Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Korytarze

+9
Meredith
Horka
Will
Lidia
Yael
Saturn
Jowisz
Pluton
Justin
13 posters

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Korytarze Empty Korytarze

Pisanie by Justin Wto Lut 01, 2011 8:12 pm

Korytarze WhisperingCorridors1

Te akurat bywają dosyć puste. W nocy odbywają się tu też rolkowe wyścigi xd
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

Korytarze Empty Re: Korytarze

Pisanie by Justin Wto Lut 01, 2011 8:37 pm

/ Pokój Lie /

Sprawa odnalezienia zdjęcia Pouch wcale nie należała do spraw prostych gdy się było mną. Bo po pierwsze musiałem walczyć ze wszystkim co mnie rozkojarzyło jak nie wiem co, a tego było dzisiaj zadziwiająco wiele. A przede wszystkim wielka plota w głowach większości mijanych ludzi o jakiejś niespodziewanej imprezie. I to podobno Cooka? Czyżbym był niegodzien by zostać na nią zaproszony? To była ujma na mym honorze jak nie gorzej! Ale po dłuższym zastanowieniu musiałem uznać, że po prostu goście uważają, że jestem na tyle zdolny w tym co potrafię najlepiej (to jest w czytaniu w myślach), że bez problemu się o wszystkim dowiem i wbiję na imprezę niczym król. Choć nie wiem do jakiego króla było mi prędzej. pewnie większość by bez wahania stwierdziła, ze do króla Juliana, ale jak dla mnie ten temat był oklepany. Za dużo ludzi się podszywało pod tą wspaniałą postać, a je nie mogłem być taki jak inni. Musiałem odnaleźć innego bohatera tematycznego o dość wielkim ego i sławnym nazwisku. Pewnie gdyby nie nasz utalentowany Napoleon to bym go wziął, ale jednak... Nie lubiłem się pchać tam gdzie było więcej osób. Tak więc pozostało szukać dalej. Zapewne gdybym był Polakiem i czytał potop wybrał bym postać pana Zagłoby, ale jednak to niezbyt realne, a wiec nadal szedłem dalej. Po dłuższym natężeniu w moim mózgu musiałem jednak opuścić i spasować. Nie było aż tak bardzo zajebistej postaci by sprostała moim oczekiwaniom. I co ja niby miałem z tym zrobić? A co innego jak sam sie stać taką postacią, by potem kolejny Justin Reid mógł brać mnie za swój wzór. Chyba za bardzo zboczyłem z tematu, a o czym to była mowa? Aaa, o tym, ze moi znajomi musieli mnie uznać na tyle elokwentnego, ze sam potrafiłem się wbić na imprezę. No to proszę bardzo. Mówisz masz. Tyle tylko, że najpierw musiałem zrobić to co obiecałem. A mianowicie skombinować zdjęcie Pouch.
W dużym skrócie to wyglądało tak: zaczaiłem się przed gabinetem jędzy i chwilę czekałem.Gdy uznałem, ze żadne niebezpieczeństwo mi nie zagraża. No to dajem dalej. Pociągnąłem za klamkę, by następnie przekonać się, że nie wszytko jest takie proste jak się wydaje, ale ze mną wszytko jest możliwe. Bo kto inny tak szybko poradziłby sobie z zamkniętymi drzwiami jak nie super ekstra zestaw włamywacz w postaci wsuwki przyczepionej do buta? Jak i gdzie nie pytajcie, ale to miało być w skrócie. A więc w końcu dostałem się do jej gabinetu i zacząłem wertować jej rzeczy. Kto by pomyślał, że posiada tyle sprośnych filmów? Dobra żartuję, wszędzie natykałem się głównie na rzeczy związane z kotami. Karma dla kotów, zdjęcia kotów, książki o kotach. Bleh. Znalazłem nawet jakiś dziwnie wyglądający breloczek, takie coś w stylu zajęczej łapki, czy jak to się zwało. Tyle, że porównując to do wszystkiego to prędzej to by była kocia łapka na szczęście. Poch to jednak jebniętą osobą była.
Całe szczęście w końcu dopadłem jej album ze zdjęciami i oczywiście wybrałem to największe i najbardziej moim zdaniem ukazujące jej obrzydliwość. Fu. Złożyłem je na pół i włożyłem do tylnej kieszeni spodni. I wtedy usłyszałem to. Kroki. Ale nie zwykłe kroki, bo to były małe kroczki stawiane na butach na obcasach. Po prostu kroki jędzy. Oczywiście nie zawsze Wielki Sedes miał mnie pod swoją opieką więc tym razem musiałem sam o siebie zadbać i dałem nurka pod stół.
Co ja też usłyszałem będąc pod tym stołem to już moja słodka tajemnica, ale ledwo co usiedziałem powstrzymując siebie od śmiechu. Normalnie myślałem, ze tam polegnę jak nie lepiej. A potem będzie trzeba wyprawić kolejny pogrzeb. Do wielkiej szczotki klozetowej, to było na serio powyżej granic mojej tolerancji. Ale wytrwałem! Dałem sobie radę w krytyczniej sytuacji! W końcu jam jest Justin Wielki Jedyny. Nie strach mi sie włamywać gdziekolwiek i kiedykolwiek. Nie strach mi zostać nakrytym! Tyle, że jak długo musiałem siedzieć jeszcze pod tym biurkiem?
Nie powiem, że przez chwilę się nie zdrzemnąłem, bo zdrzemnąłem. A gdy już się obudziłem okazało się, że pokój był czysty. bez zastanowienia wyskoczyłem spod biurka i omal nie wpadłem na drzemiącą sobie na kanapie rudą babę. I tym sposobem, całkiem niespodziewanie mogę stwierdzić, że dzisiejszego dnia spałem z Pouch. Muhahaha! Dobre. Ale lepiej było się stąd wynosić.
Gdy w końcu znalazłem się na korytarzu puściłem się biegiem przypominając sobie przy okazji jakie to ja w tym miejscy niesamowite prędkości potrafiłem osiągać. I jednocześnie poczułem przeogromną chęć by dzisiaj, już, zaraz urządzić kolejne wyścigi. A co! Raz się żyje, a skoro Cook może sobie urządzać spontaniczną imprezę to ja mogę zabrać ludzi stamtąd i zaprosić ją na moje ukochane wyścigi rolkowe! Tak dawno się już nie ścigałem. Tyle, że najsampierw musiałem odnaleźć te wszystkie zawodowskie sprzeta, które ukryłem w jakimś schowku, by w razie czego móc je rozdać zawodnikom. W końcu nie każdy posiadał rolki. A skąd wziąłem to wszystko? Legalne to to nie było.
Uch. Dobra ruszę się. Już za bardzo się rozgadałem w jednym temacie.

/ Podziemia? /
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

Korytarze Empty Re: Korytarze

Pisanie by Pluton Czw Mar 17, 2011 6:10 pm

/z otchłani depresji

Los po raz kolejny ukazał mi w pełnej krasie swą chimeryczność i złośliwość, pozwalając na mój powrót w mury tego nędznego, pełnego przygnębiającej głupoty oraz niezdyscyplinowania przybytku! O ja nieszczęsny! Co mogłem począć, co mogłem stworzyć, przebywając w tak niedojrzałym intelektualnie gronie?! Persony przebywające w rezydencji uparcie wolały alkoholizować się po kątach i służyć szatańskiej, bezsensownej i nie wiodącej do niczego idei libertynizmu, niźli rozmyślać lub zgłębiać wiedzę na temat swoich talentów czy świata! Łgarze, oszukiwali siebie samych, tłumacząc swój skrajny infantylizm oraz brak ambicji górnolotnymi hasłami, zaczerpniętymi z książek, których nawet nie chciało im się dokładnie czytać! Jak niesamowicie ci wszyscy ludzie byli puści! Żal robiło mi się tych nędznych utalentowanych, uważających się za lepszych niż wszyscy inni tylko dlatego, że dzięki szczęśliwemu trafowi potrafili wykonywać iście szarlatańskie sztuki - wszak w czym owa wyjątkowość miała im pomóc przy ważniejszych sprawach, niźli rozrywka? Mogli robić swoje magiczne sztuczki, o których nie śniło się żadnym filozofom, ale czy w jakiś sposób mogło ich to uchronić przed zakończeniem żywota w sposób identyczny jak ten, który wisiał nad całą zwykłą częścią ludzkiej populacji? Każdego czekał ten sam okropny koniec - nikt nie mógł uchronić się przed ostatecznym pochłonięciem przez Hades, niebo, próżnię, czy jakkolwiek inaczej ludzie zwykli zwać owe owiane tajemnicą miejsce, nikt!
Akurat zajęty byłem przemierzaniem korytarzy mego dobrowolnego więzienia, szukając miejsca, w którym mógłbym się zaszyć i w spokoju porozmyślać nad kwestiami stricte filozoficznymi, kiedy znienacka dopadła mnie jedna z moich nagłych fal strachu przed śmiercią; była ona tak przytłaczająca, że półprzytomnie przysiadłem na zimnej podłodze, wypuszczając jednocześnie z rąk opasłe tomiszcze poświęcone w całości poezji średniowiecznej. W nagłym ataku rozpaczy i chęci zatrzymania procesu nieubłaganego starzenia się odniosłem wrażenie, że niemal namacalny jest czas przeciekający mi przez palce, dzielący mnie od śmierci, od momentu, w którym wszystko co ziemskie przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie, od momentu opadnięcia w wieczną otchłań ciemności i nicości! Jakże okrutny był mój los! Dlaczego to ja pozostawałem świadomy beznadziejności położenia każdej istoty ludzkiej, a reszta społeczeństwa funkcjonowała normalnie, jak gdyby nie ciążyło na nim żadne widmo śmierci? Jakim cudem ludzie pozostawali radośni wiedząc, do czego prowadzi całe życie?! Sparaliżowany nagłym natłokiem pesymistycznych myśli, siedziałem na korytarzu oparty o ścianę, półprzytomnym wzrokiem wpatrując się w martwy punkt na ścianie.
Pluton
Pluton
~ * ~


Powrót do góry Go down

Korytarze Empty Re: Korytarze

Pisanie by Jowisz Pon Mar 21, 2011 7:53 pm

Bieber.
Właśnie ten typ na mnie patrzył dzisiaj rano w łazienkowym lustrze póki nie opłukałem twarzy wodą i przejrzałem na oczy. To nie tamten Kanadyjczyk , którego skrycie kochają narody, patrzył wcześniej na mnie, a ja. Ta myśl wstrząsnęła mną tak mocno, że potrzebowałem ekstra dużej dawki Dextera. Dopiero po tym jak DeeDee kilkakrotnie doprowadziła okularnika do szewskiej pasji, zrozumiałem, że wcale nie mam tak źle. Dexter dał mi siłę, by dalej żyć z niedobrym Saturnem. Może dlatego tak szybko się zgodziłem na akcje pod strasznym kryptonimem sierściuch. Dobra, przyznaję się, ja to wymyśliłem i dlatego takie marne, bo ja o tej porze średnio myślałem. Gdybyście kazali coś takiego wymyślić Saturnowi to byłoby o wiele lepsze i tak mroczne, że przez tydzień byście się bali sami zasypiać. Wspominałem już, że kocham swego brata? Także przemierzaliśmy korytarze, niuchając za jakimkolwiek kotem. Nasze zdolności naprawdę się przydawały. I żebyście widzieli jak skacze po drzewach. To dopiero jest czad.
- Theo - mruknąłem nagle, wyczuwając nie zapach kota, a brata. Tego dziwaka co nawet, jeśli ktoś dawałby mu za darmo skrzynkę piwa, dopatrzyłby się w tym czegoś złego. W skrzynce piwa za darmo! Czaicie to? Czasem wstyd się było przyznać, że posiada się takiego brata, a przecież można by rzecz, że nasza rodzinka posiadała większych dziwaków. Choćby nas, lecz my przynajmniej wiedzieliśmy jak się uśmiechać.
Ruszyłem śladem zapachu i co ujrzałem? Plutonek biedny siedział na podłodze. Jakby problemy świata tak mocno go uwierały, że nie mógł nawet ustać pod wpływem takiego ciężaru. Wyglądał żałośnie. Jak zwykle.
- Wiesz, że... - zacząłem, zerkając na brata. W tym czasie postarałem się doprowadzić do stanu, w którym nikogo nie przestraszę. Te zbytnio owłosione ramiona nie wyglądały zbyt seksi. Wilkołaki nie miały prostego życia. Wierzcie mi, ja wiem o czym mówię.
Jowisz
Jowisz
biber


Powrót do góry Go down

Korytarze Empty Re: Korytarze

Pisanie by Saturn Pon Mar 21, 2011 8:20 pm

/zdupypizdy

Koty są złe. Koty zatruwają świat. Koty śmierdzą. Odpowiednie miejsce dla kotów to: a. lodówka; b. śmietnik; c. pustynia. Koty są z Egiptu. Pustynia pasuje. Ale nie ma jak załatwić pustynie. Zresztą mogą się cieszyć na tak wielką kuwetę. Kurwa. Lodówka. Śmietnisko zbyt wiele razy wykorzystywane. Czemu własnie koty? Tak mnie od rana wzięło. Wstałem i myślę: znajdę Moona. Patrzę na Jowisza. Kurwa Bieber. Poszedł do kibla, wraca, nadal Bieber. Ale niech kurwa ma, za takie zachowanie. Niektórzy nie zasługują na długie włosy. Pewnie Jowisz jako brat powinien zasługiwać. Ale niestety.
Łazimy po korytarzach. Zakręt, zakręt, skręt. Wyciągam fajki. Jebie, że nie wolno. Jowisz mówi, że Theo. Pluton. To nawet nie planeta.
- ...masz wpierdol, jak nie powiesz gdzie Moon? - dokończyłem za Jowisza. Długie zdanie wyszło. Długa wypowiedź. Mózg boli. Dym w płucach. Lepiej. Spojrzenie na Jowisza. Pewnie nie chciał być taki gwałtowny. Wulgarny. Ale powinien być. Nie posrany miękki kluch. Ale wiem, że się wyrobi. Pokładam w nim zadzieję. Jedyna w miarę normalna dyńka. Jak ja. Nie laluś, nie dowcipniś, nie lesba z kotem. Czemu tak myślałem? Bo mogłem. Nikt mi nie zabroni. Moje zdanie = moje ja.
Saturn
Saturn
mamwyjebanek


Powrót do góry Go down

Korytarze Empty Re: Korytarze

Pisanie by Pluton Pon Mar 21, 2011 9:39 pm

Właśnie miałem zamiar spróbować podnieść się i mężnie ruszyć dalej, nadludzkim wysiłkiem pokonując swoją niechęć do całego świata, kiedy nagle zauważyłem dwie znajome sylwetki nieuchronnie zbliżające się korytarzem w moim kierunku. Niestety, nie był to nikt, kto byłby w stanie podnieść mnie na duchu ani chociaż neutralnie przejść obok mojego cierpienia. O ja nieszczęsny! Dlaczego los zawsze był wobec mnie taki okrutny?! Co też musiałem uczynić w jakimś poprzednim wcieleniu, że teraz wszystko się na mnie mściło?! Ze wszystkich ludzi tak niemiłych mojemu sercu, ta dwójka była chyba najgorsza. Nie dość, że wydawali się zupełnie nie uznawać żadnych naturalnych reguł rządzących światem, mając wszystko kolokwialnie mówiąc gdzieś, to jeszcze z ochotą gnębili mnie! Neandertalczycy! Czy oni nie pojmowali, że nie należało kopać leżącego? Od zawsze żerowali na mojej słabości, korzystając z tego, że nigdy nie odpowiem im czymś podobnym. Niczym zwierzęta! Z kim też przyszło dzielić mi jeden dom rodzinny! Posłałem im zalęknione spojrzenie, choć starałem się nie wyglądać na tak wystraszonego, jak w rzeczywistości byłem. Mimowolnie skrzywiłem się, słysząc przekleństwo. Czy mój brat musiał tak kaleczyć język?! Choć wielu osób w rezydencji szczerze nienawidziłem, Jowisz i Pluton byli jednymi z nielicznych, jeżeli nie jedynymi, których naprawdę się bałem. Wszak to oni byli w swoich zachowaniach najbrutalniejsi. O losie! Czymże zasłużyłem sobie na tak okrutnych braci?!
- Nie wiem - odparłem cicho. Zbyt cicho. - Nie wiem, gdzie jest Moon - spróbowałem ponownie, tym razem głośniej, a ośmielony sukcesem ciągnąłem wypowiedź. - Ale to nie moja wina. Zresztą, po co wam ten kot? - Początkowo chciałem stanąć w obronie ulubieńca Earth. Natychmiast jednak pożałowałem swojego napadu odwagi i tego, że zadałem to pytanie. Głupi ja! Braciom mogło się nie spodobać, że mieszałem się w ich prywatne sprawy. Podniósłszy się z podłogi, stanąłem niepewnie przed nimi. - Zostawcie mnie w spokoju - dodałem na wszelki wypadek udręczonym tonem i zacząłem się wycofywać licząc, że może uda mi się jakoś zejść im z oczu, zanim postanowią na mnie przerzucić swoje sadystyczne skłonności. Mieli w końcu szukać kota, prawda? Więc co ja, biedny, udręczony, niezrozumiany przez świat miałem do tego?
Pluton
Pluton
~ * ~


Powrót do góry Go down

Korytarze Empty Re: Korytarze

Pisanie by Jowisz Sro Mar 23, 2011 3:37 pm

Mógłbym czepić się o słownictwo w podobno w mym zdaniu, ale w sumie nie chciałem. Obserwacja jak własny brat trzęsie przed nami portkami była o wiele ciekawsza niż czepianie się słówek. Wolałabym zamiast wpierdol przejebane, ale skoro Saturn uważał, że wpierdol jest lepszy to proszę bardzo. Nie będę się kłócił.
- Nie twój interes - stwierdziłem, wbijając ręce w kieszenie i patrząc na niego jak powoli podnosił się z ziemi. Taka ciota trafiła nam się za brata. Wstyd się było zawsze do niego przyznać. Ale jakoś ludziom nie przeszkadzało, że on taki. Przecie Pumpkin mówili. Głupki.
- Zostawić cię w spokoju? - Szybko podchwyciłem temat, jakby wyczuwając jego strach. Wilkołaki to potrafiły jak psy, więc ja też, jeśli tylko się przyłożyłem. Pewnie gdyby nie natura ma taka w życiu bym się do tego nie przykładał, ale pomagało w zatargach. - Niby dlaczego? Przecież nic złego ci nie robimy. Chcieliśmy wiedzieć gdzie jest ten sierściuch. Tyle. - Znów ja musiałem robić za dobrego gliniarza i w ogóle coś mówić, bo otumaniony nikotyną mózg Saturna nie nadawał się do dłuższych gadek. Ale ja tam lubiłem fakt, że wyglądałem jakbym był liderem naszej licznej grupy, w składzie brat i ja.
Jowisz
Jowisz
biber


Powrót do góry Go down

Korytarze Empty Re: Korytarze

Pisanie by Saturn Sro Mar 23, 2011 4:00 pm

Nie lubiłem długich gadek. Nie lubiłem długich myśli. Jeśli coś jest za długie to traci sens. Rzeczy krótkie są piękne. Oczywiście z wyjątkami. No tak. Wiadomo jakimi. Przedłużanie mnie jeszcze wkurwia. Pluton zawsze nie dość, że przedłużał to jeszcze przeginał. On w ogóle był taki prze. Przegłupi, przeciotowany, przenijaki. Żal było patrzeć. Żal było myśleć. Żal było przyznawać się do pokrewieństwa. Jeśli o mnie chodzi to mógłbym mieć tylko jednego brata. Wystarczająco. Na dodatek się rządzi. Nie przeszkadza mi to. Nie irytuje. W sumie nie jest źle. Jebie mnie to. Mógłby zostać cesarzem, królem, papieżem. Dupa. Obym ja miał spokój, fajki i muzykę. Ale prawdziwą muzykę, nie ten chłam.
- Nie obchodzi mnie, że nie wiesz - rzuciłem. Zgasiłem papierosa o kant szafki. Ładna dziura. Pouch mnie pokocha. Już kocha. Podobnie jak Pluton kocha. Jakby nie kochał to by nie dostarczał nam tyle rozrywki. - Nie powiedziałeś, a więc... - wzruszenie ramion. Wzrok na Jowisza. Pewnie pomyślał o tym co ja. Odwiedzenie starego przyjaciela Theo. Kąpiel domestosowa. Prymitywna, ale zabawna. Prymitywne było dobre. Tak jak proste było dobre.
Prymitywne zachowania są fajne. Szczególnie gdy się lata nago po lesie. Owłosienie jest miłe. Ciepłe. Nie to co debilne sztuczki Plutona. Że niby bać się pecha? Większego pecha niż mój na mnie nie ześle. Bać się rodzinnych obrońców Plutona? A co? Oni widzą, że na serio nie lubimy go? Nie. Myślą, że po raz kolejny dramatyzuje. I to jest piękne.
Saturn
Saturn
mamwyjebanek


Powrót do góry Go down

Korytarze Empty Re: Korytarze

Pisanie by Pluton Czw Mar 24, 2011 4:25 pm

Pokręciłem tylko nieznacznie głową, wyrażając w ten sposób swoją rezygnację oraz jednoczesną dezaprobatę dla ich postępowania. Co niby mogłem innego zrobić? Otwarte skrytykowanie ich niecnych czynów nie wchodziło w grę. Mogłem tylko się domyślać, po co szukali biednego Moona, ale nawet bez zagłębiania się w szczegóły spokojnie zakładałem, że nie planowali zrobić nic dobrego. Prymitywni kretyni! Co jednak biedny mogłem na to poradzić? Pozostało mi tylko zasklepić się w skorupie mojego cierpienia i biernie obserwować rozwój wypadków. Jowisz na ogół nie wydawał się być aż taki straszny jak Saturn, ale sądziłem, że to raczej pozory i że w rzeczywistości obaj są tak samo okropni, chociaż nie mogłem zaprzeczyć, że ten drugi był zdecydowanie bardziej nieprzewidywalny. Przeniosłem spojrzenie na Saturna gdy zabrał głos, starając się wyglądać na w miarę pewnego siebie. Przełknąłem ślinę. Znałem te ich porozumiewawcze spojrzenia. Nie było dobrze.
- Tu nie wolno palić - stwierdziłem ni stąd ni zowąd, wbijając nieszczęśliwe spojrzenie w dziurę w szafce. Dlaczego mojego brata tak bardzo fascynowało łamanie zasad i niesubordynacja? Co za nieszczęście, że musiałem urodzić się wśród takich okrutnych ignorantów! Zaraz jednak skarciłem się w myślach - nie miałem pojęcia, po co uczyniłem tak bezsensowną uwagę! Dlaczego nigdy nie mogłem zachować swoich myśli wyłącznie dla siebie, kiedy było to absolutnie konieczne?! Chyba była to kwestia tego, że gdy spędziłem przy nich chociaż chwilę bez oberwania ani doznania jakiejkolwiek krzywdy, nabierałem zbyt wielkiej pewności siebie i zaczynałem myśleć, że mogę sobie pozwolić na prawienie im morałów albo rozbudzanie w nich jakiejś obywatelskiej odpowiedzialności. Niedoczekanie! Wiadomo, że takimi uwagami tylko wbijałem sobie gwóźdź do trumny, a im nic nie było w stanie przemówić do rozsądku! Jaka szkoda, że nie byłem na tyle silny, by móc pokazać im, jak bardzo gardziłem ich zachowaniem! Chociaż w moim mniemaniu większość osób w rezydencji nie była zbyt sprawna intelektualnie (bo jak inaczej można byłoby wytłumaczyć fakt, iż nikt nie rozumie mojego zawiłego toku myślenia?), ci dwaj byli prawdziwymi jaskiniowcami. Potrafili osiągać wszystko tylko siłą, a więc taka jednostka jak ja nie miała przy nich szans! Biedny ja! Gdybym urodził się w innej rodzinie, moje życie z całą pewnością nie byłoby aż takim wielkim pasmem nieszczęść i niepowodzeń! Nie powiedziawszy już ani słowa, powoli ruszyłem korytarzem licząc, że może choć raz los się nade mną ulituje, Saturn i Jowisz jakimś cudem zapomną o tym, że ośmieliłem się powiedzieć coś niezgodnego z ich poglądami, a ja cały i zdrowy dotrę do pokoju, by tam zaszyć się w swoim cierpieniu.
Pluton
Pluton
~ * ~


Powrót do góry Go down

Korytarze Empty Re: Korytarze

Pisanie by Jowisz Czw Mar 24, 2011 7:35 pm

Uśmiechnąłem się tylko szeroko, nie kończąc głośno myśli Saturna. To przecież wystarczy. Pluton przez to przechodził tak wiele razy, że powinien się domyślić. Po co nadwyrężać mózg, gdy można prościej i bez słów? No właśnie. Po nic. Na serio lubiłem to bulgotanie, gdy on siedział w głową w kiblu. A potem, gdy szedł się skarżyć nikt mu nie wierzył, bo przecież słodki Plutonek zawsze dramatyzował. Pomyślałem słodki? Szybkie spojrzenie na brata. Nie, wciąż nie mamy telepatii. W tym momencie nie żałowałem, chociaż w innych, a jakże.
- Nie wolno palić - powtórzyłem za nim, a moje zęby się wydłużyły. Nie panowałem nad tym i bez przerwy mi kurwa warga krwawiła. Otarłem krew wierzchem dłoni, wymieniając spojrzenia z braciszkiem. Plutonek twierdzi, że tu nie wolno palić. Ojejku. - Gdzie się wybierasz?! - warknąłem, robiąc dwa susokroki i już trzymałem go za ramię. Wyrywał się przez całą sekundę, ale potem zmądrzał i odpuścił. - To miała być ucieczka? Za ucieczki są kary. - Wciąż go trzymałem, dając wymyślić co z nim zrobimy bratu. On się lepiej do tego nadawał.
Jowisz
Jowisz
biber


Powrót do góry Go down

Korytarze Empty Re: Korytarze

Pisanie by Saturn Czw Mar 24, 2011 7:48 pm

Wolno, nie wolno. Pojęcie względne. Zasady są nie dla mnie. Zresztą ja ich nie łamałem. Ja o nich nigdy nie myślałem. Nie byłem buntownikiem. Byłem sobą. A to wiązało się z działaniem nie myśleniem. Od myślenia był Merkury, Ziemia, Wenus i kurwa nigdy nie potrafiłem ich wymienić w kolejności. Zbyt długi ciąg. A przecież nie ważne kto jest starszy, a kto młodszy. Ważny byłem ja. Oraz to, że Pluton nie był nawet planetą. Był głupkiem nie potrafiącym ocenić sytuacji. Jakby potrafił to by się zamknął i przyjął na siebie wszystkie ciosy. Jak Jezus. Ale do boga mu daleko. Prędzej do buta. I to niedopasowanego buta.
Nie powiedziałem nic. Poszedłem spokojnie za Jowiszem. Szurałem jak zwykle nogami. Podnoszenie stóp wyżej nie miało sensu. Za ciężkie glany. Nie żebym był kurwa mięczakiem. Leniem tylko. W każdym razie stanąłem obok nich. Wyciągnąłem swoje fajki. Otworzyłem pudełko. Wyciągnąłem jednego. Popatrzyłem na Jowisza, a mój wzrok mówił: trzymaj mocno. Podpaliłem fajka, zaciągając się krótko. A potem wsadziłem go do ust Jegomościa.
- Nie pali? A czemu to robisz?
Czy czerpałem radość z tego? Powiedzmy. A tak szczerze: chuj na to kładłem.
Saturn
Saturn
mamwyjebanek


Powrót do góry Go down

Korytarze Empty Re: Korytarze

Pisanie by Pluton Czw Mar 24, 2011 8:59 pm

Wiedziałem, że jestem martwy, kiedy usłyszałem za sobą to zwiastujące tragedię warknięcie a chwilę potem zostałem zatrzymany żelazną ręką mojego oprawcy. Ktoś - moje rodzeństwo, znajomi, rodzina, ludzie z którymi zamieniłem zaledwie kilka słów w życiu - mógłby powiedzieć, że przesadzam, używając takich a nie innych porównań i skojarzeń, ale dla mnie spotkania z braćmi naprawdę były niczym egzekucja. Tylko że mój dodatkowy ból polegał na tym, że normalnie przed plutonem (jak widać to słowo miało znacznie gorsze znaczenie niż jakaś tam nie-planeta!) egzekucyjnym stawało się raz, było się rozstrzelanym i już, po wszystkim. Natomiast ja ciągle i ciągle musiałem przeżywać swoją mękę na nowo, gdzie sprawdzała się zasada, że piekło to powtarzalność, i to, o losie!, wszystko w samotności, albowiem nikt nie wierzył w moje historie o braciach z piekła rodem. Reszta ludzi niespecjalnie się mną interesowała, a bardziej przychylna mi część rodzeństwa uważała, że przesadzam i koloryzuję, kiedy relacjonuję przebieg moich coraz to gorszych spotkań z braćmi. Miałem ochotę zasnąć, umrzeć i na tym skończyć swój marny żywot, gdy Saturn zbliżał się w moim kierunku. W chwilach tego okropnego cierpienia, zwanego oczekiwaniem na nieuniknione, postanowiłem poskarżyć się na mój los głośno, ale tak, by ci głupi neandertalczycy nie zrozumieli, że śmiem narzekać.
- Czy szlachetniejszym jest znosić świadomie losu wściekłego pociski i strzały, czy za broń porwać przeciw morzu zgryzot, aby odparte znikły? - wymamrotałem, jednocześnie godząc się z moim losem i patrząc, jak Saturn wyciąga papierosy. Szekspir. Nie musiałem obawiać się, że zrozumieją. Już miałem uśmiechnąć się do siebie z wyższością, odnalazłszy mały promień nadziei, że może jednak istnieje dziedzina w której jestem w stanie ich pokonać, kiedy zorientowałem się co planuje mój brat. O ja nieszczęsny! Mogłem sobie cytować do woli, ale na cóż mi to, skoro siła zawsze wygrywała?! Biada mi! - Odwalcie się - zdążyłem jeszcze powiedzieć, zanim wpakował mi papierosa w usta. Nie miałem zamiaru się zaciągać, bo wystarczyło mi w moim marnym żywocie nieszczęść i okropieństw, ale dym z fajki podrażnił mi gardło gdy chciałem odetchnąć i zakrztusiłem się, a papieros wylądował na podłodze. Nie miałem zamiaru błagać tych impertynentów o litość - wiedziałem, że tylko sprawiłbym im radość, a tacy jak oni nie zasługiwali na żadną namiastkę szczęścia w życiu! Tylko dlaczego tak bardzo musiałem cierpieć? Dlaczego ziemski padół był tak okrutny i nieprzyjazny wobec mnie?! Dlaczegóż też nie istniała żadna możliwość, bym został w jakiś sposób wybawiony od mego smutnego losu?! - Mieliście szukać kota - zauważyłem cicho, opanowawszy kaszel. Earth będzie musiała wybaczyć mi tę okrutną zdradę! O zgrozo, nagle stałem się kimś, kto w poszukiwaniu ratunku ciągnie za sobą pod wodę innych! Jakże nisko musiałem upaść!
Pluton
Pluton
~ * ~


Powrót do góry Go down

Korytarze Empty Re: Korytarze

Pisanie by Jowisz Pią Mar 25, 2011 5:42 pm

Uśmiechnąłem się głupkowato zachwycony prostotą kary jaką to wymyślił dla naszego zdecydowanie najbardziej lubianego brata, Saturn. Pluton palący? To zapewne nigdy nie miałoby miejsca, a tu proszę bardzo. Tyle, że nawet nie starał się. Bronił przed losem. Głupiutki. A podobno to my jesteśmy ci mało kumaci. Nie za bardzo wiedziałem co też Theo wymamrotał pod nosem, ale brzmiało to cholernie lamerko i na pewno musiało być czymś mądrym. Nie lubiłem tak mądrych rzeczy. Sprawiały, że większość osób miało mnie za głupka. Po prostu byłem leniwy, okej. Saturn też. Taka nasza rola.
- Pokraka - wydałem szybki osąd, gdy osunął się na kolana dalej kaszląc. Nawet się zaciągnął nie umiał, nie chciał, nie potrafił. Żadna dla mnie różnica. Efekt był ten sam: kasłał jak stary gruźlik i nie mógł przestać. Ofiara losu.
- I znaleźliśmy. - Pierdolone kły przeszkadzały w mówieniu, ale schować się nie chciały. Oczywiście, że w takim momencie chciały być ze mną. Dobrze, że tylko one. Ulubione trampki ostatnio rozwaliłem pazurami. - Nie uważasz, że nasz brat ceni się niezwykle nisko, sadząc, że kot będzie lepszą zabawką? - Zwróciłem się do wciąż zanudzonego brata. Zresztą on wiecznie miał ten wyraz twarzy jakby odleciał gdzieś tam. To nie tak, że ja podobno miałem lepszy. Taki już nasz los.
Jowisz
Jowisz
biber


Powrót do góry Go down

Korytarze Empty Re: Korytarze

Pisanie by Saturn Pią Mar 25, 2011 10:51 pm

Wcale nie byłem głupi. To tylko ludzie myśleli, że jestem. A to tylko lenistwo. Chcecie dowodu. A proszę: W chuj nie rozumiałem dlaczego mój najmłodszy brat, przy którym rodzice chyba się pomylili w przeliczeniach i ustaleniach, ale oni podobnie jak ja nie grzeszyli mądrością, nagle postanowił zacząć mówić pierdolonym wierszem, którego owszem, nie kojarzyłem, ale doskonale wiedziałem co chciał w ten sposób osiągnąć, a mianowicie postanowił nas zawstydzić korzystając ze swojego zasobnego słownictwa, którego zapewne by nie miał, gdyby posiadał jakiekolwiek życie osobiste, a nie ślęczał godzinami zaszyty w swoim pokoju z wykurwiście grubą książkę, którą ja bym pewnie użył jedynie jako podpórki rozwalającej się szafy, albo jako prowizoryczny stolik przy rozlewaniu spirtu, ewentualnie ołtarz do składania kotów w ofierze, ale to były jedynie pomówienia. Się kurwa napracowałem. Zasłużyłem na nagrodę. Jak nie kot to Pluton. Bo w sumie miał rację mówiąc, że jest od niego gorszy. Kot się bronił o wiele lepiej. W końcu tresowany przez Ziemię. Ziemia respekt ju, kurwa.
- Dobrze się ceni - rzuciłem tylko. Nie rozpowiadałem się. Bo jak zacznę to nie mogę przestać. Przykład na górze. A lepiej nie wyjawiać światu takich rzeczy. O nie. - Kurwa - wyrwało mi. Telefon brzęczał. Sms. Fran. I czego ode mnie chce? No żesz... Odpisałem. Myśleć nad tym co obiecałem będę później. - Zachowuj się Pluton. To przecież dla ciebie nic nowego. Powinieneś się przyzwyczaić.
Podniosłem papierosa. Chwila zastanowienia, czy się czegoś nie zarażę. Ale chuj. I tak niedługo umrę. Zaciągnąłem się, by się nie zmarnował. A potem jeszcze raz spróbowałem sztuczki na Plutonie. Słodko.
Saturn
Saturn
mamwyjebanek


Powrót do góry Go down

Korytarze Empty Re: Korytarze

Pisanie by Pluton Sob Mar 26, 2011 12:47 pm

Chciałem zaprzeczyć, że wcale nie jestem pokraką, ale na co by się to zdało? Wiedziałem, że mieli o mnie jak najgorsze zdanie, a moje zaprzeczenie na którąś z ich obelg spowodowałoby tylko kilka nowych plus wyśmianie za to, że śmiem nie zgadzać się z oczywistymi rzeczami. Westchnąłem tylko ciężko, wyrażając w ten sposób swoje ubolewanie nad niesprawiedliwością świata i chimerycznością losu. Gdybym urodził się gdziekolwiek indziej, w rodzinie jakichś intelektualistów, gdzie od dziecka wspierano by moje zamiłowanie do sztuki i rozmyślań, z całą pewnością moje życie nie byłoby takie okropne i poprzeplatane ciągłymi upokorzeniami ze strony osób, które teoretycznie powinni być mojemu sercu najbliższe. Dlaczego Saturn i Jowisz musieli traktować mnie jak najgorszego wroga? Chyba nigdy się tego nie dowiem.
- Nie możecie porównywać mnie do kota. Ludzie i zwierzęta w ogóle nie są waszymi zabawkami - zaprotestowałem słabo. Przez nagły napływ gniewu, spowodowany myślą, jak beznadziejnymi braćmi byli, nagle nabrałem woli walki. Bezcelowej, ale na razie nie chciałem o tym myśleć. Nawet zacząłem wyrywać się Jowiszowi, co nie zdarzało mi się prawie nigdy. - I nie będę się zachowywał, jak wy chcecie. Ani przyzwyczajał. - Przełknąłem ślinę, starając się nadać mojemu głosowi jak najmocniejszy ton. Co wyszło mi słabo, ale cóż. Nieszczęsny ja! - Nie będę przyzwyczajał się do bycia waszym workiem treningowym. Powiem o wszystkim Marsowi, Venus i Merkuremu, a wtedy pożałujecie - musiałem przerwać wypowiedź, bo Saturn znów podsunął mi papierosa, co utrudniałem mu swoim wyrywaniem się. Moje słowa były pozbawione sensu, ale brakowało mi już innych argumentów; wszak i ja, i oni doskonale wiedzieli, że rodzeństwo nie wierzy w moje historie. Liczyłem po cichu, że pewnego dnia jakimś cudem mój los się odmieni, oni zaczną traktować me dramatyczne opowieści wiarygodnie, a Saturn i Jowisz poniosą zasłużoną karę. Co innego mi pozostało? Wszakże nadzieja zawsze umiera ostatnia.
Pluton
Pluton
~ * ~


Powrót do góry Go down

Korytarze Empty Re: Korytarze

Pisanie by Jowisz Sob Mar 26, 2011 6:26 pm

Mądry człek, by powiedział, że w tym momencie pomiędzy mną, a bratem nastąpił konflikt stron, bardzo niezwykły wśród osób tak blisko będących ze sobą i myślących podobnie. Jednak nastąpił. I ja jednak mądry nie byłem, więc bym tak nigdy nie powiedział. Także pozostawało mi komentarz bliźniaka zbyć wzruszeniem ramion, jednocześnie mocniej zaciskając dłoń na ramieniu braciszka. Że go mogło boleć? Boli. Ups?
- Ty mówisz, że nie, ale dla mnie są. Więc... ja mam rację. - Jakby dla potwierdzenia tego kilka chwil później, gdy jeszcze Pluton mówił, Saturn postarał się po raz kolejny "zachęcić" młodego do palenia. I ktoś śmiał twierdzić, że my nie dbaliśmy o młodszych? Dobre sobie. A ten znów chciał na nas skarżyć. Jakże nieładnie z jego strony.
- No pędź i mów. Ale najpierw opowiesz o tym swojemu kumplowi - stwierdziłem, a mój głos się obniżył przy ostatnich słowach, bo młody począł się szarpać. Nie lubiłem, gdy chciał zgrywać bohatera. Saturn oczywiście nie protestował, że nie kontynuujemy edukowania Plutona w kwestii palenia i zaczynamy mycie.
Pokonać kilka korytarzy, wlokąc ze sobą wciąż wyrywającego się Plutona i już jestem przy łazienkach. Dziwnie je rozmieścili. Jakby chcąc nam utrudnić sprawę. Już parę minut później wychodziliśmy z takiego kibla z Saturnem. Pluton został ułożyć od nowa fryzurkę. Rozdzieliśmy się, bo ja byłem głodny, a brat miał spotkanie z jakąś panną.

/ skok /
Jowisz
Jowisz
biber


Powrót do góry Go down

Korytarze Empty Re: Korytarze

Pisanie by Saturn Sob Mar 26, 2011 8:22 pm

Skarży się. Dobre sobie. Chyba jedynie krasnoludki mu uwierzą. A ja się krasnoludków nie boję. No może poza tymi disnejowskimi, przerażają mnie draństwa. I te świergoczące ptaszyska z kopciuszka. Cholera. Można się porzygać tęczą.
Papieroski, płukanko i koniec. Przynajmniej na dziś. A może i nie.
W końcu zawsze może mi się znudzić.
Idę, kurwa. Wzywają. Jowisz niech se radzi.

/ skok /
Saturn
Saturn
mamwyjebanek


Powrót do góry Go down

Korytarze Empty Re: Korytarze

Pisanie by Justin Pią Maj 13, 2011 6:52 pm

/ hol główny /

Jeżeli kazałby mi ktoś opisać to co się działo tuz po tym jak tłum ludzi na wrotkach ruszył z holu, powiedziałbym, że chyba ocipiał. Bo nie dało się tego opisać, to trzeba było zobaczyć na własne oczy, na własnej skórze przeżyć szarpania, obicia, zderzenia, upadki, niespodziewane macanka na kroczu od osób po których byś się tego nie spodziewał (dżizys kóók... znaczy nie wiem czy to był kuk, ale z pewnością jakiś chłopak). W każdym razie nawet mi się nie chce szukać w głowie słów jakie to wszystko było zajebiście wspaniałe, miałem jedynie drobną nadzieję, że ktoś to nagrywał jakimś kalkulatorem by później można było trochę pogłówkować kto kogo znokautował. To naprawdę było episkie i od chwili gdy założyłem wrotki na nogi nie przejmowałem się już zupełnie niczym. Zupełnie!
Wiecie, niby nie było wyznaczonej trasy, ale każdy dobrze wiedział jaki jest cel naszego małego wyścigu. Kuchnia gdzie stał wielki tort. Tyle, że nikt nie wiedział, że wcześniej razem z Delką pozamykaliśmy tak sprytnie wszystkie drzwi, że nie było bezpośredniego dojścia do kuchni i trzeba było jechać naprawdę okrężną trasą. No chyba, że miało się taki mózg jak ja i znało się skróty. Odrobinę niebezpieczne bo w grę wchodziło łażenie w wrotkach po schodach. Hmm, natknąłem się tam wprawdzie na Lemka i Norę, ale obdarzyłem ich tylko szalonym uśmiechem i pognałem dalej. Szalony Elvis na wrotkach nie ma czasu na przypadkowe spotkania. Od leci do celu by być przed wszystkimi i rozpocząć wielką tortową wojnę! Tak! Właśnie taki miałem zamiar.
Nie przewidziałem tylko jednego. Że czekoladowy groszek rozrzucony przeze mnie tutaj tydzień temu jeszcze tutaj leży i zagraża mojemu zdrowiu osobistemu oraz bezpieczeństwu osób trzecich. Gdy na niego najechałem wszystko potoczyło się w ekspresowym tempie i zaraz ktoś na mnie leżał.
- Eee... Yves? - zapytałem zdezorientowany, bo przecież jeszcze niedawno gdzieś uciekła i gonił za nią Dymek. Chyba mi się we łbie pojebało jak się w niego uderzyłem przy upadku.
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

Korytarze Empty Re: Korytarze

Pisanie by Yael Pią Maj 13, 2011 7:27 pm

/ p. delilah i effy /

Szynszyla była tak słodka, że pewnie gdyby nie alergia Yves, która długo by z futerkowym zwierzakiem nie wytrzymała, zatrzymałabym sobie tego słodziaka albo przynajmniej kupiła drugiego do pary. Drugiego! Nie chciałam, by się rozmnażały. Ciąż wszelakich już nam wystarczy. Ciekawe co robiła teraz Yves? Bo jeśli się dowiem, że jednak siedziała gdzieś na imprezie to się mogę zdenerwować. Tu było stado pijanych dzikusów!
A jeśli już mowa o stadku pijanych dzikusów i to jeszcze na wrotkach nawet normalnie nie mogłam przejść od pokoju gdzieś na dół. Każdy kazał się kierować do kuchni. Tak wnioskowałam z tych wrzasków. Ale jak tu próbować dostać się do kuchni, gdy ze wszystkich stron atakują mnie ludzie, a ja przecież mam klatkę w dłoniach. To utrudniało uważanie na innych. I może dlatego nagle znalazłam się na Justinie, a biedna klatka, nawet nie chciałam myśleć.
- Yael - wymamrotałam lekko zdenerwowana. Co z szynszylą? Co z nim? Naprawdę starałam się podnieść, ale szło mi to okropnie. Zdenerwowanie sprawiło, że miałam ochotę mamrotać jakieś głupoty, tłumaczące moje wciąż leżenie na kimś o znajomym głosie. Justin. Jak mi głupio. I dlatego to wszystko co zamierzałam naprawdę mówiłam na głos. O proszę bardzo: - Ja już zaraz się podniosę, tylko... um... czemu masz na sobie wrotki? Nie! Nie rób tak. Poradzę sobie, tylko proszę zabierzrękęzmojegotyłka - Wtedy zrozumiałam, że jednak sama sobie nie poradzę. Bałam się po prostu o niego oprzeć i dźwignąć się, bo co próbowałam oprzeć się dłońmi o podłogę to czułam jakieś groszki. I jeszcze szynszyla przewędrowała mi przed samymi oczami. A tak się o niego bałam! - Przepraszam - wymamrotałam i przekręciłam się na plecy, po prostu z niego spadając, tam, gdzie byłam przekonana, że leży martwy zwierzak. Ale żył. A ja sobie obiłam plecy o klatkę. Auł. To zupełnie nie tak miało wygląd.
Yael
Yael
nimfa


Powrót do góry Go down

Korytarze Empty Re: Korytarze

Pisanie by Justin Pią Maj 13, 2011 7:44 pm

Na serio byłem zdezorientowany tym wypadkiem, bo zazwyczaj nie myliłem Yves z jej siostrą. Nie zazwyczaj, nigdy nie myliłem! Znaczy może na początku, ale z czasem doszedłem do wprawy. W końcu słyszę myśli, no! Yvka ma całkiem inne myśli o mnie niż Yael. Tak, mimo swojej dziwności, to właśnie był najlepszy sposób na rozpoznawanie, bo co ja będę szukał jakiś znaków rozpoznawczych na ciele... Ja miałem zostać psychologiem! Ja musiałem rozróżniać na bazie charakterów, czy co tam. Koniecznie!
- Czekaj... Czekaj... Teraz uważaj, au, moja głowa - zawtórowałem Yael w gadaniu bez sensu zupełnie nad sobą nie panując. Naprawdę trudno było się podnieść, gdy ma się prawdopodobne wstrząśnienie mózgu, jakiś drut z klatki wbija ci się w nogę, ma się na sobie wrotki i jednocześnie nie można obmacywać obiektu na którego się wpadło. Z obmacywaniem poszłoby mi o wiele sprawniej, ale skoro miałem zabrać rękę z jej tyłka, no to... Wyszło jak wyszło, co miało wychodzić. - Nie przepraszaj no co tyy, to ja jak dziki leciałem korytarzem - zaśmiałem się do niej odzyskując władzę nad mięśniami twarzy przy okazji łapiąc się za brodę i próbując zmniejszyć ból żuchwy. Właśnie tak się końcu gdy się cały czas uśmiecha, nawet gdy sie upada. Z bolącą szczęką. W sumie nie wiem czemu przez myśli Yael cały czas przewijało się słowo szynszyla i zaniepokojenie losem rzeczy noszące jej nazwę, ale przestało dla mnie mieć to strategiczne znaczenie gdy zobaczyłem coś na głowie dziewczyny. - COŚ CI SZCZA NA ŁEB!!! - zawołałem przerażony wskazując palcem o co mi chodzi i robiąc przerażoną minę. Jak w tych starych serialach, gdy potwór atakował miasto, a przechodnie krzyczeli. Bo to na serio było wery skary.
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

Korytarze Empty Re: Korytarze

Pisanie by Yael Pią Maj 13, 2011 8:07 pm

Nie miałam ochoty wstawać. Bolały mnie plecy. Po prostu usiadłam na podłodze i tak, trochę zagubiona patrzyłam to na Justina to na to całe zniszczenie wokół nas, a i jeszcze wciąż szukałam szynszylę. Nawet nie miałam jak jej zawołać, bo wybór imienia pozostawiłam Justinowi. To był w końcu jego prezent, który teraz rozpłynął się w powietrzu. A przecież dopiero co go widziałam!
- Um, że co proszę? - wyrzuciłam niezbyt skupiona na tym co on mówi. Leciał jak dziki korytarzem? Proszę, proszę, proszę nie mówcie, że właśnie trafiłam na słynnego na całą Rezydencje, zaćpanego JJ'a. Nawet ja o tym słyszałam, a to już znaczyło wiele. Lubiłam Justina. Bardzo lubiłam, bo nie było problemów z moim wysławieniem się, bo przecież on czytał w myślach i wiedział to wszystko co nieudolnie starałam się przekazać werbalnie. To na serio chore, gdy przy większości osób nie potrafię wydusić z siebie dłuższego zdania. O rozwiniętej wypowiedzi idzie pomarzyć. Ale Justin to Justin. Zamierzałam posłać mu uśmiech, bo przecież teraz też to słyszał, ale gdy zobaczyłam jego minę odechciało mi się uśmiechania.
- CO? - zawołałam, odruchowo potrząsając głową, by jakakolwiek istota, która śmiała oddawać się czynnościom czysto fizjologicznym na mojej głowie stamtąd zleciała. - Nie! - pisnęłam przerażona, gdy zobaczyłam wreszcie szynszylę, która to radośnie frunęła w stronę podłogi. To działo się zbyt szybko. Zginie. Z mojej winy zginie.
Yael
Yael
nimfa


Powrót do góry Go down

Korytarze Empty Re: Korytarze

Pisanie by Lidia Pią Maj 13, 2011 8:13 pm

Wyścig ? Jaki wyścig ? Usłyszałam jakieś krzyki i odliczanie, ktoś padł na parkiet – to chyba Janek posłużył za przeszkodę. Nie byłam bardzo zorientowana o co chodzi, dopiero co czułam usta pewnego Innego dotykające moją twarz, a po chwili ciągnął mnie on razem z tłumem. Najwyraźniej braliśmy udział w wyścigu, ale zabawa ! Rozdzielili nas szybko, on pojechał w prawo, a ja wolałam schody – może nic mi się nie stanie ? Szybko zrozumiałam prawa rządzące wyścigiem, uśmiechnęłam się i w przejeździe złapałam za drinka, którego ktoś mi podał. Szklanką rzuciłam o drzwi jakiegoś pokoju, nie dbałam o to. Byle szybciej do kuchni ! Wylądowałam na tyłku kilkanaście razy, jednak zaraz podnosiły mnie czyjeś łapy i popychały do przodu. Pędziłam za Justinem, kto miał znać trasę lepiej niż on ? Haha, może skorzystam z przejść mi znanych ? Osiemnaście lat w rezydencji, znałąm każdy zakątek tego budynku; już widziałam siebie czekającą na pędzący plebs. Pff, ktoś podciągnął mi koszulkę do góry i przez krótką chwilę świeciłam tym co nie potrzeba, dobrze, że Will nic nie widział, cyckoman jeden. A potem zaczęłam śpiewać z grupą, każdy czasem może sobie wyć – jakieś wilkołaki się do nas przyłączyły i było cudownie. Z czerwoną twarzą oraz zmierzwionymi oczami starałam się zakraść za Justinem, skorzystałam z jego chwilowej nieuwagi i przekradłam się po stopniach w górę. Jakiś koleś biegł po ścianie ! Co za szalony świat. Czy ja właśnie widzę pocisk – szynszyla ? Rozdziawiłam usta, nie często zdarza się takie coś – co to za poroniony pomysł, żeby robić armatę na szynszylę. No.
- Nic mu nie będzie – pisnęłam cichutko, potem była tylko czerń. Bez dramatyzmu, koleś ze ściany spadł i uderzył mnie wrotką, za to ja złapałam go za nogawkę i ściągnęłam trochę w dół.
Lidia
Lidia
team justin


Powrót do góry Go down

Korytarze Empty Re: Korytarze

Pisanie by Justin Pią Maj 13, 2011 8:48 pm

To, że bywałem zaćpany było wielkim pomówieniem, przecież ja byłem leciutko, tylko tak trochę, by mnie złe myśli nie zjadły. Wiem, że to jeszcze bardziej wpływało na moją psychikę, jeszcze bardziej pogłębiało cechy, które ja osobiście kocham, ale reszta ludzi zwyczajnie nie rozumie. To, że od czasu do czasu stawałem się Hulkiem, nie oznaczało, że jestem zły. W końcu kto by nie kochał zielonego potwora, który w rzeczywistości jest... Oj przecież wiecie jaki jest, nie będę po raz tysięczny powtarzał tych wszystkich słodkich określeń.
Teraz jednak mieliśmy poważniejszy problem, coś na głowie przeraziło mnie, ja przeraziłem Yael, krzyk Yael jeszcze bardziej przeraził mnie. Taki mały cyklon przerażeń pełen dziwnych wrażeń, bo nagle okazało się, że te małe coś, co Yael nazywała szynszylą leci w zwolnionym tempie na ziemię. Leci, leci. Kurwa, coś długo leci.
Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że coś obok nas śmignęło na wrotkach. I po ścianie. Nawet nie zdążyłem zobaczyć kto, tylko usłyszałem czyjeś słowa i myśli. Takie myślosłowa bardziej. Oooo, wiem jak to nazwać. Zaklęcia! Usłyszałem zaklęcie, które z całą pewnością należało do Lidii i to chyba ono sprawiło, że szynszyla leciała w zwolnionym tempie i zdążyłem ją złapać. I wtedy nastąpiło TO. To coś co człowiek czuje, gdy nie wie co czuje. To coś co czasem łapie nas niespodziewanie i potem nie potrafi puścić. Coś pięknego i niespodziewanego, co następnie osądza o naszym całym przyszłym życiu. Zakochałem się. Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, wprawdzie widziałem ją już wcześniej. Wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy, że byłbym zdolny pokochać taką istotę, w sumie taka myśl wydawała się naprawdę zabawna. Ale z uczuciami się nie walczy, trzeba je przyjąć godnie, jak mężczyzna.
Spojrzałem na Yael jak głupi z uśmiechem obłąkanego szaleńca.
- To jest piękne - wymruczałem do niej, a następnie przysunąłem szynszylę do swojej twarzy. - Czy nie jesteśmy podobni? - zapytałem, a następnie zacząłem się gapić na zwierzaka, jakbym właśnie zobaczył swoje nowo narodzone dziecko. Tak, właśnie zakochałem się w futrzaku. Nie wiedziałem jaka będzie nasza przyszłość, nie wiedziałem jak świat to przyjmie, ale czułem się niezmiernie szczęśliwy. Nawet już wyścig mnie nie obchodził, ani nawet to, że Lidia z pół spajdermenem właśnie mnie wyścignęli i pojechali dalej. - Patrz, przegrywam - mruknąłem obojętnie nawet nie wiem czy bardziej do szynszyli czy do Yael.
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

Korytarze Empty Re: Korytarze

Pisanie by Yael Sob Maj 14, 2011 10:39 am

Świat popędził czy ja tak zwolniłam? Nie potrafiłam wpasować się w tempo imprezy, wyścigu, tych śmiechów, pisków oraz sterty przekleństw. Pomyślałam sobie, że moje miejsce jest z boku. Oni przebiegają, a ja to dokumentuje. Może faktycznie powinnam się wrócić po aparat do pokoju? Na pewno większość byłaby zaskoczona tym co by zobaczyła na tych zdjęciach. Zamrugałam. Pomiędzy nami przemknęły dwa pociski, a zwierzak jakby nagle wolniej spadał. Na trzeźwo też można było widzieć podobne rzeczy? Odwróciłam głowę za tamtymi, ale już ich nie było widać. Tylko jakieś huki. Sprawdzić to? Nie. Z Justinem działo się coś złego. Widziałam jakieś cienie przemykające się po jego twarzy, wyglądał zupełnie tak jakby nad czymś głęboko dumał. To było tak do niego niepodobne. Justin nigdy nad niczym głęboko nie dumał. To nie był ten typ osobowości.
- Twój prezent - uściśliłam, jakby się jeszcze nie domyślił. - Wszystkiego najlepszego - dorzuciłam. Ta jego mina i to, że właśnie zapytał się mnie czy przypadkiem nie jest podobny do słodkiego, małego szynszylka sprawiło, że poczęłam się poważnie zastanawiać czy przypadkiem JJ'a nie trzeba się bać. - Tak, um, uderzające podobieństwo - zapewniłam go. To byłoby zbyt brutalne gdybym wyprowadziła go z jego złudzeń. Tam musiało mu być dobrze.
I znów przypomnieli mi się tamci. Przegrywał. O ile oni dalej byli w stanie jechać. Niebezpieczne miejsce. Chyba trzeba wstać. A dalej siedziałam, bezradnie rozglądając się po groszkowej okolicy. Przynajmniej nie miałam wrotek na nogach.
Yael
Yael
nimfa


Powrót do góry Go down

Korytarze Empty Re: Korytarze

Pisanie by Justin Sob Maj 14, 2011 2:09 pm

Od zawsze uważałem Yael za zajebiście uroczą dziewczynę, była taka dziwnie niewinna i wystraszona w swoich myślach. Zupełnie jak Lidia, ale jak widać tamta radziła sobie lepiej w towarzystwie, patrzcie tylko jak pognała na wrotkach. I tak nie odnajdą właściwego wejścia do kuchni. Znaczy po pewnym czasie może, ale nie tak od razu. Wracając do Yael, naprawdę zrobiło mi się jej szkoda, że poniekąd przeze mnie jest narażona na to wszystko. I kurczę ja na nią wpadłem, a ona do tej pory jeszcze nawet nie wstała. Na dodatek ona przyniosła mi prezent i złożyła mi życzenia, a ja patrzyłem jedynie na szynszylę. Byłem okropny, ale i tak zmieniać się nie zamierzałem, przynajmniej nie teraz. Dziś się bawię.
- Naprawdę mój? - zapytałem jedynie wzruszonym doszczętnie głosem. Mówiłem już wcześniej o prezentach, które najbardziej w świecie wyczekiwałem i musiałem przyznać że ten yaelowy był jednym z nich. Kto by się spodziewał, że to właśnie ona sprawi mi taką radochę, to było takie niespodziewane z jej strony i sprawiało, że jeszcze bardziej byłem zadowolony z szynszyli niż gdyby mi ją podarował taki Luke. Yael była kochana, ja wam to mówię, a jak ktoś zaprzeczy to zbiję na kwaśne jabłko. - Jesteś najwspanialszą osobą na świecie! - zawołałem do niej nachylając się do niej i przytulając jedną ręką. Jedną, bo w drugiej trzymałem szynszylę. A pote cały czas przytulając pomogłem jej wstać. To był niezły akrobatyczny myk z mojej strony patrząc na to, że byłem na wrotkach. - To prezent idealny! Będzie moim dzidziusiem! Tak, mały tatuś Justin już się tobą zaopiekuje, no pewnie - zaświergotałem do futrzaka, a potem nastąpił moment zastanowienia. Coś mi mówiło, że nie powinienem tego w tej chwili mówić. - Chcesz zostać jego mamą?
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

Korytarze Empty Re: Korytarze

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach