Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Lucka

3 posters

 :: Rezydencja :: Skrzydlo Wschodnie :: Parter :: XI

Go down

Lucka Empty Lucka

Pisanie by Maurycy Czw Lis 10, 2011 3:27 pm

brzydko dość, ale okno jest
Maurycy
Maurycy
lucyfer


Powrót do góry Go down

Lucka Empty Re: Lucka

Pisanie by Merkury Czw Lis 10, 2011 3:42 pm

[skok]

Jak wszyscy doskonale wiedzą, należę do przyjaciół całego świata, prawdopodobnie poza moimi kochanymi wilkowatymi braćmi kochają mnie wszyscy ludzie, i z wzajemnością zresztą. Ale kiedy przychodzi naprawdę trudny moment, nie taki sobie moment, ani jeju co ja zrobię moment, tylko moment odstawmy wszystko na bok i walczmy o swoją duszę, to moje myśli mają naprawdę mały zbiór ludzi do wyboru. Dwójkę. Venus i Lucka. Ale teraz był jeszcze inny moment. Męski. Tym razem nie mogła mi pomóc.
Szedłem spokojnym krokiem. Gdybym nie był Merkurym, nikt nie zauważyłby, że coś jest nie tak. Brakowało mi jednak naturalnej energii, błyszczących oczu i sprężystego chodu. Dłonie miałem wbite w kieszenie, szurałem nogami, nie odpowiadałem na powitania. Czupryna smętnie zwisała mi z głowy. Nie martwiłem się, czy ktoś pomyśli, że mama Pumpkin trafiła do szpitala, czy coś. Plotki się zdarzają.
- Cześć. - powitałem go cicho, nie będąc w stanie zmusić się nawet do mizernego uśmiechu. Bez emocji padłem na drugie łóżko, czekające na próżno na drugiego współlokatora, którego nigdy nie było i wbiłem wzrok w sufit. Jak zacząć? Może 'wizjoner pokazał mi, że moja dziewczyna mnie nie pamięta, weź coś doradź'. Tak, znałem wizjonera ukazującego innym swoje wizje. Nie mógł kłamać.
- Waliło ci się życie kiedyś? - spytałem w końcu, nadzwyczaj spokojnie jak na coś tak dramatycznego.
Merkury
Merkury
~ * ~


Powrót do góry Go down

Lucka Empty Re: Lucka

Pisanie by Maurycy Czw Lis 10, 2011 3:53 pm

/przeskok.

Wiatr mógł mnie dopaść w każdym z tak wielu miejsc w których przebywałem. Wszędzie czułem jego moc, a choć mój ciężar był niewyobrażalnie większy i okropniejszy niż moc wiatru, bałem się go. Odkąd Eileen mnie uratowała, już nie wchodziłem na dach.
W duchu miałem jednak cichą nadzieję, że pewnego dnia zapomnę o strachu, zapomnę by uważać. I wtedy to się stanie, skończy się mój ból. Bolałem z każdym dniem mocniej, ktoś kto mówi, że dzieje się na odwrót najwyraźniej nigdy nie cierpiał. W moich żyłach płynął ołów. I choć ołów zabija, mnie wiatr nie mógł ponieść.
Merkury.
Mój wzór prawdziwego szczęścia.
- Mi może tak, ale ty chyba nie masz takich problemów - zbagatelizowałem, odkładając książkę na bok.
Maurycy
Maurycy
lucyfer


Powrót do góry Go down

Lucka Empty Re: Lucka

Pisanie by Merkury Czw Lis 10, 2011 4:12 pm

Odchyliłem się, natrafiając na chłodną ścianę. Nie żeby w rezydencji było zimno, czy coś. Mi wewnętrznie było zimno. Do tego przyjechałem z Hiszpanii, nie zdążyłem zmienić krótkorękawkowej koszuli na coś cieplejszego, kiedy złapał mnie ON. Gdybym go nigdy nie spotkał! Byłoby gorzej.
- Pewnie nie kojarzysz [tutaj jakieś imię tego wizjonera niby]. Chociaż może. No to wyobraź sobie, byłem parę dni w Hiszpanii, bo mnie Sylvester wziął jako obstawę, bo rekina miał łapać, czy coś. No i wracam dzisiaj, idę sobie elegancko do pokoju i kogo spotykam? No jego, oczywiście. I co mi mówi? CO MI MÓWI!? - wreszcie pojawiły się we mnie jakieś emocje. Zerwałem się z miejsca, wbiłem pięści w kieszenie i rozpocząłem dziwną przechadzkę w tą i z powrotem nerwowym krokiem.
- Pokazał mi. Po tej całej akcji, kiedy odmłodnieliśmy, a potem jak mnie nie było, ona... Nie pamięta mnie. Nie ma ciąży, nie ma pani Pumpkin, nic nie ma. - skarżyłem się. - A jej nic nie brakuje. W końcu jest ten cały wspaniały Shaque, który nie sprawił, że zostałaby przedwcześnie matką, ten Shaque, który z nią kręcił zanim się poznaliśmy, i wreszcie ten Shaque, który uważał, że jestem ciotą i wyrządziłem jej wielką krzywdę. Pamięta WSZYSTKO, dużymi literami, WSZYŚCITEŃKO, oprócz mnie. Może to znak? Może ten cały LOS daje mi do zrozumienia, że się z nim mijam i niech się wreszcie ogarnę? A dla niej druga szansa, bez niechcianej ciąży i męża. Idealnie.
Wyjrzałem przez okno, powstrzymując się od rozwalenia szyby. Chwilę zajęło mi przeanalizowanie własnych słów.
- Lucek, musisz mi pomóc. Musimy anulować jakoś ślub bez niej, i zrobić absolutnie wszystko, żeby nikt jej o tym nie przypomniał. Rozumiesz? - odwróciłem się do niego. Wyglądałem najżałośniej jak wyglądać człowiek może.
Merkury
Merkury
~ * ~


Powrót do góry Go down

Lucka Empty Re: Lucka

Pisanie by Maurycy Czw Lis 10, 2011 10:36 pm

Z zakamarków mej pamięci wyjmowałem szufladki. Chciałbym umieć trzymać wspomnienia uporządkowane, jednak im więcej ich miałem tym na większym bałaganie się łapałem. Dziś moje wspomnienia to gwiazdy. Zawieszone na cieniutkich niteczkach we wnętrzu mej głowy. Zderzają się, brzęczą, iskrzą, skiwierczą... Okropny trzask, zbiły się.
Wspomnienie ślubu Merkurego było moim ulubionym. To było najszczęśliwsze przeżycie w mym debilnym życiu. Ja się tam nie liczyłem, ja zresztą jestem pyłkiem, nikim. Ale jako pyłek byłem świadkiem rozkwitającej miłości. A ten akt. Och, było przecudnie! Przez miesiąc chodziłem jak najarany, widząc w każdym geście tej pary MIŁOŚĆ. To czego chciałem.. nie.
To koniec. Ktoś zniszczył po raz kolejny me wspomnienia. Krzyczę w ciemności, nikt nie może słyszeć, bo krzczę z zamkniętymi ustami. Nie otworzy ich nikt. Nauczyłem się, iż ludzi nie interesują moje uczucia.
-Merkury, jak to anulować ślub?- spytałem z przerażeniem. Anulować, to znaczy usunąć z pamięci. Brr. Może dla was to proste: wyczyścić pamięć, zacząć od nowa. Ja, ja to przeżywałem przez większość życia. Dziś przez to czuję się jak ostatni idiota. Pusty, bezwartościowy. Człowiek bez historii jest wart nic. Pokręciłem głową i jakbym się rozbudził nieco.
-Ale co jeżeli ona odzyska... Merkury, nie, nie możesz anulować ślubu. To było, wasza miłość! Te uczucie, ja wybacz, ja nie wierzę, by ktoś mógłby dać jej tyle, ile ty dałeś- przeraziłem się mocno, ale zaraz przeanalizowałem: nie ma dziecka. Och nie! Ja ostatnio podszedłem do Ianelle. Ona mnie nie może znać, przecież poznaliśmy się na ślubie. Pewnie dlatego spojrzała na mnie... Pociągnąłem nosem. Wiem, mężczyznom nie wypada.
Maurycy
Maurycy
lucyfer


Powrót do góry Go down

Lucka Empty Re: Lucka

Pisanie by Merkury Pią Lis 11, 2011 9:42 am

Stałem przez chwilę, wyglądając przez okno. Nie mogłem zachwycać się słoneczną pogodą, nie potrafiłem skupić się nawet, jak pięknie było dziś na dworze. Mogłem tylko analizować.
- Lucek, mnie też to boli. Ale naprawdę, to najlepsze możliwe wyjście. - stchórzyłem. Nie powiedziałem prawdy. Znaczy, po prostu pominąłem wyjaśnienie. Straciłbym szacunek do samego siebie, przyznając, że tak będzie po prostu łatwiej. Tak, szedłem na łatwiznę. Po prostu.
- Nawet jeśli sobie przypomni, to nie możemy tego poprawić. Tylko zacząć od nowa. - no taka racja. Brak ciąży w rzeczywistości wszystko zmieniał, ale nie mogłem powiedzieć tego Luckowi, bo by mu to padło na psychikę. Nie chciałem się przyznawać, że to było i tak wystarczająco nierealne. Poznaliśmy się i co, miłość od pierwszego wejrzenia, szkoda tylko, że (cokolwiek byśmy mówili) to było pocieszanie się po Stefie i Gabrielu. To, że może i coś pomiędzy nami było, szło za szybko. Nie znaliśmy się. Poznaliśmy dopiero po tym, jak okazało się, że mamy zostać rodzicami, ale to było za późno, żeby się wycofać. Kochałem ją nadal. Ale to nie był dobry pomysł.
- Lucek, to było Monte Carlo, tam się zdarzają małżeństwa, które szybko się kończą, mają pewnie procedury, jesteś świadkiem, więc uda nam się to załatwić.
Merkury
Merkury
~ * ~


Powrót do góry Go down

Lucka Empty Re: Lucka

Pisanie by Maurycy Pią Lis 11, 2011 12:44 pm

Widzieliście smutnego klowna? Tak wyglądam teraz. Najżałośniejszy z tych smutasów. Mądrzy ludzie mają to do siebie, iż są wiecznie przygnębieni. Głupotą świata, ja byłem przygnębiony niezrozumieniem. Merkury był mi idolem, zaraz obok Lemona, uważałem go za najwyższy wzór szczęścia, jaki można naśladować. A teraz on mi miesza w głowie. Ja nie wiem co myśleć. Po raz kolejny patrzę w okno. Ja durny, jak mogłem wierzyć, że ucieczka od Defrostów to dobry krok. Świat się zemścił za nieposłuszeństwo. Z ciężkim sercem, muszę przyznać, że nie mogłem teraz pomóc mojemu koledze. Merkury wybrał najgorszą osobę, ja jestem jak chodzące nieszczęście. Jestem jakąś marną namiastką Plutona. I mam wrażenie, że to przez to, że mnie wziął na świadka wszystko upadło. Skinąłem głową, bo co miałem zrobić? Chciałem już nie myśleć o tym bólu, który sprawiłem memu przyjacielowi. Jak śmiałem mu to zrobić?
-Mój przyjaciel Lemon mówił zawsze to samo "na świecie jest mnóstwo dupeczek. Dla każdego coś dobrego". Ja nie rozumiem, co mógł mieć na myśli, ale myślę, że chodziło mu o problemy. Dla każdego jest przeznaczony jakiś dupek, znaczy problem. Ale ja jestem bardzo smutny za Ciebie. Twój problem jest moim problemem, więc skoro już postanowiłeś, to pomogę ci i zrobimy wszystko jak chcesz- mówiłem coś tam pod nosem, właściwie bojąc się każdego kolejnego słowa. Powienienem zniknąć, a nie rozmawiać z kimś takim dobrym jak Merkury.
-Lemon mówił też, że trzeba patrzeć w przyszłość- dodałem bez przekonania. Mogłem tylko jak papuga powtarzać pijackie teksty mojego drugiego mentora. Nic jedank nie było moją własną radą. Ta brzmiałaby: " cierpienie pomaga poczuć prawdziwą miłość". Westchnąłem.
-Przykro mi z powodu Twojego dziecka

Maurycy
Maurycy
lucyfer


Powrót do góry Go down

Lucka Empty Re: Lucka

Pisanie by Merkury Pią Lis 11, 2011 5:42 pm

Zamarłem. Dramatyzm i powaga sytuacji, trochę nie wypadało, ale to jeszcze bardziej potęgowało moją chęć roześmiania się. Tak, tak, ja wiem, o co Lemonowi chodziło. Ale Luckowi lepiej nie tłumaczyć chyba, tak mi się wydaję.
- Sądzę, że niedokładnie o to mu chodziło... - stwierdziłem, krztusząc się. Ojć ojć, chyba zadławiłem się śliną. Rozkaszlałem się porządnie, zasłaniałem twarz rękoma i odwróciłem się od niego, żeby biedaczek nie widział jak się rozklejam, usiłując opanować śmiech.
Ale zaraz mi się odechciało. Na myśl o dziecku, biednym małym dziecku, które PUFSNĘŁO się (nikogo nie oskarżam, naprawdę), nawet teksty Lemona nie potrafiły sprawić, że nie będzie chciało mi się płakać. Tak, mi też jest przykro.
- Lucek, i tu jest problem. - przysiadłem na krańcu łóżka, wbijając w niego zmęczone spojrzenie. - Bo ono wciąż jest. To trudne do wytłumaczenia, ale czuję je darem. Bo nie chciałem blokować siebie i Iann, wiesz, te jej sny są bardzo miłe, ale na wszelki wypadek chroniłem małą. I czuję, jakbym wciąż ją chronił. Ale jej przecież nie ma. Jak myślisz, omamy? - zapytałem go z zamyśleniem. Nie mogłem roztrząsać tego sam, bo od razu stwierdzałem, że pewnie wariuję. Zacząłem planować nasz przymusowy wylot do Monako, żeby był jak najkrótszy i żeby nikt nie miał mi za złe wyciągania Lucka z Rezydencji.
Merkury
Merkury
~ * ~


Powrót do góry Go down

Lucka Empty Re: Lucka

Pisanie by Maurycy Pią Lis 11, 2011 8:15 pm

Jak to nie o to mu chodziło? Racja, czasem nie rozumiałem słów mego mentora. Mówił tak dziwnym językiem, nie używał ładnego słownictwa, ale trudnych do spamiętania zamienników. Zazwyczaj brzmiących również niezbyt miło.
Dziecko pufnęło (ja oskarżam, to straszne co zrobiliście :ccccc) a ja czułem się jakbym był odpowiedzialny za to wszystko. Pufeło, jak znika bańka mydlana. Wpierw świeci pięknotą i świecąca unosi się rozkosznie ku najwyższym z miłych momentów. Tam jest ozdobą każdego z możliwych punktów zaczepu. Ja się kąpałem w szczęściu, razem z tą bańką. Mydlaną bajeczką. A ona pufneła. I nikt nikt nie płacze. Ludzie którym powinno zależeć znów przywdzieli plastikowy nudny uśmiech. Gardzę tymi igrnorantami.
-Sny? - rzuciłem, ale wcale nie byłem na tyle zainteresowany, by drążyć. Przechyliłem głowę i zmarszczyłem śmiesznie czoło. - Czujesz? Czytałem o tym kiedyś. W "Legendach znad Adriatyku". Pamiętam, że to był taki mały, ja nie chcę ci nic przekręcić, lecz tam była mowa o takim młodzieńcu, który został porzucony przez jego miłość, bo go zdradzła. I ten młodzieniec odkąd odszedł od tej nieczytstej kobiety, miał ciągle wrażenie, że nie jest sam. Weselił się, nie mógł znaleźć cierpienia w rozstaniu. I on... nie pamiętam dokładnie. Ale pewnego dnia zerwał kwiat białego grzybienia i dzierżąc go w dłoniach obszedł pół globu, a kiedy trafił w miejsce połowy... Hmm, tak, połowy... Ofiarował go najpiękniejszej, która go tego dnia zaszczyciła wzrokiem. I wtedy, okazało się, że to ją wybrano na powierniczkę jego serca. Strzegła go, a w pakiecie z miłością otrzymała dziecko, które rozwijało się w głowie owego młodzieńca przez cały jego marsz ku niej..- przytoczyłem tą opowieść, by zaraz po niej zamilknąć na dłuższą chwilę. Wyprostowałem mankiety koszuli, którą miętoliłem w dłoniach.-Tak mi się przypomniało
Maurycy
Maurycy
lucyfer


Powrót do góry Go down

Lucka Empty Re: Lucka

Pisanie by Merkury Pią Lis 11, 2011 8:28 pm

Gdyby było to fizycznie możliwe, po podłodze toczyłyby się już moje gałki oczne, a wcześniej stuknęłyby wypadając z gracją z moich oczodołów. Byłby to dość przygnębiający widok, więc nawet lepiej, że nasze ciało jest ukształtowane tak a nie inaczej i oczy same z siebie nie wypadają, a jakoś nie miałem ochoty sięgać po łyżkę i wydłubywać sobie... dobra, nieważne.
- Matko, Lucek. - znów się zerwałem, tym razem patrząc na niego z przerażeniem. Złapałem się za głowę, ale nic nie poczułem niespodziewanego. Znaczy chyba nie umyłem dzisiaj włosów. A może tylko mi się wydaje.
- Sugerujesz, że mam dziecko w głowie i ono zaraz mi z niego wyskoczy? Czy może lepiej, żebym poszukał tego grzebienia i ruszył od razu? Ale jakbym jakiejś ładnej go dał, to by się obraziła, zresztą ja już się nie pakuję w miłości od pierwszego wejrzenia. - zauważyłem dość przytomnie, jak na kogoś z dzieckiem w głowie. Ha, ha, normalnie jak Atena w głowie Zeusa, ale ładnie was proszę, nie kłopotajcie Saturna czy tam Jowisza, żeby mi zaraz głowę rozwalali, naprawdę nie trzeba, wszystko spokojnie.
- I tego, możemy do tego Monte Carlo dzisiaj na noc lecieć? Im szybciej tym lepiej. - no i od razu wpakuję go w samolot powrotny, a sam sobie polecę na Madagaskar. Tak, mam domek na Madagaskarze i przez okno włażą mi lemury, zadowoleni?
Merkury
Merkury
~ * ~


Powrót do góry Go down

Lucka Empty Re: Lucka

Pisanie by Maurycy Pią Lis 11, 2011 8:55 pm

Nigdy nie sądziłem, że moje słowa mogły by tak zabrzmieć. Tak, że ktoś mógłby się przjąć ich znaczeniem. Najwyraźniej ludzi interesują tylko te rzeczy, w których mówimy o nich. Byłem w gruncie rzeczy podłamany reakcją Merkurego.
-Nie, nie sugeruję tego. Merkury, to tylko legenda. Jedna z milionów, które czytałem. One są przemiłe, pozwalają zagłębić się w świecie fantazji, świecie gdzie istnieje szczęście... Lecz to są złe odczucia, bo nie są możliwe w prawdziwym życiu. Merkury, to tylko bajka, jedna z tak wielu innych kłamstw literatury.- westchnąłem, bo wypowiedziałem na głos swoje najgorsze niepokoje: ja wierzyłem w świat bajek, w legendy, w ich przesłanie. Ale dziś to się skończyło, przejrzałem na oczy. Bajki i ich świat były niebezpiecznymi sidłami, pętającymi serca naiwniaków. Ja byłem największą ofiarą. Wzruszyłem ramionami.
-Skoro ci się tak śpieszy
Widziałem to w jego oczach. To co zobaczyła w moich oczach Chupa wtedy w pokoju z czasem: pragnienie miłości.

Maurycy
Maurycy
lucyfer


Powrót do góry Go down

Lucka Empty Re: Lucka

Pisanie by Merkury Pią Lis 11, 2011 9:35 pm

Pokręciłem głowy.
- Lucuś, zauważ, że superbohaterowie to również fikcja literacka. A tu nagle łubudubu i spotykasz gościa zmieniającego się w nietoperza i dziewczynę kameleona, można naprawdę stracić wiarę w to, czego nie ma. - pocieszyłem go, chociaż chyba bardziej logiczna byłaby sytuacja odwrotna. Ale trudno, taki mój los. Cokolwiek by się nie działo, to ty pocieszasz innych, Eddie.
- Chcę to skończyć, po prostu. - wyjaśniłem. Tak naprawdę bałem się. Że Iann sobie przypomni i wyniknie nieprzyjemna sytuacja, kiedy może stwierdzić, że skoro nie ma ciąży, to ślub nie jest aż tak konieczny. A tak... cóż, jeśli to nam przeznaczone, hajtać możemy się nawet pięćdziesiąt razy, więc teraz nie robi to różnicy. A przynajmniej prościej będzie po prostu się minąć, nie mówiąc cześć. Do swojego męża tak by nie wypadało.
- Dobrze, że przynajmniej mam dobrego przyjaciela. Współczuję ludziom, którzy nie mają kogoś, kto im pomoże w kryzysowej sytuacji, naprawdę. Mają smutne życie. - poklepałem go po plecach, w końcu taka była prawda. Gdyby nie on, nie miałbym pojęcia co zrobić. A tak, anulujemy ślub, muszę znaleźć biały grzebień i dziewoję, która na mnie spojrzy. To wcale niemało, jak na ile? mniej niż godzinę rozmowy z pewnością.
Merkury
Merkury
~ * ~


Powrót do góry Go down

Lucka Empty Re: Lucka

Pisanie by Maurycy Czw Lut 02, 2012 6:33 pm

//////////

Pchnąłem skrzypiące obdrapane z farby drzwi do mojego pokoju. Ostatnio ktoś wybrał się do mnie, by się dowiedzieć, czy nie chciałbym czegoś ładniejszego. Ludzie nie rozumieli, że mi do szczęścia nie były potrzebne rzeczy materialne. Co? Czy ktoś wspominał o farbie? Farbą białą były maźnięte ściany w których żyłem, pustka ich wymowy odbierała mi resztki wolności. Nie mogłem współistnieć ze środowiskiem, gdy ono mnie zabijało. Wysysało ze mnie chęci. Nie, już nie było ich.
W pamięci mej zakamarkach odbijało się wspomnienie o słodkim zapachu Delilah. Jej oto cudna figura, jaśniała w mych snach tak długo. Jej włosy mógłbym zapleść na wiele sposobów, zrobiłbym sobie z nich kokon w którym mógłbym umrzeć szczęśliwy. Z jej oczu - w mojej głowie były zielone, już nie wiem jakie są te jej - czytałem - jedynie w myślach - mnóstwo słów, które mogłaby mi powiedzieć. Gdyby wiedziała tylko, że przystanę na jej wymogi i będę brał udział w grze zwanej romantycznością. W wyuczone z filmów kurtuazy mogę grać godzinami, latami. Niechbym jej przynosił kwiaty, niechbym uczył się kroków tańca w którym podniosę ją by była mym aniołkiem. Tak bardzo pragnąłem zrozumieć, dlaczego zmuszony byłem odgrywać tu odrzutka? Czymże sobie zasłużyłem?
Merkury mawia, że kobieta to nie rzeźba, żeby ją oglądać. Trzeba poczynić kroki by ją zdobyć. Gdybym tylko miał siłę wdrożyć w życie ten multum pomysłów, które pojawiały się w mej głowie, gdy już szedłem spać. Obietnice składane w ciemności, rano nie miały odbicia. Biernie oddychałem jej powietrzem, tak mi tyle wystarczało.
Dziś jestem człowiekiem złym. Niszczę ludzkie życie, nawet wróżkę przygnębiłem. Dla niej też mógłby być kąt w moim sercu. Ją przecież obdarzałem czasem nawet większą uwagą, z nią wiele rozmawiałem. A z Delilah? Czy obie panny okazały się więc być tymi, które po mnie zostaną?
A gdzie idę? Quo vadis? pytam me serce i zasłaniam uszy, bo nie chcę słuchać.
W podartej marynarce siadam na łóżku. Jest twarde, a było świadkiem tak wielu bezsennych nocy. Wyjmuję pistolet z butonierki, kładę go na kolanach. Ciąży, metal rozgrzał się do niesamowitej ziębioty. Palce mi prawie odmraża. Gdy słyszę kroki, chowam pistolet pod poszuszkę. Czekam z opuszczoną głową. Nie mam nawet na tyle świadomości, by zauważyć, że jestem podarty, smutny, że włosy mi się kleją, że drżą mi dłonie, a sam śmierdzę używkami.
Maurycy
Maurycy
lucyfer


Powrót do góry Go down

Lucka Empty Re: Lucka

Pisanie by Tony Czw Lut 02, 2012 8:12 pm

//pierwszy

Przesunęłam dłonią po obdrapanych drzwiach, roztarłam odkruszoną farbę w palcach. Widziałam, jak przed chwilą zniknął w czeluściach swojego pokoju, do którego od dłuższego czasu byłam zmuszona przychodzić. Te momenty, w których należało przywdziać zupełnie inną maskę i podejść do Lucyfera z nieco innej strony, były najdziwniejszymi w ciągu mojego dnia. W drodze do pokoju zwalniałam nieco tempa - wyciszałam huczące w głowie myśli, zdejmowałam z ust ostre słowa. Nauczyli mnie, że do niego należy podchodzić inaczej, bo i on sam był inny. Porównywali go do Wertera, choć to zestawienie niewiele mi mówiło. Do mojego życia nie należało wprowadzać elementów jakkolwiek nawiązujących do sztuki czy też wrażliwości emocjonalnej. Ani jedno ani drugie mnie nie obchodziło.
Pchnęłam drzwi. Wciąż pachniałam smarem, gdzieś na policzku została mi czarna smuga. On siedział na łóżku ze zwieszoną głową, wyglądając jak śmierć, z którą już nieustannie go utożsamiałam. Chudy, blady, gotowy złamać się w każdej chwili, niezdolny już udźwignąć ciężaru który go przytłaczał. Westchnęłam bezgłośnie.
- Przyniosłam Ci herbaty. - powiedziałam, lekko unosząc żółty kubek z parującą zawartością, o którym już prawie zapomniałam - Z jemioły. Ktoś mi kiedyś powiedział, że pomaga na serce.
Nie oczekiwałam odpowiedzi. Przyzwyczaiłam się do jego wegetacji społecznej i małomówności. Nie byliśmy specjalnie zżyci i chociaż darzyłam go niejaką sympatią, łączyła nas tylko oficjalna więź opiekun-podopieczny. Nie mógł nazwać mnie przyjaciółką. Mogłam, a nawet miałam być dla niego wsparciem, ale dawanie rad nigdy nie wychodziło mi najlepiej. Mogłam z nim tu posiedzieć w milczeniu i w nadziei, że upije choć jeden łyk, by ogrzać sine z zimna dłonie. W pokoju było lodowato, trzeba było przyjrzeć się bliżej nieszczelnemu oknu.
Podeszłam. Dopiero wtedy zauważyłam dziury w ubraniach, sklejone włosy, dopiero wtedy poczułam, że chyba dawno nie wziął porządnej kąpieli. Chłopak się zgubił a ja, w zasadzie bezsilna, miałam mu pomóc. Ale nie teraz, nie tak szybko. Wszystko po kolei. Najpierw herbata - wyciągnęłam kubek w jego stronę.
Tony
Tony
~ * ~


Powrót do góry Go down

Lucka Empty Re: Lucka

Pisanie by Maurycy Czw Lut 02, 2012 8:41 pm

Otumaniony wrażeniami uprzednich dni, zatapiałem spojrzenie w plamie po soku. Pomarańczowa gęsta maź wchłoneła w gruby dywan. Pamiętam, że ktoś mi obiecał pomóc to zetrzeć, ale wkrótce jego pamięć się zatarła szybciej i mnie już nie obejmowała. Wszyscy mnie opuszczali. Nawet Mars mnie opuścił. Był mi przewodnikiem. Po jego odejściu, przyszedł ktoś inny. Ona wcale nie zachowywała się inaczej, ale była kobietą, widać po niej było, że jest kimś kto wymaga szacunku. Słuchałem tego co mówiła, lecz uwierzcie mi że większość czasu jedynie słyszałem. Przecież byłem pochłonięty myślami o słodkiej buzi Delilah.
A teraz przed moim nosem pojawiła się para. Uniosłem dłoń po kubek. Ciepło mnie sparaliżowało - minie kolejna chwila, nim przypomnę sobie by znów oddychać.
Oddychaj. Para zaszczypała mnie w powieki, zamrugałem i spojrzałem na moją opiekunkę. Stała przy rozszczelnionym oknie. Sam je takim zostawiłem. Ciepło pochodzące zkubka uświadomiło mi, że ona jest tu na prawdę. Zmierzyłem ją wzrokiem. Czy znalazłbym w innej kobiecie to, co widziałem w Delilah? Antonina ma jasne włosy, tak jak Delilah. Choć za oknem szaro, jej włosy świeciły. To oddzielny blask, zarezerwowany dla posiadaczek takiej barwy. Jej buzia była bardziej podłużna, szczuplejsza. Nie widziałem tam oznak dziewczęcości, gdyż Helena była kobietą. A Helena Parysa była najpiękniejszą kobietą. Dalej była smukła figura. Każda taka sama, lecz co następna to bardziej zajmująca. Porównałem ułożenie dłoni na biodrze. Sposób w który wywraca oczami. Przysunąłem usta do wrzątku, by pobudzić lekko zamierającą refleksję. Zmarszczyłem czoło, gdy poczułem różnicę temperatur. Nie tak miało być w teori.
Przez rozluźnienie, które powodowały używki potrafiłem tak bezczelnie na nią patrzeć, a teraz wreszcie się odezwać:
-Zbyt słodka jest myśl o poprawie, zresztą, zbyt też ona zabawna- stwierdziłem i kolejny łyk upiłem. Tym razem gotowy.
Maurycy
Maurycy
lucyfer


Powrót do góry Go down

Lucka Empty Re: Lucka

Pisanie by Tony Sob Lut 04, 2012 4:57 pm

Cały był taki.. blady. I nie chodziło tu wyłącznie o kolor jego skóry, ale też o oczy i jaśniutkie włosy. Wymizerniały chłopiec (bo w moich oczach właśnie nim był - nie do końca dzieckiem, a wciąż nie dorosłym; zwyczajnie chłopcem) mógł śmiało uchodzić za ducha. Mogłabym przysiąc, że z dnia na dzień robił się bardziej przeźroczysty w tym swoim smutku. Teraz zachowywał się inaczej. Błądzący znad kubka wzrok był nieostry, bo choć patrzył na mnie, to miałam wrażenie, że mnie nie widział. Analizował rysy moje twarzy i budowę ciała, ale to nie one stały mu przed oczami. Nie pamiętałam nawet, skąd wiedziałam, że ktoś mu krąży po głowie. Przecież mi nie powiedział.. może to była część przeszkolenia? A może sama do tego doszłam, po godzinach wpatrywania się w człowieka bez ducha?
Zaszczelniłam okno, bo przeciąg już wzbudził gęsią skórkę na moich rękach. On pił, wciąż zerkał, trochę za bardzo świeciły mu się oczy. Skrzyżowałam ręce na piersi.
- Wolisz żeby zostało tak jak jest? - podniosłam brew do góry, zaskoczona nieco taką odpowiedzią z jego strony. Nie umiałam z nim rozmawiać. Powtórzę to pewnie jeszcze milion razy w swej opiekuńczej karierze, ale znalezienie wspólnego języka z Luciferem sprawiało mi okropną trudność. Choć młodszy, był dużo dojrzalszy, lecz duchowo, nie emocjonalnie. Potrafił dostrzegać więcej i spojrzeć głębiej, za co skrycie go podziwiałam, choć nie miałam najmniejszego zamiaru się przyznać. Biały chłopiec, zmęczona dusza. Jak to było, że żyjąc tak krótko, tak bardzo się zmachał życiem? Postanowiłam przysiąść na krześle, mając w duchu nadzieję, że nie załamie się ono pode mną. Było w kiepskim stanie, podobnie jak cały pokój, podobnie jak jego właściciel.
- Kiedy ostatnim razem coś jadłeś? - zboczyłam z tematu, przypominając sobie, po co tak właściwie tu jestem. Miałam go pilnować i dbać, by nie umarł z głodu, z zimna, z przedawkowania, czy z jakiejkolwiek innej przyczyny. Było to jedno z najtrudniejszych zadań, jakie mi powierzono.
Przesunęłam rękę w najbardziej zacienione miejsce. Kościste, długie palce zaświeciły jeszcze jaskrawiej niż zwykle, przypominając mi, że sama mogę być źródłem jego powikłań zdrowotnych. Promieniowanie mogło być szkodliwe dla takiego chucherka.


Ostatnio zmieniony przez Tony dnia Nie Lut 12, 2012 3:15 pm, w całości zmieniany 1 raz
Tony
Tony
~ * ~


Powrót do góry Go down

Lucka Empty Re: Lucka

Pisanie by Maurycy Nie Lut 05, 2012 7:14 pm

Chłopcem. Tym, który na zawsze pozostał dzieckiem. Piotrusiem Panem. Ale Piotruś pan nie miał takich zmarwień jak ja. On żył przygodą, wyobraźnią, ja topiłem się w namiętnościach, wytwarzanych przez mój mózg. Zachłystując się powietrzem, błagałem o pomoc. Pomóż! Pomóż! Pamiętam, kiedy na dachu uratowała mnie brązowowłosa. Czy kiedykolwiek jeszcze ją spotkam? Miała na nosie okluary, mówiła, że tylko dzięki jej mocy, mogła zdążyć. Moc okazała się być jej przekleństwem: teraz miała mnie w rachunku. Byłem plamą, ale zapisałem się w jej pamięci. Dziewczyna władająca marionetkami, to ona mnie uratowała.
-Kto się przejmuje tym co ja wolę?- spytałem, mój wzrok zawiesił się w pół drogi do nieba. Czekałem odpowiedzi. Czekam ja wciąż, tylko ona nie przychodzi. I dobrze może, nie karmię się złudzeniem.
Nie żyłem tak jak inni. Nigdy nie poznałem smaku dobrej muzyki, nigdy nie tańczyłem, nigdy nie latałem. Nigdy już nie powącham róży, nie dotknę włosów, nie przeczytam słowa. Zawieszony pomiędzy mną a nie-mną. To ja.
Nie odpowiedziałem na pytanie. Kto może znać odpowiedź na takowe. Skupiłem wzrok na jej dłoni. Szansa. Szansa na koniec. Czy dam radę jednocześnie ze sobą zabić tak bliską mi osobę? Nie chciałem jej krzywdzić. Ale mój egoizm, głęboko wcześniej skrywany, dziś obnarzył się bezwstydnie.
-Ty znasz moją moc- rzuciłem, może oskarżycielsko. Gdyby panna mogła wiedzieć co uczyniłem, byłoby mi łatwiej. Mógłbym może żyć. Ale nie będę jej obciążał wiadomością. Że umiem zabijać. Że zabieram moce. Że gdy ją dotknę, dowiem się co robiła wczoraj w nocy. Że powiększyłbym jej moc, by móc uwolnić się od życia.
Będzie mi łatwiej.
-Nie dobrze, że musisz to ty być- rzekłem niezadowolony, serio niezadowolony.
Maurycy
Maurycy
lucyfer


Powrót do góry Go down

Lucka Empty Re: Lucka

Pisanie by Tony Nie Lut 12, 2012 4:55 pm

- Wyobraź sobie, że ja się przejmuję. - odparłam, w myślach dodając, że gdybym nie musiała to wcale bym tego nie robiła. Gdyby nie fakt że poniekąd zmusili mnie do tej znajomości, to nie wiedziałabym nawet o jego istnieniu. Nie był typem człowieka którym się interesowałam; Piotruś Pan przewrażliwiony na własnym punkcie mógł z mojego punktu widzenia być tylko i wyłącznie irytujący. Maślane oczy, nieobecny umysł i przeświadczenie o tym, że rzeczywistość jest zdecydowanie zbyt płytka i nieszczęśliwa? Aż dziwnie było się przyznać, że się zaczynałam o niego troszczyć, ale tym razem tak szczerze, a nie pod przymusem.
Nieco oskarżycielskim tonem wypomniał mi, że wiem jaką ma moc. Zawiesiłam na nim wzrok, starając się dojść o co właściwie mu chodzi; oczywiście że wiedziałam jaki ma talent. Zdawałam też sobie sprawę z konsekwencji jakie mogły z tego wyniknąć. Nikt nie wiedział, kiedy Hannibalowi coś do łba strzeli i nie zacznie zwiększać mocy innych tylko po to, by doprowadzić do własnej tragedii. Werteryczny chłopiec miał skłonności samobójcze, lecz ja (raz kolejny zadziwiając samą siebie) ślepo wierzyłam że ma choć na tyle zdrowego rozsądku by nie używać jej nierozważnie, przynajmniej w moim towarzystwie. Ostatnią rzeczą jaką bym chciała byłoby dowiedzenie się, że połowa Rezydencji umarła z powodu szkodliwego napromieniowania, a druga połowa która przeżyła zostanie obarczona przeróżnymi mutacjami. Tak samo jak ich dzieci. I dzieci dzieci. I dzieci dzieci dzieci.
Cofnęłam rękę z cienia gdy zorientowałam się, że strasznie intensywnie się na nią patrzy. W momentach takich jak te zaczynałam przeklinać swoją naiwność i wiarę w ludzi. Naprawdę wierzyłam, że jedna lub dwie poważniejsze rozmowy albo wydarcie się porządnie na delikwenta z podobnym nastawieniem mogą pomóc.. ale nie. Miał dziwne spojrzenie. Coś za mocno wpatrywał się w moją dłoń, świecącą bladym, żółtozielonym blaskiem w panującym półmroku.
- Co muszę być ja? - powoli podniosłam się z miejsca. Wyciągnęłam rękę w jego stronę, może znów popisując się naiwnością, ale i dając zaświadczenie o tym, że mu ufam. Chciałam mu pomóc wstać, zaprowadzić do kuchni, bez żadnych ekscesów w międzyczasie. Herbatę już prawie dopił, może chciałby ciasta? Nie wiedziałam co lubią jeść poeci. A może oni nie jedzą, wegetując całe życie i żywiąc się tymi swoimi inspiracjami? - Chodź. - bardziej wydałam komendę niż poprosiłam, nadal trzymając rękę wyciągniętą w stronę chłopca. Zaufanie.
Tony
Tony
~ * ~


Powrót do góry Go down

Lucka Empty Re: Lucka

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 :: Rezydencja :: Skrzydlo Wschodnie :: Parter :: XI

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach