Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Wielkie Okno

+6
Mercedes
Christian
Barbie
Ana
Saturn
Mistrz Gry
10 posters

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Wielkie Okno - Page 2 Empty Re: Wielkie Okno

Pisanie by Mercedes Pią Gru 30, 2011 7:24 pm

Nie wiem jak mogłam tak pomyśleć. Czasami nie zastanawiam się co myślę, a co dopiero co mówię, więc od razu wybaczyłam sobie te chwilowe załamanie. Bo byłyby głupio być nie w sosie z powodu chwilowego bycia nie w sosie. Takie koło Macieju, które nie ma końca i tylko wpędza w niepożądane kompleksy. Niestety nawet mimo tego, że z natury byłam wesoła to pewne kompleksy miałam, jak każda dziewczyna. Ale własnie w takich chwilach gdy mnie one dopadały, albo dopadało mnie coś innego zawsze mogłam liczyć albo na Holly, albo na Fangore, albo nawet i na Anę! No i na mojego pysiaczka Aaronka, bo on nawet samym swoim uśmiechem potrafił poprawić mi humor. Aż szkoda, że go tu nie ma! Ale przemycę mu parę cukierków, żeby nie był smutny, że go nie zaprosiłam na piniatę. Po tym co powiedziała Holly musiałam w końcu uznać, że posiadanie piniaty musi być strasznie modne i dzięki temu mogłabym się stać bardzo popularna. Zawsze marzyłam o popularności, ale chyba nie w taki sposób. Nie przekupstwem.
Gdy Levi zajął się wieszaniem piniaty, co szło mu bardzo poważnie, że to tak ujmę. Lubię gdy ludzi traktowali takie sprawy poważnie, bo ja je uważałam za poważne. W każdym razie gdy on ją wieszał nachyliłam się do Holly, bo coś mnie strasznie niepokoiło.
- Myślisz, że on zje wszystkie cukierki? Wygląda na takiego co by zjadł i dopiero potem pomyślał, że powinien się podzielić - wyszeptałam do niej mając nadzieję, że mnie nowy kolega nie usłyszy. A miałam się czego obawiać, bo jednak nie potrafiłam mówić szeptem. Wolałam krzyczeć. Popatrzyłam uważnie na Holly czekając aż po raz kolejny mnie uspokoi. Nie wiem jak ona w ogóle wytrzymywała te wszystkie moje zmiany nastroi i wszystkie wątpliwości. Musiała byś strasznie cierpliwa.
- Jak wspaniale zawiesiłeś piniatę! - krzyknęłam pełna podziwu widząc efekt końcowy pracy Leviego. - Powinieneś zostać zawodowym wieszaczem piniat! To jakby przeznaczenie! - To co mówiłam mówiłam poważnie. W końcu mało komu się udaje powiesić prosto piniatę i to na takiej wysokości by można było ją dosięgnąć kijem. A jemu się udało.
Mercedes
Mercedes
*sparkle*


Powrót do góry Go down

Wielkie Okno - Page 2 Empty Re: Wielkie Okno

Pisanie by Holly Pią Gru 30, 2011 8:51 pm

Bycie nie w sosie jest charakterystyczne dla każdej przedstawicielki płci pięknej. Nie ma się więc co dziwić, że Mercedes przechodzi z jednego stanu do drugiego w kilka sekund. już dawno zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Sama w jakiś zadziwiający sposób unikałam huśtawki emocjonalnej i nawet się fochać nie umiałam. Mój foch trwał zazwyczaj jakieś trzy sekundy, po których to jego powód zaczynał przepraszać i się słodko uśmiechać. Zdecydowanie byłam za dobra dla ludzi, a szczególnie dla tych, na których mi zależało. Już częściej było mi smutno, albo czułam się zawiedziona, ale to i tak mi przechodziło.
Oczywiście, że każdy posiadający słodycze staje się automatycznie bardziej populatny. Otwierasz paczkę gumy do życia, czipsów, czasem papierosów i gwałtownie stajesz się najlepszym przyjacielem wszystkich dookoła. A po tym jak Cie wykorzystają to wracasz do domu z plakietką " Nieznajomy". Ot co.
Boże jaki ten chłopak kochany! Nawet sznurówkę z buta zdjął, żeby zawiesić to urocze coś, co zaraz i tak zostanie zniszczone. Ciekawe tylko czy zrobił to bo chciał żeby Mercedes (i w sumie ja też) się uśmiechnęła, czy z chęci zdobycia cukierków. Pewnie i jedno i drugie. Ale to nie wyklucza faktu, że jest kochany.
- Fakt... ale chyba nie da rady gwałtownie zgarnąć wszystkich nie? Poza tym tak się stara, że to chyba niemożliwe - ja w przeciwieństwie do przyjaciółki opanowałam tą trudną technikę jaką jest szept. - Spoko jakby co to na pewno mu na to nie pozwolimy... chyba, że poza bycie jakimś człowiekiem pająkiem zna się także na telekinezie - popatrzyłam zapobiegawczo na fikusa stojącego w rogu pomieszczenia. Nazwałam go kiedyś Greg. Może nam pomoże!
- Dziękujemy! - i tym razem mój głos został chyba zagłuszony przez Mercedes. Ale oj tam oj tam. - Byłbyś czadowym superbohaterem. Wiesz coś jak połączenie Batmana i Spidermana! - zaaprobowałam wesoło. Teraz pozostał do rozwiąznia jeszcze jeden problem. KIJ!
Holly
Holly
~ * ~


Powrót do góry Go down

Wielkie Okno - Page 2 Empty Re: Wielkie Okno

Pisanie by Levi Sob Gru 31, 2011 10:45 am

O matko, ja chcę się tam przeprowadzić. Do kraju, w którym za powieszenie piniaty można zostać bohaterem narodowym! No poważnie, u mnie, w Holandii, pewnie bym dostał jeszcze w łeb za to, że biegam po ścianach, czego mi stanowczo nie wolno. A zwłaszcza nie w butach, za te brudne ślady na suficie zostałem nagrodzony awanturą stulecia.
Nawet już rozważałem zostanie superbohaterem - tylko takim na pół etatu, bo tak superbohaterować przez cały czas...? - kiedy dotarł do mnie pewien fakt. Wszyscy superbohaterowie noszą maski, a ja w swojej wyglądałbym głupio. Bo mam za długie kudły, a przecież jako heros nie mógłbym ich wiązać za pomocą... jakiejś siatki, czy coś. W razie ewentualnej demaskacji spaliłbym się ze wstydu!
- Chyba będę jednak zawodowo rozwieszać piniaty - stwierdziłem, po chwili zadumy. - Bo mam za dużo włosów.
Jakoś nie czułem potrzeby rozwijania tej myśli. Rozejrzałem się i w końcu dostrzegłem dwa kijki, które od dłuższej chwili były na dobrej drodze do zgubienia się, bo cała nasza trójka stopniowo oddalała się od okna. Uśmiechnąłem się do dziewczyn i poszedłem po nie, ponieważ jako dżentelmen mam obowiązek bycia wykorzystywanym przez damy. Tata tak kiedyś mówił, albo mówił coś podobnego, ale sens na pewno był ten sam.
- Panie przodem! - rzekłem, wręczając kijek zarówno Mercedes, jak i Holly. - A ja będę sędziował!
Nie wiedziałem dokładnie, co można sędziować przy zbijaniu piniaty, ale zająłem strategiczne miejsce przy oknie, wpatrując się bacznie w kukłę wypełnioną cukierkami.
Levi
Levi
~ * ~


Powrót do góry Go down

Wielkie Okno - Page 2 Empty Re: Wielkie Okno

Pisanie by Mercedes Sob Gru 31, 2011 1:01 pm

No ja nie wiedziałam czy to co Holly mówi było prawdą, ale nawet chciałabym żeby tak było. Tylko zdołałam się już przekonać, że raczej to w tym świecie co my żyjemy wszystko jest możliwe i trudno jest przewidzieć co się stanie. Jest wiele możliwości na to co by mógł zrobić Levi by zgarnąć wszystkie cukierki, a co jedna to była gorsza. Im bardziej nad tym myślałam, tym bardziej byłam przestraszona i załamana.
- No to miejmy jeszcze tylko nadzieję, że nie jest pół żabą, której długi język lepi się do cukierków, bo z taką to nie mamy szans - po raz ostatni wyszeptałam do Holly, znaczy moim zdaniem wyszeptałam, ale ja nie wiem jaki to był szept bo ja sama siebie nie słyszę. To musiałby osądzić ktoś inny. Na przykład taki Levi, ale on wcale nie wyglądał na takiego co by zauważył, że go obgadujemy podczas gdy on robi za nas robotę.
Szczęśliwa przyjęłam od niego kij i aż zapiszczałam z radości. Piszczenie było u mnie częste. Pamiętam jak pierwszy raz zapiszczałam w swoim życiu i to była nawet śmieszna przygoda, bo potem tydzień się z moich pisków śmiali chłopcy. Zapiszczałam bo wielki wąż wlazł mi do buta. Ale nie chodzi o powód, a właśnie o ten tydzień po. Bo ja uznałam, że skoro się ze mnie śmieją aż tak długo to to naprawdę musi być śmieszne, a ja lubię gdy ludzie są radośni więc postanowiłam zapewnić im stałe piszczenie. O dziwo wcale się im nie znudziło. Tylko jak już przeszłam do innego środowiska, z dala od moich przyjaciół, to ludzie dziwnie przyjmowali moje piszczenie.
- A masz ty cukierkowa bombo! - zawołałam z całej siły uderzając w piniatę. Nie wiem czy ktoś to zauważył ale naumyślnie pominąłem tą część z zawiązywaniem oczów osób trzymających kijki. Nie wiem czy oni wiedzieli, ale ja wolałam jednak nie. Bo wciąż się bałam, że może Levi coś knuje i wykorzysta nasze zamknięte oczy by zabrać te cukierki. Tak ja z Holly mamy większe szanse.
Mercedes
Mercedes
*sparkle*


Powrót do góry Go down

Wielkie Okno - Page 2 Empty Re: Wielkie Okno

Pisanie by Holly Pon Sty 02, 2012 10:26 pm

Ciekawe czy w Panamie taki rozwieszacz pinat dużo zarabia. Może byłby tam kimś wyjątkowo poważanym i w ogóle czczonym, trochę tak jak krowy w Indiach. Może zbudowali by mu pomnik i nosili na lektyce. To by było ciekawe. Moje wyobrażenia na temat Panamy raczej były mocno przesadzone, ale nigdy tam nie byłam, a co kraj to obyczaj. Może tam mają taki. Moja teoria chyba była mocno przesadzona, ponieważ Mercedes jakoś nie zbierała się do czczenia Leviego. Więc trochę to wszystko gwałtownie stało się mocno naciągane.
- Czemu za dużo? - zapytałam odrobinę zbita z tropu. - Może wprowadziłbyś nową modę do świata superbohaterów i gwałtownie wszyscy nosiliby długie włosy - to by było śmieszne. Supermen z długimi włosami, albo Batman. Najtrudniej byłoby ze spidermenem, bo jak by chował włosy pod ten czepek czy co on tam nosił.
Aż się zastanawiałam czy Levi nie usłyszał słów mojej przyjaciółki... tak głośno mówiła. W sumie mogłoby to zranić jego uczucia, bo chłopak tak się starał, a tu jeszcze jest podejrzany o zagarnianie słodkości. Nie ładnie. Mi na jego miejscu byłoby przykro.
Pochwyciłam ochoczo kij i przybrałam minę prawdziwego żołnierza, który szykuje się na pole walki. Taka byłam dzielna, a co! Trochę zastanowił mnie fakt dlaczego nie zakładamy tych śmiesznych opasek, ale w końcu nie ja tu jestem specem od pinat. Zamachnęłam się i uderzyłam w niewinne stworzonko, ale ani myślało wpuścić nas do swojego brzucha. Uderzyłam ponownie. Trzeba się dostać do źródła słodyczy!
Holly
Holly
~ * ~


Powrót do góry Go down

Wielkie Okno - Page 2 Empty Re: Wielkie Okno

Pisanie by Mercedes Nie Sty 08, 2012 10:06 pm

Jak dla mnie długość w włosów nie miała znaczenia w byciu superbohaterem, a tak właściwie to mając długie włosy ma się większe szanse wygranej w starciu ze super złoczyńcą. Dlaczego? Przecież to takie proste. Można nawet parę powodów podać. Po pierwsze kamuflaż, złoczyńca nigdy się nie domyśli, że przyjdzie mu walczyć z chłopakiem o długich włosach, bo takich superbohaterów nie ma. Taki fajny element zaskoczenia. Po drugie długie włosy u chłopaka świadczą o indywidualności, co za tym idzie większej kreatywności. Taki bardziej kreatywny Levi będzie miał większe szanse na wygraną. I po trzecie, teraz długie włosy u chłopaków są modne. A przecież wiadomo jak wielkie ma znaczenie dla superbohatera uznanie innych. Superbohater nie byłby superbohaterem gdyby nie miał swojej miłości i wielu wielbicieli. Myślę, ze ja mogłabym pokochać takiego superbohatera jak Levi, ale ja chyba się nie nadaję na taką dziewczynę... Bo dziewczyna superbohatera musi być stała w uczuciach i mądra, a ja przecież wiedziałam, że taka nie jestem. Wczoraj kochałam tego chłopaka na przyjęciu i myślałam, że zostanie moim mężem, a dzisiaj zamierzam pójść do Ashley'a. I ja doskonale wiedziałam w jakim celu. Byłam bardziej odpowiednia na dziewczynę super złoczyńcy, chociaż one są zazwyczaj brzydkie. A ja byłam ładna. Ech...
- Dajesz, Holly, mocniej! - zawołałam gdy Holly zaczęła za moim przykładem uderzać w piniatę. I biliśmy aż się cukierki nie posypały. Moje ulubione cukierki prosto z Panamy! Strasznie tęskniłam za tamtym miejscem, ale w tej chwili nie mogłam się żalić. Bo miałam przy sobie naprawdę wspaniałych ludzi, którzy są gotowi bawić się ze mną na wiele różnych sposobów i to się właśnie liczyło!
Gdy już byliśmy napełnieni po brzegi cukierkami, że aż się z nas wylewało postanowiliśmy rozstać się na trochę. Levi miał gdzieś iść, Holly też, a ja pomyślałam sobie, że może posiedzę sobie przy kominku czekając na fałszywych mikołajów. Z nimi zawsze była zabawa.
//koniec
Mercedes
Mercedes
*sparkle*


Powrót do góry Go down

Wielkie Okno - Page 2 Empty Re: Wielkie Okno

Pisanie by Gerda Nie Lut 12, 2012 6:08 pm

/dawno nie grałam, więc wiesz

Zapewne dla nikogo kto znał Gerdę nie byłoby większym zaskoczeniem stwierdzenie, że dziewczę czuło się naprawdę unieszczęśliwione. W końcu z natury była osobą melancholijnie i pesymistycznie nastawioną do otaczającego świata, chociaż nigdy nie zamęczała nikogo bezpośrednio swoimi problemami. Nie chodziło nawet o to, że nikogo nie darzyła wystarczającym zaufaniem, by dzielić się kłopotami nękającymi jej kruche serduszko - wszak miała parę osób, którym byłaby w stanie powierzyć własne życie - ale o to, by broń boże nie zawracać nikomu głowy. Jako osoba o wyjątkowo niskim poczuciu własnej wartości uparcie wmawiała sobie, że taka Yael czy Leila ma swoje własne zmartwienia i wielkim nadużyciem przyjaźni byłoby bezcelowe zwierzanie się z własnych błahych problemów. Gerdzia jako istota niebywale naiwna naprawdę wierzyła, że ona sama zajebiście sobie radzi ze swoimi dylematami - co oczywiście było całkowitą nieprawdą, szczególnie ostatnio. Cóż, być może właśnie ta niechęć do zwierzania się komukolwiek z problemów była poniekąd powodem, dla którego Verkerk czuła się taka zagubiona. Bo widzicie, Gerda nigdy w życiu nie miała ani kochającej mamy, która od dzieciństwa opowiadałaby jej piękne bajki o prawdziwej miłości albo która tłumaczyłaby jej na czym właściwie polegają takie głębokie uczucia jak zakochanie, ani całego stada chichoczących koleżanek, z którymi wymieniałaby się w szkole uwagami na temat kolegów. Zawsze trzymała się z boku, a o wszystkich sprawach damsko-męskich miała pojęcie czysto teoretyczne, oparte na wiedzy z książek. Czyli, powiedzmy sobie szczerze, zerowe. W każdym razie, gdyby Gerda kiedykolwiek porozmawiała z kimś szczerze o sprawach uczuciowych znacznie wcześniej zorientowałaby się, że wszystkie ostatnie nowości w jej odczuciach oraz zachowaniu zwiastują jedno - zmieniły się jej uczucia względem najlepszego przyjaciela. Oczywiście zawsze wiedziała, że darzy Kostka głębszymi uczuciami niż kogokolwiek innego na świecie, jednakże były to uczucia natury czysto platonicznej, takiej, na jakiej zasadach zawsze powinna opierać się przyjaźń damsko-męska. Zupełnie jakby nie potrafiła postrzegać go w innej kategorii. A potem, gdzieś po drodze, nawet nie wiedzieć kiedy, coś zaczęło się zmieniać, chociaż sama zupełnie tego nie dostrzegała; zupełnie jak gdyby to podświadomość próbowała ją popchnąć w kierunku Konstantego, a ona usilnie starała się do tego nie zaakceptować. Uparcie nie dopuszczała do siebie prawdy o uczuciach względem przyjaciela, nawet wtedy, kiedy mimowolnie zaczęła uśmiechać się do siebie na samo wspomnienie Berlioza, ani wtedy, kiedy przyłapywała się na tym, że nie potrafiła nie wracać do niego myślami w odstępach dłuższych niż dziesięciominutowe, niezależnie od tego czy zajęta była czytaniem czy też dokarmianiem biednych ptaków, ani nawet wtedy, gdy zaczął śnić się jej niemal co noc. (I, kurwa, z łaski swojej nie próbujcie zinterpretować tego w jakiś zboczony sposób, bo to jest Gerda, ona nie miałaby takiej śmiałości żeby śnić o seksie czy coś. Wyobraźcie sobie zamiast tego jakąś łąkę po której biegną sobie w zwolnionym tempie albo cokolwiek w tym klimacie, zboczeńce). Żeby było śmieszniej, gdy w końcu przyjęła do wiadomości fakt, że jest zakochana w swoim najlepszym przyjacielu uświadomiła sobie jednocześnie jeszcze jedną rzecz. Mianowicie, że jej uczucie jest absolutnie bezcelowe. W końcu, z tego co wiedziała, Kostek nie gustował w płci pięknej, a dodatkowo miał już swój obiekt westchnień. Takie przynajmniej odnosiła wrażenie, ponieważ wiele słyszała na temat jego przyjaźni z Jamesem i była przekonana, iż to on jest tym, z którym Konstanty naprawdę byłby szczęśliwy. A czegóż więcej mogła chcieć tak niewinna i prostolinijna osoba jak Gerda, niźli tego, by jej ukochany był naprawdę szczęśliwy?
Tak właśnie Verkerk znalazła się w sytuacji praktycznie pozbawionej wyjścia. Z jednej strony zupełnie nie radziła sobie ze swoimi uczuciami, ale z drugiej nie chciała nikomu o nich mówić, żeby nie narazić się na śmieszność; z jednej strony chciała zrobić wszystko, by jakoś powrócić do swojego czysto platonicznego nastawienia do Kostka, czyli ograniczyć spotkania z nim, by chociaż trochę zapomnieć, ale z drugiej nie wyobrażała sobie dnia bez zamienienia z nim chociaż paru lakonicznych zdań; z jednej strony cieszyła się, że jej przyjaciel prawdopodobnie będzie z kimś szczęśliwy, ale z drugiej nie mogła opanować lekkiego ukłucia zazdrości za każdym razem, kiedy słyszała o Jamesie i tak dalej, i tak dalej. To wszystko naprawdę było za dużym ciężarem na jej kruchutkie serduszko. Dlatego też ostatnio Gerdzia znajdowała się w jeszcze podlejszym nastroju niż zwykle, choć za wszelką cenę starała się nie dać tego po sobie poznać. Po prostu zajmowała się tymi samymi czynnościami co zwykle i spełniała swoje wszystkie obowiązki, czyniąc to zupełnie mechanicznie, by na koniec dnia zaszyć się w pokoju jako bezpiecznej kryjówce od okrutnego świata i tam w spokoju rozmyślać nad beznadziejnością własnej egzystencji. Proste. Akurat na to popołudnie przypadało dokarmianie bezbronnych norweskich ptaszków, więc Gerda w swoim zwyczajowym szybkim tempie odwiedzała wszystkie znane jej karminiki i sypała jakieś okruchy czy cokolwiek. Może nie zagłębiajmy się tutaj w szczegóły, bo szczerze mówiąc nie mam bladego pojęcia jakie ptaki żyją w takim klimacie ani tym bardziej czym się żywią, więc po prostu poprzestańmy na takich ogólnikach. Wyrobiwszy swoją dzienną normę altruizmu weszła do rezydencji przez najbliższe przejście, prowadzące właśnie do pokoju z wielkim oknem, i jeszcze w drzwiach otrzepała płaszczyk i buty, żeby przypadkiem nie nabrudzić. Dopiero kiedy upewniła się że nie wniesie do środka żadnego śniegu ani błota przekroczyła próg pokoju, a wtedy uświadomiła sobie, że nie jest w pomieszczeniu sama. Nietrudno chyba się domyślić, na kogo wpadła. Teoretycznie nie powinna czuć się zaskoczona ani skrępowana widokiem Kostka, bo po pierwsze spotykali się codziennie i przesiadywali wspólnie długimi godzinami bez cienia jakiegokolwiek zawstydzenia, a po drugie miała jego obraz przed oczami praktycznie co dziesięć sekund, ale mimo wszystko trochę ją przymurowało. O ileż inaczej patrzyło się na tę samą osobę ze świadomością, że znaczy dla ciebie znacznie więcej niż mógłbyś się tego spodziewać! Pokonawszy chwilowe zawstydzenie, uśmiechnęła się lekko do przyjaciela i zamknęła za sobą drzwi.
- Cześć, Kostek - powiedziała, mimowolnie rozchmurzając się na sam jego widok. - Właśnie o tobie myślałam - Przyłożyła zmarznięte dłonie do zaczerwienionych od mrozu policzków, by jakoś się rozgrzać, a uświadomiwszy sobie, że jej wypowiedź może zabrzmieć zbyt śmiało natychmiast się zreflektowała. - To znaczy miałam nadzieję, że może wyciągnę cię dzisiaj do kuchni na filiżankę herbaty na rozgrzanie. Jest zdecydowanie zbyt zimno - W sumie gadała trochę bez sensu, co nie zdarzało jej się prawie nigdy. No ale sytuacja była wyjątkowa. Serio, jak często w swoim życiu próbujesz zachowywać się naturalnie przy przyjacielu, w którym jesteś zakochana, chociaż wiesz, że on najprawdopodobniej kocha innego faceta? No właśnie. Gerdzia powoli zaczynała być mistrzynią w tej dyscyplinie.
Gerda
Gerda
jestem cnotką


Powrót do góry Go down

Wielkie Okno - Page 2 Empty Re: Wielkie Okno

Pisanie by Konstanty Pon Lut 13, 2012 12:24 am

Zapewne dla nikogo kto znał Kostka nie było zaskoczeniem to, że w tym akurat momencie się zadręczał. Ten materiał jest niemal stworzony po to by cierpieć, by zmuszać siebie do niepotrzebnych uniesień, których w prosty sposób mógłby uniknąć, gdyby tylko chciał. No właśnie. Wszystko od zawsze zależało od podejścia do sprawy, a Konstanty posiadał właśnie te najgorsze. Nie był człowiekiem, którego natura nakazywała widzieć same dobre rzeczy. Nie był osobą, która w pierwszej kolejności zwracała uwagę na to co ma pozytywny oddźwięk. Był Kostkiem, który właśnie dzięki temu dziwnemu przypadkowi dostrzegania mniej miłych rzeczy, wykształcił w sobie tą wrażliwość na wszystko to co go otaczało. Gdyby nie był tak pesymistycznie nastawiony do świata, kto wie co by z niego wyrosło. Dlatego też nie wolno mówić, że pesymizm jest złą cechą charakteru, bo po raz kolejny wszystko zależy od podejścia do sprawy. Konstanty do wszystkiego podchodził właśnie z pełną gamą uczuć, które łatwo można było zbezcześcić nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Bo to co dotyczyły Kostka od zawsze było o wiele bardziej delikatne niż można sobie było wyobrazić. Delikatne było to jak odczuwał zapachy, delikatne było to jak próbował stawiać kroki, te niezdarne kroki, które tak często wpędzały go w tarapaty, delikatne było to jak wzdychał z odległości do swojej jedynej prawdziwej miłości. Bo właśnie tym się na ten czas zajmował. Przechodził zupełnie przypadkowo niedaleko wielkiego okna, gdy kątek oka dostrzegł znajomą sylwetkę i serce niemal wyskoczyło mu z piersi. Gerda. Czy mogła być na tym świecie istota bardziej doskonała niż ona? Czy ktokolwiek w pobliżu posiadał choćby ułamek jej uroku osobistego? Odpowiedzi na te pytania były proste, a sam Kostek nawet nie musiał przekładać je na jakikolwiek język, choć aktualnie posługiwał się trzema. Ale to nieważne. Nieważne, bo najważniejszym językiem znającym odpowiedzi na wszystko był język serca, które aż się rwało do tego by podejść bliżej. Niestety serce to jedno, a ciało i rozum drugie. To pierwsze się rwało, lecz pozostałe z całych sił trzymało go w ukryciu. Dlaczego? Bo Kostek mogąc w ten sposób obserwować Gerdę nie musiał skrywać swojej miny, ani innych odruchów. Mógł wzdychać kiedy tylko będzie miał na to ochotę, mógł przygryzać warkę i w zupełnie niczym się nie wstrzymać. Bo gdy był z Gerdą nie mógł. To nie znaczy, że nie lubił z nią przebywać! On wręcz kochał te chwile! Po prostu będąc Gerdą zamiast wzdychania musiał wstrzymywać oddech, zamiast przygryzania wargi musiał wbijać sobie paznokcie w różne części ciała, no i zamiast zachowywania się swobodnie musiał udawać. Udawać to, że wcale nie zależy mu tak bardzo na Gerdzie jak to było w rzeczywistości. Zapytacie co takie stoi na drodze, by Kostek wyznał swoje uczucia? Największą barierą był on sam. On, Konstanty Nikołajewicz, który zupełnie nieświadomie wplątał się w coś w co nie do końca rozumiał, a tym samym nie potrafił się wydobyć. I choć zasięgał rad u największych znawców natury ludzkiej, u swojego największego autorytetu, którym był jego brat, to i tak nie potrafił uczynić żadnego radykalnego kroku. I choć w święta był tego bliski to i tak stchórzył. Nie powiedział tego co zamierzał. Był zwyczajnym mięczakiem jak zawsze. Wolał zadręczać się tym, że nie może być z Gerdą, niż chociaż spróbować. Nie trzeba jednak winić chłopca. W końcu go znacie, macie pojęcie o tym co przeżył, jakie były jego losy i wiecie przede wszystkim jakie było podejście. On zwyczajnie panicznie się bał odtrącenia i nawet miał ku temu powód. Gdyby Gerda nie odwzajemniła jego uczuć, co by się z nim stało? Jaki los by go spotkał? Czy odnalazłby jakikolwiek sens w swoim życiu? Na te pytanie serce Kostka nie było w stanie odpowiedzieć, w końcu ono też było częścią chłopaka równie wrażliwą jak on sam.
Konstanty uśmiechnął się do Gerdy, gdy ta przywitała się z nim. Wyglądał już na w miarę spokojnego, bo zdołał się przygotować na rozmowę z dziewczyną, zanim ta weszła do środka. Pewnie bez przygotowania byłby gorzej przestraszony niż ona. Ale tak... Tak ponownie zaczynała się gra pozorów, gra najlepszego przyjaciela, gra polegająca na ukrywaniu prawdziwych uczuć. Kostek nigdy nie był dobry w żadnych grach, może poza szachów, ale w tym przypadku tak bardzo się starał, że trudno było nie zauważyć efektów.
- Cześć Gerda. O mnie? To już głupszych tematów do myślenie to nie miałaś - zawstydził się trochę, a na policzkach pojawiły się lekkie rumieńce. Teraz było głupio przyznawać, że on również o niej myślał. Bo jak miał nie myśleć, skoro obserwował ją od jakiegoś czasu? - Widziałem jak karmiłaś ptaki, to takie wspaniałe, że ktoś o nie dba. Następnym razem koniecznie muszę ci pomóc! - W końcu to była jakaś kolejne okazja w czasie, której mógł się z nią spotkać. Choć Kostek nigdy nie narzekał na to, że mało czasu z nią spędza. Właściwie właśnie z Gerdą spędzał go najwięcej. Choć dla niego byłoby mało nawet wtedy kiedy przebywał z nią dwadzieścia cztery godziny na dobę. - Herbata to wspaniały pomysł - przyznał jednocześnie zaniepokojony przyglądając się aurze Gerdy. Musiał ją sprawdzić, koniecznie, przecież nie wybaczył by sobie tego jakby Gerda zachorowała, a on by temu nie zapobiegł. Czuł, że musi się nią opiekować, choć przecież wiadomo, ze sam o siebie zadbać nie potrafi.
Konstanty
Konstanty
urocza dziewica


Powrót do góry Go down

Wielkie Okno - Page 2 Empty Re: Wielkie Okno

Pisanie by Gerda Wto Lut 14, 2012 12:05 am

Gdyby tylko Gerdzia była świadoma tego, jak bardzo Kostek musiał męczyć się w jej towarzystwie, to znaczy że nie mógł zachowywać się naturalnie i przez cały czas praktycznie grał, tworząc iluzję osoby którą według niego powinien być, chyba by się załamała. Bardzo ceniła sobie w ich relacji to że zawsze zachowywali się w swoim towarzystwie naturalnie, bez wystudiowanej uprzejmości, grzecznościowych rozmów o pogodzie z braku wspólnych tematów czy sztucznego zainteresowania wypowiedzią drugiej osoby. Dla niej towarzystwo Konstantego było czymś tak naturalnym, że nie wyobrażała sobie jak mogła kiedyś egzystować nie znając go i nie mając możliwości porozmawiania z nim codziennie. Być może kogoś o bardziej otwartym na świat usposobieniu w ogóle nie zdziwiłby fakt, że można czuć się w towarzystwie drugiej osoby tak samo dobrze, a nawet lepiej niż w samotności, ale dla Gerdy było to naprawdę wielkim krokiem w przód. I chociaż w rezydencji nawiązała dużo jak na siebie znajomości i zdobyła podstawowe zaufanie do kilku ludzi, nadal nie mogła się nadziwić jakim cudem tak dobrze się z kimś dogadywała. Uwielbiała i podziwiała w Konstantym praktycznie każdą cechę i o żadnej nie potrafiła myśleć inaczej niż w superlatywach. Czasami odnosiła wrażenie, choć kiedy tylko przychodziła jej ta myśl natychmiast zaczynała się wstydzić swojej własnej naiwności, że Berlioz był osobą, z powodu której jej całe życie ułożyło się tak a nie inaczej. Wcale nie była jakąś fanką wierzeń w mocno oddziałującą na życie siłę wyższą ani przeznaczenie, ale gdzieś w głębi serduszka lubiła myśleć, że wszystkie te niedogodności które musiała do tej pory przecierpieć zaprowadziły ją do Norwegii właśnie po to, by poznała Konstantego, który stał się punktem zwrotnym w jej życiu. Brzmiało to jak streszczenie historii z jakiejś pięknej bajki. I chociaż za każdym razem kiedy snuła podobne wizje miała pełną świadomość, że ich historia nie będzie mogła zostać określona mianem miłosnej, a przynajmniej nie spełnionej, i tak cieszyła się z tego, że miała takiego przyjaciela. Oczywiście Gerda nie była żadną niepoprawną optymistką; pod względem spojrzenia na świat bliżej było jej do pesymistycznego podejścia Kostka, ale przez tak długi okres swojego życia nie miała nic, że teraz starała się doceniać każdą drobnostkę. Dodatkowo zawsze powtarzała sobie, że nigdy nie może zapominać o innych ludziach oraz istotach, które nie miały tyle szczęścia co ona i nie mogą żyć w dobrobycie, i starała się pomagać na każdym kroku jak tylko mogła. Stąd między innymi brał się jej zwyczaj karmienia ptaków. Bo skoro dla niej nie stanowiło żadnego problemu zabranie z kuchni kilku starych bułek, a taki gest mógł ocalić kilka niewinnych, małych istnień, to jak okropnym człowiekiem byłaby, gdyby tego nie wykorzystała? Dla niektórych zapewne byłaby to nic nie znacząca błahostka, ale Gerda nie mogłaby sobie tego wybaczyć do końca życia.
Uśmiechnęła się delikatnie, nieco nieśmiało, gdy wypowiedział się z tą cudowną charakterystyczną dla niego skromnością, jednocześnie zachwycając się w myślach jak dobrze wyglądał nawet wtedy, gdy był widocznie zmieszany. Jej policzki również pokryłyby się rumieńcem zdradzając zakłopotanie gdyby nie fakt, że już dawno poróżowiały od mrozu panującego na zewnątrz.
- Hm, dziękuję, ale to przecież nic takiego. W końcu każda istota zasługuje na odrobinę uwagi ze strony innych. Co prawda wiem, że nie uchronię wszystkich ptaków mieszkających w okolicy, ale mam nadzieję, że pomogę przetrwać zimę chociaż kilku - Trochę posmutniała na myśl o tym, że nie jest w stanie pomóc każdemu kto tego potrzebuje. Gerda była osobą o tak neurotycznym usposobieniu, że obwiniała się o całe zło świata, a raczej o to, że nie potrafiła mu zapobiec. - Chociaż jeśli naprawdę będziesz chciał mi pomóc, może razem uda nam się zdziałać trochę więcej - dodała z wdzięcznością. Pozbyła się płaszczyka i szalika i odłożyła je gdzieś na bok, kątem oka rejestrując, że Konstanty uważnie się jej przygląda. Znała go wystarczająco dobrze by wiedzieć, iż właśnie sprawdza jej aurę. A co jeśli wyczyta z niej, że tak naprawdę znaczy dla niej więcej niż przyjaciel? Z jakiejś irracjonalnej przyczyny czuła się winna uczuć jakie do niego żywiła, a na dodatek za nic nie chciała by się o nich do wiedział. Co jeśli wtedy nie będzie w stanie dalej się z nią przyjaźnić? Albo jeśli uzna ją za oszustkę? Gerda nie potrafiła sobie wyobrazić niczego gorszego niż pogorszenie kontaktów z Berliozem. Nie miała pojęcia na czym polega postrzeganie aury, ale bała się, że Konstanty wyczyta z niej wszystko bez żadnego wysiłku. Że dowie się o tym, w jaki sposób o nim myśli albo marzy. Że zrozumie, iż wbrew sobie chciałaby być z nim blisko nie tylko tak jak teraz, psychicznie, ale również w ten najprostszy fizyczny sposób. Że chciałaby móc wspiąć się na palce i musnąć swoimi wargami jego usta (ta myśl była nie tylko fascynująca, ale zarazem bezgranicznie zawstydzająca), pogładzić dłonią jego gładki policzek, schować się w jego ramionach albo po prostu siedzieć blisko, trzymając go za rękę i chłonąc jego obecność. Wstydziła się swoich pragnień tym mocniej, że nigdy do tej pory nie myślała o fizycznym kontakcie tak często i z taką śmiałością jak teraz. Wiedziała jednak, że bezcelowa byłaby walka z własnymi myślami. Ze ścieżki na której się znalazła po prostu nie było już odwrotu.
Gerda
Gerda
jestem cnotką


Powrót do góry Go down

Wielkie Okno - Page 2 Empty Re: Wielkie Okno

Pisanie by Konstanty Czw Lut 16, 2012 8:37 pm

Gdyby to jednak było zwyczajne męczenie się, gdyby było prostym uczuciem przynoszącym same minusy, gdyby jednocześnie nie było nadzwyczajną bramą prowadzącą do tych głębszych przeżyć, które w żadnym wypadku nie wypada nazwać męczącymi, to by Kostek zwyczajnie sobie odpuścił. Ale nie mógł. Bo właśnie te całe stwarzanie pozorów, udawanie i skrywanie prawdy przed Gerdą, miało coś na celu. Nie było błahym widzimisię, było czymś co Konstanty uważał za konieczne jeżeli nadal chce doznawać pozostałych uniesień jakie ma szansę doświadczać podczas przebywania z Gerdą. Te uniesienia były chwilami, które potrafiły działać cuda z Kostkiem, jednocześnie były bardzo proste, ale posiadały tak głęboką dusze, że można by było na ich podstawie pisać miliony wierszy. I Kostek je tworzył, lecz chował je głęboko w tajemne miejsce, by nigdy nie ujrzały światła dziennego. W końcu z nich dało się wyczytać wszystko o tym co Kostek czuje, jak postrzega świat, a nawet jak krytykuje niektóre sprawy. Tak, krytykuje, choć tak bardzo tego nie lubi, choć wie, że ta krytyka więcej cierpienia dostarcza mu niż reszcie światu. Bo on cierpiał ogromne męki, gdy nastawała sytuacja stawiająca go w roli oprawcy, o wiele bardziej, gdy ktoś inny znęcał się nad nim. Bo wiedział, że on tu jest największym winowajcą, że on odpowiada za swoje czyny i nikt nie powinien się nad nim litować, bo na to po prostu nie zasługuje. Tak samo teraz, czuł się okropnie ze swoim bagażem. Tak bardzo chciał być szczery z Gerdą i taki był w większości spraw, lecz gdy przychodziło do jego uczuć względem niej to musiał kłamać, lawirować, omijać temat. Było mu ciężko i czasami, gdy już siadał samotnie w pokoju, dawało to mu nieźle w kość. Zaczynały go nękać wyrzuty sumienia, zaczynał żałować całego dnia i jedynie małe jasne punkciki dobrych wspomnień utrzymywały go przy zdrowych zmysłach. Tymi punkcikami był również przywoływany wielokrotnie w myślach obraz Gerdy. Bo nie tylko ona go sobie wyobrażała dniem i nocą, śniła o nim i marzyła o nieosiągalnych rzeczach. On sam również oddawał się tym wizjom, dawał się ponieść tym złudzeniom i jeszcze bardziej pogłębiał swoją depresję.
Jakie to było żałosne, że obydwoje cierpieli tak bardzo, choć od szczęście dzielił ich ten mały krok. Taki śmieszny mały krok, który można by było robić w każdej chwili. Nie wymagał za wiele energii, nie był szczególnie trudny, nie trzeba było się do niego przygotowywać, wystarczyło jedynie dać ponieść się uczuciu. Lecz z postawieniem tego kroku wiązała się również pewna cecha, której brakowało zarówno Konstantemu jak i Gerdzie, mianowicie poczucia własnej wartości i odwagi. Gdyby choć raz Kostek potrafił pomyśleć pozytywniej na swój temat to na pewno jego sytuacja nie przedstawiała by się tak tragicznie jak teraz. Niestety łatwo powiedzieć, trudniej jego samego zmotywować do działania.
- Jetem pewien, że wszystkie ptaki w okolicy doceniają to co dla nich robić. A ja sam jestem pełen podziwu po raz kolejny jaka jesteś cudowna. - Uwielbiał ją chwalić, choć zawsze bał się, że robiąc to posunie się za daleko, że w pewnej chwili przekroczy relację przyjaciółka-przyjaciel. Obawiał się, że Gerda to zauważy i zacznie być podejrzliwa, że dojrzy to co tak starannie przed nią ukrywa. Ale tak trudno było nie mówić jej takich rzeczy, gdy taka właśnie była prawda. Trudno było też stać od niej w takiej odległości i przyglądać się biernie temu jak odkłada kurtkę, jak robi tysiąc innych rzeczy wiedząc przy tym, że nie może podejść bliżej i chwycić ją za rękę, objąć, powąchać szyję... O CZYM ON MYŚLI! Natychmiast przestał odpływać. Coraz częściej zdarzało mu się mieć takie myśli w obecności Gerdy i z przykrością musiał stwierdzić, że były od niego silniejsze. Tak silne, że właśnie w tym momencie mimo tego, że zdrowy rozsądek krzyczał w środku podszedł do niej bliżej. Spojrzał jej głęboko w oczy, a sekundy kiedy to robił dłużyły się w nieskończoność. Nie oddychał stojąc tak blisko, nie raczył nawet za wiele myśleć, bo bał się, że myśli mogłyby mu się wyślizgnąć poza ramy umysłu. Końcowym stadium tej dosyć dziwnej chwili było przeniesienie wzroku z oczu Gerdy gdzieś wyżej, na czubek jej głowy. Co nie było takie trudne, z racji tego jaki Kostek był wysoki. Miał cel spojrzenia w to miejsce, traktował to jaki swojego rodzaju pretekst, że podszedł tak blisko. Podniósł dłoń i poprawił kosmyk włosów Gerdy, który pewnie z racji tego, ze przed chwilą była na zewnątrz, zaplątał się w nieodpowiednie miejsce i sterczał do góry. - Wiatr cię trochę poczochrał - zauważył niewinnie mając już na zamiarze cofnięcie się, choć przychodziło mu to z trudem.
Konstanty
Konstanty
urocza dziewica


Powrót do góry Go down

Wielkie Okno - Page 2 Empty Re: Wielkie Okno

Pisanie by Gerda Pon Lut 20, 2012 9:31 pm

Początkiem drugiego akapitu trafiłaś w samo sedno ich problemu. Wszak nie byli nieszczęśliwi w swej miłości z jakiejś trudnej, niemożliwej do rozwiązania przyczyny - nie dzieliła ich wielka odległość tysięcy kilometrów, nie dzieliła ich znacząca różnica wieku ani żadna inna rzecz z powodu której społeczeństwo mogłoby nie akceptować ich związku, nie dzielił ich wielki konflikt rodzin niczym w szekspirowskim dramacie... Paradoksalnie sami stwarzali sobie problemy swoim brakiem pewności siebie i niezdecydowaniem. Dwie inne osoby postawione na ich miejscach już dawno byłyby razem, tylko oni tkwili w miejscu. Gdyby któreś z nich potrafiło się przełamać i wykonać jakiś gest, nawet najprostszy, który mógłby nadać nowy bieg ich relacji, albo chociaż werbalnie dać do zrozumienia, że nie postrzega już drugiego wyłącznie jak przyjaciela, to wszystko potoczyłoby się w tempie miliard razy szybszym. A tak ich sytuacja wyglądała beznadziejnie, skoro Kostek wierzył, że Gerda by go nie chciała, a Gerda, że Kostek jest gejem i kocha jakiegoś mężczyznę. To w sumie całkiem zabawne. Kto wie, może kiedyś będą opowiadać o tym wszystkim swoim dzieciom! Muszę jednak stanąć w obronie mojego biednego Gerdziątka - problem z wyrażeniem uczuć Kostkowi brał się nie tylko z tego, że była przekonana o jego afekcie do Jamesa, ale również z tego, iż najzwyczajniej w świecie bała się odrzucenia. Oczywiście do tego drugiego powodu nigdy w życiu nie przyznałaby się nawet przed samą sobą, bo bała się myśleć, że jest od kogoś zależna, jednakże taka właśnie była prawda. Od kiedy we wczesnym dzieciństwie została odrzucona przez dwie osoby które teoretycznie powinny kochać ją bezgranicznie i chronić przed całym złem świata niezależnie od okoliczności, to znaczy własnych rodziców, dorastała w przekonaniu że koniecznie musi być niezależna. Nie chciała wchodzić z nikim w bliższe relacje bojąc się, że po raz kolejny zostanie zraniona. A tego jej delikatne serduszko chyba by nie przeżyło. Oczywiście jej obronne podejście zmieniło się od kiedy trafiła do rezydencji i odkryła, że świat przy odrobinie szczęścia może być całkiem przyjemnym miejscem; stopniowo otwierała się na ludzi, a na obecnym poziomie miała nawet paru przyjaciół którym ufała. Oczywiście najważniejszym z nich od zawsze był Kostek. Czuła z nim tak głęboką więź, albo nazywając rzeczy po imieniu tak bardzo go kochała, że w żadnym wypadku nie mogła pozwolić sobie na to by go stracić. A co jeśli zebrałaby się na wyznanie mu swoich uczuć, a on wtedy zacząłby czuć się źle i niezręcznie w jej towarzystwie i ostatecznie ich przyjaźń zupełnie by się rozpadła? Tu już nawet nie chodziło o to, że ich znajomość nie mogłaby przerodzić się w nic więcej, ale o to, że potrzebowała go chociaż jako przyjaciela. Po prostu nie wyobrażała sobie jak mogłaby spędzać swój wolny czas bez Berlioza, z kim mogłaby rozmawiać o pięknie świata, książkach, wierszach, a także wszystkich prozaicznych sprawach dnia codziennego. Podświadomie miała pewność, że nie było szansy by kiedykolwiek spotkała drugą osobę która rozumiałaby ją tak dobrze jak Konstanty. Gdyby sama przez nieodpowiednie wyznanie zniszczyła bezpowrotnie ich relację, chyba pękłoby jej serduszko, serio.
Mimowolnie spuściła wzrok i poczuła, jak jej policzki płoną, gdy usłyszała od Konstantego, że jest cudowna. Dziękowała w myślach bogu, że przez długie przebywanie na mrozie i tak już miała rumieńce, bo wstydziła się swojego zakłopotania. Ale jakże mogłaby się nie zakłopotać, skoro Berlioz powiedział jej, że jest cudowna? Natychmiast skarciła się w myślach za podobne stwierdzenie, nie mogąc się nadziwić, jak idiotyczne było jej zachowanie. Przecież Kostek zawsze zachowywał się uprzejmie, a jego uwaga spowodowana była wyłącznie jego dobrocią i wychowaniem. Powtarzała sobie raz po raz, próbując uspokoić jakoś swoje myśli, że nie ma się czym cieszyć bo Kostek chciał po prostu być wobec niej uprzejmy, ale na nic się to nie zdało. Tym bardziej że Berlioz nagle podszedł blisko, zdecydowanie zbyt blisko by była w stanie utrzymać przejrzystość umysłu. Kiedy wbił w nią spojrzenie swoich cudownych oczu, które tak wiele razy widziała zarówno na żywo, jak i we własnych snach oraz wyobraźni, nie była w stanie wykonać żadnego ruchu ani gestu. Po prostu stała jak zaczarowana kiedy Konstanty poprawił jej niesforny kosmyk włosów błagając w duchu, by ta chwila nigdy się nie skończyła, by Kostek dotykał jej wiecznie, by nigdy nie odsuwał się na odległość dalszą niż ta, która właśnie ich dzieliła. Świadomość, że jej pragnienia nigdy się nie spełnią bolała ją tak bardzo, że chciała się odsunąć zanim na dobre pozwoli sobie na rozmarzenie, ale cóż, przez cały ten stres potknęła się jakoś o własne nogi (co właściwie nigdy jej się nie zdarzało, bo w przeciwieństwie do niego nie miała problemów z niezdarnością) i, uwaga, wpadła prosto w Kostkowe ramiona.
Gerda
Gerda
jestem cnotką


Powrót do góry Go down

Wielkie Okno - Page 2 Empty Re: Wielkie Okno

Pisanie by Konstanty Pon Lut 20, 2012 11:34 pm

Obawy Kostka pokrywały się z tymi spędzającymi sen z powiek Gerdy. Zarówno on, jak i ona, byli do siebie na tyle podobni, że czasami myśleli jak jeden organizm, choć oczywiście zupełnie nie zdawali sobie z tego sprawy. Gdyby tak ukazać Kostkowi myśli Gerdy, jednocześnie nie podając szczegółów typu czyje są te myśli i do kogo skierowane, to Konstanty z niemałym zaskoczeniem musiał by stwierdzić, że są one niemal identyczne jak jego własne. Pewnie w drugą stronę zadziałałoby to w całkiem podobny sposób. Było to odrobinę przerażające i - po raz kolejny trzeba użyć tego określenia - żałosne. Choć słowo to straciło odrobinę w ostatnich latach na znaczeniu, dzięki nadużywaniu go w nieodpowiednich do tego sytuacjach przez młodych ludzi, to jednak nadal od czasu do czasu mogło posłużyć jako słuszne określenie sytuacji, na przykład takiej jaka ma teraz miejsce między naszymi bohaterami. Żałosne było to jak bardzo Kostek jest daleki od bycia w miarę przyzwoitym mężczyzną, a nie bezbronnym szczeniaczkiem. Żałosne było to jaki los spotkał Gerdę w jej dzieciństwie i to, że po dziś dzień to na nią wpływa. Kostek doskonale znał jej sytuację i zawsze starał się ją pocieszyć, gdy rozmowa schodziła na tematy rodzinne. Jednocześnie w takich momentach wyobrażał sobie jakby to wspaniałe było gdyby mógł zapewnić Gerdzie nową rodzinę, pokazać jej, że nie zawsze musi być tak strasznie. Stworzyć z nią dom i... cieszyć się z każdej chwili z nią spędzonej. Czy jednak było to możliwe? Czy kiedykolwiek weźmie się w garść i zrobi ten mały kroczek? Póki co nic tego nie zapowiadało. Podobnie jak nie zapowiadało, że Gerda się potknie.
Konstanty był tym zaskoczony jak niczym w ciągu paru ostatnich dni. W jego odczuciu Gerda zawsze potrafiła panować nad swoim ciałem, nie tak jak on. To on był tą ofiarą spadającą ze schodów i rozbijającą sobie nos. To on niemal notorycznie obijał sobie szafkami guzy, albo nie zauważał oszklonych drzwi. To on nie potrafił bawić się z kotem tak by potem nie wyjść tego bez miliona zadrapań. A jednak tym razem to Gerda nie zapanowała nad sobą, choć Konstanty nawet nie domyślał się powodów tego wszystkiego. Dla niego te sekundy gdy ich ciała się zetknęły były jednym wielkim jasnym błyskiem, który nie posiadał ani żadnych przyczyn, ani konsekwencji. Były chwilą przynoszącą dla niego całkiem nowe doznania, których do końca jeszcze nie zrozumiał. Mógł je jedynie czuć i odnotowywać w swojej pamięci, by w czasie kolejnych długich dni móc je analizować. I tak by rzeczywiście było. Przeprosiłby Gerdę, powiedział, że musi gdzieś pilnie się udać, a potem by uciekł, by w samotności wszystko przemyśleć i po raz kolejny uczynić ich relację żałosną. Lecz to się nie stało.
To było jeszcze bardziej nie do wyjaśnienia, niż to dlaczego Gerda się potknęła. Jeszcze bardziej skomplikowane od tego co dokładnie Konstanty czuł przy tak bliskim kontakcie z Gerdą. Bo to było śmieszne, a w tej chwili wszystko co było śmieszne i zabawne, jednocześnie było dla naszego nieśmiałego chłopaczka przerażające. Gdy sekundy mijały, a ani Gerda, ani Kostek nie odsunęli się od siebie, Konstanty poczuł napływającą chęć mówienia. Nie, to nie była zwykła chęć, to było pragnienie. Choć to nie do końca właściwe słowo. Pragnienie mógł czuć gdy tęsknił za Gerdą, wtedy pragnął się z nią spotkać, ale miał też wolną wolę co do tego w jakich to będzie okolicznościach i kiedy. Ale w tej chwili pragnienie zupełnie nie brało pod uwagę tego co Konstanty chce, kazało mu tylko mówić.
- Gerda, ja coś przed tobą ukrywałem. Oszukiwałem cię od dłuższego czasu, ale tak się bałem, że cię stracę - mówił, a jego mówienie było niczym jakiś potok słów o nieznanym źródle. Płynął niezależnie od kostkowej woli i nawet tamy by nie potrafiły go zatrzymać. - Bo przecież ty myślisz o mnie zupełnie inaczej. Nigdy ci nie wytłumaczyłem tego jak to jest z moimi uczuciami, unikałem tematu bojąc się, że posunę się za daleko. Nie chciałem byś ode mnie się oddaliła, nie chciałem niszczyć tego co było dotychczas... Nie zniósłbym gdybym cię utracił... Ale teraz coś mi każe mówić, nie potrafię tego przerwać. To silniejsze ode mnie. Muszę ci coś wyznać, coś bardzo ważnego. Ale tak nie chcę byś się przestraszyła, byś patrzyła na mnie inaczej niż dotychczas! - Mówiąc to nie puszczał jej ze swoich ramion, ta ich postawa zupełnie mu nie przeszkadzała, a wręcz sprawiała, że czuł się właściwiej. Choć nadal nie rozumiał dlaczego nagle zrobił się taki rozgadany.
Konstanty
Konstanty
urocza dziewica


Powrót do góry Go down

Wielkie Okno - Page 2 Empty Re: Wielkie Okno

Pisanie by Gerda Czw Lut 23, 2012 12:25 am

Trudno się dziwić, że dzieciństwo Gerdy miało wpływ na to jaką była teraz osobą. To w końcu normalna kolej rzeczy, prawda? Chociaż w sumie nie wiadomo jak to tam do końca jest z tym kształtowaniem się ludzkiego charakteru. Nie może być to kwestia wyłącznie genetyki, przesądzona już przy narodzinach, bo na co wtedy byłby cały proces wychowywania dzieci i wpajania im odpowiednich zasad oraz wartości? Z drugiej strony jednak nie może być to też sprawa li i jedynie tego co wynosi się z domu, bo to oznaczałoby, że wszystkie dzieci wychowywane w tym samym miejscu byłyby praktycznie takie same, albo przynajmniej wykazywały duże podobieństwa. A przecież wiele rodzeństw ma zupełnie odmienne charaktery. W każdym razie, bo zaczynam gadać o jakichś głupotach na których temat nie mam bladego pojęcia, poprzestańmy na tym że Gerda przynajmniej po części swój specyficzny, melancholijny charakter zawdzięczała swojej sytuacji rodzinnej i, co więcej, doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Wszak nie było dla niej żadną nowością, że dorastała w skrajnej patologii. Generalnie nie lubiła mówić o swoim dzieciństwie i to wcale nie z powodu, którego wszyscy najbardziej by się pewnie spodziewali; nie chodziło o to, że były to dla niej krzywdzące wspomnienia (owszem, nie należały od najprzyjemniejszych, ale zdążyła już się na nie uodpornić), tylko o to, że kiedy już wspominała komuś o swojej sytuacji, ludzie natychmiast przestawali opowiadać o swoich rodzinach. Przerabiała ten schemat już wielokrotnie i rozumiała, że wszyscy starali się robić to w dobrej wierze, dlatego też nie miała takiego zachowania nikomu za złe, ale mimo wszystko żałowała że nikt nie chce opowiadać jej o swoich familiach. Gerda uwielbiała słuchać zabawnych, wzruszających albo nawet najbardziej prozaicznych historii z życia rodzinnego swoich przyjaciół choćby po to, żeby umocnić w sobie jakoś wiarę w ludzi. Że rodziny mogą trzymać się razem i być szczęśliwe nie tylko na filmach. Bo chociaż nie lubiła myśleć o sobie jak o kimś pokrzywdzonym, prawda była taka, że naprawdę miała nieco zubożały pogląd na całą instytucję rodziny. Nie to żeby myślała, że wszyscy rodzice muszą zupełnie zaniedbać swoje dzieci i skończyć jako ćpuni. Po prostu czasami martwiła się, że przez swój brak doświadczenia w tak elementarnej dziedzinie życia nigdy nie byłaby w stanie funkcjonować w prawdziwej rodzinie. Oczywiście gdyby kiedykolwiek choćby przemknęło jej przez myśl, że mogłaby kiedyś w przyszłości spróbować z kimś tak cudownym jak Kostek, może jej obawy trochę by się rozwiały, ale Gerda jako skromne dziewczątko nigdy nie wzięła takiej opcji pod uwagę. W końcu była stuprocentowo przekonana, że nie ma żadnych szans na to by Konstanty odwzajemnił jej uczucia i starała się wbrew własnemu umysłowi wyprzeć ze świadomości wszystkie poza-przyjacielskie myśli o nim, by nie czuć się bardziej nieszczęśliwa. Jejku, oni naprawdę są głupkami. Ale słodkimi głupkami.
Nie miała nic przeciwko, że podczas wygłaszania swojego gorączkowego monologu Kostek nie wypuścił jej z ramion. Zresztą, nie jestem pewna czy tym samym nie uchronił jej od kolejnego potknięcia albo i całego upadku, do którego mogłoby dojść z nadmiaru gerdziowych wrażeń. W końcu była teraz tak blisko Kostka! Mogła rozkoszować się jego dotykiem, chłonąć jego obecność, obserwować z tak bliskiej odległości każdy fragment jego twarzy - z tym że to ostatnie robiłaby gdyby nie to, że co chwilę spuszczała zawstydzone spojrzenie gdzieś na podłogę. Szczerze powiedziawszy, na samym początku średnio słuchała tego co mówi do niej Kostek - to znaczy starała się, oczywiście, ale była tak rozproszona jego obecnością, że niewiele słów naprawdę do niej docierało. Dopiero po chwili instynktownie wyczuła, iż Konstanty zachowuje się inaczej niż zwykle i otrząsnąwszy się ze stanu chwilowego rozpływania skupiła się na jego słowach. Na jej twarzy odmalował się wyraz zatroskania, kiedy Berlioz mówił o okłamywaniu, ukrywaniu i strachu przed powiedzeniem jej czegoś. Bo widzicie, Gerdzia jako osoba pesymistycznie nastawiona do wszystkiego co bezpośrednio dotyczy jej samej już nastawiała się na najgorsze. Czyżby Konstanty ukrywał przed nią jakąś mroczną tajemnicę? A może chciał jej powiedzieć, że powinni ograniczyć swoje kontakty? To drugie podejrzenie było całkowicie bezsensowne zważywszy na to co do niej mówił, ale taka już była Gerda ze swoim przewrażliwieniem.
- Kostek, nawet tak nie mów - zaprotestowała zdecydowanie, przyglądając mu się z troską. - Niezależnie od tego o co chodzi, na pewno mnie nie stracisz ani nic nie zniszczysz. Przecież wiesz, że mi zawsze możesz powiedzieć o wszystkim co cię martwi - Było to pewnego rodzaju hipokryzją z jej strony i trochę się zawstydziła, ale nie dała po sobie tego poznać, zbyt zajęta mówieniem. - Powiedz mi tylko co się stało, a razem jakoś to wszystko uporządkujemy. Naprawdę nie potrafiłabym tak po prostu się od ciebie odwrócić - powiedziała zapatrzona w niego i bezwiednie wyciągnęła rękę, by pogłaskać go po policzku. Dopiero po chwili zreflektowała się, że nie jest to typowy gest na pocieszenie przyjaciela, i chciała cofnąć dłoń, ale jej umysł zareagował na polecenie zbyt wolno i ostatecznie musnęła delikatnie opuszkami palców jego policzek. Cóż za bezpruderyjna śmiałość z jej strony!
Gerda
Gerda
jestem cnotką


Powrót do góry Go down

Wielkie Okno - Page 2 Empty Re: Wielkie Okno

Pisanie by Konstanty Nie Lut 26, 2012 3:55 pm

Konstanty nie mógł zrozumieć dlaczego tak dużo mówi, skąd u diabła napłynęło mu do głowy tak wiele słów i dlaczego właśnie teraz. Dlaczego w obecności Gerdy. A może to właśnie ma związek z jej obecnością? Może jego uczucie przeszło na wyższy stopień zaawansowania i już nigdy nie pozwoli mu niczego ukrywać przed Gerdą? Nie pozwoli na milczenie? Jednocześnie ta myśl była przerażająca, jak i przynosiła pewne ukojenie, którego Kostek nigdy by się po sobie nie spodziewał. Strach przed prawdą nie był obcy wielu ludziom, w tym i dla Kostka, w końcu każdy z nas ma coś do ukrycia, coś co gdyby wyszło na jaw narobiłoby wielkiego bałaganu. Ale nie każdy ma takie problemy z wyznawaniem swoich uczuć, mówieniem wszystkiego co by chciał, jak nasz Kostek. Dlatego gdy teraz, tak nagle, uzyskał moc mówienia w ten zupełnie naturalny sposób, poczuł ulgę. Nic nie stało mu na przeszkodzie, nic nie stanowiło bariery odgradzającej go od Gerdy - mógł to poczuć nawet cieleśnie, bo nadal stał tak blisko niej. Czuł je przyśpieszony oddech na swojej skórze i choć oczywiście nadal czuł zdenerwowanie, to jednak nie powodowało ono zamknięcia się w sobie. Nadal miał chęć mówić tak bez końca, aż w końcu wyzna wszystko co od dawna nie pozwala mu spać. Oczywiście, że bał się konsekwencji swoich słów, nie wiedział co przyniosą ze sobą, ale ten strach wcale nie sprawiał, że chciał się wycofać. Nic w tej chwili nie potrafiło tego sprawić, bo nie miało aż tyle mocy do pokonania Kostka, który dziwnym zbiegiem okoliczności od paru minut stał się w pewnym zakresie silny.
- To nie jest proste wyznanie, Gerdo. Wcale nie jestem pewien, czy nadal będziesz chciała się ze mną widywać gdy usłyszysz wszystko, choć tak bardzo chciałbym ci w tej chwili uwierzyć - zapewnił. Mimo wszystko trudno mu było przeciwstawić się nawet teraz temu co powiedziała Gerda. Najchętniej robiłby i myślał tak jak tylko ona tego chciała, lecz to nie było wcale takie proste jakby się mogło wydawać. Wiązało się z wiedzą czego pragnie Gerda i oczywiście z tym czego nawet ona nie wie, że chce. - Chciałbym byśmy na zawsze pozostali przyjaciółmi, a jednocześnie... - westchnął ciężko przymykając swoje oczy. Choć mógł się wpatrywać godzinami w oczy Gerdy to tym razem nie mógł znieść tego spojrzenia pełnego zaufania. Przecież on ją zdradził, okłamał, zwodził i oszukiwał. Nie zasługiwał na jej zainteresowania, a co dopiero zaufanie. Powinna go znienawidzić już po jego pierwszych słowach, lecz wbrew wszelkim oczekiwaniom nadal stała tak blisko. I o dziwo chyba nie zamierzała się odsuwać.
Kostek zdrętwiał gdy dłoń Gerdy zbliżyła się do jego policzka i lekko go musnęła. Kompletnie zapomniał na czym skończył ostatnie zdanie, ale to nie oznaczało, że chciał przestać mówić. Zaraz znów zacznie, tylko zapanuje z lekka nad sobą, bo ten mały gest w wykonaniu dziewczyny całkiem go rozregulował. Do tego nawet stopnia, że szczerość Kostka osiągnęła swój zenit i niespodziewanie wyznał coś co z pozoru było jedynie paroma prostymi słowami, lecz każdy człowiek zdawał sobie sprawę jak wielką mogą mieć one siłę.
- Gerdo, ja cię kocham. Kocham nie jak przyjaciel, kocham najmocniej jak tylko potrafię i nie potrafię z tym walczyć. Cały czas myślę o tobie, chcę być z tobą, chcę zrobić wszystko by cię uszczęśliwić, ale teraz... Teraz mówię coś co przecież może cię zranić... Nienawidzę się za to! - Chyba po raz pierwszy podniósł swój głos w obecności Gerdy. Ponadto w końcu zdołał odsunąć od niej na parę kroków. Nie mógł przecież dłużej tak ją zwodzić i wykorzystywać. To w żadnym wypadku nie było dobre.


//po tym poście kostek uciekł, gerda go goniła///
Konstanty
Konstanty
urocza dziewica


Powrót do góry Go down

Wielkie Okno - Page 2 Empty Re: Wielkie Okno

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach