reakcji - na ludziach, którzy do niej mówią. Po angielsku - jak cudownie.
Przynajmniej nad tym nie musi napierdalanki myślowej uskuteczniać.
Uśmiechnęła się z nieskrywaną wdzięcznością do Dylana, za rozjaśnienie kilki istotnych kwestii i wstępne rozpoznanie terenu. Konkretniej - jego mieszkańców. Zapamiętała imiona, które usłyszała, skupiając się na twarzach i widząc... dziwne duety. Albo tria. Grupki ludzi. Ludzi, których przybywało a ona ich widziała i nie do końca pewna była czy jest częścią jakiegokolwiek połączenia i...
Coś szarpnęło ją za rękę. W pierwszej kolejności odskoczyła jak oparzona, wystraszywszy się konkretnie i piorunujące spojrzenie przeniosła w rejony ofensywy wobec niej wyprowadzonej. Dostrzegła Blaise'a, intencje jasne, intencje dobre, na które z ulgą przystała i postąpiła kilka kroków, zanim ostrożnie ulokowała się kościstym tyłkiem na lewym kolanie Colliera, wyprostowana, z zyją wyciągniętą i ściągniętymi brwiami, dłońmi złożonymi na podołku. Bardzo awkward się czując.
Bo Prudence Wright obawiać się poczęła, że wieczny mindfuck jest jej przeznaczeniem. W dodatku Meredith, która pojawiła się, która dziwne stworzenia potrafiła znikąd kreować. Której Pru się bała.Z konieczności i z obawami ogromnymi poczęła się zastanawiać, czy rzeczywiście sama jest Prudence, skoro ktoś nazywa ją Zoją, zakładając, że jest czyimś klonem, że podobna, a pojawia się osoba, której imię jest klonem jej osobistycznego i.. i..
- Jestem klonem, który nosi imię, które sklonowano i przyporządkowano jej...? - spytała niepewnie, zapomniawszy odchylić się w tył tak, by jedynie Blaise jej słowa usłyszał. - To okropnie niepojęte - dodała, parsknąwszy nerwowym śmiechem. Po czym spostrzegła, że Blejsiątko ją czymś smyra i szturcha w łokieć non stop, wobec czego przejęła butelkę wódki rozumiejąc, że rozdziewiczać flaszkę ma. Była jednak na tyle zaaferowana całym imienno-tożsamowościowym zagmatwaniem, że najzwyczajniej posłała ją dalej, wprost w rączki Dredziastego Dylana.
- Abi masz też tak, że pomysły Ci gulgotają w gardle...? - rzuciła w kierunku Lewisa, jakiegoś zdruzgotanego, jakiegoś dziwnie... zrelaksowanego mimo wszystko. Dlaczego wszyscy czuli się tak swobodnie? I co Blaise mówił o swoim bracie?
- Co Aiden? - błyskawicznie otaksowała spojrzeniem szwagra, żądając informacji wyczerpującej.
Pru
Pru
~ * ~


Powrót do góry Go down

Kennedy i Pixie Empty Re: Kennedy i Pixie

Pisanie by Zoja Nie Cze 24, 2012 10:20 am

Naprawdę nie wiedziałam co ja wyrabiam, targając tony żarcia w kierunku pokoju dziewczyn, tylko dlatego że chcący jeść Dylan wymyślił taka głupotę w stylu: Zojka wpadaj zobaczyć swojego klona. Jakby naprawdę wierzył, że mu w to uwierzę. Chociaż jakby napisał, że wpadaj z żarciem, bo jestem głodny to pewnie bym nie przyszła, a tak to mogłam przynajmniej wierzyć, że czeka tam na mnie jakiś dobry towar, skoro on już takie głupoty wymyśla. No i jeszcze jeden argument: dawno go nie widziałam, się nudziłam, no mogłam tam pójść i akurat przejść obok kuchni.
- Kurwa ich mać - zaklęłam, kiedy jedna z paczek chipsów z gracja osunęła mi się z rąk wypchanych podobnie śmieciowym żarciem i pięknie klapnęła, akurat pod drzwi dziewczyn. Czy świat mógłby być jeszcze bardziej wkurwiający? Dalej nawijając już w ojczystym języku do siebie, postarałam się łokciem otworzyć drzwi do pokoju i kopiąc paczkę na oślep przed siebie wjebałam się do pokoju z gracją na kogoś wpadając. Niepotrzebnie brałam to pół ciasta w pojemniku, pewnie się nieźle rozwaliło jak upadło na ziemię. Mniej ktoś uratował, a raczej sama się uratowałam, uwieszając na tym kimś (żebym ja jeszcze wiedziała kto to mógł tam stać)
- Japierdolę, przepraszam. - Rzuciłam swoim najmilszym tonem, chociaż to do siebie nie pasowało, no ale jakoś tak wyczułam, że zupełnie osoby, na której śmiałam się uwiesić nie znam, więc no wypadało przeprosić. I wtedy zobaczyłam, że zaraz obok zaatakowanego przeze mnie chłopaka stoję... ja. - Wow Dylan cofam wszystko co pisałam, to serio ja. Boże kto teraz ma taki zajebisty talent? - Puściłam chłopaka wreszcie, nie wiem nawet któż to mógł być i poleciałam oglądać siebie. - Cześć, ja - rzuciłam i bardzo po naszemu uścisnęłam ją i otaskowałam ją spojrzeniem. -Chyba jakaś nieudana kopia, co? Ja zwykle nie mam tak śmiesznie przerażonej miny i w ogóle wyglądam jakbym z tydzień nie spała. Gdzieś muszę zgłosić zażalenie na Zoję Dwa czy nadali jej inne imię? - Odwróciłam się w stronę leżącego Dylana, (jeśli wciąż leżał na łóżku, trudno z postów mi ogarnąć kto gdzie jest soreczka), szczerząc wesoło ząbki. A potem się zczaiłam, że chyba za dużo mówię i każdy się na mnie gapi, więc umilkłam momentalnie. No dobra nie umiałam się tak zaraz zamknąć podekscytowana faktem, że jako pierwsza posiadam swojego klona i że ja serio tak wyglądam, wciąż się na siebie gapiłam i chyba ja dwa tez się gapiło. Czy ja się przywitałam? - A tak w ogóle to cześć wszystkim - I już serio nic nie mówiłam.
Zoja
Zoja
wielkie mi halo


Powrót do góry Go down

Kennedy i Pixie Empty Re: Kennedy i Pixie

Pisanie by Dylan Nie Cze 24, 2012 12:44 pm

W zasadzie Dylan mógł bardziej przemyśleć swoje wiadomości do Prudence i Zoi. Mogłyby brzmieć PRZYNIEŚCIE ŻARCIE I WÓDĘ, ale niestety Dylan nie należał do największych umysłów tego świata i zwyczajnie tego nie napisał, poza tym też szkoda było mu kasy na kolejne smsy. Całe szczęście, że jeden z wymiany miał łeb na karku i przytargał coś z sobą! Swoją drogą Dylan nie wiedział jak bardzo trzeba było być uzależnionym żeby targać ze sobą butelkę wódki (to twierdzenie nabierze trochę hipokryzji, kiedy później powiem co Dylan sam wyciągnął z kieszeni). W ogóle to Dylan, by z chęcią tego chłopaka z wódą jakoś po imieniu nazywał, ale mimo tego, ze Dylan ładnie przedstawił siebie i Kennedy, a Prudence (jego stara) samą siebie, to nikt inny się nie kwapił do przedstawiania. Ale dobra, Dylan mógł zawsze wymyślać swoje imiona, to też bywało zabawne. Zresztą komu były potrzebne imiona! I tak najpewniej nie zapamiętają tego wieczoru, poranka, popołudnia... W zasadzie Dylan nie wiedział jaka jest aktualna pora dnia. Pieprzony dzień polarny.
Dylan przyjął butelkę od nowej PrudensoZoi uśmiechając się do niej najpiękniej jak tylko potrafił i przy okazji z ciekawości policzył wszystkich zebranych. Czworo z wymiany, pięcioro naszych. W zasadzie ile ten pokój jeszcze jest w stanie pomieścić. Może wezwać kolejne posiłki. Dylan oparł się o ścianę siedząc nadal na łóżku Kennedy.
- Spoko, Prudens - nie ty, ty - będę cię wielbić aż po swój grób - wyznał szczerze po tym jak wziął łyka z butelki i podał go Pixie (heheh, można było się spodziewać, że druga współlokatorka będzie miała niezłego wtfaka kiedy zobaczy co się dzieje, ale że była spoko to nawet słowa nie pisnęła; Dylan by pisnął!), wziął jakieś opakowanie z płatkami i sobie zagryzł. - Oj Zoja - nie ty, ty - (czemu za każdym razem wskazywał palcem nie wiedział) pokładasz we mnie tak mało wiary! Ja nie wiem. Jakbym ci kiedyś nałamał - udał obrażonego. - W ogóle dobra wódka, Abi, tak? Co to w ogóle za imię? - zainteresował się zwracając do wyposażonego człeka. Znaczy w wódę, jak inaczej był Abi wyposażony Dylan nie wiedział.
trudno było tak mówić do wszystkich i ze wszystkimi prowadzić rozmowę, ale skoro byli już wszyscy ściśnięci w małym pokoju, to trzeba było działać! O właśnie, działać to działać.
- Ej Zoja, tak ty, zapuściłabyś jakąś muzykę.
Dylan
Dylan
chillout


Powrót do góry Go down

Kennedy i Pixie Empty Re: Kennedy i Pixie

Pisanie by Abimael Nie Cze 24, 2012 2:22 pm

No trochę to było, takie rachciachciach i według osobistycznego postrzegania świata Abiego ludzie poczęli pojawiać się znikąd. Aczkolwiek w odróżnieniu od Prudence nie potrzebował jakoś gorąco wszystkiego ogarniać, wdawać się w rozmowę o tym, czym jest kto i jak wygląda, do kogo podobny i dlaczego sklonowany. Poza tym czy klony nie były bezpłodne? W takim razie, która z tych dziewczyn była klonem, a która oryginałem? Ale przyszła ta Zoja i Abi sam przed sobą musiał przyznać, że gdyby z daleka gonił za Wright to by je pojebał całkiem skutecznie. Z resztą nawet nie musiałby nawet gonić z daleka, wystarczyłoby normalnie na korytarzu. Dziwaczna ta Norwegia, tak mało oryginalna względem imion i wyglądów, że w głowie mu się nie mieściło. Pewnie wszyscy byli bezpłodni.
Ale kres jego rozkmin nastał bardzo szybko, gdyż ostro już serduszkował spojrzeniem w stronę dziewczyny raz, że przez chwile trzymającą te nieszczęsne chrupki, które w jego ręce się jeszcze nie dostały, a dwa mówiącej coś o b a t o n i k a c h.
- Nie mam – odparł z uśmiechem Prudence, ich Prudence, brytyjskiej Prudence. Z resztą w nie pojebaniu każdego po kolei pomógł mu fakt, że imiona wlatywały mu do głowy jednym uchem, a wylatywały niemal natychmiast drugim. Toteż szczęście miał, że Abimael zahaczyło się gdzieś tam po drodze i do tej pory nie zapomniał, kim jest. – Zajebiste stary, wierz mi, że imię zajebiste – powiedział jeszcze do jednego chłopaka, który najwyraźniej pojebał go z Blaise’m, ale kto tu kogo ogarniał, ciężka sprawa. Z resztą tak czy tak czuł się zobligowany do odpowiedzi.
Toteż by nie stać jak słup czy wyjątkowo amerykańska kolumna, ignorując walające się po ziemi guziki, których sensu po prostu nie widział, przepchał (?) się do dziewczyny od batoników, siadając obok niej naprawdę rozanielony. Głodny jak cholera, nadal trwając w przekonaniu, że burger > czekolada, ale musiał przecież myśleć realistycznie i jakoś dotrwać do zacnego posiłku, na który nadal miał nadzieję.
- To te batoniki – zaczął patrząc na nią tak, jakby miała je zaraz zacząć z rękawa wyciągać. – W szafie, tak? – Chociaż przecież cały czas mogła zacząć sypać nimi z rękawa, byłoby ciekawie.
Abimael
Abimael
~ * ~


Powrót do góry Go down

Kennedy i Pixie Empty Re: Kennedy i Pixie

Pisanie by Blaise Nie Cze 24, 2012 3:29 pm

Generalnie choć umysł zakałapućkany miał, mógł teraz wznosić dziękczynne modły do Boga czy tam jego norweskiego odpowiednika - Humbosher by go udusił tymi swoimi padalcowatymi łapami, gdyby wiedział, że Blaise nie wie - bo zmysł artystyczny mocno pomagał. Bo ogarnął na tyle, że to po prostu do Prudence lasia podobna cholernie jest, a to nie tak, że już mu się w oczach dwoi, a że całkiem inna imię Prudence nosi też ogarnął, bo chyba był jednym z tych nielicznych facetów, którzy wykorzystywali fakt bycia wzrokowcami.
Przecież ich brytyjska Prudence miała wyraźnie inny nos no i ubranka inne, poza tym na kolanach bratowa mu siedziała. Norewska nie-Prudence-ale-Zoja natomiast klęła pięknie i przyniosła bardzo dużo jedzenia i generalnie już ją kochał, a druga norweska Prudence-nie-klon-tylko-imienniczka była już inna zupełnie soł zero problemu.
No i jeszcze Dredziasty i właścicielka pokoju, harmonia we Wszechświecie zachowana.
- Nie Prudence, jesteś sobą, moją bratową. Popatrz, ta to jest Twój wyglądowy odpowiednik, a tamta imienny. I nic Aiden, mówiłem o tym jego kuNplu - wytłumaczył powoli, częstując się czymśtam przyniesionym przez kogośtam co akurat w obiegu się znalazło.
Spojrzał na Dredziastego, który zwracał się do niego żenibyAbi, dlatego roześmiał się, jednocześnie bekę niewytłumaczalną mając, ponieważ cały rozpierdolik w pokoju panujący śmieszył go jakoś tak bardzo.
- Ja jestem Blaise - powiedział głośno, aby przybyłe też usłyszały (spryciarz - dwie pieczenie przy jednym ogniu, czyn na zakałapućkaniu Nobla godny) i wskazał na siebie ręką, po czym machnął w kierunku Lewisa - a to jest Abi - zakończył pompatycznie, dumny z siebie, że tak fajnie wszystko rozumie, ogarnia, rozpoznaje i w ogóle nie myli się nic a nic.
Zerknął tęskno w kierunku ciasta, trochę w stanie rozklapciania, aczkolwiek wciąż wyglądało mu smakowicie. - Eeee... klonie Prudence, daaaaaj mi ciasto - uśmiechnął się i z oczami wielkimi jak dzieciak w cukierni patrzył na ciasto, już wiedząc, że będzie całkowicie zadowolony z takiego substytutu ogórkowej. O ile go dostanie, ponieważ mimo, że Wright to chudzina, zdecydowanie więcej ważyła gdy Blaise przyswoił sobie odrobinę zielonego szczęścia. Tak jak jego nogi i w ogóle całe jego ciało, które jakoś trochę bezwładne się zrobiło i jedzenia się domagało. Ciasta. Tego co klon Pru przyniósł.
Blaise
Blaise
~ * ~


Powrót do góry Go down

Kennedy i Pixie Empty Re: Kennedy i Pixie

Pisanie by Mer Nie Cze 24, 2012 4:05 pm

Blaise, Blaise, Blaise, olać go, zignorować, bawić się dobrze, socjalizować się z ludźmi. Krótki i przejrzysty ciąg myślowy Tremaine, wzbogacony paroma mindfuckami związanym z trzema Prudence, z których jedna nie wyglądała jak Wright, druga wyglądała jak Wright i miała na imię Zoja, a trzecią była sama Wright. Pojebane i trzeba to było jakoś inaczej ogarnąć, na trzeźwo nie na pewno.
Gdzieś przez jej ręce się przewinęły jakieś chrupki, butelka wódki krążyła, ale była tylko jedna, a na osiem czy dziewięć osób to trochę generalnie mało, trzeba by było dorobić.
- Ej ma ktoś kartkę i coś dopisania, DOROBIĘ ALKOHOLU? - zapytała się głośno w powietrze, ale głównie do Dylana i Kennedy, bo to chyba był ich pokój czy jak to tam niby było, w każdym razie mogli być bardziej ogarnięci gdzie jest papier i ołówek, skoro to tubylcy, w każdym razie jej głos w sumie mógł być nazwany wydarciem się, ale naprawdę była spragniona, co się dziwić.
Nie, ona po prostu nie ogarniała, wręcz potrzebowała czegoś zwiększającego kreatywne procesy myślowe. Przepchnęła się też na to łóżko, bo jakoś tak jak ostatnia cipa koło drzwi stała, może nie wyglądając na przestraszoną jak ich Wright, ciekawe, czy to było nadal nią spowodowane, przecież ona już dawno nie pozwalała swoim tworom latać po korytarzu i wpadać na nieprzyzwyczajonych ludzi, mimo iż nawet to zabawne było.
- Spoko Pru dzisiaj się nie musisz bać, nie będzie tu żadnych, yyy, tego czym cię wtedy wystraszyłam! - obiecała solennie, uśmiechając się do Wright, jakby nie zauważając, że na Blejzie siedziała. Zero zazdrości!
Mer
Mer
~ * ~


Powrót do góry Go down

Kennedy i Pixie Empty Re: Kennedy i Pixie

Pisanie by Dylan Nie Cze 24, 2012 4:25 pm

Dylan machną tylko ręką kiedy go uświadomiono, że Abi to Blaise, a ten drugi to Abi, bo tak szczerze nie sądził, że zapamięta. Jego pamięć można było porównać do sitka. Wsypiesz tam piasek, ale zostaną jedynie kamienie. A kamieniami w tej przenośni na pewno nie będą czyjeś imiona. Ale dobra, to będzie tylko krótki post zapychacz, bo mi się nie chce pisać dłuższego, a chcę zareagować Dylanem jakoś na pytanie Mer.
- Mam to - odpowiedział jej wyciągając puszkę ze sprejem, czyli jego podstawowy ekwipunek. Chłopak nie mógł wyjść z pokoju bez zabezpieczenia się w taki oto właśnie sprzęt, bo bał się, że jak najdzie go ochota i nie będzie miał czym malować to dopadną go jakieś grafficiarskie demony.
Przy okazji wyciągania z kieszeni puszki Dylanowi na podłogę wypadł woreczek z czymś zielonym.
- O patrzcie! - zawołał uradowany podnosząc cudeńko z ziemi.
Dylan
Dylan
chillout


Powrót do góry Go down

Kennedy i Pixie Empty Re: Kennedy i Pixie

Pisanie by Zoja Nie Cze 24, 2012 7:25 pm

O to ostatnio pomyliłam narrację, ale nieważne. W trzeciej jest fajniej, bo można offtop wciskać, że niby to fragment posta. No to ten jak już wcześniej udało mi się wcisnąć w ogóle nie szło się zorientować w tym co się w pokoju dzieje zwłaszcza jak się wpadło na ostatniego do środka, no potworność. Także Zojka po swoim wybuchu nagłego monologu zapragnęła jednak gdzieś z boczku sobie przysiąść albo w ogóle stąd spierdolić, ale się nie dało, głupio by wyszło. No poza tym za bardzo ją sobowtór ciekawił, co się jednak Prudence, a nie Zoja Dwa nazywał. A co do imion mało oryginalnych to helloł byli w Norwegii i mieli do czynienia z imionami rosyjskimi i wieloma innymi i że niby mało oryginalnie? Odezwali się Anglicy, gdzie co drugi to John się nazywał. I jak ktoś do niej śmiał powiedzieć klon Prudence to myślała, że mowa o Prudence, więc się nawet nie obróciła. Za to wypatrzyła sobie miejsce obok Dylana. Znaczy to było bardziej na nim, bo mógł nie zajmować aż tyle miejsce i może jej kiedyś wybaczy, że pewnie uszkodziła mu nogę, ale szybko odsunęła się na taką odległość jaką wypada utrzymywać pomiędzy osobami.
- Chyba śnisz - mruknęła. Najpierw przynieść żarcie (a debil o tym, że procentów coś mało nie wspomniał), teraz rób za szafę grającą. No przecież nie mogła dać się tak pomiatać, owszem oni byli od niej starsi w większości, ale żeby zaraz każdego starszego się słuchać? No chyba by zwariowała w swojej wielkiej rodzinie. Im dłużej się tak przyglądała tamtym dziwnym, zajadając batonika co upadł niedaleko łóżka, gdy się wywróciła, wchodząc do pomieszczenia, dochodziła do wniosku, że ich totalnie nie kojarzy, a to mogło znaczyć tylko jedno: Anglicy! Jak miło, że mogła być jedną z pierwszych, która pozna ich i potem innym opowiadać jacy są. Znaczy pewnie jej się nie będzie chciało, ale teraz coś bardziej jej pasował fakt, że tu wpadła, zwłaszcza kiedy coś wypadło z kieszeni Dylana. - Wiedziałam, że ćpałeś - wymamrotała bardziej do siebie. I naprawdę z tej radości, że impreza się rozkręca pozwoliła by iluzja sama się wytworzyła. Wokół popłynęła muzyka. Nie wiem w sumie jaka, pewnie coś w stylu każdemu wydaje się, że słyszy coś innego, a komuś mogło trafić się buczenie wściekłe, bo jednak jeszcze nie ogarnia za dobrze swoich zdolności. Jej przyjemnie nucili za uchem chłopcy z Liverpoolu. Ciekawe, że od razu pomyślała o Elliocie. A jak już o nim pomyślała i o miejscu w jakim się znajdowała, przypomniała sobie, że przecież miała go zabrać na jakąś imprezę, a przecież na tej właśnie była! Zsunęła się z łóżka i pomijając resztę chętną na skręta i resztę tego co tu mieli, wymknęła się z pokoju i usiadła zaraz za progiem. Muzykę trudno było zerwać, gdy już ją wykreowała, więc ta płynęła dalej.

no to dzwoni
Zoja
Zoja
wielkie mi halo


Powrót do góry Go down

Kennedy i Pixie Empty Re: Kennedy i Pixie

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach