Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Sala chorych

+6
Yves
Justin
Effs
Deborah
Mikaela
Mistrz Gry
10 posters

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Sala chorych Empty Sala chorych

Pisanie by Mistrz Gry Pon Cze 20, 2011 3:55 pm

Sala chorych Tumblr_lmzl5mnxb11qzhh7wo1_500
Mistrz Gry
Mistrz Gry
~ * ~


Powrót do góry Go down

Sala chorych Empty Re: Sala chorych

Pisanie by Mikaela Pon Cze 20, 2011 4:06 pm

/ pokój

Obudziłam się około godziny pierwszej i ze zdenerwowaniem zauważyłam, że jestem sama w pokoju. Zazwyczaj taki stan rzeczy nie tyle był normalny, co nawet pożądany. Ale nie tym razem. Niby nie było ciemno, bo jak może być ciemno w dzień polarny, ale ja czułam się tak jakbym tkwiła w jakiejś jaskini bez żadnego dopływu światła. Zaczęłam się dusić i przylepiłam się do ściany. Później już nie zasnęłam. Nie dało się zasnąć, gdy się obawiało wszystkiego co cię otaczało. Bałam się zasłonki, bałam się poduszki, bałam się kroków na korytarzu. Właśnie one doprowadziły mnie niemal do śmierci. Dodatkowo ktoś chwycił za klamkę od drzwi mojego pokoju i wtedy serce na chwile przestało mi bić. Okazało się, że to jedynie Aidan przyszedł sprawdzić co ze mną. Całą noc razem z Sylvestrem latali próbując okiełznać wszystkich świrujących ludzi, dlatego gdy na niego spojrzałam od razu rzuciły mi się w oczy wielkie wory pod oczami. W tej chwili przypominał mi jakąś jebaną pandę. Bałam się pand. Było okropne, niby takie milutkie, a w środku krwiożercze bestie. W każdym razie udało mu się jakoś zapanować nade mną i zaprowadzić tutaj. Wielkiego jasnego pomieszczenia. Zdecydowanie zbyt wielkiego. Na dodatek na poddaszu. Nawet nie myślałam, by zbliżać się do okien.
- Usiądź tam, Mikaelo - usłyszałam głos uzdrowiciela i zrobiłam tak jak kazał. Cały czas zastanawiałam się gdzie jest Luke i do głowy przychodziły mi same najgłupsze rzeczy. Wszystkie kończyły się jego śmiercią. Można oszaleć. Na dodatek te myśli powoli zaczynały mi przypominać wizje i nabierałam przekonania, że właśnie nimi są. Choć nie były. Nie wytrzymam tego dłużej.
- Czy... czy komuś to już przeszło? - zapytałam ostrożnie. Ale Aiden zbył mnie machnięciem ręki i zniknął z mojego pola widzenia. Zostałam sama, ale nie na długo.
Mikaela
Mikaela
mommy


https://utalentowani.forumpolish.com

Powrót do góry Go down

Sala chorych Empty Re: Sala chorych

Pisanie by Deborah Pon Cze 20, 2011 5:07 pm

/również rzekomo pokój/

Wszystko było kurewsko inne. W s z y s t k o ! Wszystko było dziwne. Ściany były inne. Przypominały mi klatkę, z której nigdy nie będę mogła wyjść. Okno było lekko uchylone, ale mnie wydawało się, że zabierało mi powietrze z pokoju. Przerażała mnie też kołdra, która w każdej chwili mogła nagle się na mnie znaleźć i również nie dopuścić powietrza do oddychania. A co jeśli się uduszę? Opcja ta jednak nie wydała mi się tak bardzo straszna, dopóki coś nie walnęło w okno. Od razu podskoczyłam na łóżku, kuląc się i łkając. Na parapecie pojawił się jakiś ptak. Jakiś. Nie znałam się na tym, ale bezsprzecznie był to ptak. Niby normalka, ale on patrzył na mnie. Cały czas się patrzył. Może chciał mnie zjeść? Ale dlaczego, przecież nic mu nie zrobiłam! Niespodziewanie usłyszałam też kroki. Mój przerażony wzrok padł na drzwi. Z narastającym napięciem nasłuchiwałam, a odgłosy były coraz głośniejsze i głośniejsze. Gdy nieznajomy był tuż przy wejściu do pokoju, schowałam się po kołdrę. Jednak kroki z czasem zaczęły się robić coraz cichsze. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że jestem opatulona kołdrą-mordercą, więc z sapnięciem wydostałam się z niej, skopując ją czym prędzej z łóżka. Ptaka już nie było, za to kroki słyszałam co jakiś czas. Każde wydawały mi się tak cholernie przerażające! Nie mogłam tego już dłużej znieść. Ciągłego stresu, napięcia i obawy przed tym, co ma nadejść. Rozpłakałam się. Ha! Zawyłam! Zawyłam głośno, acz dość szybko zamilkłam. Co jeśli zwołam tym jakieś przerażające osoby? Zakryłam usta dłonią i łkałam cichutko. I znów kroki. Pięknie. Zaczęłam wyrzucać sobie w myślach, że tak głośno się rozkleiłam. Ktoś przystanął przy moich drzwiach. Skuliłam się w kłębek, zakrywając twarz dłońmi. To był Aidan. Mimo wszystko wciąż się bałam i kiedy zaczął mnie gdzieś prowadzić, szłam dość opornie. Nieufnie zerkałam na niego jak i na wszystko wkoło. Podłoga pod nami dziwnie skrzypiała. Okropnie skrzypiała. Co było pod nią? Moja wyobraźnia była tak rozwinięta, że musiałam zacisnąć powieki, mamrocząc, że już nie chcę. Nie chciałam. Miałam już dość. Serdecznie dość! A potem oślepiło mnie światło. Poddasze. Jasność. Było w niej jednak coś, co napawało mnie lękiem. Mężczyzna coś powiedział, ale już go nie słuchałam. Mój wzrok utkwiony był w czerwonowłosej Mikaeli. Zaczęłam się cofać, przylegając całym ciałem do ściany, jak najdalej od niej. Głośno dyszałam.
- Co... co... co ona tu robi? Dlaczego ona tutaj jest?! - spytałam przerażona, patrząc na Mikę. Nawet nie zauważyłam, że podniosłam trochę głos. Przerażenie sięgało zenitu. Trzęsły mi się ręce, trzęsły mi się kolana, cała się trzęsłam!
Deborah
Deborah
~ * ~


Powrót do góry Go down

Sala chorych Empty Re: Sala chorych

Pisanie by Mikaela Pon Cze 20, 2011 5:36 pm

Nie wiem czemu ale podczas całej nieobecności Aidana, moje pytanie, które do niego skierowałam, wciąż tkwiło mi głowie. Powtarzałam je na okrągło, aż chciało mi się rzygać. Ale nadal. Czy komuś to już przeszło? Czy przeszło to już komuś? Czy, czy, czy. Aidan na pewno miał jakiś powód dla którego tak mnie zbył bez odpowiedzi. Nie mogło być tak, że był zbyt zajęty. Nie mogło. Na pewno powód jego oschłego traktowania mnie był inny. Wszyscy ostatnio traktowali mnie okropnie. Ignorowali, zbywali, próbowali się ode mnie odseparować. Właśnie wtedy gdy ja potrzebowałam innych ludzi do kontaktu. Jakiegokolwiek. Czy to już komuś przeszło? No kurwa. Przyłożyłam swoje dłonie do uszu jakbym chciała zagłuszyć te słowa, ale wiadomo, nic to nie dało. Przyniosło jedynie taki efekt, że nie usłyszałam jak ktoś się zbliżył do sali. Dopiero głos Deborah mnie ocknął.
Uniosłam wzrok i po raz któryś z kolei moje gałki oczne prawie nie wyskoczyły. Za cholerę się jej tutaj nie spodziewałam. Wszystkich tylko nie jej. Jej pojawienie się na pewno miało jakieś znaczenie. Musiało mieć jakiś sens. I na pewno było związane z tym, że nikt nie chce ze mną rozmawiać. To okropne, co oni zamierzają mi zrobić. Choć jeszcze nawet nie wiem co to jest. Ale jest okropne.
- Też jest zarażona - odpowiedział spokojnie mężczyzna i poparzył na swój zegarek. - Musicie poczekać jeszcze chwilkę - dodał i znów gdzieś zniknął za drzwiami.
Zostałyśmy same, a ja znów widziałam w tym wszystkim jakiś spisek. Wielki spisek mający na celu pogrążenie mojej osoby. Oni naprawdę chcą doprowadzić mnie do jakiegoś załamania, depresji, czy chuj wie jeszcze czego. Nie wiedziałam co planują i to jeszcze bardziej wzbudzało we mnie strach. Niewiedza była czymś czego nienawidziłam. Nie mogłam z nią żyć.
- A ty czego tu szukasz? - zapytałam cicho. Mój głos jak nigdy był strasznie zachrypnięty. Z każdym słowem czułam jak język przykleja mi się do podniebienia. Nie byłam w stanie nawet prowadzić rozmowy.
Mikaela
Mikaela
mommy


https://utalentowani.forumpolish.com

Powrót do góry Go down

Sala chorych Empty Re: Sala chorych

Pisanie by Deborah Pon Cze 20, 2011 6:00 pm

Inne rzeczy przestały tak na mnie wpływać. Teraz był ktoś ważniejszy. Ktoś, kogo się skrycie bałam. A właściwie nie samej jej osoby. Raczej tego, że będzie mną. Że mnie wymienią. Że Mika stanie się Deb. Chcieli się mnie pozbyć. Woleli moją wierną kopię, która według nich była w praktyce o wiele lepsza ode mnie. W porządku, może i nie zawarłam w czasie pobytu masy znajomości, nie byłam kimś, kto wygrałby w plebiscycie na najsympatyczniejszą i najbardziej lubianą osobę. Ale poza tym spisywałam się bez zarzutu. Żadnych bójek, żadnych problemów z prawem, nic. Więc dlaczego chcieli się mnie pozbyć? I co mnie obchodziło to, że i ona była zarażona? A może nie była? Może po prostu udawali? Udawali, żeby zbić mnie z tropu. Tak, na pewno! Nie uda im się tak łatwo. Nie dam się.
- Na co mamy czekać? - spytałam i spojrzałam za odchodzącym Aidanem. Nie uzyskałam odpowiedzi. Niestety. Moja ciekawość musiała jakoś to wytrzymać. A raczej nie ciekawość, a niepewność. Na co miałam czekać? Aż zrobią ze mną coś, aby mój klon mógł sobie spokojnie chodzić jako ja? O, nie.
- Chuj cię to interesuje - odpowiedziałam siląc się na poważny ton głosu, ale mimo wszystko pod koniec mi zadrżał. Cholera. Stara Deborah wzruszyłaby ramionami, lakonicznie odpowiedziała i dała sobie spokój. Tymczasem ja panikowałam. Bardzo się bałam. Na prawdę. Bałam się jak nigdy. Świadomość, że wkrótce może mi się coś stać była jeszcze bardziej przerażająca niż zapewne sama ta rzecz. Zamiast usiąść gdzieś na krześle, osunęłam się na ścianie, kuląc na podłodze. Wzrok miałam utkwiony w Mikaeli. Czekałam, zaciskając dłonie w pięści, aby przestały się tak trząść. Myśli nie dawały mi spokoju. Miałam ochotę rozpłakać się ze strachu i bezsilności oraz spytać mojego sobowtóra dlaczego to robi, ale opanowałam się. Z trudem, bo z trudem, ale opanowałam.
Deborah
Deborah
~ * ~


Powrót do góry Go down

Sala chorych Empty Re: Sala chorych

Pisanie by Mikaela Pon Cze 20, 2011 6:50 pm

Też bym chciała wiedzieć na co czekamy. Ale oni musieli być kurwa tacy tajemniczy. Czy ja naprawdę zasłużyłam sobie na takie traktowanie? Czy naprawdę byłam taka zła, że nie mogli mi zdradzić po co tu jestem? I po co ona jest? Jedyne co mi przychodziło na myśl to same głupstwa. Nie byłam aktualnie zdolna do trzeźwego myślenia i oni to wykorzystują, starają się znaleźć na mnie słaby punkt, by następnie mnie zniszczyć i pogrążyć. A może potem jak już całkiem zwariuję Deb zacznie mnie udawać, by nikt nie miał podejrzeń? Wszystko jest możliwe. Skoro w jednym momencie zaczęłam się obawiać własnego cienia to i mogę właśnie tak skończyć.
Podskoczyłam na swoim miejscu gdy tak do mnie warknęła i spojrzenie wlepiłam w ziemię. Normalna Mika by odwarknęłaby i broniła swojej osoby. Gdybym była normalna nie przestraszyłabym się takiego prostego zdania. Ale w tej chwili miało ono dla mnie bardzo negatywny oddźwięk i potwierdzało jedynie moje przypuszczenia na temat spiskowania przeciwko mnie.
Przez chwilę w pomieszczeniu zapanowało milczenie. Ja się gapiłam w podłogę, a Deb. Z Deb nie wiem co się działo. A jeżeli coś knuła? Nie powinnam jej spuszczać z oczu. Powinnam śledzić każdy jej ruch. Dlatego w jednej sekundzie na nią spojrzałam. A ona na mnie.
- Czemu się gapisz? Chcesz coś? Myślisz, że to takie przyjemne dowiedzieć się nagle, że ma się klona? - nie wiem skąd wytrzasnęłam to ostatnie pytanie. Ale zalegało ono we mnie przez bardzo długi czas. Nigdy nie miałam okazji pogadać na ten temat z Deborą. Najpierw byłam martwa, potem dochodziłam do siebie i czas mijał. A temat pozostawał nierozwiązany. Dopiero jakaś głupia zaraza wydobyła wszystko na wierzch.
Mikaela
Mikaela
mommy


https://utalentowani.forumpolish.com

Powrót do góry Go down

Sala chorych Empty Re: Sala chorych

Pisanie by Deborah Wto Cze 21, 2011 1:10 pm

Pomimo gradu pytań, jakim zasypała mnie Mikaela, dalej się w nią wpatrywałam, mrugając co chwila. Nie mogłam spuścić jej z oczu. Pewnie tylko czekała, aż się nieco uspokoję i skupię na czymś innym.
- Chcę żebyś powiedziała, dlaczego to robisz. Nic ci przecież nie zrobiłam - a jednak. Nie wytrzymałam i musiałam zapytać. Nie naraziłam jej się niczym. Nie naraziłam się nikomu. Po prostu chciałam w miarę normalnie egzystować, nie wadząc nikomu. To zbrodnia? Więc czemu? Zachowywałam się ostatnimi czasu dziwnie, niewątpliwie, ale żeby od razu takie coś?
- Mogę ci zadać to samo pytanie - burknęłam, bo przecież byłam w takiej samej sytuacji. Przez osiemnaście lat żyłam w słodkim przeświadczeniu, że jestem niepowtarzalna. Jedyna w swoim rodzaju. A tu proszę. Przyjechałam do Rezydencji i od razu spotkałam swoją wierną kopię, która miała równie parszywy charakterek co ja sama. Nawet przez pewien czas chodziło mi po głowie, czy czasem nie jesteśmy siostrami, acz szybko odganiałam od siebie takie pomysły. W końcu moja matka urodziła tylko mnie, zaraz potem umierając. Pokręcona i chora na umyśle ciotka Delilah na pewno by jej o czymś wspomniała. Nie, głupota. Myślenie w takich chwilach nie było moją mocną stroną, zważywszy, że ciągle starałam uspokoić drżenie rąk i strach, który we mnie narastał.
Deborah
Deborah
~ * ~


Powrót do góry Go down

Sala chorych Empty Re: Sala chorych

Pisanie by Mikaela Wto Cze 21, 2011 2:02 pm

Nie rozumiałam o co jej mogło chodzić. Przecież zupełnie nic nie robiłam. A może robiłam? Może byłam już na takim poziomie zaawansowania zakażenia, że nie zauważałam jakiś czynności, mówiłam coś a potem nie pamiętałam. To było możliwe. Wszystko co tylko mogłoby mnie pogrążyć mogło właśnie się dziać i ja nie miałam na to wpływu. Zupełnie nie wiedziałam czego się spodziewać, a nawet jakbym wiedziała to zapewne przyprawiłoby to mnie o gęsią skórkę. A własnie. Wcale by mnie nie przyprawiło, bo aktualnie ją miałam. I to taką jak nigdy dotąd.
- Co robię? Ja nic nie robię. Nie wmawiaj mi niczego co nie robię, niczego nad czym nie panuje. Kurwaa, niech to się w końcu skończy - znów jęknęłam. Skończyły mi się już siły by patrzeć przed siebie. Przycisnęłam kolana do klatki piersiowej i w takiej skulonej pozycji pozostałam. Ta bezradność mnie wykańczała, nie byłam zdolna nawet do tego by się podnieść i poszukać kogoś kto by mi pomógł. Bałam się wszystkiego co mogło być za drzwiami. Nawet jeżeli byłby to zwykły kot. Pociągnęłam głośno nosem. Nie chciałam sprawdzać co się dzieje z Debbie, bo pewnie nie byłoby to coś przyjemnego dla mnie samej. I chyba... Chyba dla niej również. Powoli nabierałam przekonania, że może ona też przeżywa podobne katusze co ja. Choć to naprawdę byłoby nieprawdopodobne.
W tej chwili do pomieszczenia wkroczył Aidan w towarzystwie jakiegoś starszego mężczyzny, którego zupełnie nie kojarzyłam. Jego widok sprawił, że momentalnie zrobiło mi się dziwnie. Bałam się wszystkiego co jest obce podobnie jak się bałam cholernej samotności i śmierci. W sumie wszystkiego się bałam. Ale w tej chwili mężczyzna był kimś na kim musiałam skupić uwagę. Z pozoru nie wydawał się groźny. Średniego wzrostu, rudy, lekko łysiejący na czubku głowy.
- Dziewczyny, to jest pan Adams, całe szczęście, że był niedaleko i zdołał szybko dotrzeć. Był opiekunem uzdrowicieli przede mną - wyjaśnił Aidan, ale jego wyjaśnienia zupełnie mi nie pasowały. Nie kojarzyłam tego nazwiska. Adams mi się nie podobał.
- Jesteście siostrami? - zagadał miło mężczyzna, a mi aż krew zawrzała. Ale nie byłam zdolna by mu odpowiedzieć.
Mikaela
Mikaela
mommy


https://utalentowani.forumpolish.com

Powrót do góry Go down

Sala chorych Empty Re: Sala chorych

Pisanie by Effs Wto Cze 21, 2011 6:38 pm

[ nie wiem ]

Ostatnimi czasy Bóg był jedyną częścią mego życia. Kiedy wróciłam z kościoła, okazało się, że muszę iść spać, a przed spaniem muszę zmówić różaniec pięć razy. I kiedy już ten różaniec zmówiłam pięć razy, nadeszła pełna godzina, i musiałam go zmówić kolejny raz. A że różaniec to nie takie hopu siupu i nie powinno się przy nim spieszyć nadeszła kolejna pełna godzina. Wiedziałam dobrze, że jeżeli tak będzie dalej w ogóle nigdy nie zasnę, ale wiedziałam też, że nie mogę przestać, ani nie mogę przyspieszyć różańca. Więc po prostu mówiłam go kolejny raz i kolejny, coraz bardziej zmęczona. Ale wiedziałam, że muszę dać radę, nie mogę przestać. Pod żadnym pozorem nie mogę zasnąć, przestać albo chociażby się zająknąć, ale w końcu byłam tylko człowiekiem i w końcu, co było nad ranem, nie byłam w stanie dalej się opierać i zasnęłam w połowie różańca. Obudziłam się po jakiejś godzinie, bardzo gwałtownie, z wielkim wrzaskiem, zlana potem. Miałam najgorszy koszmar w całym moim życiu. Śniła mi się jakaś dziwna jasność, która przemawiała do mnie potężnym głosem. Prawie krzyczała. Rozkazywała mi modlić się, bo jeżeli tak się nie stanie, umrę, a później trafię w nicość, zło, piekło. I gdy tylko skończyła to mówić pochłonęła mnie ciemność. Miałam wrażenie, że spadam, aż obudziłam się przerażona. Byłam taka bezsilna, zaczęłam płakać, zanosić się płaczem, ale i tak dałam radę sięgnąć po różaniec, który upadł i panicznie zacząć się modlić. Jednak ani mój płacz, ani przerażenie nie znikało, a zdawało się narastać z każdą chwilą. Miałam okropne wrażenie, że zaraz strach i łzy uduszą mnie i to będzie mój koniec. I z każdą taką myślą zaczynałam w jeszcze bardziej panice, jeszcze szybciej mówić zwrotki modlitwy. Nagle, ni stąd ni z owąd wpadli starsi, ktoś najwidoczniej musiał im powiedzieć, że coś jest ze mną nie tak, i widząc mój stan zabrali mnie tutaj brutalnie używają siły. Wierzgałam, krzyczałam, nazywałam ich dziećmi szatana, mówiłam, że diabeł ich opętał, ale Bóg ich zbawi dalej kurczową trzymając różaniec w ręce. I gdy już tutaj mnie wrzucili, szybko podczołgałam się do kąta i ze zmęczenia skuliłam, cicho i bardzo szybko prosić Boga o wybaczenie. Niestety słowa strasznie mi się myliły przez co wpadałam w jeszcze większą panikę, kompletnie nie zwracając uwagi na pozostałych ludzi obecnych w tej sali. Natomiast ta dwójka co mnie przyprowadziła właśnie mówiła coś półgłosem jakiemuś nieznanemu komuś.
avatar
Effs
~ * ~


Powrót do góry Go down

Sala chorych Empty Re: Sala chorych

Pisanie by Deborah Sro Cze 22, 2011 5:22 pm

Jasne, nic nie robiła! Na pewno. Uważaj, Mikaelo, bo Ci uwierzę. Zmówili się wszyscy. Wszyscy przeciwko mnie. Zawsze tak było, jest i będzie. Chociaż niedługo już 'będzie'. Głupstwa tworzyły się w mojej głowie. Najczarniejsze scenariusze, najokropniejsze rzeczy jakie komukolwiek mogłyby się wydarzyć. Obawiałam się obecnie już wszystkiego. We wszystkim dostrzegałam spisek. Wszystko było przeciwko mnie. Wszystko i wszyscy. Dlatego też nieufnie spoglądałam na rozmawiających panów i Mikę, z przerażeniem nasłuchując różnych dźwięków jakie dochodziły do mych uszu. Boże! Czemu to się przytrafia akurat mnie? Czemu mnie? Zawsze kurwa mnie!
- Pewnie - odburknęłam tylko, starając się skupić swoją uwagę na owym Adamsie, który nie wzbudził mojego zaufania, a także Aidanie, który też był pewnie w zmowie. Specjalnie mnie tutaj przyprowadził. I co on powiedział? Że kim jesteśmy? Siostrami, dobrze słyszałam? Siostrami?! Ha!
- Nie - odpowiedziałam normalnym tonem, choć zagotowało się we mnie przez tę uwagę. I rozpłakałam się. Tak nagle. Zanosiłam się szlochem, napierając mocniej na ścianę. Byłam już zmęczona. Bezsilnością, strachem i niepewnością. Te trzy rzeczy były najgorszym połączeniem, jakie mogło mi się trafić. Bałam się, nie wiedziałam co mnie czeka i wiedziałam już, że nic na to nie poradzę. To okrutne. Utalentowani są jednak źli. Nagle wprowadzono jakąś dziewczynę z różańcem, która trochę się rzucała, a potem usiadła w kącie. Zareagowałam na jej obecność spięciem mięśni i jęknięciem. Może przyprowadzili ją tutaj żeby odwrócić moją uwagę, gdy będą mi coś robić?
Deborah
Deborah
~ * ~


Powrót do góry Go down

Sala chorych Empty Re: Sala chorych

Pisanie by Mikaela Sro Cze 22, 2011 6:26 pm

Ja po prostu tego nie rozumiałam. Dlaczego strach, który w tej chwili czułam, był do tego stopnia obezwładniający, że nie potrafiłam połączyć bardzo widocznych faktów, dlaczego ten strach nie pozwalał mi zaufać osobom którym zazwyczaj ufałam i traktować Debbie ze zwykłą oschłością i dystansem. Tak jak zwykle. Bo własnie takie traktowanie zapewniało przestrzeń mi i jej. I nie można było wtedy narzekać. Niestety strach bezcześcił to wszystko i nie pozwalał zachowywać się przywozicie. Adams poszedł umyć ręce, a gdy wrócił miał chyba zamiar podejść do którejś z nas, ale wtedy wprowadzono Effy. W pierwszej chwili jej nie poznałam. Po pierwsze nadal nie potrafiłam przyzwyczaić się do tego blondu, a po drugie jej ubiór i zachowanie zupełnie do niej nie pasowało. To nie była Effy. Tak samo jak to nie byłam ja, i Deb, nie była Deb. W każdym razie pojawienie się Effs zburzyło plany Adamsa. Wdał się w krótką pogawędkę z tymi mężczyznami co przyprowadzili Effy (byli przerażający), a potem podszedł do dziewczyny. I spróbował przyłożyć swoje ręce do jej czoła. W jednej chwili moje serce stanęło. Oni później zrobią to nam. MI.
- Przestańcie! Co wy robicie? - poderwałam się z miejsca zaraz potem żałując swojego zachowania. Zwracałam nim na siebie uwagę, a w tej chwili na pewno tego nie chciałam. Nie chciałam dostać się w ręce tego człowieka. Spojrzałam na Deb i w tej chwili pragnęłam mieć w niej swoją sojuszniczkę, ale nie wiedziałam czy to jest dobre uczucie. Przecież była moim naturalnym wrogiem. Ja po prostu nie mogłam znieść myśli, że pozostaję sama. - Oni nie mogą jej tego zrobić prawda? - zapytałam ją rozpaczliwie. - Oni jej zrobią coś okropnego! Ja nie chcę!
Mikaela
Mikaela
mommy


https://utalentowani.forumpolish.com

Powrót do góry Go down

Sala chorych Empty Re: Sala chorych

Pisanie by Effs Sob Cze 25, 2011 7:07 pm

Nie obchodziło mnie kto tu jest, co robi, zajmowałam się skupieniem na modlitwie i utrzymaniu różańca w rękach, chociaż czułam się coraz bardziej słaba. Nie miałam pojęcia czym to jest spowodowane, ale do głowy przychodziła mi tylko jedna myśl, co to może być, ale próbowałam ją od siebie odegnać. Bo nie chciałam umierać. W końcu teraz się nawróciłam, byłam przykładną chrześcijanką, tylko to teraz. Nie moja wina, że oni mnie tuta przyciągnęli.
Kiedy podszedł do mnie dziwnie wyglądający facet, zaczęłam się tarmosić, a pozostałą dwójka ponownie mnie złapała. To było okropne. Wierzgałam, krzyczałam z całych sił, ale to i tak nic nie dało. Nie chcieli mnie puścić. Nagle wypadł mi różaniec z dłoni, więc zawyłam tak głośno i przeciągle, że sama się zdziwiłam iż mam tyle mocy w głosie. Aż nagle, jakby wszystko minęło, jak ręką odjął. Było to tak niesamowite, tak dziwnie, że... zemdlałam.

jak coś to ja wynieśli
avatar
Effs
~ * ~


Powrót do góry Go down

Sala chorych Empty Re: Sala chorych

Pisanie by Mikaela Wto Cze 28, 2011 10:45 pm

Mimo moich krzyków, mimo płaczu Deborah, mimo modlitw Effy, Adams nieubłaganie czynił swoją powinność. Jakby był kurwa jakąś maszyną zupełnie nie ogarniającą co się wokoło niego dzieję. Bo nie potrafiłam uwierzyć, że tylko ja jedyna widziałam te zwężające się ściany mające za chwilę na nas spać, że tylko ja czułam to nieustające uczucie spadania. Ten lęk przed nieznanym i obawa przed czymś co jednocześnie jest nieuniknione, ale wiesz, że jakby tylko dano ci szansę poradziłbyś sobie z tym doskonale. Niestety nie miałeś tej szansy i musiałeś pogodzić się, ze za chwilę ten nieznajomy człowiek do ciebie podejdzie, połozy dłonie na twojej głowie i zacznie robić coś czego nigdy bym sobie życzyła. Zacznie wpływać na moją świadomość. Teraz miałam okropne uczucie, że już nic we mnie nie ma prawdziwego. Ciało zostało przywrócone do życia w niezbyt naturalny sposób gwałcąc wszystkie znane prawa biologiczne, a teraz jeszcze i umysł. Najpierw potraktowany przez bezpodstawny strach, a teraz na siłę przywracany do poprzedniego stanu. Tyle że ten nowy stan raczej nie będzie miał wiele wspólnego z poprzednim. Bo przecież oni uknuli sobie spisek przeciwko mnie, tego byłam pewna jak nic innego. Dlatego na pewno sprawią, że ta nowa Mika nie będzie przypominać mnie. Będzie jebaną drugą Deb. Popatrzyłam w jej stronę i przez ułamek sekundy widziałam niemal identyczny wyraz twarzy jak mój i byłam gotowa uwierzyć, że ona w równym stopniu przejmuje się tym wszystkim jak ja. Ale zaraz odrzuciłam tą myśl.
- To będzie trochę boleć - ostrzegł mnie Adams i w to akurat uwierzyłam już bez jęczenia. Nagle całkiem odechciało mi się krzyków. Ale musiałam być silna i nie podzielić losy Effy. Nie chciałam by nigdzie mnie wynosili nieprzytomną. Dlatego z całej siły starałam się zachować jak najbardziej przytomnie. Przypomniałam sobie słowa jakiejś beznadziejnej piosenki i powtarzałam je sobie w kółko. Nie wiem czy to był dobry sposób, ale pomogło.
Chwilę później siedziałam dysząc ciężko jak po bardzo długim biegu, ale już bez tego okropnego uczucia strachu. Strachu przed wszystkim. Cholera, teraz miałam tysięczny powód by nienawidzić tych dupków z defrost. Nie wiem czy się na mnie uwzięli, ale kurwa wybiję ich co do jednego. Własnoręcznie. No bo kurwa, czy ja naprawdę jestem tak wielkim zagrożeniem, że mnie kurwa męczą? Mam już wyjebane na tą całą rezydencję i wszystkich ludzi z niej. Kurwa, wyprowadzę się. Przetarłam oczy i bez słowa wyszłam z pomieszczenia.
Byłam zdrowa, chyba mogłam już robić co chcę.

/poszławchujam
Mikaela
Mikaela
mommy


https://utalentowani.forumpolish.com

Powrót do góry Go down

Sala chorych Empty Re: Sala chorych

Pisanie by Justin Nie Lip 03, 2011 6:46 pm

/dzika dzicz

Ojaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa, a nawet otyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyy. Ja nie wiem co mi ostatnio jest, ale niech to trwa nadal. Czyżby tak wpłynęło na mnie te piękne słońce? Czy może właśnie sie zakochałem? Chyba w sobie, bo innych kandydatów nie widzę. W każdym razie po ziemie i wiośnie pełnej nieprzyjemnych rzeczy nastało lato. Czas cudów normalnie. Cudem było to, że nie spałem dokładne dwie doby (no bo weź tu zaśnij jak jest w cholerę jasno! nie da się) i czułem się jakby rozpalała mnie energia. Zawsze tak miałem, ze brak snu wpływał na mnie strasznie pobudzająco, zwłaszcza w takiej fazie. Bo gdy nastawała trzecia dobra padałem gdzie popadnie i zaczynałem się ślinić przez sen. Ale teraz była druga doba, wiec spoko moko. Mogę teraz wykonywać jak najbardziej odpowiedzialne czynności i nie trzeba wcale się obawiać! Znaczy nie bardziej niż zwykle, bo nie wiem kto by mi powierzy przykładowo takie dziecko nawet jeśli yłbym wyspany i zupełnie nie na haju. A skoro już wspominamy o dzieciach, to jak mi się coś takiego przypmniało to od razu wiedziałem co powinienem w tej chwili zrobić! Odwiedzić ciężarną.
Wiecie... W pewnej chwili uznałem, że nawet dobrze, że się z Yvką nie kochaliśmy. A co jeśli to by skończyło się w taki właśnie sposób? Choć na pewno byłbym lepszym ojcem niż Dymek! Kurwa, ale patola. Nie, nie mogę jednak o tym myśleć w poważny sposób, bo zaraz wypalę na głos jakiś pomysł co ja też zrobię z dzieckiem Yvki jak już będzie duże. A takich pomysłów miałem całkiem spoko.
- Czooołem balonie! - dziarsko się przywitałem pojawiając przy jej łóżku i obczajając jej brzuch. - Dzisiaj jakis sflaczały - zauważyłem próbując dotknąć palcem jej brzucha, ale powstrzymała mnie. Tak wiem, jestem zajebiście miły, a co! Yvka potrzebowała miłych ludzi przy sobie.
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

Sala chorych Empty Re: Sala chorych

Pisanie by Yves Nie Lip 03, 2011 8:10 pm

Dziesięć dni, a ja już czwarty raz tu trafiłam, na ogół poleżałam pół dnia i wracałam do Yael, ale wczoraj mały zmalał jak jeszcze nigdy i Aidan wpadł w lekką panikę uznając, że nie mogę nigdzie się ruszać, podłączy mi rurki do kroplówki, leków, sikania i jeszcze jakieś inne bo jeżeli nie będę pod jego opieką to pewnie się wykrwawię umrę, a mały razem ze mną. oczywiście nie powiedział mi tego wprost i zachował profesjonalny spokój jednak ja doskonale wyłuskałam wszystko spomiędzy wierszy. Nie licząc częstych wizyt tutaj wszystko było... w miarę. W miarę pogodziłam się z tym, że nikt nie chce zaadoptować malejąco-rosnącego dziecka, nauczyłam się w miarę powstrzymywać smutek, który mnie ogarniał, gdy myślałam o Szaku i w miarę nie przejmować się Dymkiem, który z olewaniem mnie radził sobie świetnie. Może trzy telefony to za mało, ale przecież nie będę non stop do niego wydzwaniać, sam powinien okazać odrobinę zainteresowania, a skoro postanowił wziąć do serca moje słowa, ze do niczego go nie zmuszam, nie mam mu tego za złe. Lubiłam dni kiedy mały 'odmładzał się', nabierałam wtedy kolorów stawałam się weselsza i odzyskiwałam moc w pełni, zupełnie jakby proces jego rośnięcia wysysał ze mnie energię. Po całkowicie przespanej nocy obudziłam się rześka i wesoła, lecz nadal martwiąca się o fasolkę w moim brzuchu. Aidan jeszcze nigdy nie słyszał o przypadku by moc ujawniła się jeszcze w łonie matki. Najwyraźniej jestem tak odstająca od normy, że nawet dziecko musi rozwijać się we mnie niestandardowo.
Uśmiechnęłam się promiennie, gdy zobaczyłam Justina i wyciągnęłam ręce jak małe dziecko. Po przytuleniu go wytargałam Justinowe policzki. - Strasznie blady jesteś. - Stwierdziłam uszczypawszy go trochę, dla rumieńców i wyszczerzyłam się przesuwając się na łóżku by zrobić mu miejsce. Wtedy też próbował tyknąć mnie w brzuch, nie pozwoliłam mu jednak na to, nieco spanikowałam i pacnęłam do w rękę. - Nie sflaczał. - Wygięłam usta w podkówkę podciągając koszulkę na kilkanaście centymetrów i pokazując mu idealnie płaski brzuch. - Sama tego nie rozumiem, najwyraźniej Mały mną też nieco zarządza. - Zakryłam się spowrotem i oparłam o poduszki. - Co u Ciebie? Idziesz wieczorem do Ronji na plażę?
Yves
Yves
team dimitri


Powrót do góry Go down

Sala chorych Empty Re: Sala chorych

Pisanie by Justin Nie Lip 03, 2011 8:38 pm

Tak, tak. Ominąłem przytulanie i pakowanie się na łóżko Yvki ale właśnie tak było. Tyle że ja nawet nie zauważyłem, że właśnie tak zrobiłem, bo akurat miałem włączoną opcję off na kabelku łączącym moją świadomość z mięśniami, a w zasadzie z całym ciałem. Od czasu do czasu się tak zdarzało, bo wiecie. Nie można non stop być świadomym gdy się nie spało tyle godzin, a poza tym ostatni sen pozostawiał wiele do życzenia. Bo może nie wiecie, ale ostatnio zwolniło się łóżeczko w moim pokoju i oblewałem to z paroma znajomymi (nawet sam Jezus przyszedł by poznać uroki mojej świątyni!). Nie żebym się cieszył z rozstania z Maksiem, po prostu dla mnie każdy pretekst był idealny do balowania nawet jeśli wcale nie był szczęśliwym pretekstem. Mniejsza z tym, teraz siedziałem z Yvką, która oczywiście musiała zauważyć, że coś nie tak. Bo to ona.
- Ojtam blady - machnąłem ręką. - Ja bym powiedział nawet odwrotnie, że opalony! Choć to i tak nie dorówna opaleniu jakie można mieć w Australii. Yvyyyy, poopalajmy się u mnie na plaży, co? Zafundujesz mi bilet i będzie fajnieee - westchnąłem zupełnie ignorując fakt, że w takim stanie Yvka to za daleko nie odejdzie, a szkoda szkoda. Jeszcze większa szkoda, że z dzieciakiem, jak już będzie też nie wyjdzie. No chujnia. Znajdę sobie innego sponsora. Ciekawe czy dyńki mają wypchaną kieszeń? Zastanawiające.
Gdy uniosła koszulkę spojrzałem z zaciekawieniem, ale też z lekkim obrzydzeniem, bo na serio spodziewałem się jakiegoś sflaczałego balona z rozstępami. W ogóle kobiety po ciąży wyglądają okropnie. Tyle, że Yvka byłą w ciąży, nie po ciąży. W ciąży jeszcze wyglądają spoko, tak specyficznie. Oczywiście tamto coś odnosi się do normalnych kobiet. Yv nie była normalna.
- Ej, jest taki jak zawsze, ale bajer - zawołałem z entuzjazmem ale łapy trzymałem przy sobie. Bo to było jednak nadal odrobinę drastyczne przeżycie tak tu siedzieć. Bo nigdy nie wiadomo. Co jeśli w ciągu sekundy nagle będzie wielkie BUM i mamy już napompowany balonik? Ktoś bierze pod uwagę co może czuć w takiej sytuacji bezstronny obserwator? Ale jakby to nagrać i puścić na jutubie to bym na serio dostał jakąś nagrodę za efekty specjalne, czy coś. Szkoda, ze od razu nas kasują. Raz nagrałem jak Julian zamienia się w konia, nawet wynalazłam piękny podkład muzyczny, a oni grożą mi wywaleniem z przedszkola. A przecież byłem grzeczny. Tylko zapomniałem. - To już wiadomo, że to MAŁY? - zapytałem, bo jak zwykle nie ogarniałem takich rzeczy. Chłopiec, czy dziewczynka, zresztą nieważne. Choć jakby był chłopiec mógłby mieć po mnie imię. No czemu nie. - Masz masz masz imię?
No co? Zawsze można mieć nadzieję, a ja tego uczucia zwyczajnie nadużywałem. Miałem nadzieję, że dzisiaj jednak się wyśpię, a tu nagle Yvka wyskakuje, że jest impreza na plaży. A ja myślałem, że za tydzień.
- A to dziś? Jezusmaria, co ten czas tak nagle przyspieszył.
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

Sala chorych Empty Re: Sala chorych

Pisanie by Luke Pon Lip 04, 2011 11:49 am

/ z pokoju /

Dalej byłem zajebiście zły i kompletnie nie wiedziałem czego ona to do kurwy nędzy zrobiła. Nagle jej się odechciało być w związku? Pieprzona egoistka. Chociaż w myśleniu o innych sam nie byłem lepszy. Na przykład Yves. Jedna z moich lepszych znajomych początkowo ze względu na Justina, a potem po prostu, bo fajna była, Yves leżała wiecznie w salce chorych z powodu swojej pokręconej ciąży, a ja jej nawet nie odwiedziłem. Dopiero dzisiaj zwlekłem się z łóżka. Pokazałem wulgarny gest grupce dzieciaków, błagającej bym zrobił coś z ich komputerem, bo mieli coś tam oglądać, a komputer zepsuty. Co im miałem tłumaczyć, że wszystkim nie działały, bo taki jeden podły chuj namówił elektrykę, by się wyłączyła. Petra mnie zamorduje, ale na razie była zajęta odnalezieniem kogoś z podobnie silnymi zdolnościami jak moje. To się naszuka. No nieważne.
- Yves - zacząłem, dosyć ponurym tonem. Dopiero potem podniosłem głowę. - O Justin. Co ty tu robisz? - Głupie pytanie. Marnie ze mną było. Podszedłem bliżej. Jakoś tak stanąłem i nie wiedziałem co dalej. Byłem dalej tak zły, że najchętniej zacząłbym wrzeszczeć, ale przy ciężarnej nie wypadało. Po co ja tu przylazłem? - Jak z małym? - To chyba było dobre pytanie. Lepiej tak niż stać i nic nie robić, mówić.
Luke
Luke
skajłoker


Powrót do góry Go down

Sala chorych Empty Re: Sala chorych

Pisanie by Yves Pon Lip 04, 2011 7:55 pm

Słuchając Justina uśmiechałam się czasem nawet mimo woli. Ten chłopak jest typem człowieka, który rozsiewa wokół siebie tyle pozytywnej energii i niezwykle ciężko się oprzeć jego urokowi. Dlatego, mimo, że potrafi wkurzyć każdego, nikt nie potrafi się na niego długo gniewać i zawsze gdy jest w pobliżu na moją twarz wpełza przynajmniej nikły uśmiech. Dziś nie było mi wiele potrzeba by zarazić się jego entuzjazmem, kąciki ust unosiły się ku górze za każdym wypowiedzianym przez niego słowem.
- Nie będziemy bawić się w kupowanie biletów. - Machnęłam ręką. - Załatwię nam prywatny odrzutowiec. - Wypięłam się dumnie jakbym rzeczywiście była w stanie załatwić skądś odrzutowiec. Ale na tej wyspie to mało prawdopodobnie. Łatwiej by było ukraś mi prom. Raz 'pożyczyłam' sobie tir'a (moje pierwsze przestępstwo popełnione w wieku pięciu lat, eh... co z tego, że nawet nie potrafiłam go odpalić?) więc prom nie powinien być dla mnie problemem.
Justin wydawał mi się nieco inny niż zwykle, jak zawsze rozpierała go energia, lecz teraz zachowywał się niczym tykająca bomba energetyczna. Oczami wyobraźni już widziałam czerwonego na twarzy Justina, któremu uszami wylatuje dym, by po chwili wszystko zostało wysadzone w powietrze i pokryło się różową mazią. Wszystko jakby wyjęte z kreskówki.
- Od dawna wiadomo. - Wzruszyłam ramionami. Nigdy nikogo nie informowałam oficjalnie: 'Urodzę chłopca'. Po prostu cały czas używałam rodzaju męskiego. - Wiesz, czasami jest tak duży, że nawet można z zewnątrz poczuć jak się rusza, określenie płci nie jest problemem. - Justin w tym momencie zrobił dziwną minę, chyba wyobraził mnie sobie jako otyłego wieloryba z wielkim brzuchem. - Ale nie robię się wtedy wielka. - Powiedziałam ledwo uświadomiwszy sobie co mógł sobie pomyśleć. - Małemu chyba lepiej wychodzi zmniejszanie brzucha niż rozciąganie, bo zawsze mam niezbyt duży, tylko czasem boli, gdy za bardzo się rozpycha. - Zacisnęłam usta bo zaczęłam mówić dziwne rzeczy, o rozepchanym brzuchu. Brr... Zdecydowanie wolałam momenty, gdy Mały był naprawdę mały, jak fasolka, nadal go czułam jako mały, gorejący węgielek i było mi z tym dobrze, no i przynajmniej nic mi nie dokuczało, tylko czasem miałam te dziwne wahania nastrojów.
Zaśmiałam się i pokręciłam głową widząc jego reakcję na wiadomość o urodzinach Ronji. - Przegapiłbyś bibę na plaży? Zapomniałeś o imprezie? Jak nie ty? - Wyszczerzyłam się. Przypominając sobie skąd znam takie zachowanie. Tata, gdy pracował przez kilka dni i nie mógł spać też się tak zachowywał. Po odpowiedniej ilości nieprzespanych godzin mózg zaczyna produkować mnóstwo adrenaliny, wtedy ludzie zachowują się jak chodzące bomby. I znów oczami wyobraźni przekształciłam go we wiązkę dynamitu z zegarem odliczającym czas do wybuchu energetycznego. Ostatnio oglądam za dużo kreskówek, a w szczególności Kojota i Strusi Pędziwiatra.
- Cześć. - Wyszczerzyłam się do Luczka. W myślach nie potrafiłam się inaczej o nim wypowiadać niż Luczek, Justin miał surowy zakaz opowiadania mu o tym, jeszcze by się obraził. Czasem mówiłam też na niego przydupas, ale to gdy chodził z Miką, teraz został tylko Luczek, słodka ciamajda, rozczulająca wręcz swoją uroczą aparycją. - Mały bywa strasznie męczący, lecz dziś pozwolił mi mieć lepszy dzień. - Uśmiechnęłam się wyciągając w stronę Skywalkera łapkę i zapraszając na krzesło przy mnie.
Yves
Yves
team dimitri


Powrót do góry Go down

Sala chorych Empty Re: Sala chorych

Pisanie by Justin Pon Lip 04, 2011 8:31 pm

Ojtam, ojtam, tyle pochwal na raz co do mojej osoby, to tak nie przystoi. Jeszcze sie zawstydzę, ucieknę i tyle będzie z mojej wizyty. A szkoda by była, bo wspaniale mi się z Yvką dzisiaj rozmawiało. Przynajmniej z tego co do mnie docierało, bo byłem pewien, że jakieś słowo, czy też myśl (co akurat dla mnie nie miało znaczenia) całkowicie mi umknęła i negatywne wiatry wkrótce przyniosą ją do mnie z powrotem ze zdwojoną mocą, że aż nie będę miał najmniejszego pojęcia co z nią uczynić. I wtedy rzeczywiście zachowam się jak ten bohater kreskówki z wybuchającą głową i różową mazią. Choć nie sądzę żeby akurat moje wnętrzności właśnie tak się przedstawiały. Byłem przekonany, że są o wiele bogatsze w brokat, miniaturowe gwiazdki i może jakiegoś jednorożca. W sumie czadowo by było gdybym tak wybuchnął i za mnie pojawił się wielki THE CHARLIE UNICORN i rozpierdolił swoim wielkim rogiem wszystko na swojej drodze używając tęczowych rzygów. Ja nie wiem jakim sposobem zeszliśmy na tak obrzydliwe tematy, ale mi się to podobało.
- Skurcza, rozkurcza, zajebiście to musi wyglądać jak się to tak stale obserwuje. A ten, nie masz czasem wrażenia, że mały ciąga cię za jelita? Tak wiesz, jak na filmach, siedzi tam w środku i ciągu-ciąg - zademonstrowałem machając przed sobą swoimi łapskami, ale nie wiem co z tego zrozumiałam. - A uciska cię czasem na pęcherz? - zainteresowałem się jeszcze przypominając sobie jak ciotka w którejś z kolei ciąży stale biegała do łazienki, a czasem nawet i nie zdawała sobie sprawy, że ten... Ma mokre gacie. Dlatego gdy jej wody odeszły w pierwszej chwili pomyślałem, że się znowu zeszczała i zwyczajnie zignorowałem. Cóż, błędy młodości.
Całe szczęście, że Luke się pojawił, wam powiem. Bo nie mam pojęcia do jakich jeszcze intymnych pytań bym przeszedł w swojej wypowiedzi, a tak jego obecność mnie powstrzymywała. Zwłaszcza, że miał bardzo interesujące myśli, które nieźle mnie zaskoczyły. Musiałem poinformować o tym Yvkę! Nachyliłem się do niej zanim jeszcze Luke zdążył się przywitać i wyszeptałem.
- Tyyyyy, Luczek zostal rzucony przez dzioooołchę, ale stypa.- Tak wiem, delikatnością nie grzeszę. Ale ważne, że informacja została przekazana i Yvka spokojnie może to sobie przyswoić i w razie czego zagadać do Luczka. Patrzcie przejęło mi się od Yvki nazywanie Luczka Luczkiem. Jak milutko! - Luke, chopie! - zawołałem już głośno. - Yves właśnie obiecała, że wynajmie odrzutowiec i polecimy na nim do Australii. Piszesz się? Tylko raczej psów nie zabieramy ze sobą. One straszą koale. Wiecie, że moja cioteczna siostra od strony pradziadka ma własną Koalę? A wiecie jak go nazwała? NAPOLEON! Jak nasz w rezydencji! - Oczywiście nie zdawałem sobie sprawy z tego, że to imię historyczne, ale mniejsza z tym.
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

Sala chorych Empty Re: Sala chorych

Pisanie by Luke Pon Lip 04, 2011 10:10 pm

Chyba bym się obraził gdybym się dowiedział ile słodyczy użyła Yves do opisania mnie w myślach, ale ja przecież nie miałem o tym pojęcia, więc spoko. Mogę sobie dalej spokojnie stać i wyglądać jak skończony pacan. Nawet się stosownie garbiłem. Byłem ofiarą losu, ale przecież nie mogłem tak tego okazywać. Nawet dla niepoznaki się uśmiechnąłem i zająłem wreszzcie to miejsce na krześle, modląc się, by wcale się nie okazało, że Justin szepnął Yves to co szepnął. To pewnie tylko moja paranoja, ale naprawdę mi się wydawało, że on ją właśnie poinformował jak mnie pięknie załatwiła Mika. Kurwa. Nie mogłem sobie o tym przypominać. Tu było pełno potrzebnych urządzeń, które aktualnie głupiały, bo przez mój gniew nie wiedziały czy mają pozostać włączone czy jednak lepiej, by się wyłączyły i przestały działać na dobre. A tego zrobić nie mogły.
- To dobrze - mruknąłem. Wcale mnie nie wkurzało, że Reid już wiedział, bo gdzie by ze swoją mocą nie wiedział. Wcale. Byłem pieprzoną oazą spokoju. Kurwa jego mać. Nawet mi nie podała powodu. Po prostu jej się kurwa znudziłem. Ogarnij się, debilu. - Hm? - Naprawdę Justin i jego słowotok nie byli dobrymi towarzyszami dla mnie w tym momencie. Lubiłem go i w ogóle, ale on i jego wiecznie zajebisty humor aktualnie mnie wkurwiali. Jak wszystko. A normalnie też się tak cieszyłem jak ten debil, ale przynajmniej spałem normalnie to się nikt nie musiał bać, że mi czaszkę rozwali od środka. - Uh, a to nie od Bonapartego? - zapytałem. - A pisać się mogę, a jakże. - Yves i jej brzuch szybko nigdzie nie polecą, więc się do tego czasu zmobilizuje w sobie. Z pewnością. - Gang trzynastolatek nawet nie dałby mi wywieźć stąd Tofika - Taka prawda. Mój pies był ich maskotką.
Luke
Luke
skajłoker


Powrót do góry Go down

Sala chorych Empty Re: Sala chorych

Pisanie by Yves Pon Lip 04, 2011 11:33 pm

Ciekawie musiało to wszystko wyglądać dla postronnego obserwatora, jednakże ja, mimo, ze w miarę już się do tego przyzwyczaiłam, nadal nieco panikowałam podczas tych wszystkich nagłych skoków, w szczególności gdy Mały rósł, czułam się wtedy jakby miało mnie rozerwać. Wolałam o tym teraz nie myśleć, bo jeszcze Mały to wyczuje i postanowi urosnąć? Ja nie chcę pęknąć? Mięśnie naprawdę kiepsko mi się rozciągają. Okryłam się nieco mocniej kołdrą, jakby miało to powstrzymać Małego od rozrabiania. Strasznie dziecinne. I ja mam być matką? Kiedy zapytał o uciskanie na pęcherz zdębiałam, niby coś tam czułam Mały gdy był większy, ale nie sikałam co minutę. O czym ja w ogóle myślę? Przez Justina schodzę myślami na dziwne tematy, co nie byłoby takie okropne, gdyby nie czytał w myślach. Na ogól o tym zapominałam ale dziś jak na złość musiałam sobie uświadomić, że mam kumpla czytającego w myślach.
Mika rzuciła Luczka? No komuś się chyba coś na mózg rzuciło... Zawsze wiedziałam, że to przedstawianie zombie w horrorach jako bezmózgich debili ze śliną cieknącą z ust ma sens. Biedny Luke... Westchnęłam przypominając sobie o Szaku i tym jak go potraktowałam, ale przecież Luke nie mógł nic takiego odstawić Mikaeli. Przecież byli parą. Co jej tak nagle odwaliło? Po tej zarazie zrobiła się dziwna, ale nie sądziłam, ze aż tak jej szare komórki przetrzepało.
Pogłaskałam Luczka po czuprynie uśmiechając się pocieszająco z miną pod tytułem 'Wiesz, to głupia suka była'. Wydawało mi się, że tego potrzeba ludziom po zerwaniu. Sama przeżyłam to tylko raz, ale ze względu na moje nieogarnięcie emocjonalne i uczuciowe, trzeba nanieś poprawki i uznać, że domalowanie wszystkim portretom w Rezydencji wąsów, upicie się z Dimitrim i wylądowanie w śmietniku nie może liczyć się do normalnego 'ogarniania się porozstaniowego".
Yves
Yves
team dimitri


Powrót do góry Go down

Sala chorych Empty Re: Sala chorych

Pisanie by Justin Wto Lip 05, 2011 9:49 am

Ojej, Luczek był w prawdziwym dołku. Biedaczek. Współczułbym mu gdybym kiedykolwiek poznał uczucie jakim jest prawdziwe zerwanie, ale niestety jak do tej pory wszystkie dziewczyny, z którymi byłem, a z którymi już nie jestem są moimi przyjaciółkami (pewnie to świadczyło o czymś złym, na przykład o tym, że jestem jakimś pseudo gejem przyjacielem, ale wolałem nie wnikać). Choć nie, była taka jedna dziewczyna, której sam widok powoduje, że mnie nosi. Ale to przez to, że miała identyczny talent jak ja i nie sposób było z nią wytrzymać w związku. Carmela. Diablica, która za każdym razem gdy się spotykaliśmy... Cóż, zazwyczaj nie musiało padać ani jedno słowo, w myślach się wyklinaliśmy. O Sedesie, z takim doświadczeniem jak moje za nic nie mogłem pomóc Luczkowi. Niestety. Choć jak najbardziej miałem szczere chęci. Gdyby zrobienie czekoladowego tortu z żelkami w środku miałoby coś pomóc, to bym pewnie go upiekł. Nie wierzycie? I dobrze, bo pewnie przed upieczeniem wysadziłbym kuchnię.
- Nie jesteś wcale naparty, powiedziałbym bardziej, że wycofujący. Bo naparty to znaczy taki narzucający się tak, Yves? - zapytałem nagle przerywając swoje rozmyślania nad tym jak bardzo byłem chętny do niesienia pomocy swoim przyjaciołom, czego doskonałym przykładem było to, że aktualnie tu jestem i swoim gadaniem choć trochę poprawiłem humor Yvce. Tak mi się przynajmniej wydawało. A wracając do napartego, to trochę zdziwiło mnie, że Luke używa jakiś takiś dziwnych słów, zupełnie jak ja czasami. To tej pory tego nie zauważyłem, ale widocznie tak wpływa właśnie prawdziwe zerwanie. Oj, nie chciałbym przez to przechodzić. Bo jeszcze zacząłbym gadać w jakimś hebrajskim języku i wszyscy by myśleli, że gadam o jakiś wodnych potworach, a nie o ważnych sprawach. Nie żebym kiedykolwiek miał ochotę gadać o takich sprawach. Zdecydowanie wolałem te lżejsze. Na przykład to jak dzieciak wpływa na Yvs, no ale ona nie chciała gadać, to trzeba było szybko znaleźć coś nowego ciekawszego. By przypadkiem nie zejść na temat dziwnego humoru Luka. Onienienieneienie! Nie pozwoliłbym na to. No to... - Więc Yves, powiedziałaś, że to będzie chłopiec! - powróciłem jeszcze raz do tego. I wtedy wpadłem na genialny pomysł. - CICHO! - wrzasnąłem machając rękami i zbliżając się do brzucha Yves. Kurwa, wiedziałem że kiedyś się opłaci przeczytanie Przed świetem. - Jaa... Ja chyba coś słyszę! - oznajmiłem kładąc łeb na brzuchy Yvki. - Tyyyyyyyy, słyszę jego myśli. Nie uwierzysz Yves! On chce się nazywać JUSTIN!
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

Sala chorych Empty Re: Sala chorych

Pisanie by Luke Wto Lip 05, 2011 8:24 pm

Naprawdę lepiej by mi było, gdyby wcale nie zachowywali się teraz specjalnie, bo jestem takim ciotom, że nawet dziewczyny przy sobie utrzymać nie potrafiłem. Rozumiem, że Yves teraz była jakaś mocno opiekuńcza, ale naprawdę pogłaskanie mnie po głowie i to spojrzenie sprawiło, że tylko znów sobie przypomniałem jak mnie zrobiono. Kurwa. Rozczulałem się nad sobą, chociaż tego nie chciałem. Gorzej to już być nie mogło.
- Tylko bez tego - rzuciłem, odsuwając się od yvesowej dłoni. Wiem, że kobieta w ciąży, ma swoje nastroje, jej wolno więcej, ale takiego pocieszenia to ja nie potrzebowałem. Serio wolę, by powiedziała coś w stylu: suka z niej, a nie tak. Zero głaskania.
Przynajmniej na Justina szło liczyć. Owszem ewidentnie musiał wtedy chlapnąć Yves co się stało, ale mówi się trudno. Z tego nawet korzyści były, bo sam nie musiałem już ich informować.
- Napoleon Bonaparte, ciołku - powiedziałem. Jakby mi się chciało to bym się oburzył, że mnie od napartych wyzywa, ale i tak mnie to trochę rozbawiło. A to co potem odstawił Reid. Kurwa przeszedł samego siebie. Prowizorycznie odsunąłem się z krzesełkiem trochę dalej coby nie oberwać. Yves nie lubiła, by tykać jej brzuch, a już na pewno nie by na nim leżeć i wrzeszczeć, że słyszy się myśli dziecka. Kurwa. To dobre było. Komedia na żywo. Przypomniało mi się o innej komedii. Japierdolę. Akcja. Ale najpierw musiałem wytłumaczyć Sigrid co się stało. Kurwa mać. Miło będzie.
Luke
Luke
skajłoker


Powrót do góry Go down

Sala chorych Empty Re: Sala chorych

Pisanie by Yves Wto Lip 05, 2011 9:47 pm

Odrzucił mój gest pocieszenia! Chciałam go pogłaskać, okazać wsparcie, a ten obrzydliwiec mnie odtrącił? Pf... Zwisająca dłoń obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni i pokazała mu środkowy palec.
- Miałam powiedzieć, ze Mika jest głupią suką, ale skoro tak się zachowujesz... - Wzruszyłam ramionami i udałam małego foszka. Muszę mu dać nauczkę, porządni ludzie nie zachowują się tak, gdy ktoś che ich pocieszyć. Kiedy ktoś jest smutny i przychodzi w takim nastroju do innych oznacza to, ze potrzebuje pocieszenia, więc idiotycznym mi się wydaje odtrącanie miłych gestów. Ja mogłabym tak zrobić, bo gdy mi smutno chowam się gdzieś i pocieszyciel musi mnie szukać, więc skoro ja nie szukam nikogo do pocieszania mogę wszystkich odtrącać ile mi się żywnie podoba, ale skoro Luke jest zdołowany i przychodzi do ludzi to chyba potrzebuje wsparcia tak? To chyba jedna z najbardziej logicznych myśli jakie trafiły do mojej głowy w ciągu ostatniego półrocza. - To powiem tylko, że jej nie rozumem. - Wydęłam usta i westchnęłam. Czy ona już drugi raz nie odstawia mu takiego numeru? Naprawdę słodka z nich para i tak dalej, o wiele lepiej z obojgiem rozmawia się gdy są razem niż po zerwaniu, ale to już drugi raz? Na miejscu Luczka nawet nie myślałabym o dawaniu jej trzeciej szansy.
Pokręciłam głową słysząc te wszystkie głupoty wygadywane przez Justina, Bonaparte? Myśli dziecka? Naprawdę nie wiem co w nim widziałam te osiem miesięcy temu, bo teraz to tylko słodki kumpel, który papla co mu ślina na język przyniesie i czasem nie do końca rozumie słowa, które wypowiada.
- Myślisz, ze Ci uwierzę? - Wywróciłam oczami i wyszczerzyłam się. - Żadne dziecko o zdrowych zmysłach nie chciałoby nosić twojego imienia. - To jak nade mną sterczał i wrzeszczał było niezwykle niekomfortowe, więc mimo dobrego humoru zacisnęłam dłonie na kołdrze i mocniej się zakryłam po czym złączyłam dłonie na podołku. - Zresztą nie mam zamiaru wymyślać imienia. - Mruknęłam na koniec. Po co wymyślać imię dziecku, które ma zamiar się oddać? Co z tego, że ci głupi Belgowie zrezygnowali? Znajdę innych, porządnych.
Yves
Yves
team dimitri


Powrót do góry Go down

Sala chorych Empty Re: Sala chorych

Pisanie by Justin Wto Lip 05, 2011 11:11 pm

Ojezusmaria! Od suk mi sie teraz tutaj wyzywają, co za brak odpowiedzialności, trzeba pośpieszyć i o tym powiadomić! To moja powinność jako przyszłego oddawacza swojego imienia na wyższe cele, które oczywiście jestem w stanie uczynić, bo jak mogłem odmówić takiemu małemu stworkowi swojego imienia? Byłbym potworem. Ale spieszę.
- Yves, opanuj się! Nie przeklinaj przy dziecku! Nawet nie wiesz jak ono przeżywa. A ty Luke byś się wstydził, że doprowadzasz ciężarną do takich rzeczy. Rozumiem twoje załamani, no ale! Są granice! Aż się przejąłem - westchnąłem odgarniając włosy do tyłu. Znów mi urosły. Gdyby nie czytanie w myślach, pewnie bym tu trafił z powodu za szybko rosnących włosów. Seryjnie. Nie wierzycie. Ja mam dowody. Podobnie jam miałem dowody na to, że Justin Junior chce mojego imienia. No jeszcze nie wiedziałem jakie dokładnie one są, ale wiem co może mi pomóc w obmyślaniu mega tajemniczego planu, dla którego za sekundę będę miał nazwę. WNYKI! Wspaniale Namawiam Yves Ku Imieniu. Pierwszy jakże zacny krok powinien być na tyle intensywny bym potem nie mógł już się wycofać. O wiem! Mam już pierwszy krok, jaki ja mądry. - Oczywiście Yves, nie masz powody by wymyślać imienia, skoro mały Justin sam na nie wpadł. Już nie musisz się tym martwić. Czy ja widzę ciastka? - zapytałem wyskakując z łóżka i śpiesząc na drugi koniec sali gdzie na talerzyku były porozkładane smakołyki. Zajebiście, nie dość, że się wymknąłem to i miałem żarcie. Wyciągnąłem swoją komórkę i naskrobałem szybko dwa krótkie smsiki. Bo skoro już miałem okazję to się może dowiem o co chodzi z tym napartym. Bo mnie to irytuje. Czyli napiszę do Any, choć wiem jak bardzo mnie lubi. Poczekałem cierpliwie na odpowiedzi pałaszując ciastka i nie zwracając uwagi na Luka i Yves. Niestety gdy przyszły do mnie takie a nie inne odpowiedzi musiałem jakoś zareagować. Najlepszy byłby krzyk przemieszany w z płaczem, ale nie chciałem robić siary przed Lukiem.
- YVEEEEEEES - krzyknąłem i tak. - DIMITRI TEŻ NIE CHCE MI UWIERZYĆ! KUMASZ? MI NIE CHCE! JAK ON W OGÓLE MOŻE? CO? Jestem załamany.
Stałem już z talerzem ciastek przy łóżku Yves więc proszę sie nie dziwić, że jak miałem do wyboru utratę telefonu i upadniecie ciastek, to wybrałem to pierwsze. Choć później pożałowałem, bo Yves zaczęła wykorzystywać moje biedne smski, których tak malutko mi już zostało.
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

Sala chorych Empty Re: Sala chorych

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach