Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Mostek

+7
Pinky
Konstanty
Maxim
Mikaela
Iss
Matthew
Mistrz Gry
11 posters

 :: Rezydencja :: Zewnatrz :: Park

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Mostek - Page 3 Empty Re: Mostek

Pisanie by Barbie Pon Maj 28, 2012 7:51 pm

Okej, to zdecydowanie dobra odpowiedź i Barbie to czuła. Lubiła słowo okej niemal tak samo mocno jak słowo spoko. Oba były krótkie i zwięzłe, ale informacji zawierały w sobie sam raz. Znaczy, w większości przypadków, jak nie w każdym, Barbie uważała te słowa raczej za takie wyrażające pozytywne emocje. Nie rozróżniała kiedy ktoś jest wkurzony i to mówi, czy z nudzony, bo zwyczajnie takie rzeczy wychodziły poza jej kompetencje. No ale nie rozdrabniając uznajmy, że właśnie w tej oto chwili narodziła się przyjaźń i te pe i te de.
- No do mnie, chyba mówie wyr... - Barbie nie udało się dokończyć swojej wypowiedzi, bo własnie w tym momencie stało się parę niesłychanych rzeczy. Po pierwsze wielki entuzjazm jakie wykazała Pixie zupełnie nijak się miał do tego co właśnie miały zrobić, bo przecież odwiedzenie pokoju Barbie wcale, a wcale nie jest czymś przyjemnym. Jej część jest brudna i śmierdzi, jedyne co fajnego w pokoju Barbie to to, że istniała czysta część, którą nie wiem jak bardzo Barbie by zagraciła i tak na drugi dzień jest czysta. No ale mniejsza. Skupmy się na drugiej dziwnej rzeczy jaka się wydarzyła. A mianowicie wypadnięcie Pixie przez barierkę. To było dziwne, że aż Barbie otworzyła buzię i stała tak zamurowana przez chwilę. Ale potem widząc mokrego kota wybuchnęła głośnym śmiechem, którego długo nie mogła powstrzymać. - Boże, ale z ciebie narwaniec, no ja pierdolę! - Zawołała do niej opierając się o poręcz i wychylając trochę. Nie, Barbie nie wpadnie. Nie ma mowy. Jedna kąpiel na dziś jest wystarczająca. - Wyłaź stamtąd i chodź, bo jeszcze wyliżesz całe futro!
No i Pixie wylazła, a potem dziewczyny udały się w stronę Rezydencji.

//////////////////////
Barbie
Barbie
darmozjad


Powrót do góry Go down

Mostek - Page 3 Empty Re: Mostek

Pisanie by Pixie Pon Cze 04, 2012 9:28 am

Słysząc reakcję Barbie na jej mega dziwne wpadnięcie do wody i przemianę w lwa i wylizywanie się Pixie musiała ją zmrozić morderczym spojrzeniem. No musiała wręcz! Zaraz narwaniec. Po prostu nie ma koordynacji ruchów i robi dziwne rzeczy, no i nie potrafi kontrolować jeszcze swojej mocy. To wszystko oczywiście sumowało się na to co przed chwilą się stało.
-Wiesz, nie potrzebowałam do tego zachęty! - odkrzyknęła trochę zirytowana Pixie i podeszła do Barbie na mostek. Spojrzała na swoje mokre ciuchy i spróbowała wycisnąć trochę wody z koszulki. -Ale będę śmierdzieć. - no w końcu Pixie trochę się zrelaksowała i zażartowała ze swojej sytuacji. No cóż, sierotki losu potrafią się zdystansować do swojej osoby.
-No dobra, ale prowadź. - dziewczyna uśmiechnęła się i ruszyła za Barbie.

///
Pixie
Pixie
rawr!


Powrót do góry Go down

Mostek - Page 3 Empty Re: Mostek

Pisanie by Mer Czw Cze 21, 2012 5:42 pm

Po rozpakowaniu się - metodycznym i dość szybkim, aczkolwiek troskliwym, zdecydowała się wyjść z Rezydencji, czy jak oni to nazywali. Miała ze sobą obraz, wciąż naciągnięty na blejtram, mający w sobie nieco wilgoci. Obiecała namalować zapach dla Blaise'a, a Tremaine zawsze dotrzymuje słowa. Zresztą chciała pozbyć się wszystkiego, co było z nim związane - a płótno stojące na sztalugach w jej pokoju od czasu, kiedy jeszcze było dobrze, zdecydowanie nie pomagało jej powrócić do równowagi.
Wtedy obraz był taki, jak go w głowie widziała. Zgniła zieleń z fantastycznymi kleksami żółci, czerwieni, błękitu i brązu. To czekało na niego, czekało na okazję, być może na oddanie koszulki z ową obietnicą pozowania też mu złożoną, czekało na wieczór ze sztuką malarską rozciągnięty na noc ze sztuką miłosną. Tyle że się nie doczekało.
Tej samej nocy, kiedy to wszystko wyszło, nie była w stanie zasnąć. Obraz straszył ją wręcz, nie pozwalał na odpoczynek, na chwilę spokojnego oddechu, przywoływał ją. W środku nocy zmieniała go - dodawała granat i gorzką szarość, fiolet pełen wyrzutu, biel smutku. Teraz to widziała w Blaisie, nieogarnialną mieszaniną uczuć, emocji, wyrzutów. Musiała się tego wszystkiego pozbyć - i po to był ten obraz. By oddać mu to wszystko, co w niej wywoływał.
Usiadła na barierce mostku, rozglądając się. O dziwo, ten z pozoru paskudny kraj okazał się niesamowicie piękny, pełen natchnienia. Chciała go uwiecznić, zapamiętać na zawsze.
Mer
Mer
~ * ~


Powrót do góry Go down

Mostek - Page 3 Empty Re: Mostek

Pisanie by Blaise Czw Cze 21, 2012 6:13 pm

Wiedział, doskonale, przejrzyście i jasno jak ćmiące światło odbijające się od tafli wody mąconej jedynie podmuchami delikatnego wiatru, że Norwegia będzie niebezpieczna. Że będzie ciężką próbą, którą niestety trzeba będzie podjąć, nie można od niej uciec, nie można zostawić na później, nie załatwi tego szybkim "przepraszam" i cmoknięciem w czółko. Chodziło dosłownie o wszystko, o wciąż kłującą ranę w osierdziu po postrzale słownym, które to zafundował mu Aiden, o to, że patrząc na Prudence wszystko to mu się jątrzyło, ponieważ po skróceniu równania, odejmowaniu/dzieleniu stronami i innych zabiegach matematycznych wychodzi Pru=Aiden, o tęsknotę za Indie i o niejasną sprawą z Mery. I to ostatnie chwilowo najmocniej wgryzło mu się w skórę, a fakt iż w głowie miał mnóstwo wspomnień z nią w roli głównej zadania nie ułatwiał.
Zastanawiał się nawet, czy ją kocha(ł), tak w ramach masochizmu stosowanego, coby się dobić, dokopać i wpędzić się w poważny stan depresyjny, czyli dziwność teoretycznie przez geny collierskie niedopuszczalną. A jednak. I choć ostatecznie stwierdził iż nie mógł kochać jej, a to co robił z nią albo to, co mu umożliwiała będąc z nim, towarzysząc mu i przyjaciółką mu będąc, dalej gryzło go to jak źle to rozegrał/rozegrali.
I dopóki jej nie widział to tylko gryzło. Bo zdążył na łóżko walizę rzucić i uzbrojony w papierosy już wybywał płuca uspokoić nikotyną i tak już dwa spaliwszy, po parku się przechadzając trafił nad rzeczkę, a kroki automatycznie ku mostkowi skierował. Gdzie stała, w swojej uroczej osobie o barierkę pochylona, z płótnem w rękach.
Zatrzymał się na chwilę, wiedząc że to ostatnie sekundy jeśli ma zamiar się stąd ulotnić nim go zobaczy. Jednak to nie on był Collierem, który przełamywał niepisaną, rodową zasadę, że nie ucieka się, dlatego wolnym krokiem, papierosa sobie odpalając do Mery podszedł i oparł się o balustradę lędźwiami, wysokie cholerstwo, obawiając się momentu, gdy będzie musiał spojrzeć w jej stalowe oczy. I komentarz, znając talent Mer - pochlebny, wystawić na widok jej dzieła, co jak zgadywał obiecanym zapachem było.
- Mer... - zaczął ciężko, zatkany jej zapachem. Który czaił się gdzieś ukryty między jego rzeczami, gdy je przeglądał, który był najpiękniejszą ozdobą jego łóżka, którym cały przesiąkał po ich spotkaniach, przez następne dwa dni pachnąc kobieco. Tym samym, który teraz łaskotał jego nozdrza. Ku jego zgubie - to pewne. Bo wyobraźnia mu teraz szalała i STOP.
Indie, Indie, Indie.
- Nie chciałem, żebyś dowiedziała się w taki sposób - podjął ostrożnie, paląc powoli i oczy ciesząc pięknem krajobrazu. I gdyby nie fakt, że zjebał tak mocno, całkiem możliwe że oboje byliby tu teraz z rysownikami i uwiecznialiby to samo, by potem wizje porównać. I uprawiać seks. Wielka szkoda.
Blaise
Blaise
~ * ~


Powrót do góry Go down

Mostek - Page 3 Empty Re: Mostek

Pisanie by Mer Czw Cze 21, 2012 6:53 pm

Ona nie chciała zniszczyć sobie wyjazdu - dlatego tego pierwszego dnia chciała wszystko skończyć. Chciała móc się swobodnie cieszyć pięknem, które chłonęła całą sobą. Chciała poznać nowych ludzi i cieszyć się spotkaniami z nimi. Chciała zapamiętać ten pobyt jako coś wspaniałego, coś niesamowitego, innego, inspirującego. Chciała, by jedynym zmartwieniem przez ten czas była tęsknota za Dorianem. Chciała być wolna - a temu wszystkiemu stał na przeszkodzie Blaise. To, co wywoływał, kiedy na niego patrzyła. To, co sobie przypominała, kiedy przechodził koło niej. To, co w niej budził samą swoją postawą.
Już dawno się upewniła, że to nie jest miłość. To dla niej było uczucie niedefiniowalne, nienazwane. Miało w sobie namiętność, głębokie zaufanie, uwielbienie, pożądanie, wzajemność, ciszę, artyzm, alkohol, papierosy, śmiech, wspomnienia, rozkosz, wolność, piękno, wartość, gwałtowność, zapachy, dyskusje. Było niełatwe, ale prawdziwe, jak sądziła. A on zachwiał nim, zachwiał jej uporządkowanym światem, wprowadzając nieplanowany chaos. To ją w pewien sposób niszczyło, to wywoływało u niej rozgoryczenie i smutek rozpacz nienawiść niechęć żal.
A o tym mogła zapomnieć, wystarczyło po prostu odseparować się od niego, słowa rzadkie wymieniając, porzucając wszystko co zbudowała razem z nim, żyjąc dalej, szczęśliwa z Dorianem.
Na jakiś czas zapomniała o wszystkim, nie mogąc znieść piękna krajobrazu - ono bolało, zapierało dech w piersiach, jakże inne od uroku zindustrializowanej Anglii. Zatonęła w nim, uciekając od świata, będąc jakby stopiona z naturą.
Zignorowała swoje imię, jeszcze na moment ciesząc się czystą wolnością, jaką w tamtym momencie czuła, ale nie na długo. Znów usłyszała jego głos, musiała wrócić do rzeczywistości.
- Przykro mi, dowiedziałam się - Jej głos był zabójczo spokojny i w pewien złudny sposób nawet przyjazny. - Nie wiem, czego chciałeś, teraz to chyba nie ma znaczenia. Tak z ciekawości, zamierzałeś mi w ogóle powiedzieć?
Dopiero teraz odwróciła się i spojrzała na niego. Twarz nie wyrażała niczego, oczy były zimne i pociemniałe, nie sposób było wyczytać z nich żadnych uczuć.
Wiele ją to kosztowało, utrzymanie takiego dystansu. W tej chwili, nie przyznając się do tego, marzyła o zabraniu mu papierosa, wypaleniu niemal do samego filtra i dopiero oddaniu, ucieczce ze śmiechem, kiedy udawałby, że jest na nią zły i pozwoleniu sobie na pocałunek, po wpadnięciu na niego.
Ale nic nie zrobiła.
Mer
Mer
~ * ~


Powrót do góry Go down

Mostek - Page 3 Empty Re: Mostek

Pisanie by Blaise Czw Cze 21, 2012 9:02 pm

Niestety, znali się zbyt długo i zbyt dobrze, by Blaise kupił jej teatrzyk całkiem dobrze odgrywanego spokoju i opanowania, co widział po jej bielejących kostkach, głębszych oddechach i jakby spowolnionych ruchach, ostrożnych, jakby przy jakimkolwiek bliższym kontakcie, choćby muśnięciem dłoni o dłoń, miał ją oparzyć.
I na te jej usilne starania w odgrywaniu chłodu, bo chyba za bardzo się wczuła w podbiegunowy klimat, zareagował mimowolnym uśmiechem. Przypomniało mu się jak próbowała obrażoną udawać kiedyś u niego, gdy ostentacyjnie rąsie na piersi zaplotła i na brzegu łóżka usiadłszy w jego za dużej bluzie i jakiś spodenkach (bez?), by przy uniesieniu się podczas któregoś z wymyślonych i wyhiperbolizowanych oskarżeń się na podłogę efektownie przenieść, obtłukując sobie kość ogonową. I krzycząc, że to Blejsa wina i na koniec dać się udobruchać. Niestety, teraz to nie był raczej dziewczyński foch "bo mi hormony przed okresem szaleją" czy coś, a sprawa grubsza i poważniejsza, że nawet on się przejmował. Czyli musiało być to coś... istotnego no. Prawdziwego - bez wątpienia, wiążącego i dającego swobodę za jednym zamachem. Że powód do zazdrości był, ale jednocześnie go nie było, że nie byli parą, chociaż właśnie tak się zachowywali, po partnersku.
Może to i dobrze, że wszystko się spieprzyło, bo mocno wątpił w swoją wierność, jeśli z Mer łączyłyby go wciąż stosunki dobre. I już nawet nie chodziło o to jak wyglądała, bo nie była klasyczną pięknością, żaden ideał. Chuda, wysoka, bardzo charakterystyczne kości jarzmowe, wąskie usta, pieprzyki, stalowe oczy. I choć taka drobna postura jej pasowała, mogłaby być nawet małą kulką - i tak by ją uwielbiał. Za zamiłowanie do sztuki, za spontaniczność, zapach, seks, uśmiechy, zasypianie obok siebie, a budzenie się w kompilacjach przedziwnych, bo oboje się w łóżku wiercą w nocy, za alergię na pomarańcze nawet, choć on sam je uwielbiał.
Spiorunował ją jednak wzrokiem, usłyszawszy drugą część jej wypowiedzi. Kobiety i ich chora miłość do melodramatów. On do tej pory starał się ich relację, przynajmniej ze swojej strony, opierać na filarach solidnych - zaufanie, szczerość, prostolinijność, racjonalizm, logika, piękno, czyli generalnie collierskość wypisz wymaluj. A ona go tu oskarża o takie rzeczy!
- Naprawdę sądzisz, że bym Ci nie powiedział? - zapytał zły wyraźnie, zaciągając się papierosem niebezpiecznie mocno, przy trzecim razie czując jak pieką go już usta, bo zaczyna się powoli palić filtr. Dlatego peta z sykiem natychmiast wyrzucił i oblizawszy usta zacisnął je mocno. Co plusy miało nie tylko w postaci powolnego ustępowania bólu, ale teraz zamknięcie się, ponieważ czuł, że jest zbyt wiele rzeczy, których mówić nie powinien.
Spojrzał na nią twardo, a oczy pewnie przeszły mu charakterystycznym dla takiego stanu emocji srebrnym połyskiem. Co z pewnością wiedziała i widziała. - Owszem, zjebałem. Ale nie byliśmy razem. Twoja reakcja jest dla mnie zatem niezrozumiała - powiedział głosem wyżutym z emocji, już zupełnie nie obawiając się bólu wywołanego jej obecnością, bliskością, słowami. Przyzwyczaił się, na tą chwilę czuł jedynie nieprzyjemne mrowienie na karku. Wywołane nawet nie tym, jak chujowa sytuacja się działa i mindfuck, a tym, że w sumie skłamał. Bo wiedział doskonale, że gdyby ją teraz zobaczył obściskującą się w kącie z jakimś pedziem, to ją by odciągnął, a ziomkowi dopasował pięść do nosa. By jej na szyi porobić znaczniki i stemple, krzyczące "nie dotykać - od tego już ktoś tu jest"
Blaise
Blaise
~ * ~


Powrót do góry Go down

Mostek - Page 3 Empty Re: Mostek

Pisanie by Mer Pią Cze 22, 2012 2:25 pm

Mógł nie kupować jej zachowania, ale tylko dystans pozwalał zachować jej jasność umysłu. Nosiła lodową koronę, czuła jej wyimaginowany ciężar na skroniach, ona nie pozwalała jej zapomnieć. Nie mogła stracić trzeźwości, nie mogła sobie pozwolić na stwierdzenie pieprzyć to i pozwolić Blaise'owi zostać w jej życiu. To nie skończyłoby się dobrze ani dla nich, ani dla Doriana i Indiany. Może byli w Norwegii, daleko od St. Bernard, ale dla zniszczenia to żadna odległość.
Pamiętała tamten wieczór, długo się z niego potem śmiała, wspominając potłuczony tyłek. Nie wiedziała już nawet, jaki był powód focha, zapomniała chyba w trakcie swojego długiego i rozemocjonowanego wywodu, ale wielką satysfakcję sprawiały jej zabiegi Blaise'a, by się wreszcie zamknęła i wróciła do łóżka. Był w tym całkiem skuteczny, nie mogła temu zaprzeczyć, wtedy to na nią działało.
Partnerstwo. Chwilami faktycznie zachowywali się jak para, przekomarzając i ciesząc się, ale tego Meredith była świadoma - parą nie byli. Wiedziała, że nie jest jedyna w jego łóżku, on też miał czasem wymienników i w żadnym stopniu jej to nie przeszkadzało, nie oczekiwała od niego wierności, skoro sama wierna nie była, zresztą nigdy o tym nie rozmawiali, godząc się na taki układ, jaki im przypadkowo wyszedł.
Pamiętała, kiedy to się zaczęło, pod koniec trzeciego roku bodajże. Wcześniej to był tylko Collier, Jeleń z jej rocznika, o którym niewiele wiedziała. Początkowo wyłącznie rozmawiali, spędzając godziny na dyskusjach o sztuce i malarstwie jak skupieni wyłącznie na tym temacie kujoni. Potem były wakacje - a kiedy we wrześniu wrócili do szkoły i zgodnie spili się na jakiejś imprezie, wylądowali w łóżku. Rankiem rozstali się bez słowa, ale Tremaine do tej pory pamiętała, jak się tego dnia czuła - pewna siebie, piękna, spełniona. Bez żadnych rozmów zdecydowali, że będą to powtarzać, korzystając ze swoich ciał, swojego zaufania, chemii między nimi. Młodzi, zdolni, utalentowani - idealnie współgrali ze sobą. Wtedy.
Gdyby się nie spieprzyło, ona nie byłaby z Dorianem. Faktycznie, trzeba być temu zrządzeniu losu wdzięcznym, skoro ona zyskała szansę na swoje wymarzone szczęście. Mogła też oszczędzić swoje wyrzuty sumienia, bo nie potrafiłaby odmówić mu, kiedy tylko mieliby okazję być ze sobą, nie bacząc na Indianę. Kac moralny, jaki by ją czekał, byłby wart Blaise'a - ale to na dłuższą metę destrukcyjne, zbyt niszczące.
- Nie wiem, w tej chwili naprawdę nie wiem. Może chciałeś mieć harem jak twój brat, może czekałeś na dobrą okazję, może, może. Skąd mogę wiedzieć? - pojechała po bandzie, pożałowała tych słów w momencie, kiedy je wypowiedziała. Ale tego nie da się cofnąć, słowo się rzekło. Obserwowała tylko jego twarz, szukając oznak nienawiści wobec niej, tak może byłoby łatwiej to przeciąć na zawsze? Zwłaszcza przez jego spojrzenie, które dorównywało twardością jej lodowato stalowym tęczówką.
- Nie rozumiesz? Więc pozwól, że ci wyjaśnię - W tym momencie żachnęłaby się, gdyby nie obietnica dana samej sobie, że nie da się sprowokować. - Wplątałeś mnie w chory trójkąt z moją najlepszą przyjaciółką, pozwoliłeś, żebym sama wykopała pod sobą dół. A potem zostawiłeś to wszystko bez słowa. Super, nie?
Niemal dała się ponieść zdenerwowaniu, niemal podniosła głos, wkraczając w niebezpieczne rejestry. Przygryzła wargę i odeszła parę kroków, drżącymi nieco dłońmi wyciągając papierosy. Odpaliła jednego i zaciągnęła się nim, wypuszczając po chwili pióropusz dymu.
- Zawiodłam się na tobie, wiesz? Wiedziałam, że dzień w którym będziemy musieli ze sobą skończyć kiedyś nadejdzie, prędzej czy później. Miałam jednak nadzieję, że znam cię na tyle, by móc przewidywać jego scenariusz. I cóż, jednak chyba się przejechałam na tej nadziei. Szkoda - dodała po chwili ciszy, już uspokojonym i cichym głosem.
Mer
Mer
~ * ~


Powrót do góry Go down

Mostek - Page 3 Empty Re: Mostek

Pisanie by Blaise Pią Cze 22, 2012 7:25 pm

Doskonale pamiętał moment, gdy się poznali. Ciemne Blaise'a czasy, kiedy to swoją przygodę z wszystkim co mocniejsze rozpoczynał, bardzo mocno dając się bratu wychowywać. Trzecia klasa, zajęcia z wiedzy o sztuce, nudne cholernie, sama teoria. Znaczy zasuszona nauczycielka, która, jak Młodszy zgadywał, pamiętała pożar londyński z 1666 roku i która ani krzty artyzmu w sobie nie miała, ponieważ nawet ubrania jej były mdłe i nijakie, odprasowane kołnierzyki koszuli zapiętej po ostatni guzik i komplety spódnica+marynarka, koniecznie z tego samego materiału, koniecznie w tonacji beż-szarość. Smętna twarz, na którą nie chciało się patrzeć i usypiający, niski głos, wyraźnie wskazujący na brak pasji.
Blaise siedział w przedostatniej ławce rzędu pod ścianą rysunkami bliżej niezidentyfikowanymi i przypominające bardziej wymioty niż konkretne bryły i kształty, jednak była to jakkolwiek pożyteczna forma spędzenia tej lekcji, no nieprowadząca do samobójstwa chociaż. I w tym wszystkim ona, skitrana gdzieś na drugim końcu sali, w kolorowej, kwiecistej sukience, chociaż późna jesień to była. Jako jedyna nie miała mundurka, wyróżniała się, nie tylko wzrostem, dość przyjemnym dla oka blejsowego, które ubóstwiało długonogie ponad jakieś liliputy.
Nauczycielka kazała się podobierać w pary, a oni jako jedyni w klasie siedzieli sami, więc połączeni zostali z rozkazu, by potem już z czystej, własnej woli chcieć tego połączenia.
Pamiętał, nie mogli się nagadać. Każdego razu, gdy musieli się rozstawać, czuł się pusto, wypełniała mu pustkę, zaspokajała potrzebę posiadania osoby kompatybilnej duchowo i emocjonalnie, a szczęśliwym trafem okazało się, że współgrało im się bardzo dobrze w sferze seksualnej.
O, właśnie to mu się zatarło w pamięci, płynna granica pomiędzy niewinnymi rozmowami podczas pikników, wspólnych wypadów na kawę, imprez, do silnie uzależniającej relacji partnerskiej, która była czymś zbyt wyewoluowanym na płaszczyznach wszelakich, aby móc zacząć "być ze sobą". To było za mało, jednakże gdyby ludzie umieli się tak dobierać jak oni, na świecie nie byłoby rozwodów. Bo nawet kłócili się dobrze.
Patrzył teraz na nią i zastanawiał się, gdzie podziała się jej racjonalność, jej sokolska natura, którą uwielbiał, bo sam się po części z Sokołami utożsamiał, gdyby tylko tak niepoprawnym artystą nie był. I lekkoduchem.
Gdzie konkretne argumenty, konkretne akcje z konkretną kontrakcją, przyczyny i skutki, wyśrodkowanie w ich obojgu cech męskich i kobiecych. Bo tak, Blaise odkrywał w sobie takowe, co nic z ciotowatością wspólnego nie miało - głównie chodziło o wrażliwość na piękno, delikatność i egoizm. Tak jak i Mer, kobieta stuprocentowa, o czym przekonywał się często, jednak potrafiła po męsku powiedzieć 'nie, kurwa; weź się ogarnij". Co piękne było i cementowało ich ze sobą jeszcze bardziej.
Było. Aktualnie sypało się w drobny mak, jak roztrzaskany, porcelanowy talerz. Stos talerzy. Stos drogich talerzy o wartości sentymentalnej przeogromnej.
- Nie porównuj mnie z Aidenem - odpowiedział szybko, automatycznie jeżąc się na tą próbę ugodzenia go, skuteczną, ponieważ zdawała sobie sprawę doskonale, jak Blaise tego nienawidzi. - Jaki - kurwa - harem? Zastanów się w ogóle co Ty mówisz - dodał już spokojniej, uświadomiwszy sobie, że jest na pozycji straconej, głównie z powodu samego faktu bycia mężczyzną, któremu nie wypada. Dlatego też musiał być spokojny, opanowany i nie mógł dać się z równowagi wytrącić. - Indiana jest dziewczyną, Ty byłaś partnerką, kompanką. Poza tym wcale nie planowałem sobie tego wszystkiego. Skąd miałem wiedzieć, jeszcze miesiąc temu, że będziemy razem?! I nie udawaj już, nigdy nie byłyście najlepszymi przyjaciółkami po grobowe deski, z całym dziewczyńskim zapleczem czynności, które się w takiej relacji robi. Nie wiem, jakieś jedzenie lodów, obgadywanie chłopaków - wywrócił oczami, mówiąc gorzko. Papierosy, gdzie są? macał się po kieszeniach czarnych spodni, by wreszcie znaleźć co chciał i zapalić. Kolejnego już. W takim tempie jego zapasy skończą się szybciej niż podejrzewał.
- Przyznałem się, zjebałem, ale nie jestem aż takim skurwielem, jakbyś teraz chciała, żebym był. Nie miałem na celu Cię krzywdzić. Zresztą słyszałem, że szybko się pocieszyłaś - dodał spokojnie, przyjacielsko wręcz, jakby zaraz miał doćwierkać "szczęścia gołąbeczki, z pewnością będziesz wery hepi z byłym mojej aktualnej dziewczyny". - Ja na Tobie też się zawiodłem. Bo gdy Cię potrzebowałem, mocniej niż kiedykolwiek, byłaś zajęta irracjonalną zazdrością. A traciłem, tracę, sam nie wiem, najważniejszą osobę mego życia, czystym przypadkiem tą samą, przed którą Twój chłopak chętnie uklęknął - dodał, doskonale wiedząc jak ją tym zrani/wkurwi. Nie obchodziło go to. Stał sobie teraz, paznokciem dłubiąc coś w drewnie barierki i palił powoli swojego papierosa, jakby właśnie gawędzili sobie o pogodzie, albo systemie edukacji wczesnoszkolnej w Boliwii.
Blaise
Blaise
~ * ~


Powrót do góry Go down

Mostek - Page 3 Empty Re: Mostek

Pisanie by Mer Pią Cze 22, 2012 8:37 pm

Nienawidziła tych lekcji, jak ona ich nienawidziła. To były zajęcia fakultatywne, w podstawie ich nie było, ale Meredith z nadzieją je wybrała, że może będzie mogła poznać jakieś nowe techniki, podłapać parę sztuczek czy coś w tym stylu. Nie obchodziły jej ostrzeżenia starszych znajomych, że panna Cowper - oczywiście, że była starą panną - prędzej zabije jej miłość do sztuki niż czegoś jej nauczy. Jedną z cech Tremaine był ewidentny upór, kiedy coś sobie postanowiła, doprowadzała to do końca. Z czystej zawziętości była gotowa zaliczyć materiał, kując na pamięć wszystkie daty, nazwiska i cechy charakterystyczne stylów.
Potem kazała usiąść im razem, bo mieli do zrobienia razem jakiś projekt, oczywiście teoretyczny. Biografia i twórczość Tycjana, nadal pamiętała, bo omawianie szczegółów zaczęli o kłótni o dokładny odcień tycjanowskiego. Wyszli po zajęciach z sali razem, i przeszli chyba pół szkoły, dyskutując zawzięcie. Kiedy się rozstali, Meredith od razu sprawdziła kto miał rację. Rzecz jasna wygrała ona i kiedy z triumfem oznajmiła mu to na następnej lekcji, on przyznał jej rację z pokorą. To było niesamowite, zaintrygowało ją... I jakoś tak się potoczyło.
Zbyt mało lub zbyt dużo. Obydwoje znali swoje wady zbyt dobrze, żeby móc je ignorować na płaszczyźnie ewentualnej relacji chłopak-dziewczyna. Wiedzieli o sobie za dużo, ale Meredith to ceniła. A ich małżeństwo byłoby idealne, gdyby mieli ogromny dom, z oddzielnymi sypialniami, między którymi powinny znajdować się ich pracowanie, oddzielne, ale jednak połączone. Gdyby mieli miejsce, by być sobą samotnie, a potem by się jednoczyć w akcie seksu. Tak, wtedy życie byłoby idealne, poniekąd wymarzone.
Jej racjonalność? Racjonalna mogła być, kiedy nie chodziło o jej własne, sięgające raczej tych głębszych pokładów uczucia. Tu nie było miejsca na racjonalność. Musiała ratować siebie samą przed zatonięciem w morzu nieogarnialnych emocji. Lepiej było poświęcić argumenty w imię wyższego dobra, w imię zachowania istoty siebie.
Świetnie wiedziała, że Collierowie różnią się od siebie. Znała Młodszego, o Starszym wiedziała wiele, i wiele zaobserwowała. Fizycznie niemal identyczni, w sferze duchowej różnili się diametralnie. Wiedziała, jak porównania bolą Blaise'a, a jednak z pełną premedytacją wbiła mu tę szpilę. Miała satysfakcję ze zdenerwowania go, mierną jednak, przytłumioną przez wyrzuty sumienia. Na litość, była kobietą, miała chyba prawo zachowywać się nieco irracjonalnie. Mogła mówić jedno, myśleć drugie, a robić trzecie. Jednocześnie.
Myślała więc o tym, jak bardzo niszczy jakiekolwiek, ostatnie szanse na naprawę sytuacji. Mówiła to, co najbardziej było w stanie zranić Młodszego. Zachowywała stoicki spokój, uśmiechając się z paranoicznym zadowoleniem. Mogła wykorzystać cały arsenał środków, by doprowadzić to wszystko do końca w jednej chwili, ale nie chciała. Jakąś dziwną przyjemność z tej kłótni czerpała - nie wiedząc tak naprawdę czemu.
- Dwoje to para, troje to już tłok - zripostowała, słysząc rozróżnienie między nią a Indią. A więc to tak dla niego wyglądało, zinterpretowała to celowo błędnie - ona do łóżka i dyskusji, Lanvin do okazywania uczuć. Układ dla Colliera doprawdy idealny, i naprawdę cisnęło jej się na myśl porównanie do Starszego, ilekroć o tym pomyślała. - Nie masz prawa wydawać opinii o tym jak wygląda moja przyjaźń z Indianą, to czy jest dziewczyńska czy nie, to wyłącznie nasza sprawa - zasyczała, była przewrażliwiona na punkcie tego, jak jej stosunki z Indią na co dzień się miały. To, że nie chodziły po korytarzach pod rękę, paplając jak głupie, nie znaczyło, że im na sobie nie zależy. Przynajmniej Meredith cholernie zależało.
- Świetnie. Po prostu świetnie. Teraz to wszystko może będzie moja wina, tak? Cudownie - zorientowała się, że poza tym jednym razem, papieros tlił się w jej dłoni, zbliżając się do filtra. Czuła jak żar ją powoli zaczyna parzyć, ale zignorowała to, ból przyjmując jako tylko dodatkowy bodziec. - Nie mieszaj do tego Doriana i pieprzonej mocy swojego brata! Nie masz pojęcia, jak to jest, być pod wpływem tej gorączki, czuć przymus zaspokojenia go i siebie jednocześnie - zmrużyła oczy, nie wierząc własnym uszom. Obydwoje przekraczali granice wszystkich zasad przyzwoitości, jechali ostro po bandzie, próbując dobić się ostatecznie.
A Meredith chciała rozwiązać to pokojowo. Cóż.
Mer
Mer
~ * ~


Powrót do góry Go down

Mostek - Page 3 Empty Re: Mostek

Pisanie by Blaise Pią Cze 22, 2012 9:34 pm

Oj tak, lekcje były straszne, a zapisał się przypadkiem, z nieuwagi wpisując nazwisko nie na tą listę, na którą pierwotnie chciał, a po ułożeniu planu i listy ostatecznej, niestety nie mógł się wycofać.
Początkowo nawet był zdania, iż ciekawie się złożyło, że akurat na zajęcia o sztuce trafi, jednakże prędko mu się ta opinia zmieniła, gdy tylko klasę po pierwszej lekcji opuścił. Profesor Cowper była demotywująca, że aż miał ochotę rzucić farbami w pizdu i wziąć się za książkę z fizyki. Dodatkowo pozbawiona talentu artystycznego, lub chociaż pedagogicznego pozbawiona była kompletnie, co jeszcze potęgowało ogólny hejt wobec tego przedmiotu. Jednak gdyby nie to, nie poznaliby się, dalej żyłby z niewiedzą na temat Tycjana no i nie miałby okazji stworzyć tak pięknego dzieła, jakim ich relacja była.
I tu był ich błąd, emocje zagalopowały stanowczo za daleko, ponieważ już dawno przestało być to jedynie seksem i sztuką, sztuką seksu czy tam innej kompilacji tego, co ich łączyć powinno, a czymś zdecydowanie większym, co obejmowało nienudzenie się sobą, konfrontację dwóch zupełnie różnych charakterów, które tylko dzięki sobie nawzajem się ścierały, szlifowały, wyrabiały kontury całej bryły, żeby później móc pomyśleć "hej, to dzięki niemu/niej". Oczywiście, wszystko co dobre kiedyś się kończy, nawet jeśli the end miałaby podyktować śmierć. O tym akurat Blaise nie myślał, nigdy. O końcu. Nie dopuszczał do siebie tego, że coś się kończy, nawet z perspektywą jakiegoś nowego początku.
Problem tkwił w tym, że tym razem musiał się z tym pogodzić, ponieważ następczynią Mer okazała się być Indiana, która dla niego jako faceta była opcją lepszą. Z czasem miało się okazać, czy na płaszczyźnie duchowo-emocjonalno-psychicznej również.
- Nikt nie mówi nic o trójce. Nikt trójki nie uskutecznił. Nie miałem Ciebie, nie mam Indiany, nie ma trójki - odparł cierpko, kolejnego peta utylizując gdzieś w przestrzeni.
Ile już tu stali? Godzinę? Kwadrans? Pół minuty? Czas mu się zlewał, a wskazówki wariowały podczas swojego własnego twista w rytm jego szalejącego arytmicznie serca i jej oddechów. Nie miał w sumie nic do ich przyjaźni. Tylko niezręcznie by było, jak zgadywał, gdyby po tym wszystkim miały znów bffami być. No bo jak? India powie, że jej się coś podobało, a Mer stwierdzi, że nie, chujowo, że coś innego o wiele lepsze było i no kocie, weź go poproś, najlepszy w tym jest. I analogicznie na temat Doriana, bo jej reakcja mu podpowiadała, że plotki prawdziwe być muszą. Nie obruszyłaby się aż tak w innym wypadku.
- Nie mówię, że to Twoja wina. Nie szukam winnych, po cholerę się babrać? - zapytał, wciąż tonem bardzo olewającym. To było bardzo dziwne, ale chciał ją zdenerwować, chciał, żeby wybuchła pierwsza, chciał ją sprowokować do zrobienia czegokolwiek, ażeby tylko na słowach nie pozostać. Cokolwiek. Był w stanie nawet spróbować się do niej dobrać, żeby przełamać tę chłodną barierę spojrzeń, bo to połączenie ich tęczówek linią wzroku wręcz bolesne było i gromy ciskające. - Nie mam pojęcia i Dorian powinien być wdzięczny, że nadal nie wie jak to jest Aidena zaspokajać - powiedział, po dość dramatycznej pauzie, spędzonej na bezsensownym gapieniu się w taflę wody i wyłączeniu się, jak to faceci potrafią. Myślenie o niczym, błoga pustka, brak trosk, problemów, odcięty od bodźców zmysłowych, tylko on i nic więcej. Aż zagryzł wargę topiąc się we własnym egoizmie. Gdy jednak do surogatów świadomości powrócił, zastanawiał się, dlaczego Mer brzmi, jakby w temacie była świetnie rozeznana. Chyba nie przeżyłby ciosu, jakim byłby nius, że Mer spała z Aidenem. Jeszcze nie otrząsnął się po tym, jak dowiedział się, że Indie z nim się seksiła, co mu nie dawało spać każdego wieczora, od pamiętnej osiemnastki Ashtona.
- A co? Jesteś tak dobrze poinformowana, że wiesz jak to jest Ajdzie obciągać? - zapytał ironią wręcz kipiąc, nie wiedząc w sumie czy najpierw rozbije barierkę, czy od razu wskoczy do wody się utopić, gdy okaże się, że tak, że Mer i Starszy. Aż poczuł piekący ból w kroku na myśl, że mogli dzielić kochankę nie-celowo, bo jednak zdarzało się tak w ich wiksowej przeszłości.
Blaise
Blaise
~ * ~


Powrót do góry Go down

Mostek - Page 3 Empty Re: Mostek

Pisanie by Mer Pią Cze 22, 2012 10:41 pm

Jedyną zaletą tych zajęć, poza oczywistym poznaniem Młodszego, była możliwość wyspania się, napisania jakiegoś zapomnianego eseju czy też zajęcia się sobą po prostu. Sorka była na tyle skupiona na wykładaniu nużącej teorii, że nie zauważyłaby nawet, gdyby ktoś zaczął tańczyć go-go na środku jej sali. Poza tym nie zwracała uwagi na to, czy ma się na sobie mundurek, nosi się przepisową długość spódnicy, a tatuaże i piercing nie wykraczają poza normy i czy da się je przykryć ubraniem. Generalnie była tak zafascynowana tym, co mówi, że nic innego się nie liczyło. Meredith naprawdę nie miała pojęcia, jakim cudem wiedza o sztuce przyciąga tylu ludzi - co roku Cowper miała pełną klasę. Możliwe, że miało to związek z łatwością zaliczenia tego na sto procent, z pełną swobodą podłożenia gotowca, ona chyba nigdy nie zmieniła zadań na jakimkolwiek teście. Cokolwiek by to nie było, ona sama po roku zrezygnowała, miała serdecznie dość bezproduktywności.
Ich relacja dawno stała się niebezpieczna. Mogli się nie kochać, ale uzależnieni byli od swojego towarzystwa i swoich ciał, a odwyk jest rzeczą ryzykowną, skuteczną wyłącznie po całkowitym odseparowaniu się od siebie. W Norwegii było to niemożliwe, skazani byli na swoje towarzystwo, a w St. Bernard... To może i duża szkoła, ale Collierów nie sposób było nie zauważyć, Meredith także ponad tłum dziewczyn wyrastała. Musieli się mijać, musieli wspólnie chodzić na zajęcia, musieli wchodzić ze sobą w interakcje, wieczna ucieczka nic nie da. Ten nałóg był zbyt destrukcyjny dla nich. Nagle okazywali się o siebie zbyt zazdrośni, by podołać utrzymaniu kontaktu, a jednocześnie tęsknili do siebie. Koniec, związany z uczuciami do innej osoby, nie wydawał być się dostatecznym końcem, nie niszczył ich więzi.
I kolejne jego słowa zignorowała. Powoli robiła się tym zmęczona, czas dla niej gnał jak szalony, a słońce nadal nie zachodziło, niewiele przesuwając się na nieboskłonie. Zegar biologiczny mówił, że dawno jest wieczór, pogoda temu przeczyła, jakby kpiąc z nich. Było jasno, kiedy powinno być ciemno, żeby ukryć ich wątpliwie uczciwe sprawy.
To tylko kłótnia o faceta. Meredith wierzyła, że obie z Lanvin potrzebują czasu, żeby ułożyć sobie wszystko w głowie, a potem wszystko sobie wyjaśnią i będzie dobrze. Znały się tyle czasu, dla Tremaine niemożliwe było wyobrażenie sobie życia bez tej specyficznej przyjaźni z Indianą. Zależało jej i miała nadzieję, że drugiej Sokolicy też na tym zależy. Byleby tylko przebrnąć przez ten pierwszy krok, dalej mogły sobie z tym poradzić.
- Odniosłam inne wrażenie - wzruszyła ramionami, uciekając spojrzeniem na wodę. Nie dawała się sprowokować, plan działał, lodowa korona nie topniała. Mogła ciągnąć tę grę jeszcze długo, skoro nie wybuchnęła przy insynuacjach na temat Doriana, nie widziała niczego groźniejszego, co utratę nerwów mogłoby wywołać. Czuła się spokojna w tej kwestii, i to podkręcało jej ogólną zdolność do opanowania.
- Ciesz się. I uwierz, że obydwoje jesteśmy ci szczerze za to wdzięczni - Nie bez sarkazmu, ale z autentyczną szczerością wypowiedziała te słowa. Nie zniżała się do kłamstwa, aż tak podła nie była, żeby wykorzystywać wszystko, co mogłaby powiedzieć.
- A co jeśli tak? - zasugerowała, odwracając się ku niemu i przez dłuższą, dramatyczną chwilę wpatrując się w jego twarz. Blefowała, sam podsunął jej pomysł użycia tej broni. Ale nawet w takiej sytuacji tak groteskowe wydawało jej się sypiać ze Starszym, że roześmiała się gorzko. - Proszę cię, nie udawaj, że nie znasz mnie na tyle, by wierzyć, że mogłabym zrobić coś takiego. To zaprzeczałoby całej mojej istocie - zirytował ją nieco, w głosie pojawił się ton wyrzutu i ogólnego rozgoryczenia. Prali swoje brudy, zamiast zakończyć to z klasą i miłymi wspomnieniami. Toczyli tak naprawdę bezsensowną walkę, w której żadna ze stron nie zamierzała ulec i, przynajmniej jednostronnie, nie chciała skazać strony drugiej na zupełną porażkę.
Klasyczny pat.
Mer
Mer
~ * ~


Powrót do góry Go down

Mostek - Page 3 Empty Re: Mostek

Pisanie by Blaise Sob Cze 23, 2012 10:10 am

Już nawet nie było mowy o przesunięciu granic. Moralności, życzliwości, uprzejmości czy rozsądku. One zniknęły, czy też raczej zostały wymazane ogromną gumką przez ostatnie dziesięć minut ich "rozmowy". Bolesnej, owszem, raniącej i pozostawiającej trwałe ślady, którym ciężko się będzie zabliźnić, jednak wszystkie te zabiegi sado-maso wcale nie oznaczają odsunięcia się od siebie. Wręcz przeciwnie, Blaise miał wrażenie, jakby ta kłótnia miała ich z powrotem do siebie popchnąć, tylko nie był jeszcze pewny czy z takim skutkiem, na jaki liczyć powinni - unormowanie relacji, przyjaźń już bez łóżka.
Co ciężkie będzie z pewnością, ponieważ wymiana miesiąc ma trwać, co przy zachowaniu wierności oznacza również miesiąc bez seksu. No a zdecydowanie ciężko jest nie myśleć o tym, jeśli stoi przed tobą była kochanka, a w twojej głowie występuje ona z kompilacjach przeróżnych. Jak kiedyś, w ramach jednego z wielu eksperymentów hipnotycznych [?], Blaise siedział i szkicował na szezlongu, a zahipnotyzowana Mer ze swoją koleżanką-o-bardzo-dziwnym-imieniu, również zahipnotyzowaną, tylko mocniej, bawiły się razem. Nawet ma ten rysunek nadal przyczepiony nad biurkiem, gdzie potem Tremaine serduszko czerwone wycięła i doczepiła, z jakimś kreatywnym dopiskiem, którego już niestety nie pamiętał.
W każdym razie myśl o miesiącu takiej abstynencji z pewnością mu się nie uśmiechała, jednak pewien był, że nie będzie już umiał załatwić sprawy jak kiedyś. Co te związki robią z ludźmi?
Odwrócił gwałtownie głowę w jej stronę, gdy usłyszał niejakie potwierdzenie swojej największej obawy. Głównie dlatego, że nie chciał w to uwierzyć. Znał ją, wiedział, że wiedziała, jakby go to zabolało. Nie ograniczał jej, nie potrafił przecież, poza tym sam nie lubił czuć się ograniczany. Ale jedna jedyna zasada jakiejkolwiek kooperacji łóżkowej z Blaise'm oznaczała brak takowego odpowiednika z Aidenem. Wystarczająco źle czuł się z informacją jakoby Indiana kiedyś z nim spała, wciąż nie umiał przez to przebrnąć, nie umiał się jej nawet zapytać czy to prawda. Chociaż nawet Blaise nie chciał wnikać z iloma dziesiątkami, setkami dziewczyn jego braciak spał za czasów swojego maksimum.
- Mam nadzieję, że tak. Bo byłabyś świadkiem jak wesoło tonę w tej rzeczce - powiedział beznamiętnie i cudem powstrzymał się przed wyciągnięciem kolejnego papierosa. Powinien stąd już pójść. Czuł, że ta rozmowa jest jeszcze bardziej bezsensowna niż na początku, niczego nie wniosła, czas stracony, tylko się oboje powkurwiali niepotrzebnie i podszkolili aktorstwo.
Przez gardło jednak nie chciało mu przejść nic w stylu to ja już lecę, dozo na party w czyimśtam pokoju, czy jakakolwiek inna forma, że iść już chce i ogólnie to pa. Dlatego tylko spojrzał na nią wymownie, ześlizgując się wzrokiem po płótnie i swojej koszulce, zanim do jej twarzy tęczówkami dotarł. I czekał, aż to ona powie, że powinni już pójść w swoje strony, czy coś innego podniosłego. Znał ją, wiedział, że zrobi to lepiej niż on. Bo odchodzący facet jest jeszcze gorszy niż odchodząca kobieta.
Blaise
Blaise
~ * ~


Powrót do góry Go down

Mostek - Page 3 Empty Re: Mostek

Pisanie by Mer Sob Cze 23, 2012 12:14 pm

Bo to wszystko potoczyło się nie tak. Ona miała być chłodna i uprzejma, oddać mu koszulkę i obraz, podziękować ładnie za czas wspólnie spędzony i powiedzieć, że nie chce go więcej w swoim życiu. Im dalej brnęli w tą rozmowę, tym bardziej oddalało się takie rozwiązanie - było między nimi zbyt dużo napięcia, by skończyć to ostatecznie. Nie zaprzestaliby kłótni, powracając do tematu przy każdej okazji. Poza tym to napięcie sprawiało, że chemia między nimi nie wygasłaby. Lądowaliby w łóżku/łazience/na podłodze/gdziekolwiek, sycąc się swoimi ciałami, a potem czując moralniaka.
Miesiąc bez seksu? To dało się przeżyć, zwłaszcza mając świadomość Doriana czekającego na nią w Londynie. Upór pozwoliłby jej to przetrwać, nawet z Blaise'm przy boku, nawet jeśli on byłby cały umazany farbami, nawet jeśli pachniałby dopiero co wypitą whisky i z odpalonym papierosem w dłoni. Przetrwałaby to - ale na bogów, to byłoby takie trudne. Pamiętała tamten dzień. Chyba nawet sama to zaproponowała, ciekawa jego wrażeń odwzorowanych na rysunku, ale potem stchórzyła i kazała się zahipnotyzować. Etienette, tak miała na imię ta dziewczyna. Ona na szczęście nie pamiętała nic, nie wiedziała, że została wykorzystana... Chociaż Meredith była zadowolona z eksperymentu, nigdy więcej nie chciała go powtórzyć. Ale serduszka nie pamiętała.
Zobaczyła przerażenie w jego oczach, kiedy na pozór przyznała się do sypiania z Aidenem. Dla niej było to tak absurdalne, że ktoś mógłby w to uwierzyć, że w każdej innej sytuacji zaczęłaby się histerycznie śmiać. Miała własne granice, a seks ze Starszym leżał daleko poza najdalszą z nich. Zbyt jej zależało na Blaise'ie, żeby świadomie zrobić mu coś takiego, zresztą - jakkolwiek byli do siebie fizycznie niesamowicie podobni, do Aidena nie odczuwała żadnego pociągu.
- Powinieneś być pewny - odparła, łapiąc po chwili jego wymowne spojrzenie. Obraz... Zapomniała o nim, tak jak i o koszulce. To miał być szybki koniec, a przeciągał się w, zdawałoby się, nieskończoność. Spuściła głowę, myśląc szybko. Płótno było przeznaczone dla Colliera, musiała mu je oddać, tylko nie była w stu procentach pewna, że po tym wszystkim to właściwe. Ale nie miała wyboru, takie było założenie - oddać mu to i zapomnieć.
Schyliła się i ściągnęła ochronę z blejtram. To nie był zbyt wielki obraz, trzydzieści na trzydzieści centymetrów, nie należał też do ciężkich.
- Obiecałam ci... Namalowałam zapach, Twój. To, jak go widziałam, zwłaszcza ostatnio - podała mu go, nie patrząc w jego oczy. Nie chciała zachwytów i komplementów, to należało do pożegnania, i tyle. - A tu jest twoja koszulka, wyprałam ją.
Nie pamiętała, kiedy ją prała. Czy koszulka nadal była przesiąknięta zapachem jej perfum, czy może już nie. Chciała zostawić to za sobą, nie kłopotać się.
- Pójdę już - powiedziała szybko, odwracając się. Zrobiła parę kroków ku widocznej z daleka Rezydencji, ale obróciła się jeszcze przez ramię. - Blaise, zapomnij - Po raz pierwszy w jej głosie odbiły się jakieś odczucia, coś innego od standardowego zestawu ironii, rozgoryczenia czy odrobiny nerwów. Pojawiło się błaganie i smutek, nie licujące z kamiennym wyrazem twarzy. Przygryzła lekko wargę i odeszła, nie obracając się już ani razu.
A więc tak wyglądał koniec.

Mer zt
Mer
Mer
~ * ~


Powrót do góry Go down

Mostek - Page 3 Empty Re: Mostek

Pisanie by Blaise Sob Cze 23, 2012 10:18 pm

Powinien być pewny, ale nie był. Ot defekt, który niedawno postanowił wyjść na światło dzienne, boleśnie dając o sobie znać. Bo Blaise nigdy, przenigdy w nic nie wątpił. Albo się nad tym zwyczajnie i zgodnie ze swoją naturą nie zastanawiał, czy tam nie przejmował się tym, albo po prostu nie było ku temu wystarczającego powodu. Jednak człowiek zaczyna myśleć, co wiąże się też z obawami, kiedy czuje jak grunt mu się spod stóp wysuwa i na niebezpieczne zachwiania go naraża. Bez możliwości ratunku.
Był słaby, dlatego postanowił się uratować, choćby pozornie, kolejnym papierosem.
Nie słuchał jej, patrzył w dal i palił, jakby zwyczajnie ignorował jej dziewczyński monolog na temat nowych butów czy sukienki. Chociaż nie, to nie było w jej stylu. Już szybciej ekscytowałaby się jakimś filmem, na którym była wczoraj w kinie, albo, że ma fantastyczną wizję no i Blejs musisz ze mną pójść wybrać kolory farb. Nie patrzył na nią, gdy odsłaniała obraz, nie patrzył, gdy zostawiała koszulkę, nie patrzył, gdy ramy w dłoni ściskał. Nie wiedział, czy to dobre, ale z pewnością zdrowiej będzie, jeśli podejdzie do tego po swojemu, będąc Blaisem Collierem po całości, czyli po prostu olać wedle możliwości. Na tym się znał i no generalnie wiedział jak to jest być sobą - sobą nieskrępowanym, sobą niedającym się unieść emocjom, sobą który zachwyca się pięknem i na artyzm wrażliwy jest. Z pewnością nie sobą emocjonalnym i rozczulającym się, a już na pewno odpadała opcja ckliwych pożegnań, których nienawidził, szczerze i całym sercem.
Spojrzał na nią w momencie, gdy akurat odwracała się połowicznie i przez ramię na niego zerknęła. I ten wzrok wyrażał wszystko, a wypowiedziane słowa były tylko celową przekorą. Widział i wiedział, kazała zapomnieć, bo tak naprawdę jest to niemożliwe i obydwoje tego nie chcą. Dwoje świetnych kognitywistyków (dzięki Kokosowi, kocham wtrącenia z szałta tak w sumie). Nawzajem sobie takie pranie mózgu robić, to chore, złe i niepoprawne, ale takie ich jednocześnie.
Na tym jednak swój kontakt jakikolwiek swój zakończył. Na tym spojrzeniu, które nie było tak kipiące emocjami jak jej. Ot spokojne, typowo blejsowe, znudzone wręcz. Leniwie wrócił do swoich obserwacji linii horyzontu, paląc równie leniwie i wydawało mu się, że był to najdłuższy i najlepszy papieros, jakiego w życiu wypalił. Poza pierwszy, bo wiadomo - pierwszy najlepszy.
Gdy jednak kroki ucichły, a fajka dogorywała już błagając o zgaszenie, zrbił to i zerknął na obraz. Uniósł go i ześlizgiwał się wzrokiem po grubo nałożonych warstwach ciężkiej, olejnej farby, o bardzo nasyconych barwach, jednak wcale nie kojarzyły mu się owe plamy z zapachem. Może i była w tym nuta męskości, jakiś pierwiastek dostrzegał i do tego nie musiał wiedzieć, że usiłowała ona odzwierciedlić jak dla niej wygląda blejsowa woń.
Tym razem on miał rację, nie wyszło jej. Ponieważ dominację przejęła jakby druga warstwa barw, która jedynie furią była. Emocją, nie zapachem.
Jak się odciąć, to po całości. Półśrodki były dla ludzi słabych. Dlatego odłożył obraz i oparł go o barierkę, zakrywszy go koszulką, bo nie mógłby już w niej chodzić, pamiętając w niej Mer, tylko i wyłącznie w tej koszulce, paradującą po szkole, gdy wracali sobie wesoło z toalety, po czym powolnym krokiem skierował się ku Rezydencji. Inną trasą, bo jakąś okrężną, żeby uniknąć ewentualnego, niepożądanego spotkania.

zt
Blaise
Blaise
~ * ~


Powrót do góry Go down

Mostek - Page 3 Empty Re: Mostek

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Powrót do góry


 :: Rezydencja :: Zewnatrz :: Park

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach