Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Dziedziniec

+15
Wolfgang
Justin
Robbie
Penelopa
Jackie
Heidi
Janek
Zoja
Julek
Earth
Sybilla
Fitzwilliam
Chupa
Ianelle
Mistrz Gry
19 posters

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Dziedziniec - Page 3 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Go?? Pon Mar 21, 2011 8:37 pm

Teddy kręciła się po całej rezydencji i długo nie mogła znaleźć sobie miejsca. Wcześniej siedziała w pokoju sprzątając, opróżniając szuflady i przestawiając wszystko, co tylko można było. Takie zachowanie z pewnością uznano, by za pierwsze objawy nerwicy natręctw, ale to w końcu Teddy. Postanowiła skorzystać z pogody, - która szczerze mówiąc nie jest za ciekawa... jeszcze - i wyjść na zewnątrz, by zobaczyć coś innego, niż tylko cztery ściany własnego pokoju. Gdy tylko przekroczyła główne drzwi, odruchowo spojrzała w niebo. Szare, ponure niebo, które nie zbyt jej się podoba. Uniosła dłoń i zatoczyła palcem wskazującym kilka kółek. Jak na zawołanie, gęste chmury zakręciły się jak uciekająca z umywalki woda i odsłoniły niebo.
Kątem oka dostrzegła Fitz'a (?), który chyba nieco zdezorientowany, wpatrywał się w niebo. Uśmiechnęła się mimowolnie i podeszła bliżej, kryjąc się z jego plecami.
- Tak chyba lepiej, co? - Odezwała się, wychylając się zza jego ramienia.
/muszę się wprawić ^^'/
Anonymous
Go??
Gość


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 3 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Fitzwilliam Wto Mar 22, 2011 2:21 pm

Słysząc jak jej buty przyjemnie skrzypią po śniegu w myślach liczyłem ile kroków pozostało jej do ławki, na której spoczywałem. Pięć... Cztery... Wpatrywałem się w zachmurzone niebo, chmury płynęły leniwie po niebie a ta mała istotka niczym słoneczko przegoniła ja na boki, odsłaniając przy tym kawałek nieba dla mnie. Uśmiechnąłem się do ciemnowłosej, wstając zaraz i wytwornie się kłaniając.
- O wiele lepiej - skinąłem głową by znów ponownie spojrzeć w niebo. Oczywiście stałem, surowe wychowanie XIX wieku w moich czynach wciąż pobrzmiewało. Witki brzozy i ojcowska ręka silniejsze od upływu czasu.
- Dawno Cię nie widziałem mademoiselle Theodore. Cieszę się z tego spotkania. - uśmiechnąłem się kiedy spojrzałem na ośnieżoną Teddy. Zaproponowałem jej spacer po dziedzińcu, podczas podawania jej ramienia wyjaśniłem, że siedzenie na lodowatej ławce raczej nie wpłynie pozytywnie na nasze zdrowie.
Fitzwilliam
Fitzwilliam
~ * ~


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 3 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Go?? Wto Mar 22, 2011 5:26 pm

Chyba nigdy nie zdoła do tego przywyknąć... Do tych jego manier, elegancji i szarmanckiego zachowania. Sama Teddy nie miała pojęcia jak się zachować, uśmiechnęła się delikatnie, spuszczając wzrok. Trzeba przyznać, że często czuje się niezręcznie w jego towarzystwie, bo nigdy nie wie jak powinna się zachować. I nadal tak na prawdę, nie wie ile ma lat. Ten jakże mało istotny szczegół sprawia, że Teddy potrafi zastanawiać się nad tym całymi nocami. Teraz pewnie też, by to zrobiła, ale z zamyślenia wyrwał ją jego głos. Skrzywiła się nieznacznie słysząc swoje pełne imię.
- Po prostu Teddy. - Uśmiechnęła się i przyjęła jego ramię. Naciągnęła kołnierz na szyją, osłaniając się przed zimnem.
- Nie znoszę zimy. Z chęcią, bym coś z tym zrobiła.. - mruknęła, unosząc oczy ku niebu. - Niestety, nie wolno mi za bardzo mieszać. "Zbyt wiele błędów w prognozach telewizyjnych." - Zarecytowała dobrze znany już sobie kontrargument.



Przypominam, ze piszemy w PIERWSZEJ OSOBIE ;D ~Yves
Anonymous
Go??
Gość


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 3 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Fitzwilliam Sro Mar 23, 2011 4:59 pm

- Zapomniałem - uśmiechnąłem się i swobodnie przeczesałem opadające na oczy włosy. Lubiłem tą tutaj, zmienną jak... pogoda! To do niej pasuje - czy talent ma wpływ na charakter? Według mnie tak. Roześmiałem się głośno kiedy wspomniała o tych błędach w prognozach. Wręcz uwielbiałem te anegdotki o mocach, miałem poczucie przebywania wśród superbohaterów. Wiecie: promienie X w oczach, peleryny i moce. Brakuje tylko kryptonitu. Mogę się pochwalić, że znałem Joe Shustera, ten loczek na jego czole to mój wymysł. Wspomniałem o tym Teddy, fajnie było mieć wkład w historię. Jedna rzecz mnie nurtowała.
- Skąd pochodzisz? Masz genialny akcent.
Taki wybryk natury jak ja musiał sobie wymyślić niecodzienny temat do rozmowy.

Spędziliśmy miły ranek a potem każde rozeszło się w swoją stronę.

/Gdzieś.
Fitzwilliam
Fitzwilliam
~ * ~


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 3 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Go?? Pon Maj 09, 2011 8:47 pm

/Spawn/
W mojej walizce nie było wiele rzeczy. Zabrałem tylko to, co było absolutnie niezbędne. Na szczęście miałem kupę forsy, by urządzić sobie swój nowy pokój. Jednak już po wyjściu z lotniska powiedziałem Sylvestrowi, że sam tu dojadę. W tym czasie rozejrzałem się po mieście i uzbroiłem. Nie było mowy o przemyceniu broni między kontynentami, więc miałem już tylko noże. Szczególnie jeden dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Można było go przytwierdzić do lewej ręki tak, że był schowany w rękawie, a na zawołanie można było go wysunąć i zaatakować przeciwnika. Nie wiedziałem, jaki jest tu poziom przestępczości, ale postanowiłem jak najszybciej zdobyć jakąś broń. Teoretycznie nie była mi ona potrzebna od paru miesięcy. Podobno uaktywniła się we mnie jakaś tajemna moc. Jednak... Cokolwiek we mnie było, nie ufałem mu. Wolałem najpierw dowiedzieć się więcej na ten temat, nim zacznę częściej używać swojego talentu. Jednak musiałem przyznać, że bez niego nie przeżyłbym wojny z mafią i służbami wywiadu. "Przeżyłbym", bo wyniku tych starć na pewno nie można było nazwać wygraną. Wszyscy byli martwi. A ja? Uciekłem. Wyruszyłem w nową drogę, by odmienić swój los i pozostawić przeszłość za sobą.
Przeszłość. Cóż to za magiczne słowo. Na samą myśl o niej mam przed oczami tak liczne sceny, których nie byłby w stanie utworzyć żaden reżyser filmowy. Tyle było w niej piękna i brzydoty. Tyle miłości i nienawiści... Odwróciłem się i spojrzałem jeszcze raz na bramę za swoimi plecami. Była jak symbol. Zamknięta... Tak samo, jak moja przeszłość. I nic nie mogło mnie do niej wrócić.
Zdjąłem z głowy kaptur i przyjrzałem się budynkowi przede mną. Był duży i ładny. Wyglądał, jakby się uśmiechał na mój widok i zapraszał do środka. Skorzystałem z tego...
Anonymous
Go??
Gość


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 3 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Ianelle Wto Maj 10, 2011 10:18 am

/z alejek wyjeżdżam ^^/


Cook zostawił mi swój różowy, zdobyczny rower, którego lakier pobłyskiwał teraz w słońcu. Frędzelki przy jego kierownicy powiewały na wietrze i przez pęd powietrza, a srebrny jednorożec zdawał się zrywać do galopu. Cóż za cudowny rower!
Czułam się na nim bardzo dobrze, może dlatego, że był typową, pełną klasy damką i pasowała do niego moja kwiecista sukienka. Yves śmiała się ze mnie, że chociaż jeszcze nie muszę, już przerzuciłam się na ciążowy krój. I miała rację! Lekkie i luźne sukienki wypełniły w ostatnich dniach moją szafę, a sprawcą tego był również Merkury, obdarowujący mnie z ogromną pasją.
Jechałam sobie i ćwiczyłam mój talent, raz po raz wychodząc z ciała i wskakując do niego z powrotem tak, by nie przerwać w miarę równej jazdy. To było trudne, boi miałam zaledwie ułamki sekundy by wyjść i wrócić ale wychodziło mi to coraz lepiej. I było zabawne, bo towarzyszyło temu ciekawe uczucie, podobne nieco do bardzo intensywnego bujania na huśtawce.
Gdy dojeżdżałam już do Rezydencji, zauważyłam chłopaka idącego w jej stronę, który był mi zupełnie obcy. Może i byłam tu krótko, ale każdego już widziałam przynajmniej raz podczas swoich poza cielesnych wędrówek. A ten był nowy! Zwolniłam więc i zatrzymałam się koło niego, obdarzając go szerokim uśmiechem i spojrzeniem moich tęczowych oczu.
-Cześć! - przywitałam się radośnie i bez najmniejszego skrępowania, przyglądając się bagażom jakie dźwigał.
-Ojej, może Ci pomogę? Zobacz, ten rower ma bagażnik. - zaproponowałam od razu, wskazując noskiem na mniejszy plecak jaki miał w lewej ręce. On jeden nie wiedział, że jestem w ciąży, więc miałam pewność że będzie minie traktował całkowicie normalnie. A trochę mi tego było potrzeba.
Ianelle
Ianelle
friendship is magic


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 3 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Go?? Wto Maj 10, 2011 1:16 pm

Na dziedzińcu zobaczyłem jakąś dziewczynę. Trochę kłopotliwe było dla mnie to, że musiałem tu jednak przyjść sam, ale to bł mój wybór. Nastolatka miała na sobie sukienkę w kwiatki i robiła coś z rowerem, który wyglądał, jakby go żywcem wyjęto z reklamy lalek dla dzieci. Zmierzyłem ją od stóp do głów.
Zdziwiło mnie otwarte powitanie dziewczyny. W moim środowisku panowała moda na konkretność, więc witałem się z niewielką liczbą osób. Można by je policzyć na palcach obu rąk.
"Nie ufaj tym, którzy za bardzo się uśmiechają!" - przypomniałem sobie. Jednak teraz musiałem odrzucić wszelkie zasady starego życia. Odwzajemniłem więc uśmiech i również się przywitałem, pochylając przy tym głowę.
Nawet się nie przedstawiła, a już poprosiła o mój plecak. Było w nim wszystko, co ze sobą zabrałem z Włoszech. Kobieta miała dźwigać mój bagaż (no może słowo "dźwigać" nie pasowało do sytuacji, ale i tak było to sprzeczne z tym, czego mnie uczono). Czyżby ona była tu służącą?
W sumie dopiero teraz był moment, w którym mogłem zacząć używać języka angielskiego. Wyglądało na to, że nie ma tu zbyt wielu włochów. Sylvester wspomniał coś o tym, że z większością rozmawia się tu tylko po angielsku.
- Jesteś... Obsługą? - zapytałem nieśmiało. - Jak masz na imię? - dodałem od razu, nie czekając na odpowiedź na pierwsze pytanie.
Anonymous
Go??
Gość


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 3 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Zoja Wto Maj 10, 2011 1:45 pm

Okropnie chciało mi się palić. Pewnie normalnie nawet bym nie ruszyła się z pokoju, gdzie to jakże paskudne dla większości osób, pragnie mnie dopadło, ale nie mogłam sobie odpuścić, by nie pooglądać z bliska wariatów, którzy serio musieli mieszkać na Syberii, skoro te jedenaście stopni jakie dzisiaj pokazywały termometry, sprawiały, że biegali oni w krótkich spodenkach i koszulkach. Jeśli kogoś pokusiłoby wyjście na taras z tyłu budynku odkryłby dwie puste panienki oddające się promieniom słonecznym w celu opalenia się. Powodzenia.
Roześmiałam się, grzebiąc po kieszeniach, gdy doleciała do mnie wypowiedź chłopaka.
- Tu nie ma służby - rzuciłam, odnajdując wreszcie paczkę w kieszeni swetra. A już poczęłam się obawiać, że zwyczajnie zapomniałam najważniejszego wyposażenia mych jakże pojemnych kieszeni. Zdecydowanie targałam ze sobą w nich za dużo śmieci. Papierki po cukierkach, telefon, papierosy, karteczka z informacjami jak na jakieś umawiane spotkanie. Szkoda, że nie było zanotowane z kim. Spojrzałam na dziewczynę, usilnie starając się sobie przypomnieć co ciekawego na jej temat krążyło ostatnimi czasami, bo na pewno coś krążyło. Ah, wiem. Ciąża. Wpadka. Z wpadek rodzą się fajne dzieciaki. Coś o tym wiem. - Ianelle! A w twoim stanie można nosić ciężary? I skąd wytrzasnęłaś ten odlotowy rower? - Na chłopaku nie miałam ochoty zwracać większej uwagi. Kolejny nowy, ot cała historia. I chyba jakiś nadęty skoro od razu myślał, że jak ktoś mu pomaga to jak nic obsługa. Niestety takich luksusów tu nie mieliśmy.
Dobra. Papierosy były, a teraz gdzie zapalniczka czy cokolwiek innego co mnie poratuje. Głupia, przecież Ian jest w ciąży. Westchnęłam i z ciężkim sercem wcisnęłam paczkę waniliowych przyjaciół z powrotem do kieszeni. Przeboje. I może dowiem się jak nazywa się chłopak? Warto by chyba
- Ej, Panie Spięty. Masz jakieś imię? - Nie powinnam być nieuprzejma, ale to przez to, że nawet nie mogłam zapalić, bo miałam w sobie te resztki litości nad nienarodzonym dzieckiem. Tych narodzonych już nie za bardzo lubiłam i przy nich bym paliła.
Zoja
Zoja
wielkie mi halo


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 3 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Go?? Wto Maj 10, 2011 2:26 pm

Nigdy nie miałem ręki do kobiet. Może z dwoma wyjątkami... Dziewczyna, która właśnie uniemożliwiła odpowiedź Ianelle, miała obcy akcent. Zapewne był on słowiański. Choć nie tylko to wskazywało na jej pochodzenie. Teksty w stylu "Hej, Ty" zdawały się być typowe dla tamtych rejonów.
Zapytała mnie o imię. Na odpowiedź musiała poczekać parę sekund, bo sam nie wiedziałem, jak się przedstawić. W paszporcie i dowodzie miałem wpisane Salvatore. Takie imię nadali mi moi prawdziwi rodzice, a ich zastępcy zinterpretowali to jako znak. Salvatore - ten, który ma wyzwalać włochy od mafii. A w końcu zostałem Salvatorem - tym, który uwolnił dziesiątki osób od ciężaru życia. Nie czułem, że moja oficjalna tożsamość jest na prawdę moją. Dlatego pozostawała już tylko druga.
- Jestem Marik - powiedziałem - Co to za stan? - zapytałem od razu, zaciekawiony tym, co dziewczyna miała na myśli. Może bym się roześmiał, słysząc idiotyczny komentarz na temat tego Barbie-roweru, ale nie lubiłem okazywać emocji w obcym otoczeniu.
Anonymous
Go??
Gość


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 3 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Ianelle Wto Maj 10, 2011 6:14 pm

-Obsługą? - moje oczy we wszystkich kolorach tęczy urosły do rozmiarów świątecznych talerzy mojej babci, gdy usłyszałam ten tekst. Obsługą! No ładne sobie! Co on, księżulek jakiś czy co? Obrzuciłam go wciąż zdziwionym spojrzeniem a potem wybuchnęłam śmiechem bo sytuacja była przezabawna.
-Niee, skąd. O, właśnie! Każdy tu musi radzić sobie sam!-powiedziałam, potwierdzając również słowa Zoi i witając się z nią szerokim uśmiechem.
-Dokonałam transakcji z Cookiem. A on go pewnie ukradł, ale nie wiem. - dodałam, pokazując moje cudo z każdej strony. Było w końcu czym się pochwalić. Nie żebym miała coś do mojego czerwonego ferrari-roweru, ale ten był zwyczajnie.... Uroczy!
Wywróciłam oczami na komentarz dziewczyny, dotyczący mojego brzucha. No i pięknie i nowy już też wie. Świetnie. Nic się w sekrecie nie utrzyma w tym miejscu, no nic!
-Święty i nadęty. - odparłam, pokazując mu język i mrugając tęczowym okiem. Zaś za papierosami Zoi spojrzałam tęsknie. To nie były te same wanilie, które ja zwykłam palić zanim zaszłam w ciążę, ale jednak...
Położyłam rękę na swoim brzuchu i wyjaśniłam skonsternowanemu chłopakowi o co chodzi:
-Spodziewam się dziewczynki w październiku.
Ianelle
Ianelle
friendship is magic


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 3 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Zoja Wto Maj 10, 2011 6:34 pm

Jeszcze raz fachowym okiem oceniłam rower. Różowy, bardzo dziecinny, a jednocześnie tak mi pasował do aktualnie posiadającej taki ekwipunek, uśmiechniętej osiemnastolatki. Nel była szczególna i ten rower też taki był. Idealna wymiana dla niej. Ale zaraz, James Cook i różowy rower? To nie mógł być jego rower z dziada pradziada czy po prostu ze sklepu zakupiony z myślą o chłopaku. Biedne dziecko musiało gdzieś tam wypłakiwać sobie oczy za swym rowerem, chociaż... jedyne dziecko jakie kojarzyłam to Lizzie, a ona by nie wypłakiwała oczu, a z morderczą miną szukała złodzieja. Niech Ianelle ma się na baczności. A najlepiej w cholerę rzuci to cacko i wieje stąd.
- Jeśli to rower Lizzie to lepiej go zostaw - poradziłam jej, wpychając ręce w kieszenie swetra. Tyle ile mieliśmy dzisiaj stopni to żadne gorąco. Zwłaszcza dla kogoś z gołymi nogami. Jednakże ja lubiłam sukienki, spódnice i wszystko co odkrywało moje szczupłe nogi, więc powinnam być przyzwyczajona do tego uczucia zimna. - A jak nie jej to zatrzymaj, bo zajebiście ci pasuje - dorzuciłam z wesołym uśmieszkiem. Marik, cóż to za imię w ogóle?, mógł się krzywić na dziecinność tego roweru, ale on nie rozumiał, że czasem można sobie wyjąć kij z dupy i po prostu być sobą. Bycie sobą jest genialne i każdy powinien tego spróbować, mając gdzieś co powiedzą inni.
- Październik? To jeszcze sporo czasu - zauważyłam, patrząc na jej brzuch. Teraz tam spojrzenie musieli kierować wszyscy, którzy wiedzieli co z nią jest. Ale za bardzo nie było widać, bo miała na sobie luźną sukienkę i do października jeszcze brzuch zdąży się pokazać. Mieliśmy kwiecień dopiero. Przypomniało mi się, że przecież obok stoi Nowy.
- Także, Marik. Ja jestem Zoja, młoda mamuśka to Ianelle jak już wiesz. Witamy w Rezydencji. Bla bla bla. Nastaw się na wiele powitań w najbliższym czasie. - Tak zawsze się robiło. Oficjalnie powitania. Całuski, wymiana opinii. Boniu. Dajcie mi zapalić, bo zwariuje tutaj. Już teraz wręcz podskakiwałam, szybko przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą. Musiałam być w ruchu. Coś robić. Padło na wydurniania się przy Panu Sztywnym.
Zoja
Zoja
wielkie mi halo


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 3 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Go?? Wto Maj 10, 2011 6:49 pm

Nic z tego nie rozumiałem. Norwegia nie robiła dobrego pierwszego wrażenia. Czyżby tu wszystko było na odwrót? To kobiety noszą tutaj bagaże mężczyzn (nawet gdy składa się na niego tylko mały plecak) i otwierają im drzwi? We Włoszech tylko w wypadku, gdy kobieta była służącą mogło dojść do takiej sytuacji. A to też w nielicznych przypadkach. W ogóle nie byłem pewny, czy te dwie nie robią sobie ze mnie żartów. Spróbowałem wyjść z tego z twarzą.
- Ej. Wcale nie jestem nadęty - odparłem. Ani, tym bardziej, święty, pomyślałem. Odczekałem ze dwie sekundy. - I nie chciałem Cię urazić. Po prostu w moim kraju nie zdarza się, by kobieta, tym bardziej w ciąży, nosiła bagaże mężczyzn. Stąd wniosek, że możesz być obsługą. Przepraszam bardzo. A czy mogę poznać Twoje imię? - zapytałem, starając się zachować szarmancki ton głosu.
Informacja o ciąży dziewczyny narodziła ciemne chmury gdzieś na tyłach mojej czaszki. Cień przeszłości zwiastował nadchodzący deszcz. Przed oczami przez ułamek sekundy miałem piękną twarz dziewczyny, spadającej z wysokości pięciu pięter...
Jednak Zoja wcięła się i sama podała imię dziewczyny. Podziękowałem jej, kiwając głową.
Anonymous
Go??
Gość


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 3 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Ianelle Wto Maj 10, 2011 7:38 pm

-Też miałam takie podejrzenia, że to może być jej... Ale przecież wtedy Cook by go nie zdobył, co nie? - podzieliłam się z nią moimi przemyśleniami na ten temat. A prawda była taka, że po prostu nie chciałam roweru oddać. Spodobał mi się. I racjonalne argumenty przestały do mnie przemawiać, ha ha. I powiedzmy sobie szczerze, czy Lizzie rzeczywiście lubiła aż TAKĄ słodycz? To było w końcu złe dziecko. Bardzo złe. Nie to co moja przyszła córeczka... Prawda?
-Na szczęście! Wierz mi, nie czekam z wytęsknieniem na moment, gdy już nie będzie mowy o założeniu normalnych jeansów. - odparłam kręcąc głową z powagą. Rozmawianie o tym wszystkim, o mojej ciąży, o moim narzeczonym i ogólnie o wpadce jako takiej już nie sprawiało mi tylu problemów. Przyzwyczaiłam się i podchodziłam do sprawy z uśmiechem. Nie było po co się zamartwiać. Ale czasem miałam ochotę po prostu porozmawiać o czymś innym, niż mój stan, niż mój brzuch, niż... Ahh, nie ważne.
-Zoja, Marik, ja muszę lecieć i zameldować się u Janet. - wskazałam znacząco na mój brzuch. Ta ciągła kontrola uzdrowicieli... Jakby nie wiadomo co miało się z tym moim dzieckiem dziać, tylko dlatego że i ja i Merkury byliśmy "magiczni". Starsi byli zwyczajnie ciekawi i traktowali mnie jak małego króliczka doświadczalnego. Co się stanie, gdy dziecko będzie miało parę utalentowanych za rodziców? Chociaż chyba wszystkich rodziców wpadkowych dzieci można by nazwać "utalentowanymi"... Tak czy inaczej pożegnałam się i na moim różowym cudzie odjechałam w stronę garaży.
/zt/
Ianelle
Ianelle
friendship is magic


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 3 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Zoja Wto Maj 10, 2011 7:53 pm

Uśmiechnęłam się pod nosem, lekko rozbawiona. Wcale nie był nadęty. Zupełnie nie wiem z jakiego kraju przybywał, lecz jeśli tam tak wyglądali ludzie nienadęci to muszę zapamiętać, by się tam nigdy przenigdy nie wybierać, bo chyba bym z nudów oszalała.
- Wszystko jest możliwe - zauważyłam. I jak dla mnie to był rower bardzo w stylu dziewczynki. Jak jeszcze byłam tu nowa, czyli wcale nie tak odległy czas temu, zgubiłam się i sądząc, że to moja sypialnia, wlazłam do pokoju młodej. Słodko. Bardzo słodko, a w tej słodyczy wkurzona właścicielka pomieszczenia. Jak dobrze, że udało mi się zwiać. I zaraz trafiłam do odpowiednich drzwi. Nie ma to jednak jak przeżyć chwilę grozy, by raz na zawsze zapamiętać odpowiednią drogę.
- Zobaczymy czy potem też się będziesz tak cieszyć. Rozstępy. - Mój szeroki uśmiech, zupełnie nie pasował do okropności mej wypowiedzi. Ciąża, cudowny stan, ale przy tym tak kłopotliwy dla kobiety. Jakoś mi się zupełnie do niego w odległej przyszłości nie paliło. Ale już co na ten temat ma do powiedzenia się nie dowiedziałam. Pomachałam jej radośnie na dowidzenia, bo wreszcie mogłam zapalić. Co też szybko uczyniłam. Zaciągnęłam się mocno, czując, że wreszcie mogę się odprężyć i przestać myśleć o nikotynowym głodzie. Oj kiedyś będzie ciężko rzucić to draństwo.
- Skoro zamierzasz sam targać bagaże to świetnie - zwróciłam się do chłopaka. - Zaraz ktoś z opiekunów powinien cię zaatakować. Powodzenia - powiedziałam i spokojnie, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę rezydencji. Tyłek jednak wolał cieplejsze klimaty. A to, że palenie w budynku było jeszcze bardziej tępione przez przepisy i opiekunów niż na zewnątrz miałam gdzieś.

/ na imprezę /
Zoja
Zoja
wielkie mi halo


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 3 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Go?? Wto Maj 10, 2011 8:23 pm

Nie byłem pewny, czy dobrze zrozumiałem słowo "zaatakować" i starałem się sobie przypomnieć, które w języku angielskim ma podobne brzmienie. Jednak nie wpadłem na nic logicznego. Wszystko tu było takie dziwne i nowe. Zdecydowanie wkroczyłem na zupełnie inną sferę życia, niż ta, w której krążyłem dotychczas. Przede mną była długa droga... socjalizacji? resocjalizacji? sam nie wiedziałem, jak określić to, co się ze mną działo i to, co miało się stać.
Gdy wszyscy weszli do środka, nie zostało mi nic innego, jak również wejść. Ominąłem różowy rower, zostawiony przez Ianelle i spojrzałem na niego ponownie. Czy tak wygląda normalne dzieciństwo? Różowe, bezsensowne, ale cieszące ludzi?
Zarzuciłem plecak spowrotem na ramię i wszedłem do budynku.
/hol wejściowy/
Anonymous
Go??
Gość


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 3 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Go?? Nie Maj 29, 2011 7:10 pm

/nie wiem, pewnie pokój

Rezydencja była miejscem, które odpowiadała mi w zdecydowanie większym stopniu niźli Defrost i to nie tylko dlatego, że atmosfera w niej panująca zdawała się być zdecydowanie zdrowsza, ale także - czy raczej przede wszystkim - ponieważ wydawało mi się, że Imo czuje się tu zdecydowanie lepiej. Co prawda już na samym początku zaliczyła drobny incydent z zatruciem się, przez co proces jej asymilacji musiał poczekać do momentu jej powrotu z oddziału szpitalnego, ale czy Imogen byłaby sobą gdyby nie miała takiego pecha? Przyzwyczaiłem się do tego, że moja siostra zawsze miała różnego rodzaju problemy, jakie nie zdarzały się zwykłym śmiertelnikom. Abstrahując od zatrucia, które przecież aż taką niemożliwością nie było, która inna nastolatka mogła pochwalić się wdowieństwem, w dodatku spowodowanym zamordowaniem małżonka przez własnego brata? Podejrzewam, że niewiele. Zastanawiając się nad tym, o ile prostsza stała się nasza sytuacja dzięki pobytowi akurat w tym miejscu opuściłem swój pokój i niewiele myśląc skierowałem się na dziedziniec. Burza właśnie się skończyła, a ja lubiłem zapach powietrza zaraz po niej. Takie zjawiska atmosferyczne z racji specyfiki mojego talentu były mi niezmiernie bliskie i chyba preferowałem je niż na przykład palące słońce, tak obce tym rejonom. Wyszedłszy z budynku oparłem się o balustradę i odpaliłem papierosa, wpatrując się w ciemny horyzont.
Anonymous
Go??
Gość


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 3 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Zoja Nie Maj 29, 2011 7:33 pm

/ salonik ostatnio był, a potem śledziła GO

To był impuls.
Chłopaka zobaczyłam, gdy schodziłam na dół do kuchni, a on akurat wychodził z pokoju. To oczywiste, że musiałam wykorzystać sytuacje, ale nie tak od razu. Powstrzymałam się i wcale nie podbiegłam, by od razu rzucić się Irvingowi na szyję i poinformować, że szaleje za nim, odkąd go zobaczyłam, czyli od przedwczoraj. Byłam zbyt onieśmielona, by to zrobić. Schowałam się i powolutku zaczęłam za nim iść. Chciałam wiedzieć o nim wszystko, a jak lepiej się tego dowiedzieć jak nie poprzez śledze... tfu... to znaczy obserwację z bliska bez wiedzy osoby obserwowanej? Otóż to, nie ma lepszej metody, dlatego jestem przekonana, że każdy zrozumie moją decyzje i stwierdzi, że zrobiłby tak samo.
Tak oto znalazłam się razem z nim na dziedzińcu. Zatrzymałam się w drzwiach, patrząc na niego i wzdychając. Stał do mnie tyłem, oparty o balustradę, palący i zamyślony. Ach mój cudny, gdybyś wiedział, że zaplanowałam już nam wspólną przyszłość. Ktoś z tyłu odkaszlnął, dając mi tym samym do zrozumienia, że stanie w drzwiach to nie jest genialny pomysł, bo tu się chodzi. Rzuciłam temu psujaczowi chwil oburzone spojrzenie, że śmie mi przerywać moje cudowne momenty sam na sam z mym przyszłym towarzyszem reszty życia, ale przesunęłam się. Na dworze nie było zbyt ciepło. To wszystko przez dopiero co przeszłą burzę. Pociągnęłam za sweter, otulając się nim mocniej i starając się tak bardzo nie tryskać entuzjazmem, że oto za chwilę zobaczę jego cudne oczęta, ruszyłam w stronę Irvinga.
- Cześć - powiedziałam, uśmiechając się szeroko, gdy stanęłam już obok. Tak jak on, oparłam się o balustradę, ale ja to uczyniłam tak, że horyzont miałam za plecami. - Jestem Zoja. Wpadliśmy na siebie na schodach ostatnio i jakoś nie było okazji by się przedstawić. - To spojrzenie jakim mnie obrzucił. Normalnie ugięły się pode mną nogi, ale dzielnie stałam dalej. Więcej wydusić z siebie nie potrafiłam. A przez pierwszą część przebrnęłam tak gładko tylko dlatego że to ćwiczyłam przed lustrem w pokoju pod nieobecność Florence, która to niechybnie by mnie wyśmiała. Ja z pomiędzy zakochań, też samą siebie wyśmiewałam, ale teraz? To nie była kolejna miłostka. To było prawdziwe uczucie i tak szybko się nie skończy to pewne. Zagryzłam wargę. Może jednak powinnam coś powiedzieć? Nim mi zwieje, bo może nie lubi gadać z nieznajomi. Fakt, że jestem dla niego nieznajoma bolał mnie okropnie, lecz to przecież już za moment miało się zmienić. - Chyba nie jesteś tu długo - zauważyłam. Całkiem inteligentna uwaga. Brawo dla mnie.
Zoja
Zoja
wielkie mi halo


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 3 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Go?? Pon Maj 30, 2011 2:48 pm

Przez lata wiecznego tułania się z wielką grupą, gdzie pojęcie spokoju było czymś niemal abstrakcyjnym i absolutnie niemożliwym do zrealizowania, przywykłem już do bycia zagadywanym w każdym możliwym momencie. Nie żeby specjalnie mi to przeszkadzało - nigdy zawieranie relacji interpersonalnych nie wydawało mi się czymś niegodnym uwagi, jednak na ogół nie miałem na tak prozaiczne rzeczy czasu. Generalnie pojęcie wolnego czasu poznałem dopiero wtedy, gdy znaleźliśmy się w defrost, jednak tam nie zawierałem raczej bliższych znajomości z nieco innych przyczyn; towarzystwo tam obecne zdecydowanie nie zaliczało do ludzi, jakich chętnie wybrałoby się na przyjaciół. Z nielicznymi wyjątkami. Reasumując dopiero teraz, w rezydencji, mogłem pozwolić sobie na zawarcie jakichś znajomości, z czego nie omieszkałem skorzystać. Obrzuciłem przybyłe dziewczę krótkim, uważnym spojrzeniem i nawet bez jej słów przypomniałem sobie o naszym wpadnięciu na siebie na schodach. Nie znałem tu wielu osób, więc każda widziana wcześniej persona zapadała mi w pamięć.
- Zoja - powtórzyłem automatycznie zastanawiając się, skąd w takim razie może pochodzić owe dziewczę. Nie musiałem myśleć nad tym długo, bo już sam jej akcent był pewnego rodzaju wskazówką. - Jestem Irving - odparłem lakonicznie, ponownie zaciągając się papierosem. Nie zwykłem być specjalnie wylewny i ograniczałem się raczej do minimalnej ilości słów. Chyba, że zaczynała się dyskusja o polityce. Obróciłem się w jej stronę i przyjrzałem jej się ponownie, tym razem nieco dłużej. Choć nie miałem pojęcia czym mogło być to spowodowane, Zoja wyglądała na naprawdę zdenerwowaną. Czyżby doszły do niej słuchy o mojej niechlubnej przeszłości i chciała zobaczyć, jak to jest rozmawiać z mordercą? A może po prostu próbowała być miła, a ja zwyczajnie przesadzałem?
- Nie, nie jestem - odparłem, bo niby co innego mogłem powiedzieć? Najwyraźniej moja towarzyszka nie była najlepsza w zaczynaniu wartkich konwersacji. - A skoro orientujesz się, kto jest tu nowy a kto nie, wnioskuję, iż to miejsce jest ci dobrze znane. Jakieś rady dla nowicjusza odnośnie życia w rezydencji? - uśmiechnąłem się nieznacznie, postanawiając jakoś pociągnąć tę rozmowę. Żeby się dziewczę aż tak nie stresowało.
Anonymous
Go??
Gość


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 3 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Zoja Pon Maj 30, 2011 4:11 pm

Pokiwałam głową wesoło. Dalej trochę dłonie mi się pociły pomimo tego, że było mi zimno. To zdenerwowanie to paskudna sprawa. Trzyma człowieka i nie chce puścić nawet jeśli ten go ma serdecznie dosyć i po prostu chciałby z kimś normalnie porozmawiać. A ja nie mogłam. Jak tak dłużej będę się gapić to mnie przecież weźmie za wariatkę (i to nie będzie pierwszy raz, ale ciuchutko). Natychmiast muszę się opamiętać! Praktycznie wyrwało mi się, że wiem, że jest Irvingiem. I że ma siostrę. I że go kocham. Strasznie dużo o nim wiedziałam. Jak o żadnym innym. Po raz kolejny tylko uśmiechnęłam się szeroko minimalnie potrząsając głową, by kosmyki sprzed oczu osunęły się gdzieś gdzie lepiej by im było chociaż one jeszcze o tym nie wiedziały. Moc wymknęła mi się przez te wrażenia spod kontroli i właśnie nieistniejące ptaszki wokół nas poczęły wyśpiewywać jego imię. Zakłopotana szarpnęłam za sweter. - Przepraszam, dopiero się uczę - powiedziałam ze wzrokiem wbitym w ziemię, gdy wreszcie udało mi się uspokoić własne emocje. Ptaszki zniknęły. Teraz leciała jakaś uspokajająca melodyjka jaką nuciła mi babcia do snu. Miałam nadzieję, że tylko ja ją słyszę. Mimo wszystko ze znanym utworem w tle, poczułam się lepiej. On był też nowy, więc musiał mieć równie wielkie problemy z tym co potrafił. Na pewno. No chyba, że z niego geniusz i bez większych problemów potrafił zapanować nad swoją mocą. Zagryzłam policzek od wewnątrz. Mój ukochany na pewno był takim geniuszem. I był tak blisko. Gdybym wyciągnęła dłoń mogłabym... mogłabym go dotknąć.
- Sama jestem tu dobry rok - przyznałam. - Szybko się przyzwyczaisz. Każdy tak ma. - Byle jaka rozmowa, ale przecież z nim. Mów do mnie jeszcze. Mogłabym się tak w niego wpatrywać godzinami. Latami. Już na wieczność. Otrząsnęłam się z letargu. - Uważaj na korytarzu - powiedziałam całkiem poważnie, wzdrygając się. Na samym początku wpadł na mnie jakiś dziwny zwierz i złamał mi parę żeber oraz wybił zęba. Na szczęście bardzo szybko się mną zajęto. - Ci zmiennokształtni to jakieś dzikusy, a nadnaturalni to w większości głupi osiłkowie, ale oczywiście nie wszyscy. - Prędziutko dodałam to ostatnie, by nie wyjść w oczach mego ukochanego na osobę myślącą sterotypowo. Sam wydawał się być niezwykle inteligentny. - Ogółem po kilku miesiącach ciągłego przedstawiania się nagle zaczynasz czuć, że to jest twoje miejsce. - To paplanie o Rezydencji pomogło mi. Rozluźniłam się i już nawet nie miałam ochoty na dalsze kurczowe zaciskanie dłoni. Poruszyłam się, zastanawiając czy przypadkiem nie mam w pokoju jeszcze gdzieś zabukowanych papierosów. Nie. Nie miałam już nic. Poczynałam tęsknić za moją wanilią. Przynajmniej w ubraniu było ją jeszcze czuć.
Zoja
Zoja
wielkie mi halo


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 3 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Go?? Pon Maj 30, 2011 5:03 pm

Przywykłem już do ludzi ze słabo opanowanym talentem i ich nagłymi niekontrolowanymi popisami umiejętności, jednak ptaszki wyśpiewujące moje imię porządnie mnie zaskoczyły. Czy to było normalne? Czy Zoja aż tak słabo kontrolowała swój iluzyjny talent, że zawsze jakieś głosy nagle znikąd zaczynały nawoływać imię rozmówcy? To brzmiało dziwnie nawet jak na standardy ludzi utalentowanych, więc uniosłem brwi, nieco skonsternowany całą sytuacją.
- Hm, w porządku - odparłem z nutą powątpiewania w głosie i wzruszywszy nieznacznie ramionami zaciągnąłem się po raz ostatni papierosem, próbując jakoś zapomnieć o całej tej dziwnej sytuacji i skupić na głównym wątku naszej konwersacji. - Choć przyznaję, że to dosyć niezwykły popis umiejętności - dodałem. Wyrzuciłem niedopałek gdzieś za balustradę i kiedy zniknął gdzieś w ciemnościach obróciłem się ponownie ku rozmówczyni, tym razem postanawiając, że nabiorę do niej nieco większego dystansu. Nie wiedzieć czemu, jej zachowanie wydało mi się nieco dziwne. Nawet abstrahując od tego całego incydentu z ptaszkami. W tym jak na mnie patrzyła, w jej zachowaniu i gestach kryło się coś naprawdę dziwnego, czego w żadnym razie nie potrafiłem zdefiniować. Potrząsnąłem nieznacznie głową by uciąć dywagacje na temat specyficzności dziewczęcia i skupiłem się na jej słowach. Wszak udzielała mi rad.
- Mam nadzieję - mruknąłem bardziej do siebie niż do niej w odpowiedzi na uwagę o przyzwyczajaniu się. Właściwie nie zależało mi osobiście na tym, by odnaleźć się w tym miejscu, za to cholernie pragnąłem, by odnalazła się tu moja siostra. Osobiście byłem w stanie znieść wszystko dopóki ona była w miarę szczęśliwa. Choć szczerze powiedziawszy utrzymywanie jej w stanie jako takiego zadowolenia bywało ciężkim zadaniem, bowiem rzadko zdarzało się by wypowiadała się zdecydowanie na jakikolwiek temat. Czasem żałowałem, że nie umiem czytać jej w myślach. Westchnąłem ciężko na wspomnienie siostry. Biedna, delikatna Imo. Zupełnie nie potrafiła sobie beze mnie poradzić. - Szczerze wątpię, by to miejsce okazało się być moim miejscem, ale spróbuję zawierzyć twoim słowom - dodałem nieco enigmatycznie. Istotnie, nie sądziłem, bym kiedykolwiek znalazł jakieś "moje" miejsce. Wydawało mi się, że takie jednostki jak ja czy moja siostra po prostu z góry skazane były na wieczną tułaczkę. Dlatego też nie starałem się myśleć o rezydencji jako o czymś stałym, a jak o kolejnym punkcie postoju na całej naszej trasie.
Anonymous
Go??
Gość


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 3 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Zoja Pon Maj 30, 2011 7:19 pm

W porządku? W PORZĄDKU? Ja właśnie zrobiłam z siebie ostatnią idiotkę, wyskakując ze swoim porąbanym talentem. Już w domu mnie mieli za nienormalną co wilki słyszy chociaż wilków nie ma, a teraz robiłam z siebie wariatkę tutaj. Aby pójść i strzelić sobie w łeb. I to jeszcze przed NIM. Uśmiechaj się i rób to co zawsze. Nawet jeśli to on. Uda się.
Wzruszyłam ramionami.
- To jeszcze nic - odparłam, starając się zabrzmieć jak najbardziej spokojnie i żeby nie wyglądało, że mnie samą niezwykle ta sytuacja dobiła. Byłam z siebie dumna, że się udało. - Raz trafiłam do centrum jak były wyprzedaże. Przygniótł mnie tłum i uruchomiłam w głowie syreny alarmowe. - Może jednak powinnam zamilknąć, odwrócić się na pięcie i stąd spieprzać? Kiedy zrobiłam się taka głupia? Ręce znów mi się zaczęły pocić. To przez to, że nie uzupełniłam na czas papierosowych zapasów i teraz poczynało mnie nosić.
- Lepiej się nie przyzwyczaić. Każdy kiedyś musi odejść. - Mi tu było dobrze. Nikt nie robił czegoś na kształt mego wyobrażenia apokalipsy, gdy poczynałam tworzyć dźwięki tak wysokie i głośne, że nie dało się ich znieść. Gdy miałam niekontrolowane "ataki mocy" w mieście bywało kiepsko.
Co do mojego przebywania na dziedzińcu to coraz bardziej czułam, że to jednak zbyt szybko. Powinnam była przeczekać moją najgorsza fazę. To przez to mi się tak nie układało życie uczuciowe. Byłam jakąś wariatką. Znów skończę wyjąc w czyiś rękaw.
Zoja
Zoja
wielkie mi halo


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 3 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Go?? Pon Maj 30, 2011 9:46 pm

- Cóż, każdemu potrzeba czasu, by opanować talent. Drobne wpadki mogą zdarzyć się wszystkim, czyż nie? - Takie jak na przykład przypadkowe uderzenie kogoś piorunem. No cóż, może i mój drobny wypadek w związku z niekontrolowaniem talentu był nieco poważniejszy niż jakieś tam ptaszki, jednak chodziło o ten sam rodzaj problemu. Nie żebym miał zamiar pocieszyć ją informacją, że mimo wszystko niektórzy popełniają gorsze błędy. Wolałem zachować swą niechlubną przeszłość wyłącznie dla siebie oraz Imo; miałem tylko nadzieję, że moja siostra nie okaże się aż tak lekkomyślna, by w napadzie tej swojej dziecięcej prostolinijności wszystko ładnie komuś wyśpiewać. Choć niespecjalnie zdziwiłaby mnie taka sytuacja. I jak miałem nie troszczyć się o nią dwadzieścia cztery godziny na dobę? To dziewczę było zbyt delikatne, by samodzielnie radzić sobie na tym wielkim, brutalnym świecie.
- Swoją drogą, niezmiernie nurtuje mnie, co właściwie robisz na dziedzińcu o tej porze? Nie sądziłem, by ktokolwiek chciał przychodzić tutaj zaraz po burzy wyłącznie po to, by z kimś pokonwersować - zauważyłem uprzejmym tonem. Chciałem zmienić nieco temat, gdyż dotychczasowy zaczął się powoli wyczerpywać, a postanowiłem zdjąć z barków dziewczęcia ciężar prowadzenia rozmowy w jakimś konkretnym kierunku. Zoja wyglądała na taką, która niebywale chciała podyskutować, choć nie do końca wiedziała o czym. Świat był jednak pełen naprawdę specyficznych jednostek. Zerknąłem w niebo i przez chwilę milczałem. Osobiście uwielbiałem powietrze i tę specyficzną atmosferę zaraz po burzy i z racji mojego talentu nie widziałem w tymże upodobaniu niczego dziwnego. Skoro jednak dziewczyna miała talent iluzyjny, w ogóle niezwiązany z żywiołami czy zjawiskami atmosferycznymi, a dodatkowo jej aparycja wcale nie wskazywała na to by czuła się specjalnie związana z naturą, co mogła robić tu o tej porze? Jakoś nie umiałem sam dojść do żadnych sensownych wniosków.
Anonymous
Go??
Gość


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 3 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Zoja Wto Maj 31, 2011 12:26 pm

- To standardowo tekst każdego opiekuna - zauważyłam. Się było poszkodowanym: każdemu zdarzają się wpadki. Spopieliłeś drzwi: każdemu zdarzają się wpadki. Ogłuszyłeś ludzi siedzących w kuchni: każdemu zdarzają się wpadki. Ale że memu Irvingowi też? On miał być idealny. Nie mógł zaliczać wpadek talentowych. To mi się za nic nie podobało.
Wzruszyłam ramionami, jednakże jednocześnie lekko się zarumieniłam. A może jednak odkrył, że zwyczajnie przylazłam tu za nim? Dla mnie pora nie robiła różnicy. Byleby nie piździło wokół tak mocno, że nawet papierosa nie szło zapalić. Tu jakoś bardziej to znosili niż w środku rezydencji nawet jeśli ja w ogóle nie mogłam przez swoją niepełnoletność. Wyjść za mąż też nie mogłam co bolało mnie średnio siedem, sześć razy w roku. Tragiczne. A potem dziękowałam wszelakim bóstwom, że nie można ot tak wyjść za mąż.
- Często tu siedzę - oznajmiłam. Jednak moja niepewność tylko wzrastała. Uznałam, że to jest właśnie ten czas, gdy biorę nogi za pas póki jeszcze mam choćby odrobinę honoru i dumy. Zapasy się kończyły. - Ale w sumie trochę tu zimno. Fajki mi się skończyły. - Kolejne wzruszenie ramion. Dla okazania tego jak mi zimno, wbiłam ręce w kieszenie swetra. - To powodzenia z odnajdywaniem swego miejsca i cześć. - Uśmiechnęłam się uroczo, licząc, że zapomni o mych wszystkich wpadkach. Nucąc pod nosem She loves you oddaliłam się. W sumie to świat był piękny.

/ skok /
Zoja
Zoja
wielkie mi halo


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 3 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Janek Nie Cze 26, 2011 9:22 am

/Spod pachy Pouch

Pierdolę, ciężko się pije w czwartki. A nie kuurwa, dziś wtorek. To we wtorki, nie stać mnie kurwa na liczenie dni. Tylko pedałki je liczą na swoich deskach z przyciskami w nerdach jebanych, kujony zasrane. Gapią się na porządnego człowieka, jakby nie wiedzieli, że wypada korzystać z rowów jako tych... no kurwa no. Ukształtowań naturalnych terenu do podziwiania widoków. Właściwie co to jest ?! Żaden szanujący się menel tak nie mówi, jakiś artysta jebany, sloganista układał. Do roboty zagonić, a jak nie chce to kubeł wiadra na łeb i chuja w dupę, do roboty posuwać !
- Czemu ty nie pracujesz ? - zapytały drzwi. Jebane w dodatku, jarają się wypolerowaną gałą. Jakbym chciał to by mi na co dzień polerowali gałę, no. Ale nie chcę. Skomplikowane to, laski jęczą a je chce mieć ciszę w domu, kurde mać. Wracając do rowów. Jak jest okazja to śpię, a nie jakieś posrane widoczki oglądam. Jakbym ślepy był czy co. Kopnąłem w te drzwi, drą morde jak poruchane. Ja się solidaryzuję z Kiepskim, tu nie ma roboty dla ludzi z moim wykształceniem. No kurde. A sięm zmęczyłem, do cholery odpocząć trza.
Glebłem se pod drzwiami, jak człowiek kultulalny i już. Coś zajebiście pachnie w łapkach tego chuja co przechodzi. Żaden mięski facet nie tworzy zapachów, to w chuj gejowskie. Mój wacuś, Pan Generał to potwierdza. Jebłem weń kamieniem (nie w wacka, w tamtego gościa) i mu burger wypadł z ręki. Podjebałem z ziemi, a co.
Janek
Janek
~ * ~


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 3 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Heidi Nie Cze 26, 2011 10:05 am

/ pokój

Dzisiejszy ranek zdecydowanie nie przypadł mi do gustu, bo jak na mnie obfitował w zbyt wiele zdarzeń. Sama w odpowiedniej ilości sama je sobie dostarczam, dlatego nie wiem po co mi jeszcze dodatkowe. Przecież to takie zbędne. No kurcze. Gdy wróciłam od Romea do swojego pokoju przez długa chwilę siedziałam bez ruchu analizując wszystko jak jeszcze nigdy. I uznałam, że jedynym wyjściem będzie ulotnić się na jakiś czas z rezydencji. Pół dnia mi zajęło poszukiwanie wszystkich niezbędnych rzeczy, ale w końcu miałam. Choć nie miałam pojęcia jak to wszystko sama udźwignę. Dlatego skombinowałam jakiś wózek (chyba był Gary'ego, ale mniejsza z tym) i dopiero wtedy postanowiłam wyjść na zewnątrz. Ogólnie nie wiem skąd pomysł mieszkania w namiocie przyszedł mi do głowy, ale jak postanowiłam tak zrobię. Może akurat trafi się tak, że uda mi się jednak pozostać w swojej postaci przez jakiś czas. Kto wie? Poza tym Lulu będzie miała niezłą niespodziankę jak się obudzi w odludnym miejscu. Trochę to było niedobre, ale ona sobie na to zasłużyła!
Tak więc z wózkiem wypełnionym konserwami, namiotem, śpiworem i paroma książkami próbowałam przedrzeć się przez główne drzwi. Tyle, że nie spodziewałam się, że jakieś rude coś mi wlezie pod kółka.
- Przepraszaaam! Przepraszam, przepraszam, przepraszam! - zawyłam. - Nie widziałam cię, o jezu, nic ci się nie stało?
Zazwyczaj było tak, że nieważne kto i co komu się stało, ja to przezywałam o wiele intensywniej.
Heidi
Heidi
czy Lulu?


Powrót do góry Go down

Dziedziniec - Page 3 Empty Re: Dziedziniec

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach