Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Domek na drzewie

+2
Lemon
Mistrz Gry
6 posters

 :: Rezydencja :: Zewnatrz :: Park

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Domek na drzewie Empty Domek na drzewie

Pisanie by Mistrz Gry Wto Sty 25, 2011 6:19 pm

Domek na drzewie Tumblr_kutxht5LXV1qzzzpb
Mistrz Gry
Mistrz Gry
~ * ~


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Lemon Pią Mar 04, 2011 3:40 pm

/ zmiana daty /

Pewnie większość osób zastanawiałoby co jakiś porąbaniec robi o takiej porze z kubkiem termicznym w ręku, oczywiście pełnym kawy, zadzierając głowę w górę i przyglądając się chatce ulokowanej na drzewie. Wiecie sam nie wiedziałem, co tu robię, ale tak mi się umyślało wyjść na spacerek, więc sobie wyszedłem. I tak szwendałem się wśród drzew, aż dotarłem tutaj. Prosta sprawa, nie? A teraz tylko podjąć decyzje czy tam włazić sprawdzić czy ktoś od mej ostatniej wizyty zrobił tam nowe napisy czy nie. Dla mnie taka rzecz nie była dziwna. Środek zimy równie dobry co lato do pakowania się na drzewo. Upiłem łyk swego napoju. Dopiero pierwszy kubek, więc jeszcze wiele takich łyków przede mną dzisiaj. I to wcale nie powoduje, że robię się jeszcze dziwniejszy niż zwykle. Moje skakanie z temat na temat rozpocznie się dopiero, gdy już nic w swym ulubionym kubku mieć nie będę.
Także stałem tak sobie pod chatką, zastanawiając się co ja tu robię. Tutaj w tym jednym konkretnym miejscu o takiej porze. Nic nie wymyśliłem jak na razie.
Lemon
Lemon
król burdelu


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Delilah Nie Mar 06, 2011 1:03 am

/kraina jednorożców czy coś podobnie wesołego

Miałam wielką ochotę porysować. Z tego powodu moje ambitne plany stworzenia musicalu póki co zostały odłożone na bok - tak jak wszystkie inne, za które kiedykolwiek się zabierałam - gdyż rysowanie miało w moim życiu nieustannie pierwsze miejsce, wyprzedzając wszelkie inne potrzeby natury innej niż ta fizjologiczna. Właściwie nie wiem, czy to całe słowo 'fizjologia' w ogóle pasowało do zdania, ale czy ktoś by się tym przejmował? Ludzie którymi się otaczałam najczęściej sami nie rozumieli tego typu wyrażeń, a że mieli w sobie zbyt dużo dumy czy czegokolwiek by przyznać przed kimś takim jak ja, iż nie mają pojęcia co mówię, nieodmiennie to ja wychodziłam na tę inteligentną i ele... elo... no, taką, co używa mądrych słów. To było całkiem fajne.
Wracając do tematu, zawsze podczas rysowania lubiłam siedzieć w inspirujących miejscach, a tym razem mój wybór padł na domek na drzewie w którym od zawsze kochałam przesiadywać. Cóż, nie dało się ukryć, że to miejsce wyglądało znacznie przyjemniej latem, kiedy mieliśmy słońce i w miarę przystępne temperatury, ale kiedy już uparłam się, że tutaj przyjdę, żadne warunki atmosferyczne nie potrafiłyby mnie od tego pomysłu odciągnąć.
Wspiąwszy się na górę, o mało przy okazji nie zabijając się przez cały ten mrok na schodkach, rozłożyłam się na deskach i zaczęłam niezbyt udolnie bazgrolić w moim szkicowniku. Cóż, nawet ja sama mogłam spokojnie stwierdzić, że jako artystka byłam do niczego, ale kto by się tym przejmował. Najważniejsze, że przynajmniej próbowałam w jakiś interesujący sposób spędzać wolny czas, zamiast jak większość moich rówieśników gnić przed telewizorem albo nad durnymi książkami. Niestety, szybko porzuciłam pomysł rysowania - przez ten głupi wiatr i wszechobecne ciemności zupełnie nie mogłam nawet porządnie rozprostować kartki - dlatego też odłożyłam szkicownik i opatuliwszy szczelniej szyję moim ulubionym szalikiem w kratę, który ukradłam kiedyś któremuś z braci zaczęłam wpatrywać się w jakiś bliżej nieokreślony punkt na niebie, siedząc bez większego celu i powoli zamarzając. Moje niezwykle ambitne zajęcie przerwał dopiero dźwięk kroków oznajmiający, że ktoś nadchodzi. Wychyliłam się za barierkę domku, żeby spróbować dojrzeć kimże jest ta osoba i po dłużej chwili nasłuchiwania i zastanawiania ucieszyłam się, wyrokując, iż jest to Lemon. No dobra, przyznaję, że nie mogłam do końca wśród całej tej ciemności rozpoznać tej osoby, ale powiedzmy sobie szczerze - kto inny mógłby tutaj przyjść o tej porze roku? Tylko nasza rodzina była na tyle, hm, specyficzna. Ewentualnie mogłabym również postawić na Effy albo Justina. W sumie czasami zastanawiałam się, czy oni nie są z nami w jakiś sposób spokrewnieni; wydawało się, że mieli wyjątkowo podobne do naszych usposobienia (to znaczy też z jakiegoś powodu nie byli nigdy dobrze rozumiani przez resztę rezydencji), a krążące opinie co do naszych dwóch rodzin i stopnia ich normalności były łudząco podobne.
- Hej, co tam robisz? - zapytałam głośno, na wszelki wypadek nie zwracając się do nikogo konkretnego po imieniu. Kto wie, może to nie był mój kuzyn ani Justin ani Effy tylko ktoś, kto chciał, bym uwierzyła że to właśnie któreś z nich, a tak naprawdę był jakimś seryjnym mordercą rodem z amerykańskich horrorów czyhającym na bezbronne dziewczęta takie jak ja? Przezorność zawsze się przydawała. - Jeśli jesteś psychopatą albo jakimś innym strasznym kimś, to lepiej stąd idź, serio. Jestem, hm, uzbrojona i w ogóle - dodałam na wszelki wypadek. Gdyby był mordercą, na pewno by się wystraszył; moim zdaniem wypadłam wyjątkowo przekonująco.
Delilah
Delilah
lotta


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Lemon Nie Mar 06, 2011 9:29 am

Już wiedziałem co tu robię. To Los, me bóstwa i wszystko inne kazały mi się tu udać bym mógł odbyć niezwykle interesującą rozmowę z moją ulubioną kuzynką (bo jedyną), Delilah.
Uśmiechnąłem się rozbawiony, czego ona zobaczyć nie mogła, bo te lampy wokół nas naprawdę mało światła dawały. Mimo to zadarłem głowę, bardziej w górę chcąc zobaczyć gdzie ona jest. Nie mogła być w samym domku, bo w życiu by nikogo nie dojrzała tu na dole. Zostawał tarasik. Lubiłem tarasik. Ale latem. Wtedy wszystko się tam widziało i czuło się jak pan na swych włościach. Serio. Zaraz, ale czy ona o coś nie pytała. Że co ja tu robię?
- Dobre pytanie - rzekłem, podchodząc bliżej schodków i siadając na pierwszym stopniu. Upić łyczka swego napoju, który jako jedyny może dodać mi sił i mogę odpowiadać na to jakże nurtujące mnie, jak i innych, pytanie. Co tam robię? - Zastanawiałem się kogo dziś podręczyć swoją obecnością. - Niestety moja lista osób, które mógłbym dręczyć wcale taka długa nie była. Nudziarze i osoby mające mnie za psychola nigdy tam nie trafią. A takich osób jest na pęczki w Rezydencji. Dlatego też strasznie to miłe, że ktoś do mnie sam przylazł. Niestety większość osób, nie pojmuje mego geniuszu i najczęściej odbiera mnie jako debila, idiotę i wiele innych stwierdzeń w tym temacie pada, których nie śmiem powtarzać. A przecież ze mnie grzeczny, miły i w ogóle och i ach chłopczyk jest. To wcale nie ja wmówiłem wtedy dzieciakowi Jeckensów, że prowadzenie samochodu to łatwizna. Serio. Po prostu znalazłem się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze, gdy on miał te kluczyki w dłoni i samo tak wyszło no. Stare dzieje. Po co do tego wracać?
- Wiesz, co De? Za każdym razem, gdy myślę, że jestem oryginalny w swym miejscu przebywania pojawia się ktoś z Griffithsów i oto przestaje być oryginalny. Bo cię lubić przestanę, mała. - Zupełnie nie wiedziałem, co ona tam po ciemku wyprawia, ale jej groźby brzmiały tak przekonująco, że na serio mogła tam siedzieć i czyścić broń. Pomyśleć, że tyle razy bywałem w tym domku, a tam teraz mogą leżeć ciała. Potrząsnąłem głową. Moja Delilah nie byłaby do tego zdolna. A szkoda. Zawsze chciałem zobaczyć trupa z bliska. I to takiego z flakami na wierzchu. - Popracuj nad groźbami. Prawdziwy gwałciciel już dawno by cię w ogródku zakopywał. - Oczywiście ta uwaga wynikała z mej troski o jej osobę, a nie z powodu zawodu, że wcale nie zobaczę dziś trupa z flakami na wierzchu. Te w telewizji czy w grach komputerowych to nie to samo.
Lemon
Lemon
król burdelu


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Delilah Nie Mar 06, 2011 3:52 pm

Ulżyło mi trochę, kiedy usłyszałam, że ten nieznajomy to jednak mój kuzyn, a nie jakiś seryjny morderca. Nie żebym nie mogła poradzić sobie z mordercą w razie konieczności.
- Mnie możesz podręczyć zawsze i wszędzie. Brakuje mi ostatnimi czasy towarzystwa kogoś z naszej przewspaniałej rodzinki, bo wszyscy wydają się przede mną chować. - Cóż, z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu moi bracia nigdy specjalnie nie przepadali za spędzaniem wolnego czasu ze mną, jednakże z Lemonem zwykliśmy spędzać dużo chwil razem. - Jak to jest, że kiedy chodzę sobie normalnie po najzwyklejszych i najbardziej uczęszczanych miejscach rezydencji, jak salon albo kuchnia, nigdy nie mogę spotkać tam ciebie, a dopiero kiedy pojawiłam się tutaj, w jednym z mniej uczęszczanych zimą miejsc, dopiero udało mi się na ciebie wpaść? - Poniekąd było to pytanie retoryczne, bo przecież odpowiedź była jasna: to byliśmy my. Nasza rodzina nigdy nie była specjalnie normalna ani w kwestii doboru miejsc przebywania, ani w żadnej innej. Niewiele myśląc chwyciłam szkicownik i powoli zeszłam po stopniach z tarasu, żeby przypadkiem znowu się na nich nie poślizgnąć ani nie potknąć, a potem usiadłam obok swojego kuzyna i uśmiechnęłam się do niego promiennie. Wreszcie mogłam uważnie przyjrzeć się jego twarzy.
- Nie możesz przestać mnie lubić - odparłam z niezachwianą pewnością, odgarniając kosmyk rudych włosów z twarzy. - Wiesz przecież, że jesteś na mnie skazany i w ogóle. Gdybyś przestał mnie lubić, z kim innym mógłbyś rozmawiać bez żadnych wątpliwości, że nie zostaniesz zrozumiany, co? - Cóż, ja i Lemon zawsze dobrze się dogadywaliśmy, bo oboje mieliśmy nieco inne poglądy na otaczający nas świat niż przeciętni ludzie.
- No wiesz co! - obruszyłam się i uderzyłam go pięścią w ramię. Jak dla mnie było to mocno - niech cierpi za kwestionowanie moich zdolności - jednak jego pewnie w ogóle nie zabolało. Nie wiedzieć czemu, nikt jakoś specjalnie nie był nigdy pod wrażeniem mojej siły. - Wcale nie. Gdyby pomimo gróźb postanowił się do mnie zbliżyć, w co naprawdę szczerze wątpię, zabiłabym go przy użyciu moich niesamowitych zdolności w dziedzinie walki wręcz. No wiesz, nie potrzebowałabym nawet żadnej broni, żeby wygrać. Poza tym, naprawdę myślisz, że gdyby jednak mnie dopadł postanowiłby zakopać mnie później w ogródku? - zmarszczyłam piegowaty nos, zastanawiając się chwilę. - To byłoby takie nudne i przewidywalne. A sam morderca wykazałby się niebywałą głupotą, nie sądzisz? Chyba należałby do takich, którzy naoglądali się za dużo seriali kryminalnych i myślą, że pozjadali wszystkie rozumy. Nigdy nie wybaczyłabym sobie śmierci z rąk kogoś tak beznadziejnego! Gdyby już ktoś miał mnie zgwałcić i zamordować wolałabym, żeby był to jakiś tajemniczy i nieuchwytny geniusz zbrodni, a tajemnica mojego morderstwa pozostałaby nierozwiązana przez długie lata - zakończyłam z rozmarzonym westchnięciem. Chyba znowu się trochę zapędziłam.
Delilah
Delilah
lotta


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Lemon Nie Mar 06, 2011 4:33 pm

Wreszcie po tygodniach milczenia będę miał przyjemność się wygadać. Czy to nie jest cudowne, że moje i Delilaht drogi wreszcie się zeszły? Że oto będziemy mieć przyjemność pogadać, wygadać się, bo tak dawno już tego nie czyniliśmy? To wszystko przez wielkość Rezydencji. Tak. Z pewnością to przez to.
- Doprawdy? Mogę cię pocieszyć, bo wydaje mi się, że przede mną też tak się ukrywają. To całkiem tak jakby zlecili komuś pilnowanie mnie i gdy tylko zbliżam się do ich lokalizacji chowają się przede mną w popłochu. Czuje się taki niekochany. - Spuściłem wzrok na swoje dłonie, zaciśnięte na kubku. To chyba był prezent od mojej siostruni. Najpiękniejsza rzecz jaką dostałem wtedy. Bo innym razem to dostałem takie fajne rękawiczki, które ratowały cały świat przed moim jeszcze nieopanowanym darem. Sęk w tym, że zgubiłem je po tygodniu, bo miałem na nie chyba alergie. Strasznie mnie dłonie swędziały. Dopiero potem się dowiedziałem, że mogłem wytworzyć sobie substancje na tą alergie. Wielkie dzięki za pomoc w czasie. Zerknąłem na nią ze swoją wielce smutną miną, gdy wpakowała się ze swoim tyłkiem na ten sam schodek co ja. Doprawdy ma szczęście, że ze mnie taki chudy chłopak, bo nie wiem jak inaczej byśmy się tutaj we dwoje zmieścili.
- Nawet jeśli twój argument jest jak najbardziej trafny i nikogo na twoje miejsce nie znajdę to mogę cię przestać lubić - oświadczyłem jakże poważnie. Bo niby czemu nie? Zaraz bym ją polubił od nowa, ale przecież znielubić mam prawo. Tylko, że ja w sumie nie chce. Za dużo z tym zachodu. I trzeba by przynajmniej na pokaz ogłosić poszukiwania nowego wariata do rozmów. Stanowczo za dużo z tym roboty.
Głośne parsknięcie nibyśmiechu wyrwało mi się, gdy ruda spróbowała mnie uderzyć. To słodkie, że pomyślała, że takie coś może mnie zaboleć. I to podobno ona wychowała się wśród facetów.
- Odnoszę wrażenie, że ktoś tu się za dużo programów na discovery naoglądał o największych zbrodniarzach świata. - Szturchnąłem ją, starając się jednak nie wkładać w to dużo siły. Delilah była niezwykle drobna, a takie łatwo uszkodzić. I tu nawet nie chodzi o kwas w mych dłoniach, a zwykłe siniaki. - Poza tym skąd ta myśl, że jesteś wystarczająco ciekawym obiektem dla psychopaty. Nie schlebiaj tak sobie. - Dałbym jej pstryczka w nos w tym momencie, ale wiecie nagła fala głodu kofeinowego zmogła mnie i po prostu musiałem się napić swojej kawki, więc tylko zerknąłem na swoją towarzyszkę z tą miną: młoda oboje wiemy, że to głupie. Takie miny robią starsi bracia. Podłapałem to od jej braciszków. - Obawiam się o ciebie, młoda panno - rozpocząłem. - Czy to normalne, że siedemnastolatki siedzą same w domku na drzewie i czekają na gwałcicieli i seryjnych morderców co zrobią coś wyjątkowego z ich ciałem?
Lemon
Lemon
król burdelu


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Delilah Nie Mar 06, 2011 5:42 pm

- Ojej, nie czuj się niekochany! Życie jest zbyt piękne i krótkie, żebyś miał czas by się dołować. Możemy być niekochani razem, a to zawsze coś - stwierdziłam pogodnie, ponownie uśmiechając się doń promiennie. Uwielbiałam szukać pozytywów we wszystkich możliwych aspektach życia, a skoro miałam w sobie tak wiele optymizmu, dlaczego nie miałabym zarażać nim przy okazji innych? Moja rozpromieniona twarz była kontrastem dla jego wielce nieszczęśliwej miny; natychmiast domyśliłam się, że jest tak niezadowolony tym, że wciskam się obok niego na wąski stopień. Cóż, taka już byłam - uwielbiałam pakować się wszędzie, a szczególnie tam, gdzie wcale mnie nie chciano. - Już nie bądź taki niezadowolony, to twoja wina, że jesteś taki gruby - stwierdziłam krytycznie, szturchając go palcem w bok. Dobra, wcale a wcale tak nie myślałam, a Lemona w żadnym wypadku nie dało się określić przymiotnikiem 'gruby', ale przecież musiałam zrzucić winę na niego. W końcu był starszy.
- Wcale nie możesz - Nie miałam zamiaru odpuścić. - A może nie tyle nie możesz, co nie potrafiłbyś tego zrobić - dodałam z niezachwianą pewnością. No tak, zdecydowanie nigdy przenigdy nie dopuściłabym do sytuacji, w której Lemon mógłby mieć jakiekolwiek powody do znielubienia mnie. Nawet gdy go czymś zdenerwowałam, zawsze w odpowiednim momencie udawało mi się rzucić kilka słodkich, niewinnych uśmiechów, zamrugać ładnie oczkami i jakoś go ugłaskać. Co jak co, ale towarzystwo trzech braci pomogło mi nauczyć się jak zmiękczyć męskie serca. Zrobiłam urażoną minę, gdy parsknął śmiechem w odpowiedzi na mój atak i uderzyłam go ponownie, tym razem zbierając w sobie jeszcze więcej siły.
- Jesteś okropny - wymamrotałam, na chwilę się na niego obrażając. - Zachowujesz się prawie tak samo strasznie jak moi bracia. Powinniście razem założyć jakiś klub nieuprzejmych i wywyższających się nad słabszymi fizycznie, bo może to pomogłoby wam jakoś zwalczyć te wasze kompleksy czy cokolwiek innego, co wami kieruje - stwierdziłam i bezceremonialnie zabrałam mu z rąk kubek z kawą akurat w chwili, gdy miał zamiar się napić. Niech cierpi za swoje grzechy. Chociaż nie cierpiałam aromatu ani tym bardziej smaku kawy podniosłam kubek do ust i pociągnęłam kilka łyków, chociażby z czystej złośliwości. - Fuj, jak ty możesz w ogóle to pić? Moim zdaniem kawa to jeden z najgorszych napojów świata. Chyba nigdy nie zrozumiem, dlaczego wszyscy tak bardzo lubią truć się tym gorzkim świństwem. Tego nie da się pić nawet wtedy, gdy doda się milion kilogramów cukru, mleka albo czegokolwiek innego. W ogóle nie masz gustu - zawyrokowałam. Cóż, zgodnie z takim rozumowaniem mogłam równie dobrze powiedzieć że dziewięćdziesiąt procent ludzi żyjących na ziemi nie ma gustu w kwestii picia, ale to się pominie. Byłam pewna, że Lemon nie zwróci uwagi na taki drobny szczegół. - Tak, to jest absolutnie normalne. Poza tym, wcale nie czekam na żadnego gwałciciela ani seryjnego mordercę a jedynie zastanawiam się głośno, co by było, gdyby mimo wszystko jakiś mnie spotkał. Hej, ty też na pewno zastanawiałeś się kiedyś na przykład co by było, gdyby nagle spadł na ciebie wielki meteoryt, a mimo to nie wmawiam ci, że całymi dniami tylko siedzisz i czekasz, aż wreszcie uderzy w ciebie wielka skała z kosmosu. Widzisz? - Wytłumaczyłam mu to na wyjątkowo prostym przykładzie. Aż sama byłam z siebie dumna. - Zresztą, nieważne. Opowiedz mi lepiej co u ciebie, skoro już mamy szansę porozmawiać - Spojrzałam na niego z nieukrywanym zainteresowaniem.
Delilah
Delilah
lotta


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Lemon Nie Mar 06, 2011 6:36 pm

Przy niej nie potrafiłem się smucić czy nawet udawać wielce zatroskanego losem choćby biednych foczek, które gdzieś tam daleko mordują dla ich ślicznych futerek. Swoją drogą ja nie wyobrażam sobie chodzić w czymś co kiedyś inny gatunek nosił jako swoją skórę. No bo hej, wyobraźmy sobie, że to nie ludzie, a takie małpy są gatunkiem przodującym i mordują ludzi, by pozyskać ich skórę. Wiecie git sezonu nosić czapkę z łonowców białasa. Chyba za bardzo się zapędziłeś. Łonowce białasa to obrzydliwy temat. Nie przystoi myśleć o czymś takim przy młodszej siostrzyce. Tak wiem kuzynka, ale i tak zawsze będzie siostrzyczką. To prawie to samo, nie?
- Zastanawiałaś się kiedyś nad tym jakie foczki muszą czuć się opuszczone, gdy nad nimi stoi facet z siekierą, by je zabić? - Sam nie wiem skąd mi przyszło takie pytanie na odpowiedź na jej niekochanie. Ale przecież to miało tyle wspólnego ze sobą. Choćby te uczucia. Większość kobiet, nie myślących tylko o sobie rozczulały te foczki. Mamusia płakała za każdym razem, gdy opowiadała o nich. To przez ten krótki czas, gdy była w Greenpeace. Nigdy bym nie przypuszczał, że na kobiety będzie tak działał fakt, że pomagałem w walce o środowisko. Ulotki roznosiłem, ale czy to ważne?
- Nie chce nic mówić, ale powinnaś... - dramatyczna przerwa, by zlustrować wzrokiem jej sylwetkę na tyle na ile to się da przy takim świetle i gdy ona siedzi obok mnie. - coś zjeść. Chudzielcze jeden. Ja tu bym mógł się kości uczyć na tobie.
Coś tam o mojej mocy i niemocy zbyłem machnięciem dłoni. Ja mogłem wszystko! Wszystko! Począłem w to wierzyć już za młodu, wraz z odkryciem w sobie talentu. Teraz nikt nie jest mi groźny we wszelakich bójkach w jakich to uwielbiam brać udział. Ktoś może powie, że to chamskie z mej strony, że parzę innych niczym meduza, ale po coś matka natura dała mi takie umiejętności. Żal nie skorzystać z ich dobrodziejstwa. Jęknąłem żałośnie, gdy odebrała mi kawę. Kawę! Moją. Moją. Zupełnie nie przejąłem się tym, że mnie uderzyła. Jakby uderzyła trochę niżej miałbym czym się przejmować, bo miałem tam wielkiego siniaka, ale w tym momencie potrafiłem myśleć tylko o tym, że moje uzależnienie, moje bóstwo się ode mnie oddala. Jak ona mogła! I jeszcze śmiała się napić i wcale nie wyrazić zachwytu!
- Oddaj... mi... to. - Jej nigdy nic bym nie zrobił, ale ktoś inny już dawno zwijałby się z bólu, krzycząc, że twarz mu się topi. Ją co najwyżej mogłem próbować obezwładnić i odebrać co moje. Na takim schodku wcale nie było to takie proste, gdy się nie chciało rozlać pyszności. Nawet jeśli to kubek termiczny to wszystko jest możliwe. Mocniej szarpnąć i ... nie chce o tym myśleć. - Zamilcz niewierna, bo nie wiesz o czym mówisz. Kofeina to mniejsze zło niż narkotyki czy papierosy. Owszem żółkną zęby, ale ja i bez tego posiadam swój urok osobisty, którego nie można się oprzeć. No dobra kilka się oparło, ale nie mów o tym nikomu. No i oddaj mi co moje! A poniżanie i wywyższanie się to wcale nie walka z kompleksami. To nasza cecha rodowa. Każdy Tilley i każdy Griffith taki jest. Tylko ty jedna zupełnie nie wrodziłaś się w rodzinę. Że też ci nie wstyd. - Taka prawda. Tylko ona jedna odstawała z tą swoją radością, optymizmem i zerowym poczuciem, że trzeba zgnoić innych. A trzeba! Nie każdy jest taki ekstra jak my.
Jej pytanie o meteoryt przypominało mi o czymś innym. Momentalnie się uspokoiłem i nawet zapomniałem o kofeinie. Rozważania. I to do tego te "mądre". Lemon lubi to!
- Ostatnio zastanawiałem się co my tu robimy na Ziemi jako planecie. No wiesz czemu akurat ta, a nie inna oraz czy to możliwe, że jesteśmy zabawkami w rękach kosmitów. Niestety dyskutowałem z dziewczyną, która absolutnie się ze mną nie zgadzała co do praktycznie wszystkich kwestii, lecz nie chciała podać żadnych argumentów na swoją obronę oraz lepszych propozycji odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie. Głupia, prawda? I w sumie to jeden z ciekawszych momentów mym życiu. - Trochę kłamałem teraz, ale miałem w tym taką wprawę, że nie powinna się skapnąć. O pewnych spotkaniach nie powinienem mówić nikomu, a już na pewno nie komuś z rodzinki. Zwłaszcza komuś tak rozgadanemu z rodzinki. Wybacz mi De, ale jesteś ostatnia na liście z tych co mogliby poznać prawdę.
Lemon
Lemon
król burdelu


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Delilah Nie Mar 06, 2011 9:17 pm

Spojrzałam na niego z powątpiewaniem, bo chociaż osobiście akceptowałam wszelkie formy odmienności charakteru u ludzi, Lemon czasami mnie zaskakiwał. A uwierzcie, że po tym, jakich ludzi już w swoim życiu miałam okazję spotkać, zaskoczenie mnie było czymś naprawdę ciężkim do osiągnięcia. Cóż, mojemu kuzynkowi udawało się to niebywale często. Miał jeszcze większe przeskoki z tematu na temat niźli na przykład ja.
- Ojej, czasami nad tym myślę, ale wolę tego nie robić, bo od razu zaczynam płakać. Ostatnio właśnie dostałam na ulicy ulotkę na temat zabijania foczek od jakiejś dziwnej kobiety z organizacji zajmującej się tymi sprawami, a potem w ogóle nie mogłam przestać o tym myśleć, i rozpłakałam się siedząc w autobusie! Wtedy o mało nie dopadł mnie jakiś dziwny pedofil, bo natychmiast rzucił się, żeby dać mi chusteczkę, zapytać co się stało i czy nie potrzebuję pomocy. Wiesz, wyglądał całkiem sympatycznie i w ogóle, ale byłam pewna, że ma złe zamiary, więc szybko uciekłam. W sumie mógł mnie wziąć za jakąś chorą psychicznie, bo wiesz, najpierw się rozpłakałam, a potem wyskoczyłam biegiem na najbliższym przystanku krzycząc, że tak łatwo się nie dam i że nie jestem naiwna, ale co mogłam poradzić? - Na ogół nie wykazywałam się taką paranoiczną ostrożnością - przeciwnie, podobno uchodziłam za osobę naiwną i zbyt łatwo obdarzającą wszystkich dookoła zaufaniem - ale akurat dzień wcześniej obejrzałam przerażający film o handlu ludźmi i wyobraziłam sobie, że ten facet jest jednym z tych obrzydliwych typów, którzy szukają niewinnych dziewcząt by wywieźć je gdzieś daleko za granicę.
- Spadaj, wcale nie! - Byłam przeczulona na punkcie swojej sylwetki, choć w inną stronę niż reszta nastolatek. Od zawsze słyszałam od braci i kuzynka, że jestem za chuda, a w tym przekonaniu utwierdzało mnie to, z jaką łatwością potrafili mnie podnieść, przerzucić sobie bezceremonialnie przez ramię i zanieść tam, gdzie im się podobało pomimo tego, że okładałam ich pięściami żądając, by natychmiast mnie puścili (tego nienawidziłam najbardziej na świecie) albo odeprzeć moje ataki w chwilach złości. - Gdybym tylko chciała, mogłabym cię spokojnie zgnieść - dodałam niewyraźnie. Zaraz jednak roześmiałam się głośno, gdy tak oburzył się tym swoim durnym kubkiem z kawą. Traktował tę obrzydliwą, śmierdzącą ciecz jak jakieś własne prywatne bóstwo i zarazem warunek swojego istnienia. I to niby ja zachowywałam się dziwnie? Odsunęłam się z kubkiem najdalej jak tylko mogłam, żeby nie mógł go dosięgnąć. No cóż, wiedziałam, że tak naprawdę nie miałam żadnych szans w walce z nim, ale spróbować nigdy nie zaszkodziło.
- Kilka się oparło? Ja bym ujęła to raczej odwrotnie, że tylko kilka się skusiło - Musiałam być wobec niego złośliwa! W końcu takie drobne przekomarzania były podstawą moich kontaktów zarówno z Lemonem, jak i z braćmi. Wiadomo było jednak, że w rzeczywistości darzyliśmy się wszyscy dużą sympatią. No, a przynajmniej ja ich taką darzyłam, łudząc się, że oni odwzajemniają moje uczucia. - I wielkie dzięki za przypomnienie mi, że jestem czarną owcą w naszej rodzinie, wiesz. - Ułożyłam usta w pełen niezadowolenia dzióbek i spojrzałam na niego z urazą. I on naprawdę myślał, że w takim wypadku oddam mu jego ukochaną kawę? Teraz naprawdę mnie znieważył, a ja nie mogłam tego tak po prostu zostawić. Na mojej twarzy wykwitł pełen złośliwości uśmieszek, gdy wpadłam na genialny i iście szatański plan, który powinien w pełni wynagrodzić mi doznane krzywdy; zanim zdążył zareagować odkręciłam pokrywkę (nie byłoby mnie stać na wypicie całego kubka kawy nawet za cenę odzyskanej dumy) i beznamiętnym gestem przechyliłam naczynie pozwalając, by cała kawa wylała się z niego prosto na śnieg. - Ups! - stwierdziłam ze śmiechem. - Mówiłeś coś o braku zdolności do poniżania i wywyższania się? - dodałam jeszcze radośnie, zanim zeskoczyłam ze stopnia i stanęłam w odpowiedniej odległości od kuzyna. Wiedziałam, że Lemon na dłuższą metę nie zrobi mi żadnej krzywdy, ale wolałam mimo wszystko nie ryzykować. W końcu nigdy nie wiadomo, co taki ktoś jak on jest w stanie zrobić dla pomszczenia swojego ulubionego gorącego napoju, czyż nie? Jak gdyby nigdy nic zastanowiłam się nad jego pytaniem. Mała zmiana tematu mogłaby wyjść nam tylko na dobre.
- Głupia - przytaknęłam, kiwając głową tak, że kilka rudych kosmyków znowu wymknęło się i opadło mi na twarz. Odgarnęłam je niecierpliwym ruchem ręki, nie spuszczając wzroki z Lemona. - Też czasami się tak zastanawiam! Mi się wydaje, że wersja z kosmitami jest wielce prawdopodobna. Czasami mam wrażenie, że nasza ziemia to w rzeczywistości akwarium jakiegoś małego kosmiciątka, które dostało je w prezencie tak jak my dostajemy prezenty na urodziny albo święta. I wiesz, ono tak sobie obserwuje to nasze życie, czasami w nie trochę ingeruje bawiąc się pogodą, zrzucając jakiś mały kamyczek który dla nas jest gigantycznym meteorytem i generalnie kontroluje wszystkie nasze poczynania! Kto wie, może wraca z kolegami z ich kosmickiej szkoły i pokazuje im: "patrzcie, to moje akwarium!" A któregoś dnia dostanie od rodziców coś lepszego, może jakieś inne zwierzątka do zabawy, i wtedy będzie koniec świata dla nas, bo wszyscy pójdziemy na śmietnik jak stare zabawki! Czy to nie prawdopodobne? - Jeszcze nikt nigdy nie zgodził się z moją teorią. Cóż, dla mnie było to dziwne, bo wydawała się wielce możliwa.
Delilah
Delilah
lotta


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Lemon Pon Mar 07, 2011 4:41 pm

Przez moment zachwycałem się jej zaskoczoną miną, gdy padło moje jakże ciekawe pytanie. Skromność to cecha nieśmiałych i z ludzi z niskim poczuciem wartości, czyli ewidentnie nie moja. Zwłaszcza w takim niezwykłym momencie, gdy jako jeden z nielicznych mogłem obserwować zaskoczoną De. Szkoda, że tak szybko wróciłam do dawnej formy i poczęła snuć swoją opowieść o autobusie, ulotkach i jakimś zboku. Odpłynąłem w swój świat, wpatrzony w mrugającą lampkę. Pewnie w ten sposób chciała namówić mnie bym poinformował kogoś, że niedługo żarówkę trzeba będzie wymienić. Zamrugałem, bo chwilowa cisza ze strony kuzynki świadczyła o tym, że przestała już nawijać. Tyle razy obiecywałem sobie, że rodzinkę traktować będę lepiej. Słuchał zawsze co do mnie mówią i o nich naprawdę dbał, a nie jak z resztą miał gdzieś ich problemy, a tu znowu moje obietnice dało się opisać tylko jednym określeniem: obiecanki-cacanki. Nerwowo począłem stukać palcami o nogę, zastanawiając się co teraz powiedzieć. Uzależnienia źle wpływają na człowieka. Źle też być tak okropnie podatnym na te świństwa jak ja. Oj ciężki mój los.
- Nic? - zapytałem niepewnie. Co miało jej wcześniej gadanie do pytania o radzenie sobie? No żesz. Mógłbym trochę słuchać innych. Ale gdy ktoś gadał więcej ode mnie to w pewnym momencie musiał się liczyć z tym, że ja jednak odpłynę w swój świat, gdzie będzie błogo i cicho.
Zlustrowałem ponownie jej sylwetkę.
- Z pewnością - odparłem ze złośliwym uśmieszkiem. Błysk w moim oku przez chwilę musiał być jeszcze bardziej widoczny niż zwykle, ponieważ rozważałem, czy mała demonstracja jej słabości w tym momencie nie byłaby wyjątkowo trafnym pomysłem. Ruda, mała istotka w śniegu? Genialna myśl, ale brak kawy tak mnie osłabił. O ja biedny. Co ja pocznę bez mego bóstwa? - Nie kuś, młoda, bo jeszcze będziesz w śniegu leżeć. No i zaraz czarna owca. To mi to powtarzali na zjazdach, a nie tobie. Wy jesteście tacy mili.
Na wzmiankę o moich zdolniach podrywacza teatralnie chwyciłem się za serce.
- O ty niedobra! - zawyłem, praktycznie kładąc się na poręczy za mną. Uderzyłem się w głowę, ale dzielnie grałem dalej. - To ja sobie od ust odejmuje byś ty miała jak najlepsze życie, a ty mi się tak odwdzięczasz?! Ty niedobra! Ty! - Byłbym to kontynuował dalej, ale już zapomniałem co w tamtym programie dalej wrzeszczała mamuśka, a poza tym Delilah zabrała się za coś tak karygodnego, że nawet nie jestem w stanie o tym myśleć w tym momencie. Ona... ona. - Nie! Przysięgam, że to ty jesteś najgorsza z nas wszystkich. - Westchnąłem boleśnie. Może czas począć walczyć z uzależnieniem? - Przy tobie będę zmuszony zmienić się na lepsze. - Jakbym mógł stać się jeszcze gorszym osobnikiem.
Słuchałem z niedowierzaniem wypisanych na twarzy jej teorii o akwarium. Gdzie ona ukrywała się przez te lata, gdy ja biedny podróżowałem po Azji i Afryce? A no tak. Siedziała w domu, w Kanadzie, a zły Los czekał na Rezydencje, by nas dopiero złączyć. Przecież do tej pory już dawno podbilibyśmy świat! A zjazdy rodzinne to zbyt mało czasu, by móc obmyślić podobny diaboliczny plan. Ale teraz jest dużo czasu, lecz ja już mam kogoś innego przy kim zdobędę świat. Calutki.
- Możliwe, możliwe.... Co do akwarium to kiedyś oglądałem pseudoprzerażające coś o hodowli mrówek. Wiesz chłopak je miał w takim specjalnym pudle i karmił je. No one mu były bardzo wdzięczne i w ogóle i w szczególe, a i wiesz co? Pod koniec się okazało, że całe miasto tego chłopaka to tak naprawdę kolonia ludzka w rękach mrówek! I każdy jadł takie fioletowe granulki i... i to naprawdę zrobiło na mnie wrażenie. Przez tydzień nie chciałem jeść nic fioletowego. Dobrze, że mało jest takich fioletowych dań. Prawda, że straszne? Nie chciałby by akurat ta wersja okazała się prawdziwa. Już wolę twoje akwarium.
Lemon
Lemon
król burdelu


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Delilah Pon Mar 07, 2011 8:52 pm

Okej, uwielbiałam gadać i miałam pełną świadomość - głównie przez ciągłe upomnienia ze strony najróżniejszych ludzi, z którymi miałam w swoim życiu do czynienia - tego, że zdarza mi się mówić zdecydowanie zbyt szybko i zbyt dużo, ale mimo wszystko zawsze wymagałam pełnej atencji swojego rozmówcy. A tu proszę - niektórzy wydawali się wychodzić z założenia, że skoro przekazuję bardzo dużo informacji i wkręcam się w prowadzenie monologu, są zwolnieni z obowiązku wysłuchiwania tego co mówię. Bzdura! Szczególnej uwagi wymagałam od ludzi, którzy wydawali się ze mną zgadzać i mieli na ogół do przekazania coś ciekawszego niż te wszystkie nudne, do bólu schematyczne pogawędki o pogodzie. Dlatego też poczułam się niezwykle zawiedziona, gdy wyszło na to, że Lemon nie wysłuchał na dobrą sprawę ani słowa z mojej emocjonującej opowieści. Nie miałam złudzeń, bowiem jego chwilowe zakłopotanie oraz to nędzne mruknięcie mające na celu dać mi mylne wrażenie, że wie o czym mowa od razu go wkopały. Wycelowałam w niego oskarżycielskim gestem palec i wygięłam usteczka w podkówkę, wkładając w ten grymas cały swój smutek.
- Lemon, w ogóle mnie nie słuchałeś! - zarzuciłam mu dramatycznym i przepełnionym bólem tonem, a potem skrzyżowałam ręce na piersiach i posłałam mu najsmutniejsze spojrzenie, na jakie tylko było mnie stać. A warto nadmienić, że dąsanie się, smutne miny, płacz i wszystkie te inne negatywne emocje szły mi dosyć ciężko, gdyż rzadko kiedy miałam z nimi do czynienia. Sama na ogół starałam się być radosna i we wszystkim szukać pozytywów, więc rzadko zdarzało mi się martwić, a w przypadku gdy inni się smucili natychmiast szukałam miliona sposobów, by poprawić im humory. Co nie zmieniało faktu, że swoim brakiem uwagi poważnie mnie zranił. - Jesteś taki okropny! Możesz sobie grozić ile chcesz, że mnie znielubisz, ale przy takim stanie rzeczy to ja pierwsza cię znienawidzę, a do tego wyrzucę cię z rodziny. Jeszcze nie wiem jak to zrobię, ale jakoś na pewno, bo zupełnie nie zasługujesz na to żeby być moim kuzynem! - stwierdziłam dobitnie, unosząc dumnie głowę. - Wolałabym tysiąc razy, żeby zamiast ciebie siedział tutaj obok mnie na przykład Quentin. On od razu by mnie wysłuchał, a na dodatek zrozumiał całą grozę opowieści! Ty za to jesteś taki nieczuły, że aż nie potrafię sobie tego wyobrazić. Jeszcze śmiesz mi grozić, że wrzucisz mnie w śnieg? Mnie, małą, bezbronną? Zresztą, wrzucaj sobie, proszę bardzo, i tak przecież nie jestem ci potrzebna! Przynajmniej jak wpadnę w jakąś ogromną zaspę śnieżną i zamarznę na śmierć, nie będziesz już musiał się przejmować jakimś dziwnym kimś, kto ciągle bezsensownie nawija ci nad uchem! - Podobno miałam skłonności do przesady. W sumie może coś w tym było. Niewiele myśląc odsunęłam się jeszcze kilka kroków od niego i dramatycznym ruchem rzuciłam w najbliższą zaspę śnieżną, zupełnie nie przejmując tym, że wcale nie byłam aż tak ciepło ubrana, a leżenie w białym puchu z całą pewnością nie mogło skończyć się korzystnie dla mojego zdrowia. Wbiłam twarde spojrzenie w niebo, kontynuując swój monolog z przejęciem. - Proszę, zadowolony? Teraz sobie tutaj poleżę i poczekam aż zamarznę! Może wtedy docenisz, jak wiele straciłeś, nie chcąc mnie teraz słuchać! Zobaczysz, pochylisz się nad moją trumną i zawołasz: "Ojej, nie słuchałem jej historii o ataku zboczeńca w autobusie, a teraz już jej nie ma i nigdy więcej nie będę miał okazji, by to zmienić!" I wtedy będziesz miał za swoje! - zakończyłam, w dalszym ciągu nie ruszając się ze śniegu. Po chwili przypomniałam sobie jednak, że miałam zamiar tylko dać nauczkę Lemonowi, a nie doprowadzić swojego organizmu do wychłodzenia, więc podniosłam się ze śniegu i zaczęłam otrzepywać swój szary płaszczyk.
- Wcale nie robisz nic dla poprawy jakości mojego życia - zauważyłam niebywale trafnie, nagle się uspakajając. Cóż, to też było zupełnie w moim stylu; wpaść w stan graniczący niemal z histerią, a potem w ciągu dziesięciu sekund powrócić znowu do głębokiego spokoju. Przeczesałam pośpiesznie palcami moje rude włosy, pozbywając się z nich śniegu i nawet uczyniłam kilka nieufnych kroków w stronę kuzyna. - Mówiłam ci - wywróciłam oczami, gdy przyznał mi, że wcale nie jestem taka milutka. Normalnie pewnie bym się przy tym wyszczerzyła albo rzuciła mu na szyję, ale w tym wypadku nie było na to szans; dalej nie mogłam zapomnieć o ogromnej zniewadze, jaką było niesłuchanie mnie. Czy on w ogóle miał świadomość, jak bardzo godziło to w moje kruche serduszko?! Póki co zapomniałam jednak o jego karygodnym zachowaniu, bo temat naszej konwersacji był tak ciekawy, że musiałam się poświęcić dla dobra sprawy. Wysłuchałam jego wersji z powątpiewaniem marszcząc nos.
- Oglądasz naprawdę dziwne filmy. Przerzuciłbyś się na jakieś plus osiemnaście, jak wszyscy normalni faceci, albo nie wiem, zacząłbyś oglądać jakieś odmóżdżające amerykańskie produkcje w stylu American Pie, bo o większej beznadziei dawno nie słyszałam. Kolonia ludzka podległa mrówkom? Przecież to głupie. - Tak, zupełnie jakbym przed chwilą nie wymyśliła czegoś równie niedorzecznego. Podstawowa różnica polegała jednak na tym, że moja hipoteza była moja, co automatycznie oznaczało, że należało w nią wierzyć. Albo chociaż potraktować poważnie i wziąć pod rozwagę. - Hej, z drugiej strony, myślałeś kiedyś jak mogą wyglądać kosmici? To znaczy wiesz, odrzucając ten standardowy schemat zielonego, chudego ludzika z wielką głową, ogromnymi czarnymi oczami i czułkami, który wziął się zupełnie nie wiadomo skąd? Ostatnio myślałam, co by się stało gdyby okazało się, że istnieje planeta bardzo podobna do naszej, wręcz bliźniacza, poza jednym drobnym szczegółem, to jest gatunkiem, który najbardziej wyewoluował. Powiedzmy że tam na przykład to nie ludziom, ale kotom udało się rozwinąć, uzyskać zdolność do tego całego abstrakcyjnego myślenia, rozróżniania emocji i tak dalej! Wyobraź sobie, co by było, gdyby za milion tysięcy lat przyleciała do nas delegacja z takiej planety i z super wielkiego i zaawansowanego technologicznie statku kosmicznego zamiast grupki ludzi albo zielonych ufoludków wyszła banda kotów, płynnie posługująca się angielskim i znacznie inteligentniejsza niż cała rasa ludzka razem wzięta! Czy to nie byłoby zaskakujące? Może wreszcie dla odmiany ci wszyscy ludzie z NASA nie mieliby racji. Wkurza mnie ta ich ciągła wszechwiedza, no wiesz: "Słońce istnieje tyle i tyle lat i będzie istniało jeszcze tyle, a taka i taka kometa minie nas wtedy i wtedy i wcale w nas nie uderzy, więc spoko, i nie należy wierzyć w koniec świata, bo nie nastąpi z takich i takich przyczyn"! Psują całą zabawę w zgadywanie. I nigdy nawet nie mogą się pomylić - westchnęłam zupełnie tym faktem niepocieszona. Prawda była taka, że wszyscy ci badacze kosmosu mieli gdzieś, czy inni ludzie chcieli posiadać te wszystkie informacje na temat wszechświata.
Delilah
Delilah
lotta


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Lemon Sro Mar 09, 2011 5:16 pm

No to się moi drodzy wkopałem. Zakopałem. Przysypałem piaskiem, a kiedy już wystawała tylko moja głowa wrzasnąłem na jakiegoś typa, by ten mi i ją przysypał. Oczywiście z obleśnym uśmiechem to uczynił. Tak właśnie można było opisać moją sytuacje w tym jakże trudnym dla narodu momencie, gdy wyszło na jaw moje godne pożałowania zachowanie względem ukochanej i najdroższej kuzynki, czyli mojej małej Delilah. No może już nie tak małej, ale jednak jak na swój wiek wcale taka duża nie była. I zawsze miała być mniejsza ode mnie. Miałem prawo nazywać ja tak jak ją nazywałem. Także byłem udupiony jak się patrzy, gdy ona odkryła, że zupełnie odleciałam w czasie jej dramatycznego, emocjonującego oraz podobno wciągającego monologu. Nawet nie zapytała o czym ciekawym myślałem, a od razu naskoczyła na mnie, że jej nie słucham. Czy to nie okropne z jej strony? Ale nie. To zawsze ja, biedny i nikomu nie potrzebny Lemonek, wychodzę na tego złego typa.
- Oczywiście, że słuchałem! Mówiłaś o autobusie no i... - urwałem. Przyjęta przeze mnie taktyka brnięcia w kłamstwo okazała się jakże zgubna. Jeszcze bardziej udowadniałem, że nie mam pojęcia o czym ona, my mówiliśmy. Dlatego też pozwoliłem jej odstawiać te sceny wszystkie w ciszy i z uwagą. Siedziałem grzecznie na schodku i nie wzruszyłem się nawet wtedy, gdy wpadła w ten śnieg, obiecując mi, że tu pozostanie na wieki czy coś takiego. Za dużo gada bym pamiętał dokładnie każde jej słowo.
Kogoś mogła zaskoczyć jej nagła zmiana nastroju, ale ja się do tego przyzwyczaiłem. Wiecie jakoś nie spodziewałem się, że naprawdę zostanie na tym zimnie, by zamarznąć. Jeśli bardzo chce umierać to znam lepsze sposoby, lecz raczej nic jej na uszko nie szepnę. Wolę ją żywą. Zdecydowanie.
- To zabolało - oznajmiłem, znów przybierając swoją smutną, bambi minę. No kto się nie wzruszał na jej widok! Nie było tak nieczułych. No dobra byli, a konkretnie to były. Przy facetach nigdy nie przybierałem tej miny. Raczej ruszałem na nich z pięściami i zwyciężałem, a potem odchodziłem jako zwycięzca, a za mną w zwolnionym tempie można było oglądać wybuch stacji paliw. Oczywiście na mnie żadne siły nie działały, ale ci wokół mnie wylatywali w powietrze i ogółem brzydkie rzeczy się z nimi działy.
Uśmiechnąłem się po swojemu, wstając ze schodka. Uznałem, że czas rozprostować nogi. Zebrałem trochę śniegu i począłem go ugniatać w dłoniach. Fajna zabawa. Zwłaszcza takie rzucanie w cel za obrażanie mnie.
- A twoje akwarium niby lepsze - rzuciłem jeszcze niczym obrażone dziecko. Z tymi filmami to już przesadzała. Ja tego tak często nie oglądałem. Tak raz, od czasu do czasu, codziennie. Kto by to liczył? Oczywiście mowa o tych głupich filmach klasy nie wiadomo jak niskiej. Uwielbiałem niszczyć tym sobie psychikę. Serio. Jakby jeszcze było co niszczyć.
- Chyba pora by ktoś wrócił do Rezydencji, bo przemroził sobie móżdżek i mówi takie głupoty, że strach słuchać. - Złośliwy uśmieszek znów zagościł na mej twarzy. Niech ma za wyśmianie moich mrówek. Zresztą zemsta tylko za śnieżkę nie będzie taka fajna jak i za to. A poza tym naprawdę chciałem już wracać. Trochę tyłek mi zmarzł i przecież nawet nie zaliczyłem pełnego kubka kawy. Jak ta można! - Wracamy do domu wariatów na gorącą czekoladę? Co do domu wariatów to radzę ci uważać przy salach ćwiczeń. Na serio szedłem sobie wczoraj grzecznie do... no nieważne... gdy nagle zaatakowała mnie zielona macka! Taaaka wielka - tu oczywiście musiałem pokazać jak wielka. - Zresztą jak kiedyś znajdę tą osobę to ci jeszcze pokaże jak wielka była to macka. I wiesz co było najgorsze? Ta macka chciała się bić! Prawda, że głupia? I doprawdy nie rozumiem tego ich czepiania się o wypaloną dziurze w ścianie. - Macka była na tyle sprytna, że zniknęła nim potraktowałem ją swoją mocą. Ściana nie potrafiła niestety zwiać.
Lemon
Lemon
król burdelu


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Delilah Sro Mar 09, 2011 9:50 pm

Machnęłam ręką na znak, że lepiej żeby się nie tłumaczył, tylko po prostu siedział cicho i dał mi przetrawić w świętym spokoju fakt, że tak mnie zawiódł, jednak jak zwykle nie mógł sobie odpuścić. Brnął więc w swoje nędzne kłamstewko, po raz kolejny wpędzając mnie w depresję. Dlaczego nikt nigdy mnie nie rozumiał?! Wydawałoby się, że kto jak kto ale Lemon powinien choć częściowo rozumieć moje zachowania i wiedzieć, że kiedy się mnie urazi, najlepiej chwilę poczekać a od razu zapomnę o całej sprawie. W sumie już prawie przestałam być zła, więc kiedy zaczął od nowa się tłumaczyć, ponownie przypomniałam sobie o zniewadze i znowu się zirytowałam.
- Ojej, Lemon, czasami nie mogę uwierzyć, że jesteśmy ze sobą spokrewnieni. Na ogół myślę sobie, że mam wielkie szczęście że urodziłam się wśród takich ludzi jak wy i że jestem tu gdzie jestem, ale kiedy doprowadzasz do takich sytuacji jak ta szczerze zaczynam wątpić, czy to naprawdę takie fajne i zaczynam myśleć, że lepiej byłoby, gdybym urodziła się jako dziecko arystokratów w którejś z europejskich rodzin królewskich albo chociażby sąsiadka Justina Biebera - W sumie nie przepadałam akurat za tymże powszechnie uznawanym idolem nastolatek, ale wiedziałam, że pewnie zdenerwuję lub chociaż zaniepokoję tym trochę Lemona. Wszakże nikt z poważnych, dwudziestokilkuletnich mężczyzn nie chciałby nigdy przenigdy dowiedzieć się, że jakakolwiek osoba z jego rodziny jest szalejącą fanką Biebera. Ta myśl podsunęła mi szatański pomysł; może następnym razem, jak będę wiedziała, że Lemon odwiedzi mój pokój wytapetuję go na chwilę podobiznami tego piosenkarza? Padłby trupem od razu! Zachichotałam radośnie na samą myśl o moim przebiegłym planie i wykonałam piruet w miejscu, teraz już zupełnie zapominając o złości.
- Ojej, przepraszam! - Szczerze powiedziawszy zupełnie nie zrozumiałam, czym znowu go zraniłam - czasami do tego stopnia zapędzałam się w swoich monologach i rozmyślaniach, które to przepływały przez mój umysł z zawrotną prędkością, że zupełnie zapominałam o czym opowiadałam komuś chwilę temu - ale na wszelki wypadek chyba lepiej było przeprosić. Wszakże nie miałam zamiaru zniżać się do jego okropnego poziomu i w odpowiedzi na skrzywdzenie czyichś (w wypadku sprzed chwili - moich) uczuć tylko bezczelnie się wyśmiewać albo, co gorsza, skłamać i udać, że miało się na myśli coś innego! Jako, że myśl o moim szatańskim planie pozbawienia Lemona życia uskrzydliła mnie niesamowicie, podbiegłam do niego tanecznym krokiem i wspiąwszy się na palce, cmoknęłam go w policzek żeby nie był zły. Kiedyś przypadkowo odkryłam, że niezależnie od tego jak bardzo mężczyzna - czy to brat, czy kolega, czy kuzyn - się zdenerwuje, taki drobny gest zawsze czyni cuda i sprawia, że natychmiast moje grzechy zostają mi wybaczone. A że takich drobnych grzeszków nieumyślnie bądź umyślnie popełniałam naprawdę dużo, ten chwyt stał się jedną z moich stałych desek ratunku i niezawodnym wyjściem z każdej sytuacji. Gorzej było z dziewczynami, bo na nie brakowało mi sposobu, ale trudno. I tak statystycznie częściej zdarzało mi się przebywać w otoczeniu chłopaków.
- Tak, moje akwarium jest lepsze! Sam musisz przyznać, że brzmi znacznie logiczniej - Cóż, sama nie wiedziałam, na czym niby owa logiczność miałaby się opierać, ale to już jego problem. Powinien zgadzać się teraz z każdym moim słowem, żebym mogła mu łaskawie wybaczyć jego wcześniejsze karygodne zachowanie względem mnie. Tak przynajmniej postąpiłby każdy normalny, zdrowy na umyśle człowiek i mający jakieś doświadczenie w relacjach... interpersonalnych? Ha! Znów to mądre słowo!
- Ja mówię głupoty? Głupoty? To posłuchaj tego! - rzuciłam wyzywająco, opierając obie ręce na biodrach i wzięłam głęboki wdech, szykując się do zaskoczenia go moją niebywałą inteligencją. - Masz trudności z nawiązywaniem relacji interpersonalnych! - powiedziałam w końcu, dobitnie akcentując ostatnie słowo. Ha! I co? Zobaczymy, czy teraz będzie taki mądry. Na ogół z czystej przekory i upartości nie zgodziłabym się na powrót do rezydencji tylko dla tego, że on ma takie widzimisię, ale przez to całe leżenie w śniegu zrobiło mi się zimno. - Skoro tak bardzo ci zależy, niech ci będzie - westchnęłam ciężko wywracając oczami, zupełnie jakby błagał mnie od kilku godzin żebyśmy poszli do środka, a nie rzucił luźny pomysł kilka sekund wcześniej. Wróciłam się szybko na schody, żeby zgarnąć z nich mój porzucony szkicownik, a potem podeszłam do kuzyna, chwytając go pod ramię; zawsze kleiłam się do moich braci i kuzynka niczym pięcioletnia dziewczynka. Żwawym krokiem zaczęłam się kierować wraz z nim ku rezydencji, zastanawiając się jednocześnie, gdzie już słyszałam słowa łudząco podobne do tych jego. Po chwili pamięć podsunęła mi odpowiednią sytuację i aż stanęłam na chwilę w miejscu.
- Dlaczego wszyscy ostatnio widują macki? Może to jakaś wielka inwazja krwiożerczych macek z kosmosu, co? A jeśli one chcą opanować całą naszą rezydencję i tylko czekają na odpowiednią chwilę, aż będziemy zbyt zajęci czymś innym, żeby z wszystkich nas zrobić swoich niewolników?! - Przeraziłam się nie na żarty. Może Justin miał rację, że z mackami nie ma wygłupów i wcale nie są tak przyjemne, jak mogłoby się wydawać? Po chwili uświadomiłam sobie, że Lemon pewnie nie ma zielonego pojęcia o czym mówię, więc otrząsnęłam się z chwilowej zadumy i ponownie ruszyłam, rozpoczynając wyjaśnianie. - Justin, no wiesz, ten kuzyn Effy co umie czytać w myślach i jest strasznie fajny ostatnio też spotkał jakąś wodną mackę, i uciekł do auli, a ja robiłam tam mój musical i wiesz co? No, zgadnij co? Jesteśmy wspólnikami! - Wiem, że między pytaniem a własnoręczną odpowiedzią powinnam dać mu przynajmniej kilka sekund czasu do namysłu, ale tak bardzo chciałam już mu się pochwalić, że nie mogłam czekać ani chwili dłużej. - Jej, Lemon, tylko nie bij się z mackami, bo jeszcze zginiesz. Pamiętaj, że ja jestem jedyną osobą, która ma prawo cię bić, dobrze? - W końcu moje ciosy nie były dla nikogo krzywdzące. No, i przynosiły korzyść nam obojgu: ja wyładowywałam agresję, a Lemon miał przyjemny masaż ramion i pleców, gdyż to tam najczęściej kierowałam swoje ciosy w chwilach złości. Inna sprawa, jeśli w grę wchodziła jakaś krwiożercza macka; ona to mogłaby porządnie poturbować mojego kuzyna, a na to bym nie mogła pozwolić. Co prawda mógłby ją teoretycznie załatwić swoim kwasem, ale kto wie, czy nasze talenty kiedyś nie zawiodą? W końcu jeśli macki będą chciały przeprowadzić inwazję na utalentowanych, na pewno jakoś zabezpieczą się przed skutkami naszych mocy. - Ja też nie rozumiem ich czepiania się. To w końcu była obrona własna - Ha, z moją wiedzą powinnam zostać prawnikiem.
Delilah
Delilah
lotta


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Lemon Pią Mar 11, 2011 2:23 pm

Zaskoczyła mnie tym Justinem Bieberem. Serio myślałem, że rzuci coś co bardziej mnie zaboli, a ona zaczęła grozić, że chciałaby mieć go za sąsiada. Cóż to za groźba? To miało być groźbą? Mogłem być bezpieczny o swój dalszy los. Jednakże co z jej losem? Ona na serio z tym Justinem? Byłem ostatnio w jej pokoju, i to nawet wtedy, gdy jej tam nie było, ale to nieważne i nigdzie nie widziałem tej dziewuszki, lecz możliwe jest, że nagle w Delilah wzbudziła się miłość do tego osobnika. Wszak wiadomo, że nasza rodzina do normalnych nie należy i również nie można po niej oczekiwać zachowań odpowiednich. Jednak jeśli zobaczę u niej w pokoju ołtarzyk poświęcony tej, znaczy temu, chłopakowi to się załamię, podłamie, przełamie i wezmę na pomoc jej braci. Razem opracujemy plan i już na zawsze zniszczymy te siły nieczyste ku chwale i sławie całego świata. Że też wcześniej na to nie wpadłem.
- Arystokracja nie byłaby zła. Wyobrażasz sobie tą możliwość patrzenia na wszystkich z góry i możliwość kręcenia noskiem na nie taką wodę jak sobie życzyłaś? - Ona pewnie widziałaby to w zupełnie innym świetle, ale cóż mogę poradzić na to, że zawsze doszukiwałem się korzyści dla siebie, a dopiero potem dla innych. To oni, ma rodzina, co aż dziwne było, najpierw myśleli o sobie potem o innych, a jednak przez większość byli zaliczani do tej samej grupy wariatów co ja. Zdecydowanie marny podział, ale przynajmniej nie byłem sam.
To na serio było miłe: po raz kolejny przeprosiła mnie za coś gdzie nie musiała i jeszcze zrobiła tą słynną przepraszającą minkę. Chyba nie było osoby co nie poznałaby uroku tej jednej miny. Tylko ktoś całkowicie bez serca mógłby nie ugiąć się pod siłą t e g o spojrzenia. Serio mówię. Oczywiście już nawet nie mogłem udawać zagniewanego na nią. Po takim spojrzeniu? Miałem serce przecież.
- Twoje akwarium jest gorsze i mówisz głupoty. - Nawet jeśli robiła tak słodkie minki to przecież nie mogłem się dać tak łatwo. Byłem mężczyzną do cholery! To mnie do czegoś zobowiązywało. Nawet ostatnio odkryłem, że stanowczo muszę nadrabiać poziom za zbyt wiele ciot mnie otaczających. Panienki nie faceci. Że też im tak nie wstyd, ale nie. Teraz mamy takie wychowanie itd i itd. Gdyby widzieli i przeżyli to co ja przeżyłem! Od razu mężniej by patrzyli na świat cokolwiek to znaczy. Jestem o tym przekonany. - Sama masz problemy z tym no. - Oto i kolejna cięta riposta z mej strony. To nie tak, że nie znałem żadnych trudnych słów. Po prostu nie znosiłem ich używać. To De zawsze niby szpanowała. A teraz po prostu mówiła zbyt niewyraźnie bym mógł zrozumieć o co jej chodzi. Oczywiście, że gdyby mówiła wyraźniej to bym wiedziałam co do mnie powiedziała. Czy ktoś śmie mi nie wierzyć w tym momencie?
- Słyszałem, że macka to hit sezonu. - Oczywiście wcześniej musiałem się scenicznie rozejrzeć i równie scenicznym szeptem ją o tym poinformować. W sumie to nie wiedziałem skąd ten nalot macek. Jakby ktoś chciał nas zabić czy coś. A to przecież głupie. Kto by chciał zabijać kogoś takiego jak ja? No taka strata, taka strata. - Musical? Koniecznie musisz mi pokazać plany - obwieściłem. Lubiłem tak kulturalne rzeczy i w ogóle. To było takie no.. kulturalne! O.
- Dobrze. Jak następnym razem ktoś mnie uderzy to mu powiem: hej tylko Delilah może mnie bić, więc spadaj - obwieściłem jakże poważnym tonem. A potem poszliśmy wreszcie do Rezydencji i ciepła. Tyłek to mi jednak trochę zmarzł.

/ no i koniec /
Lemon
Lemon
król burdelu


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Lizzie Wto Kwi 12, 2011 5:34 pm

/ omamo, przeraziły mnie trochę posty na górze. po raz kolejny xD
zmiana daty /

Uciekłam od tych złych ludzi zupełnie nie zwracając uwagi na to co im zrobiłam. Nie przejmowałam się ich losem, bo doskonale wiedziałam, że mamy w rezydencji osoby, które już przyzwyczaiły się do sprzątania po mnie bałaganu. W końcu to nie pierwszy i nie ostatni raz doprowadziłam kogoś do opłakanego stanu, a potem bezwstydnie uciekłam i schowałam się gdzieś, gdzie mnie nikt nie znajdzie. Domek na drzewie przecież o tej porze roku, gdy jest jeszcze zimno jak cholera nie jest uczęszczanym miejscem. I zresztą wszyscy są święcie przekonani o tym, że jest zamknięty na cztery spusty, a w środku nie ma nic ciekawego.
Jakże się mylili, ci głupcy! Nawet nie zdawali sobie sprawy jaki ciekawy obiekt znajduje się właśnie tu, pod moim okiem, zupełnie obezwładniony i zdany na moją łaskę. Jakże interesujące jest to co się tu dzieje i zarazem jakie to wszystko niebezpieczne. Za każdym razem gdy się tu pojawiałam czułam się strasznie podekscytowana własnie dzięki temu uczuciu niebezpieczeństwa. W końcu znajdowałam się w jednym pomieszczeniu z bardzo złym człowiekiem, którego dokładnie tydzień temu spotkałam tutaj i obezwładniłam. Byłam pewna na sto procent, że siedział tutaj, obserwował nas latami i donosił wszystko złym ludziom, którzy chcieli nas porwać i wykorzystać. Pani Prince ostrzegała nas przed nimi i dlatego nie pozwalała mi wychodzić samej. Była jeszcze jakaś gadka o nieznajomych i cukierkach, ale ja to doskonale wiedziałam. Nie wolno ufać obcym ludziom! Obcych ludzi trzeba atakować, potem związać i próbować wyciągnąć informację. Skąd to wszystko wiem? Wiecie, to jest taka moja tajemnica. Pani Prince i Ruda Jędza zabroniły mi tego robić jak mnie nakryły, ale mnie nic nie jest w stanie powstrzymać. Zwłaszcza gdy wiąże się to z takimi przystojniakami. A ja tak kocham Sama i Deana, po prostu nie mogłam przestać oglądać ich serialu. I właśnie oni nauczyli mnie jak powinnam zachować się w takiej sytuacji. Obezwładnić, związać, wypytać. Tyle, że to nie było wcale takie łatwe. Na początku za nic nie mogłam go związać i obtarłam sobie nadgarstki! Ale potem uznałam, że czemu mam korzystać z takiej twardej liny, gdy mam kolorowe żyłki w pokoju. I korzystając z tego, że był jeszcze nieprzytomny pobiegłam po nie, a z nich mocny supełek już potrafiłam zrobić. Pewnie go bolało to wszystko, ale ja się nie przejmowałam. Nauczyłam się nie przejmować czyimś bólem. W sumie Pani Prince mówiła o czymś całkiem innym, ale chyba jej nie słuchałam uważnie. Nieważne.
Wczoraj wieczorem gdy tutaj przyszłam, Pan Zły już spał, znaczy on prawie cały czas spał, nie wiem czy to przez to co mu zrobiłam, ale własnie tak podejrzewałam. Przykryłam go jednym kocem, a sama udałam się w drugi kąt i tam się ulokowałam. W nocy nawet nie było tak strasznie zimno i jakoś przetrwałam, ale gdy się rano obudziłam on na mnie patrzał. Usiadłam, poprawiłam włosy i odwzajemniłam spojrzenie. A potem podeszłam do niego by zdjąć mu to coś co nie pozwalało mu mówić. Zakładałam mu to dla bezpieczeństwa.
- Cześć - powiedziałam do niego wracając na swoje miejsce.
Lizzie
Lizzie
słit bejbi


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Olavi Wto Kwi 12, 2011 6:24 pm

/nowy dzień

Szczerze mówiąc z każdym dniem mam co raz większe wątpliwości co bym wolał, majac do wyboru: być uratowanym przez 'swoich', czy tu zdechnąć. Zdechnięcie wydawało mi sie całkiem korzystne, nie musiałbym znosić upierdliwych spojrzeń, wytykajacych mi przegraną walkę z siedmiolatką. I to był właściwie jedyny powód, bo ból? Do bólu już sie przyzwyczaiłem. Na początku było trudniej, a teraz po prostu staram się ruszać jak najmniej. Właściwie nie poruszanie się opanowałem do perfekcji. Bo serio, nie skarże się, ale kiedy ta mała potraktuje cie swoim niewątpliwym telentem, to potrafi zaboleć.
Nie moge odzałowac, ze nie zabiłem jej przy pierwszej okazji, bo przecież oczywiscie, ża taka miałem. Tylko, ze to dziecko.. tyle na ten temat. Fakt, ze raczej kaprawe dziecko, ale jednak! Obudziłem się wczesnie, jak zwykle i nic poza bacznym jej obserwowaniem mi nie zostało. Jestem pewny, ze przy najbliższej okazji ta mała umrze i to będzie moja wina. Rany, uśmiecham się do siebie w duchu na tą myśl.
Przez dłuższą chwilę nie odpowiadałem na jej 'cześc', nie widziałem potrzeby, dopiero za chwilę przypomniałem sobie, ze to dzieciak. Penwie niewiele brakuje, zeby przyniosła tu swoje lalki, różową zastawe i nalewała nam swoja wyimaginowaną herbatkę. To dziecko.
Westchnąłem zniecierpliwiony.
-To co dziś robimy?-uniosłem brwi. To samo co przez ostatnie dni? Więc pewnie nadal nic się nie zmieni. Taaa, zdechnę tu.
Olavi
Olavi
maskotka


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Lizzie Wto Kwi 12, 2011 7:29 pm

Podobał mi się jego entuzjazm, to było bardzo dobre podejście, za które... Za które nawet go lubiłam. Tak, właśnie przyznaję się do tego, że polubiłam swoją ofiarę. Dlatego dbałam o niego naprawdę dobrze. Oczywiście nie licząc momentów, w czasie których te dobre zachowanie polegało na używaniu mojego talentu na nim. Nie tyle by go torturować dla samego torturowania. O nie. Ja miałam ważniejsze powody. Po pierwsze by nie był w stanie uciec. Po drugie by mnie szanował jako poważne zagrożenie. Bo nic tak się nie liczy jak respekt na ulicy. I po trzecie, pewnie najważniejsze, by się czegoś dowiedzieć. Bo ja naprawdę czułam się źle gdy traktowano mnie jak dziecko, które nic a nic nie powinno wiedzieć. Że niby za młoda jestem na tak straszne rzeczy, to nie na moją głowę. Ale teraz spójrzcie tylko! Mam tutaj człowieka od tych złych i doskonale sobie z nim radzę! Czy to nie oznaka tego jaka jestem dorosła? Jaka dojrzała? Jak będę już wiedzieć wszystko to w końcu zaczną mnie szanować.
- Będziemy rozmawiać! Jak zawsze - powiedziałam uśmiechając się do niego, a z radości wręcz promieniowałam. - A wiesz, że wczoraj prawie mnie przyłapali jak coś knułam? Ale im uciekłam. Nikt się o tobie nie dowie! A jak się dowie to skończy jak tamci, którzy próbowali mnie rozgryźć. Albo jak ty.
Poprawiłam swoje włosy zastanawiając się, czy dobrze robię mówiąc mu o tym wszystkim. W końcu był moim zakładnikiem, to on powinien gadać, a ja zadawać pytania. Ale nic nie mogłam poradzić na to, że tak go lubiłam. A tym samym zaczęłam go poważnie traktować.
- To powiesz mi dzisiaj coś nowego? Coś co knują twoi? - zapytałam nadal podekscytowana naprawdę licząc na to, że dzisiaj sie czegoś dowiem.
Lizzie
Lizzie
słit bejbi


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Olavi Wto Kwi 12, 2011 7:45 pm

Jasne, dzień jak co dzień. Ile ona potrzebuje czasu, zeby przyjąć do wiadomości, ze akurat ja nie powiem jej niczego? Dobra, jest dzieckiem, można jej wybaczyć, ze niektóre sprawy docierają później.
Kiedy mówiła o tych, którzy prawie ja przyłapali, przyznam, że to nieco odgoniło myśl o zdychaniu. Pewnie będa chcieli wiedzieć, co dzieciak porabia i zaraz tu wpadną. Zrobi im się szkoda mnie, pomogą i niczego nie dostana w zamian. Właściwie jak tak o tym myśleć to owszem, mała Lizzie jest mądrzejsza od tej całej reszty, bo chociaż wie czego chce i trzyma się swojego planu jesli chodzi o osiągnięcie tego. Nadawałaby się do deforst.
-Jacy moi?-odpowiedziałem zupełnie standardowo, po czym westchnąłem.
-Rece mi drętwieją, mogłabyś coś z tym zrobić, Mała Księżniczko?-rzuciłem tonem, którego wczesniej nie słyszała. Całkiem ciepłym i miłym. Przecież posiedzę tu jeszcze długo, może faktycznie wystarczy chwilę pogadać i się dogadać, zeby dała sobie spokój. Jeżeli bycie miłym dziś nie pomoze, to jutro spróbuję jej wkręcić, że jestem Świętym Mikołajem i nie dostanie prezentu jak tak dalej pójdzie.
Śmieszne dla mnie było jaka była w tym wszystkim zawzięta. Zamiast rysowac tęczę na każdej ścianie rezydencji, siedziała tutaj ze mną i starała się mnie przesłuchiwać. Śmieszne i zaskakujace.
Olavi
Olavi
maskotka


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Lizzie Wto Kwi 12, 2011 7:59 pm

Oczywiście, że znów odpowiedział w ten sam sposób co zawsze, czego innego mogłam się spodziewać? Ech. A szkoda. Bo naprawdę chciałam już przestać go tak dręczyć. Bo przecież każda zabawa się kiedyś nudzi. Tyle że nie przestanę póki nie uzyskam swoich odpowiedzi. Nie po to męczyłam się tyle dni, zawiązałam te ładne supełki by teraz zrezygnować. Rezygnowanie nie istniało w moim słowniku i długo jeszcze nie zaistnieje. Oj, bardzo długo.
- Ręce, mówisz? - powtórzyłam za nim i uśmiechnęłam słodko. Oj, to co zamierzałam zrobić na pewno nie pasowało do księżniczki. - Znam na to świetny sposób! - zawołałam i skupiłam się na jego związanych nadgarstkach. W pierwszej chwili na pewno poczuł ból, ale nie byłam pewna co do skali tego uczucia. Może 6 na 10? Może więcej. Nie był to szczyt moich możliwości. Ale w każdym razie, po krótkiej chwili przestały mu już drętwieć. Co jak co, ale to potrafiłam zrobić. Może mogłam ominąć tortury, z nimi jednak było zabawniej. W końcu musiałam się choć trochę cenić, zachowywać pozory i tak dalej. - Jejku! - zawołałam po wszystkim. - Czy naprawdę nie chcesz mi nic powiedzieć? Nawet nie wiesz jak bardzo chcę się czegoś o was dowiedzieć. Czy nie namawiacie naszych do przejścia do was? Czy była kiedyś propozycja żebym to ja do was dołączyła? Przecież widzisz jaki mam świetny talent! Czy w ogóle o mnie wiecie? - spojrzałam na niego wyczekująco. Może jednak coś powie?
Lizzie
Lizzie
słit bejbi


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Olavi Sro Kwi 13, 2011 12:11 pm

Musiałem zacisnąć zęby, żeby nie krzyknąć teraz jak jakaś pizdeczka.
-Faktycznie działa-mruknąłem kiedy ból już ustał, czyli jakieś milion chwil później. Dalej pozostało mi się tylko uśmiechnać, tym samym udowadniajac swoją wyższość. Taaa, właśnie udowadniam siedmiolatce kto to jest od kogo lepszy, znaczy, ze ja jestem lepszy, twardszy i takie tam. Oczywiscie, ze kiedy patrzy się na to z boku, moze wydawać się śmieszne, ale będąc w mojej sytuacji? Jedyne co mam to pozory.
-Oczywiście, ze wiemy. Myslisz, ze po co tu siedziałem i nadal siedzę, jeżeli nie po to, zeby cie obserwować.-rzekłem całkiem nonszalancko. Nie było to do końca prawdą, ale zapewne jej pochlebiało, powodowało przyrost ego i spadek czujnosci.
-Nie mozesz być na tyle głupiutka, żeby nie zastanowić sie nad tym, czemu właściwie nikt tu jeszcze ode mnie nie przyszedł..-urwałem, dajac jej chwilę do zastanowienia.
-I masz rację, masz świetny talent, jesteś wyjątkowa.. tylko, ze za bardzo związana z tymi tutaj. Jesteś jeszcze za słaba, żeby móc być z nami-wyjasniłem, zachowujac pełna powagę. Chciałem, zeby mi uwierzyła. Może jeszcze, zeby to wjechało na jej dziecięca ambicję i zachowała sie jak każdy dzieciak, czyli 'skoro mówisz, że czegoś nie mogę, to udowodnie ci, ze mogę'. Bo przecież wystarczyło tylko, zeby mnie rozwiązała.
-Swoja drogą, jeżeli wierzysz, ze nikt nie zajdzie tutaj, sprawdzić co robisz, po tym co im zrobiłaś..-wzruszyłem ramionami. Jasne, ze przyjdą i powinna o tym wiedzieć. Musi szybko coś wymyślić, bo inaczej jej cały misterny plan pójdzie na marnę, szkoda by było.
Olavi
Olavi
maskotka


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Lizzie Sro Kwi 13, 2011 12:45 pm

Zaskoczyła mnie informacja o tym, że to własnie mnie obserwował chłopak, nie spodziewałem się tego. Nigdy dotąd mi tego nie mówił i chyba dlatego od razu nabrałam podejrzeń do tego, czy na pewno mówi prawdę, czy tylko próbuje się mi przypodobać licząc na to, że nagle odkryję w sobie pozytywne uczucia i go wypuszczę. Ale ja doskonale wiedziałam, że wypuszczenie go nie wiązało się z niczym dobrym! O nie, pewnie złapie mnie, zwiąże tak jak mnie i potraktuje jeszcze gorzej niż ja jego. Nie żebym się bała, zresztą mojego talentu nie da się zablokować i nie istnieje na świecie osoba, która by mu się oparła. Byłam na wygranej pozycji.
- Nie jestem za słaba! - krzyknęłam automatycznie, gdy z ust chłopaka padły takie wielkie kłamstwa. Nie potrafiłam trzymać buzi zamkniętej gdy ktoś oskarżał mnie o słabość, byłam silna, bardzo silna i jeżeli jeszcze raz usłyszę takie coś to na pewno będę zmuszona zademonstrować swoje umiejętności! - Jestem bardzo silna i idealnie się do was nadaję! I nie jestem do nikogo przywiązana! - to akurat było wielkie kłamstwo, ale trudno, nikt nie mówił, że będę cały czas szczera. - Ale masz rację, za nic bym się nie zgodziła dołączyć do waszej organizacji. Jestem indywidualnym złoczyńcą! - mówiąc to przybrałam bardzo poważny ton i zaczęłam przechadzać się w tą i z powrotem wzdłuż ściany. Ręce trzymałam za sobą i moim zdaniem wyglądałam naprawdę profesjonalnie. Obrzuciłam go jeszcze jednym poważnym spojrzeniem zastanawiając nad ostatnim zdaniem. Byłam pewna, że absolutnie nikogo za mną nie przyślą. On nie znał mnie i mojego życia na tyle dobrze by wiedzieć jak się ze mną tu obchodzą. A może znał skoro obserwował? Nie na pewno kłamał. - Nikt tu nie przyjdzie, o wszytko zadbałam. Jeszcze długo będziesz tu ze mną siedział. Zobaczysz!
Lizzie
Lizzie
słit bejbi


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Olavi Czw Kwi 14, 2011 8:06 am

Przyglądałem sie jej i stwierdzam, ze z tą dziewczynką naparwdę coś musi być nie tak. Możliwe, ze po prostu pozwalali jej na oglądanie zbyt wiele filmów po 21. Irytowała mnie ona, irytowała mnie sytuacja, już i tak byłem tu za długo. Stanowczo za długo.
- Indywidualnym złoczyńcą - powtórzyłem z kpiarskiem uśmiechem. Siedmioletni złoczyńca. Myślałby kto. - Żaden z ciebie złoczyńca, a już na pewno nie indywidualny - przewróciłem oczyma. - Przecież wiemy, ze nic ci nie powiem, wiec czemu mnie jeszcze nie zabiłaś? Pewnie ktoś tutaj powiedział ci, ze tak nie można? - patrzyłem na nią z powagą. - Jesteś tak samo indywidualna jak każdy w murach rezydencji. Starsi trzymają was tam na siłę, żebyście przypadkiem nie odkryli w sobie zbyt dużych możliwosci, jestescie pod ich stałą kontrolą, a w końcu okazuje się, że przywiązaliscie się do nich jak małe pieski i bez nich sobie nie poradzicie - wyjaśniłem. W sumie to była prawda i w sumie dlatego mnie już tutaj nie było. Nie pozwalałem nikomu się ograniczać i nikt nie miał prawa trzymać mnie zamkniętego w czterech ścianach,b o tak jest bezpieczniej. Oczywiście podejrzewam, ze produkowałem się na próżno, bo dzieciak wcale nie musi tego co mówię rozumieć. Moze nawet nie powinien.
- Twoim słabym punktem jest każdy mieszkaniec tej rezydencji. Każdy. Nawet do tych, ktorych ostatecznie nie lubisz czujesz sentyment i nie pozwoliłabyś zorbić im krzywdę - dokończyłem oskarżycielskim tonem. Nie byłem co do tego twierdzenia pewny, ale co mi szkodziło jeszcze trochę ją pozłościć.
- Moge tu z tobą siedzieć. Jesteś zabawnym dzieckiem. Z tym, ze nic już ci nie powiem - stwierdziłem. Dziś i tak mówiłem za dużo. Odpowiadałem pełnymi zdaniami i takie tam, jak nigdy. To chyba przez to zniecierpliwienie. W końcu ile można siedzieć na drewnianej podłodze domku na drzewie. Serio, tyłek mnie boli.

(zastanawiam się jak on załatwia potrzeby fizjologiczne eheheh xD)
Olavi
Olavi
maskotka


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Lizzie Czw Kwi 14, 2011 9:16 pm

Nie podobały mi się poprzednie rozmowy z chłopakiem, bo kompletnie nie chciał na nic odpowiadać. Ale dzisiejsza rozmowa również mi się nie podobała, bo z kolei za dużo mówił. Dlaczego nie potrafił odnaleźć złotego środka i mówić to co chce usłyszeć? Przecież to wcale nie jest takie trudne. Oczywiście wcale nie zdawałam sobie sprawy z tego, że takie myślenie jest strasznie dziecinne i naiwne. Byłam w końcu dzieckiem, nie musiałam o wszystkim myśleć. Jak dla mnie sytuacja przedstawiała się prosto: on jest moim zakładnikiem i powinien odpowiadać na pytania. Gdy uzyskam odpowiedzi znajdę sposób by go wypuścić. Bo oczywiście zabijanie nie wchodziło w grę. Bo ja... Bo ja chyba zbyt bardzo go lubiłam by go zabijać. To co mówił może mnie wkurzało ale było takie mądre, i męskie! Normalnie aż chciało się słuchać. Nie, nie zadurzyłam się w nim to by było chore. Po prostu lubię takich ludzi.
- Nie moja wina, że jestem jeszcze taka mała i nie mogę samodzielnie się stąd wyrwać. Ale jakbym się wyrwała to na pewno nie dołączyłabym to takich ludzi jak wy! Przecież to gorsze jeszcze bardziej niż rezydencja, z tego co słyszałam - wolałam się nie przyznawać, że słyszałam bardzo, ale to bardzo mało. - I nie posiadam żadnych słabych punktów. Nie znasz się - dodałam jeszcze odrobinę bardziej oburzona. Ogólnie to ciężko było mi teraz prowadzić z nim rozmowę, bo kompletnie mnie zagiął. Takie sytuacje mnie przerażały i zazwyczaj uciekłam się wtedy do talentu. Ale w tym przypadku chyba zastraszająco dużo razy go używałam. Musiałam trochę przystopować. - To sobie posiedzimy! - odpowiedziałam i usiadłam w swoim kącie. Ale chwilę później przypomniałam sobie o bardzo ważnej rzeczy, o którą niestety co raz byłam zmuszona pytać. - Yyyyy... nie chcesz jeść? Albo może numer jeden lub numer dwa? - zapytałam rumieniąc się lekko. Przecież wiedziałam, ze takie rzeczy trzeba od czasu do czasu załatwiać. W domku na drzewie była prowizoryczna ubikacja (wcześniej była szafą, ale wstawiłam tam wiaderko). Gdy chciał wiadomo co, to na wszelki wypadek łamałam mu nogę w dość okropny sposób i puszczałam. Gdy wracał naprawiałam mu to wszystko. Ale ręce związane miał cały czas*. Więc nie wiem jak sobie radził.


*muahahhahahahaah, jestem głupia.
Lizzie
Lizzie
słit bejbi


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Olavi Pią Kwi 15, 2011 8:08 am

-To, ze bardziej dbamy o siebie niż o zwykłych ludzi wcale nie jest gorsze-zauważyłem. Mógłbym jeszcze dodać parę rzeczy, o tym, ze w deforst nikt nie trzyma nas na siłę i mamy własne pokoje, czy coś w tym stylu, co mogłoby zachecić siedmioletnią dziewczynkę.. moze, że Mikołaj przychodzi do nas dwa razy w roku? nee, tak sobie tylko kpię. W każdym razie, nie dodawałem już niczego, bo przecież sam powiedziałem, że nic już nie powiem.
Na jej ostatnie pytania pokiwałem przecząco głową. Zamilkłem na dłuższy czas.
-Mógłbym ci pomóc się stąd wyrwać-odezwałem się, kiedy zaczeło mnie to wszystko nużyć. Siedzimy tak i gapimy się na siebie. Przez pierwsze parę dni można to znieść, ale potem robi się zwyczajnie nudno. Gdyby chociaż miała cycki i była nieco starsza.. ale tak?
Co do załatwiania potrzeb fizjologicznych to bez komentarza. Jakoś sobie radziłem. Jak w każdej innej sytuacji. Aco.
Olavi
Olavi
maskotka


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Lizzie Sob Kwi 16, 2011 8:08 am

Wcale nie trzymałam go tutaj by mnie próbował przekonać do swoim, a tym bardziej nie trzymałam go po to by składał mi takie propozycję. Nie byłam naiwna! Wiedziałam doskonale, że za nic nie mogę go wypuścić tak od rak, bo się na mnie zemści. Ja bym się zemściła, a on z tego co zauważyłam niewiele się ode mnie nie różnił. Również czeka na okazję by mnie zamotać i uzyskać to co on tylko chce, w tym przypadku wolność. Ja chciałam uzyskać więcej informacji.
- Podziękuję - odparłam tylko, by za bardzo znów się nie rozgadywać. Nie miałam zamiaru otwierać się tutaj teraz przed nim. On powinien to zrobić przede mną.
Ale żeby być już całkiem szczerą nudziło mnie już siedzenie tutaj i gdyby nie to co nabroiłam ostatnio z ta trójką to bym już dawno wróciła. A tak się po prostu bałam. Nie o swój los, ale o to, że moja tajemnica może zostać odkryta. Jeżeli chcę się jak najlepiej zakamuflować to muszę poczekać na większy deszcz. Definitywnie.
- Jak mówiłam za wcześnie na jakiekolwiek wyrywanie. Jak uznam, że czas jest odpowiedni na ucieczkę, to ucieknę sama. I tam gdzie chcę. Poza tym ci nie ufam - oznajmiłam jeszcze, choć przecież nie miałam wcale gadać. Ech, zdecydowanie powinnam nauczyć się lepiej trzymać język za zębami.
Lizzie
Lizzie
słit bejbi


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 :: Rezydencja :: Zewnatrz :: Park

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach