Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

JUSTINA

+3
Justin
Ana
Maks
7 posters

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

JUSTINA - Page 3 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Justin Sro Cze 01, 2011 2:57 pm

Czy ja wiem, czy Ponury był z tych kochających? Ja tam doskonale wiedziałem kiedy i jak dana osoba mnie kocha, ale niestety on był zwierzęciem i za nic nie potrafiłem go rozgryźć. Chyba będę musiał się później zwrócić do Earth, zdecydowanie. Ona na pewno będzie wiedziała więcej niż ja i Yael razem wzięci. Że też wcześniej o tym nie pomyślałem, tylko w głowie miałem same głupoty. Jak zwykle, no jak zwykle.
Jak zwykle również powiedziałem coś co od razu żałowałem. Przecież mogłem spodziewać się reakcji Yael na wytknięcie jej kłamstwa. Przecież nie mogła zareagować jak Yves, Yves by mnie wyśmiała. Znaczy ta któraś Yves, bo teraz miewała takie rozstroje, że chyba zareagowałaby gorzej niż Yeal. W każdym razie jak przystało na przyszłego psychologa musiałem sobie z tym poradzić.
- Dobra, Yael nie przejmuj się, ja tam sobie tylko gadam. Nie masz za co przepraszać. W sumie to było naprawdę przemiłe kłamstwo. Jak chcesz mogę nawet udawać, że w nie uwierzyłem! Co ty na to? - zaproponowałem pełen nadziei, że na to poleci. Ja bym poleciał. Tyle że mi nikt nigdy nie składał takich pięknych propozycji sprawiających, że chciało się dalej żyć pozostawiając przeszłość za sobą. Jak to szło? A, Hakuna Matata, znaczy nie martw się. O cholera teraz będę sobie nucił w myślach. Pięknie. - Co do dzieci to nawet masz rację! jak byłem u siebie w Australii to niemal prowadziłem przedszkole, które w sumie składało się jedynie z rodzeństwa Effy, ale cóż... I tak byłem w tym doskonały. Tylko tutaj w rezydencji dzieci się wydają jakieś dzikie. Twój brat na przykład. Zupełnie nie przypomina tych porąbanych kuzynów łażących po ścianach i załatwiających swoje potrzeby w pierwszym lepszym koncie. - Fajnie słowotok, tylko tego brakowało. Ale i tak przecież nie był najgorszym jakie miałem. I był w miarę składny, z mojego punktu widzenia też nieco ciekawy. Czyli ok.
Wiedziałem, że wybierze zgadywanki, ale oczywiście ona nie wiedziała, że zgadywanki są najniebezpieczniejszą zabawą z nich wszystkich! Muahahahahahaah! No dobra, wcale tak nie było. Zgadywanki rzeczywiście były bezpieczne, bo nie wiązały się z mini hamakiem i skokami tak by Ponury mógł dotknąć sufitu. Czyli Yael dobrze kombinowała.
- No to patrz! - rzuciłem jeszcze zaczynając się szczerzyć i uklęknąłem obok dziewczyny z szynszylą na ręku. - Ponury pokaż gdzie jest amu - rozkazałem, a szynszyla kiwnęła głową w kierunku biurka na którym stała miska chipsów. Ups, niechcący się wydało czym go karmiłem. No, ale w końcu czy ziemniaki to nie warzywa? Yael mówiła by karmić go warzywami. - No to teraz pokaż gdzie jest tatuś - znów jej rozkazałem i teraz kiwnęła w moją stronę mrugając do mnie słodko oczkami. - A teraz gdzie mamusia! - ostatnie zadanie, którego za nic nie byłem pewien, bo ćwiczyłem to jedynie na zdjęciu Yves (Yael nie mogłem znaleść). Ale udało się! Ponury wskazał na nią. - Czy to nie jest słodkie?
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 3 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Yael Sro Cze 01, 2011 4:52 pm

Uśmiechnęłam się niepewnie, szarpiąc za jeden z mych warkoczy. Justin był bardzo miły, ale przecież chciał robić to samo co ja i też nieudolnie. Co mi po udawaniu w tym momencie, gdy już wiedziałam, że mu to zupełnie nie odpowiada?
- Nie. Nie trzeba - odparłam cichutko, dalej troszkę smutna. W tym momencie gdybym miała wybierać co chce przeczytać pewnie wybrałabym jakąś baśń, gdzie nawet nieśmiałe i niezbyt pewne siebie, ale za to zawsze piękne dziewczęta odnajdywały swego księcia z bajki oraz natrafiały na sposób dzięki któremu ich życie było już na zawsze bezproblemowe. Dzisiaj miałam ochotę uwierzyć w te bajki. Na poprawę humoru. Ale na razie najlepiej by było porzucić temat i więcej do niego nie wracać bym nie miała powodu, by popadać w swój zwykły stan pełen bojaźni dla świata, ludzi oraz pewnego rodzaju obojętności. Zdecydowanie nie byłam łatwa w kontaktach, ale przy siostrze, braciszku czy też Justinie czułam się niezwykle swojsko i mogłam sobie pozwolić na czasem dłuższe wypowiedzi i po prostu życie bez strachu, że jak oni na to co powiem zareagują.
Roześmiałam się niepewna tego jak powinnam się zachować w obliczu słowotoku u mego przyjaciela i to jeszcze na temat tych gorszych stron wychowywania dzieci.
- Vincent nie jest dziki - odparłam, marszcząc brwi. - Dzicy tutaj są ci nad którymi kontrole przejmują instynkty, a to przecież nie dzieci. - W sumie mało tu było dzieci. Raczej łatwiej natrafić było na dziesięć lat w górę, a ci to przecież już nie dzieci i za każdym razem się obrażają jak powiedzieć na niego mały. Za to zabawa JJ'a z Ponurym mnie rozczuliła. Bezpieczna zabawa, która sprawiała frajdę obu stronom. Przynajmniej miałam nadzieję, że Ponury to lubi, bo Justin z pewnością kochał. - Bardzo słodkie - przyznałam. Nawet już się nie czerwieniłam na tekst o mamusi. Się przyzwyczaiłam. - Tylko czemu amu to dla niego chipsy? - Założyłam ręce na piersi, oczekując odpowiedzi. Powiedzmy, że byłam zdenerwowana. Tyle mu mówiłam, że zwierzęta nie lubią naszego jedzenia.
Yael
Yael
nimfa


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 3 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Justin Sro Cze 01, 2011 5:22 pm

A właśnie, mówiłem już, że uwielbiałem gdy Yael czesała się w warkocze? No to mówię. Wiecie, zazwyczaj gdy spojrzę na Yael to kojarzy mi się Yves, gdy na Yves też Yves. Ale gdy już Yves jakimś cudem ma warkocze to mi się kojarzy Yael. Może mi ktoś łaskawy wytłumaczyć po co w ogóle istnieją skojarzenia? Obyło by się bez nich. Na serio. Na przykład po kiego uja mi się marmolada z porodem kojarzy? Hm? Ja też nie wiem. Ale widocznie muszą istnieć pewne tajemnice lasu, które nie da się ogarnąć nawet tak otwartym rozumem jak mój.
- No dobraaa - westchnąłem, choć nadal czułem się zajebiście winny, że jakimś sposobem, nagle, zmusiłem Yael o myśleniu o niczym innym jak książki. Zdecydowanie za bardzo ją pokarałem. Oj, pokarałem. Przecież nikt normalny, kto ma do wyboru rozmowę ze mną a czytanie, nie wybrałby tego drugiego. Przynajmniej ja wychodziłem z takiego założenia. Ale z drugiej strony zajebiście się cieszyłem, że Yael przy mnie czuje się komfortowo. Czy to nie było wielkie, ale to wielkie wyróżnienie? Kuwa, teraz z chęcią wypił bym pierś i zaczął kroczyć dumny jak paw. Oczywiście komentując to na głos. Ostatkami zdrowego rozsądku powstrzymałem się, bo przecież wiedziałem, że komentując jej myśli niczego dobrego nie zrobię. Jak skomentowałem kłamstwo odgryzło się to i na niej i na mnie. Więc grzecznie stulę pysk i będę się wypowiadał jedynie na słowa, które wypłyną z jej ust.
- No dobra, dobra, może i nie jest. Jest indywidualistą romantykiem, ale nie uważasz, że to trochę dziwne jak na jego wiek? Powinien szaleć! Grać w piłkę, wpadać w bójki, jęczeć o cukierki, niechcący zlać się w majtki, potaplać się w błocie! A właśnie, nie uwierzysz co odwaliłem kiedyś tam dawno z Charlie, chyba ci jeszcze tego nie mówiłem, ale super sprawa. Zrobiliśmy poślizgi w błocie! Strasznie żałuję, że nie było ze mną Ponurego, ale cóż. Wtedy on z kolei był jeszcze dziki i by mi jeszcze spierdolił w krzaki. Ale teraz gdy się przywiązał to z pewnością go ze sobą zabiorę! Piszesz się? - zapytałem z nadzieją. W sumie bardzo naiwnie, bo no weźcie. Czy ja naprawdę sądziłem, że Yael się zgodzi? A może? Może jakieś cuda czasem mogą się zdarzyć. Trzeba wierzyć! Jedna z doktryn Wielkiego Sedesowego Kościoła odłamu Spłuczka mówi o posiadaniu nadziei w nawet najgorszych przypadkach, bo przecież każdy czasem może dostać olśnienia i nagle stanie się cud. Mimo tego, że ja to wymyśliłem, to pokładałem wielkie oczekiwania.
Uch, chyba przez chwilę wybiłem się z tematu, bo jak Yael zapytała o chipsy zupełnie nie wiedziałem o co chodzi. W sumie zapomniałem, że przed chwilą jeszcze robiłem jakieś sztuczki. Ale szybko oprzytomniałem.
- Ale jak to nie lubią? Przecież on je uwielbia! - Dobra przyznaję się, nie oprzytomniałem. Nadal plotłem głupoty i kopałem pod sobą dołki.
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 3 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Yael Czw Cze 02, 2011 8:39 pm

Czyli pomimo faktu, że to teraz ja spędzałam z nim więcej czasu on i tak wciąż widział w głównej mierze Yves? Miło, że przynajmniej w warkoczach to byłam ja, a nie moja siostra. Zwłaszcza, że ostatnio nie czesałam się inaczej, bo tak było mi zwyczajnie najwygodniej. To samo z ubraniem. Luźne, długie koszulki kochałam, bo pod nimi dawało się świetnie zamaskować. Nie chodziło o wystające boczki czy inne defekty, a o zbytnią chudość, którą to starałam się ukryć. Nieźle mi szło w moim przekonaniu. Zupełnie nie wiem co też Justin miał do czytania. Przecież to było tak interesujące zajęcie, jeśli się tylko miało odpowiednio wielka wyobraźnie. Telewizja, rozwój kina, te wszystkie superprodukcje zabijały wyobraźnie u przeciętnego widza. To było okropne.
- Vincent nie jest zwykłym dzieckiem - zauważyłam spokojnie. Gdyby był nigdy nie poszedłby do tego miejsca tak wcześnie, lecz skoro jego dzieciństwo wyglądało właśnie tak to równie dobrze mogło odbywać się tutaj. A co jeśli kiedyś pomyśli sobie, że jednak coś utracił nigdy nie wygłupiając się tak jak to robili jego rówieśnicy? On był geniuszem. Kto wie co za jakiś czas się z nim stanie. Zacisnęłam dłonie na kolanach. Od dłuższego czasu siedziałam po turecku na łóżku Maksa, obserwując wciąż poruszającego się Justina. On chyba nie potrafił przez choćby dłuższy moment, chwilę siedzieć, stać w miejscu. Zawsze coś musiał robić. To było urocze. - Hm, ja podziękuje - odparłam grzecznie. Błoto? Taplanie się z Charlie i Ponurym? Doprawdy to nie była wizja zabawy dla mnie. Jakby książka, herbata i dobra muzyka już nikomu nie wystarczała. Albo aparat i bieganie po pobliskim lesie. To też była wspaniała rozrywka.
- Justinie Reidzie - podniosłam odrobinę głos. Zupełnie nie wiem co we mnie wstąpiło. - Chcesz mi powiedzieć, że przez ten cały czas karmiłeś go chipsami i innym śmieciowym żarciem? Jak mogłeś? - zapytałam z wyrzutem. Zwierzątkom to szkodziło. Ponurym z zamiłowaniem chrupał warzywka. Owoce. Swoje specjalne patyczki czy mieszkanki ziarnowe. Wiem, że sama go przekarmiałam, ale on zawsze był takim łakomczuszkiem.
Yael
Yael
nimfa


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 3 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Justin Pią Cze 03, 2011 4:57 pm

- A szkoda szkoda, zwykłe dzieci są przeurocze! Znaczy nie mówię, że Vinnie nie jest uroczy, na swój sposób pewnie jest. Ale jednocześnie strasznie przerażający. Nie przeraża cię czasem jego powaga? Ja tam mam niekiedy takie uczucie jakby Vinnie był tym dzieciakiem z Omenu. Wiesz filmu. Nie sądzisz? - zapytałem. Oczywiście nawet przez głowę mi teraz nie przeszło, że obrażam jej brata i może być na mnie za to zła. Przecież mówiłem szczerą prawdę, nie powinno się obrażać za prawdę! No chyba, że szczerość zamienia się w chamstwo, ale wtedy całkiem inna gadka. Atam. Jakoś przeżyję jej ewentualne oburzenie. Choć do Yael oburzenie nie pasowało. Ani trochę. - I szkoda też, że odmawiasz. Nawet nie wiesz co tracisz! - Przez chwilę rozmarzyłem się samym wspomnienie tej wspaniałej zabawy, ale nie mogłem tak długo. W końcu żyje się po to aby działać, a nie po to by marzyć. Co to to nie. - Ojtam cały czas - spuściłem wzrok na ziemię i czubkiem buta zacząłem wiercić dziurę w podłodze. Nie żebym żałował, patrzcie tylko jak Ponuremu takie żarcie dobrze zrobiło! Przytył! - Tak okazjonalnie, jak nie mogłem znaleźć czegoś CO TY MI KAZAŁAŚ MU DAWAĆ - oczywiście pięknie zaakcentowałem ostatnie słowa, by nie zwróciła przypadkiem uwagi na te poprzedzające je. Bo wiecie, ja nigdy niczego nie potrafię znaleźć.
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 3 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Yael Sob Cze 04, 2011 2:47 pm

Vincent miał być przerażający? W miarę jak Justin mówił coraz barziej wciągałam się w rozmyślanie o tym czemu mój brat może wydawać się innym taki straszny, ale żeby aż porównywać go do dzieciaka z Omenu? To już była wielka przesada. Zabolało mnie to. A gdyby Vincent usłyszał? On był takim wrażliwym człowiekiem i jeszcze gotów uwierzyć, że oto jest antychrystem i już całkiem się załamać.
- Ale przy nim tak nie mów - poprosiłam Justina automatycznie nim się nawet porządnie nie zastanowiłam co ja mu powinnam na podobne gadanie odpowiedzieć. - Vincent jest sobą i cieszy mnie to. - Choć owszem od czasu do czasu zastanawiam się jakby to było gdyby zachowywał się jak dzieci w jego wieku. Zupełnie inny świat.
- Sugerujesz, że to moja wina? - zapytałam dalej podenerwowanym głosem. - Niby czemu? - Sama nie wiem jak udało mi się przejść tak od stanu do stanu, ale teraz praktycznie warga mi drżała. Biedny Ponury. Biedna Yves. Biedny mój nienarodzony siostrzeniec, który wedle idiotyczbych planów ma być oddanym do adopcji. Doskobale wiedziałam, że Yvy nie da rady go oddać, ale na razie bawiła się w szukanie dla niego rodziny. I po co tamtym robić nadzieję? No po co? Zacisnęłam dłoń, wbijając sobie paznokcie w wewnętrzną jej stronę. Ból mnie odrobinę otrzeźwił. Histeryczką zostać nie planowałam.
Yael
Yael
nimfa


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 3 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Justin Nie Cze 05, 2011 7:30 pm

W sumie zachowałem się strasznie. Żadne dziecko nie zasługuje by je wyzywać od antychrystów i Yael miała cholerną racją, a mi zostało pacnąć się w czoło, co bez zastanowienia uczyniłem. Przy okazji odłożyłem Ponurego na jego legowisko w starym kapeluszu, gdzie miał swoją ulubioną zabawkę w postaci breloczka z Chewbaccą. A właśnie Ponury potrafił jeszcze jedną sztuczkę! Mówiło się do niego: zrób Chewbbacę a on wydawał z siebie identyczny odgłos jak ten owłosiony pan. Swoją drogą nie wiedziałem, że szynszyle potrafią wydawać odgłosy. I dlatego doszedłem do wniosku, ze Ponury nie jest zwykłą szynszylą. Jest utalentowaną szynszylą. W końcu skoro ma utalentowanych rodziców to coś musiało mu po nich zostać. Ale znów polazłem gdzieś na bok, zamiast gadać na temat.
- Ojej, głupio się wyraziłem! W sumie każdy jest taki jaki powinien być. Byłbym hipokrytą gdybym kogokolwiek krytykował sam będąc taki jakim jestem! Więc patrząc z tej strony. Vincent wydaje się najzajebitszym dzieciakiem pod słońcem - zacząłem z siebie wyrzucać w bardzo szybkim tempie. Jak dziki, serio serio. Chociaż sam nie wiem co tam dziki wyrzucają. Chyba, że utalentowane dziki. W takim wypadku mógłbym się po zastanawiać. - Jaka wina? Ja niczego nie sugeruję! Jakbym mógł. Ty jesteś najwspanialszą matką mojej szynszyli na świecie i nic tego nie zmieni. Tak samo jak Yves będzie wspaniałą matką tego czegoś z jej brzucha. I wiesz co, Yael? Zdradzę ci tajemnicę, ale ciiiii - ostatnie wyszeptałem, a potem przyłożyłem palec do ust. Rozejrzałem się ostrożnie. - Yves wcale nie odda dziecka. Jestem tego pewien. A jak ja jestem czegoś pewien to nie ma bata. Więc spokojnie, nimfo. Nie ma co przezywać.
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 3 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Yael Nie Cze 05, 2011 7:59 pm

Chyba nigdy przenigdy nie powinnam była dawać Justinowi na urodziny żywy prezent - szynszylę. Oh biedny jej los. Pewnie nikt inny nie zwracałby na nią tyle uwagi, ale jednocześnie tak dręczył i źle karmił. Chociaż, jeśli się zastanowić nad koleją losu to przecież bez szynszyli nie zbliżyłabym się tak do chłopaka, by śmiało móc go nazywać przyjacielem. To, że czytał w myślach czasem ułatwiało sprawę, a czasem okropnie utrudniało, bo jednak czasem chciałoby się, by pewne sprawy pozostały tylko dla jednej, konkretnej osobie, ale przy Justinie tak się nie udawało. Swoją drogą ja i moje problemy z wypowiadaniem swoich poglądów na głos mieliśmy ułatwione zadanie. On je znał tak czy siak. Wewnątrz siebie się nie stresowałam.
- Nie przesadzajmy - powiedziałam, słysząc jego pokręcone, chyba przeprosiny. Wykręciłam palce u dłoni. Powiedzieć coś więcej? Że przecież on nie powinien mówić, że sam nie jest zbytnio normalny. Kto określał normalność? I po co? Ludzie potrzebowali strasznie dużo wytycznych odnośnie tego co jest odpowiednie, a co nie jest. To mniej niepodające się charaktery, jak na przykład mój, wprawiało w stan, gdzie nie potrafiły wydusić słowa przy obcym. No nieważne. - Nie jest trudną być matką szynszyli - zauważyłam. Już nawet całkiem gładko przechodziło mi przez usta to określenie. Byłam matką szynszyli. I dobrze. Posmutniałam przy wspomnieniu o Yves. Jak ona mogła sądzić, że nie nadaje się do macierzyństwa? - Wiem, że go nie odda - powiedziałam z pewnością w głosie. Czego jak czego, ale tego byłam pewna. Po prostu trzeba będzie odczekać parę dni. Parę dni zwłoki, by odkryła jak cudownie mieć przy piersi takie maleństwo. To wszystko. - Ale co jeśli nasza pewność nie wystarczy? - zapytałam, patrząc na Justina smutnymi oczami. Strzeliłam z palców. Czarne scenariusze lubiłam snuć od zawsze, ale akurat w tym przypadku nie chciałam. Bałam się ich.
Yael
Yael
nimfa


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 3 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Justin Pon Cze 06, 2011 1:28 pm

Rzeczywiście, gdyby nie szynszyla nigdy nie pomyślałbym, że Yael może być równie wspaniała niż Yves, a nawet wspanialsza. Choć w sumie nie powinienem ich porównywać bo to było równie niegrzeczne jak nazwanie Vincenta antychrystem. Co ja w ogóle mam z tym obrażaniem ludzi? Przecież tak ich kocham. Ale wracając. Gdyby nie szynszyla nie rozmawiałbym tak często z Yael i nie przywiązałbym się. Gdy zniknęła na tak długo było mi podwójnie smutno. Pewnie gdyby nie to, że moja komórka aktualnie służyła jako pojemnik na suchą karmę dla Ponurego zadzwoniłbym do nich. Ale nie zadzwoniłem. Nawet nie wiem czy się przejęły, miałem nadzieję, że nie. Przecież mnie znają i potrafią pogodzić się z tak ciężką rzeczą jak rozstanie.
- Może nie jest trudno, ale nikt nie osiągnie tak wysokiego poziomu bycia matką szynszyli jak ty. Mogę to powiedzieć z ręką na sercu! - serio przyłożyłem prawą dłoń do lewego serca. Znaczy serca. Nie ma prawego serca. Chociaaaaaż... Kto tam wie, są takie rzeczy, które sercologom się nie śniły. - I za moją pewność siebie co do Yves i bobasa też mogę poręczyć z ręką na sercu - dodałem, ale wtedy zobaczyłem co Yael robi ze swoimi palcami. Skrzywiłem się i zmarszczyłem czoło. - Nie rób tak! - palnąłem łapiąc ją za ręce, choć oczywiście, wiedziałem, że Yael ma coś nie tak z dotykiem. Znaczy zdołałem się przekonać wpadając na nią parę razy podczas urodzin. Ale się zapomniałem. - To brzmi i wygląda strasznie.
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 3 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Yael Pon Cze 06, 2011 4:30 pm

W sumie raz czy dwa zastanowiłam się czemu Justin nie dzwoni i kusiło mnie by samej zadzwonić, ale nie odbierał. Uznałam, że znów zgubił telefon i dałam sobie spokój. W tym jego bałaganie większe rzeczy prosto było zgubić, a co dopiero taki telefon. Obawa, że to przez Ponurego i jakieś coś z nim związane, odeszła ode mnie dopiero, gdy zobaczyłam go całego i zdrowego. Serio z takim tatusiem Ponury musiał być niezwykle dzielny i mieć tę wolę przetrwania. Inaczej już byśmy płakali nad jego grobem. Dramatyzuje. Muszę przestać.
- To miłe - powiedziałam, czując jak robi mi się gorąco. Dla zachowania wewnętrznej równowagi, którą już sobie naruszyłam przez wcześniejsze smutki, dramaty i inne sytuacje, poczęłam bulgotać wodą w rurach w ścianach. Ludzie tego nie lubili, bo jak ktoś brał akurat prysznic to miał przerwy w dostawie wody lub na niego nagle tryskała z wielką mocą, ale ja lubiłam. Mogłam sobie pozwolić na odrobinę egoizmu, prawda? - Obyś miał rację - mruknęłam, ze wzrokiem wbitym w swoje dłonie, którym maltretowałam kości. Przynajmniej tak to z boku musiało wyglądać. Drgnęłam, gdy Justin złapał mnie za rękę. To nie tak, że miałam coś z dotykaniem mnie, ale zwyczajnie za tym nie przepadałam. Odkąd William zrobił to co zrobił z moim pijanym przyzwoleniem unikałam alkoholu, ale również sytuacji, które mógłby doprowadzić z powrotem do kontaktów tak bardzo cielesnych. Chyba się bałam. Ale jednak nie wrzeszczałam przy każdym dotyku. Złapanie za rękę to jeszcze nic, więc spanikowana nie wyrwałam jej z uścisku Justina, a tylko zacisnęłam szczękę. Wcale nie czułam się źle tylko odrobinkę nieswojo. Przecież go lubiłam. Naprawdę nie mogłam być normalna?
- Nie... nie prawda - zająkałam się. - To taki głupi nawyk - wymamrotałam jeszcze. - Ale skoro ci to przeszkadza to postaram się tak nie czynić. - Wciąż trzymał moją rękę, a ja z dumą odnotowywałam, że coraz mniej zwracam na to uwagi. Tylko to, że stał nade mną wciąż było lekko nieprzyjemne. Nie lubiłam jak ktoś stał nade mną. Nie mogłam się skupić na niczym.
Yael
Yael
nimfa


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 3 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Justin Sro Cze 08, 2011 2:38 pm

Yael nie mogła tak myśleć! Nie powinna nawet wspominać o grobie. To było zbyt drastyczne i od razu motywowało mnie do tego bym się poprawił w opiece nad Ponurym. Tyle że ja przecież uważałem, że doskonale się nim zajmuję i w ten o to sposób nie rozumiałem problemu. I stałem w czarnej kropce bez możliwości ruszenia się.
- Na pewno mam rację, nie ma wątpliwości - rzuciłem. - Ale dobra, dosyć tego bezsensownego siedzenia w miejscu. Zabieram ciebie i Ponurego na popołudniowy obchód po rezydencji. I nawet nie chcem słyszeć sprzeciwów!
I wyszliśmy.
/no właśnie, poszli
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 3 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Maks Pon Cze 27, 2011 11:30 pm

/ z duuupy /

Nosz kurwa mać, ja pierdolę, siekiera w plecy i chuj w dupę. Dawno się tak nie wkurwiłem przez moją Ankę, choć powinienem sie zastanowić czy nadal mogę ją nazywać moją, skoro o tym, że przylatuje tydzień wcześniej postanowiła powiadomić mnie (seme-kurwa-mesem) po fakcie, gdy szukałem dla niej jebanego prezentu powitalnego, i jeszcze miała pretensje, że nie czekałem na nią na lotnisku. Co ja, kurwa, Harry Potter?! Przeteleportuję się w sekundę?!Jechałem na łeb na szyję, złamałem po drodze wszystkie przepisy, jedyne kwiaty jakie dostałem po drodze w kwiaciarni to byłe pierdolone goździki, a gdy w końcu zapukałem zdyszany do jej drzwi, otworzyła mi Imogen, oświadczając, że ma ukochana poszła na imprezę z, kurwa, Dymkiem, który okazał się tak zajebistym kumplem, że nawet nie napisał mi jebanej wiadomości w prześmiewczym stylu: "Gdzieś ty spierdolił? twoja właścicielka wróciła i szuka swego pudla." Cokolwiek. Kurwa. Wkurwiłem się niesamowicie i uznałem, że skoro woli iść na popijawę Kóka, fochać się o to, że nie czytam jej w myślach, gdy grzeje dupę na skórzanej sofie w tatusiowym apartamencie za oceanem, to mam wyjebane. Rzuciłem bukiet w kąt i zahaczywszy o jadalnię poszedłem do siebie. Odkopałem stary zapas petów spod wersalki i popalałem sobie wcinając jakieś gówniane, krakersowe kanapeczki, które ktoś zrobił i zostawił po to by taki leń jak ja mógł je zakosić. Kanapeczki okazały się tak chujowe jak cały mój dzień więc po zjedzeniu jednej resztę wywaliłem w krzaki, za okno, i popiłem johnnym walkerem wyciągniętym z szafki nocnej. Wypalając kolejne papierosy zacząłem zastanawiać się co odpierdoliło Ance i skąd te odpały. Zacząłem rozmyślać... co się stało? Odpowiedź okazała się prosta. Ja się stałem. Ja, czyli nieudacznik, Rosjanin z jakiej pipidówy na końcu świata, którego rodzina wywaliła z domu, bez żadnych perspektyw, skończył 23 lata i nadal siedzi tu i nie wie co se sobą zrobić. To oczywiste, że panienka z wyższych sfer, wychowująca się w luksusach potraktuje mnie jak chłopca na momencik, bo było nudno, bo chciała trochę rozrywki, bo... kurwa... Usiadłem na łóżku i z kiepem w ustach podparłem się na łokciach, wczepiając palce we włosy, niektóre sobie wyrywając. Nie rozumiałem co się ze mną dzieje. Nie mogłem odczepić się od myśli, że to wszystko było dla niej zabawą, odskocznią, że siedzę tu czternaście lat i gówno zrobiłem, gówno się nauczyłem i czeka mnie gówniana przyszłość. Bo co ja niby mogę zrobić? Jestem już starym bykiem, który siedzi tu nie wiadomo po co, co już cztery lata temu opanowałem talent do perfekcji i teraz obijam się jak ostatnia popierdółka. Byłem na siebie tak wkurwiony, że zaciskając mocniej pięści wyrwałem sobie kolejne włosy. Pet już dawno wylądował na podłodze i wypalał dziurę w dywanie. Wszystko to co kłębiło się w mej głowie sprawiało, że opanował mnie niesamowity strach, przed tym, że każdy mój wymysł może okazać się prawdą. Byłem tak kurewsko wściekły, już sam nie wiedziałem, czy na siebie, czy na Ankę, czy na ten pierdolony strach i pojebane myśli; musiałem się wyładować. Wziąłem więc z podłogi pustą butelkę i rzuciłem w ścianę, szkło rozbiło się natychmiast i ostre kawałki posypały się na podłogę, lecz ulga nie nadeszła. Zerknąłem w bok i zobaczyłem worek treningowy, z którego Justin zrobił wieszak na swoje pierdolone ciuszki. Podbiegłem do niego i zacząłem się wyżywać. Napierdalałem tak mocno, że zbielały mi knykcie, ale gówno to dało, więc przerzuciłem się na ścianę. płyta kartonowo-gipsowa pokrywająca ceglany mur i ukrywająca kale i rury okazała się dość wytrzymała i minęło trochę czasu zanim zdołałem rozpieprzyć ją na proch teraz ściana koło drzwi wejściowych składała się głównie z wyjebanej dziury i kali i rur, które kiedyś chowały się za płytą. Nawet nie zauważyłem, że doszczętnie zdarłem sobie knykcie i gdzieniegdzie prześwitują mi kości. Ledwo poruszając palcami odpaliłem papierosa i usiadłem na kanapie wgapiając się w ścianę i trzęsąc się jak pojebany wypaliłem chyba z dwie paczki.
Maks
Maks
team maks, kurwa


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 3 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Ana Wto Cze 28, 2011 2:00 pm

No i wreszcie się tu znalazłam, a to co zobaczyłam wcale mi się nie spodobało. Ani trochę. Obraz nędzy i rozpaczy. Przerażający obraz. Rozwalona butelka to jeszcze nic. Gorzej, gdy już po ostrożnym wejściu do środka, zauważyłam pośród smug dymu, siedzącego na kanapie Maksa. Nie wyglądał zbyt dobrze. Szczerze mówiąc to w takim stanie wspaniale dopełniał obraz zrujnowanego pokoju, a to nie mogło świadczyć o tym, że wszystko z nim dobrze i cieszy się z życia. Raczej coś zupełnie innego.
- Maks? - Cichy i niepewny głos. Nie byłam aktualnie w wstanie powiedzieć nic więcej. Dobry humor związany z wcześniejszym spotkaniem z Williamem momentalnie się ze mnie ulotnił. Podeszłam bliżej, uważając, by nie nadepnąć na żadne szczątki szkła z podłogi czy potknąć się o jakieś śmieci Justina. - Coś ty zrobił? - zapytałam ze zdumieniem odkrywając, że jeśli spojrzę na jego rękę to jestem w stanie zobaczyć jego kości. Przełknęłam ślinę, bo to nie był za przyjemny widok. Podeszłam jeszcze bliżej, klękając przed nim i ostrożnie dotykając ręki. Palce momentalnie zabarwiły mi się na czerwono. - To trzeba opatrzeć. Ktoś z twojej grupy na pewno się tym zajmie. - Może i z początku planowałam być na niego zła, że widocznie nie miał ochoty się ze mną kontaktować i chciał jeszcze ode mnie odpoczywać, ale teraz? Co mu w ogóle strzeliło do głowy, by boksować się ze ścianą?
Ana
Ana
księżniczka


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 3 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Maks Czw Cze 30, 2011 10:44 pm

I po jaką cholerę tu przyszła? Nie chciałem by widziała to wszystko. Teraz byłem dla niej jakimś popierdolonym, słabym psychicznie idiotą, który uwielbia napierdalać w tynk. Widziałem, że się martwi, że się przejęła i teraz już kompletnie nie rozumiałem jej zachowania. Wiem, że kobiety nie są stworzone po to by mężczyźni je rozumieli, lecz choć odrobina logiki w jej działaniu nie zaszkodziłaby memu mózgowi w żadnym wypadku. Uśmiechnąłem się nieco krzywo, gdy mnie dotknęła i wymamrotałem - Pobrudzisz się. - Zerkając na nią nie mogłem powstrzymać się od westchnięcia i małej refleksji: wystarczą mi dwa tygodnie bez niej i już mi odwala, co to będzie jeśli będziemy musieli rozstać się na dłużej? A co jeśli w końcu mnie zostawi? Rozniosę wszystko w drobny mak? Jak popierdolony neandertalczyk? Kurwa...
- Więc... - Odsunąłem się i oparłem plecami o oparcie kanapy strzepując papierosowy popiół na podłogę i unosząc pytająco brwi. - Przyjeżdżasz tydzień wcześniej i informujesz mnie o tym wiadomością pełną pretensji, że nie przyjechałem po Ciebie na lotnisko... - Zacząłem mówić spokojnym rzeczowym tonem, jakbym był pracownikiem ubezpieczalni i wyceniał straty po pożarze w którym staruszka osierociła siedem kotów. - Pędzę tu na łeb na szyję, kradną mi portfel i komórkę, a gdy docieram na miejsce dowiaduję się, że poszłaś z Dymkiem na imprezę Cooka. - Odchrząknąłem i spojrzałem na nią wzrokiem: 'O co Ci, do kurwy nędzy, chodzi kobieto?'. - Wybacz skarbie, że śmiem Cię o to pytać, lecz nie jestem Justinem i nie mam pojęcia co siedzi w Twej ślicznej główce: Co to, kurwa, ma znaczyć? Wydaje mi się, że to coś bardziej skomplikowanego niż: 'Mam PMS zostaw mnie', lecz jeśli się mylę to chyba jestem kompletnym debilem skoro nie widzę logiki w Twym zachowaniu. - Zaciągnąłem się resztką peta i wyrzuciłem go, by mógł dołączyć do swych kolegów w doniczce koło kaloryfera. Nie mamy kwiatka, mamy doniczkę z wodą, gdzie topię pety, choć jeśliby pozwolić Reidowi pewnie posadziłby wszędzie pedalskie różyczki i non stop się nimi zachwycał.


Ostatnio zmieniony przez Maks dnia Pią Lip 01, 2011 10:56 pm, w całości zmieniany 1 raz
Maks
Maks
team maks, kurwa


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 3 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Ana Pią Lip 01, 2011 4:47 pm


Przyszłam, bo jednak nie byłam tak dumna jak Dimitriemu się wydawało. Sama uważałam, że stać mnie na więcej, a jednak drugiego dnia w rezydencji bez kontaktu z nim się poddałam i tu przyszłam. On był silniejszy. Może bardziej na mnie zły? Kto wie. Skąd mogłam wiedzieć, że pomimo swojego gadania, że nie będzie na każde moje skinienie dalej taki był? Żaliłam się w podobny sposób o tym przyjeździe każdemu co jemu, a jednak każdy nie był na mnie obrażony, bo wziął to na poważnie i przyjechał. Dziwna sprawa. Uwierzyłam, że on tak wcale nie postąpi. Ale przecież szukał mnie. Imo dopiero niedawno o tym wydukała. Konkretnie to wtedy, gdy ją zastałam w pokoju po mojej całkiem nieudanej wizycie w czytelni. Przecież mogła powiedzieć wcześniej. Miała mój numer. Tak. To wszystko było winą Imogen i tego durnia, który jednak dalej zamierzał być na każde moje skinienie, a ja nie mogłam się w takiej sytuacji oprzeć co do nadmiernego wymagania od niego. To było takie proste. To wszystko ich wina. Mimo to nie mogłam przecież stać całkiem obojętna, widząc co on sobie zrobił z knykciami. Zdarte do kości. Wyglądało paskudnie, a jeszcze paskudniej musiało boleć.
- Nieważne - mruknęłam, mimo wszystko puszczając jego dłoń. Nie miałam co zrobić z pobrudzonymi dłońmi. Na razie tylko podniosłam się. Skoro sam się odsunął ode mnie.
Osłupiałam, słysząc te wszystkie zarzuty pod moim adresem. Tak to widział? Świetnie. No jasne, że to moja wina. No i dobra. Popędził niepotrzebnie na lotnisko, ale mógł przynajmniej dać po tym znak, że żyje. Nikt nie wiedział gdzie on jest. Poza durną dziewuchą, która nawet nie potrafiła mi tego w porę przekazać. Po prostu świetnie. Zacisnęłam mocno dłonie, czując jak paznokcie wbijają mi się w skórę.
- Nikt nie wiedział gdzie jesteś - rzuciłam, chociaż doskonale wiedziałam, że szybko przestałam pytać, bo skoro się nie odzywa to znaczy, że ma mnie gdzieś, a ja się narzucać nie będę. To przecież nie było ważne. - Poza tym sam mówiłeś, że nie będziesz wiecznie na moje zachcianki, płaszczył się, więc czemu wciąż to robisz? Nie mogłeś wytłumaczyć, że nie dasz rady się pojawić? Za trudne? Ale to przecież ja tworzę problemy. - Wbiłam w niego coraz bardziej zdenerwowane spojrzenie. To ja tu przychodzę sprawdzić czy żyje, a on co? Obraża się. I nawet nie chce dać sobie spokój z tymi dłońmi. Za kogo on mnie miał? Przecież jakby mi powiedział, że nie może to bym zrozumiała, ale skoro chciał odstawiać sceny to już nie moja wina, prawda? Więc mógłby łaskawie skończyć robić sceny. - Nie było cię, więc poszłam z Dimitrim, bo sam mnie tam wyciągał,ale przecież powinna siedzieć na miejscu i czekać, aż jednak się pojawisz. I jak na razie to ja nie widzę logiki w twoim zachowaniu, więc może wytłumaczysz czemu rozwaliłeś pół ściany? - Odetchnęłam. Szczątkowe opanowanie jeszcze posiadałam. Chociaż już teraz najchętniej trzepnęłabym go w ten pusty łeb, kazała iść do kogoś kto go wyleczy, a ode mnie się odpierdolić raz na zawsze. A potem bym wyszła trzaskając głośno drzwiami. Piękna wizja.
Ana
Ana
księżniczka


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 3 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Maks Pią Lip 01, 2011 11:29 pm

Ja pierdolę... To przecież jakaś komedia. Ona w ogóle mnie nie słucha, gdyby była kimś innym uznałbym po prostu, że nie do końca mnie zrozumiała, ale to była Ana i jej zachowanie wskazywało na to, że kompletnie olała sobie 70% mojej wypowiedzi. Ręce po prostu mi opadły. - Nie poinformowałaś mnie, że wracasz wcześniej. Dowiedziałem się o tym z sms'a, który zawierał pretensje bo nie było mnie na lotnisku... - Westchnąłem i pokręciłem głową wyciągając kolejnego papierosa po czym wstałem i zapaliłem peta. - Kiedy za-pier-da-la-łem po Ciebie zdążyli mnie okraść z telefonu i portfela zanim dotarłem do auta, ale o tym wszystkim już mówiłem, powtarzam bo kompletnie zignorowałaś te części mej wypowiedzi panno 'święta i bez winy ani skazy'. - Zaciągnąłem się i zmarszczyłem brwi uważnie się przyglądając mojej księżniczce, która najwyraźniej sądziła, że wszystko jest moją winą. Dawno nie byłem tak wkurwiony, aż się zatrząsłem. - Tak miałaś, kurwa czekać! - Podniosłem głos bo przesadziła tą wypowiedzią pełną pretensji w głosie. - Miałaś czekać, bo ja czekałem za każdym razem gdy się spóźniałaś, bez słowa znosiłem piętnaście razy powtarzane 'jeszcze pięć minut', a gdy miałaś zadzwonić ze swojej pieprzonej wycieczki potrafiłem przez trzy godziny co pół minuty zerkać na wyświetlacz telefonu. Więc nie dziw się, że wkurwiłem się tym, że wolałaś iść na pierdoloną imprezę niż poświęcić dla mnie chwilę sterczenia w miejscu!- Nie krzyczałem na nią, nie mógł bym, nie zniósłbym myśli, że mogłaby znów się mnie przestraszy. - A ścianę rozwaliłem bo nie mogłem znieść faktu, że wolisz spędzać czas z Dymkiem niż poczekać na mnie trochę czasu... - Nie przyznam się przecież do wszystkich powodów. Niech sobie myśli co chce, nie będę jej mówił, że nie tylko ona może być powodem mej wściekłości, może jej to nieco pochlebi i w końcu przestanie odpierdalać fochy? Zaciągnąłem się i ponownie usiadłem na kanapie.
Maks
Maks
team maks, kurwa


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 3 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Ana Sob Lip 02, 2011 5:45 pm

Okradli go. Świetnie. A może mam powiedzieć, że mi przykro, że trafił na jakiś złodziei? A i pewnie jeszcze przeprosić, że to z mego powodu. Nie jego wina. Nie moja. Stało się i już, ale jednak byliśmy w tym samym budynku potem, pomijając noc. Doprawdy lepiej, żeby Imo się do mnie teraz nie odzywała. Wczoraj mnie szukał, a ja się o tym dopiero teraz dowiaduje. No po prostu świetnie.
- Dobra. Okradli cię. Przyjęłam. - Gotowy jeszcze o tym trzeci raz powtórzyć, bo wcześniej nie załamałam nad tym faktem rąk.
Ta dyskusja, a raczej głośna wymiana zupełnie różnych spojrzeń była bezsensu. Teraz mieliśmy się kłócić o wszystko? Czego jak czego, ale tego nie chciałam. Nagle wszystko przeszkadza. I oczywiście z mojej winy, bo jakże by inaczej. Już nawet nie mogę wspomóc przyjaciela i pójść z nim gdziekolwiek, bo przecież muszę czekać na tego tutaj. Nie no. Świetnie po prostu. Mam tego dosyć. On ma tego dosyć. No to się przynajmniej w tym zgadzamy. Bardzo łatwo rozwiązać sytuacje.
- Ależ proszę bardzo. Ułatwię ci życie. Już nie będziesz musiał przeze mnie tracić czas, rozwalać ściany. Ba. Telefony tracić. - Nie do tego dążył, wyrzucając mi nagle wszystkie swoje zmartwienia związane z moją osobą? Z tego wynikało, że beze mnie mu lepiej. To niech tak znów będzie. - Miłego powrotu do pieprzenia wszystkiego co się nawinie. - Jedno słowo cisnęło mi się na usta. Przekleństwo, a konkretnie to kurwa mać. Skoro coś nie ma sensu, niszczy nas, to nie kontynuujemy tego. Przerywamy. Z taką myślą wyszłam stamtąd trzaskając drzwiami. Patrz, fochów też już nie będzie. Jak na razie byłam za bardzo wkurzona, by myśleć o tym co zrobiłam. Też potrafiłam być strasznie głupia. Tupiąc wściekle obcasami, ruszyłam w stronę schodów. Oby z Miką było już lepiej.

/ koniec /
Ana
Ana
księżniczka


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 3 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Luke Czw Lip 28, 2011 6:54 pm

ahahaha. straciłam ją. paskudna gra u góry </3

Luczek, wpada i wypada, bo miałam ochotę to napisać xd
To był świetny pomysł. Tak sądziłem. Tak mi wszystko mówiło, i to naprawdę wszystko, bo każda napotkana elektronika się ze mną zgadzała, że skoro już zrobili sobie dzieciaka to powinni się cieszyć sobą, a ja im w tym przeszkadzałem, poza tym przypominali mi o Mice, a o tym pamiętać nie chciałem, więc dlatego moja decyzja była słuszna. Tylko, gdy otworzyłem drzwi do wrotek piekieł w wykonaniu Justina, zwątpiłem. Na bieżąco przekazywałem mu relacje z mojego wejścia do tej jaskini brudu i pierdółek do włosów oraz kapeluszy. Mimo to nie zamierzałem wracać do Eda. Potrzebował samotnego pokoju, póki nie wymyślą czegoś lepszego. Pozostałe dwa pokoje też były puste. Coś w sam raz dla narzeczeństwa, prawda? Dobrze robiłem. Nawet jeśli teraz musiałem się przekopywać przez stertę rzeczy, by się dobrać do może kiedyś tapczanu Maksa, ale teraz mojego.
Kiedy wreszcie tapczan ujrzał światło dzienne (leżało na nim pełno, ale to pełno czystych! ciuchów, które ewidentnie powinny być w szafie), usiadłem na nim i rozejrzałem się. Chyba to na mnie spadnie rola bycia tym trochę porządniejszym. Trudno. Lenistwo może mi pozwoli pilnować swoich brudów, bo inaczej tu zginiemy.
Podniosłem się z tapczanu. Trzeba przenieść pudła. Dobrze, że blisko było.
Luke
Luke
skajłoker


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 3 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Justin Pią Lis 25, 2011 8:00 pm

////////////////////

Ponury cicho skrobał o nogę od łóżka, ale ja, Justin Jeremy Reid wychowany w domu Bright razem z niejaką Elizabeth Bright, ja JJ, który lepszą część swojego życia spędziłem poza swoimi ukochanym krajem, gdzie plaże i woda są dosłownie wszędzie i to takie w, których można się wykąpać bez zbędnego szczękania zębami, w których można było popływać i ludzie nie patrzyli na ciebie jak na wariata, właśnie ja, nie byłem tak zdesperowany, że nie słyszałem błagalnego skrobania Ponurego i zwyczajnie nie wywiązuję się z obowiązków jakie powierzyła mi Yael, nie byłem dla niego przykładnym ojcem... Ale do cholery! To była tylko szynszyla! Znaczy, wspaniała i mądra szynszyla, która kiedy tylko ładnie poprosiłem i przekupiłem jakimiś niezdrowymi smakołykami, robiła specjalnie dla mnie świetną minkę, którą następnie mogłem uwiecznić na fotografii. Nie żebym był specjalistą w robieniu zdjęć, albo chociaż lubił to robić (w zasadzie wolałem pozować), ale zawsze fajnie jest się pochwalić w internecie posiadaniem tak cudownie interesującej szynszyli. Znaczy fajnie jest, gdy się akurat nie ma wielkiej DEPRECHY i to takiej pisanej caps lockiem. Wielkiej, nieskończonej deprechy spowodowanej tym, że właśnie zdałem sobie sprawę z tego, że... To okropne, ale muszę to powiedzieć, bo nie będziecie wiedzieli o co dokładnie mi chodzi, a ja jednak wolę gdy wszystko wszystko wiedzą, jak ja. Bo ja wiem wszystko. Więc problem był w tym, że mimo tego, że wszyscy mnie lubili to dodatkowo wszyscy wstydzili się przyznać do tego, że mnie lubią, że im się podobam, a najgorsze, że wstydzili się wychodzić ze mną na takie... Takie przykładowo koncerty. Jak Jackie. Bo Jackie własnie poszła, ale nie chciała mnie wziąć. Znaczy mógłbym sam. Ale tam też idzie Ethan, a ja z Ethanem nie za bardzo lubię. W każdym razie skończyło się tym, że piątkowy wieczór musiałem spędzać jak Delilah. Otoczony kota... szynszylami, a w zasadzie jedną szynszylą. Jestem taki samotny. Z tej samotności postanowiłem udać się do jedynego zajęcia, które ostatnio przynosiło mi radość, a mianowicie układanie żurawi z gazet. A potem przyczepianie je nitką dosłownie wszędzie. Całe szczęście, że Luka tu nie było, bo by z całą pewnością mi zabronił tak gejować pokój. Ale go nie ma. Ale ja jestem samotny.
Ponury nadal skrobał o nogę łóżka, a ja miałem nadzieję, że się nie doskrobie, bo nie chciał bym mieć trójnogiego łóżka, bo by się chwiało.
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 3 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Luke Pią Lis 25, 2011 9:29 pm

nastrojowa muzyczka, i te sprawy, przychodzi luczek

Pierwsze zdania są takie ważne, a ja nie wiem jak zacząć o wielkiej przygodzie Luczka, czyli o tym jak to prawie mamusia mu umarła, ale żyje dalej z jakimś lekarzem, a on powraca tutaj, także po prostu zaczniemy od tego, że Luke zmęczony staje pod swymi drzwiami.
Czułem, że Sio jest na mnie obrażony. Widziałem to w tym jego spojrzeniu, które wlepiał we mnie przez całą wędrówkę od pokoju nastolatek, które się nimi zajmowały, chociaż pamiętam jak mi Justin przyrzekał, że on je będzie wyprowadzał, a ja tak czy siak mu nie uwierzyłem i od razu wiedziałem, że stanie się jak stało. Sio się na mnie zawiódł, za to Tofik jak na rocznego psiaka przystało naprawdę głośno ujadał i chyba nie wierzył, że ja to ja. Jednak najgorsza była elektronika. Odkąd wszedłem na teren Rezydencji nadawała do mnie ze wszystkich stron, stęskniło się cholerstwo, a ja po podróży nie miałem siły ustawić porządnych barier wokół umysłu. Nieważne. Psy, elektryka i zmęczenie miało być niczym jak się okazało w stosunku do tego co ten wariat dał radę zrobić z naszym pokojem przez raptem niecałe dwa miesiące.
- CZYŚ TY DO KOŃCA OCIPIAŁ? - Wydarłem się, puszczając walizki i rozglądając po pokoju. - Siad, głupi psie, nie ruszaj tego sierściucha - Paranoja, istna paranoja. Człowiek przyjeżdża zmordowany, targa te walizki, biega po pokojach, by na koniec przekonać się, że jego współlokator do reszty zgłupiał i skręca jakieś karteczki i przywiesza je wszędzie. Jeszcze mało Tofik nie zjadł tego chomika czy co oni tam mieli, więc siostra Yves (byłem naprawdę niepocieszony, że urodziła pod moją nieobecność), jeszcze nie miała powodu, by mnie zamordować. Jeszcze... Ale wracając do Justina to: - Czy możesz mi wyjaśnić co to do kurwy nędzy ma być? - Wskazałem na jakiegoś papierowego smoka czy tam żabę, wiszącą mi praktycznie przed nosem. Wcale nie byłem zły. Jako dwudziestodwulatek przyrzekłem sobie większą odpowiedzialną i opiekę nad słabszymi, patrz matka, która wierzyła, że ten lekarz to ideał faceta dla niej. Westchnąłem i ruszyłem przez pokój sprawdzić czy pod stertą śmieci dalej jest mój tapczan czy on dał radę coś z nim już zrobić. Sio ruszył moim śladem, za to Tofik nie spuszczał z oczu Ponurego. Będzie ciężko.
Luke
Luke
skajłoker


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 3 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Justin Sob Lis 26, 2011 8:13 am

W swoim życiu przeszedłem wiele niespodzianek, przetrwałem wiele szoków, które pozornie wydawały się nie do przetrwania, ale jednak! Byłem silny i byłem w stanie je tak jakoś inteligentnie obejść i wyjść z groźnej sytuacji bez szwanku. Jakie to przykładowo były sytuacje? A takie na przykład jak ta: ja tu sobie myślę, że dobrze, że Luczka nie ma, bo by mnie zjebał, a w sekundę później zjawia się Luczek i daje mi takie zjebajło, że aż dupcia się trzęsie. Nie ze strachu, skądże. Z radości, że w końcu nie jestem samotny. Nie żeby trzęsienie się dupy wskazywało jakieś szczególne miejsce, tak tylko mi się powiedziało. Bez znaczenia. Wiecie, że od czasu do czasu zdarza mi się powiedzieć coś co jest nieprzemyślane i później muszę za to ponosić krwawe konsekwencje. No ale teraz nie powiedziałem, a pomyślałem, więc obejdzie się bez rozlewu krwi.
- LUKEEEEEEEEEEEEEEEEE, MÓJ TY ULUBIONY DŻEDAJUUUUU! - zawołałem szczęśliwy podskakując na łóżku i z rozpędu rzucając się w ramiona mojego wybawiciela. Byłem naprawdę uszczęśliwiony jego powrotem, nawet jeżeli jego pierwsze słowa wcale nie były miłe. - GDZIE TY BYŁEŚ CAŁE MOJE ŻYCIE?!! - zapytałem odrobinę bezsensownie, ale kto powiedział, że każda rozmowa musi być z sensem. Poza tym chciałem odrobinę oddalić od siebie czas, kiedy będę musiał odpowiedzieć na pytanie Luka. Bo ono było jednak trudne. Na szczęście w pewnej chwili wpadł mi do głowy genialny pomysł. - O to, o to co widzisz, to jest normalnie prezent powitalny. Nie widzisz?! - Hehe, ja to jednak czasem jestem genialny.
Odsunąłem się trochę od Luka, bo jednak nie wypada okazywać tyle czułości co ja. Słyszałem to wielokrotnie w myślach ludzi z którymi obcowałem. Co to w ogóle za słowo obcowałem i skąd ja je znam? Mniejsza. Ciekawie brzmi. Aż go użyję na głos.
- Czemu tak długo obcowałeś z innymi ludźmi zamiast być tu ze mną, gdy ja mam takie wielkie problemy, z którymi nikt nie jest mi w stanie pomóc poradzić sobie?
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 3 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Luke Sob Lis 26, 2011 3:56 pm

Zamurowało mnie, gdy rzucił się do tulenia. Po prostu stałem jak skamieniały i czekałem, aż się odsunie. Nie chciałem mu po raz kolejny przypominać, że to dla większości zbytnio pedalskie, i tak musiał odczytać to z moich myśli, ale też tak od razu po przyjeździe się z nim kłócić? To nie dla mnie, 22-latka. To zabawne, że rok temu robiłem tak samo i potem byłem takim samym debilem jak wcześniej. Nic się nie zmienia.
- Dobra, dobra, starczy - wymamrotałem w końcu, a on się akurat odsunął. Idealnie. Mogłem wreszcie w spokoju przekonać się, że na szczęście tapczan mój dalej istnieje, tylko leży na nim sterta kapeluszy, klatka tego gryzonia i okurwa czy to było kiedyś pizzą? Rozumiem bałagan, sam nie jestem zbytnio pedantyczny, ale kurwa jedzenie ląduje w koszu. ZAWSZE. - Zabieraj to - wskazałem na spleśniały kawałek pizzy, która chyba szykował się do swoich pierwszych słów w stronę stworzyciela. Zatkałem sobie usta dłonią i odwróciłem się od tego paskudnego widoku i oczywiście wpadłem w te sznureczki i karteczki. Tym razem w jakiegoś kwiatka.
- Czemu ci nie wierzę? - burknął, zrywając to co przed twarzą miałem akurat. - Dobra, zostawmy to w spokoju. To Yves urodziła? Widziałeś chłopaka? A co u... hm mówisz, że masz problemy? - Zagalopowałem się. Przecież nie mogłem o nią pytać. To było skończone. Najgorszy był fakt, że Justin tak czy siak wiedział o kogo chciałem spytać. - Błagam cię, wywal to wreszcie - jęknął, kryjąc zmieszanie i wskazując na brud na MOIM tapczanie.
Luke
Luke
skajłoker


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 3 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Justin Sob Lis 26, 2011 9:43 pm

Co zamurowało, no co. Przecież to było do przewidzenia, że zareaguję bardzo emocjonalnie na powrót współlokatora. Na Maksa też bym tak zareagował, choć przecież mieszka niedaleko. NOALE, to był Luke. To było straszne, że ledwo co się do mnie wprowadził już mnie zostawiał samego. A możecie wierzyć albo nie, ale ja sam mieszkać nie potrafiłem. Czułem się taki opuszczony i nie potrzebny. Na przykład tak w nocy: to jasne, że przynajmniej trzy razy na tydzień właśnie w nocy miewam jakiś świetny pomysł w czasie snu i się budzę, albo spadając z łóżka, albo jeszcze gorsze rzeczy. I komu miałem się pochwalić swoim genialnym pomysłem jak byłem sam w pokoju? NO KOMU? Szynszyli?! W sumie właśnie tak robiłem, ale wolałem gdy to był jednak człowiek. Bo człowiek ten, mi odpowie.
- A ty się Luczku nie cieszysz, że mnie widzisz? - zapytałem odrobinę smutnawo, bo jednak spodziewałem się, że i Luczek sie trochę wzruszy z tego spotkania po latach, a nie od razu rozkaże mi sprzątać. A przecież nawet nie był taki wielki bałagan! Nie licząc tych origami, nie. Ale to też się nie zaliczało do bałaganu, a raczej do sztuki. Bo ja w sumie byłem sztukmistrzem. Pisałem wiersze, robiłem dzieła i jeszcze na dodatek śpiewałem. Pozazdrościć takiego przyjaciela! Pozazdrościć! A nie kazać mu sprzątać. No, ale dobra. Luczek wrócił, mogę być dla niego przez chwilę miły. - No urodziła! I to jakiego słodziaka, ja ci mówię! - zacząłem podjarany i sięgnąłem po klatkę Ponurego by przenieść ją na moje łóżko. Potem wziąłem pizzę i w drodze do kosza badawczo ją powąchałem. W sumie nie śmierdziała najgorzej. No to ugryzłem. Przeżułem. I wyplułem wszystko do kosza. - Bleh. Na czym to... A słodziaczek! Wiesz co potrafi robić? Zmieniać swój wiek i skubaniec wygląda już jakby miał pięć lat. Poza tym uważa mnie za swojego najlepszego kumpla! - powiedziałem dumnie wypinając swoją pierś jakbym właśnie oznajmił, że zostałem papieżem, albo coś. Ale naprawdę byłem zadowolony jak cholera z tego, że dzieciak Yves mnie lubi. Ja już go porządnie wykształcę, jeszcze zobaczycie!
Zmarszczyłem lekko czoło robiąc tą swoją myślicielską minę jaką się niedawno nauczyłem. Luke myślał o swojej dziewczynie, ale cóż, nie powinien. Ona może też o nim myślała, ale chuj. Nie powinna się tak zachować! Nie pozwolę by Luke teraz myślał o sprawach sercowych! Dlatego jednak nie poruszę swoich problemów. Ładnie z tego wyjdę.
- No bo mam problemy nie, iście duchowe, rozumiesz - zacząłem szybko tłumaczyć. - Nie potrafię się zdecydować czy przyznać się do tego że... TYLKO NIE MÓW NIEKOMU! Że potrafię swoje myśli przenieść do innych myśli! CZAISZ?
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 3 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Luke Nie Lis 27, 2011 11:56 am

Westchnąłem, opadając na tapczan, gdyż wreszcie taka możliwość istniała, bo on te świństwa pozabierał. I dobry Boże, on to zjadł. Kurwa mogłem nie patrzeć, źle znoszę loty, a ten jeszcze wpierdala przy mnie pizzę sprzed dwóch miesięcy jak nic. Gdy odjeżdżałem te pudełka już były, tylko na jego części.
- Niezmiernie - wymamrotałem, spychając sierściuchy z łóżka. Dwa skurwiele, żaden nie posłuchał i dalej siedziały zadkami na kapeluszach i innych duperelach tego tutaj. Trudno, ja się starałem. - Muszę się do nich wybrać - wyraziłem myśl na głos, chociaż przy Justinie wcale tak nie trzeba było. Jednak przez ten czas spędzony w Irlandii szło się odzwyczaić od tego, że wszędzie są ludzie równie pokręceni co ja. Jak ciężko było bez tak przydatnych talentów pod ręką. A na początku wydawało mi się, że każdy coś ma, a ja jestem biedny, bo nie wiem co mają i przed czym się wystrzegać. I jeszcze nasza słynna wizyta w sklepie jak zostałem zmuszony do pójścia po mikrofalówkę... oj pewnych rzeczy lepiej nie wspominać. - Ale dzieciak serio potrafi tak momentalnie zmienić swój wiek? - Pewnie inaczej uwierzyłbym od razu, ale teraz znów nie dowierzałem, gdy mi opowiadano o numerach wykręconych przez tutejszych. Przecież to było niemożliwe.
- Tak? - Pewnie powinienem począć skakać w kółko i się zachwycać, ale zmęczony byłem. Lampa, która to chyba się w tym tutaj podkochiwała, zbeształa mnie od zimnych chamów. - To pokaż. No dalej. Prześlij mi jakąś wiadomość. O może powiedz co tam u Maksa? - Straszny ze mnie był kumpel. Kiedy ja z nim gadałem ostatnio? Chyba jak się przeprowadzał. Ale nie pora na to. Zrobiłem pełną oczekiwania minę i po prostu czekałem na to co Reid teraz będzie tworzył. Mogło być zabawnie.
Luke
Luke
skajłoker


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 3 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Justin Nie Lis 27, 2011 8:09 pm

Kiedy montowałem tą rurkę w szafie Maks mi mówił, że ocipiałem i że więcej będę z niej korzystał jakbym ją zamontował pionowo, zamiast poziomo. Oczywiście na początku nie zaczaiłem o czym do mnie mówi, a jak zczaiłem to się obraziłem. Podsumowując ostatnie miesiące to Maks nawet i miał rację. Ni uja nie podciągałem się na drążku by poćwiczyć swoje mięśnie, by w końcu ktoś zauważył, że jestem wysportowany. No bo nie miałem czasu. Latałem to tu to tam i jak w takim bałaganie znaleźć choćby chwilę na ćwiczenia? Dlatego jej nie używałem. Ale teraz nie chcąc ruszać śmieci z mojego łóżka nie miałem co z sobą zrobić to złapałem się jego i raz spróbowałem. No i raz wyszedł. Więcej nie próbowałem, bo wiedziałem tylko, że się skompromituję.
- Wiedziałem, że się cieszysz. Kto by się nie cieszył! Nie ma takich głupich! - Dobra, spróbowałem jeszcze raz, tym razem wyszło z głośnym sapnięciem. - Uchhh! No potrafi! Ale chyba jeszcze nad tym nie panuje, raz jest niemowlak, raz pięciolatek, a za chwilę już nastolatek. Znaczy nastolatkiem jeszcze nie był, myślę, że by sobie tak nie poradził. Za duża przestrzeń czasowa, by go rozwaliła. Dlatego się zamienia tylko tak w przedziale 2 miechy - osiem lat. A najlepsza jest sprawa z jego zębami! Bo jako sześciolatek mu wypadają, a potem jako pięciolatek znów ma wszystkie. I normalnie zbiera miliony na wróżce zębuszcce! Ja tak fajnie nie miałem... - westchnąłem ciężko. I tak na pocieszenie spróbowałem jeszcze raz się podciągnąć. Tym razem będąc na górze zamachałem nogami i strącając jakąś rzez z stolika obok. Niechcący. Psiaki zaszczekały ochoczo widząc jakiś ruch i rzuciły się na tą rzecz. O cholera. Ja chyba domyślam się co to mogło być. - Ponuryyyy! - zawyłem rzucając się na ziemię i łapiąc futrzaka. Uff. W porę się opamiętałem. Posadziłem pupila na głowie i już stałem spokojnie. Bez jakiś niepotrzebnych ruchów. Ale to było trudne! - O czym to mówiliśmy? - odrobinę się zamotałem nie wiedząc co Luke do mnie mówi, ale jego myśli były mi bardzo pomocne w odnalezieniu się w sytuacji. - To nie jest taki proste Luke, to jest hiperskomplikowane, więc nie wiem czy mogę ci teraz od tak coś przekazać. Jeszcze ci wypalę mózg i wezmą mnie za jakiegoś zbrodniarza. Na pewno byś tego nie chciał. Dlatego lepiej siedź spokojnie, bo muszę się skupić!
Szynszyla siedziała spokojnie na głowie łapiąc się za moje nieuczesane kudły, więc bez obaw wykonałem parę ruchów jogo podobnych i przyjąłem pozycję bociana. Nawet z ust zrobiłem dzióbek. Byłem gotowy.
Plaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaackiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii wysłałem mu jedno słowo. Niekoniecznie było ono odpowiedzią na jego pytanie o Maksa, ale coś wysłać musiałem. Krótkiego i treściwego.
- I co i co i co? Słyszałeś?
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

JUSTINA - Page 3 Empty Re: JUSTINA

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach