Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Domek na drzewie

+2
Lemon
Mistrz Gry
6 posters

 :: Rezydencja :: Zewnatrz :: Park

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Domek na drzewie - Page 2 Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Olavi Nie Kwi 17, 2011 9:10 am

-Nie zrozumiałaś-stwierdziłem po chwili, raczej nieprzyjemnym tonem.
-Chodzi o to, ze albo mnie teraz rozwiazesz i wtedy postaram sie nie zrobic ci zadnej krzywdy, a nawet będe w stanie ci trochę pomóc. Albo wyswobodze się sam, lub z czyjąś pomocą i wtedy lepiej, zeby cie nie było w pobliżu.-wyjaśniłem z pełną powagą. W tej kwestii mogła mi ufać, bo nieuchronnie zblizamy się do momentu, kiedy będę musiał zdecydować czy zabić ją na miejscu, czy tylko obezwładnić. Bo przecież nie bedę tu siedział wiecznie. Ona też o tym wie. Wiemy też, że nie jest w stanie mnie zabić, w przeciwieństwie do mnie.
-O, słyszysz? Ktoś idzie.-rzuciłem po chwili, lekko konspiracyjnie. Tak naparwdę, jeszcze nikogo nie slyszałem, ale przecież to było kwestią czasu. To, ze z deforst nikt się tu nie zjawi jeszcze przez jakiś czas mogło być nawet do przyjęcia. Tam w końcu każdy zajmuje się swoimi sprawami.. ale nie w rezydencji. W rezydencji ludzie pilnują siebie na wzajem, szczególnie po wpadce, o której Lizzie wspominała wcześniej. Też miałem przyjemnosc przebywania tam, więc wiem jak to działa.
Olavi
Olavi
maskotka


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie - Page 2 Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Zoja Nie Kwi 17, 2011 9:48 am

Brak zajęć w ciągu dnia miał swoje plusy. Owszem, nienawidziłam nie mieć gdzie się podziać, gdy nagle okazywało się, że mój plan dnia nie jest perfekcyjnie zaplanowany co do minuty, a mam pełno luk w nim, ale dzięki temu mogłam nawiedzać mych nielicznych znajomych i być ich utrapieniem. Znałam już cały rozkład dnia Irvinga i takiej ładnej dziewczynki, która bała się mi pogrozi, jeśli nie przestanę łazić tam gdzie ona, a teraz przyszła kolej na Olaviego. Lubiłam tego cichego Czecha, a ten mi się gdzieś śmiał zapodziać. Zbagatelizowałam sprawę i zaczęłam dręczyć Adama. Wiedzcie, że okrzyki: kto znów ruszał tą pierdoloną łyżkę?, to moja zasługa. Strasznie się wkurzał, gdy mu przewracałam wszystko w szafkach. I tak wiem, że mnie kocha, bo wreszcie miał co tam robić. Zdecydowanie za czysto tam ma, a przecież ja kocham porządek oraz piękne ułożenie wszystkiego, a tamto mnie przerażało. To już coś znaczy.
Może przejdźmy do tego co ja robiłam na terenie Rezydencji pod dobrze mi znanym, jeszcze z czasów przebywania tutaj, domkiem na drzewie? Cóż, Olaviego nie było i nie było. Ja wciąż nie miałam co robić całe dnie. Dupki z tych Hedmanów. I tak jakoś pomyślałam sobie, że przycisnę jednego typa co potrafił odnaleźć ludzi i ten mi powiedział, że ciota Olavi dał się złapać dziecku. Pewnie tylko dlatego że go to tak ubawiło nie kazał mi płacić za przysługę.
- No kurwa. Schowki na ziemi już niemodne? - wysyczałam, spoglądając na te schody, którymi niby się miałam wdrapać na górę. Kiedyś to było proste, a teraz? Pamiętam, że skrzypiały, jedna deska wylatywała, a ja w szpilkach. Odetchnęłam. Teraz wkracza zła Freja. Kryj się smarkulo. Tylko którą substancje wybrać? Krzywda fizyczna czy psychiczna? A nie wiem. Potem się zdecyduje.
Może powinnam delikatnie uchylić drzwi i zacząć od słodkiej Frei, ale nie chciałam. Otworzyłam je gwałtownie i stanęłam. Scena była zabójcza. Poobijany Olavi i mała dziewczynka, która sprawiała, że ten musiał tu siedzieć. Nie dałam jej okazji na zareagowanie. Wbiłam w nią swoje spojrzenie, skupiając się na wyczuciu jej płynącej pod skórą krwi. Właśnie tam chciałam dotrzeć ze swoim obezwładniającym środkiem. Smarkula mi nie zwieje. Nie ma mowy.
- Cześć skarby - uśmiechnęłam się, gdy już byłam pewna, że teraz ja tu rządzę. Lubiłam to. - Ale cię urządziła - zacmokałam nad biedakiem. W takich momentach wedle scenariuszy należało przejść do uścisków i innych powitań. Przecież ktoś kto ma zupełnie wyjebane na ofiarę nie ruszy jej ratować. No chyba, że nazywa się Freja i strasznie się jej nudzi. - Ucałowałabym cię, ale śmierdzisz - dodałam. Pochylałam się nad nim, by móc ocenić jego stan. Dotknęłam ramienia i posłałam mu trochę morfiny do krwiobiegu. Za złe mi tego raczej nie będzie miał. Zupełnie nie zwracałam uwagi na dzieciaka. Jakoś jeszcze nigdy nie spotkałam się z agresją z ich strony. Instynktowne mnie unikały.
Zoja
Zoja
wielkie mi halo


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie - Page 2 Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Lizzie Nie Kwi 17, 2011 2:57 pm

Oczywiście, że wiedziałam, że zmyśla z tymi krokami. Byłam przekonana o tym, że nikt z moich za nic by mnie teraz nie szukał. O nie. Byłam tu bezpieczna. I miałam jeszcze wiele dni na dręczenie tego tu, tak łatwo mnie nie przestraszy i się nie wywinie. Chciałby. Zgotowałam tu mu małe piekło i teraz próbuje wszystkich możliwości by się stąd wyrwać, uciec jak najdalej ode mnie. Bo się mnie boi! i dobrze, że się boi, bo jest czego. Ból jest idealnym środkiem strachu i wiedziałam to już od prawie roku. To prawie jak wieczność. Była, tu bezpieczna ze swoim talentem.
- Mówię ci jeszcze raz, nikt tu nie... - zaczęłam, ale w połowie przerwałam swoją wypowiedź. Na początku wydawało mi się, ze to tylko mój mózg płata mi figle i, że tak naprawdę nic się nie dzieje. To tylko krople deszczu, jakaś gałąź. Ale im dłużej się temu przysłuchiwałam tym bardziej byłam przekonana, ze coś jest nie tak. Ktoś wchodził do domku. Powinnam wcześniej zareagować i założyć chociaż coś na usta chłopaka, by nie zaczął wzywać pomocy, ale zagapiłam się. Cholera. I było za późno. Nie miałam pojęcia jak to babsko tu wlazło, przecież bardzo dobrze pamiętałam, że zamknęłam za sobą drzwi, nigdy nie byłam tak bardzo ostrożna jak własnie w tym domku na drzewie. Doskonale wiedziałam, że jeżeli chciałam dalej działać, to musiałam być ostrożna. A ona wlazła sobie tu ot tak!
Nie było mowy bym stała tutaj tak bez żadnej reakcji, babsko z całą pewnością nie było z rezydencji, a to oznaczało, ze jestem w wielkich tarapatach. Musiałam sie ratować nie ważne jak wielkim kosztem
- Popełniłaś błąd przychodząc tutaj - oznajmiłam dobitnie jednocześnie skupiając się na kobiecie. I łamiąc jej obie nogi poniżej kolan, to miejsce było najprostsze i najskuteczniejsze do łamania. Gdyby tylko babsko nie stało mi na drodze do wyjścia z domku już bym stąd wiała. A tak musiałam się jeszcze jakąś przemknąć obok niej. Wyskoczyłam szybko, mając nadzieję, że przez zaskoczenie nie zdąży zareagować i mnie nie złapie.
Lizzie
Lizzie
słit bejbi


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie - Page 2 Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Olavi Nie Kwi 17, 2011 4:22 pm

Freja ma o tyle fajnie, że może działać swoimi toksynami bez bezpośredniego kontaktu. Gydbym ja tak mógł, to nie trzymałaby mnie tutaj żywa osoba, tylko przypalony skwarek. Jakże piękna wizja. Nie przywitałem się nawet z Freją, byłem wręcz trochę zirytowany jej wizytą, bo pewnie teraz będzie mi wypominać tego upierdliwego dzieciaka przez bardzo długi czas. Nawet dałem sobie chwilę na zastanowienie się nad tym, co ona tu właściwie robi, bo wyprawy ratunkowe nie są do niej podobne, a potem już lezała z połamanymi nogami i przyznam, że trochę mi jej szkoda było. Tak minimalnie, bo przecież oficjalnie się nie lubimy i nie dbamy o nic.
-Taa..-westchnąłem, mało poruszony zaistaniałą sytuacją, bo przecież i tak nie miałem na nią wpływu. Nie znosze takiej bierności, ale co mi poza nią pozostało? Nic.
Oczywiście teraz to się zmieni, bo nie ma takiej opcji, zebyśmy nagle utkwili tu razem, o nie, nie. Tego pod uwagę nie biorę. Koniec zabawy. Zbieramy zabawki i idziemy. Czy tam czołgamy się, wlokąc za soba połamane nogi.
Olavi
Olavi
maskotka


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie - Page 2 Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Zoja Nie Kwi 17, 2011 5:55 pm

Już miałam się roześmiać z daremności tego tekstu, gdy poczułam... poczułam kurwa, że ktoś złamał mi nogi. Upadłam w myślach klnąć na wszystko co święte i nie święte, bo jak mogłam być tak głupia, że nawet nie sprawdziłam co słodka dziewucha potrafi? Bo tak, to tylko dziecko, więc po co głupia Freja będzie stosować na niej jakieś swoje sztuczki? Lepiej od razu się wystawić tak głupio jak to zrobiłam i potłuc sobie tyłek przy upadku.
- Ty - wyrzuciłam z siebie. Uspokój się. Ona wygląda na jakieś osiem lat. Nie zrobisz krzywdy dziecku. Dziecku? Suka połamała mi nogi. Złapałam się za bolące miejsce, patrząc gniewnie na tego obok mnie. Nie mógł zawołać jakimś równie oklepanym tekstem jak smarkula. Wiecie coś w stylu: uważaj! to psycholka! Wiem, że tylko bym na niego spojrzała jak na nienormalnego, ale jednak przed uznaniem, że tak mi się nudzi, że mogę się poznęcać nad Olavim i go ściągnąć z powrotem do nas, mogłam przemyśleć sprawę: jak smarkacz dał radę go dorwać. Stwierdzenie, że to przecież Olavi i zwyczajnie się dał podejść było zbyt głupie. Ja byłam głupia. Ona działała na odległość, ale ja również. No to teraz się zabawimy.
Miałam zrobić jej krzywdę. Tak, żeby i ją bolało. Posyłanie morfiny w swój krwiobieg zawsze było trudniejsze niż w czyiś inny, nawet jeśli robiłam to na odległość. Po prostu mój organizm się bronił przed mymi "truciznami". Ale jednak dałam radę, dlatego teraz myśl, że muszę jej też zadać ból były takie niepoprawne. To tylko głupi dzieciak ze złą mocą. Nie pozostawało mi nic innego jak zaaplikować jej coś co nie pozwoli jej na ruch. Obezwładniłam ją z zadowolonym uśmieszkiem, przylepionym do ust. Nie spodziewała się tego, wstrętna gówniara. Teraz nawet mruganie przychodziło jej z trudnością. I co powiesz na to?
- Grzecznie poskładasz mi kości i zapomnimy o sprawie - oznajmiłam. Nawet w tak dziwnej sytuacji nie traciłam kontroli nad sobą. Szkoda tylko, że nie mogłam się podnieść. - Spróbuj znów coś łamać, a ciebie zaboli - dodałam takim tonem, że nikt nie próbowałby kwestionować czy naprawdę będę w stanie skrzywdzić dziecko. Niech tylko mnie wyprowadzi z równowagi.
Zoja
Zoja
wielkie mi halo


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie - Page 2 Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Lizzie Pią Kwi 22, 2011 7:18 pm

Wszystko zaczęło się komplikować i nic nie szło zgodnie z moim planem. Skąd ona się tu wzięła?! Niby skąd wiedziała, że to właśnie tutaj jest ten zaginiony człowieczek. W mojej głowie wszystko wyglądało inaczej. A mianowicie, gdyby Ci z defrost mieli już go szukać to najpierw sprawdzili by całą rezydencje. Przecież byłam tylko niewinnym i wspaniałym dzieckiem, które bawiło się w domku na drzewie. Komu normalnemu mogłaby przyjść do głowy myśl "O może, to piękne, urocze i cudowne dziecko torturuje i przetrzymuje złego typa?". Nikomu, powiem wam! Więc SKĄD ONA WIEDZIAŁA?!
Gdy już miałam w planie uciekać ta wredna suka zrobiła mi coś i w ogóle przestałam się ruszać. Wylądowałam, tak jak przed chwilą ona, na ziemi. No kuuuuuuuuuurdeuuuuu.
- Puść mnie, albo Cię zabije - Wydusiłam z siebie z trudem. Jedyne co mi pozostało to groźby. Pewnie gdy ja tylko wypuszczę ona mnie zabierze do swoich, a nawet jeżeli mnie puści to wszystkie moje starania pójdą na marne. Tak więc nie mam nic do stracenia. No może oprócz życia.
Lizzie
Lizzie
słit bejbi


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie - Page 2 Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Olavi Pon Kwi 25, 2011 7:35 pm

/dałam ciała z odpisywaniem. sorry ^_^'


Każdy facet marzy o tym, zeby być świadkiem walki kobiet. Tego doświadczenia jako spełnienia marzeń nie zaliczam, ale trzeba zauważyć, ale blisko owego spełnienia teraz jestem. Możliwe, ze blizej nigdy nie będę.
A tymczasem, wracajac do rzeczywistości..
Tkwię tu już kilka dni i mam dość. Nie mówię tego głośno, bo przecież uchodze, ze szalenie cierpliwego i spokojnego człowieka, ale naparwdę tak jest. W przypływie frustracji szarpnałem rekoma, zeby zerwać te durne, kolorowe, żyłki. To zły pomysł. Odradzam wszelkich gwałtownych ruchów kończyn, kiedy są złamane. Z moich ust wyrwało się jedno, krótkie słowo, którego nie powinno się wypowiadać przy dzieciach. Najpewniej, każdy zajęty skupianiem się na swoim bólu, tego nie zauwazył, i dobrze, bo przecież kultura musi być.
-Albo zabij tą małą, albo mnie rozwiąż i ja to zrobię-mruknąłem do Frej, mojej nieco nieudolnej wybawczyni. Ton mojej wypowiedzi rozpoznałby każdy, nawet największy dureń, i każde, najwet najmłodsze dziecko. Nie żartowałem. Pierwszy raz miałem ochotę celowo zrobić komuś nieodwracalną krzywdę. Co z tego, ze była dzieckiem. Nawet co z tego, ze łamała moje kosci. Nie powinna łamac kości ludzi, z którymi mieszkam. Znaczy osoby, z którą mieszkam, bo Frej przyszła sama. Swoja drogą, to było głupie.. znaczy ona, że tu przyszła.. sama.
Olavi
Olavi
maskotka


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie - Page 2 Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Go?? Sro Lip 06, 2011 9:28 am

Wszedłem do domku i usiadłem się na podłodze. Wyjąłem książkę i powoli zacząłem sobie przypominać rosyjskie bukwy. Uświadomiłem sobie , że najwyraźniej totalnie olałem sobie mój ojczysty język. Przypominając sobie bukwy myślałem o domu, o mojej kochanej mamie , o plaży, ale niestety wspominałem też gorsze momenty. Moje pierwsze użycie mocy na taką skalę zabiło niewinną osobę. Myślałem też o tym , że właściwie mojemu ojcu żyje się lepiej beze mnie. Uczyłem się tu dłuższy czas nie zauważając , a nawet nie zwracając uwagi na to czy ktoś wchodzi lub wychodzi z domku. Zadawali mi pytania , ale ja najprawdopodobniej ich nie słyszałem. Zatraciłem się w wspomnieniach. Przeszło tędy kilkanaście osób , ale to mnie interesowało. Zadawałem sobie wciąż jedno pytanie " Co pomyślał ojciec , gdy zniknąłem z domu nic mu o tym nie mówiąc ? " . Zauważyłem , że coś się ze mną dzieje i ponownie zapadam się w depresję. Co?! TO nie możliwe! Miałem prowadzone poważne terapie psychologiczne , by nie skończyć tu na sznurku lub pocięty na śmierć. Uznałem , że lepiej , żebym wrócił do liter. Myślę , że ja po prostu chciałem by ktoś tu przyszedł i nie zadawał głupich pytań jak : "CO ty tu robisz?" , "Czemu się nie odzywasz?". Wolałbym , żeby ktoś przyszedł i zrozumiał.
Przysnąłem przytłoczony tymi wspomnieniami , nauką i innymi wpływającymi na to czynnikami.
Anonymous
Go??
Gość


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie - Page 2 Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Lemon Pon Paź 31, 2011 1:43 pm

dawno nim nie grałam, więc wiecie

Stało się.
STAŁO SIĘ! Ostatnio przespałem bite trzy dni i tak biegałem od dwóch ciągle na nogach, bardziej po mieście niż w Rezydencji albowiem bałem się, że ktoś mnie przyuważy i jeszcze wyśle na bezkofeinowe wyspy, jeśli takowe istniały, a jeśli takowe istiały to musiały być strasznie smutne, no bo weźcie tak żyć bez kawy?No jak tak można w ogóle? Także, wracając do początku tyle dni byłem zajęty własną osobą, że problem Delilah zszedł an boczny tor. Okej, przyznaje się, niech już wam będzie: zapomniałem. Ale było tyle interesujących rzeczy wokół. O wiewiórka! Czy ja to powiedziałem na głos czy jednak nie? Druga wiewiórka! Ile wiewiórek. Na dworze jest tak fajnie.
- Kurwa - wymamrotałem, przeczesując nerwowo włosy palcami. Kurwa. Kurwa. Kurwa, opanuj się. Nie myśl. Na pewno potrafisz nie myśleć i nie mówić do siebie w trzeciej osobie. No dalej pokaż co potrafisz. Kurwa, ty tego serio nie potrafisz. Co za ciota. - Uspokój się!
Dzieci do tej pory bawiące się za jakimiś krzakami zerwały się z krzykiem świr! świr! i pognały do rezydencji. Machnąłem na nie ręką i począłem rozglądać się po okolicy. To po co ja tu przylazłem? A wiem. Domek. Delilah często tu siedzi. I nawet była. Odetchnąłem, bo teraz naprawdę wszystko sobie przypomniałem i nawet silniczek mi trochę zwolnił obroty, więc mogłem na dłużej skupić uwagę. Co za ulga.
- Delilah kuzynko ma ulubiona i to wcale nie dlatego, że jedyna, powiedz mi, skarbie co się ostatnio z tobą dzieje? - Podszedłem do niej bliziutko z zachęcającym uśmiechem. Błysk w oku mógłby zginąć marnie, ale nie chciał. Czasem przez to wyglądałem ponoć przerażająco, chociaż wcale nie chciałem. No może w Halloween to się przydawało, wiecie cukierki itd, ale nie teraz. Teraz miałem być opiekuńczym kuzynem, który chce się dowiedzieć komu ma urwać jaja.

lallaa, nawet nie komentujcie tego xd
Lemon
Lemon
król burdelu


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie - Page 2 Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Delilah Wto Lis 01, 2011 2:11 am

Co tu dużo mówić - moje życie było tak samo beznadziejnie jak zwykle. Zupełnie nie potrafiłam zrozumieć jak w ciągu tak krótkiego czasu udało mi się z najszczęśliwszej i najradośniejszej osoby pod słońcem spaść do grupy największych smutasów oraz samotników, których zwykle sama pocieszałam i nigdy nie potrafiłam pojąć, jakim cudem mogą być tak niezadowoleni z życia. Miałam stanowczo dość ciągłego smucenia się, bo to naprawdę wykańczało człowieka zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Jako że do tej pory nigdy nie miałam specjalnej styczności z depresją czy nawet zwykłym przygnębieniem - no chyba że działo się coś naprawdę złego, coś na miarę śmierci Zgredka w Harrym Potterze albo tego, że ktoś nie wierzy w jednorożce - więc to wszystko wykańczało mnie jeszcze bardziej. Miałam dość ciągłego leżenia i zamartwiania się, oczy piekły mnie od ciągłego płakania, a do tego wszystkiego miałam wrażenie, że niedługo umrę. Siedziałam na schodkach przed domkiem na drzewie - to była jedna z moich ulubionych miejscówek w całej okolicy - nad otwartym szkicownikiem i nie robiłam nic konstruktywnego. Kiedyś rysowałabym zapewne z wielkim zacięciem wszystko co tylko przyszłoby mi do głowy, ale teraz zupełnie nie miałam na to ochoty. Poza tym nie miałabym nawet takiej możliwości, gdyż kartki ze szkicownika miały pełno plam od łez i ciężko byłoby wykonać na nich jakiś porządniejszy szkic. Ja wiem, że niby nie miałam powodu do płaczu, ale tak już to u mnie wyglądało - co chwilę jak już mi się zdawało, że wszystko ze mną okej, całe te straszne wydarzenia z ostatniego czasu przypominały mi się z okropną dokładnością i zanim się spostrzegałam moje oczy znów były pełne łez. W każdym razie siedziałam sobie spokojnie i wpatrywałam się bez większego zainteresowania w niebo, gdy usłyszałam znajomy głos. Na sam jego dźwięk wzdrygnęłam się. Lemon! To spotkania z nim bałam się najbardziej.
- Oh, nic takiego. Po prostu... wiesz, nic, takie tam - zaczęłam nieskładnie i podniosłam na niego zalękniony wzrok, automatycznie nieco się kuląc. Dopiero kiedy mu się przyjrzałam i przeanalizowałam kilka faktów zrozumiałam, że moje wyjaśnienia najpewniej nie miały sensu, bo musiał już wiedzieć. Jeśli nie całą historię, to chociaż jej zarys. Zdradził go przede wszystkim ten dziwaczny błysk w oku, którego zawsze tak się bałam. Chociaż kto wie, może to był tylko efekt zbyt dużej ilości kofeiny w krwiobiegu? Z nim to nigdy nie było wiadomo. Ale nawet abstrahując od tego argumentu, musiał usłyszeć cokolwiek od Quena. Albo kogokolwiek innego.
- Przepraszam, że jestem taką beznadziejną osobą - powiedziałam od razu, w razie gdyby Lemon zaraz stwierdził że nienawidzi mnie na wieki i sobie poszedł, a ja nawet nie zdążyłabym wygłosić tych słów. W całej mojej okropnej sytuacji najbardziej dobijające było to, że moja rodzina musiała mieć kogoś tak złego jak ja za krewną. Biedni kochani bracia i kuzyn!
Delilah
Delilah
lotta


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie - Page 2 Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Lemon Wto Lis 01, 2011 7:27 pm

Miałem ochotę zrobić w tym momencie wiele rzeczy i w sumie nie wiedziałem co najbardziej. Podpowiedziałby kto, że można zrobić je wszystkie, no ale właśnie nie dało rady. Westchnąłem po raz pięćdziesiąty piąty przeczesując włosy drżącymi palcami (bron boże, że z przejęcie, od kofeiny), odrzucając myśl o przetrzepaniu tyłka Delki i podszedłem do niej, zasiadając obok na schodkach i obejmując ramieniem.
- To w taki sposób cię skurwiel omamił - wymamrotałem, w jej włosy, gdy się do mnie przytuliła. Raczej mało romantyczne czy pocieszające słowo z mej strony, ale ja wiem. Ja po prostu szukałem jak tu nie przypieprzyć w coś porządnie. No jasne, że się odsunęła. Ja bym od siebie teraz spieprzał czym prędzej, a przecież nie o to mi chodziło. Musiałem się lepiej pilnować czy coś takiego. - Jestem jedynie zły, że mi wcześniej nie powiedziałaś. - Bardzo szczerze mówiłem i powinna być ze mnie dumna. Nawet jeśli jeszcze trochę świat wokół mnie rozpraszał, starałem się skupić na osobie Delilah i tego pedofila, który śmiał zbezcześcić mi kuzynkę i jeszcze to nagrać. Troszkę za mocno ścisnąłem drewniany schodek i poczęło śmierdzieć spalenizną. - To nic. Dzisiaj od rana tak mam, nie przez ciebie - wyrzuciłem przez zaciśnięte zęby. Oj coś fatalnie nam szła rozmowa, fatalnie, ale jak inaczej miała pójść: "Cześć skarbie słyszałem, żeś straciła dziewictwo z jakimś chujem, który już omamił wiele innych zbytnio wrażliwych dziewcząt. To prawda?" "Oh tak prawda, miło, że pytasz." "A może powiesz kto to był?" "Jasne to był xxx. "Boniu. Nawet moja wyobraźnia nie wiedziała i musiała coś zaszumieć niewyraźnego.
- Delilah, wiesz, że chcemy razem z twoimi braćmi dla ciebie jak najlepiej? - Zacząłem po kilkuminutowym, niezwykłym jak dla nas milczeniu. Gapiłem się przed siebie, nie na nią. Tylko odrobinę dłonie mi drżały, a całe ciało wołało: kawy, tak poza tym byłem spokojny.
Lemon
Lemon
król burdelu


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie - Page 2 Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Delilah Czw Lis 03, 2011 8:34 pm

Nie bardzo wiedziałam jak miałam zareagować, więc tylko przytuliłam się do Lemona, gdy objął mnie ramieniem. Wiecie, z tymi wszystkimi gestami problem jest taki, że im bardziej ktoś okazuje ci swoje zainteresowanie i współczucie, tym bardziej ci przykro. A tym przypadku czułam się też jeszcze gorszą osobą. No bo sami powiedzcie, jak mocno mój kuzyn musiał być mną rozczarowany? Tym bardziej, że on sam był przecież takim wspaniałym człowiekiem! No dobrze, może czasami miał trochę problemów z emocjami - jak na przykład teraz, kiedy przypadkowo przypalił jeden ze schodków - śmiesznie się trząsł od nadmiaru kofeiny i miał ten swój dziwny, nieco szalony wzrok, ale przecież był taki kochany dla mnie i dla wszystkich innych! Naprawdę byłam czarną owcą tej rodziny. Westchnęłam ze smutkiem, zastanawiając się jakim cudem mogła zapaść między nami tak niezręczna cisza. Wiecie, ludzie przebywający ze mną na ogół nie mogli liczyć na sekundę bez żadnego słowa z mojej strony, a co dopiero kilka długich minut ciszy. A co dopiero jeśli chodzi o Lemona, z którym na ogół miałam przecież tyle superważnych tematów do omówienia! Podparłam łokcie na kolanach i oparłam twarz na dłoniach, wpatrując się w przestrzeń i czekając, aż to mój kuzyn odezwie się albo odejdzie bez słowa. Jednocześnie walczyłam ze sobą, by znowu się nie rozpłakać ani nie powiedzieć czegoś głupiego. Jeszcze by go to zmiękczyło, a ja przecież jako zły człowiek nie mogłam liczyć na żadną życzliwość z niczyjej strony. To byłoby wysoce niesprawiedliwie. Dlatego też zagryzłam nerwowo wargę, gdy Lemon w końcu przerwał milczenie, nie do końca wiedząc jak zareagować.
- Ja... Ja wiem, Lemon, ale wy nie powinniście, bo wiesz, możecie raczej skupić się na sobie - wzruszyłam ramionami, ostatecznie decydując się na niedokańczanie zdania słowami: "zamiast na mnie, bo dla mnie i tak nie ma już ratunku". Naprawdę nie chciałam się bezsensownie użalać, ale moje życie straciło całe kolory! Znowu zamilkłam na kilka długich sekund, które wydawały się przeciągać w nieskończoność, a kiedy ponownie zabrałam głos musiałam mocno się pilnować, żeby przypadkiem znów nie zacząć płakać. - Prze... przepraszam, okej? Naprawdę. Wiem, że pewnie żaden z was już nigdy się do mnie nie odezwie i naprawdę się wam nie dziwię, tak samo jak nie dziwiłam się kiedy Justin Bieber nie rzucił Seleny Gomez chociaż dostawał pełno pogróżek od fanek, albo kiedy Harry Potter poszedł poświęcić swoje życie za przyjaciół prosto do Voldemorta, chociaż równie dobrze mógł przecież... eh, nieważne, chodzi mi o to, że wiem, czemu wszyscy mnie znienawidziliście. Chcę tylko żebyś wiedział, że naprawdę jest mi beznadziejnie z myślą jak strasznie zawaliłam, i że czuję się strasznie winna, i nienawidzę się za to wszystko, i że naprawdę nie chciałam, żeby to wszystko potoczyło się tak jak się potoczyło... I to wcale nie dlatego, bo nie dostanę więcej prezentów na święta ani nic - Ostatnie zdanie wygłosiłam szeptem, bo głos za bardzo mi się załamywał. Rękawem za dużej bluzy ukradzionej kiedyś któremuś z braci otarłam oczy, do których po raz milionowy napłynęły mi łzy. - Po prostu... po prostu było mi naprawdę źle, a William był taki miły i nie miałam pojęcia, że, no wiesz... - Zamilkłam, nie wiedząc co jeszcze mogłam mu powiedzieć. Rozłożyłam bezradnie ręce. Żałowałam, że nie potrafiłam udowodnić jak nieszczęśliwa czułam się z ostatnimi wydarzeniami.
Delilah
Delilah
lotta


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie - Page 2 Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Lemon Pią Lis 04, 2011 3:12 pm

- Jezu, kobieto! Kto ci nawciskał tej całej sieczki do głowy, że myśmy cię znienawidzili? To ja tu próbuje jakże nieumiejetnie wyciągnąć imię tego chuja, a ty mi tu tłumaczysz... ups przepraszam za język wcześniej... także ty mi tu tłumaczysz, że rozumiesz, że cię znienawidziliśmy? Czy cię, naprawdę przepraszam, ale czy cię popierdoliło? Nigdy się nie znienawidzimy. Rodzina jest od tego, żeby wszystko wybaczyć i pewnie tylko dlatego ja wciąż mogę mówić, że jestem członkiem waszej, rozumiesz? My ci wybaczymy wszystko za wyjątkiem twojego ślubu z tym całym Biberem. Nie znasz gościa, ale mnie zajebiście wkurwia. Zaraz, ej, no czy ty powiedziałaś William? Czy mi się tylko zdaje, że gdzieś tam padło imię tego cioty? Wiesz co, cofam to o Biberze. - Zapowietrzyłem się i po prostu musiałem przerwać. Jak mogła. Spokój Lemon. Ten fiut tykał moją kuzynkę! Już nie żyje. Przegiął. Spodziewałem się wielu nazwiska, ale tego cioty? No nie. Tylko nie to. Parę chwil jeszcze tylko oddychałem. Oddychałem i wcale nie myślałem o tym jak głowa Donovana roztrzaskuje się o posadzkę, gdy przypadkiem go popycham. Wcale. WILLIAM DONOVAN ZALICZYŁ MI KUZYNKĘ. Opanowany jak zwykle, sięgnąłem do dłoni mojej kochanej, drobnej blondyneczki i może odrobinkę zbyt mocno na nie naciskając, ale przynajmniej dzięki temu kontrolowałem wytwarzanie żrących kwasów, bo jej nigdy bym nie skrzywdził, kontynuowałem swe jakże oryginalne pocieszanie.
- Delilah. - Nie byłem w stanie mówić. To musiało zabrzmieć jak jakiś charkot. Odchrząknąłem i zacząłem jeszcze raz: -Nie mam nic nic za złe, jasne? Przestań się zadręczać, bo akurat to mogę ci mieć za złe. Zapomnij, okej? - Zerwałem się z miejsca, całkiem to nie pasowało do spokoju mego przekazu. On w ogóle nie mógł zabrzmieć tak jak powinien. Nie gdy ja byłem w takim stanie emocjonalnym. - A i nigdy więcej nie mów, że ten fiut był miły, jasne? Pieprzony pedofil się znalazł. - Uklęknąłem przed nią, z powrotem biorąc jej dłonie w swoje. Patrzyłem jej prosto w oczy. Była dla mnie najważniejszą kobietą na tej planecie i naprawdę nie chciałem słyszeć o niej nigdy więcej podobnych historii, ta też musiała zostać wymazana.
- Zabije drania, przyrzekam - wymamrotałem tak cicho, że ona po prostu nie miała szans usłyszeć.
Lemon
Lemon
król burdelu


Powrót do góry Go down

Domek na drzewie - Page 2 Empty Re: Domek na drzewie

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Powrót do góry

- Similar topics

 :: Rezydencja :: Zewnatrz :: Park

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach