Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Parkowe Alejki

+12
Reijo
Misty
Vlad
Elisa
Gabrielle
Mistrz Gry
Julek
Heidi
Maurycy
Lemon
Cook
Ianelle
16 posters

 :: Rezydencja :: Zewnatrz :: Park

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Parkowe Alejki - Page 2 Empty Re: Parkowe Alejki

Pisanie by Heidi Pon Lip 04, 2011 12:06 pm

/ przeskok

Ogarniacie to? Caaaaaaaaałe dwa tygodnie bez kichania, całe dwa tygodnie które wprawiły mnie w tak dobry humor, że miałam ochotę biegać pomiędzy alejkami i zagadywać do wszystkich ludzi naokoło. A przecież nie powinnam patrząc na to jak różne pyłki w powietrzu latają wokół mnie i narażają na niebezpieczeństwo przemiany. Ale trudno! Aktualnie byłam przy nadziei, że może jakimś cudem, jakimś zrządzeniem losu zwyczajnie wyzdrowiałam! Bo właśnie tak pojmowałam swój talent, jako chorobę. Tylko dlaczego ja teraz o tym myślę, skoro wyszłam na zewnątrz by cieszyć się życiem i choć chwilę nie przejmować? Nie przejmowałam sie talentem, nie przejmowałam ukradzionym wózkiem, nie przejmowałam nawet tym, że zwyczajnie dzisiaj zdałam sobie sprawę, że tak dokładnie to ja nie mam żadnych przyjaciół. Może to i smutne, ale czy nie roztacza to przede mną nowych perspektyw? Skoro ich nie mam to mogę mieć i właśnie to jest piękne.
Usiadłam na jakimś pieńku wyciągając przed siebie nogi i spojrzałam w górę. W niebo. Słońce było gdzieś z boku i grzało mi szyję. Przymknęłam oczy i zaczęłam się wsłuchiwać w odgłosy, gdzieś tam śpiewał jakiś ptak, a nie daleko było słychać czyjeś kroki? Ale nie do końca kroki... Nigdy nie miałam zbyt dobrego słuchu.
Heidi
Heidi
czy Lulu?


Powrót do góry Go down

Parkowe Alejki - Page 2 Empty Re: Parkowe Alejki

Pisanie by Julek Pon Lip 04, 2011 1:06 pm

/skądśtam/


Poranek to pora na trening. Zawsze, niezależnie od tego, czy właśnie nastała Apokalipsa, czy Pouch zrzędzi, czy może jakiś szczeniak rozpala sobie ognisko w pokoju. Trzeba pakować, żeby utrzymać formę. A żeby rosnąć, trzeba wpie... jeść.
Wiecie co? Roznosiło mnie. Mimo tego, że biegłem o dwa stopnie szybciej, niż zazwyczaj, mimo tego, że pot płynął już ze mnie gęsto, mimo tego że oddychałem zbyt szybko jak na tą fazę treningu. Zaciskałem zęby i biegłem tylko szybciej, jakby ten ból w mięśniach miał mi jakoś pomóc.
Między mną a Earth wszystko popieprzyło się do potęgi osiemnastej. Mimo, że minęły już prawie dwa tygodnie, ja wciąż rozpamiętywałem tamtą noc i tamten poranek. Ziemię, która nagle wparowała do mojego pokoju, zażądała spełnienia moich marzeń, zaś rano wymknęła się bez słowa z miną bardzo źle świadczącą. Nie, nie spałem. Patrzyłem, jak uciekając łamie mi serce. Bo co, miałem ją zatrzymać? Nagą zapytać o co chodzi? Słuchać jej kłamstwa albo dziwnych wyjaśnień? Jej miny mówiły aż za dużo.
A potem te dwie żałosne rozmowy... Krzyczała na mnie, obwiniała mnie o coś, ale nawet nie raczyła wyjaśnić o co tak naprawdę. Zarzucała mi winę. A jaka w tym była moja wina, że zachowałem się jak każdy normalny i zakochany po uszy facet, któremu nagle mówi się takie rzeczy...!? Wywrzeszczała mi, że jestem sukinsynem, że nie chce mnie znać i nie będę drugim Merkurym.
Zatrzymałem się pod jednym z drzew, by ochłonąć. Minuta, dwie, pięć. Oddech wrócił do normy, tętno się ustabilizowało. Pora na drugą część.
Pozwoliłem mojej myśli rozpłynąć się po całym moim ciele, a już chwilę później widziałem świat inaczej. Zastrzygłem uszami, parsknąłem badając zapachy powietrza i puściłem się lekkim galopem alejką wśród drzew. O, jakaś ludzinka na widoku. Któż to?
Julek
Julek
dura lex sed lex


Powrót do góry Go down

Parkowe Alejki - Page 2 Empty Re: Parkowe Alejki

Pisanie by Heidi Pon Lip 04, 2011 1:23 pm

Teraz już byłam pewna, że nie są to kroki, a coś bardziej skomplikowanego. Niby znałam już ten dzwięk, ale miałam wrażenie, że na żywo w takiej "rozdzielczości" słyszę go po raz pierwszy. I wprawiało mnie to w lekkie zakłopotanie, bo przecież powinnam to kojarzyć, znać, pamiętać. Niestety. Obejrzałam się i zamarłam z przerażenia, bo niedaleko mnie hasał... KOŃ. Żywy, dziki KOŃ. Znaczy ja byłam przekonania, że jest dziki, bo nie miał siodła ani nic. Ale z drugiej strony dzikie konie mają chyba bardziej splątaną grzywę i w ogóle. Ale kurczę, skąd tu nagle koń w alejkach. Niby zdawałam sobie sprawę, że w rezydencji przecież roi się od ludzi zamieniających w różne zwierzęcia. Tyle że przecież nie mogłam mieć przecież pewności co do tego. To okropne, że nie potrafiłam wydedukować takich rzeczy! OKROPNE. Mimo wszystko nie mogłam tak siedzieć bez żadnego słowa, gestu, bo to jednak nie wypadało. Podskoczyłam do góry i stanęłam grzecznie nieśmiało wpatrując się w stworzenie.
- Przepraszam? - zapytałam delikatnie czyniąc jeden krok na przód. - Czy pan, panie koniu, jest może przypadkiem człowiekiem? - zapytałam nie zadając sobie sprawy z tego jak brzmi to pytanie. No przecież jak był zwyklym koniem to raczej nie zrozumie, a jak niezwykłym to to pytanie będzie miało sens? A przecież musiałam się upewnić, czy mam się bać niebezpiecznego, dzikiego zwierzęcia, czy może nawiązać nową przyjaźń! Szukałam przyjaźni.
Heidi
Heidi
czy Lulu?


Powrót do góry Go down

Parkowe Alejki - Page 2 Empty Re: Parkowe Alejki

Pisanie by Mistrz Gry Sob Sie 06, 2011 1:43 pm

Witamy w świecie za 20-25 lat.

Ian, opiekun grupki utalentowanych, nazywanych grupą innych poprzez swe niepasujące nigdzie zdolności, przetarł zmęczoną twarz, starając się skupić na swojej rozbrykanej grupce. Swój wzrok wyjątkowo często kierował w stronę najmłodszej uczestniczki ćwiczeń, ponieważ owa mała była córką miłości Iana jeszcze z czasów, gdy sam się tutaj szkolił. Jak ten czas szybko płynie, przemknęło mu przez głowę, gdy mała po prostu się teleportowała z miejsca na miejsce. Pomyśleć, że on w jej wieku nie miał pojęcia, że sam będzie potrafił coś równie dziwnego. Zdecydowanie więcej uwagi niż rozkosznej małolacie, która to swe umiejętności miała wyjątkowo dobrze opanowane, powinien zwracać na niewysokiego młodzieńca, lat około piętnastu, który to potrafił coś czego zupełnie nie kontrolował, a bywało zgubne w skutkach. Jednakże Ian był nowym opiekunem, bawił tu ledwo rok odkąd odszedł jeszcze jako wychowanek z Tromso. Takie wpadki jak niedopilnowanie nastolatka nowym zdarzały się niezwykle często. Będziemy musieli wybaczyć chłopakowi, że zamiast pilnować całej swej zgrai skupił się na jednej panience, która gdyby za młodu nie był tak głupi, mogłaby być jego córką. Westchnął.
Oprócz panienki w cieniu drzew kryła się dziewczyna co niby zmieniała stan skupienia, a odkąd Ian postawił przed nią pniaczek i kazał go po kolei ukazać w każdym stanie skupienia, nie zrobiła nic. Tak naprawdę sygnalizowała mu skończenie ćwiczenia już po minucie, ale Ian akurat patrzył na swoją małą. Był tu jeszcze wyżej wymieniany młodzieniec od czasu, który nawet nie wiedział co ma robić oraz kilka innych nieważnych osób, które dawno temu dały sobie spokój z ćwiczeniem i po prostu legły pod jednym z drzew i cicho rozmawiając, zaśmiewali się z najnowszego kawałka najpopularniejszej norweskiej grupy. Kto by mógł przypuszczać, że taka sielanka już za moment, dosłownie za momencie się skończy, a spowoduje to pozostawiony samemu sobie piętnastolatek.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
~ * ~


Powrót do góry Go down

Parkowe Alejki - Page 2 Empty Re: Parkowe Alejki

Pisanie by Gabrielle Sob Sie 06, 2011 2:44 pm

[pierwszy post <3]

Ja mam to w dupie, niech ten debil sam sobie ten pniaczek skrapla, jak mu się tak nudzi. Co, ja będę w kółko się bawić, bo zachciało mu się być pedofilem i gapić się na małą? Spoko, nic do niej nie mam, nawet jak jest córką jakiejś tam wielkiej piękności. Ale żebym miała tu sterczeć, bo jemu się nie chce zerknąć na pniak-plazmę to nie ma. Pozdro, Ian.
Prychnęłam pod nosem, porzucając swoją wartę nad pniaczkiem, który był w sumie trochę wilgotny od zamieniania go w sok. Nie będę stać, wolę poplotkować o tym, czy córkę Karmazin wkręcą na opiekunkę czy nie. Ona tylko trochę starsza ode mnie jest! Ja też mam to we krwi, nie ma głupich, przecież mama tu była i pożal się ojciec też. I że ja niby nie mogłabym być opiekunką? Pewnie bym ich zdemoralizowała, albo poszłabym w ślady matki i stałabym się najlepszą osobą we wszechświecie. To byłoby trochę nudne, ale może miałabym tak zajebistą córkę jaką ja jestem? Bo Francis i Jaquie się nie liczą. Mogą być cudownym rodzeństwem tatusia, ale to moja matka, własna, w prawie 50% ona to ja, więc sory.
Klaus się włączył i przymulająco ruszył w moją stronę. Jak ja gościa nie cierpię, a tolerancyjna jestem. Zniosę pedantyzm i perfekcjonizm, ale on naprawdę zasługuje na przydomek Ślimak. I jeszcze do mnie w kółko pacan zarywa, jakbym miała mało problemów. Raz, że mam narzeczonego, dwa, że jest durny, trzy, ja nie będę uwodzić nieletniego, co ja własny ojciec jestem? Niech się chłopak wypcha, jestem starsza o całe trzy lata i mam dość jego beznadziejnego podrywu. Czasem żałuję, że mam wygląd po takiej lasce jaką jest moja matka.
- Odwalisz się wreszcie? - tym razem nie dałam mu nawet otworzyć ust. Trochę byłam zła, usłyszeli mnie siedzący pod drzewem ludzie. Ian nie. Ian jak zwykle nie ogarnia. Nagle zrobiło się makabrycznie cicho, Klaus zmienił kolor z zielonej galarety na buraczkową galaretę i chciał się pewnie pod ziemię zapaść. Ja zła kobieta jestem, dlaczego nie mogę być tak fajna i dobra dla ludzi jak mama? Cholera. Ale ej, przepraszać go nie będę.
Wróciłam do liczenia słoi w pniaku, kiedy poczułam mrowienie. Potarłam ramię, ale dziwne uczucie nie znikało. Zaraz mną szarpnęło. Niby nawet nie drgnęłam, nawet nie mogłam aię ruszyć. Jak zza zasłony słyszałam krzyk dziewczyn i Iana, obraz się rozmywał w burą plamę, mrowienie przechodziło w cholerny ból, aż w końcu zaczęło mnie palić. A ja nie mogłam się ruszyć. Świetnie. Beznadziejny dar Klausa w akcji. Postraszy mnie, ale nie uda mu się mnie nigdzie przenieść. To byłby pierwszy raz. Ale ból był nieznośny, nie mogłam sobie nawet powrzeszczeć. Nie słyszałam, nie widziałam, czułam tylko ten ból. Jakbym umierała. Serio, wolałabym chyba umrzeć. Nagle zdałam sobie sprawę, że się duszę. Jakby mi ten ból nie wystarczał, nie mogłam złapać nawet powietrza. Durny Ian. Nie poradzi sobie przecież. A ja tu umrę w męczarniach. Świetnie. O niczym innym nie marzyłam.
W końcu poczułam łupnięcie w czaszce i skończyło się. Trwałam w kompletnej, wszechogarniającej nicości. A potem poczułam, że na czymś leżę. Na trawie chyba, tylko jakiejś dziwnej. Kłuła. A po nodze łaził mi chyba jakiś robal.
Ostrożnie otworzyłam jedno oko, żeby zobaczyć jakąś babę pochylającą się nade mną. Jakaś uzdrawiająca? Jestem w szpitalu? Nie, przecież leżę na trawie.
- Ale musiała być impreza. - jęknęłam. Śniło mi się. Ian i Klaus. Pewnie dlatego, że dzisiaj mam ćwiczenia, a ich nie cierpię. Jeszcze ten ból głowy. Spróbowałam się podnieść, przy kolejnej próbie oparłam się o drzewo. Drzewo? Co do cholery robi tutaj drzewo? Gdybym miała siłę, zerwałabym się, ale byłam w stanie rozejrzeć się i z niejakim przerażeniem stwierdzić, że znam skądś to miejsce. I tą babę też znam. Gdyby ten budynek nie był taki mały, nie byłoby drzewa i trawa byłaby normalna, przysięgłabym, że to Rezydencja.
- Gdzie ja jestem? - spytałam nie-retorycznie. Serio, oczekuję odpowiedzi od tej dziwnie znajomej baby. I uspokoję się tylko wtedy, gdy powie, że to sen. Może chciała mnie zgwałcić?
Gabrielle
Gabrielle
~ * ~


Powrót do góry Go down

Parkowe Alejki - Page 2 Empty Re: Parkowe Alejki

Pisanie by Mistrz Gry Sob Sie 06, 2011 3:19 pm

Tam w tym okropnym odległym świecie wszystko działo się szybko i chaotycznie. Mała płakała, Ian nie wiedział czy ma ją uspokajać, mordować Klausa czy też biec po starą już dyrektorkę, która od lat dziesięciu na emeryturze być powinna, ale nie była, czy po prostu paść i zacząć krzyczeć. Pierwszy raz zdarzyła mu się taka sytuacja. Cholerna robota. A wszyscy wokół krzyczeli, bo mogli, a on nie mógł. I chyba ktoś nawet pobiegł po dyrekcje, więc Ian po prostu złapał za ramię, ściskając mocno, bladego na twarzy Klausa, który jąkał się nieskładnie, że on nie chciał. No jasne, że nie chciał. Prawie zabił swoją miłość, ale przecież nie chciał. Wszystko jest okej.
- Gdzie - wydyszał Ian, przyciągając bladego chłopaka niezwykle blisko swej twarzy. Praktycznie charczał mu prosto w usta. - Gdzieś ją wysłał? - warknął. To nie było mądre straszyć chłopaka. Wziął i zemdlał. Ian zaklął, puszczając ciało chłopca, a potem po prostu kopnął w pień. Wypieprzą go na zbity pysk przez głupotę tego dzieciaka.

Trudno powiedzieć, że w tym samym czasie, ale w innym miejscu, gdy czas mamy inny, ale miejsce to samo, jednakże do rzeczy. Klaus popisał się przy swoim pierwszym tak potężnym użyciu mocy, bowiem posłał swą niedoszłą ukochaną do czasów, gdy matka dziewczyny przebywała w szkole, czyli dwie dekady wstecz. I kto by się dziwił, że chłopak zemdlał? Ciekawe jak on ją zamierza ściągnąć z powrotem. Się porobiło.
Można powiedzieć, że Gabrielle miała dużo szczęścia lądując w takim, a nie innym miejscu, lecz to będzie wielkie niedopowiedzenie. Francuzka zleciała wprost na drzewo, które wciąż żyjące w beznadziejnej glebie, było za słabe, by utrzymać ciężar nawet tak drobnego ciałka i po prostu Gabriella huknęła o ziemię pod drzewem. Dobrze, że była nieprzytomna albo i niedobrze. Jedyne szczęście to fakt, że dyrektorka Prince wybrała się na spacer parkowymi alejkami, by porozmyślać. Opiekunowie oraz jędza Pouch (ilekroć dyrektorka słyszała, że rudą nazywają smoczycą śmiała się tak głośno, że zdecydowanie żaden wychowanek nie powinien jej wtedy oglądać), naciskali na nią, by wreszcie pozwoliła ukarać Charlie oraz kazać Niemce naprawić co zepsuła. Fionnuella jednak wiedziała swoje i wciąż liczyła, że dziewczyna sama się ukorzy i naprawi to co zrobiła. Czas jednak płynął, a tereny zielone wokół budynku, wyglądały coraz gorzej, także Prince uznała, że jednak pora zrobić coś czego tak nie lubiła: ukarać ucznia. Byłaby westchnęła ciężko, ale wtedy co inne przykuło jej uwagę. Jakiś huk, zupełnie jakby pękła gałąź ze zbyt dużym ciężarem, a potem uderzyła o ziemię z odgłosem godnym uderzeniem wielkiego worka kartofli, popędziła w tamtą stronę. I dobrze zrobiła.
- Dziecko - sapnęła przerażona. - Nic ci nie jest? Straciłaś pamięć? Zaraz kogoś zawołamy. Na pewno jesteś ze szkoły, a nie włamałaś się? Dzieciaki z okolicy uwielbiają to robić, a potem mam problemy. - Kobieta rozejrzała się. Jak na złość nikt nie korzystał z jedynego momentu w tym dniu, gdy przestał padać deszcz. Jakby nie mogli tego zrobić. Ona była stara i już nie najlepszego zdrowia i teraz miała zająć się małą? I jeszcze ta pewność, że widzi ją po raz pierwszy w życiu, chociaż gdy dziewczę otworzyła oczy, miała pewność, że już gdzieś je widziała. Takich oczu się nie zapomina, zwłaszcza, jeśli często się je widuje.- - Nie podnoś się! Mogłaś się połamać. Muszę kogoś zawołać. - Jednak dalej tkwiła przy ciele dziewczyny. Coś jej się nie zgadzało.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
~ * ~


Powrót do góry Go down

Parkowe Alejki - Page 2 Empty Re: Parkowe Alejki

Pisanie by Gabrielle Sob Sie 06, 2011 4:20 pm

Ja nie mogę. Gapiłam się z przerażeniem to na babę, to na drzewo, to na budynek, żeby z przerażeniem zacząć zdawać sobie sprawę, gdzie tak naprawdę jestem. Ale to przecież niemożliwe... śni mi się. Śpię w swoim łóżku, zadowolona, dreptając nogami, zaraz się obudzę. Uszczypnęłam się raz i drugi. Nic. Poza zaczerwienioną skórą i bólem. Odczekałam chwilę, ale nie leciałam tunelem żeby się obudzić. Drżącą dłonią sięgnęłam do kieszeni. Paragon. Byłam ostatnio w sklepie. Podobno wystarczy wziąć kartkę... zerknęłam na drobny druczek. Nie pamiętałam dokładniej, co wtedy kupowałam, ale wyglądało nadzwyczaj realistycznie. Żadnego wymarzonego 'nakop mu', żadnego listu miłosnego. To mi się musi śnić, bo zwariuję.
- Który jest rok? - zignorowałam jej gadaninę. Kogo ona mi przypominała, zaraz zaraz... Quinna! Tak, opiekuna żywiołaków. Tylko czemu? Myślałam dalej. Quinn był spokrewniony z dyrektorką, którą widziałam zaledwie kilka razy. Ale to wystarczyło, żebym mogła stwierdzić... stwierdzić...
- Dyrektorka Prince? - spytałam, chociaż na moje nieszczęście odpowiedź znałam aż za dobrze. - Ale pani młodo wygląda.
Umieram. Serio. Czyli Klausowi się udało. Klausowi! Udało! Wolne żarty! Ale bardziej racjonalnego tłumaczenia nie było, miałam 99% pewności, że jestem w... przeszłości. A przecież nie powinnam! Przecież jest efekt motyla! Przecież mogę przypadkiem się potknąć i sprawić, że nigdy się nie narodzę! Bo gdybym teraz żyła, byłabym w swoim ciele, bo czegoś takiego uczyli nas na logice. Chyba. Jakbym więcej słuchała, to bym wiedziała. A nie słuchałam. Jestem za zdolna żeby słuchać. Wspierając się na drzewie i ignorując jęki Prince, w końcu wstałam na chwiejnych nogach. Skoro jeszcze mnie nie ma... skoro wygląda jakieś dwadzieścia lat młodziej, to może oni wciąż tu są? Mama? I ten dupek? Może nakopię mu teraz, nie dopuszczę do własnego poczęcia i mama będzie szczęśliwa? To by było takie bohaterskie. Zmieniłabym moją, alternatywną przyszłość, yeah. I całą resztę pewnie też. Czy coś takiego.
- Nie mogę odpowiadać na żadne pytania odnośnie przyszłości, ponieważ może wywołać to niepożądane skutki. - poinformowałam ją urzędowym tonem. A potem się wyprostowałam. Kurde. Muszę uważać, żeby nie spotkać mamy. Jeszcze da mi jakiś szlaban, albo gdzieś zamknie żebym nie znalazła pożal się ojca? Ona durna czasami bywa. Jak ćma jakaś, zawsze wybiera to, co dla niej najgorsze. Nie, w sumie zakup cukierni nie był aż tak złym pomysłem.

Gabrielle
Gabrielle
~ * ~


Powrót do góry Go down

Parkowe Alejki - Page 2 Empty Re: Parkowe Alejki

Pisanie by Mistrz Gry Sob Sie 06, 2011 6:03 pm

Oto dotarliśmy do momentu, gdy wydawało się, iż to dyrektorka bardziej potrzebuje chwili wytchnienia oraz najlepiej jak najszybszej pomocy lekarskiej, a nie ta dziewczyna ubrana zupełnie nie jak na tę pogodę oraz w niespotykane tkaniny. Lepiej żeby ktoś szybko pomyślał o stosownym ubraniu dla tej panienki, bowiem sekret wielki ma i może przypadkiem go wydać. No nic. Teraz lepiej ratować dyrektorkę, która chyba ma zawał. Fionnuela miała tajemną wiedzę przekazywaną jej przez poprzednich dyrektorów, ale co innego słyszeć o czymś takim w starych mitach dyrektorskich, a co innego... a co innego naprawdę coś takiego ujrzeć. Odkąd dziewczę wspomniało o tym, że nie może powiedzieć nic o przyszłości, kobieta miała pewność, że bajeczki jakimi ją karmiono nie są tylko bajeczkami. Owszem już w odległej przeszłości zdarzało się, że ktoś pojawiał się z paskudną zdolnością modyfikacji czasu, ale zwykle taka persona znikała w nieprzyjemnych okolicznościach, czasem trzeba było bawić się w pozbywanie jego ofiar. Do tej pory Prince była przekonana, że jej się nigdy coś takiego nie przydarzy, że takie coś to zwyczajne straszenie kolejnych osób, którym dane było zasiąść na dyrektorskim krześle. Sama zamierzała tak straszyć tego kto obejmie opiekę nad szkołą po niej. A jednak. Dziewczę było dowodem, że niektóre mity to nie tylko mity.
- 2011 - odparła, przyglądając się dziewczynie. Przynajmniej nie panikowała. Wyglądała na całą. Dyrektorka mogła odetchnąć, może nie trzeba będzie prosić Misty o pomoc, którą przecież ta dziewczyna udzieliłaby z wielkim uśmiechem na ustach. Kochała swój dar. - Mamy czerwiec, a ty kochana skończ z takimi komplementami, bo inne osoby gotowe się obrazić - dorzuciła jeszcze. Uśmiechnęła się w ten swój opiekuńczy sposób. Oto miała przed sobą wyzwanie. To dziecko mogło samego siebie się pozbyć. Nie mogła na to pozwolić. Ostrzegano ją przed konsekwencjami podobnych zdarzeń. Zawał serca musiał odejść na inny moment. - To oczywiste dziecko, ale możesz się przedstawić, prawda? I jakbyś sobie przypominała czy ktoś z twojej rodziny był naszym wychowankiem. Ich potrzeba unikać. Poza tym dasz radę iść? Potrzebujesz uzdrowiciela? Ale to już w środku. Chodź. - Wyciągnęła do niej dłoń dalej z przyjaznym uśmieszkiem. - - Zaczyna padać. - dodała jakby to wcale nie było tak, że oto rozmawiała z dziewczyną, która na obecne lata jeszcze nawet nie była planowana.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
~ * ~


Powrót do góry Go down

Parkowe Alejki - Page 2 Empty Re: Parkowe Alejki

Pisanie by Gabrielle Sob Sie 06, 2011 7:09 pm

Czerwiec, 2011. Ludzie, normalnie jak przed potopem. Skalkulowałam w myślach wszystkie daty jakie znałam. Czerwiec. W kwietniu się pocznę (wtedy duper urodziny ma, przypadek?), w styczniu urodzę. Spoko. Mam całe dzisięć miesięcy żeby zadbać, by moja matka nie była aż tak nieopowiedzialna. Jeny, do czego to doszło. Żebym musiała interesować się, jak zabezpiecza się moja własna MATKA. Ona to jednak nierozsądna jest. Nie mogę do tego dopuścić. Żeby jej ktoś złamał serce. Jeżeli mnie nie urodzi, może wreszcie się ogarnie i znajdzie normalniejszego chłopa niż tatusiek miliarder. Biedaczka. Ale teraz ja wezmę sprawy w swoje ręce. O wszystko zadbam, wszystkiego dopilnuję. Nakopię ojcu, że nawet gdyby próbował, to matki mi nie zaciąży. Zaraz, ona jeszcze nie jest moją matką, ale nie, nie będę mówić na nią po imieniu. To by było straszne. Mówić i myśleć o niej: łał, to Issabelle Fautou. Nie, to nadal głupio brzmi.
- Gabrielle Auvuard. - dygnęłam jakoś krzywo, bo w sumie nie wiedziałam jak się zachować. Doczepiłam jakiś uśmiech. Kurde.
- Powinna tu być moja mama, Issabella i... i ojciec. - nie dodałam jak się nazywa. Dla mnie to nazwisko nie istnieję. Nie mam z tym gościem nic wspólnego. ZERO. Niech się wypcha serem pleśniowym. I niech sobie babcia Prince gada o unikaniu, ale ja mam to gdzieś. I tak dorwę tego dziecioroba i nie wiem, wykastruję. Albo oddam kannibalom. Ja już mu powiem, co myślę na jego temat, dupek jeden.
- Nic mi nie jest. - zauważyłam. Chętnie uchlałabym się teraz w trzy kije, byleby zapomnieć, że tutaj jestem. Zaraz. ON się jeszcze nie urodził! Mój najwspanialszy narzeczony jeszcze nie ma imienia! Trochę mnie to przeraziło. Ja też w sumie jeszcze nie mam imienia. A, gdybym jednak spotkała matkę, to jej powiem, że wolałabym być jakąś Fleur.
I w sumie, to trochę się bałam. Spotkania z ojcem, głównie. Czy zaakceptowałby mnie, gdyby zdawał sobie sprawę z tego, że posiada córkę? Gdyby matka mu o mnie powiedziała, czy coś by to zmieniło? To smutne uczucie, kiedy boisz się, bo nie wiesz, czy przypadkiem twój ojciec nie ma cię kompletnie gdzieś. Nawet jeżeli twierdziłam, że go nienawidzę, to cholernie pragnęłam, by mnie kochał. Żebym nie musiała mu nakopać, tylko żebym mogła mu zaufać, gdyby obiecał, że zaopiekowałby się mną i mamą. Ale to była złudna nadzieja. Papiery mówiły coś zupełnie odwrotnego. Byłam poprostu naiwna.
Wbiłam ręce w kieszenie jeansów (tak, nadal są modne) i spojrzałam na czubki jeszcze bardziej modnych butów na płaskim obcasie. Hit sezonu. Takich tu pewnie nie mają. Zaraz. A jeśli zostanę tutaj dłużej? Nie mam żadnych ubrażn, szczoteczki, kasy, telefonu... Zaraz. Wymacałam na dnie kieszeni prostokątny przedmiot. Bez żadnej klawiatury ani joysticka. Na polecenia głosowe, z obrazem w 3D. Staroć w sumie. Na próżno walnęłam nim o drzewo, wciąż dostępność sieci wskazywała zero. To jej jeszcze nie stworzyli? Pff, a ogarnie cały świat. Jeszcze zobaczycie.
- Ma pani jakiś zastępczy telefon? I komputer? - nie, żebym z kimkolwiek zamierzała się kontaktować, no skąd. Nikogo tutaj przecież nie znam. Może poznam. Miło by było. I nie, nie będę jęczeć, jeżeli dostanę komputer niedotykowy, bez przestrzennego obrazu i wielki jak szafa. Jak ja tu przeżyję? Ale system chyba będzie Linux, co? Bo Windowsa nie produkują od... ho ho ho!
Gabrielle
Gabrielle
~ * ~


Powrót do góry Go down

Parkowe Alejki - Page 2 Empty Re: Parkowe Alejki

Pisanie by Mistrz Gry Sob Sie 06, 2011 8:02 pm

Pokiwała głową. Było gorzej niż mogła to sobie wymarzyć. Po pierwsze dyrektorka nie miała na razie pojęcia jak odesłać małą z powrotem do jej czasów, bo akurat o tym w mitach nic nie było wspominane, po drugie liczyła, że pannienka nie będzie miała nikogo w tym czasach w tym miejscu, aby naprawdę nie narobić głupot, po trzecie znów zaczynało padać, a rośliny wcale się na to nie cieszyły, były martwe jak ta ziemia. Fionnuela poczynała tęsknić za zielenią.
- To dobrze, to dobrze - mruknęła zamyślona. Nie mogła przyznać się przed dziewczyną, że nie wiedziała co z nią dalej zrobić. Komu może powiedzieć. Im mniej osób wie, tym lepiej. Tyle pewnych rad. - Kochanie pozbieraj to - wskazała na dziwne urządzenie, które Gabriella wyciągnęła z kieszeni, a teraz leżało na ziemi.
- Wszystkim się zajmiemy - obiecała, kładąc dłoń na ramieniu Francuzki, kiedy ta już wykonała jej polecenie i prowadząc ją w kierunku rezydencji. Wszystkim. Tylko z jakim skutkiem?
Mistrz Gry
Mistrz Gry
~ * ~


Powrót do góry Go down

Parkowe Alejki - Page 2 Empty Re: Parkowe Alejki

Pisanie by Gabrielle Sob Sie 06, 2011 8:56 pm

Nazwać MÓJ. TELEFON. TYM!? Czysta paranoja. Może nie najlepszyi najdroższy model, jak na moje czasy całkiem przeciętny. Tutaj nie chciał poprostu działać, w tych jaskiniowych czasach. To przerażające. Wpakowałam go do kieszeni, nie mam zamiaru go stracić i kupować nowy, jeśli wrócę... zaraz, ja NIE wrócę. Przecież zapobiegnę własnym narodzinom, więc... Była pewna możliwość. Zwieję Prince, zostanę tutaj nielegalnie, a w przyszłości wcale się nie urodzę, więc nie stanę się embrionem. Wolę już te idiotyczne czasy niż trafienie w nicość. Właśnie, co się stanie, kiedy trafię do przyszłości, która przestanie dla mnie istnieć? Tak po prostu umrę? Może stanę się duchem? A może coś znacznie gorszego... Ale nie zamierzałam się cofnąć. Ja wypełniam swoje postanowienia. Zawsze.
I podreptałam z już-nie-babcią Prince.

(koniec)
Gabrielle
Gabrielle
~ * ~


Powrót do góry Go down

Parkowe Alejki - Page 2 Empty Re: Parkowe Alejki

Pisanie by Elisa Czw Wrz 15, 2011 8:17 pm

/ hahaha /

Nienawidzę tego, że nie mogłam w spokoju zapalić w pokoju. To znaczy mogłam, ale za każdym razem kurwa obrywałam, bo zapominałam otworzyć okno. Mi tam te zapachy nie przeszkadzały, ale najwyraźniej dla niektórych, a szczególnie smoczycy tak i to bardzo. Tak naprawdę nawet na zewnątrz nie mogłam w spokoju zapalić, wiec musiałam chodzić do tych głupich alejek, w których zawsze się gubiłam. Zaiste zajebiście.
W sumie ostatnio u mnie nie działo się mówiąc ogólnie, nic. Mówiąc ze szczegółami to kompletnie nic. Masakra. Ja nie wiem, jak ja w ogóle żyję. że po prostu nie umarłam z nudów. Przydałoby się tutaj coś w końcu zorganizować, a nie. Miałam okropną ochotę się porządnie napić i odpłynąć, chociaż jakiś cichutki głosik w mojej głowie podpowiadał mi, że nie powinnam i, że to skończy się, jak każda poprzednia impreza. A potem będzie płakanie i takie tam. Szkoda, że ja się nie umiałam uczyć na błędach.
Tak jak teraz. Przed wyjściem trzeba było sprawdzić, czy zapalniczka działa. No kurwa, pierdole. Na pewno po kolejną nie wracam, bo nogi to mi odpadną.
Elisa
Elisa
team dimitri


Powrót do góry Go down

Parkowe Alejki - Page 2 Empty Re: Parkowe Alejki

Pisanie by Vlad Pią Wrz 16, 2011 3:16 pm

[yyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyy]

A więc, choć tak się zdania wcale nie zaczyna, ponieważ wszelkie zasady tak mówią, a wszyscy i tak to olewają, bo przecież tak naprawdę nikt nie potrafi wyjaśnić, o co chodzi. To wkurzające, kiedy ktoś nie potrafi wyjaśnić dlaczego, ale TAK MASZ ROBIĆ I JUŻ. Moim zdaniem, jest to bardzo głupie. Jednakże.
A więc, chodzę z Elisą. Nie, nadal brzmi to dość dziwnie. Jesteśmy przecież zupełnie odmienni, mimo to dobrze się razem czujemy. Razem. O ile nazwać tak można łażenie razem po imprezach, o których nigdy wcześniej nie słyszałem i mizianie się po łazienkach. Po wszystkim, co przeszedłem z Kate było to raczej dziecinne i bezsensowne, ale oboje wiedzieliśmy, że ten cały 'związek' nie opiera się na uczuciach. Takie były zasady i nikt przecież temu nie zaprzeczał. Nie wiedziałem, czemu wybrała akurat mnie, by nadać mi ten wielki zaszczyt partnera samej Elisabet Lyytikäinen-Tähtinen. Cóż, ja go przyjąłem głównie z tego powodu, że ciągła samotność zaczynała być dość denerwująca, a poza tym, dziewczyna była naprawdę sympatyczna i potrafiła mnie rozweselić. No, częściowo chciałem wreszcie jako bądź co bądź, młody człowiek, zobaczyć jak to jest chodzić na imprezy, a ona zabierała mnie jako towarzystwo, więc mogłem oglądać do woli. I w sumie nawet doświadczać.
Wyszedłem na spacer, bawiąc się zapalniczką trzymaną w kieszeni. Dziwne, przecież nie palę, ktoś powie. Ale dobry dżentelmen przypala papierosy damom, nawet jeżeli sam nie pali. Więc noszenie zapalniczki to obowiązek eleganckiego mężczyzny, i już. I chyba dobrze, że staram się być szarmancki, bo moja dziewczyna jak zauważyłem, miała problem ze swoją zapalniczką. Dedukcja. No, a poza tym siedziała ze zirytowaną miną, papierosem niezapalonym i brakowało mi tylko walnięcia nią o ziemię.
- Cześć. - uśmiechnąłem się, wyciągając cudo nowoczesności z kieszeni i spełniając swój obowiązek. Czyli przypalając jej papierosa, oczywiście. A potem usiadłem obok niej.
Vlad
Vlad
~ * ~


Powrót do góry Go down

Parkowe Alejki - Page 2 Empty Re: Parkowe Alejki

Pisanie by Elisa Pią Wrz 16, 2011 7:49 pm

Vlad. Ohohoh, to było skomplikowane. Nawet nie potrafiłam co to było, czy związek, czy niewiemco. A bynajmniej ja nie wiedziałam, co to było z mojej strony. Z jego strony też nie wiedziałam, ale jakoś mnie to chyba nie interesowało. Przynajmniej nigdy się nad tym nie zastanawiałam, no bo po co? Był to chyba tylko taki niby związek. No bo ja tam nie czułam nic takiego wspaniałego, jak opisują to nastolatki w filmach. Nic. Ale już byłam do tego przyzwyczajona, w końcu nie był to mój pierwszy chłopak, co nie? Ale nie czułam nic od czasu tego słodkiego Davida, w którym się zabujałam w wieku 13 lat. I to wtedy było tylko młodzieńcze zauroczenie, wiec się nie liczyło. Tak czy siak, w sumie nawet nie wiem po co Vlad mi był. Był, bo był. Może miałam w tym taki pożytek, że przestawali mnie co niektórzy nazywać tak miło, a mianowicie dziwką czy tam suką. Byłam okropna, wiem. Ale w końcu jakby padły te magiczne słowa z jego strony to może bym przestała być taka okrutna i z nim zerwała, żeby ode mnie nie oczekiwał żadnych wyznań. Na razie było dobrze, bo te słówka się nie pojawiły i mogłam trwać w tym niby związku spokojnie i bez przeszkód. No i kolejny plus : miałam zawsze z kim pójść na imprezę, albo z kim się pomiziać. W sumie te niby związki są całkiem fajne. Uśmiechnęłam się do niego słodko, gdy odpalił mi papierosa. Jak miło. I wcale nie czułam się dziwnie z tym, że to ja paliłam, a on nie. Jego wybór, no ne.
- Czeeść - Przywitałam się oplatając ręce wokół jego szyi i całując go na dobry początek - Co tam? - Spytałam zaciągając się po chwili papierosem. Jakoś tak wychodziło, że mało rozmawialiśmy, a jak już to o jakiś głupotach. No i dobrze, że nie muszę się wysilać.
Elisa
Elisa
team dimitri


Powrót do góry Go down

Parkowe Alejki - Page 2 Empty Re: Parkowe Alejki

Pisanie by Vlad Sob Wrz 17, 2011 2:41 pm

No i siedziałem obok, żeby potem objąć ją ramieniem. Wyszło całkiem naturalnie. Całkiem naturalnie, chociaż takie nibyzwiązki nie są zwykle naturalne. Haha, nibyzwiązki. Kojarzy mi się to zawsze z nibynóżkami u ameby, wiecie, takie coś co się w tą nogę przelewa, a potem w następną i tak łazi. Obrzydlistwo, ale śmieszne. I właśnie wszystko co ma w sobie 'niby', kojarzy mi się z amebą. Dobra, pomijając nibylandię, bo to już zupełnie inna sprawa. Niech się nikt nie miesza do Piotrusia Pana. Dobra, to brzmi trochę dziwnie, ale co tam, co tam. Mogę być Piotrusiem, a to moja Wendy. Ech, to już nie zabrzmiało naturalnie. Nieważne.
- Nic ciekawego, a u ciebie? - uśmiechnąłem się. Ach, te nasze niezwykle ciekawe, poruszające i inteligentne rozmowy. Można byłoby uwiecznić je na taśmie, nagrać wspaniały film. Pewnie dostalibyśmy Oscara za tą superprodukcję.
Vlad
Vlad
~ * ~


Powrót do góry Go down

Parkowe Alejki - Page 2 Empty Re: Parkowe Alejki

Pisanie by Elisa Pią Wrz 23, 2011 3:45 pm

W sumie będąc przy nim jakoś się specjalnie nie stresowałam, nie myślałam, o tym, że jest to niby związek, nie uważałam na słowa, nic. Wszystko było dla mnie kompletnie naturalne i z niczym nie miałam problemu. To chyba dobrze, tak? Chociaż czasami mnie to dziwiło, bo czasem podczas rozmów z innymi rozmowami dziwnie się czułam, a przy nim nie? W końcu ze względu an nasze relację powinnam czuć się co najmniej dziwnie, a tu proszę... No cóż, tak było i tyle, nie ma co się nad tym zastanawiać, bo tylko czas marnuje. Trzeba korzystać, póki go mam, bo przez w każdej chwili przez parę słów mogło się coś rypnąć. A ja już tak miałam, że psułam większość rzeczy, których się dotknęłam. No i nikogo to pewnie nie zdziwi, ale wcale się nie uczyłam na własnych błędach i dalej miałam wszystko w dupie.
- Och, wiesz, u mnie też nic specjalnego się nie dzieję. Strasznie nudno jest tu jakoś ostatnio. Dzisiaj podobno w podziemiach odbywa się impreza urodzinowa Isski, ale jej nie lubię i nie zamierzam tam iść. I Zojki dawno nie widziałam, muszę to nadrobić - Powiedziałam i uśmiechnęłam się słodko do niego. Po czym kolejny raz go pocałowałam.
Elisa
Elisa
team dimitri


Powrót do góry Go down

Parkowe Alejki - Page 2 Empty Re: Parkowe Alejki

Pisanie by Vlad Sob Wrz 24, 2011 6:35 pm

W sumie dziwne, bo jak na Elisowe standardy to chyba całkiem długo byliśmy razem. Razem. Dobra, nie czepiajmy się słówek. Ja też się nie czepiałem, kiedy coś walnęła, nie pouczałem, w sumie czasem nawet słuchałem tylko jednym uchem i dobrze, bo mógłbym zwariować. Mieliśmy bardzo ograniczony ten związek, tak naprawdę. Najważniejsze, że Elisabet była jedną z niewielu osób, które nie zadają mnóstwa niepotrzebnych nikomu pytań. Nie musiała znać mojego rodowodu od pięciu pokoleń wstecz, ani prześledzić całą historię życia. Nigdy nie zapytała o zgubiony rok w moim życiu, i bardzo dobrze. Ceniłem ludzi, którzy pozostawiają innym prywatność. Bo to moja sprawa, że nie chcę gadać o tym co się działo, i nikt, łącznie z rodziną o tym nie wie. Bo tak. I tyle.
- No cóż, ja się tam bez ciebie nie wybieram. - uśmiechnąłem się, jakoś tak mniej nieporadnie i ciotowato niż zwykle. Ogólnie, od kiedy się z nią spotykałem, byłem jakiś taki poradniejszy i nieciotowatszy. To pewien plus. Dzisiejszy świat nie toleruje ciot, ani wrażliwych romantyków. I dlatego opłacało mi się z nią chodzić. Oj nie, no przecież nie o to chodzi! Znaczy, nie tylko! Przecież jest uroczą osobą, do której wprawdzie nic nie czuję i nie poczuję zapewne (i bardzo dobrze), miło nam się rozmawia, no to w czym problem?
Miło, to nie znaczy, że trajkoczemy jak najęci.
Vlad
Vlad
~ * ~


Powrót do góry Go down

Parkowe Alejki - Page 2 Empty Re: Parkowe Alejki

Pisanie by Misty Wto Lut 21, 2012 8:21 pm

skok

Żyła. Naprawdę żyła. Jak dobrze, że jeszcze dzisiaj nic nie wzięła. Mogła to czuć sobą. Wolność. Skoro bała się odejść ze względu na to, że mogłaby tu być potrzebna, moc sama ją opuściła. Tak po prostu. Gdy dzisiaj jedząc śniadanie jakoś automatycznie, zaspana, chciała wyleczyć zacięcia na policzkach chłopaka, którego nawet nie kojarzyła, okryła, że nie potrafi. Nie była jedyną, ale ją to nie obchodziło. Koniec z uczuciem, że skoro już ma to gówno to powinna je wykorzystywać. Z koniec zabijaniem głosu sumienia czymkolwiek, głównie prochami. Jak dawno się nie śmiała szczerze. Ten chłopiec jeszcze z rozmów dla osób z zimową depresją miał rację: słowa były przyjemne. Teraz wcale nie chciałaby wiecznie milczeć. Miała nadzieję, że to będzie już zawsze. Do biednej jeszcze nie dotarło, że jeśli tak będzie zawsze to będzie musiała wrócić do domu. Do matki i siostry. Gdyby to odkryła z pewnością humor prysłby momentalnie.
- Kogóż to widzę. Reijo! - Zawołała, machając do chłopaka. Nie sądziła, że kogokolwiek tu spotka. Nawet jeśli pogoda była ładna to chyba było za wcześnie. Ledwo południe. A w sobotę to była wczesna godzina i każdy o tym wiedział. Uśmiechnęła się. Może chciała go zaskoczyć swoim humorem. Zwykle witała go pomrukiem i po prostu przyjaznym spojrzeniem. Musiała przyznać, że akurat tego mężczyznę lubiła. Może chodziło tu o to, że oboje stronili od towarzystwa? Od czasu do czasu dobrze było razem pomilczeć i wypić. Nigdy by nie pomyślała, że ma przed sobą kogoś kto przed Rezydencją zawierzył życie Bogu. To było nie do pomyślenia. - Nigdy nie uwierzysz co się stało - I dalej się uśmiechała. Może nie był to uśmiech szaleńcza, ale z pewnością kąciki jej ust były uniesione. Była o wiele żywsza. Nic jej nie dusiło od środka. Najwyżej on uzna, że ćpała.
Misty
Misty
~ * ~


Powrót do góry Go down

Parkowe Alejki - Page 2 Empty Re: Parkowe Alejki

Pisanie by Reijo Pią Lut 24, 2012 4:15 pm

Cycki Misty fajnie brykają.

Zmysły Fina szalały. Obudził się wczesnym rankiem, tknięty przeświadczeniem, że dziś wydarzy się coś niezwykłego. Dokładniej rzecz ujmując, powiedział mu to Talent. W przeciętne, monotonne dni siedział uśpiony gdzieś w tyle głowy, przyczajony jak drapieżnik, który czeka na ofiarę. Reijo wiedział, że Chaos jest cierpliwy. Będzie trwał wytrwale w bezruchu, a wypatrzenie zwierzyny zasygnalizuje tylko mała, fioletowa żyłka pulsująca zdenerwowaniem. Zaatakuje znienacka; pchnie do żył multum energii, pobudzi do granic możliwości, aż ktoś będzie musiał wyładować tą moc. Jak to zrobi? Na oczach śmiejącego się Reija powróci do pierwotnych instynktów. Cofnie się ewolucja! On, Reijo, będzie Stwórcą.
Marcowego poranka Niszczyciel się ocknął. Nikły zapach zbliżającego się chaosu przybierał na sile coraz bardziej. Reijo był zdziwiony, że ktoś jeszcze umiał wywoływać stany podobne do tych, które on tworzy. Zagadka rozwiązała się, gdy wyszedł na korytarz. Słyszał krzyk i błaganie, a także widział wykrzywione twarze nieszczęśników, których dotknęła ta dziwna... zaraza. Panikowali. Powietrze było ciężkie od strachu, który na wskroś przeszywał ludzi. Fin kroczył pewnie przed siebie i uśmiechał się szeroko, widząc zdumione spojrzenia ludzi, niemal oszołomione jego spokojem. Głód. Wojna. Śmierć. Otchłań. Ruszyły. Umiejętnie dozowany szał tylko uwieńczył piękne dzieło Lucyfera. Reijo poczuł, że mógłby darzyć szacunkiem mężczyznę, który to wywołał. Może kiedyś nazwałby go przyjacielem?
W końcu pozostawił ten burdel samemu sobie. Potrzebował przerwy - taki natłok wrażeń kurewsko męczył. Nawet Bóg odpoczywał siódmego dnia. W parku było wystarczająco cicho i spokojnie, aby zebrać siły na następny atak. Nie spodziewał się, że spotka Misty! Mało o niej wiedział, chyba tylko tyle, że była specyficzna. Nigdy się tym specjalnie nie przejmował, gdyż sam ponad wszystko cenił sobie prywatność.
- No dawaj - rzucił. Wysoko uniesione brwi świadczyły o zdziwieniu, jakie wywołał jej uśmiech. Pasował jej, chociaż był rzadko widywany. Może przeznaczony tylko dla wybranych? Na tą myśl Reijo nieznacznie wypiął klatkę piersiową do przodu.
Reijo
Reijo
~ * ~


Powrót do góry Go down

Parkowe Alejki - Page 2 Empty Re: Parkowe Alejki

Pisanie by Misty Pią Lut 24, 2012 5:06 pm


Gdyby wiedziała, że Reijo potrafił tak spokojnie przejść obok nieszczęścia innych pewnie by była na niego zła. Zła, że sama tak nie potrafiła. Odczułaby też ulgę, że to nie jego przytłoczono obowiązkiem posiadania daru, który niszczył zdrowie osoby go posiadającej, ale pomagał reszcie. Tylko teraz go nie było. Teraz może sama przeszłaby z taką bezwzględnością obok panikujących? Nie. Nie potrafiłaby. Była za słaba. Mogła się kryć, ale to wychodziło właśnie w takich chwilach. Pewnie dlatego instynktownie uciekała z dala od budynku. Na dworze było lepiej. Mniej tłoczno.
Coś było w oczach mężczyzny. Coś dziwnego, ale Misty w takim stanie euforii (euforii, której często nie dawane jej było znać bez żadnych dodatkowych środków), nie była w stanie tego dostrzec. Lepiej było dalej udawać głupią nastolatkę cieszącą się jakby jej ukochany idol zaprosił ją na kolacje.
- Nie mam mocy - Oh nie mogła nawet ustać w miejscu. Nogi same rwały. Musiałą wyglądać jak skrzat z owsikami w tyłku. Podrygiwała w miejscu. Zbytnia nadpobudliwość. I ten uśmiech. Nie chciał zejść jej z twarzy. - Czuje się wolna - I prysło. Uśmiech może nie tyle co znikł co znacznie się pomniejszył, już nie krzyczał z daleka, że mamy do czynienia z wesołą osobą. - To może jednak trochę przytłaczające, a co jeśli się pozabijają? - Spojrzała z uwagą na mężczyznę. Ale czy on mógł to wiedzieć? Ktokolwiek mógł pojąć co się z nią działo? Wreszcie wolna!
Po coś się odzywała? Po co? Jedna myśl napędziła druga i oto zamiast braku odpowiedzialności, bo przecież teraz może zrobić tyle co każdy, czyli nic, czuła, że wcale tak być nie powinno. Nie kiedy coś złego stało się z mocami. Błądziła wzrokiem po okolicy. Tak spokojnie. Na pewno świetnie sobie radzą. No już, odnajdź swoją radość, było tak pięknie.
Misty
Misty
~ * ~


Powrót do góry Go down

Parkowe Alejki - Page 2 Empty Re: Parkowe Alejki

Pisanie by Reijo Sob Lut 25, 2012 11:21 am



Oboje byli szczęśliwi na swój sposób. Mężczyzna przypatrywał się uważnie Misty, ciekawy jej odmiennego humoru oraz zachowania - zaskoczyła go, a było to nie łatwe, kiedy widziało się już prawie wszystko na tym świecie. Przyprawiła go o półuśmiech, nieczęsto widywany na twarzy kontrolera. Najczęściej widywano, jak szedł przez siebie z wyrazem zacięcia wymalowanym na zaciśniętych ustach; nie zważał na nikogo, a przeraźliwie jasne oczy miał utkwione w niewidoczny punkt na horyzoncie. Stopniowo jego spojrzenie się zmieniło. Zmiękło. Spoglądał na nią łagodnie i wesoło, a kąciki jego ust nieubłaganie sunęły ku górze. Ona emanowała tą radością. On też kiedyś taki był - cieszył się każdą chwilą, każdym boskim stworzeniem. Taka moc musiała pochodzić od Niego. W zamyśleniu dotknął szyi, tak jak kiedyś poprawiał koloratkę. Bóg cieszy się, kiedy zbłąkane owieczki wracają... Może Reijo w gruncie rzeczy nie jest taki zły?
- Interesujące - odpowiedział. Elementy układanki zaczynały do siebie pasować, tworząc w miarę spójny obraz rzeczywistości. Ktoś tam się dobrze bawił. Tylko kto? Niedowartościowany człowiek z manią wielkości. Szara myszka, która chce zwrócić na siebie uwagę. Hedonista? Istniało wiele opcji, chociaż Reijo podejrzewał, że takie rozwiązanie byłoby za proste. To początek czegoś większego. Nerwowe podrygiwanie dziewczyny wyrwało go z otępienia. Otrząsnął się i prędko opuścił rękę - nikt nie będzie wiedział, nikt nie musi. I tak ma pozostać.
- Wcześniej zmuszano cię do... leczenia, tak? - nie był pewny, w jaki sposób objawiła się jej ukryta zdolność. Na początku nie mógł uwierzyć w istnienie Rezydencji, wszystko wyglądało jak świat rodem z hoolywodzkich filmów. Po pewnym czasie przywykł. Jednakże nie mógł zrozumieć, dlaczego usilnie przetrzymywano w tym więzieniu ludzi, którzy od dawna mogli wyjechać i żyć po swojemu. Dokładniej mówiąc wiedział, ale nie rozumiał posłuszeństwa tamtych. Dyrektorka zostawiała ich dla własnej, pieprzonej wygody. Stara prukwa sobie nie radzi z młodymi.
- Poradzą sobie bez Ciebie. Przejdź przez mury i ciesz się wolnością w pełni. Już nic cię nie trzyma. - stwierdził.
Reijo
Reijo
~ * ~


Powrót do góry Go down

Parkowe Alejki - Page 2 Empty Re: Parkowe Alejki

Pisanie by Misty Sob Lut 25, 2012 1:16 pm

Roześmiała się. Tak zwyczajnie. Śmiała się, aż atak kaszlu przerwał ten stan. Widocznie przeziębienie wciąż się trzymało.
- Nie - odpowiedziała, ścierając możliwy rozmazany tusz pod oczami. To własnie myśl, że oni by nad nią stali i przymuszali ją do ratowania tych biedaków, którzy ćwicząc swoje pierwsze loty upadli czy też tych co wdali się w bójkę albo przypadkiem znaleźli się w pobliżu bójki. To nie oni ją przymuszali, to sumienie tak czyniło. Sumienie, które może oni uruchomili w tak mocnym działaniu, ale na pewno nie zmuszano jej bezpośrednio. To zawsze był jej wybór i ludzi o podobnych zdolnościach. - Inni też potrafią leczyć, pomagać, ale ja jestem najskuteczniejsza bez dodatkowych szkód - Nie można było powiedzieć, że powróciła do swojego zwykłego stanu, pogardy dla reszty i zamknięcia w sobie, ale z pewnością już nie była aż tak radosna. Smutne, że cieszyć się tym dane jej było na tak krótko. Sama sobie to odebrała. - To wielki dar i nauczono mnie, że nie mogę się nim nie dzielić. To siedzi głęboko we mnie. - kiedykolwiek się komukolwiek z tego zwierzała? Chyba nie. Mężczyzna powinien być dumny, że nie tylko widzi ją uśmiechniętą, ale również otwartą. Komuś prędzej czy później musiałaby powiedzieć co jej leży na duszy. Ksiądz był do tego idealny, prawda? Nawet jeśli nie wiedziała, że ma z taką osobą do czynienia. Równie dobrze mógłby być to rabin lub jakikolwiek inny kapłan.
Odwróciła się w stronę budynku, gdy tylko usłyszała, że przecież mogłaby teraz odejść. Nic jej nie trzymało, nigdy przecież nic ją nie trzymało. Ale czy naprawdę tak było.
- Nie mogę - odparła, z żalem odwracając się z powrotem twarzą do Reija. - Meredith to naiwna dziewczyna, a Marshall gotowy wpakować się w wielkie kłopoty - To zabawne, że przecież na co dzień utrzymywała, że nic ją nie obchodzi, a jednak większą swoich kroków zaprzeczała temu. Czemu od czasu do czasu wsłuchiwała się w plotki o rodzeństwie, skoro tak wiele lat ich na oczy nie widziała? Stali się obcy. - Co bym tam miała robić? - Uśmiech zmienił się na gorzki. Tak wielu rezydentów marzyło o dniu. gdy będą pewni, że to pora odejść. A przecież każdy dzień był dobry, bo nikt tu nie przymuszał do siedzenia. Ona też zawsze czekała na taki dzień, a gdy nastąpił nagle odkryła, że odejście to dopiero początek. Z tym sobie nie poradzi. Krok w dorosłość, samodzielność. Ciężko było po Rezydencji, która zapewniła wszystko.
Misty
Misty
~ * ~


Powrót do góry Go down

Parkowe Alejki - Page 2 Empty Re: Parkowe Alejki

Pisanie by Reijo Wto Mar 13, 2012 3:58 pm

Podziwiał ich. Ludzi, którzy poświęcali się dla innych, często zapominając o własnych potrzebach. Pomimo drwiącego uśmiechu lub obraźliwych słów, szanował ich. Reijo był kiedyś jednym z nich, lecz teraz próbował za wszelką cenę zapomnieć o tamtym rozdziale życia. Nie umiał się zaangażować w pomoc; nawet jeśli próbował nieść komuś światło nadziei, to wszelkie starania kończyły się wielkim ogniem, który parzył ze zdwojoną siłą. Ksiądz nie chciał przyznać, że jego życia było podporządkowane darowi. Wmawiał sobie, że kontroluje całą sytuację - świat jest sceną, a ludzie marionetkami ze sznurkami, za które on pociąga.
- Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo - mężczyzna wzruszył ramionami. Jego życie było jedną, długą prostą zanim odkrył dar. Miało nawet szansę zapętlić się w aureolę po śmierci. A tu psikus, żart i dowcip. Nic z tego. Willę w Niebie trzeba będzie sprzedać, a rozejrzeć się za jakąś norką w piekle. Później było tylko gorzej; Reijo zaczął z uporem omijać stan równowagi psychicznej. Obijał się od euforii do bezdennej rozpaczy - przyszłość też nie rysowała się w jasnych barwach. Każdy dzień inny, wszystkie takie same.
- A ty jaka jesteś{/b] - zapytał cicho. Czy w tym całym szaleństwie umiała odnaleźć siebie? Był ciekaw. -[b] Tamci ludzie potrzebują cię bardziej - wskazał w stronę miasta.


Reijo
Reijo
~ * ~


Powrót do góry Go down

Parkowe Alejki - Page 2 Empty Re: Parkowe Alejki

Pisanie by Misty Pią Mar 16, 2012 7:45 pm

Mimo wszystko uśmiechnęła się do niego, nawet jeśli to co mówił wcale nie sprawiało, że ktokolwiek mógłby mieć powody do śmiechu. Ona po prostu dzisiaj odkryła jak przyjemnie jest się uśmiechać, nie wymuszając tego na sobie, tak po prostu, z powodu dobrego humoru, który przechodził, więc powinna się nim cieszyć póki trwał, nie wywoływany żadnymi lekami czy innym gównem.
- Już dawno temu przestało być łatwo - Kiedy to było? Dzieciństwo. Tak, zdecydowanie kiedy po prostu była dzieckiem i olewała potrzeby innych, bo przecież była dzieckiem i to ona miała być najważniejsze, było dobrze. Dorastanie to dopiero gówniana sprawa, przynajmniej dla niej.
Przyjrzała mu się uważnie, rozważając jego pytanie. Pierwszy raz ktoś ją pytał o to, nie z kochania wpychania się w cudze życie, nie po musiał, pytał bo tak nagle wynikło, zwykła ludzka ciekawość, której przecież koniecznie zaspokoić nie musiała, ale chciała. Zagryzła wargę, ubawiona myślą, że jest już prawie ćwierć wieku na tym świecie i za cholerę nie wie co z tego jej przyszło.
- Ja, chyba nie wiem. - Zmarszczyła brwi, z uporem wpatrując się we własne buty. Uniosła głowę: - Mam problemy z kontaktami z ludźmi, bo wydaje mi się, że każdy coś ode mnie chce. Coś - prychnęła, by zaraz cicho dodać:- Chyba ich nienawidzę. - Oburzyła się, gdy wspomniał o mieście. Ci potrzebują, tamci potrzebują. - A co ja potrzebuje?! - Odsunęła się. Ruszyła przed siebie do Rezydencji. Z dwojga złego wolała, gdy wmawiano jej, że tu jest potrzebna, tu się tak nie różniła od reszty w mocami, ale tam. Nie zamierzała się pakować w tamte łapska, nigdy. Choćby miało ją sumienie dusić, to śmierć. Zawróciła. - Dziękuje za taka pomoc. Tu albo nigdzie. Tam po prostu bym została Misty, cudoziemką, która chce sobie ułożyć życie. Na pewno bym nie wyskakiwała z leczeniem do każdego. Wyobraź sobie te pielgrzymki. - Z dziwnie zaciekłą miną, odgarnęła włosy z twarzy. Miała nadzieję, że gdy wreszcie naprawdę odejdzie stąd, zostać dziewczyną bez niczego, układającą sobie życie na nowo, nigdy nie pokusi się na użycie daru. Już zdążyła zapomnieć, że aktualnie przecież nic nie potrafi. Że marzenie się spełnia. Za długo z tym żyła i tok rozmowy sam sprawiał, że wciąż żyła w przekonaniu, że gdyby teraz zaatakowało ich zwierzę, mogła by potem uleczyć jego rany.- Ty ze swoim szałem masz o wiele prościej - dodała jakby w zamyśleniu, nawet na niego nie spoglądając.
Misty
Misty
~ * ~


Powrót do góry Go down

Parkowe Alejki - Page 2 Empty Re: Parkowe Alejki

Pisanie by Bogna Pią Kwi 06, 2012 10:12 pm

Nie wiem jaki mamy dzień, czy śnieg, czy ciepło, czy zimno, noc czy dzień, ale to nieistotne, bo bez względu na panujące warunki atmosferyczne, dzielna Bogna i jej niemały longboard przemierzali parkowe alejki ruchem niejednostajnie przyspieszonym.
Chociaż nie była za długo w tym dużym domu, bo tak jej się jakoś zwykło mówić na tą całą rezydencję, to już zdążyła poznać większość, bo się szwendała to tu, to tam, a to pojechała do miasteczka po alko samochodzikiem i zgubiła drogę, bo kto to widział, żeby nieogarnięte dziecko nocą wysyłać w obce miejsce, w którym nigdy nie była. Warto nadmienić, że byłą wyjątkowo słabym nawigatorem. Pomógł jej na szczęście jakiś fajny, śmiechowy ziomek, chyba nawet pamięta jego imię, Mike albo jakoś tak. Mogłaby bez niego jeszcze zginąć marnie, to dopiero byłaby strata.
Miała za to Bogna fajną funkcję ożywiania umarlaków. Nie to, żeby ona się jakąś nekromancją parała, ale jak ktoś zdechł, to brała delikwenta do siebie (nikt z nią nie chciał mieszkać w tej kostnicy jak na razie) i tak sobie dogorywał, póki mu się nie polepszyło. Ona w tym czasie sobie klikała w laptopa, piła piwsko albo łaziła w samej bieliźnie, co jakiś czas kontrolując puls, wiadomka. Zapewne też pożyczała wszystko wszystkim, i w ogóle płynęło z niej tyle dobra, że grzechem byłoby jej nie lubić.
Zdążyła też już się nie spodobać jakiejś małolacie, bo zdaje się, że ośmieliła zamienić kilka słów z jej wyimaginowanym chłopakiem. Będzie musiała wybadać sytuację, nie może pozwolić na to, by wróg jako pierwszy spuścił jej łomot. Póki co niebezpieczeństwo zostało ograniczone do wymiany chłodnych, pełnych pogardy spojrzeń (pozdrawiam Mercedes!).
Wracając jednak do teraz, to z całą swoją niebagatelną stylówą zasuwała poprzez knieje, poprzez lasy, na niemniej bagatelnej desuni. Aż tu nagle stała się rzecz straszna, jakaś zemsta nordyckich bogów, bo zaatakowała ją gałąź. I obiła sobie tyłek i miała ałki na łapkach, a desunia uciekła jej spod nóżek i pojechała gdzieś hen daleko.
Smuteczek.
Bogna
Bogna
~ * ~


Powrót do góry Go down

Parkowe Alejki - Page 2 Empty Re: Parkowe Alejki

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Powrót do góry

- Similar topics
» Alejki

 :: Rezydencja :: Zewnatrz :: Park

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach