Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

JUSTINA

+3
Justin
Ana
Maks
7 posters

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Go down

JUSTINA - Page 4 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Luke Nie Gru 04, 2011 10:58 am

Obserwowałam go z odrobinę głupią miną, gdy się podciągał na tym drążku. My mieliśmy takie coś? Jak tego nie zauważyłem? I czemu on na tym ćwiczył? Znaczy ćwiczył to za dużo powiedziane i od razu mi się humor poprawił, gdy on zrobił tylko jedno powtórzenie i dał sobie spokój z resztą. Miernota. Tylko on dalej wisiał przy tym i coś czułem, że źle to się skończy, jednak udawałem,że wszystko jest okej i dalej ze swego miejsca na tapczanie obserwowałem go, tłumiąc ziewanie.
- Kilku by się znalazło - wymamrotałem w zwiniętą pięść, gdy po raz kolejny cholernie zachciało mi się ziewać. Potrzebowałem dużo snu albo kawy. Ale sen brzmiał lepiej. Zdecydowanie lepiej. - Boże Reid, zazdrościsz dzieciakowi wróżki zębuszki? Wiesz, że... - Nie dokończyłem, bo ten idiota jednak próbował się dalej swą siłą popisywać i tylko prawie zabił tę swoją kupę kłaków od siostry Yves, a moje psiaki od razu to wykorzystały. Przez zmęczenie miałem opóźniony zapłon i tylko mogłem obserwować jak Justin się wykazuje. Skarciłem psiaki, bo przez te dwa miesiące się zapomniały, że my Ponurego lubimy.
Kazał to siedziałem spokojnie, bo co innego miałbym robić? Z miną wyrażającą moje nastawienie do całego przedstawienia, czyli za Chiny Ludowe mu to nie wyjdzie, czekałem. I się doczekałem. Poczułem jakby obok mnie wybuchło coś, a moja głowa poleciała troszkę do tyłu. ACKI? Co to było?
- Kurwa - wysapałem, pakując głowę między kolana. Dziwnie się czułem. - Chcesz kogoś zabić tym? - Podniosłem głowę. Jeszcze chwila rozmowy, powiedziałem co słyszałem, czułem jak kurewsko to nieprzyjemne było i sobie polazłem odwiedzić innych znajomych co by wiedzieli, że już jestem.

the end
Luke
Luke
skajłoker


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 4 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Jackie Nie Gru 04, 2011 1:14 pm

Wszystko nie tak. No kurwa, wszystko nie tak. Poszłam na przewspaniały koncert, który przewspaniały wcale nie był, choć tak długo na niego czekałam. Wcale mi się nie podobało. Ani trochę. I to nie dlatego, że zespół źle grał, czy coś takiego. Wręcz przeciwnie, byli świetni, jak zawsze, ale ja nawet nie potrafiłam tego zauważyć. Nie czułam tego, ani trochę. Pod koniec wakacji coś się ze mną stało. Od chwili, w której uciekłam od Reida z Australii, działy się ze mną dziwne rzeczy. Nie mówię tutaj o rzucaniu palenia, bo to stało się już wcześniej i wcale taką złą rzeczą nie było. Mam na myśli to, że nie potrafiłam się bawić i nie widziałam już wszystkiego przez swoje różowe okulary, jakbym je gdzieś po drodze zgubiła czy coś.
W centrum zgubiłam Ethana i Maggie. Wiecie co było najgorsze? To, że kiedy ja miałam jakąś pieprzoną deprechę, wszyscy się ze mnie śmiali, że udaję, albo, że po prostu powinnam się czegoś napić. Nikt nie zauważał, że ze mną naprawdę coś się działo.
Do Rezydencji wróciłam sama, jak już wcześniej wspominając, gubiąc gdzieś w tłumie swoich kompanów. Było już późno, nawet bardzo późno. I zimno, a ja ubrana byłam w szorty, a na górę zarzuconą miałam za dużą koszulę w kratkę. Wyglądałam znów jak ostatnie nieszczęście, powoli szurając podeszwami moich kochanych, koncertowych, zniszczonych martensów po podłodze.
Chwilę później znalazłam się w swoim pokoju. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić i automatycznie wyciągnęłam spod łóżka swoją magiczną walizkę pełną butelek alkoholu. Zastanowiłam się, którą wziąć, ale nie... Po chwili trzasnęłam jej wiekiem, wsuwając ją z powrotem tam skąd ją wzięłam i siadając ze zrezygnowaniem na podłodze. Całe szczęście, że Charlie nie było, bo jeszcze pomyślałaby, że mieszka z jakąś wariatką.
No ja pierdolę, deprecha, jak nic. Musiałam coś z tym zrobić. Miałam dosyć, definitywnie. Moim największym problemem było to, że walczyłam ze swoimi własnymi uczuciami, cały czas próbując oszukać się, że wszystko było w jak najlepszym porządku i dobrze postąpiłam tak odrzucając Justina. Ale z drugiej strony, wcale tak nie było. Cały czas myślałam o tym jak bardzo musi mnie teraz nie lubić, czego bardzo nie chciałam. Bo ja go lubiłam tylko byłam zawsze zbyt zadufana w sobie, że nie potrafiłam mu nawet tego powiedzieć, czy w jakikolwiek sposób wykazać.
Wstałam z podłogi, otrzepując pupę z jakiegoś kurzu, który mógł na niej zostać i chwilę później trzaśnięciem zamknęłam drzwi od pokoju. Kij z tym, że mogłam obudzić pół Rezydencji, ale zazwyczaj nad ranem, tak jak teraz, ludzie mieli mocny sen, więc miałam nadzieję, że tak się nie stało.
Przeszłam przez pół budynku, zeszłam na dół po schodkach, a potem stanęłam przed drzwiami do pokoju chłopaka. Zastukałam raz. Zastukałam raz drugi. Trzeci nic. Potem zaczęłam z nie walić, zaciśniętymi pięściami. Gotowało się we mnie, a potem z jakiegoś sąsiedniego pokoju wychylił się jakiś zaspany facet, grożąc mi, że jak zaraz nie przestanę się tak głośno zachowywać, pożałuję. Poczęstowałam go niemiłym komentarzem, a potem zerknęłam na zewnętrzną stronę swojej dłoni, która była zaczerwieniona od walenia w drzwi. Kurwa, co ja robiłam?
Pokręciłam z niedowierzaniem głową, oparłam plecami o ścianę i osunęłam po niej na ziemię, podciągając nogi i chowając głowę z kolanach. Poczułam jak do moich oczu napłynęły łzy, których wcale nie chciałam, więc mocno je zacisnęłam, starając się uspokoić. Boże, Boże, co się ze mną działo?
Jackie
Jackie
team justin


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 4 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Justin Nie Gru 04, 2011 3:18 pm

Hehe, nic tak nie poprawiało humoru jak zrobienie prania mózgu swojemu współlokatorowi, że aż od ciebie uciekł. Byłem z siebie z tego powodu niezmiernie zadowolony, dlatego nawet nie obraziłem się gdy zostawił mnie samego. Wypuściłem tylko za nim jego psy, by mi nie przeszkadzały i miałem swoje królestwo jedynie dla siebie. A jak miałem je jedynie dla siebie to w końcu mogłem zrobić to co od dawna chciałem zrobić! Co by to mogło być? Pewnie pięćdziesiąt procent ludzi, którzy mnie znają pomyślałaby, że pewnie zaraz zacznę się przebierać i przymierzać kapelusze, kolejne dwadzieścia pięć procent, że zaraz zacznę wykorzystywać swoją szynszylę, kolejne dziesięć procent, że możliwe, że zaraz zacznę trollować u kogoś na pb, kolejne dziesięć, że walnę się na łóżko rozpaczając nad tym jaki jestem samotny. A pozostałe procenty (nie żebym nie wiedział ile tych pozostałych mi zostało, po prostu nie chciało mi się zliczać) pomyślałaby o czymś innym, czego nawet ja nie jestem w stanie przewidzieć. Ale prawda była taka, że postanowiłem wykorzystać nieobecność Luka w następujący sposób: CHCIAŁEM POSPRZĄTAĆ. Zadziwieni? Pewnie tak, dlatego wypadałoby mi się wytłumaczyć. Gdy przyszedł Luke musiałem zabrać swoje rzeczy z jego łóżka, przez co moje było zagracone. Nie lubiłem gdy moje było zagracone, co równało się z tym, że jednak musiałem coś z tym zrobić. Zajęło mi niezłe dziesięć minut zbieranie śmiecia. Kolejne dziesięć na wpychanie moich skarbów do szafek i pod łóżko. No i tak jeszcze inne. Ale w końcu stałem na środku pokoju dumny z siebie. Luke też będzie ze mnie dumny, tego byłem pewien na sto procent. Może zrobię jeszcze jedną niespodziewaną rzecz, którą by wypadało zrobić po tak aktywnie spędzonym czasie? Taaaaak! Bąbelki, bąbelki! Bąbelki moje ukochane.
Byłem w łaście w połowie szorowania własnej stopy, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Trzeba zaznaczyć, że ledwo co usłyszałem, bo ten, mój pokój był najdalej od łazienki z tych trzech pokoi, tak się złożyło. No to jasne, że sobie nuciłem. Oczywiście parę sekund łudziłem się, że to może do mojego pokoju pukanie wcale nie jest, ale gdy nie ustawało jęknąłem i wylazłem z wanny.
- MINUTOSEKUNDO! - krzyknąłem wycierając się ręcznikiem i wciągając na siebie majty i spodnie. Koszulki chyba zapomniałem z pokoju, trudno. Złapałem jeszcze ręcznik by wytrzeć swoje uszyska i wylazłem z mojej krainy bąbelkowatości, by zobaczyć coś co w jednej sekundzie rozmiękczyło mnie bardziej niż godzina spędzona w wannie. - Jackie! Czemu nie wrzeszczysz, że to ty, dla ciebie bym szybciej się pozbierał. Nie w minutosekundo, ale w milisekundo. Coś ci jest? - zaniepokoiłem się przyglądając się jej uważniej. Wcale nie wyglądała tak jakby wpadła na koleżeńską pogawędkę, czy też zobaczyć co u mnie, czy też zapytać o jednorożca z origami, którego dla niej zrobiłem. I oczywiście zamierzałem jej dać, ale myślałem, że jest jeszcze na koncercie. - A czemu ty tu, a nie ten, gdzie miałaś być? - zadałem kolejne pytanie. I dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że niepotrzebnie o wszystko pytam. Przecież nie musiałem. Przecież byłem cholernym telepatą. Raz dwa rozeznałem się w terenie i już wiedziałem co w mózgu piszczy. - Och - bardzo piękny komentarz, co nie? Ale na więcej nie było mnie stać. Na stanie też nie było mnie stać, więc usiadłem. Przy Jacku. - Nie nie lubię cię Jackie. Odrzuciłaś mnie spoko, nie pierwszy nie ostatni raz. Nie powinnaś się mną przejmować w żadnym wypadku. Na sto procent. To tak jakbyś się przejmowała, że wypiłaś cały dzbanek wody i teraz wody nam zabraknie. A przecież woda cały czas jest. Po co o nią się martwić.
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 4 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Jackie Nie Gru 04, 2011 4:39 pm

Nawet nie słyszałam jak zza drzwi Justin krzyknął, że zaraz będzie. Pewnie dlatego, że nadal trzymałam głowę w nogach, próbując się nieco uspokoić i tak nie dramatyzować. Usłyszałam jednak jak wyszedł na zewnątrz, więc podniosłam głowę, uprzednio ocierając twarz wierzchem dłoni, żeby przypadkiem nie myślał, że było ze mną aż tak źle. Chociaż, pewnie też by nie zauważył, jak wszyscy. Nietrudno było domyślić się, co sprawiło, że musiałam czekać tyle czasu pod jego drzwiami, bo miał mokre włosy i był tylko do połowy ubrany.
- Bo nie powinnam w środku nocy krzyczeć pod twoimi drzwiami - odparłam wzruszając ramionami - I tak już zostałam poinformowana, że byłam za głośno i jakiś chłopak chciał mnie chyba pobić - dodałam i postarałam się uśmiechnąć, choć zbyt prawdziwy uśmiech to nie był. Poza tym, pewnie miałam na twarzy ślady od rozmazanego makijażu, których nie starłam, więc to dość ironicznie wyglądało, bo jeszcze przed momentem po moich policzkach spływały łzy. Nie myślcie sobie, że ja byłam taką melodramatyczną marudą i ryczałam, gdy tylko coś się działo. Wręcz przeciwnie, ja bardzo rzadko płakałam. To Justin miał pecha, że widział mnie po raz kolejny w takim stanie, bo gdy znalazłam się pod jego domem w Australii, wyglądałam podobnie.
- Tak jakoś wyszło. Słaby koncert - odparłam niezgodnie z prawdą, a chwilę później domyśliłam się już, że Justin szperał w moich myślach, więc domyślił się, że nie wróciłam wcześnie dlatego, że mój ulubiony zespół mnie rozczarował. A potem usiadła koło mnie, na co ja automatycznie odsunęłam się kawałeczek w bok, żeby miał więcej nie miejsca i nie siedział na wysokości drzwi, bo jeszcze ktoś wpadły na pomysł otwarcia ich od drugiej strony i uszkodził bruneta. A tego nawet ja nie chciałam.
Wpatrzyłam się w czubki swoich butów, słuchając tego, co mówił, a na koniec pokręciłam z niezadowoleniem głową. Nie, nie, przecież wcale tak nie było. Przecież to byłoby nie w porządku, gdybym rzeczywiście się nim nie przejmowała, w tej sytuacji.
- Justin - wymamrotałam jego imię przekręcając głowę, tak, że mogłam teraz na niego spojrzeć. - Ty nic nie rozumiesz! Czasem mam wrażenie, że tylko udajesz, że czytasz w myślach, bo zachowujesz się tak jakbyś nie wiedział, co ludzie tak naprawdę myślą! - burknęłam w nieadekwatnie do sytuacji nieprzyjemny sposób. No super, jeszcze zaraz zacznę mu wypominać jego wady, czy coś. Ale to taki mechanizm obronny, żeby nie skupiać się na swoich błędach, mówić o błędach innych. Ale nie, ja tak nie mogłam. Ja chciałam wszystko powiedzieć, bo bardzo źle czułam się z tym, co zrobiłam.
- Bo widzisz, ja wcale tak nie postąpiłam dlatego, że Cię nie lubię, czy dlatego, że zrobiłeś coś źle. Nie możesz powiedzieć, że postąpiłam w porządku - powiedziałam nabierając głęboki oddech i odwracając wzrok, żeby łatwiej mi się mówiło. Pierdolę, nigdy wcześniej nie było mi tak niewygodnie o czymś rozmawiać.
- Pewnie już zdążyłeś zauważyć, że jestem egoistyczną i zadufaną w sobie osobą, która bardziej skupia się na sobie niż innych. To zrobiłam też wtedy. Nie pomyślałam o tym, co robię Tobie... Raczej o tym, co mogłoby się stać mi, gdybym tak nie zrobiła. Jestem głupia, ale widzisz, o tym jaka jestem zadecydowało to, że każda osoba, którą obdarzyłam jakimś głębszym uczuciem, mnie zostawiła. Każda, bez wyjątków. Dlatego poczułam, że musiałam wtedy wyjechać, bo bałam się, że gdy się do Ciebie zbliżę, Ty mnie zostawisz. Dlatego powtarzałam sobie, że nie mogę się zakochać, ani nic z tych rzeczy - nabrałam jeszcze więcej powietrza, o czym zapominałam mówiąc, a nie chciałam zaraz zacząć się dusić. Przygryzłam dolną wargę, wyraźnie zakłopotana, bo doszłam do tego miejsca, gdzie miałam powiedzieć coś ważnego, coś bardzo ważnego, coś czego nikomu nie mówiłam od... zawsze, tak mi się chyba zdawało.
- Bo widzisz, Justin, ja cię lubię. Ale nie tak po prostu lubię. Raczej bardzo lubię, tak bardzo bardzo. Tak jak ty lubiłeś mnie w wakacje, ale wątpię, że nadal tak jest. Bo ja... ja po prostu nie zasługuję na takie lubienie. - mało było składu i sensu we wszystkim tym, co mówiłam, ale nigdy nie sądziłam, że mówienie o uczuciach może być tak skomplikowane. Ja rzadko o swoich opowiadałam, więc było to dla mnie zupełną nowością, więc miałam nadzieję, że Justin mi wybaczy, że tak ciężko szło mi powiedzenie tego, co powiedzieć chciałam.
- I ostatnio, zaczęłam znów o tym wszystkim myśleć. Jest mi z tym bardzo źle. I wiesz, ja przyszłam, żeby cię przeprosić. Więc - znów kolejny oddech, bo głos odrobinę mi się załamał - przepraszam za to, że musiałeś się przekonać jak beznadziejną osobą jestem. - podniosłam się z ziemi i poprawiłam koszulę, która nieco się ze mnie zsunęła. Powinnam już iść, póki byłam w stanie pójść, nie robiąc z tego wszystkiego wielkiej tragedii (o ile jeszcze tak się nie stało), nie pokazując jak psychicznie byłam słaba. Mówiąc o tym wszystkim, sprawiłam, że coś we mnie pękło i chwilowo zniknęła gdzieś prawdziwa Jackie Black, która specjalnie nie przejmowała się uczuciami innych, czy swoimi, o, zwłaszcza swoimi.
Jackie
Jackie
team justin


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 4 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Justin Nie Gru 04, 2011 5:26 pm

- Chłopak? - zainteresowałem się kto mógł być aż taki bezczelny by potraktować Jackie w taki sposób i spróbowałem odnaleźć w jej myślach twarz tego zbrodniarza. Aaa, znałem tego cwela. Kujonek, który wszystko robił by mi uprzykrzyć życie. Nie lubiłem go od chwili pojawienia się go w rezydencji i uwierzcie mi, że jak tylko znów go spotkam to wypomnę mu tu jego okropne zachowanie względem Jackie, popamięta mnie o tak. - Nie przejmuj się nim, to głupek. Możesz wrzeszczeć pod moim drzwiami kiedy tylko masz ochotę, ba, nawet kiedy nie masz ochoty. W zamian oczywiście liczę, że ja będę mógł też powrzeszczeć pod twoimi. Tylko ostrzegam, że piękne serenady to raczej nie będą - uśmiechnąłem się do nie. Oczywiście jak zwykle gadałem głupoty wzięte znikąd i nie mające większego sensu. Ale zawsze gdy ktoś był w mojej obecności smutny ja starałem się to jakoś naprawić, a jedynym dobrym i sprawdzonym sposobem jaki znałem było robienie z siebie głupka. Wprawdzie teraz to jeszcze nie robiłem aż tak wielkiego, bo jednak widok smutnej Jakie wpłyną też i na mnie, że i ja byłem smutny. A kiedy ja jestem smutny to jednak trudniej mi wymyślić jakąś głupotę. Ale będę się starał, obiecuję.
Czasami trudno jest zabrać głos w moim towarzystwie, ze względu na to ile ja mówię i co robię. Bo ja to ja, jestem w stanie streścić cały swój dzień bez przerwy na oddech, albo zamiast uważać na to co mówi osoba, z którą rozmawiam, to myślę o niebieskich migdałach i tak przykładowo podciągam się na drążku. Nieudanie podciągam, oczywiście. Ale czasami umiem się postarać i zamknąć się na dobrą chwilę starając jak najlepiej wysłuchać tego co ktoś inny ma do powiedzenia. Jak do tej pory miałem taką sytuację, gdy postanowiliśmy się rozstać z Yves, gdy Effy postanowiła mi powiedzieć o swoim pierwszym razie oraz gdy słuchałem jak Pouch chwali mnie przed dyrektorką. Możliwe, że istniały jakieś inne sytuacje, ale te zapamiętałem najbardziej. No i oczywiście jeszcze ta noc, gdy Jackie postanowiła jednak zostawić mnie samego w Australii. No i teraz.
Co mnie popchało do uważnego słuchania Jackie bez chociażby jednego wtrącenia z mojej strony? Możliwe, że były to jej pierwsze słowa, które jednak były prawdą. Czytałem w ludzkich myślach, ale nie było to takie czytanie jakby ktoś inny czytał. Nie zachowywałem się jakbym dokładnie znał czyjeś myśli, jakbym dokładnie wiedział o co komuś chodzi. To był mój własny sposób czytania myśli, dzięki czemu potrafiłem tak długo wytrzymać z tym talentem. Mało kto o tym wie, ale nie jestem pierwszym przypadkiem osoby potrafiącej czytać w myślach. Nie muszę nawet odwoływać się do dalekiej przeszłości. Jeszcze rok temu mieliśmy tu Carmelę (która w sumie przez jakiś czas była moją dziewczyną) która również znała ludzkie myśli. Potem się ze mną pokłóciła i nie miną miesiąc jak próbowała kogoś zadźgać nożem. Zabrali jej talent, zabrali wspomnienia. Nie wiem co dalej się z nią stało, ale mam nadzieję, że wiedzie normalne życie. W każdym razie trzeba być już od początku nieźle ześwirowanym, żeby nie ześwirować mając taki talent jak ja. Mówię o tym wszystkim zmierzając do jednego stwierdzenia, ale oczywiście idzie mi jak idzie, czyli źle. Chodzi o to, że akurat w tym momencie bardzo chciałem znać wszystkie odczucia Jackie, dlatego skupiłem się najlepiej jak potrafię na tym co mówi. I jednocześnie myśli. Nie dodawałem nic własnego, nie interpretowałem na swój szalony sposób. Tylko słuchałem.
Gdy skończyła odczekałem chwilę, niechcący wzbudzając coś na podobiznę zniecierpliwienia, ale w końcu się odezwałem. Nie do końca wiedziałem od czego zacząć i dlatego zacząłem w najgorszy z możliwych sposobów.
- Jesteś egoistyczną zadufaną w sobie osobą w identycznym stopniu w jakim ja jestem zadufany w sobie. A w zasadzie moje zadufanie jest o wiele większe od twojego, więc naprawdę niepotrzebnie w ten sposób o sobie myślisz - stwierdziłem spokojnie, ba, nawet poważnie. Nie szczerzyłem się jak zwykle, co było czymś zupełnie dla mnie obcym. Dlatego też nie czułem się zbyt swojsko. Skoro jednak powiedziałem A, to i należało dodać B. - Każdy myśli o sobie, taki jest świat. Nie wiem dlaczego możesz myśleć, że moje myślenie o lubieniu ciebie w ten sposób jaki lubię jest lepsze od twojego myślenia, że mój sposób myślenia nie jest dla ciebie odpowiedni i że bez mojego lubienia byłoby dla ciebie lepiej nawet jak dla mnie wtedy byłoby gorzej - namieszałem w tym zdaniu tyle ile tylko było to możliwe i coś czułem, że w ten sposób nijak nie przekażę tego co chciałem powiedzieć. - Czyli chodzi głównie o to, że przecież moje uczucia do ciebie nie są wcale taki istotne, jeżeli dla ciebie są krępujące. Bo możliwe jest, że ja wcale nie mam racji. Zresztą nikt odpowiedzialny kto mnie zna nie mógł by stwierdzić, że można na mnie polegać i ja dobrze o tym wiem. Dlaczego ty byś miała na mnie polegać, skoro do tej pory w swoim życiu ani razu nie pokazałem, że jestem normalną osobą? - To niestety była prawda, o której zdałem sobie sprawę tuż po tym jak Jackie mnie zostawiła. Co ja mogłem jej zaoferować? Byłem najgłupszym, najbardziej nieprzewidywalnym i na dodatek najbardziej samolubnym człowiekiem pod słońcem. Może i moje uczucia były szczere, ale czy to wystarczyło? Nie sądzę. Mogłem sobie cierpieć, mogłem sobie płakać. Ale nie mogłem winić Jackie za to, że nie chce być ze mną bliżej. - Nie jestem słowną osobą, Jackie. Często zapominam o swoich obietnicach, często nie potrafię zachować się odpowiednio w danej sytuacji. Ale jestem pewien niektórych rzeczy: tego, że nigdy bym nie zostawił nikogo jeżeli sprawiłoby mu to krzywdę oraz tego, że nawet jeżeli milion razu mówiłabyś mi takie rzeczy jak te w sierpniu, nie przestałbym cię lubić.
Zdawałem sobie sprawę, że to wszystko co powiedziałem w żadnym wypadku nie brzmiało dobrze. Na pewno nie poprawiłem swojej opinii u Jackie. Ale tu nie chodziło o jej naprawianie. Tu chodziło o to by Jackie nie miała wyrzutów sumienia, by nie siedziała z rozmazanym makijażem przed drzwiami do mojego pokoju i nie wpadała w takie wielkie monologi. Powinna cieszyć się swoim życiem, a nie zwracać uwagę na to co ja mogę myśleć. Tak, czułem się głównym winowajcą jej złego humoru i nie wiedziałem jak mogłem do niego dopuścić.
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 4 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Jackie Wto Gru 06, 2011 4:43 pm

- Dobrze, następnym razem będę pamiętać - odpowiedziałam, wiedząc teraz, że następnym razem, gdy nagle znów zechcę przyjść w środku nocy, żeby powiedzieć to i owo, to nikt mi nic nie zrobi za krzyczenie pod drzwiami Justina. Nie mówię, że planowałam więcej takich napadów, ale kto wie, co przyniesie czas. To znaczy, nie wiem czy chciałabym znów znajdować się pod jego pokojem, będąc w tak ponurym humorze, bo ja bardzo nie lubiłam niczego, co było tak negatywne.
Skończyłam mówić, co powiedzieć chciałam. A raczej musiałam, bo już od dawna trzymałam to wszystko w sobie, co wcale niczym dobrym nie skutkowało. Trochę się zaniepokoiłam, gdy nastała chwilowo niezręczna cisza. Poczułam się bardzo skrępowana. W ogóle czułam się nieswojo mówiąc o swoich uczuciach. Wstyd było mi podnieść głowę, więc wgapiałam się w czubki swoich butów, które były nieco pozdzierane, przez te wszystkie koncerty, na których były.
A potem przestraszył mnie ton Justina. Wiedziałam, że sytuacja było trochę poważna, ale nigdy nie słyszałam, aby on mówił o czymś w tak poważny sposób, takim poważnym tonem. Aż przeszedł mnie dreszcz, ale to ukryłam, bo nie chciałam, żeby pomyślał, że się go bałam czy coś.
Potem troszkę się pogubiłam, gdy była mowa o lubieniu, bo bycie w tak niezręcznej sytuacji sprawiało, że dwa razy wolniej myślałam i bardzo dużo czasu zajęło by mi przeanalizowanie tego, co chłopak miał zamiar powiedzieć. Dlatego zapomniałam o tym, starając się uważnie wsłuchać w całą resztę. Ale nie mogłam tak słuchać, patrząc w ziemię. Tak nieładnie. Nie byłam osobą, która potrafiła słuchać innych, nie obdarzając ich odrobiną kontaktu wzrokowego. Mówię o słuchaniu, nie o mówieniu, bo jak już mówiłam, czułam się zbyt skrępowana mówiąc o swoich uczuciach, żeby patrzeć na Justina. W związku z tym, podniosłam głowę, aż spojrzenie moich ocząt zatrzymało się na jego twarzy. Delikatnie je zmrużyłam, marszcząc przy tym czoło, bo zdałam sobie sprawę z tego, że on myślał, że to wszystko jego wina. Ale przecież tak nie było! Jejku, musiałam mu to uświadomić!
- Justin, to wcale nie tak - powiedziałam kręcąc głowę, ale teraz nie odwróciłam już wzroku - Widzisz, problem tkwi we mnie, tylko i wyłącznie. Nie powinieneś się za nic winić. Normalny, czy nienormalny. Co za różnica? Każdy jest jaki jest i to ja jestem tą osobą, z którą jest coś nie tak. To znaczy było coś nie tak, bo teraz już wiem, czego chce. Bo ja nie chcę, żeby moje złe wspomnienia i związane z nimi uczuciami, czy cokolwiek, kiedykolwiek kogoś raniły, czy zniechęcały. A ja bardzo nie chciałabym stracić kogoś takiego jak ty. No bo widzisz, kto inny robi jednorożce z origami, tęczowe pasemka i nosi pinokiową bieliznę? - tu nie mogłam się powstrzymać i zaśmiałam się pod nosem. Nieco bardzij się otworzyłam i już mniejszy problem sprawiała mi kontynuacja moich wyznań - I nikt inny nie pisze takich wierszy. Nawet jeżeli czasem nie mają żadnego sensu. Nawet jeśli czasem się z tego wszystkiego śmieję. Nawet jeżeli czasem myślałeś, że cię nie lubiłam. Ja po prostu taka jestem. I ja nie wiem jak to zrobiłeś, ale sprawiłeś, że bardzo, bardzo cię polubiłam. Nie jestem jakaś doświadczona jeśli chodzi o takie rzeczy - tutaj automatycznie spojrzałam w dół, nieco zmieszana - Ja nawet nigdy nie miałam chłopaka. I nie jestem pewna, co do tego, ale wydaje mi się, że... ten... no... - zaczęłam się jąkać jak głupia - no, że mi się podobasz. Ale tak wiesz... no podobasz - kurwa - zaklęłam w myślach zdając sobie sprawę z tego, że robię z siebie totalną idiotkę, która nawet nie umie nic powiedzieć. Pokręciłam głową, jako wyraz dezaprobaty związanej ze swoją własną osobą i spojrzałam na Justina, nieco z góry, bo nie zapomnijmy o fakcie, że ja już stałam, czując, że powinnam się zamknąć i wrócić do swojego pokoju.
Uświadomiłam sobie, że coś dziwnego stało się ze mną, gdy skończyłam mówić. Jakby kamień spadł mi z serca, bo zrobiło mi się dużo lżej. Wytarłam, więc twarz rękawem swojej koszuli, upewniając się, że nie zostały na niej już żadne ślady od makijażu. Palcami przeczesałam włosy, odgarniając z twarzy przydługą grzywkę, która przysłaniała mi połowę oczu.
- Ja pierdolę, to wszystko jest jakieś nienormalne - stwierdziłam, nieco rozbawiona tym, co się działo, co pewnie nie było zbyt adekwatne do sytuacji.
Jackie
Jackie
team justin


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 4 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Justin Wto Gru 06, 2011 9:37 pm

Kiedyś ktoś mądry powiedział mi, że kluczem do serca kobiety jest zapewnienie jej tego co ona myśli, że potrzebuje, a nie tego co naprawdę potrzebuje. Oczywiście nie powiem, że tą mądrą osobą jest Dimitri, choć nie powiem też, że to niemożliwe. Znaczy on z zasady daje całkiem inne rady, takie jak "Nie bądź cipą" czy inne w tym stylu. Ale nie chodzi o Dymka. Chodzi o tą radę. Oczywiście, jak to ja mam już w zwyczaju, nie potrafiłem zastosować się do jakichkolwiek porad. Po pierwsze były one zbyt bardzo ograniczające moją wolną duszę, a po drugie prawie nigdy nie wiedziałem o co w nich chodziło. No ale w tej się domyślałem. Ale ona była całkiem sprzeczna z moim charakterem! Bo po pierwsze, mogłem łatwo ją zastosować znając myśli dziewczyny, co by było bardzo nie fair. A po drugie, przecież żadna nie myślała, że chce mnie w taki sposób jakby mi się podobało. Do czego ja jednak zmierzam, bo jednak do czegoś zmierzać musiałem. Pewnie znów to zabrzmi w bardzo poważny sposób, ale cóż: jeżeli byłbym z kimś tak na poważnie, to za nic w świecie nie dawałbym mu coś co chce. Stanąłbym na rzęsach by dać mu to co trzeba. Skąd bym wiedział co to jest? Cóż, może i mózgu nie mam bardzo rozwiniętego, ale serduch mam dobre. Nawet teraz czuje jak mi wali gdy patrzę na taką rozmazaną Jackie. Serducho to dobra rzecz.
- Jackie, ty cykorze, żeby bać się mojego poważnego tonu, no bez przesady! - zaśmiałem się słysząc jej odczucia co do poważnego Justina. No prawda, nie często się zdarzało bym się skupiał i nie zamieniał wszystko w jedną wielką komedię. - Rozumiem, że może się wydawać taki tajemniczy i pociągający, ale na pewno nie straszny. No chyba, że myślisz, że mi tak na stałe. No to wtedy to straszne, ja sam bym się przestraszył. Ale ze swojego doświadczenia wiem, że długo to to się nie uda. Ja to wiem. Mój limit czasowy jak do tej pory to trzy dni. - To chyba miało być jakieś takieś uspokajające Jackie przemówienie, ale sam nie wiem, co to było. Bo na pewno nie chwalenie się. W takiej chwili nie miałem najmniejszej ochoty chwalić swoimi osiągnięciami, bo przecież były o wiele ważniejsze tematy. Nie do końca wygodne, to wam powiem.
Czy ja naprawdę się winiłem? No skoro do tej pory wszystko co poszło nie tak w moim życiu to była widocznie moja wina, więc byłem już do tego na tyle przyzwyczajony, że teraz trudniej było myśleć inaczej. Z drugiej jednak strony Jackie na sto procent nie była winna. Dobrym pytaniem by było, czy ktokolwiek jest winny i po co w ogóle jej szukać? Pewnie gdyby wszystko zależało ode mnie to nic nie działoby się według planu, wszystko byłoby spontaniczne. Zero zastanawiania się nad tym czy coś się uda, czy jest jakiś sens. Byłoby same działanie. Niestety świat nie skupiał się jedynie na mnie, chociaż nie odmówiłbym, dlatego musiałem zdawać sobie sprawę z tego co jest najlepsze dla Jackie. I znów sprawa z najlepszym.
- Wiesz, czasami mam tak, że czuję się głupio z tym, że ja wszystko wiem o ludziach, a ludzie w sumie tak mało o mnie. Wtedy staram się nadrabiać to jak najbardziej odsłaniając to jaki jestem. Teraz też się głupio czuję, że ja doskonale wiem co siedzi ci w głowie, a ty nie masz zielonego pojęcia o niektórych rzeczach dotyczących mnie. Znacznie, nie zrozum mnie źle, masz wielkie pojęcia o moich zachowaniach. Tyle że... - zaciąłem się na chwilę odwracając od niej wzrok. Mówienie o uczuciach nie było moją jakąś mocną stroną, choć znałem osoby gorzej sobie radzące z tym cholerstwem. Po prostu nie chciałem brzmieć jak ciota, tylko normalnie, jak człowiek. Niestety normalność też nie była moją mocną stroną. U mnie było jedynie przechodzenie z jednej skrajności w drugą. - Jak będę zaczynał się beznadziejnie wyrażać, to masz prawo mnie trzepnąć w łeb, Jackie. A teraz do rzeczy. Chodzi o to, że gdybyś ty mi mogła zajrzeć do głowy to być zobaczyła, że nie można mnie tak łatwo zranić, że jestem w stanie przyjąć na siebie naprawdę wiele różnych rzeczy. I na pewno nie znielubiłbym cię. Będę powtarzać to aż dotrze, na serio. Nigdy cię nie znielubię, bo doskonale wiem, że nie zrobisz nigdy niczego co by mnie jakoś podłamało...
Nie do końca byłem pewien, czy dałbym radę siebie samego wysłuchać, gdyby ktoś jeszcze raz mi puścił to co przed chwilą powiedziałem. Pewnie zanudziłbym się na śmierć. Ale wcale nie byłem taki zły na siebie za walenie takich smutów, wręcz przeciwnie. Walnąłbym ich więcej, gdyby poprzez nie usłyszałbym coś takiego co powiedziała Jackie. Gdy do mnie to dotarło w jednej chwili podniosłem się do góry, podobnie jak ona, oczy mi się zaświeciły, a usta wygięły w kształt wielkiego banana. Bez zastanowienia, w ciągu ułamka sekundy przysunąłem się do niej szczerząc tego ryja jakbym nie wiem... Właśnie dowiedział się, że mam zostać nowym świętym Mikołajem.
- Czyli w końcu powiedziałaś to na głos - ucieszyłem się. - Ja to wiedziałem od dawna, sama wiesz. Ale miło to tak usłyszeć. Nigdy nie mam dosyć pochwał. Oj, Jackie... - Czułem, że aż mnie ręce kręcą by coś z nimi zrobić, a nie tak po prostu sobie stać. Bo to jednak głupie. Dlatego zrobiłem jeszcze głupszą rzecz. - Skoro już doszliśmy do czegoś, to może udamy się do moich skromnych progów? - otworzyłem przed nią drzwi.
W sumie powinienem powiedzieć, że Jackie też mi się podoba, ale już tyle razy dawałem jej o tym znać, że sam nie wiem. Możliwe, że znów bym ją wystraszył.
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 4 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Jackie Czw Gru 08, 2011 7:51 pm

Zignorowałam to, że Justin śmiał się z tego, że przestraszył mnie jego poważny ton. To wcale nie tak, że mnie przestraszył, tak jak straszą horrory, chociaż nie mówię, że rzeczywiście się takich boję. To raczej straszyło w taki sposób, że coś się stało i zaraz powinnam usłyszeć coś bardzo rozczarowującego i nieprzyjemnego. Całe szczęście, że tak się wcale nie stało.
Potem grzecznie wysłuchałam tego, co chłopak miał do powiedzenia. Tak naprawdę to wcale nie miałam ochoty go trzepnąć, bo nie mówiła wcale o takich bzdurach. A poza tym, myślcie co chcecie, ale ja raczej nie lubiłam bić ludzi. A potem ja się odezwałam i nie macie pojęcia jak bardzo ucieszyła mnie reakcja Reida. Bałam się, że zacznie się ze mnie śmiać, ktoś normalny by tak zrobił. Zwłaszcza, że poza mówieniem o swoich uczuciach wspomniałam o swojej marnej przeszłości związanej z życiem miłosnym. Zawsze się tego wstydziłam, bo niemal każda dziewczyna miała chłopaka, to dwóch, czasem i więcej, a ja nie. Chociaż, był taki jeden, ale to było tak dawno. Ale no proszę, nie będę przecież wliczać w to chłopca z przedszkola, bo wtedy każdy przytulał się do każdego i wszyscy się obmacywali.
W związku z tym, że nie spodziewałam się takiego entuzjazmy ze strony Justina, byłam nieco oszołomiona, gdy nagle wstał. A chwilę później już otworzył drzwi do swojego pokoju. Chwila, chwila, musiałam się zorientować, co się działo, bo poczułam takie dziwne ciepło, które rozeszło się po mojej klatce piersiowej, co było dla mnie całkiem nowe, więc musiałam nabrać głęboki oddech i nieco się uspokoić. Od razu potem rozciągnęłam usta w szerokim, jeszcze nieco niepewnym uśmiechu, bo co jeśli zaraz Justin przypomni sobie jaka dla niego bywałam okropna i uświadomi sobie, że wcale mnie nie chce? A swoją drogą, byłoby o wiele łatwiej, gdybym nie musiała tego wszystkiego mówić na głos, ale nie wpadłam wtedy na to, że przecież on potrafi przeczytać moje myśli. Chociaż, to właściwie nie to samo. Szkoda tylko, że kosztowało mnie tyle energii i nerwów. Rety, jak ja narzekam.
Radosnym krokiem wkroczyłam do justinowego pokoju, rozglądając się po nim, nie ukrywając zdziwienia malującego się na mojej twarzy, na widok porządku jaki w nim panował. Jeny, przecież przez mój nie dało się przejść, a on był chłopakiem. Ja byłam dziewczyną, a w pomieszczeniu, do którego właśnie weszłam ładnie pachniało i panował ład i porządek. A powinno być na odwrót! No i ten, uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nigdy wcześniej w nim nie byłam. Tylko po drodze zahaczyłam o jakieś wiszące origami, które wplątało mi się we włosy. Zaklęłam pod nosem i spróbowałam się go pozbyć, co jedynie pogorszyło sprawę. Ja pierdolę, dawno takie rzeczy mi się nie przytrafiały. No, żeby jakiś poskładany papier wplątywał mi się we włosy? A co jeśli będę musiała je obciąć, bo nie da się tego wyjąć? Nie, tylko nie to!
Jęknęłam, opuszczając w zrezygnowanym geście i spojrzałam na Justina, błagając o pomoc.
Jackie
Jackie
team justin


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 4 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Justin Sob Gru 10, 2011 9:38 am

Nie wiedziałem jak do końca powinienem opisać uczucie jakie miałem gdy w końcu okazało się, że jesteśmy pogodzeni z Jackie. Ale to uczucie było dobre. Nie żebym wcześniej przesadnio się martwił, że już nigdy się nie dogadamy, że już nigdy Jackie nie zechce mnie wziąć na koncert z sobą - takie ponure myśli nigdy się mnie zbytnio nie czepiały. Zawsze byłem przygotowany na pozytywne zakończenie sprawy i dlatego nastawiałem się na to co będę robić gdy już będzie dobrze. A było dobrze. Oczywiście nie mogłem przewidzieć, że akurat dzisiaj nastąpi polepszenie sprawy, a tym bardziej nie mogłem, że Jackie przyjdzie do mnie w środku nocy, kiedy akurat będzie nawet czystko w pokoju. Pewnie nie powinienem o tym wspominać, ale taki już byłem, że kłamstwo się mnie nie imało i gdy tylko zaistniała jakaś niejasna sytuacja musiałem wyjaśnić co jest prawdą a co nie, bo później miałem wyrzuty sumienia.
- Lepiej się nie zachwycać tym porządkiem, bo ten... To tylko z okazji powrotu Luka, żeby na mnie nie krzyczał. Taki miły prezent dla niego ode mnie - przewróciłem oczami. Na serio nie potrafiłem mówić w normalny sposób. Znaczy potrafiłem. Ale chyba nie dziś. Właśnie teraz zacząłem się z niewiadomych dla mnie powodów denerwować. W końcu Jackie jest tu pierwszy raz. A co lepiej świadczy o człowieku, niż właśnie jego pokój? Nie wiem co można wywnioskować po zobaczeniu mojej kolekcji kapeluszy na ścianie, albo wielkiej klatce szynszyli, ale właśnie niewiedza jest w tej chwili moim największym wrogiem. Gdybym wiedział jak to pewnie wyzwałbym ją do pojedynku i niech zdechnie suka.
No ale zamiast zajmować się wyimaginowawnymi pojedynkami na miecze powinienem jednak zająć się czymś zupełni innym. Inną poważną walką z diabelskim wytworem mojego umysłu i moich rąk, który postanowił wczepić się we włosy niewinnej dziewczyny. Czułem się normalnie jak doktor Frankenstein, który walczy ze swoim potworem, który zakochał się w jego narzeczonej, czy jak tam to leciało. Tyle że ja, w przeciwieństwie do doktora, miałem większe szanse z wygraniem, bo jednak origami wcale nie jest jakieś bardzo silne. W zasadzie to tylko papier.
- Mam go - zawołałem triumfalnie wyciągając potwora z włosów Jackie.

dupny post, ale na więcej mnie nie stać w tym stanie ;c
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 4 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Jackie Nie Gru 11, 2011 12:46 pm

Nie za bardzo przyłożyłam się do uważnego wysłuchania tego, co Justin mówił o porządku w pokoju, bo byłam zbyt zajęta walką z czymś, co zaatakowało moje włosy i nie chciało zostawić mnie w spokoju. A swoją drogą, nie chciałam za bardzo szarpać, bo wiedziałam, jak to się skończy. Już raz próbowałam wyplątać coś włosów, cały czas za to ciągnąć. Wszystko skończyło się tym, że musiałam obciąć spory kawałek włosów, tak były skołtunione. Traumatyczne wspomnienia, a ja nie chciałam znów tracić włosów. Ale na szczęście pojawił się Justin, który zabrał ode mnie to coś i obyło się bez obcinana ich.
- Och, dziękuję! - wykrzyknęłam radośnie i powstrzymałam od tego, żeby w teatralny sposób rzucić się Justinowi w ramionami. Właściwie to nie byłoby w tym nic złego. Nie chciałam tylko od razu go wystraszyć taką wylewnością i czułością, dlatego tylko posłałam mu szeroki uśmiech. Na przytulanie jeszcze będzie czas.
Teraz, gdy już nic nie próbowało mnie zaatakować, mogłam rozejrzeć się po reidowym królestwie. Tak właśnie zrobiłam, odgarniając wcześniej z twarzy grzywkę, która nieco mi to uniemożliwiała. Swoją drogą, powinnam coś z nią zrobić, bo jeszcze trochę, a nie będę nic widzieć, a zapuszczać jej nie chciałam, bo problem w tym, że bez grzywki czułam się bardzo dziwnie i nieswojo.
Przesunęłam spojrzeniem po kilka rzeczach, a potem odwróciłam się na piętach, z powrotem stając na przeciwko chłopaka. Przechyliłam delikatnie głowę, na moment przyjmując taki wyraz twarzy jakbym się nad czymś zastanawiałam i zmrużyłam oczka. Dopiero do mnie dochodziło, co się właśnie działo i z kolejną sekundą, na moje usta wypłynął szeroki uśmiech, gdy sobie to stopniowo uświadamiałam.
- Wiesz, nie sądziłam, że tak się to skończy. Generalnie to rzadko kiedy coś idzie po mojej myśli, mam talent do psucia wszystkiego, czego się dotknę, a tutaj... o! - pokręciłam jakby z niedowierzaniem głową - Bo Justin, ja ci dziękuję, bo w końcu czuję się trochę ważna. Normalnie nikt się mną nie przejmuje, a teraz czuję się tak jakbym coś znaczyła. - powiedziałam. No jeszcze tylko tego brakowało, jakichś emo wyznać, ale taka była prawda, bo przez ostatnie dni byłam chodzącym zombie, wypranym z jakichkolwiek uczuć, a nikt poza mną nie widział w tym problemu.
Wzruszyłam ramionami, w nieco przepraszającym geście, za to, że gadam o takich bzdurach, bo wprawdzie mówiąc, to były bzdury i uniosłam ku górze jeden z kącików ust.
Jackie
Jackie
team justin


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 4 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Justin Nie Gru 11, 2011 8:36 pm

- Nie ma za co - wymamrotałem jeszcze rzucając papier w kąt, a potem, nie chcąc jak jakiś debil stać na środku nie wiedzący co ma zrobić z rękami, wyłożyłem się na łóżku i poklepałem miejsce obok siebie. Oczywiście bez żadnych podtekstów. Gdybym jakieś miał wypaliłbym je na głos bez zastanowienia. Spokojnie poczekałam, aż się ruda wypowie na tematy jakie tam chce i położy obok mnie. Albo przynajmniej usiądzie. Nie chciałem jeszcze by odchodziła, choć tak świdrując jej myśli zobaczyłem, że raczej powiedziała już to co ma do powiedzenia. Wiedza o tym sprawiała, że na serio się bałem, że sobie pójdzie. Dlatego ucieszyłem się gdy mogłem dodać coś jeszcze do rozmowy. - Może przynoszę ci szczęście? - zapytałem całkiem poważnie. Nawet nie zdziwiłbym się gdybym własnie to robił. W końcu mam już tyle innych pozytywnych cech, że ta jedna nie zrobiłaby różnicy. - Śmieszne jest to co teraz mówisz, ale w sumie masz rację. Fajnie jest być kimś ważnym dla kogoś. A jeszcze fajniej mieć ważną osobę dla siebie. - Mogłem coś jeszcze dopowiedzieć, ale uznałem, że Jackie zrozumie o co mi chodzi. Przynajmniej miałem taką nadzieję.
Nie wiem ile czasu jeszcze Jackie spędziła ze mną, ale na pewno nie był to czas stracony. Nawet jeśli w pewnym momencie zostałem wyśmiany za swój gust muzyczny.
/ przeskok
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 4 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach